Płacenie świadczeń publicznych, w tym podatków, jest konstytucyjnym obowiązkiem każdego obywatela Rzeczypospolitej Polskiej.
Oprócz tego konstytucja nakazuje jeszcze wierność swojej Ojczyźnie, przestrzeganie jej prawa, obronę jej przed wrogiem i dbałość o stan środowiska. Tylko pięć obowiązków. W zamian konstytucja oferuje obywatelom Polski kilkadziesiąt praw i wolności, które mają być realizowane właśnie dzięki pieniądzom z podatków. Mamy więc zapewnione (przynajmniej na papierze) prawo do bezpłatnej nauki, bezpłatnej służby zdrowia, zabezpieczenia socjalnego, prawo do dochodzenia swych praw na drodze sądowej i wiele, wiele innych. Tak to wygląda na papierze. A jak się ma zapis konstytucji do rzeczywistości?
W Polsce jest całe mnóstwo różnych podatków. Jak powiedział znany satyryk i kandydat na prezydenta - "Przez ostatnie kilkanaście lat w Polsce wprowadzono więcej podatków niż w Stanach Zjednoczonych przez dwieście lat". Mamy więc podatek dochodowy, od osób fizycznych, od osób prawnych, od wzbogacenia, drogowy, akcyzę, VAT, od posiadania psa, spadkowy i wiele, wiele innych. Płaci każdy i to na każdym kroku, często nie zdając sobie nawet sprawy, że właśnie zapłacił podatek.
Wypłata
Pracownik (oczywiście zatrudniony legalnie) dostaje "na rękę" tylko około 60% pieniędzy, które wypracował. Resztę pożerają różne składki i podatki. Przyjrzyjmy się temu dokładniej na konkretnym przykładzie. Nie wnikając w szczegóły zakładamy, że pracownik fizyczny zarobił w ciągu miesiąca nieco ponad 2.000 zł. Ubezpieczenia emerytalne, rentowe, chorobowe i zdrowotne "pożerają" ponad 25%, a więc około 500 zł. Poza tym jeszcze podatek od wynagrodzenia (w tym przypadku 19% od kwoty podlegającej opodatkowaniu). Jeżeli doliczymy do tego jeszcze dobrowolne składki na związki zawodowe i na ubezpieczenie na życie, to "na rękę" pracownik dostanie jakieś 1.200 zł, z których zapłaci jeszcze mnóstwo podatków ukrytych w cenach towarów i usług (VAT, akcyza).
Samochód tylko dla bogaczy
Na polskim rynku mamy teraz bardzo dużą liczbę samochodów. Są to pojazdy różnych marek i różnych typów. W krótkim czasie samochód pojawił się w wielu rodzinach. Przestał być dobrem tylko dla nielicznych. Ale wszyscy uważają chyba, że jeśli ktoś już dorobił się swoich czterech kółek to można go "skubać" na każdym kroku. Jak to wygląda? Oto przykład. Nawet ktoś, kto zarabia tylko 1.200 zł "na rękę" i musi za to utrzymać rodzinę, może po kilku latach uzbierać na swój samochód. Kilkuletniego poloneza można kupić już za 5.000 zł. Nie jest to jakaś wygórowana cena. Ale tuż po zakupie płaci on w Urzędzie Skarbowym podatek równy 2% wartości auta. W tym przypadku będzie to więc 100 zł. Jak na jednorazowy wydatek nie jest to zbyt dużo, ale zaraz potem trzeba opłacić rejestrację oraz obowiązkowe ubezpieczenie OC, co wynieść może ponad 1.000 zł. Oprócz OC płacić też trzeba co roku za przegląd (następne 100 zł). Tak więc nasz pracownik fizyczny musi swoją miesięczną pensję wydać co roku na obowiązkowe opłaty związane z autem.
Nie liczymy jeszcze innych wydatków, które kierowca musi ponieść: wymiana klocków hamulcowych, filtrów, świec, oleju. Na razie z tych wszystkich pieniędzy państwo dostaje stosunkowo niewiele. Prawdziwą żyłą złota jest benzyna. Jest ona źródłem dochodów nie tylko szejków arabskich ale i Skarbu Państwa. Ponad 70% jej ceny w Polsce to podatek. Akcyza i wliczony też do ceny paliwa podatek drogowy znacznie uszczuplają kieszenie kierowców. A rząd już zamyśla, jak jeszcze wyciągnąć od nich pieniądze. Ostatnio zrodził się pomysł na wprowadzenie obowiązkowych winiet dla kierowców za korzystanie z dróg krajowych. Opłata ma wynosić 180 zł rocznie i jest to właściwie drugi podatek drogowy (pierwszy wliczono w cenę paliwa). Pieniądze z winiet mają iść na poprawę stanu polskich dróg. A na co idą pieniądze z akcyzy na paliwo? Kierowcy płacą mnóstwo pieniędzy za to, żeby móc używać swych samochodów, a na razie nie mają gdzie ich używać, bo polskie drogi są tak dziurawe jak sito.
Dopłata mile widziana
Dzięki pieniądzom z podatków państwo ma zapewnić nam realizację naszych konstytucyjnych praw. Policja opłacana przez nas ma nas chronić, ale jak pokazuje przykład z Radomska, kiedy ktoś zapłaci więcej, policjanci mogą odstąpić nieco od wypełniania swych obowiązków. Przykład łódzkiego pogotowia pokazał, że zdrowie i życie pacjenta (podatnika) nie zawsze jest priorytetem. Służba zdrowia jest tak dalece bezpłatna, jak pozwoli jej Kasa Chorych. Tylko bardzo podstawowe usługi medyczne są rzeczywiście bezpłatne, za inne trzeba płacić z własnej kieszeni. Żeby w szpitalu być traktowanym przyzwoicie, też dobrze jest dać (jak się to brzydko mówi) "w łapę" pielęgniarce, lekarzowi.
Szkoły też nie potrafią funkcjonować tylko z pieniędzy przekazanych im przez gminę czy powiat. Normą stały się "dobrowolne" składki na komitet rodzicielski. Niby nie ma obowiązku ich płacić, ale często dzieci, które nie zrobią tego, są w szkole szykanowane przez dyrekcję. W niektórych szkołach średnich młodzieży, która nie zapłaciła wstrzymano (zresztą niezgodnie z prawem) wydanie świadectw maturalnych. I wreszcie kierowcy, którzy są "skubani" przez państwo (i nie tylko) na każdym kroku. Płacą mnóstwo podatków, między innymi po to, aby móc jeździć po naszym kraju, po przyzwoitych drogach. A polskie drogi są dziurawe i niebezpieczne. A chcąc przejechać trasą, która spełnia te podstawowe wymogi (czytaj autostradą) i tak za jej użytkowanie trzeba płacić osobno.
Rządź i dziel!
Mimo że tyle pieniędzy z podatków wpływa do kasy państwa, mamy sporą dziurę budżetową. Brakuje pieniędzy na policję, na służbę zdrowia, na naprawę dróg, właściwie na wszystko. Nie brakuje ich tylko na pensje dla urzędników. Rację ma Kazik, który śpiewa, że większość naszych pieniędzy "pożera aparat administracyjno-urzędniczy". Większość pieniędzy ginie w przepastnych kieszeniach członków rządu, posłów, dyrektorów i członków rad nadzorczych. Na dodatek rząd chce uchodzić za dobroczyńcę. Cudowny rząd dzieli pieniądze, łata dziurę budżetową. Trzeba mu jednak przypomnieć, że dzieli pieniądze uzyskane od podatników. To z podatków pochodzą pieniądze na pensje dla członków rządu i na nagrody, jakie ostatnio rząd sam sobie przyznał za "dobre wyniki w pracy". Ale ciągle mało jest pieniędzy w budżecie i trzeba jeszcze wydusić z podatników co się da. Co chwilę pojawia się nowy podatek.
Teraz już tylko czekam na to, że wzorem jednego z rzymskich cesarzy polski rząd opodatkuje powietrze. W sumie dlaczego nie: skoro oddychają, niech płacą.