Mistrzowie magii cz.I Pink Floyd N.I.B.
Bicie serca... coraz głośniejsze... odgłosy helikoptera, wreszcie spokojny wstęp i kojący śpiew. Tak zaczyna się klasyczny album "magicznej" grupy Pink Floyd - The dark side of the moon. Lubię ją za ciepło, które bije z tej muzyki. Za nastrój, który nie jest jak w przypadku np. The Wall sztuczny i naciągany. Tutaj każde uczucie wynika z poprzedniego, każdy dźwięk jest oczywisty. Płyta biegnie swoim spokojnym tempem aż do finału. Jest tu wiele oryginalnych pomysłów np. zegary. Zresztą, co będę pisał i tak wszyscy wiedzą o co mi chodzi, a ci co nie wiedzą - szybko nadrabiać zaległości!!!
"High hopes" jest fragmentem płyty "The division bell", który uwielbiam. Zamiast R. Watersa śpiewa tu D. Gilmour, jego głos jest dobry, może nawet lepszy. Kwestia gustu. Fortepian wprowadza nastrój grozy, tego utworu słucha się z zapartym tchem przez całe 8 i pół minuty. W oddali słychać bijący dzwon, Napięcie mija na chwilę w refrenach by później powrócić w gitarowym solo... Magia i dzwon.
Piosenka "Wish you were here" jako singiel stała się hitem. Jednak na tle całej płyty wypada nieco słabiej. Album otwierają i kończą kolejne części utworu "Shine on you crazy diamond". Ta płyta jest tak podobnie zbudowana jak Ciemna strona tylko więcej tu gitar niż eksperymentów.
To są moje ulubione momenty w dyskografii grupy Pink Floyd. Te magiczne. Jeśli chcecie to napiszcie coś o swoich magicznych zespołach - nnmuzyka@interia.pl.
N.I.B. poczta: nnmuzyka@interia.pl
|