Taniec Dusz Paula
Część 1:
Początek: - schodzimy się.
Drużyna wpadła po 16. Uśmiechnięta, szalona, przebrana w czarne dopasowane ciuchy - Zgraja pierwsza. Dostałam rogi na głowę :))) No cóż, należały do arsenału tanecznego, więc chcąc nie chcąc trzeba było zdjąć.. szkoda.. dobrze, że te oryginalne zostały :)
Wspólnemu wypakowaniu na podwórku z wielkiego pudła torped, sztucznych ogni i takich tam wynalazków towarzyszył śmiech, który przygonił do nas wszystkich okolicznych sąsiadów.. a to za sprawą Tomka - kiedy się śmieje, słychać zarzynanie bawołu, ryk osła i wszyscy umierają. Tak więc nieoczekiwanie rozrosła się nam publika, zaproszona na widowisko. Im więcej luda klaszcze, chociażby po to, byśmy szybciej skończyli, tym lepiej ;) Postawiony został jednak warunek, który sąsiedzi ochoczo ku memu olbrzymiemu zdziwieniu ;) zaakceptowali - każdy przynosi Coś! Hmm.. podejrzane.. I wtenczas usłyszałam! [ porozumiewawcze "aaaa" z uśmiechem od uszków do uszków ] i ujrzałam! [dziwne walenie się po szyi..] Chłopcy, zdziwieni nieludzko, jacyż to obrotni i wyrozumiali tudzież rozumni są moi sąsiedzi, pokiwali z radością głowami. Kiwanie o szybkości ponaddźwiękowej oznaczało akceptację sąsiadów i ewentualnego 'wkupu'. No proszę, jak miło, zgodność w narodzie.. gdzież te kłótnie, boje, wojny, kiedy tak łatwo dojść do porozumienia..
Godz. 17.00. Przybyła druga grupa. Białasy. Jasne włosy, białe ciuchy. Spóźnili się, bo odbierali lampiony, maski i prezent dla Mai - tort. Dla Mai ;) Żarłoki jedne :). Przygotowania trwają.
Godz. 17.30 Jest już Braciszek z Rodzinką, Babciowie i Dzieciaczki. I się zaczęło.. Łzy.. ogromne.. najszczersze do bólu, kiedy Maja się z Nimi witała.. Niektóre dzieci będąc na wyjazdach z Fundacji nie mogły się wcześniej z Nią spotkać, więc teraz.. zresztą nieważne, czy już się widziały, czy też pierwszy raz.. Niesłychane wzruszenie.. nie do opisania.. Te Dzieci, tak niezrozumiane przez społeczeństwo, często wytykane palcami, obrzucane obelgami, mają w nas Przyjaciół, Rodzinę. Kochają i są kochane. I nie dlatego, że są "ładne jak aniołki", "inteligentne jak na swój wiek".. nie są takie. Są kochane po prostu... nie pomylę się, jeśli powiem, że chociażby dziś, kiedy pokazywaliśmy im rybki i tłumaczyliśmy, skąd się biorą małe rybcie :), kiedy braliśmy je na kolana i robiliśmy swoimi pyskami 'żółwie' - były w raju..
Część 2:
W trakcie - już TO..
Godz. 18.30. Mam już demoniczną fryzurę i makijaż. Hmm.. raczej 'seksistowskie' to niż straszne ;) Strój - czarny, obcisły, z peleryną, jakiej nie powstydziłaby się najbardziej szatańska Diablica. Pokazuję się tylko Dzieciom ukradkiem. Nie chcę, żeby potem się bały i śniły o mnie po nocach w koszmarach. Po co jeszcze One mają cierpieć ;) Lampiony już zapalone wiszą na drzewkach, jeszcze widno.. ale powoli zaczyna się robić nastrój..
Grześ zaczyna przygrywać na gitarze. Ma niesamowity talent.. Kiedy gra, od razu zapada cisza. Wdziera się w nasze umysły pojedynczymi dźwiękami, które błyskawicznie narastają, potęgują się powodując lawinę uczuć.. Chciałoby się wtedy zamknąć oczy i słuchać, płakać, śmiać.. Wszystko, cokolwiek zagra..
Aldona. Skrzypaczka. Występuje w filharmonii w Wiedniu. Tam się poznałyśmy. Przyjechała do Rodziny. Teraz jest tu. Widzę łzy w oczach Mamy i Babci. Nie, nie mogę teraz patrzeć, rozkleję się, a nie powinnam.
Muzyka narasta. Już nie jest łagodna.. nie wprowadza.. narasta.. Ciemne Moce stają w parach blisko siebie.. zaczyna się taniec.. zaczyna się TO..
Wyobraźcie sobie Ciemne Moce, krążące w tańcu, pokazujące wszystkie złe emocje, gniew, pogardę, odrzucenie. Muzyka narasta, coraz silniejsza, grzmi złością w głowie, przytłacza, prowokuje do krzyku, a Oni tańczą, wirują, niedostępni, okrutni, perwersyjni, pogardliwi.. tak.. tak, chcesz krzyczeć, patrzysz jak w hipnozie, nie możesz się ruszyć, mówić, tylko patrzysz, patrzysz na te ruchy, jesteś tam z nimi, krzycz tym milczeniem, gestem, rób to!.
..cisza..
Stoję jak wryta.. nie mogę się poruszyć, a przecież powinnam.. tak.. pierwszy dźwięk.. powolny.. wciąż głęboki, mroczny... przesuwam dłonią po ich ramionach, szyjach, stoją bez ruchu.. teraz moja Moc.. wiruję koło nich, podnoszę ich opuszczone głowy, patrzę w oczy, śmieję się bezgłośnie, unoszę ich ręce, prowokuję do tańca zastygłe postaci, tak, tańczcie ze mną, bądźcie okrutni!. Stają wokoło, wiją się jak węże, jak drzewa obejmowane wiatrem, lgną do siebie i kajają się przed Mocą, również mocni, również silni.. Jestem wśród nich, wciąż tańczę.. kobiety, mężczyźni, ból, piekło, zło, szybciej, pewniej, tak! otwieram oczy.. jestem w górze.. Dziewczyny z rękoma uniesionymi w moją stronę.. poczułam się jak wcielenie szatańskości.. i to milczenie.. cisza.. już bez muzyki, bez głośniejszego oddechu.. to było TO...
.. łagodne dźwięki budzą Jasne Moce. Odpychają się od ścian, do których przywarły na czas diabelskiego tańca.. budzimy się z emocji.. lekko opadam na ziemię.. Ciemne Moce straszą gestami nieproszonych jasnych gości.. nie chcemy Was tu.. odejdźcie.. muzyka jednak zbyt łagodna.. nie chcemy takiej. Uciekajmy! Pokazuję drogę wyznawcom Szatana.. tam! tam jest droga! tam nikt nie zburzy naszej ciemności.. jestem za nimi.. najpierw jednak Oni.. jestem odpowiedzialna.. słuchają mnie.. a jednak..
Coś powoduje, że patrzę za siebie.. że taniec zawraca mnie na jasną stronę.. Nie! Nie mogę! Odwracam się, by ostatecznie zniknąć, gdy nagle widzę przed sobą wroga.. Jeden, drugi, trzeci.. nie pozwalają odejść...
Taniec kończy się zespoleniem.. Jasne i Ciemne Moce sprzymierzają się. Tak jak w życiu - mamy w sobie wszystko.. nikt nie jest doskonały i nikt nie jest do końca zły. Do nas należy decyzja, jakie będzie nasze człowieczeństwo i czy w ogóle nim będzie..
Podobaliśmy się.. łzy wzruszenia i przytulenie były najpiękniejszym milczącym podziękowaniem.
Zatańczyliśmy jeszcze kilka nowoczesnych rzeczy.. I już do konkretnych piosenek. Ale nawet tańcząc później wiedzieliśmy, że nigdy nie powtórzymy walki i przymierza dwóch Mocy..
Część 3:
Trakt się kończy - wesoło :)
Co jeszcze się działo? Zajadaliśmy się owocami, ciastami, były napoje wszelakiego rodzaju ;) Był nawet taniec żółwia zastanawiającego się, czy zjeść tort (wymyślony na poczekaniu z bogatą mimiką twarzy ;)) w wykonaniu Darka - szczerze powiem, obejmowałyśmy się z Marysią, żeby nie przewrócić się ze śmiechu :)
..chyba około 21..
Było już ciemno i lampiony wyglądały tak pięknie.. i świece, które porozstawiałam nieco później.. Nie mogłam wcześniej - dwoje dzieci - jedno z zespołem Downa zostało przyzwyczajonych do gaszenia świeczek.. nieważne, ile byłoby osób razem z nimi, nieważne, że ktoś w każdej sytuacji by się nimi zaopiekował - one opiekowały się nami gasząc te płomyki, żeby nie zamieniły się w większe.. Ale teraz smutki precz! o tragicznych przykrych rzeczach w innej notce..
Hm.. wcześniej były wariactwa przy torcie - dzięki Bogu walka na ten specjał zakończyła się między Tomkiem i Piotrkiem. Zdusiłam w zarodku przy pomocy Marysieńki - Ona dusiła rzeczywiście :) a ja odbierałam im tort "od ust palcyma". Okrutne jesteśmy.. chociaż wspomnienia o takich wojnach jedzeniowych z obozu, które w tej chwili nas opętały, jakiś czas jeszcze były omawiane :)
Marysia z nostalgią wspomniała, jak siusiała obok namiotu, bo bała się iść w nocy do oddalonego 'kibelka' ;) i jak ja wracając jednak z tego właśnie kibelka wrzeszczałam na Jej widok, przyświecając sobie małą latareczką z ciekawością ;) To Maria twierdziła, że z ciekawością! a ja twierdziłam, że robię tylko sobie skalę porównawczą, bo dziwnym trafem, kiedy odważnie i zgodnie z prawem szłam czasem w nocy w miejsce wyznaczone, gromada strachobździłów czaiła się przy namiotach, bojąc się ruszyć dalej. Tak więc chcąc nie chcąc (raczej nie chcąc ;)) byłam zmuszona wyrobić sobie poglądy na pewne odcinki ciał moich współplemieńców. Wracając jednakże do owej historii z Marią - potem wrzeszczałyśmy razem, żeby nikt nie wychodził z namiotu ( a byli chętni, oj, byli ;)) bo jeszcze nie skończyła ;) Cała historia skończyła się oczywiście naprędce spreparowanym ogniskiem, kto by mógł bowiem spać po takich sekscesach nocnych. Ale co tam.. wszak nie pierwszy raz budziłyśmy ludzików po nocy. Chociażby wymykanie się na łowienie raków i wrzucanie ich do śpiworów kolegów, a potem zemsty krwawe za to.. i znów zemsty, bo jak to tak, podarować im? Wspominki krążyły nieludzkie, a moja Mama powtarzała: "Ciekawe, czego jeszcze się dowiem :)". Biedna :)
A później sztuczne ognie.. mnóstwo świateł, wirujących, opadających w drzewkach, w kulach, w różnych innych kształtach i bez nich.. Było pięknie.. Wzruszenie opanowało nasz wszechświat.
Postanowiliśmy ten pierwszy taniec nazwać Tańcem Walki Dusz. Tańcem dla mojej Siostry. Kiedy to będziesz czytać, pamiętaj, że łzy, które teraz płyną mi po buzi są dla Ciebie, dla najpiękniejszej i najukochańszej w sercu Siostrzyczki, i jeśli jeszcze raz powiesz Chłopakom, żeby wrzucili mnie do pontonu z zimną wodą, to własnymi ryncami Cię zamorduję :)* Kocham Cię.
Paula poczta: paulenka@noname.vel.pl
|