Darmowa prenumerata - tu i teraz!
Menu
- Redakcyjne
- Strefa NN
- Net
- Teksty poważne
- Polemiki
- Dzikie Myśli
- Meritum
- Filozofia
- Książki
- Poezja
- Opowiadania
- Teksty zabawne
- Grafika
- Komputery
- nn_film NO. 13
- Muzyka
- Wstęp
- Bajka o chochlikach
- Czas
- Heavymetalowy piorun
- Iskra
- Jeszcze tylko raz
- Mieszkanie
- Nil
- Pudełko
- Ten moment
- Uzdrowicielka
- Zaklęta - Odczarowanie
- Zmierzch na horyzoncie
BezImienny - wersja online!
Poprzedni artykułNastępny artykuł Opowiadania  

Nil


Nigel

          dla e.j.


      Za oknem było już całkiem ciemno, na dodatek nieśmiałe promienie pierwszej kwadry księżyca, zaczęły przykrywać grube chmury nadciągające nad okolicę. Taki widok można było ujrzeć właśnie z tego okna, w wysokim wieżowcu których w tym mieście podobnych chociaż wielkością było najwyżej kilkanaście. Za ową szybą - pancerną na dodatek - był pokój, duży i przestronny. Mógłby on służyć za salę konferencyjną, ale w tej chwili mieścił się w nim gabinet. Przy biurku siedział młody mężczyzna, najwyżej trzydziestoletni. W skupieniu patrzył na zestaw diagramów i liczb, które w żaden sposób nie chciały się ułożyć w jakiś sensowny pomysł. To było coś w rodzaju piramidy, trudność polegała na tym, żeby zbudować ją tak jak chciałby "faraon", nie mając przy sobie wystarczających ilości gliny, cegieł i ludzi. Otarł chusteczką krople poty z czoła. Stwierdził że jest mu duszno, podszedł więc do okna i otworzył je. W dole, na ulicy tliło się życie. "Dokąd ci ludzie tak pędzą?" - zadał sobie pytanie. Większość pewnie kierowała się do swoich domów, tylko on i paru mu podobnych zostało na swoich "posterunkach". Wtem usłyszał pukanie do drzwi:

- Proszę - powiedział

W drzwiach ukazała się jego sekretarka. Pani Jola była kilka lat od niego młodsza, lecz nie wybrał ją ze względu na wiek, czy wygląd - jej urodzie nie można było niczego zarzucić - lecz ze względu na swoje kompetencje i świadectwa pracy w poprzednich firmach. Cenił ludzi kompetentnych.

- Panie dyrektorze, chciałabym już pójść do domu, jestem bardzo zmęczona tymi przygotowaniami. Chciałabym się wyspać przed jutrzejszym dniem. - prosiła

- A tak, jak tam przygotowania, czy wszystko już zrobione? - zapytał

- Zapięte na ostatni guzik, właśnie skończyłyśmy z panią Anią ustawiać dekoracje w gabinecie pana prezesa. Uparł się żeby przynieść kilka z magazynu kilka starych posągów. Były tak ciężkie, że koledzy z ochrony musieli nam pomóc. No i oczywiście, trzeba było je umyć i wypolerować.

- Prezes wie co robi, liczy się pierwsze wrażenie, siedziba banku musi wyglądać na taką, którą stać na takie przedsięwzięcia, jakie mamy w planach. Jest pani wolna, niech pani idzie do domu, a jutro proszę wyglądać jak poranny skowronek. Dziwnie mi to mówić, ale to jest polecenie służbowe. - Uśmiechnął się z trudem.

Odwzajemniła go i powiedziała:

- Pan też powinien, dziś już nic pan nowego nie wymyśli co do tego projektu, on może jeszcze chyba poczekać kilka dni.

- Owszem, może, ale byłbym spokojniejszy, gdybym go już jutro mógł przedstawić prezesowi. Ma pani rację, dziś pewnie nic nie dodam, ale jutro... - zatrzymał się na chwilkę - pewnie pani nie wie, ale zazwyczaj najlepsze pomysły przychodzą mi do głowy około czwartej nad ranem.

- To musi pan już zacząć odsypiać poranne godziny, bo widzę że pewnie pan ich sobie nie podaruje. Już idę, dobranoc, jutro nasz wielki dzień. - uśmiechnęła się i wyszła.

      Usiadł jeszcze raz, nad skoroszytem i pomyślał - "niektórzy są muzyką, a niektórzy zgrzytem". W tej chwili zaliczył się do tej drugiej kategorii. Złożył papiery do teczki, ubrał na siebie palto, gdyż zza okna dochodziły dźwięki szumiącego deszczu. Zamknął okno, spojrzał raz jeszcze na swoje trochę nieuporządkowane lokum, które na szczęście nie będzie jutro świadkiem "wielkiego spotkania", zgasił światło i wyszedł.

      Zdawało mu się że jako ostatni zjeżdża windą tego dnia, w budynku było bardzo cicho. Niczego nie zostawiono na ostatnią godzinę. Gdy zjechał na dół pożegnał portiera czuwającego przy wejściu i skierował się na parking do swojego wozu. Wozu którym zawieść go miał do domu, prawdziwego domu. Przypomniał sobie, że po raz ostatni był tam przed trzema dniami. Często nocował w firmie, tak często że czasem zdarzało mu się nazwać swoje biuro domem. Wyjechał z podziemnego parkingu wprost w wielką ulewę. Deszcz uderzał ze złością w jego samochód. Gdyby był przesądny to następnego poranka nie pojawiłby się w pracy. Chcąc zagłuszyć mowę natury włączył radio. "Wiecznie młody, ja chcę być wiecznie młody" - chłopcy z Alphaville śpiewali o nierzeczywistych marzeniach. Jego młodość już się kończyła. Jakże była owocna, mógł się pochwalić wielkimi sukcesami w dziedzinie bankowości. Mało kto w jego wieku piastował tak wysokie stanowisko w tak poważnym banku. Wszyscy byli z niego dumni, a najbardziej chyba rodzice. On sam... on sam nie był z siebie dumny, słuchając po raz kolejny "Forever Young",

Uświadomił sobie, że stracił najlepsze lata swojego życia. Obecne życie nie odpowiadało mu całkowicie. Co z tego, że jeśli jutro wszystko pójdzie dobrze, jego bank skredytuje budowę największego kompleksu kinowego w mieście? Do tego kina będą chodzić mali i duzi chłopcy, będą oglądać kolejne filmy o Jamesie Bondzie, Batmanie czy Gwiezdnych Wojnach. Kiedy on był małym chłopcem, wolał liczyć całki niż... właśnie, nie chodził wtedy do kina, dużo, dużo później dowiedział się czy jest tak naprawdę kino i że tak naprawdę wcale nie puszczają tam filmów rodem z wytwórni "Playboy'a".

      Miał jedną, jedyną próbę wyrwania się z tego obłędu. Już wtedy coś mu nie grało w tym utkanym porcelanowymi nićmi świecie. Rzucił studia na trzecim roku i wyjechał do Włoch, by pozwiedzać świat, nawiązać kontakty i może uczyć języka. Tak przynajmniej powiedział rodzinie i przyjaciołom ze studiów. Rodzice po kilku bardzo trudnych dla niego rozmowach, zgodzili się na wyjazd. W końcu miejsce w banku ojca miał od zapewnione od zawsze. We Włoszech bawił 2 miesiące. Z nauką języka było różnie, nic go do tego nie dopingowało, wszędzie mógł się porozumieć po angielsku. Przeważnie wypoczywał w swoim hotelu, na plaży, czy w mieście. Zawsze znalazł coś nowego, ciekawego do zajęcia. Coś, czego u siebie, "pod kloszem" nie mógłby robić. Kontakty miał bardzo szerokie, ale takie, które raczej nie spodobałyby się jego ojcu. Jednym z nich był młody Włoch, absolwent jakiejś szkoły filmowej. Szukał właśnie funduszy na swoją wyprawę do Egiptu. Mieli kręcić film dokumentalny o kataraktach na Nilu i historii jego regulacji. Plan był prosty, on da im trochę pieniędzy (jak dla niego nie tak bardzo dużo) a oni, czyli ekipa załatwią mu niezapomnianą podróż, a przy okazji poduczą tego nieszczęsnego języka, żeby nie wracał do kraju z niczym.

      Podróż była dla niego wyprawą w całkowicie inny świat. Tu w Egipcie, po raz pierwszy tak naprawdę ujrzał biedę, głód i choroby. Ten świat wyglądał o wiele inaczej, niż widziany zza biurka jego ojca. Zastanawiał się czy ojciec zdaje sobie z tego sprawę, że naprawdę nie wszystkich ludzi stać na zboże, a co dopiero na oszczędzanie w bankach. Atmosfera w ekipie była doskonała, świetnie wywiązywali się ze swoich zadań - tych planowych jak i związanych z nim. Czuł się jak turysta, jeździł na wielbłądach, oglądał piramidy, a gdy przyszło jechać w górę rzeki Nil płynął jakimś statkiem opalając się na tarasie. Ekipa niedługo wszak musiała sobie zaprzątać nim głowę. Wkrótce zaprzyjaźnił się z jedną z dziewczyn. Jak się okazało była to Polka mieszkająca na stałe we Włoszech. Teraz to ona uczyła go włoskiego i zapewniała rozrywki. Przypadli sobie do gustu, pewnie dlatego że on po raz pierwszy w życiu mówił o czymś innym niż pieniądzach. Zakochali się w sobie. Wiedziała kim jest i kim prawdopodobnie będzie, ale zaufała mu. Ufała, że po powrocie do Polski będzie taki jak tu nad Nilem, romantyczny i szukający przygód. Rzuciła dla niego wszystko i po skończonych zdjęciach wrócili do Polski i wzięli ślub.

      Człowiek wiele razy w życiu myli się, pomyliła się też i ona, czy jak powiedziałby jej teść - kiepsko zainwestowała. On wrócił na studia, a po nich rozpoczęła się jego szaleńcza kariera w banku ojca. Nie zwracał już na nią specjalnej uwagi, nie mówił miłych słów. Wyjątkami od tego były takie uroczystości jak święta czy narodziny jego córki. Ona nadal mu ufała. Często sobie mówiła że "jak zarobi odpowiednio dużo pieniędzy" wyjadą gdzieś i już nigdy nie wrócą. Konto w banku rosło bardzo szybko, ale termin "odpowiednio dużo" wydawał się nadal bardzo odległy.

      Tego dnia wracając do domu przypomniał mu się Egipt i wspólne wieczory nad Nilem, nic to że z moskitami, ale wspólne. Doszedł do wniosku że nic nie przysporzyło mu tyle radości w życiu co Egipt. Ale praca była jego nałogiem, nie mógł się z niego wydostać. To nic że bolał go kręgosłup, ale widok dużej ilości zer niwelował każdy ból, i jego i zadany innym także.

      Była już 23, ale w jego domu paliło się jeszcze światło. Jego żona krzątała się pewnie jeszcze po domu. Nie wiedzieć czemu, nie chciała zatrudnić służby, nie chciała być bogata, chciała by wszystko było tak jak u przeciętnych ludzi. Żeby byli rodziną której z trudnością starcza "do pierwszego". Żeby byli rodziną...

      Wszedł do domu kuchennymi drzwiami, ujrzał tam Magdę stojącą za kuchnią i przygotowującą jakiś smakołyk. Pomyślał, że to pewnie jutrzejszy deser który musi jeszcze swoje "odsiedzieć".

- Witaj Kochanie - powiedział i pocałował ją w policzek

- Witaj, myślałam że i dziś nie wrócisz na noc a tu... - przerwała

- Niespodzianka? Jak widzisz potrafię Cię jeszcze zaskoczyć, chyba nawet mile

- Mógłbyś to robić częściej, prawda? - zapytała

- Nie zaczynaj - uśmiechnął się z trudem - kiedyś będę tak stary i niedołężny, że tylko będę leżał w łóżku i będziesz mnie miała wtedy tylko dla siebie.

- Ciekawe czy dożyje tego momentu - odwróciła twarz

- Dożyjesz - roześmiał się - to będzie nawet wcześniej, jeszcze będę w pełni sił, tylko...

- Już nic nie mów. Pewnie jesteś głodny, idź do salonu, zaraz coś przyniosę - zaproponowała

Udał się więc do salonu i usiadł na bardzo wygodnej kanapie.

- Tatusiu...

W drzwiach ukazała się jego córka, Laura. W jednej rączce trzymała za ucho swojego misia.

- Chodź do mnie - powiedział

Z córką widywał się jeszcze rzadziej niż z żoną. Do domu wracał zwykle wtedy kiedy ona już spała. Teraz podeszła do niego i przytuliła się.

- Nie możesz spać? - zapytał

- Czekałam na Ciebie, tatusiu.

- A czym że sobie na to zasłużyłem? - zapytał

- Dzisiaj w przedszkolu było grane przedstawienie "Śpiąca Królewna"...

Zaczęła opowiadać historię śpiącej królewny. On słuchał jej z wielkim zaciekawieniem, bo... nie znał tej bajki, tak jak wielu innych.

- ...a na tej uczcie była nawet sama wróżka! - Laura opowiadała z wielkim przejęciem.

- Bardzo ładna opowieść - uśmiechnął się szczerze

W tym czasie Magda wniosła późną kolację i zaczęła czytać jakąś książkę. Uwielbiała czytać. Często siedziała sama w domu, więc żeby się nie nudzić czytała.

- Tatusiu, a czy Ty kochasz mamusię? - zapytała Laura

Roześmieli się oboje.

- Oczywiście, że tak - zapewniał - Dlaczego myślisz że jest inaczej?

- Bo nie całujesz jej tak jak królewicz królewnę.

Magda przysiadła się do nich na kanapę.

- A jak ją teraz pocałuję, to uwierzysz że ją kocham? - zapytał

- Teraz to za mało, może tak codziennie? - proponowało dziecko

Przytulił je obie do siebie i ucałował

- Dobrze, jak tylko będę w domu, mamusia będzie całowana i Ty także - powiedział

- Skoro masz taki dobry humor to może i ja coś zaproponuje? - zapytała Magda

- Nio mam, słucham i Ciebie - powiedział

- To może na wakacje pojedziemy znów do Egiptu? - uśmiechnęła się

Jego uśmiech dawał nadzieje, ze nie spędzą kolejnych wakacji w dusznym mieście. Ale tą noc i wiele następnych miał już zaplanowane. Może kiedyś się to zmieni, może się obudzi.

<=-... lipiec 2002 ...-=>

Nigel
poczta: nigel@narkotyk.net
http://www.nigel.risp.pl
Poprzedni artykułDo góry!Następny artykuł

Copyright 1999 - 2002 Magazyn internetowy NoName