Darmowa prenumerata - tu i teraz!
Menu
- Redakcyjne
- Strefa NN
- Net
- Teksty poważne
- Polemiki
- Dzikie Myśli
- Meritum
- Filozofia
- Książki
- Poezja
- Opowiadania
- Teksty zabawne
- Grafika
- Komputery
- nn_film NO. 13
- Muzyka
- Wstęp
- Było Was [ich] dwoje...
- Chwila refleksji
- Emigracyjnym szlakiem
- Fe! Jak feminizm
- Gdy krzyczeć trzeba
- Hairesis
- Jedna planeta, dwa światy
- Kanaba
- Kłopoty z naturalizacją
- Misanthropic Spectrum
- My
- Nocny łowca
- Okiem Szyszki nr 1 - Polak potrafi!
- Pośród was są tacy, którzy nie wierzą
- Podstawowe rodzaje satanizmu
- Sambodrome
- Sen o wolności - ptaki drapieżne
- Spacer drogą życia
- Taniec Dusz
- Tolerancja
- Twoja Wakacyjna Refleksja
- Wiara i chrześcijaństwo
- Wyznań ciąg dalszy... (nastąpił)
- Kim? Po co? Jaki? Jestem
- Z pamiętnika babuni
- Zabijmy wszystkich ludzi!
- zapiski
- Życie i śmierć
- Żyj pełnią życia
BezImienny - wersja online!
Poprzedni artykułNastępny artykuł Teksty poważne  

Fe! Jak feminizm


Jaelithe

Moje wynurzenia zacząć miałam od definicji zjawiska, jakim jest ww. feminizm, a także omówienia całej ideologii z nim związanej, ale cóż... takich artykułów naczytaliście się zapewne całe mnóstwo. Zatem, by mój nie stał się jednym z wielu, postanowiłam ukazać feminizm z zupełnie innej strony - jeśli nie ciekawszej, to może chociaż mniej nudnej...

Zacznę oczywiście od przedstawienia obrazu kobiety wyzwolonej - w końcu trzeba dokładnie wiedzieć o kim się czyta... czyż nie mam racji? Jako że moje skromne zdanie okazało się niestety sprzecznym całkowicie z mądrościami ludu, więc nie będę go tu przytaczać, by nie zostać posądzoną o stronniczość; zacytuję obraz typowej feministki. Otóż obowiązujący kanon (niezmienny od lat paru) jest następujący: konieczne trzeba pałać nienawiścią do rodu męskiego (wszak jedynym celem życia feministek jest walka z nimi), mile widziane upodobanie sobie płci pięknej jako obiektu uczuć, ubiór służyć winien jedynie do demonstracji swej pogardy dla mody powszechnie obowiązującej i w skład jego za nic w świecie stanik wejść nie może (przed wstąpieniem w szeregi "sufrażystek" należy go obowiązkowo spalić), a makijaż na celu ma tylko li i jedynie ukazywanie nie mocnych, a słabych stron i tak już wątpliwej jakości urody... wszelaka pomoc od płci brzydkiej jest surowo zabroniona, sugeruje się gniewne odrzucanie męskiej dłoni, szydzenie z galanterii, jak i uprzejmości panów, a każdą myśl o wyjściu za mąż należy odpokutować równie surowo, jak to mieli w zwyczaju czynić średniowieczni asceci!

Iście prawie szatański ten ruch nie miał jednakże swych początków w wiekach dość ciemnych - jakimi niewątpliwie można nazwać Średniowiecze, nie uraziwszy uczuć żadnego z jej współczesnych wielbicieli (bo śmiem twierdzić, że ówcześni nie odczują żalu do mnie) - ale w czasie wielce oświeconej rewolucji francuskiej. Wtedy to niejaka Olympe de Gouges odważyła się stworzyć, a co więcej, opublikować "Deklarację praw... KOBIETY i obywatelki". Mając na uwadze to, że w wieku XVIII kobieta nie miała wcale siedzieć w kuchni, a jedynie nie mogła jej opuszczać bez zgody pana i władcy - męża, jej czyn wydaje mi się wręcz nieprawdopodobnie wielki; czym jest wobec jej desperackiego kroku Deklaracja praw człowieka i obywatela, w założeniach tak liberalna, a jednocześnie odmawiająca połowie mieszkańców świata prawa do decydowania o jego losach, mimo spełniania "statusu majątkowego", wyznacznika przynależności do "grup rządzących"...

Słowo "desperacki" pojawiło się w poprzednim zdaniu zupełnie nieprzypadkowo; biedna niewiasta zapłaciła za swe rewolucyjne poglądy na szafocie. Widać taki już los przypada kobietom domagającym się "rzeczy nieprzyzwoitych" - nie tylko według tzw. szowinistów (cóż za niesprawiedliwy osąd tych panów, którzy "zupełnie słusznie" głoszą swoją wyższość nad płcią piękną i głupią jednocześnie), ale i naszej religii katolickiej - wszak kobieta powinna stać wiernie u męża boku, rodzić mu dzieci i gotować strawę, w domu porządek zachować (...) i w zasadzie do tego ograniczałoby się jej zadanie na naszym ziemskim padole. Taki podział widać nie tylko w hierarchii kościelnej - "wysokopłatne stanowisko księdza" nie może być nigdy przez kobietę objęte - jak i w samym Piśmie Świętym... Może takie pasywne życie ma być pokutą za owo jabłko z Edenu? Tylko że to zaprzeczałoby istnieniu silnej woli i rozumu Adama, skoro dał się tak łatwo skusić, czy też podejść...

Ale wracajmy do rozwoju tego prawie diabelskiego ruchu; choć trudno to sobie wyobrazić, kobiety śmiały doprowadzić do wzrostu swoich żądań i, co jest wybitnie karygodne, założyć w 1903 r., w Anglii na dodatek, Społeczno - Polityczną Unię Kobiet (dla lingwistycznie uzdolnionych podaję nazwę "oryginału" - Women's Social and Political Union)! Udało się im osiągnąć całkiem sporo. Jednakże... rozsądnych argumentów do przekonania polityków mieć przecież nie mogły, podejrzewam zatem, że osiągnęły zamierzone cele przy pomocy swego wyglądu - biedni posłowie i senatorowie patrzeć nie mogli na te zaniedbane potwory, które nieustannie ich nagabywały i w końcu musieli się zgodzić na spełnienie ich postulatów, w postaci prawa wyborczego, a następnie całkowitego równouprawnienia płci...

Pojawia się tu jednak pewna sprzeczność; po świecie krąży dziwna plotka - jakoby Polki uważano za najpiękniejsze kobiety świata. Obawiam się jednak, że być tak nie może, bo to właśnie w Szwajcarii (1971 r.) i w Portugalii (1974 r.) kobiety uznano za "pełnowartościowe obywatelki" i pozwolono brać im udział w wyborach najpóźniej, czyli alegorycznie, to właśnie tam najwięcej czasu "panowie ważni" opierali się kobietom z piekła rodem, a skoro tak długo w ich towarzystwie wytrzymali, musiały to być niewiasty niepowtarzalnych wdzięków...

Co ciekawe, ówczesne damy, nawet te "oczytane", nie w pełni zdawały sobie sprawę ze znaczenia tego słowa na "f", którym bywały określane; jak napisała Rebeca West: "Ja sama nigdy dobrze nie wiedziałam, czym jest feminizm. Wiedziałam tylko, że ludzie nazywali mnie feministką wtedy, gdy wyrażałam uczucia, które odróżniały mnie od ścierki od podłogi". Bardzo dramatyczne słowa, nieprawdaż? Czyż nie powinno się ich zlekceważyć, zrzucić na górnolotne wywody znudzonej życiem i rozpieszczonej panienki z dobrego domu? Te kobiety to już takie są, że plotą rzeczy niebywałe, tylko po to, by przypadkiem im język nie zdrętwiał od przebywania zbyt długo w bezruchu...

Ach, żeby zapał do tej bezsensownej walki przeminął z wiatrem, albo chociaż odszedł w zapomnienie jak gorset (który w przeciwieństwie do niego był tak pożytecznym urządzeniem, ta nieodżałowana talia osy... i zgniecione wszystkie organy jamy brzusznej... sama rozkosz) albo moda na szeleszczące halki, w ilości co najmniej dziesięciu sztuk..., ale nie, te paskudne zawzięte baby postanowiły wykorzystać chwilową słabość mężczyzn, spowodowaną wyginięciem znacznej ich ilości w czasie wojen światowych XX wieku i dalej wysuwać swe absurdalne żądania. Żeby chociaż zachowały pozory i idąc w kierunku urny z kwestionariuszem do oddania głosów, miały na sobie urocze kuchenne fartuszki, a w dłoniach maleńki, ale zawsze, koszyczek z wypiekami domowej roboty... Taką feministkę kochać by można i wielbić na wieki. Ale nie, uparły się niczym osłów stado i koniec! Może i czasami uda im się zaimponować swą niezłomną postawą panom mężczyznom, lecz nie zmieni to faktu, że będą oni dalej marzyć i tęsknić za "subtelnymi pannami, z wiankiem na głowie, patrzącymi z oddaniem na ich wspaniałe, męskie ciała. Taka cicha myszka ich nie wyśmieje, nie odepchnie, zawsze przytuli. Takiej myszki się nie boją!". Powyższy cytat nie ma jednak wcale oznaczać, że panowie odczuwając lęk wobec kobiet o silnej osobowości i świadome praw im przysługujących... oni tylko ich nie lubią... bo nie są kobiece, delikatne, kruche, laleczkowate... Pominęli niestety pewną dość ważną kwestię; czasy rycerzy na białych rumakach odeszły już dawno, a zbroje przywdziać musiały piękne księżniczki, by walczyć o siebie we współczesnym świecie...

Zastanawia mnie jednak, dlaczego przetrwała idea szkarłatnej litery, którą niegdyś wypalano na ramieniu "źle prowadzących się kobiet". Zmieniły się przewinienia, za jakie jest karą, jak i samo jej brzmienie; dziś szkarłatne jest całe słowo - etykieta: FEMINISTKA. Z przyczyn dla mnie niejasnych od lat używane jest jako obelga - "jedną z dziewcząt nazwano feministką jeszcze w dzieciństwie, kiedy odmówiła prania skarpetek braciom, inną, gdy w podstawówce marzyła o grze w piłkę nożną, jeszcze inną, gdy zwierzyła się matce, że nie zamierza zakładać rodziny, dopóki nie skończy studiów". A przecież powinno być zupełnie inaczej, skoro nie obce nam są takie trudne pojęcia jak: asertywność, ekstrawertyzm, dualizm, dlaczego nie rozumiemy słowa: feminizm? Dlaczego na jego dźwięk nie ukazuje nam się przed oczyma piękna i inteligentna zarazem kobieta, znająca swoją wartość i miejsce na Ziemi? I dlaczego owym miejscem nie jest ten sam szczebel drabiny, który zajmują mężczyźni, tylko podejrzewa się je o wywyższające swą osobę ambicje?

To tylko walka o równouprawnienie płci - tak jak nie ma większej i mniejszej połówki - tak samo nie istnieje płeć uprzywilejowana w ideach równouprawnienia...

Jaelithe
poczta: jaellithe@poczta.onet.pl
Poprzedni artykułDo góry!Następny artykuł

Copyright 1999 - 2002 Magazyn internetowy NoName