Kłopoty z naturalizacją Magdalena Nawrocka
Niezmiernie ciekawy jest problem adaptacji Polaków do nowych warunków życia na obczyźnie. Widzimy rodaków pragnących jak najszybciej zapomnieć, że byli Polakami. Znamy osoby, które absolutnie nie są w stanie się dostosować, wszystko im za granicą przeszkadza, chociażby dlatego, że jest inne niż w Polsce. Zdarzają się wreszcie imigranci doskonale zasymilowani w nowym środowisku, nie mający problemów z językiem czy z pracą, pielęgnujący jednak polskość w życiu prywatnym.
Z każdym emigrantem jest inaczej, lecz każdy uplasuje się jakoś w jednej z wyszczególnionych grup. Ujęłabym to może tylko bardziej ze wskazaniem na dynamikę i ewolucję. Nie tyle klasyfikacja co zjawisko. Są tacy, co stoją między takimi grupami w rozkroku, inni zahaczyli o wszystkie, jeszcze inni przeszli z jednej skrajności w drugą. Emigracja to przecież kawałek życia, nasz los. To postępujący proces. Lepiej lub gorzej działający mechanizm adaptacji.
Adaptacja (od średn. łac. adaptatio) - dostosowanie czegoś do nowego użytku. Z pozoru nic prostszego - użyć coś, czym się już dysponuje do nowego celu. Inteligencja, motywacja, mobilizacja i recepta na przystosowanie się do nowych warunków gotowa. Dobrze by było.
Jednak emigracja i adaptacja to już dużo bardziej złożony problem. Tym, co ma być przystosowane do nowego układu jesteśmy przecież my sami. My, ze wszystkimi socjo-psychologicznymi uwarunkowaniami, utrwalonymi postawami, nawykami, tradycją i specyficzną kulturą. A to dużo. Jest to pokaźny bagaż i jakże niekiedy uciążliwy szczególnie w początkach emigracyjnego życia.
Emigrując, stajemy wobec konieczności odnalezienia się w rzeczywistości zupełnie nowej. Oczywiście innej w każdym kraju. Jednak sam proces adaptacji, asymilacji, integracji zależy według mnie od naszego psychicznego potencjału. Ten mechanizm emigrujemy w naszej głowie.
Wiele zależy od wieku emigranta, ludziom młodszym zapewne łatwiej, od stopnia desperacji, siły zaangażowania jak i powodów opuszczenia kraju. Wszystko to stanowi o motywacji, tym psychicznym motorze, który decyduje o naszej elastyczności i niezbędnej sile przebicia.
U mnie szło to cholernie opornie i długo. Od 81 roku żyje we Francji z czego dobrych dziesięć lat wariowałam, skowyczałam za Polską. Wrócić nie mogłam - nie było do czego, a z przystosowaniem się za nic mi nie szło. O tak, zdecydowanie byłam w drugiej grupie i wcale się tego nie wstydzę. Cierpiałam.
Nareszcie przeskoczyłam do grupy trzeciej, tej właściwej. Co za ulga. Nigdy jednak nie zapomnę czyśćca przez jaki przeszłam i wiem, że takiego eksperymentu z emigrowaniem za nic w świecie bym nie powtórzyła.
Nieraz się zastanawiam, co mi pomogło odbić się od czarnego dna, pozwalając odnaleźć się wreszcie w nowym kraju. Może wraz ze zburzeniem berlińskiego muru zapadła się gdzieś i ta moja wewnętrzna blokada? Jakby łatwiej mi było zaakceptować obcy kraj, zaadoptować Francję jako drugą ojczyznę, gdy runęła żelazna kurtyna.
Tak jakby do Polski zrobiło się bliżej. Nie byłam już odizolowana we wrogim, jak nas uczono, systemie. To Polska przybliżyła się do mnie - Wspólnota Europejska i te rzeczy. Szkoda tylko że i tam, w kraju, adaptacja do zaistniałych warunków, do otwierających się możliwości idzie równie koślawo i topornie. Nowe wymaga ogromnej mobilizacji i wysiłku, często przynosi porażkę. Znam ten ból - wyrozumiała jestem.
Magdalena Nawrocka poczta: magdan@worldonline.fr www.geocities.com/magdanawrocka
|