Demoscena moim zdaniem Łukasz Prokulski
Witam, witam i o zdrowie pytam! Tak jakoś mi się napisało - cóż, "Aenima" Toola dodaje mi zawsze dobrego nastroju i niezłego kopa, a jak łatwo się domyśleć - właśnie tę płytkę mam "na uszach".
W NoName #26 niejaki mr. byte/tfte^marsmellow popełnił tekst "Jak nas widzom tak nas piszom - demoscena". Tak się składa, że wiele lat temu uważałem się za scenowca. Tak na marginesie: ciekaw jestem ile z czytających te słowa (mam na myśli scenowców, bo do nich w zasadzie skierowany jest ten tekst - reszta i tak nie będzie wiedziała o czym mowa... Niestety właściwie) kojarzy jakkolwiek nazwy Intel Outside, Andromeda, R.A.W.? Mniejsza o to, jedźmy z tym co mam do przekazania, bo szkoda kilobajtów.
Ad. 1 - Jesteśmy twórczy.
Widzisz, mój drogi Mr.Byte, to jest tak, że kiedy człowiek w coś mocno wierzy, stara się to coś wypracować będzie tego bronił. Zawsze. Odrobina samokrytyki nikomu nie zaszkodziła, ale... Scena to taki twór, "na którym" skupia się pełno ludzi z przerostem ambicji, megalomanów i grafomanów. Po prostu: nastolatków... Taka jest prawda. Ja scenowałem też w okresie "mania" tych nastu lat. Wtedy jeździłem na parties, wtedy pisałem artykuły, wydawałem maga dyskowego (Izviestię, ale amigową, nie na PC; scena PC była wówczas w powijakach), polemizowałem w innych magach... To było dla mnie ważne i za to właśnie jestem wdzięczny Scenie! Scenie przez wielkie "S" - za szacunek dla ludzi i ich dzieł.
Tak, dzieł. Głośno krzyczysz, faktycznie, ale czy masz coś poza tym krzykiem do pokazania? Takie jest przysłowie o dzwonie... Masz jakiś swój obrazek, swoją muzykę, swój chociażby jeden zakodowany efekt? Nie mówię już o intrze 4-kilo, bo trzeba naprawdę znać się na kodowaniu, żeby zrobić dobre intro 4k. Za-demo-nstruj, zobaczymy, ocenimy...
Piszesz: "Scenowcy uważają też że to co robią, to sztuka". I masz rację! Scenowcy też mają... Tak się składa, że to co robią to sztuka. Sztuka wg słownikowych definicji to "twórczość artystyczna (...) odznaczająca się pięknem, harmonią" - nie ma harmonii w demkach? Nie ma dopracowanego zgrania z muzyką, nie ma tzw. designu (popatrz na amigowe produkcje Andromedy, chociażby wielkie demo "Nexus 7" z The Party bodajże '96), nie ma ładnych grafik? Wszystko to jest dla tej młodzieży nastoletniej sposobem na wyrażenie siebie. I ja ich doskonale rozumiem - żyją tym, to jest motorem ich życia. Też tak miałem, Ty pewnie czujesz podobnie, co Mr.Byte? Tak jak mają MC czy DJ hip-hopowi, tak samo mają oni - scenowcy. To podobny wiek właściwie; chociaż działanie (forma) inne. Wolałbyś, aby siedzieli na ławkach pod blokiem albo kradli radia z samochodów? Na przykład z Twojego samochodu?
Ad. 2 - Jesteśmy artystami.
"Przeciętny wiek scenowca to lat -naście. Jedynym znanym mi człowiekiem tworzącym sztukę w takim okresie życia był niejaki Beethoven, z tym że było to dawno i nieprawda". Dlaczego nieprawda? A Mozart? Mało wiesz o świecie, mój drogi. Znowu za słownikiem: "artysta - twórca lub odtwórca dzieła sztuki". Pewnie i tak Cię nie przekonałem, że wszelaka działalność tych młodych ludzi jest sztuką, ale... jeśli już to przyjęliśmy - oni są artystami; zgodnie ze słownikiem PWN :P
Piszesz o tekstach w demkach. Hmm... trudny temat. Osobiście uważam, że najlepszym rozwiązaniem takiego problemu jest pozostawienie w demku tekstów mówiących jedynie o twórcach tego dzieła (tak! dzieła, nie pomyliłem się) i ewentualne "greetsy", czyli pozdrowienia dla znajomych grupek. Jeśli zaś chodzi o opisy "kto z kim i ile wypił"... Hmm... pisujesz i czytujesz (jak wnioskuję z tekstu) magazyny dyskowe, ale powiedz - jak długo to robisz? Ile starych magazynów przeczytałeś? Sto numerów różnych zinów? Dwieście? Tak szacunkowo... Sięgnij po pierwsze magazyny dyskowe zrobione dla Amigi (czyli prawie pierwsze w ogóle) - niech będą polskie: wczesny Zig-Zag, Kebab, może Zasmashkę. Tam było to, co tak bardzo Ci się podobało: opisy kto z kim i ile się napił na jakimś party. Tyle tylko, że później ludzie przestali tak pisać. Zaczęły się poważne teksty, fachowe raporty z parties, oceny demek i polemiki. Tutaj polecam (pozostając wciąż w Polsce) Silesię, gdzieś w okolicach numerów #15-#18, Gedana, Nie z Tej Beczki (powiedzmy od #4) czy z zagranicy: królewskiego wręcz R.A.W. lub jego następcę R.O.M. Masz dostęp do Internetu, to sobie poszukaj - chociażby na Aminecie albo jakimś FTPie scenowym. Ściągnij chociażby UAE, potem kilka magazynów, poczytaj, popatrz jak wyglądają...
Jeszcze jeden cytacik: "Artysta zresztą nigdy nie skupia się na technice wykonania a na przekazie" - czy aby na pewno? A co powiesz o formalistach? Osobiście zgadzam się z Tobą - najważniejsza jest treść, formę tylko czasem należy do treści dobrać, przeważnie jest mniej ważna. Ale to jest mój i pewnie Twój pogląd na sztukę. Przyznaję - nie rozumiem formalizmu i mnie nie zachwyca. Ale szanuję go, tak jak każdą inną formę działalności.
Ad. 3 - Jesteśmy najlepsi.
Straszliwie krytykujesz koderów. Mówisz, że niby programiści piszący wielkie aplikacje biurowe są tacy wspaniali, a koderzy niewiele potrafią. Oczywiście relatywnie. Czy Ty chłopcze myślisz, że pakiet Office pisze jedna osoba (albo 4 czy 5 - ile tam tych programów jest w pkiecie)??? Nad samym Wordem pracowało pewnie conajmniej z 30 mózgów i trwało to latami (przecież np. Worda 2000 nie napisano od początku, tylko korzystając ze starych kodów). Demo pisze jeden człowiek, maksymalnie trzech (przy czym każdy z tej trójki pisze własny efekt samodzielnie) i robi to w przeciągu roku. Owszem - zapewne korzysta ze swoich starych procedurek, z czegoś wygrzebanego w sieci itp. Ale co z tego? Gdzie masz relację pakietu Office do demka z kilkoma efektami? I co jest trudniejsze do zrobienia, co wymaga większej wiedzy na temat chociażby matematyki i pewnych tricków wykorzystujących złudzenia optyczne itp.
Inna sprawa, że muzycy czy graficy później, po swojej scenowej karierze, bardzo często znajdują pracę związaną ze swoimi zainteresowaniami rozwijanymi na scenie właśnie. Programiści też - przy programowaniu pakietu Office ;-)
Ad. 4 - Friendship rulez!
Napisałem, że krytykujesz koderów, ale Ty w ogóle krytykujesz całą scenę - ktoś Cię tam obraził, powiedział, że jesteś lamerem? Krytykujesz, plujesz, a podpisujesz się scenową ksywką "łamaną" przez scenową grupę... Nawet dwie grupy. To jak to jest? Mniejsza o to (dla mnie mniejsza).
Friendship naprawdę rulez. Tylko, że dla nowego człowieczka "wchodzącego" na scenę nie ma jeszcze friendshipu. Bo niby dlaczego ma być? Powiem Ci jak wygląda "wchodzenie" na scenę. Gmerasz sobie po Internecie (takie czasy... kiedyś czytało się powiedzmy Bajtka i na giełdzie elektronicznej pytało o nowe demka), widzisz takie czy inne rzeczy - niech będą te demka. Widzisz tam kilka adresów (teraz mailowych, kiedyś zwykłych - pocztowych) i piszesz jakieś tam bzdurki do tego czy innego człowieka. Później masz straszliwy żal, że nie odpowiada... Podobają Ci się jednak te demka, masz ochotę coś samemu zrobić - w końcu piszesz na informatykę programy w Turbo Pascalu i jesteś najlepszy w klasie... Dobierasz jeszcze 2-3 podobnych do Ciebie kumpli, robicie magazyn dyskowy, albo - taki sieciowy, w HTMLu. Piszecie tam o kilku grach, o tym jak działa Windows Commander, co to jest rejestr w Windows i jak zmienić w nim kolor pulpitu; może jeszcze opisujecie 16 urodziny jednego z Was. Obowiązkowo dowcipy i humor z zeszytów! Jesteście zachwyceni, promujecie jakoś ten magazyn. Jest OK, czujecie się wielką Sceną!
Tylko, ze jesteście nikim, tak naprawdę. Nie jesteście nawet lamerami, moi mili! "Na lamerstwo trzeba sobie zasłużyć", jak powiedział mi kiedyś dawny serdeczny przyjaciel - właśnie scenowiec, właśnie jeden z wielu dowodów na "friednship rulez!". Jednak nie ma się co martwić i nadal pracować; ustawić sobie wysoko poprzeczkę i pracować. Jeśli macie talent i poprzecie go uczciwą pracą - ktoś Was zauważy, doceni, ot co. Przy okzaji, niejako po drodze, nawiążą się kontakty. I kiedy wypijesz jedno czy drugie piwko z kumplem z drugiego końca Polski gdzieś na jakimś party albo na wspólnym wyjeździe pod namiot - docenisz i zrozumiesz hasło "friendship rulez". Bo na tym to polega; a nie na wyciąganiu pomocnej ręki i głaskaniu po główce każdego chętnego do wejścia na scenę małolata. Scena jest brutalna, ale takie jest całe życie!
Wojny między "wielkimi"... Fakt, zdarzają się. Ale osobiście uważam, że mają podłoże troszeczkę inne niż to wygląda "w prasie". Trzeba znać tych ludzi, żeby wiedzieć o co tak naprawdę się kłócą. Nie chcę w to wchodzić, porzućmy temacik.
Ad. 5 - Robimy coś ważnego.
"Wszystkie czasopisma próbujące o niej pisać albo już nie istnieją albo zrezygnowały z kącików scenowych. Nie było zapotrzebowania" - nie do końca prawda. Scena ma swoje pisma (dyskowe/internetowe), znacznie bardziej fachowe. Gdyby pisano tak fachowo w prasie papierowej jak pisze się w magu - nikt z "pobocznej publiczności" nie miałby pojęcia o co chodzi. Zresztą - pisanie do takiej czy innej papierowej gazety to w pewnym sensie sprzedawanie się scenowców. Hip-hop nie lubi sprzedawania, Scena też nie. Myślę, że porównanie środowiska scenowego do HH jest bardzo odpowiednie.
Ad. 6 - Magazyny dyskowe to jest to.
O magazynach już napisałem - patrz punkt drugi tego tekstu. Tak się składa, że nie do końca masz rację. Fakt - nie wiem co pisze się w magazynach dyskowych
w dzisiejszych czasach (ale zerknę na podaną przez Ciebie stronkę już za moment), ale sądzę że są lepsze i gorsze. Takie okazy jak R.O.M. na pewno się trafiają, a wokoło pełno śmieci. I co z tego? Trzeba czytać i pisać do dobrych - złe same upadną; prawo rynku. Zresztą - obaj napisaliśmy do NoName; nie wiem jak Ty - ja niejedno. I jestem z tego zadowolony, chociaż o NoName mam takie czy inne zdanie (nie jest to temat do publikowania, raczej do długiej rozmowy z naczelnym ;^). Cóż... jest to taki sam magazyn, jak magazyny dyskowe. A że czyta go powiedzmy 10 tysięcy młodych ludzi? To chyba dobrze, co? Może niektóre teksty coś zmienią w głowach tych ludzi...
Może jeszcze zapytasz dlaczego nie jestem dalej członkiem Sceny. Otóż zmieniłem komputer, oddaliłem się przez to bardzo od Amigi. Zmieniłem podejście do pewnych spraw, wyrosłem po prostu. Zresztą - dla mnie scena zjada swój własny ogon, od kilku lat.
I tyle, przynajmniej w tym momencie.
Łukasz Prokulski poczta: lemi@mops.uci.agh.edu.pl http://www.lemi.prv.pl
|