Hairesis piotr.chlipalski
16 maja 2002 r.
herezja (gr. haíresis 'branie (dla siebie), wybór' od haireín 'brać w ręce, dla siebie') - "jakaś opinia sprzeczna z panującymi w danym środowisku poglądami, odbiegająca od poglądów powszechnie uznawanych"
Gdyby spojrzeć na powyższą definicję przez pryzmat własnego "ja" - za "powszechność" uznając to, co wydaje się każdemu z nas jego jedynie słuszną, prywatną racją - co współgra z wypracowywanym latami światopoglądem, przekonaniami; "sprzecznością" natomiast nazwać każdy sąd odmienny od naszego, budzący w nas sprzeciw..
I postawić bardzo ogólne pytanie: "Dlaczego zakładamy, że to właśnie po naszej stronie jest prawda, że to my ją znamy?"
Wreszcie, spróbować to pytanie odrobinę wyeksploatować..
Dlaczego, w sytuacji, gdy samych siebie do końca (ba, w połowie nawet!) nie rozumiemy, gdy wypowiadane słowa są tak dalekie od tego, jak istnieją w naszych umysłach; na każdym kroku borykając się z brakiem zrozumienia - takiego zrozumienia absolutnego - pewności, że osoba, z którą dzielimy się myślą, odbiera ją dokładnie tak, jak my myśl tę chcemy przekazać; w sytuacji, gdy słuchacza takiego ze świecą, jeśli nie po drugiej stronie lustra, szukać..
Gdy potężną większość sądów, wygłaszanych opinii, przed jakimkolwiek nad nimi zamysłem, należałoby badać w kontekście całego życia wygłaszającego je "myśliciela" - tego jak rozumie on słowa, którymi się posługuje, jak ich używa - każdego z nich z osobna.
Dlaczego, wobec powyższego, tak skorzy jesteśmy do obalania sądów cudzych? Równie nieuchwytnych, do końca nienazwanych, niedoskonale wyrażonych, jednako ułomnych? Skąd "święty zapał" do walki, do przekonywania, nawracania? Przekabacania na własne, tak często równie kulawe, prawdy?
Czemu zginąć musiał Sokrates, dlaczego ukrzyżowano Jezusa? Skąd, jak na ironię, pomysł na Krucjaty, Inkwizycję, Święte Wojny? Gdzie źródło przeświadczenia, że tylko jedna strona zna prawdę, że jest tylko jedna prawda? I zupełnie prozaicznie - skąd tyle zapału w pseudo-kibicach?
Czy wszystko to tylko po to, by móc sobie powiedzieć - "to ja i tylko ja mam rację"? Zyskać potwierdzenie dla swojej teorii w aklamacji ogółu? Ogółu, który, gdyby ów zabieg się nie udał, od ręki gotowi jesteśmy uznać za bezmyślną masę, ludzi błądzących, niewartych pytania o zdanie?
A może chodzi o poczucie bezpieczeństwa? Skoro to ja stoję po tej właściwej stronie, skoro jestem Tym Dobrym - nie mam się czego bać, gdyż cokolwiek robię w zgodzie z samym sobą - postępuję słusznie. A na wypadek, gdybym był w błędzie - świadomie lub nie, wybiję z głów innych nawet cień prawdopodobieństwa, iż racji nie mam - sprawię, by myśleli, jak ja.
Z życiowego lenistwa? By nic nie musieć zmieniać, nie rewidować zasiedziałych reguł, nie podejmować znów trudu pracy nad samym sobą - tej najcięższej, u podstaw.
A może to Ona? Winna strącenia niezliczonej rzeszy Aniołów, wspomagana, dla siebie samej niezauważalną, hipokryzją, nosząca imiona: "A Kim Ty Jesteś Żeby Mnie Pouczać?", "Więcej Pokory, Młody Człowieku" czy też "Kiedyś Zrozumiesz".. Pycha?
Nie, niemożliwe. Przecież potrafisz prowadzić dyskusję, potrafisz rozmawiać, rozwijasz się. I gdybyś faktycznie był w błędzie - zauważyłbyś to, wycofał wytoczoną artylerię, zmienił punkt widzenia.
Gdybyś faktycznie był...
piotr.chlipalski http://chlip.pl
|