Recenzje

Terapia grupowa

1.Czasem wydaje mi się, że Alice In Chains musieliby pracować o wiele dłużej na swoją popularność, gdyby nie ten cały szum wokół Seattle. I to nie dlatego, że ich muzyka jest mniej wartościowa, niż wszyscy starają się nam ostatnio wmówić. Po prostu czasem do sukcesu nie wystarcza tytko talent i praca. Niekiedy przydaje się jakaś moda, scena, z którą utożsamić można zespół. Potrzebna jest odrobina szczęścia, Jerry Cantrell, gitarzysta zespołu, wie o tym dobrze, Wiele rzeczy wydarzyło się we właściwym miejscu i czasie. Wiele z nich było zaplanowanych, ale niektóre to tylko szczęście. Tak jak na przykład użycie utworu Alice, Would?, w filmie Singles. To właśnie ta kompozycja zwróciła uwagę całej Ameryki na drugą płytę zespołu, Dirt. Teraz ten sam singel promuje grupę w Europie.

Europa nie za wiele wiedziała do tej chwili o Alice. Choć zespół istniał już przeszło sześć lat, choć w Ameryce Facelift sprzedał się w ilości pół miliona egzemplarzy, tu zespół był właściwie nieznany. Do tego stopnia, że dziennikarz „Melody Maker" pisząc o grupie pomylił Jerry’ego z wokalistą Wayne'em Staleyem. Pomylił ich funkcje w zespole. Tę wstydliwą pomyłkę można jednak w pewien sposób umotywować. Na Dirt Cantrell rzeczywiście przejmuje czasem rolę głównego wokalisty. Napisałem słowa niektórych piosenek. Layne mógłby mieć problemy z ich zaśpiewaniem. Całe szczęście potrafiłem napisać teksty, z którymi Layne umiał się utożsamić. Ale w paru wypadkach powiedział: "Człowieku, a dlaczego ty tego nie zaśpiewasz?”. Jakby tego było mało, podobno partie gitarowe w kilku piosenkach są autorstwa Staleya. Jednak, żeby wyjaśnić sprawę do końca, na koncertach Layne zajmuje się głównie śpiewaniem i to właśnie jago charakterystyczny głos stanowi wizytówkę zespołu...

2. Popularność i pieniądze przestają cokolwiek znaczyć kiedy codziennie gwałcona jest twoja prywatność. Tak twierdzą muzycy Alice In Chains we wszystkich rozmowach z prasą. Nie mamy nic do powiedzenia na temat najnowszych plotek, możemy porozmawiać o muzyce, zastrzega na początku konferencji prasowych Jerzy Cantrell. Gdy tytko dziennikarz przeprowadzający wywiad staje się zbyt dociekliwy, gitarzysta Alice szybko ucina rozmowę. Nasza muzyka to nasza muzyka, a życie osobiste to życie osobiste. Najwyraźniej przedstawiciele prasy nie mają łatwego życia z kwartetem z Seattle. Ale, swoją drogą, nie zawsze zasługują na poważne traktowanie. W co drugim wywiadzie pytają nas, czy znamy Kurta Cobaina, skarży się Jerry. Mam już dość odpowiadania ciągle na te same pytania: "Czym jest dla mnie fenomen Seatle? Na czym polega brzmienie tego miasta? Nie wiem! Nie potrafię powiedzieć czegokolwiek sensownego w tej sprawie. Równie krytyczni są muzycy Alice In Chains wobec przemysłu rozrywkowego: Los Angeles to gówniane miasto. W czasie, gdy tam byliśmy zdarzyły się afery trzęsienia ziemi, susza i zamieszki rasowe. A na dodatek wszyscy tam są do dupy. Pytają cię ciągle: " Jakim samochodem jeździsz? A gdzie masz dom, w dolinie czy na wzgórzach?" Co to u diabła jest? My nie jesteśmy gwiazdami rocka! Mieliśmy szczęście. Mamy pracę i szansę, która nie przytrafia się wielu ludziom. Ale nie żyjemy w oderwaniu od całego świata. To nie nasz sposób życia.

3.ULubiona gitara Jerry’ego wygląda dość dziwnie. Obdrapana, pełno na niej napisów, brak paru przystawek. Ale mimo to posiada nie byle jaką wartość. W końcu gitarzysta Alice In Chains otrzymał ją od samego Eddiego Van Halena. Jest pamiątką jeszcze z czasów, gdy grupa zbierała punkty jako „rozgrzewacz”, poprzedzając koncerty renomowanych wykonawców. Oprócz Van Halen wśród nich był i Iggy Pop, i Megadeth. i tak się jakoś złożyło, że muzyka Alice dobrze współbrzmiała z twórczością wszystkich wymienionych gwiazd. Właściwie nie ma się czemu dziwić - w końcu Alice In Chains grają metal. Może nie do końca typowy, ale jednak metal . Na ich płytach usłyszeć można różne wpływy, najczęściej Black Sabbath. Ostatecznie jednak trudno przyczepić Alice etykietkę imitatorów jakiegokolwiek wykonawcy. Tą sytuacją zaskoczony jest chyba sam Jerry Cantrell. Nie wiem, dlaczego to, co gramy nie brzmi jak kopia czegoś już znanego. Może brałem zbyt mało lekcji. Jerry Cantrell jest oryginalnym gitarzystą. I to nie tylko dlatego, że ma łatwo rozpoznawalne brzmienie. Jest także gitarzystą bardzo nietypowym. No, bo który z rasowych rockmanów przyznaje się otwarcie, że jego ulubionymi twórcami piosenek są Etton John i Fleetwood Mac? To jednak nie wszystko, Jerzy ma więcej takich niespodzianek dla swoich fanów. Tak naprawdę to nie posiadam żadnej techniki gry na gitarze. Nie myślę o technice, i pewnie dlatego otrzymuję takie dźwięki, jakie otrzymuję. Prawdopodobnie jestem najbardziej leniwym gitarzystą na świecie. Nie ćwiczę dopóki nie nachodzi mnie na to ochota. Czasem wolę pójść na ryby albo popływać na basenie. Podobnie powstają utwory. Nigdy nie siadam i nie mówię: "No dobrze, a teraz napiszę piosenkę.". Pojawia się pomysł, jakiś riff, a potem to rozwija się w sposób naturalny. Mogę pisać piosenki w każdym miejscu, zależy to jedynie od momentu. Bo ja muszę mieć na to ochotę.

4.Layne Staley swoją fizjonomią zaskoczyć może nawet najbardziej odpornych na wstrząsy. Wysoki, wychudzony, z krótkimi, czasem rozczochranymi, czasem przylizanymi włosami, z kozią bródką w dziwnych okularach i jeszcze dziwniejszych ubraniach, w niczym nie przypomina wokalisty metalowego, bądź co bądź, zespołu. A ja już myślałem, że nie można wyglądać dziwniej niż Perry Farrell, no cóż, widocznie nałóg zbliża... Layne, podobnie jak i lider Jane's Addiction, był przez długi czas uzależniony od heroiny.

To były dwa lata piekła. Gdy bierzesz narkotyki, zamykasz się na wszystko, co ich nie dotyczy. Gdy brałem, przestałem być twórczy. Ale jednocześnie nie zanikło we mnie poczucie moralności. Nie byłbym w stanie posunąć się dla narkotyków tak daleko, jak wielu innych ludzi. Pewnie dlatego udało mi się z tego wyjść. Layne zamknął się w swoim mieszkaniu i siedział w nim do momentu, gdy ustąpił ból ciała. Wyszedł z nałogu sam, bez niczyje pomocy. Do dziś jednak tamte doznania mają wpływ na jego życie. To było bardzo frustrujące. Nie miałem nad sobą żadnej kontroli. Wiem, że już nigdy mi się to nie przydarzy. Wciąż jednak muszę a tym pisać.

Narkotyki ciągle obecne są w twórczości Alice In Chains. Dirt to w dużej mierze rozrachunek Layne’a z przeszłością. Utwory od Junkhead do Angry Chair to jakby biografia Staley’a. Opowieść a człowieku, który staje się narkomanem - od pierwszych fascynacji aż do ostatecznej destrukcji. Ale nie tylko teksty noszą na Dirt znamię przeszłości. Layne chciał napisać naprawdę chore słowa, więc potrzebował najbardziej chorej muzyki, jaką ja byłem w stanie stworzyć -- wspomina Jerry. Rzeczywiście, Dirt jest płytą zdecydowanie bardziej mroczną niż debiut zespołu. Trudno się temu dziwić, skoro wszyscy muzycy grupy przyznają, że granie jest dla nich formą terapii. To sposób na to, żeby wywalić z siebie całe to gówno, które w nas siedzi. Tylko dlatego jeszcze się nie pozabijaliśmy. Terapia nie dla wszystkich okazała się skuteczna. Jesteśmy jedną rodziną, podkreśla zawsze Jerry Cantrell. Jesteśmy czterema rogami pudełka. Gdy brak jednego, powstaje dziura. Dziura powstała. Zniechęcony trudami trasy promocyjnej odszedł basista Mike Starr. Czy jest to tylko chwilowy urlop, czy też nieodwracalna decyzja, nie wiadomo. Na razie Jerry, Layne i perkusista Sean Kinney grają koncerty wspomagani przez basistę Mike’a lneza. A co dalej? Kto wie, może Jerry znajdzie wreszcie czas by zrealizować swe największe marzenie i.... zostanie pilotem. Bo w końcu ile można opowiadać a lękach, depresjach i śmierci? Czasem trzeba oderwać się od ziemi...

Robert Sankowski maj 1993