Lubię wiosnę, uważam że jest to najpiękniejsza pora roku. Świat w końcu zaczyna przybierać jakieś znośne kolory, a całą moją uwagę mogę poświęcić kontemplowaniu otoczenia, a nie jak było dotychczas na walkę z zimnem. Jedne co mnie teraz wkurza jest ten irytujący, niekończący się deszcz. Ileż to w końcu można wytrzymać? Ale w sumie nie mogłem oczekiwać, że od razu będzie dwadzieścia stopni w cieniu, otworzą budki z lodami, a dziewczyny w końcu założą te obcisłe bluzeczki, na które napatrzeliśmy się z kumplami zimą przez witryny sklepów z ciuchami. Można by przecież dostać "szoku termicznego"... Tylko spokojnie za miesiąc będzie lepiej... i cieplej!
Tak więc brnąc przez morze błota, próbując nie spóźnić się do budy w ten ostatni dzień tygodnia szkolnego, spotkała mnie bardzo, ale to bardzo miła niespodzianka. Między jedną większą kałużą błota, a drugą nie mniejszą najzwyczajniej w świecie leżał sobie portfel. Było w nim od groma kasy, jakieś wizytówki i dokumenty. Alojzy Czmuda - tak się nazywał właściciel portfela. Uśmiech z twarzy przegonił podwójny sygnał mojego zegarka, obwieszczający nadejście godziny ósmej. Cholera, znowu się spóźnię do szkoły. W szatni musiałem uścisnąć setkę dłoni w mniej lub bardziej wymyślny sposób. Nie wiem skąd się wziął zwyczaj podawania ręki, ale cóż kulturę trzeba szanować i chcąc nie chcąc wyciągałem tą rękę, dodając spod nosa jakieś "cześć".
Na pierwszej przerwie mimowolnie, w drodze do toalety usłyszałem rozmowę dwóch śmiesznie ubranych ale dobrze wyglądających wyrostków.
- Tyyy, wiesz co? Wczoraj, kiedy szedłem do Ulki, no wiesz koło tego baru, nigdy nie zgadniesz co zobaczyłem - powiedział pierwszy śmiesznie ubrany ale dobrze wyglądający wyrostek.
- Noooo cooo? - z ciekawością zapytał drugi.
- Jakichś dwóch łepków nawalało innego łepka, nigdy nie zgadniesz co ja wtedy zrobiłem.
- Noooo cooo? - z jeszcze większym zaciekawieniem niż poprzednim razem zapytał drugi.
W tym momencie dialog się urywa, bo skręciłem do toalety, do której na szczęście, w końcu dotarłem. Starając się zignorować kłęby dymu i wrzaski jakichś uczniaków, domagających się dokładnego zamknięcia drzwi począłem najwolniej jak tylko mogłem myć ręce. Przypomniała mi się rozmowa tych dwóch złotoustych wyrostków. Śmieszne jest to, że nawijanie głupot odbieramy jako znak nie skrępowania i ogólnie dobrego stanu ducha. Głupoty są nieodzowną częścią każdej rozmowy.
Wbrew pozorom głupie dialogi mają swoje odmiany. Głupota śmieszna, najczęściej używana i jej prawidłową obsługę trzeba się uczyć bardzo długo. Głupota mniej śmieszna, ale wywołująca taki sam uśmiech politowania na twarzy rozmówców. Mądra głupota, rzadko się przytrafia, ale sprawia, że człowiek czuje się potrzebny, jakby na chwilę ucisza głos z wnętrza głowy "wypuście mnie, wypuście!". Głupota bezsensowna, najczęściej taką nazwę nadaje się dialogom bez wyraźnego celu, skutku ani przyczyny i można ją rozpoznać po tym że zdanie rozpoczyna się od takich słów: "A czy widziałeś(aś) wczoraj ten film (względnie jeśli są to osoby lubiące dobrą muzykę - teledysk)...?"
Kiedy w reszcie poczułem, że wszystko zostało już powiedziane, a nikt z mojego "inteligentnego" otoczenia nie jest w stanie znacząco zmienić sposobu mego życia, ograniczyłem kontakty z przyjaciółmi do niezbędnego minimum i obrałem sposób życia normalnego, szarego mieszkańca wielkiego miasta tj. byczenie się cały dzień przed telewizorem.
Z początku nie mogłem się przyzwyczaić do biernego trybu życia i buntowałem się. Lecz moje wołanie nie znalazły oddźwięku i z czasem dopasowałem się do reszty. Przestało mi już zależeć co, kiedy i jak oglądałem liczyło się jedynie, że mózg ma jakieś zajęcie i nie jest w stanie myśleć o tym co tracę. A traciłem naprawdę dużo...
- Jesteście bandą głupich, niedojrzałych szczeniaków - wyraźnie dumna z wymyślonej przez siebie obelgi nauczycielka fizyki rozpoczęła nową ciekawą lekcje - Mam problemy w domu, - przynajmniej nie owijała w bawełnę - więc dzisiaj odreaguje na was stresy w postaci kartkówki z ostatniego półrocza - bardzo to nas wkurzyło zwłaszcza że mieliśmy była to trudna do przełknięcia partia materiału.
- Ale... ale, tego no, przecież takie sprawdziany trzeba zapowiadać tydzień wcześniej. Tak jest przecież w naszym kodeksie- tonący łapie się nawet brzytwy.
- Słucham? - na twarzy było widać złość, ale w głębi duszy cieszyła się, że będzie mogła jeszcze bardziej się wyżyć - Wy chcecie się odwołać? Co?
- Nooo, tegoo chyba tak.
- Wy niedojrzałe nieuki, na razie nie macie żadnych praw. W ogóle nie będę wysłuchiwała takich... takich niedojrzałych tekstów. Co wy sobie ubzduraliście? Gdy pokączycie tyle szkół co ja wtedy będziecie mogli dyskutować, ale nie teraz. A jeśli jeszcze macie jakieś... jakieś niedojrzałe sprzeciwy proponuje zmienić szkołę. Co, ktoś jeszcze chce, coś powiedzieć?
- Ppppproszę ppppani - Już miałem tego dosyć, powoli nabierałem odwagi i starałem się z całych sił, aby moja wypowiedz była jednostajna, miła i asertywna. - Mam dosyć traktowania nas z góry, my też przecież mamy swoje prawa. Połowa z nas po pół roku z panią poważnie zaczyna myśleć o samobójstwie, a druga połowa już przygotowała sobie linę z pętlą. I.. i to my się zachowujemy jak nie dojrzałe szczeniaki. Powiem pani coś: pani jest niedojrzałym szczenięciem - cóż, trochę odbiegłem od mojego założenia, ale byłem dumny z tego, że poprawnie odmieniłem "szczeniaka".
Kobietę zamurowało. Jeszcze nigdy po takim monologu nikt nie odważył się pisnąć słówkiem, a teraz... Schowałem głowę w koszyku splecionych rąk i starałem jak najszybciej się obudzić z tego jakże realistycznego koszmaru.
- Marsz do dyrektora, ty... ty niedojrzały pyskaczu. - teraz dopiero zauważyłem, że wyraźnie nadużywała przymiotnika "niedojrzały".
- Że, niby co jej powiedziałeś?
- Już mówiłem, ale powiedziałem to dlatego, że... - przerwał mi.
- Jak ty sobie wyobrażasz funkcjonowanie w tej szkole. Nie mam czasu teraz z tobą rozmawiać, muszę napisać sobie mowę z okazji posadzenia nowego trawnika. W każdym bądź razie w poniedziałek możesz nie przychodzić do szkoły - jesteś wyrzucony!!!.
Rodzice zawsze mi powtarzali, że szkoła jest najważniejsza i bez niej nie będę mógł żyć na jako takim dobrym poziomie w przyszłości. Ja to rozumiem, czemu tylko nie rozumie tego fizyczka. Wylali mnie ze szkoły, nie mam przed sobą żadnych perspektyw, ale co tam życie toczy się dalej.
Wreszcie wpadłem na sposób przeżycia okresu dojrzewania. Przecież to jest takie proste, czemu wcześniej o tym nie pomyślałem. Mogłem oszczędzić sobie tryliardów godzin niepotrzebnego denerwowania się. Ale teraz gdy już do tego doszedłem będę żył w spokoju.
- I co z tego? - to jest właśnie tekst, który utrzymuje przy życiu większość nastolatków. Czemu tylko nikt nie raczył mi tego powiedzieć. Nareszcie znalazłem sposób życia. Dziewczyna cię rzuciła, koledzy biją, masz sporą nadwagę, a rodzice mają własne problemy na głowie, a ty tylko sobie mówisz: - I co z tego? - To jest to!
Uśmiech znowu zawitał na mojej twarzy, odwiedzając przy okazji każdy atom mojego ciała. Znalazłem powód do życia.
Na kolejnych lekcjach nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego - z resztą tak jak zawsze. Część uczniów robiła wrażenie, że słuchają i machając przytakująco głową, że rozumieją treść lekcji tłumaczonej przez nauczycielkę. Pozostała część bez żadnych zahamowań po prostu zaczęła układać się do snu. Tak, system edukacji w Polsce stoi na naprawdę wysokim poziomie. Pierwsze promienie wiosennego słońca zaglądały przez okno tworząc atmosferę sprzyjającą bezowocnym pogaduszkom i pozbawionych jakiegokolwiek sensu gestom. Siedzieliśmy jak te łepki po dziesięć godzin w szkole, wysłuchując mądrości tego świata, które i tak nam się do niczego nie przydadzą i nieużywane odejdą w zapomnienie. I po, za przeproszeniem, cholerę nam to?
Uradowany faktem przeżycia tych ciężkich godzin nudy za przykładem innych równie znudzonych uczniów ubrałem się najszybciej jak tylko mogłem i wyszedłem na dwór kierując się w stronę domu. Nawet nie zauważyłem jak szybko czas zleciał gdy tak szliśmy całą grupą i gadaliśmy o wymienionych wyżej głupotach. Marzyłem jedynie o tym, aby jak najszybciej położyć się do łóżka włączyć telewizor i oddać się bezgranicznemu lenistwu. Jak powiedziałem tak też uczyniłem. Wreszcie około pierwszej w nocy udało mi się zasnąć, co było bardzo dużym osiągnięciem z racji tego że sen nie przychodzi mi nazbyt łatwo. Najbardziej nie lubię tego momentu gdy między wyłączeniem telewizora, odłożeniem książki czy też wyłączeniem komputera a zaśnięciem zostaje jeszcze odrobinka czasu na myślenie. Właściwie myślenie z grunty rzeczy nie powinno być niczym złem. Powinienem ten czas poświęcić na planowanie następnego dnia lub też podsumowanie właśnie minionego. Ale co tu było planowania, czy wspominania? Przecież każdy dzień jest w pewnym sensie do siebie podobny. Hmm. Zupełnie jak ksero, które po skopiowaniu siedmiu prawie podobnych kartek zaczyna całą pracę od początku.
Czasem po obejrzeniu jakiegoś filmu lub przeczytaniu jakiejś dobrej książki mam ochotę usiąść w kącie i zapytać się: "Co ja tu, cholera, robię?". Czy życie nie może wyglądać tak jak na filmie - piękne, ciekawe i cały czas coś się dzieje?
Oddajemy w ręce państwa nowy, niepowtarzalny produkt firmy Kto to kurde wymyślił. "Życie" dostępne w każdym miejscu bez recepty i prawie za darmo. Nasz produkt nie był testowany na zwierzętach i przy właściwym użytkowaniu powinien przynieść pożądane efekty w krótkim czasie. Do wyboru, Drogi Kliencie masz trzy wersje: w sprayu, w płynie lub w łatwej do przyswojenia pigułce. Produkt nasz zawiera mnóstwo środków ubocznych lecz w porównaniu z dobroczyńczymi jego właściwościami nie wypada wcale tak źle. I pamiętaj przed użyciem przeczytaj ulotkę! |
Są czasem takie dni, kiedy wolałbym się nie obudzić. Cały czas śnić o wspaniałych podróżach, śnić o ekscytujących przygodach, śnić o że idąc gdzieś będzie to miejsce, w którym naprawdę będę mógł zrobić coś ważnego, niepowtarzalnego no i... ważnego. Właśnie taka chęć zrobienia czegoś, po czym ktoś zupełnie nieznajomy podejdzie do ciebie i powie "Odwaliłeś kawał niezłej roboty!".
A tak wracając do rzeczywistości - wstajesz rano i jesteś przekonany, że będzie to najnudniejszy dzień twojego życia i nie możesz się doczekać kiedy wreszcie będziesz mógł zasnąć. Aż tu nagle uderza cię pewna myśl. Kiedy odzyskujesz w końcu pełną świadomości, przypominasz sobie, że tak myślałeś wczoraj i przedwczoraj... i przedprzedwczoraj i jeszcze trochę wcześniej. Ale zaraz przypominała mi się moja dewiza - "I co z tego?" i z uśmiechem na ustach włączyłem telewizor, aby przyjąć poranną porcję telewizji.
Po śniadaniu wybrałem się do mojego kolegi, aby zrobić coś konstruktywnego. Właściwie nigdy nie zrobiliśmy jeszcze nigdy nic konstruktywnego, ale wolę się oszukiwać niż przyjąć okrutną prawdę.
- Cześć - podanie dłoni, oczywiście.
- Cześć, wyjdziesz z domu. Może pogramy w kosza lub powłóczymy się po mieście.
- Nieee, oglądam telewizję.
- No to się nie nudzisz - włożyłem w te zdanie tyle ironii, ile tylko mogłem.
- Dobra spadam, na razie.
- Yhmy, cześć.
Nie miałem ochoty wracać do domu. Przechadzałem się samemu po szarym mieście zupełnie bez celu. I przy głębszym wydechu, mającym przekazać, że życie śmierdzi włożyłem ręce do kieszeni i poczułem coś czego nieznajomego. Ach tak, przecież... portfel. Szanowny Pan Magister Inżynier Alojzy Czmuda zamieszkiwał na ulicy Rubinowej 1, mieszkania 2. Co mi szkodzi przecież to niedaleko przejdę się tam.
Facet ma mocne antywłamaniowe drzwi - musi być bogaty, albo cierpieć na głęboką schizofremię. Co zrobić? Oddać mu portfel i czekać na znaleźne, a może pójść do sklepu i wydać całą forsę, albo wyjąć kasę i kręcić, że taki już znalazłem. Dziwne, ale we wszystkich scenariuszach forsa zostaje przy mnie. No to może położę mu go na wycieraczkę, zadzwonię i ucieknę. Ostatni scenariusz odrzuciłem po chwili zdając sobie sprawę, że nic na tym nie zyskam. Jako, że należę do typów leni i nie miałem ochoty w tej chwili zastanawiać się nad wyborem opcji poszedłem do sklepu i wydałem całą kasę.
Kupiłem sobie zegarek, ale jaki. No nareszcie nie będę się spóźniał do szkoły. Wróciłem do domu i postanowiłem pobawić się trochę w Internecie. Pierwsze co zawszę robię po ustanowieniu połączenia z serwerem to sprawdzam sobie pocztę. I dzisiaj nie było inaczej, chociaż wolałbym jej nie sprawdzać. Pierwsza wiadomość, była odnośnie magazynu w sieci jaki wspólnie z kolegami redaguję.
Od: Krej Zii
Do: nrv@kki.net.pl
Temat: Magazyn on-line
Mam dla ciebie przykrą wiadomość, więc może nie będę owijał w bawełnę. Krótko: jesteś wylany. Mimo, iż ty wymyśliłeś cały ten magazyn, razem z całą ekipą nie będziemy tolerować twojego zbijania bąków. Więc jeśli masz jeszcze mój adres to go zapomnij.
"I co z tego?" - tylko spokojnie to nie jest przecież koniec świata, będą inne magazyny, mam nadzieje. Nie warto się przejmować takimi głupstwami, życie jest piękne, do cholery, i nie warto się, kurde, denerwować.
Czemu ja sam siebie oszukuje, przecież mój i tak już marny żywot stał się jeszcze bardziej marny. Magazyn, pod którym byłem podpisany zaspokajał chociaż niewielką cześć mojej żądzy czynu. Statystyczny nastolatek przynajmniej raz myślał o samobójstwie, ale ja do nich nie należę. Przecież mam dewizę "I co z tego?". Od razu się lepiej się poczułem i przystąpiłem znowu do marnowania tego pięknego, wiosennego dnia przed telewizorem.
Właściwie co sprawia, że nawiązywana więź między aktorem a widzem jest taka wciągająca. Może jej brak? Po obejrzeniu już miliona filmów, w których leje się krew, kule świstają nad głową, a główny bohater wychodzi z tego cało, albo takich filmów w których para kochanków stara się uciec przed złą macochą i równie złym ojcem, człowiek staje się bardziej odporny. Z oglądaniem filmów jest jak z solą - im więcej jej jesz, tym więcej potrzebujesz aby poczuć smak. W pewnym momencie odczuwasz pewien przesyt i nie masz ochoty na kontynuowanie swojej przygody z telewizją, lecz z braku innych, lepszych zajęć nie kończysz znajomości i już ci wisi co oglądasz. Okropne, nie?
Reszty dnia nie muszę opisywać, ponieważ byłaby to recenzja filmów.
W odpowiedzi na liczne listy od naszych konsumentów pragniemy sprostować naszą poprzednią reklamę. Otóż wspomniana w niej ulotka nie istnieje - serdecznie przepraszamy! Sposób korzystania "Życia" jest dla każdego człowieka indywidualny i on sam powinien sobie go określić. Firma Kto to kurde wymyślił pragnie wyjść naprzeciw wymagającym konsumentom i wydaliśmy jeszcze jeden nasz produkt "Śmierć". Łatwy w użyciu i przynosi wymagane efekty natychmiast. Tak to nie jest chwyt reklamowy, więc powtarzamy - natychmiast. Pytacie się ile to kosztuje? Jeśli zadzwonicie w ciągu najbliższych dwudziestu minut dokonamy nieodpłatnej wymiany "Życia" na "Śmierć". |
- Panie Doktorze, jak pan myśli: czy Bóg istnieje?
- Ależ oczywiście, że istniej, ale tylko w naszych głowach. Czy ty na miejscu Boga zesłałbyś nawet swojego najgorszego wroga w tą męczarnie, dając mu garść wskazówek i złudną nadzieje na lepszy i inny byt?
- Jaką męczarnie?
- Jak to jaką? ŻYCIE!!! - zdenerwował się, I co z tego? W końcu to ja mam mu pomóc, czy on mi?
- Ale ja chciałbym wiedzieć co czeka mnie w przyszłości. Bo na razie przez całe moje krótkie życie czekam. Kiedy miałem dziesięć lat czekałem, aż będę miał piętnaście. Kiedy dożyłem tego sędziwego wieku nie mogę się doczekać kiedy to wreszcie będę już pełnoletni, znajdę sobie pracę w tym w czym lubię i może się ożenię? Nawet teraz czekam na cieplejsze dni, aby w końcu wyrwać się z objęć telewizji i wraz z kolegami trochę pożyć.
- Na tym polega męka, że nie wiemy. A jak chcesz karmić się kolejnymi złudnymi przyrzeczeniami to idź do wróżki. Ja ci nie pomogę.
- W takim razie nie zapłacę panu z tą godzinę i żegnam, panie doktorze.
- Ja też żegnam, ale pieniądze zostawisz przy wyjściu.
Pieniądze zostawiłem w końcu raz się żyje - śmiesznie to brzmi. Nie wyszedłem stamtąd wkurzony, bo przecież "I co z tego?". Teraz jestem jedynie ciekaw czy jakieś wróżki pracują w niedziele.
Michał "Ubik" Meina
e-mail: nrv@kki.net.pl