Był tragiczny w mym życiu dzień, moja jedyna dziewczyna porzuciła mnie. To wszystko wydaje się takie normalne ale tak nie jest. Odeszła z mym najlepszym i jedynym przyjacielem. Czuje się teraz taki osamotniony. Doszedłem do wniosku że na tej ziemi nie mam po co życ.
Długo wahałem się przed tą decyzją, myślałem, płakałem. Mieszkam sam w dużym mieście zwanym Nowym Jorkiem. Mimo że ludzi tu jest pod dostatkiem, wydaje się że nie ma ich wcale. Posuwam się wolnym krokiem ku mostowi. Podczas drogi czuję powiew wilgotnego od deszczu wiatru. Widzę jak naradza się miłość i jak ona się kończy. Jak serca się łączą i rozdzierają. Widzę również złość i nienawiść. Myślę "Jaki ten świat jest okrutny, ludzie nie widzą dobra a kieruje nimi zło". Przemierzając ruchliwe ulice docieram do mostu. Dziwne nie ma na nim prawie życia. Ruch jakby na chwilę się zatrzymał. Trwa to kilka sekund, dochodzę do barierki. Widzę wzburzone morze, pianę na nim i oddaję się naturze. Przechodze barierkę. Jest niezbyt wysoka. Czuje mocny dreszcz przechodzący po moim, wąskiej budowy, ciele. Czy wiek 20 lat jest taki tragiczny. Przerywam moje zastanowienia muszę to zrobić. Rozkładam ręce, podnoszę głowę. Między moimi tłustymi włosami przebiega lekki powiew wiatru. Moje nogi powoli uginaję się. Trwa to krótko a wydaje się takie długie. Życie miga mi przed moimi oczami, jakiś głos mówi wróć. Nie zwracam na niego uwagi. Dla mnie życie skończyło się z chwilą naszego rozstania. Ponownie patrzę na życie wokół mnie i powoli rozkładam swe ręce. Wyzywam mego Stwórcę na krawędzi tego mostu by zmierzył się ze mną w tej walce. Zimny dresz jakby popycha mnie ku niebu o niebieskim sklepieniu zlewającym się z pienista wodą. Nagle czuję jak me ciało pokrywa słodka woda, rozpływam się w niej. Potem widzę jedynie piękne rażące lecz nie na tyle by oślepić światło. Za nim na pewno stoi Stwórca. To jest niesamowite, zadaję sobie jednak krępujące mnie pytanie. Czy będzie to koniec mego żywota???
Szybko wymazuję tą myśl, uważam bowiem, że nie. Łudzę się, że za chwilę wcielę się w jakieś niewinne młode życie. Będę mógł tam rozpocząć wszystko od nowa. Zacznę tam od nowa swój żywot może tym razem bardziej przyjazny. Być może tak się nie stanie, zostanę na tym szarym dnie wraz z innymi istotami. Zaraz, a może to tylko złudzenia może nie ujrzę już nigdy swiatła dziennego. Czy śmierć oznacza koniec żywota ludzkiego...
Fantaz
kredo@kki.net.pl