Będąc w lipcu na "stażu ratowniczym" nad jeziorem, "wyciekło" iż param sie "krótką formą pisaną". Nie omieszkał wykorzystać tego mój kolega z wieży, prosząc, bym napisał mu wiersz, który wręczy dzień wcześniej poznanej dziewczynie - oczywiście jako swój.
- Po prostu, chcę dać jej do zrozumienia, że mi na niej zależy... - Wiersz - to jest to." - Nudził mi nad uchem, kiedy patrzyłem na kąpiącą sie gawiedź.
- Wiesz, zrobię tak: Wiem gdzie mieszka - śledziłem ją (niezły aparat), więc kupię kwiaty, włożę w nie wiersz, położę to wszystko na wycieraczce przed jej drzwiami, zadzwonię i ucieknę ...
- Po co masz uciekać, schowaj się tylko piętro wyżej, przecież chcąc sprawdzić, co to za tajemniczy wielbiciel, pójdzie na dół, a nie do góry. - Doradziłem, mrugając znacząco do kolegi przysłuchującemu się rozmowie, który gwałtownie odwrócił się, z trudem kryjąc śmiech.
- No pewnie! - klepnął mnie gostek w ramię i pobiegł do szatni. - Wtedy parsknęliśmy z kumplem tak, że plażowicze leżący w pobliżu, spojrzęli się na nas co najmniej dziwnie.
Po chwili przyleciał z papierem i długopisem. - Napiszesz teraz ? - zapytał tonem nie przyjmującym sprzeciwu.
- Słuchaj kolego, to nie jest szast prast i już. Nie jestem grafomanem i nie piszę na zamówienie. - Koleś gasnął w oczach.
- No, ale mam coś starego, co może pasować, dawaj pisadło i patrz na ludzi, a ja szybko skrobnę.
Odgrzebałem z archiwum pamięci wierszyk i szybciuchno przelałem go na papier.
Podziękował, nie wczytując się bynajmniej dokładnie w treść i poszedł zwolnić się do kierownika kąpieliska.
Siedzieliśmy sobie z drugim kolegą na wieży. - O czym mu napisałeś ? - Zapytał.
- O miłości, a jak... Niech się cieszy.
Dyżur upłynął spokojnie, ludzie powoli opuszczali plażę, Kierownik machnął z daleka, że możemy juz zwijać "interes".
Załadowaliśmy flagę, "słoneczny patrol", koło, na łódkę i popłyneliśmy na przystań. Przybiliśmy do brzegu, pochowaliśmy sprzęt i do domu.
Następnego dnia.
Siedzimy z drugim kolegą na stanowiskach. Idzie "kochaś"
- Co to za mina ? - Pytam zagryzając bułkę z serem i sałatą.
- Stary - odzywa się "kochaś". - Ta laska w ogóle nie zna się na poezji... Phie tam... Taka mnie nie interesuje...
- Pokaż ten wiersz. - poprosił drugi kolega.
"Kochaś" wyjął z kieszeni zmiętą kartkę papieru. - Przeczytała i wywaliła, widziałem z półpiętra. Wiersz wziąłem, kwiatów nie chciało mi sie zbierać.
- Drugi kolega rozprostował zwitek papieru i zaczął czytać:
* * *
Prośba
Wreszcie
Zdobył się
Przełknął ślinę
Powiedział wprost
Czeka
Dziewczyno
Jeśli nie możesz powiedzieć
" Ja ciebie też"
Na Boga
nie mów
" Ale możemy zostać przyjaciółmi"
W filmie Tarantino
za taką odpowiedź
koleś wyjąłby z kieszeni obrzyn
i odstrzelił ci głowę.
Bartosz "Yahoo" Jasiński
e-mail: yaho@polbox.com
icq: 55008612
Wszystko jest poezją http://www.republika.pl/yahoopage