Wyprawa na Dach Europy
Niecały rok temu, kiedy razem z Danielem Howisem czekaliśmy na Pana Mirosława Szumnego (alpinistę, fotografa, nauczyciela geografii w naszej szkole i opiekuna koła) żeby rozpocząć trening na naszej szkolnej ściance wspinaczkowej, Daniel powiedział coś, co chyba każdego normalnego człowieka wprawiłoby w śmiech:
- Wiesz co? Rozmawiałem z kumplem z tego chorzowskiego Liceum, gdzie z pomocą sponsorów organizują różne górskie wyprawy, no i też chciałbym zorganizować taką - na Mont Blanc.
Ja wybuchnąłem śmiechem:
- Przecież to jest niemożliwe.
- A może jednak?
Minął jakiś czas, postanowiłem przyłączyć się do tej "akcji". Daniel przedstawił swój projekt prof. Szumnemu. Z początku szkolny geograf nie przejął się tą sprawą, bo nie miał na to czasu, ale później, na początku wakacji doszedł do wniosku, że to nie jest taki głupi pomysł i zaczął się tym interesować.
Żeby dostać zgodę dyrekcji szkoły na taki wyjazd potrzeba było ogromnego wysiłku i dużo czasu na załatwienie wszystkich spraw. Potrzebna była zgoda rodziców, odpowiednie badania lekarskie, sprzęt, a przede wszystkim kondycja.
Trzeba było także znaleźć sponsorów, co nie jest takie łatwe. Szukaliśmy w różnych firmach. Zwróciliśmy się o pomoc do Urzędu Miasta - Zarządu Oświaty, Jolanty Wielickiej - właścicielki sklepu Himal Sport w Tychach, Foto Optyki, Hurtowni spożywczej UNI-G-MAX, firmy ubezpieczeniowej Konzeption II, firmy HMC - autoryzowanego przedstawiciela ERY GSM, Nowego Echa, Radia Plus Katowice i kilku innych. Wszystkie w/w firmy stały się naszymi sponsorami, a Radio Plus i Nowe Echo zostały naszymi patronami medialnymi.
Wyprawa miała się odbyć na początku września 1999 roku.
Przez wakacje mieliśmy bardzo dużo spraw na głowie. Przez cały czas coś załatwialiśmy.
Nareszcie zaczął się wrzesień, a dyrekcja ostatecznie podpisała zgodę na pierwszą wyprawę górską naszej szkoły. Kompletowaliśmy jeszcze różny sprzęt typu raki, czekany, kaski, uprzęże, karabinki, liny itp.
W sobotę, 4 września 1999 roku o 10:30 wyruszyliśmy spod szkoły, pełni szczęścia i optymizmu. Było wśród nas: 5 uczniów, 2 opiekunów i lekarz.
Jechaliśmy przez Niemcy, Austrię, Szwajcarię, aż do Francji do stolicy narciarstwa i alpinizmu - Chamonix, skąd było tylko kilka kilometrów do Les Houches, gdzie nasza wyprawa miała się zacząć. Mogliśmy już wyruszać, jednak najpierw trzeba było przepakować plecaki. Po tej czynności wsiedliśmy w kolejkę linową, która wywiozła nas na wysokość ok. 1800 m n.p.m. , stamtąd tramwajem jechaliśmy dalej, do wys. 2372 m n.p.m. Odtąd kończyła się lekka wycieczka a zaczynała wyprawa. Tego samego dnia musieliśmy dotrzeć do schronu Les Rognes na wysokość około 2800 m n.p.m. i tam spędzić pierwszą noc.
Wszystko poszło bardzo dobrze, chociaż na początku odczuwaliśmy duże zmęczenie i brakowało nam sił. Dnia następnego ruszyliśmy do schroniska Le Gouter, po drodze zatrzymaliśmy się w schronisku Tete Rousse, gdzie ugotowaliśmy sobie herbatę i zjedliśmy coś. Pech chciał, że w międzyczasie zaczął padać deszcz ze śniegiem. Zaryzykowaliśmy - nie chcieliśmy tracić czasu, kontynuowaliśmy wyprawę. Udało nam się pokonać jedną z trudniejszych części trasy - kuluar (dolinkę) w której często spadały małe, kamienne lawiny. W końcu po długiej, w miarę łatwej skalnej wspinaczce dotarliśmy do schroniska, w jego pobliżu rozbiliśmy namiot, a w środku mogliśmy sobie coś ugotować i zjeść.
Kiedy jedliśmy znowu zaczęła się burza, tym razem śnieżna.
Noc była ciężka, lekko bolała głowa od wysokości, a w namiotach było bardzo gorąco, leżący na nich śnieg topił się, zaczynało robić się mokro. Nie wszyscy spali w namiotach, dwie osoby postanowiły spędzić noc w wykopanej przez innych turystów śnieżnej jamie, jednak po jakimś czasie musiały wrócić do namiotów, bo sklepienie jamy zaczęło się topić. Następnego ranka zostawiwszy namiot ruszyliśmy na szczyt. Jednak teraz już w rakach, uprzęży i z czekanem bądź kijkami.
Dla własnego bezpieczeństwa połączyliśmy się wszyscy liną i szliśmy równym krokiem. Około godz. 14:00 doszliśmy do schronu Vallot (4362 m n.p.m.) i tam napiliśmy się herbaty. Wysokość dawała znać o sobie, a słońce grzało jak nad morzem. Byliśmy bardzo zmęczeni. Podzieliliśmy się na dwie grupy: ta która miała więcej sił, i której nie dokuczała tak bardzo wysokość, ruszyła dalej, a dwie osoby zostały i miały zdobyć szczyt na drugi dzień.
Ja znalazłem się w pierwszej grupie. Szliśmy ponad dwie godziny i w końcu ok. godz. 17:00 kosztem bardzo dużego wysiłku dotarliśmy na szczyt. Czuliśmy ogromne podniecenie, a widok zapierał dech w piersiach. Patrząc na wschód można było zobaczyć najpiękniejszy alpejski szczyt - Matterhorn - który swoim stożkowatym kształtem przypominał obraz góry w oczach małego dziecka. Wszyscy byli niezmiernie szczęśliwi. Najwięcej dawała znać o sobie myśl: "ludzie jesteście na dachu Europy..."
Ale przyjemność ta nie mogła trwać w nieskończoność...
- Jeszcze tylko kilka zdjęć, telefon do radia i schodzimy, bo psuje się pogoda. - poganiał Mirosław Szumny.
Najważniejsze: zdjęcia dla sponsorów i transmisja z komórki wykonane - możemy schodzić!
Warto wspomnieć, że w radiu Plus mieliśmy audycję na żywo - ze szczytu, i podczas podchodzenia.
Pełni szczęścia schodziliśmy około 1,5 godziny, aż do Vallota. Tam spożyliśmy ciepły posiłek, a towarzyszący nam lekarz - Marek Mandera podał nam tabletki od bólu głowy (chociaż tak mocno głowa nie bolała) i witaminki. Poszliśmy spać.
Następnego ranka na podbój ruszyła druga grupa wraz z prof. Szumnym który szedł drugi raz. My zeszliśmy do schroniska Le Gouter i złożyliśmy namiot, który zostawiliśmy dzień wcześniej. Reszta zdobyła szczyt i dotarła do nas kilka godzin później. Ciepły posiłek i zeszliśmy dalej...
Ze schroniska wyszliśmy ok. 16:00, zeszliśmy po skałkach dość sprawnie, ominęliśmy kuluar i doszliśmy na wys. ok. 2800 m n.p.m. do Les Rognes. Tam wyspaliśmy się i następnego ranka zeszliśmy do stacji tramwaju. W Les Houches byliśmy około południa. Kierowca, kiedy nas zobaczył bardzo się ucieszył. Koło stacji startowej kolejki, wszyscy wzięliśmy prysznic. Następnie przepakowaliśmy się i mogliśmy powoli wracać, jednak najpierw chcieliśmy dokładniej obejrzeć Chamonix, zwiedzić Muzeum Alpinizmu, wysłać kartki itp.
Z Chamonix wyjechaliśmy w czwartek około godziny 18:00. W domu byliśmy w nocy z piątku na sobotę. Dotarliśmy szczęśliwie.
Podczas wyprawy, najbardziej uszczęśliwiał nas podziw innych ludzi, którzy widząc nas, a szczególnie mnie i kolegę Darka - wytężali oczy i nie mogli wyjść z podziwu widząc 16-latków na takiej wysokości. Spotykani przez nas ludzie to z reguły turyści francuscy, niemieccy, szwajcarscy, polscy, czescy, a nawet angielscy.
Wyprawa w pełni się udała, a następna - do Islandii, odbędzie się prawdopodobnie we wrześniu tego roku.
Jedyną zaś przeszkodą takich wypraw są koszty. Nie jestem w stanie stwierdzić ile w sumie pieniędzy kosztował nas ten wyjazd, bo duży wkład w wyprawę mieli sponsorzy, którym bardzo chcieliśmy podziękować i mamy nadzieję, że nie będziemy mieli problemów z szukaniem sponsorów na wyjazd do Islandii.
Zdjęcia z wyprawy i krótki opis na stronie: http://www.mato.prv.pl
Uczestnicy:
Mirosław Szumny - opiekun, organizator
Daniel Howis - organizator
Marek Bytom - opiekun
Marek Mandera - lekarz
Tomasz Kij
Mateusz Janik
Dariusz Blimke
Dariusz Ignatiuk
Sponsorzy:
HIMAL SPORT Tychy, Jolanta Wielicka
Hurtownia UNI-G-MAX
HMC - Era GSM
FOTO OPTYKA
KONZEPTION II
Patronat medialny:
NOWE ECHO
RADIO PLUS KATOWICE
|