Reporter

Cofnij
Strona główna
Spis treściNastępny artykuł


-= WSTĘPNIAK =-
Reporter nr 03 - 2000.03.25 Katarzyna Majgier - Danio, www

Dni Kobiet

zdjecie

W marcu tradycyjnie wiele uwagi... no nie, przesadzam... co nieco uwagi poświęca się kobietom. Z okazji Dnia Kobiet. W ostatnich latach o dniu kobiet mówi się nieco mniej niż przedtem, w czasach sprzed odkrycia Walentynek, ponieważ zwykło się uważać, że Dzień Kobiet to święto komunistyczne. Otóż, drodzy przeciwnicy tego święta o poglądach skierowanych na prawo, spieszę Was poinformować, że Dnia Kobiet nie wymyślili komuniści, aczkolwiek to właśnie im się udało przerobić go na farsę rodem z czesko - enerdowskiej komedii. Najpierw transparenty "Kwiatek dla Ewy" na szarym pergaminie, potem wymemłany goździk spod pazuchy i po pół litra na łeb, a potem panie pozmywają...

Dni kobiet rozmaitej maści organizowano już w czasach tak zamierzchłych, że zwykliśmy je nazywać prehistorycznymi. Co prawda świętowano wówczas głównie jedną właściwość kobiety, jaką jest możliwość rozmnażania się, a że cechę tę posiadają także mężczyźni, na ich temat też pewnie imprezowano, jednak, co się oszukiwać, w tamtych czasach ludzie woleli się rozmnażać niż realizować zawodowo. No, może z wyjątkiem paru zakompleksionych myśliwych.

Potem, kiedy ludzkość nabrała pewnej ogłady, wybudowała parę piramid oraz kolumn jońskich, doryckich i korynckich, dopisawszy do tego dość ciekawą ideologię, zwaną mitologią - dni kobiet nabrały nieco innego charakteru. W starożytnym Rzymie obchodzono (w marcu zresztą, w okolicach ósmego, drodzy napaleni antykom uniści) święta zwane Matronaliami. Jak sama nazwa wskazuje, imprezowano tu głównie na cześć kobiet, które nie tylko się rozmnażają, ale także zajmują się domem, potomstwem, urządzają wnętrza, pilnują niewolników i zaopatrują dom w nowych.

Potem kobiety zaniedbano, ponieważ Rzym został zburzony przez rozmaitej maści barbarzyńców i zapanowały ich obyczaje, a raczej brak takowych. Kobieta służyła głównie do tego, do czego wielu autorów stron internetowych nadal chciałoby, żeby służyła (niestety, chłopcy, parę setek lat za późno, przykro mi...), i tak sobie było aż do średniowiecza, kiedy mężczyźni zaczęli się zachowywać tak, jak wiele dziewczyn, raczej nie zajmujących się Internetem, chciałoby, żeby zachowywali się do dzisiaj (niestety, dziewczynki, parę setek lat za późno, przykro mi...). Wówczas zwyczaj wręczania kwiatów... co tam kwiatów, raczej ociekających świeżą krwią głów rywala, zwierzęcych odwłoków oraz klejnotów zrabowanych innym kobietom, obowiązywał przez cały rok.

Niestety, te czasy się skończyły i kobiety znowu trafiły tam, gdzie zdaniem wielu nadal jest ich miejsca - do kuchni, kościoła i dzieci (z niemiecka kindern i stąd ta teoria o trzech K, bardzo lubiana w Niemczech, szczególnie w latach 30 naszego stulecia). Na szczęście to też mamy za sobą.

W międzyczasie kobiety zaczęły pracować zawodowo. Co tam, "zaczęły", zawsze pracowały, nie mniej niż faceci, na tych rolach pańszczyźnianych, przy budowie dróg i miast... Zajęcia nie brakowało, a przy tym jeszcze ktoś musiał wykarmić młode pokolenie, zapewnić im okrycie grzbietu i jakie-takie wychowanie. Kobietom zwykło się płacić mniej niż mężczyznom. Czasami o połowę, ale czasami i po 20% wynagrodzenia, jakie dostałby pracujący na tym samym "stanowisku" facet.

Pod koniec ubiegłego stulecia niektóre kobiety co nieco się wykształciły. Wcześniej miały z tym problemy, ponieważ edukacja była zarezerwowana wyłącznie dla mężczyzn. Nawet jeśli jakąś kobietę posyłano na tzw. pensję, to nie po to, żeby się wykształciła, tylko po to, żeby podnieść jej wartość rynkową i żeby czymś się zajęła i nie myślała za wiele, bo jeszcze coś głupiego jej przyjdzie do głowy i będą problemy...

Niektóre kobiety już w wiekach średnich usiłowały zdobyć wykształcenie, przebierając się za mężczyzn. Nie wiadomo, ilu się to udało, bo jeśli ich plany się powiodły - do dziś nie wiemy, że były to kobiety, wiadomo tylko o tych, którym się nie udało. Na przykład o nijakiej Nawojce, którą zdemaskowano i surowo ukarano za strój niezgodny z obowiązującą w owym sezonie modą. I co jej po tym, że teraz ma ulicę w akademickim mieście, które ją tak wrednie potraktowało?

Kiedy jednak te niektóre kobiety się co nieco wykształciły, zauważyły, że coś tu nie gra, bo choć wiele by teraz mogły, to jednak im nie wolno. Nie wolno im na przykład pisać książek, a kiedy i te szlaki powoli zostały przetarte, okazało się, że o niektórych rzeczach, nadal nie wolno im pisać. Jeśli jakaś kobieta czuje tak nieprzepartą potrzebę napisania czegoś, że nie może wytrzymać - może sobie wysmażyć jakieś mało ambitne romansidło albo tomik lekkiej poezji, niezbyt miłosnej, ostatecznie książkę kulinarną, niech jej będzie... Niektóre kobiety uznały, że w takim razie podpiszą się męskim pseudonimem i dzięki temu pozostały znam książki autorów o nazwiskach George Sand i Isaak Dienesen (choć ta druga obecnie jest publikowana pod prawdziwym nazwiskiem - Karen Blixen), inne przepadły.

Zauważyły także wiele innych rzeczy, które zresztą i wcześniej nie mogły, tak po prostu, umknąć ich uwadze, na przykład, że zarabiają jedną piątą tego, co ich kolega, który robi to samo. To im się nie podobało, co i dziwne nie jest. Zaczęły więc organizować różne akcje protestacyjne, które były tępione z cała surowością. Ich uczestniczki trafiały do więzień i były obrywało im jak każdemu kryminaliście i wichrzycielowi społecznego porządku w owych czasach. Akcje te organizowano głównie w marcu. 8 marca zaczęto obchodzić Dzień Kobiet, kiedy to owe pierwsze sufrażystki protestowały przeciwko dyskryminacji kobiet.

To właśnie dzięki nim my, dziewczyny, możemy chodzić do takich samych szkół jak mężczyźni, zarabiać trochę więcej niż połowę waszych pensji (tak około 60%), choć jednak nadal odpadamy w przedbiegach, jeśli ubiegamy się o to samo stanowisko, co któryś z Was, musimy go zdecydowanie przebijać, żeby je dostać. Poza tym wszyscy spece do spraw personalnych chętnie przypominają sobie o nas, gdy trzeba dokonać jakichś redukcji... Ale co nieco osiągnięto - reszta - jeszcze przed nami.

W Polsce od kilku lat organizowane są różne akcje protestacyjne, które nie wiedzieć czemu na wielu twarzach wywołują kpiące uśmieszki, zamiast wyrazu grozy lub przynajmniej przygnębienia. A najbardziej zdumiewające jest to, że te kpiące uśmiechy pojawiają się na twarzach żeńskich.

I to mnie właśnie dziwi. Ja wiem, że te marsze i demonstracje są organizowane o chorych porach (np. o 11.00 w południe, kiedy i tak wszyscy normalni ludzie siedzą w pracy), wiem, że połowa kobiet próbujących coś robić zaczyna o nie tej strony, co potrzeba, ale... Baby, czy wy na pewno chciałybyście tkwić w ojcowskim domu lub w przyklasztornej pensji aż do zamążpójścia, żeby przypadkiem czegoś po drodze nie stracić, a następnie spędzić cały swój żywot tkwiąc u boku człowieka, który rodzicom może i się spodobał..., zajmując się tuzinem rozwrzeszczanych bachorów, kuchnią i mając za całą rozrywkę niedzielną mszę, po której można się przyjrzeć, kto w co się dziś wystroił?

Jeśli tego właśnie chcecie - to ja przepraszam...

Ja tymczasem uważam, że gdyby Wasze życzenie stało się rzeczywistością, nie byłoby w tym miejscu mojego wstępniaka. Nie byłoby także wielu innych ciekawych przedsięwzięć internetowych i nie tylko internetowych, ponieważ wszystkie dziewczyny, które coś tu robią byłyby zajęte czymś innym.

[spis treści][do góry]