W�z toczy� si� powoli b�otnistym traktem. Od godziny nie pada�o, jednak�e woda nie ust�powa�a z trakt�w prowadz�cych na zach�d. Jeszcze d�uga droga do miasta, a Nina ju� czu�a si� ca�a obola�a i zniech�cona. Do domu by�o nieca�e pi�tna�cie mil i z ka�dym metrem kt�ry w�z przeje�d�a� coraz bardziej t�skni�a za swoim pokoikiem i rzek�.
- Trzymaj si� Nina - zawo�a� Lomar, jej kuzyn od strony ojca.
Ko�a powozu wpad�y w �liskie koleiny, a dziewczyna z�apa�a si� kurczowo siedzenia aby nie spa��. B�oto bryzgn�o spod k� plami�c ubranie Niny i Lomara.
- A niech to! - warkn�� i zatrzyma� w�z. Zeskoczy� z koz�a prosto w b�oto i kopn�� w p�kni�te ko�o - dlaczego akurat mnie musi to spotka�!
- Co si� sta�o?
- Jak to co, nie widzisz? Nigdzie nie pojedziemy!
Nie mo�na powiedzie� aby ta wiadomo�� j� zmartwi�a, ale zachowa�a uwagi dla siebie nie chc�c denerwowa� porywczego kuzyna.
- Zsiadaj, idziemy do miasteczka.
- Przecie� najbli�sza osada jest pi�tna�cie mil st�d, a jest to w dodatku nasze miasteczko.
- Przecie� wiem! - zirytowa� si� Lomar i zabra� z wozu plecak z �ywno�ci�.
Pochmurne niebo nie wr�y�o nic ciekawego. Ciemno szare chmury wisia�y nieruchomo, a stoj�ce powietrze stawa�o si� coraz bardziej duszne. Nina dobrze pami�ta�a dlaczego o tej porze roku by� nab�r do akademii. Poniewa� wszyscy mogli trafi� gdy� pora deszczowa ko�czy�a si� miesi�c temu. A teraz, zima si� przeci�gn�a, wiosna zmiesza�a si� z latem, a lato za� zamieni�o si� w jesie�. Tydzie� temu spad� nawet �nieg!. Teraz by�o ciep�o, a raczej duszno, nie zadrga� najmniejszy listek, a Nina zapragn�a wskoczy� do rzeki.
Us�yszeli trzask, jakby �amanej ko�ci, potem krzyk. Przera�aj�cy mro��cy krew w �y�ach krzyk dobiegaj�cy z otaczaj�cego ich lasu. Nina zamar�a w oczekiwaniu, si�gaj�c r�k� do torby po wybuchow� puszeczk�. Lomar si�gn�� po bicz, kt�rym pos�ugiwa� si� najlepiej z ca�ej wioski i stan�� przy powozie rzucaj�c na boki nerwowe spojrzenia. Krzyk powt�rzy� si�, lecz tym razem by� to raczej ryk podobny do zawodzenia pochodz�cego zza grobu. Mruczenie zacz�o ich otacza�, a krzyki i zwierz�ce porykiwania odzywa�y si� coraz cz�ciej. Nina szybko wydoby�a hubk� i krzesiwo i zacz�a krzesa� iskierki na kupk� siana le��c� na wozie.
Zza drzew wytoczy� si� kulej�cy i j�cz�cy m�czyzna. Jego oczy �wieci�y w p�mroku krwist� czerwieni�, a r�ce uzbrojone by�y w d�ugie na trzy cale szpony. Zataczaj�cy si� stw�r zacz�� pe�zn�� w stron� przera�onych ludzi. Za nim pod��a�y inne zacie�niaj�c kr�g j�cz�cych i szkaradnie cuchn�cych potworno�ci.

* * *

- Tak naprawd� to nie chcia�a� i�� spa� z tym m�odzikiem, prawda? - zapyta� Mooshe jad�c na karym koniu tu� obok Alvanny dosiadaj�cej bia�ego jak �nieg ogiera ze step�w Sakkalla.
- Oczywi�cie, �e chcia�am, przecie� nie proponowa�abym mu tego, gdyby by�o inaczej, no nie?
Jak ona lubi�a si� dra�ni�.
Mooshe milcza� przez chwil� wpatruj�c si� w czarn� jak sadza grzyw� swego konia.
- No co� taki markotny, ciesz si� cz�owieku, mo�e jeszcze dzi� rozegramy bitw�!
Entuzjazm elfki wcale nie poci�ga� za sob� zawsze ch�tnego do bitki Mooshego. Wiedzia�, �e gdy wr�ci b�dzie mia� istne piek�o w Akademii. Mistrz od razu przydzieli go do m�odzik�w za to, �e opu�ci� uroczysto�� 200-lecia uczelni, a siostra Anastazja b�dzie na nim psy wiesza�, za nieobecno�� na jej �lubie. Co to si� b�dzie dzia�o, i jeszcze ona, Alvanna nie daj�ca mu nawet chwili wytchnienia.
- Odezwij si� markotniaku! Przecie� �artuj�! Nie s�dzi�am, �e a� tak ci na mnie zale�y - powiedzia�a u�miechaj�c si� wynio�le.
- Przetrzyj nos Alvanna, w moim �yciu nie jeste� jedyna - zablefowa� staraj�c si� wygl�da� na pewnego siebie. Chyba mu si� uda�o, gdy� elfka przez chyba minut� nie odrywa�a od niego spojrzenia, pr�buj�c prze�widrowa� go na wylot.
- To taki z ciebie Nonatrader? Nie s�dz�! - odezwa�a si� wreszcie wspominaj�c imi� legendarnego kochanka z Alernilli.
- No pewnie, �e...
Nie doko�czy� gdy� powietrzem targn�� ostry huk.
- Co to by�o? - zapyta� i zacz�� rozgl�da� si� we wszystkie strony - Sk�d to by�o?
- Cicho! To chyba wybuch.
Czu�e uszy Alvanny wy�owi�y jeszcze krzyk, i wt�ruj�cy mu gard�owy ryk. Spi�a gwa�townie konia i pu�ci�a si� galopem b�otnistym traktem. Tu� za ni� pop�dzi� Mooshe przeklinaj�c swoje szcz�cie.

* * *

Nina krzykn�a gdy szpetny stw�r zamachn�� si� brudnymi szponami chybiaj�c jej twarz o p� cala. Cofn�a si� najszybciej jak potrafi�a, a gdy za plecami poczu�a �cian� wozu panika zajrza�a jej do oczu. Wyci�gn�a szybko wybuchow� puszeczk� - ju� ostatni� - odpali�a od pal�cych si� szmat i rzuci�a w zataczaj�cego si� ghula. Kolejny wybuch przeci�� powietrze, a stworzenie pozbawione nogi i po�owy biodra osun�o si� z j�kiem na ziemi�. Nina spojrza�a szybko na kuzyna, kt�ry stoj�c na wozie odp�dza� strza�ami bicza zbli�aj�ce si� plugawe istoty.
Bardziej poczu�a ni� zauwa�y�a nadci�gaj�ce pazury. Odskoczy�a w bok i po�lizgn�a si� na b�ocie. Upadaj�c zahaczy�a o wystaj�cy kawa�ek deski rozdzieraj�c przedrami�. Krzykn�a p�aczliwym i ju� zachrypni�tym g�osem. Widzia�a zbli�aj�ca si� besti�, z jej pyska wystawa�y ociekaj�ce czarn� posok� ostre jak sztylety z�by, a szpony wykonywa�y miarowe �uki w poszukiwaniu czego� w co mog�yby si� wbi�.
Cia�em dziewczyny szarpn�� dreszcz gdy Lomar spad� z wozu. Nie widzia�a ju� jak szpony ghula wbijaj� mu si� w nog� s�cz�c trucizn�.
Stw�r by� ju� nad le��c� Nin�. Ca�a dr�a�a, nie mia�a ju� puszeczek, nie mia�a nawet sztyletu, kt�ry pozosta� na wozie. Ghul zamachn�� si�, a dziewczyna zamkn�a oczy w oczekiwaniu na bolesn� �mier�.
Dudnienie kopyt, �wist ostrza i md�e mla�ni�cie. To wszystko co us�ysza�a, a gdy otworzy�a oczy ku swojemu zdziwieniu spostrzeg�a potwora le��cego bez g�owy. Szybko wsta�a i zobaczy�a dwoje je�d�c�w rozp�dzaj�cych powolne stwory. M�czyzna wjecha� gwa�townie na najbli�szego i tratuj�c go ci�� przez �eb nast�pnego. Kobieta, jak anio� na bia�ym koniu podjecha�a do niej i zeskoczy�a z siod�a. Jej szable zawirowa�y w czerwono niebieskim ta�cu i zag��bi�y si� w n�dznych �cierwach. Jeden ghul usi�owa� zastawi� si� �ap� przed spadaj�ca szabl�. Ko�czyna spad�a mu pod nogi, a on sam pod��y� zaraz za ni� gdy ostrze wbi�o si� w jego g�ow�.
Wojownik zawr�ci� ogiera i spad� na grupk� zbieraj�c� si� przy le��cym Lomarze. Skrzywi� si� gdy kopyta zmia�d�y�y g�ow� pechowego ghula, a jego miecz rycz�c spad� na innego roz�upuj�c mu czaszk� na dwoje. Radosny okrzyk wojownika zla� si� z rozpaczliwym zawodzeniem uciekaj�cych stworze�. Jednak u�miech m�czyzny szybko zmieni� si� w niepok�j gdy zobaczy� nacieraj�c� kolejn� fal� nieumar�ych kreatur. Szybko zsiad� z konia, pom�g� wsta� na wp� przytomnemu Lomarowi i przerzuci� go przez siod�o.
- Alvanna bierz dziewczyn�! Idzie ich wi�cej!
Nina nie mog�a uwierzy� w to co us�ysza�a.
- A co boisz si� powalczy�? - zapyta�a chichocz�c elfka i podbieg�a przebijaj�c po drodze jednego stwora do Niny.
- Wskakuj na mojego konia! - krzykn�a, a gdy zobaczy�a, �e dziewczyna zwleka doda�a - No ruszaj si� niemowlaku!
Nina us�ucha�a, nie mia�a zreszt� innego wyj�cia. Rzuci�a jeszcze nerwowe spojrzenie w stron� Lomara i tajemniczego wojownika i dosiad�a bia�ego Shakkall�. Nieznajoma kobieta wskoczy�a na siod�o przed Nin� i pop�dzi�a konia do galopu pomi�dzy zdezorientowanymi ghulami.
Mooshe roz�upuj�c po drodze jednego do��czy� do ucieczki.
Nina nie wiedzia�a jak d�ugo jecha�a obejmuj�c t� kobiet�, kt�ra okaza�a si� by� elfk�, nie martwi�a si� nawet ranami Lomara, kt�ry i tak zawsze ni� pomiata�. Ciekawili j� ci obcy. Dlaczego ta elfka jej pomog�a, przecie� elfy s� z�e, ciotka zawsze tak m�wi�a, a ci tutaj uratowali jej �ycie. Wida� ciotka Felicja musia�a si� jeszcze wiele nauczy� o �wiecie i zamieszkuj�cych go rasach.
Po kilkunastu minutach jazdy gdy niebezpiecze�stwo by�o za�egnane i zd��y�a si� ju� uspokoi� dziewczyna zapyta�a:
- Kim pani jest?
Elfka milcza�a, nie zniech�cona Nina pyta�a dalej:
- Gdzie jedziemy?
- Sied� cicho, albo p�jdziesz piechot� - wycedzi�a kobieta i pogoni�a konia.
- No wiesz mog�aby� by� troch� milsza dla naszych go�ci - zaprotestowa� z u�miechem Mooshe, a Nina od razu go polubi�a.
- Zamknij si� i jed�, op�niasz drog�, do miasteczka jeszcze dziesi�� mil.
- Konie s� zm�czone i tak dziwi� si�, �e jeszcze id�, a w dodatku nios� po dwie osoby.
Alvanna robi�c teatralny gest zniecierpliwienia odwr�ci�a si� do Mooshego.
- Te konie nie s� zwyczajne.
- Zauwa�y�em.
- Och jaki� ty bystry, cud �e jestem w stanie zaci�gn�� ci� do ��ka!
- Ty mnie? Nie przesadzasz tak troch�?
- Nie, ja nigdy nie przesadzam, zawsze zachowuj� umiar czego nie mo�na powiedzie� o tobie!
- Pani Sarmilorn uwa�am �e jeste�my nieporz�dku wobec naszych m�odych go�ci - wyrecytowa� Vegene i u�miechn�� si� do niepewnej Niny, kt�ra odwzajemni�a nie�mia�o gest.
- Sk�d jeste�cie, i co robicie w pobli�u pradawnego cmentarza?
Zanim Nina pomy�la�a co powiedzie� m�czyzna zn�w si� odezwa�.
- Nie znacie mo�e tego miasteczka przed nami?
- Pochodzimy stamt�d - wykrztusi�a wreszcie.
- Co? To wspaniale, a gdzie to si� wybierali�cie w tak paskudn� pogod�, ach wybacz mi jestem Mooshe Vegene - wojownik zgi�� si� wp� prawie dotykaj�c czo�em grzywy konia.
- Ja nazywam si� Nina Anorivelinelli.
- Anorelaive... jak?
- Anorivelinelli prosz� pana.
- No nie tak oficjalnie, jestem Mooshe - u�miechn�� si� i spojrza� na ledwo trzymaj�cego si� siod�a ch�opaka - a ten to tw�j narzeczony?
- Nie, sk�d. To m�j kuzyn. Nazywa si� Lomar.
Podczas rozmowy nie zauwa�yli nawet, gdy zza szczyt�w drzew wy�oni�y si� dymy z komin�w miasteczka. Jeden z nich, troch� na uboczu by� jako� wi�kszy i czarniejszy.

* * *

Ditri by�a rada z faktu, �e deszcz przesta� pada�. Im wi�cej wody tym trudniej by�o odnajdowa� �lady krwi. Ka�da kropelka czerwonego p�ynu podbudowywa�a p�elfk� na duchu. Wiedzia�a, �e jest ju� niedaleko, cho� las by� coraz bardziej g�sty. Lecz gdy poczu�a dym z komina by�a dziwnie zaskoczona. Zsiad�a z Czarnego Gromu i przywi�za�a go do ga��zi, a sama z mieczem przewieszonym przez plecy pomkn�a bezszelestnie przez zaro�la do niedu�ej chatki po�r�d wysokich drzew.
Z wn�trza dobiega�y krzyki i �miechy zgrai m�czyzn. Dziewczyna podpe�z�a do �ciany i przywar�a do niej nas�uchuj�c.
- Nie p�jdziemy bez ciebie Zirkah, przecie� wiesz.
- No pewno, id� z wami!
Na to stwierdzenie wszyscy rykn�li jak wo�y i zacz�li wychwala� odwag� ich zaciek�ego herszta.
- Gdy tylko sie �ciemni, p�jda z wami i ich rozwalimy, zar�niemy ka�dego z tej rodzinki, he, he!
- Uha! Do walki! - wykrzykiwali bandyci, a Ditri coraz bardziej mia�a ochot� wskoczy� tam i wszystkich pozabija�.
P�elfka wiedzia�a, �e musi co� zrobi�. Pragn�a zabi� Zirkaha ale tu by�o ich za du�o, poza tym chcieli zniszczy� niewinn� rodzin�. Sk�d w ludziach jest tyle nienawi�ci. Min�o trzyna�cie lat od zako�czenia wojny, a w nich wci�� tkwi ��dza krwi, kt�ra by�a przyczyn� tragedii Ditri. Po chwili p�elfka dosz�a do wniosku, �e nie mo�e im na to pozwoli�. Ani Dortan, ani te� Fanariel, nigdy by nie pozwolili na tak� rze�. Stan�liby w obronie s�abych i gdyby zasz�a taka potrzeba po�wi�ciliby si� aby ocali� cho� jedno �ycie.
Ditri odnalaz�a po cichu swego konia i ruszy�a najszybciej jak potrafi�a w stron� miasteczka maj�c nadziej�, �e zd��y przygotowa� wie�niak�w.

* * *

- Wyno� si� plugawy elfie - dar�a si� ciotka Felicja wymachuj�c w stron� Ditri s�omian� szczotk� - wynocha zanim ci� obleje wrz�tkiem!
- Ale� prosz� pani, ja tylko chc� was ostrzec, ja...
- Przesta� k�ama� i rzuca� swoje czary! A kysz, a kysz
! Ditri w ostatniej desperackiej pr�bie zawo�a�a na innych domownik�w. Nikt si� nie odezwa�. P�elfka tupn�a nog�.
- Ten Tergaliel mia� racj�, gi�cie g�upi ludzie! - krzykn�a z frustracj�, wsiad�a na konia i zacz�a odje�d�a�.
Stara ciotka zadowolona z przep�dzenia g�upiego elfa od�o�y�a szczotk� i widz�c, �e reszta domownik�w si� jej uwa�nie przygl�da pogrozi�a jeszcze r�k� odje�d�aj�cej Ditri.
P�elfka nie odwraca�a si� ju� wcale. Z�a na ludzi i na siebie, �e by�a taka g�upia, zaniedbuj�c swoje sprawy i usi�uj�c pomaga� obcym, skierowa�a si� do gospody "Pod K�aczkiem i Garnczkiem". Ditri nie by�a pewna co teraz b�dzie robi�, wiedzia�a jednak �e wcze�niej czy p�niej Zirkah si� tu pojawi siej�c postrach w�r�d mieszka�c�w. Wtedy b�dzie gotowa.

* * *

S�o�ce skry�o si� ju� za horyzont i tylko ognista po�wiata wskazywa�a miejsce jego �mierci. Zapada�a noc, przys�aniaj�c drzewa, domy i skradaj�cych si� ludzi ciemn� zas�on�. Dwana�cie mrocznych sylwetek przedziera�o si� cicho przez g�szcz w stron� ma�ego miasteczka. Za nimi w pewnej odleg�o�ci czai�o si� jeszcze kilku. Ca�a banda zbli�a�a si� do wioski nios�c zgaszone na razie pochodnie, bro� i worki na �upy. Grupa Zirkaha by�a powszechnie znana. Obawiano si� ich jak ognia, a gdy czego� chcieli dawano im dwa razy wi�cej aby czasem nie wywo�a� gniewu krwawego herszta. Jednak�e nie wszyscy, co bardzo rozw�cieczy�o dw�ch zbir�w z bandy. Ciotka Felicja traktowa�a �le jak wida� nie tylko elfy, co sprowadzi�o na ni� i jej rodzin� zag�ad�.
G��wna grupa podzieli�a si� na dwie cz�ci i otoczy�a stoj�cy na uboczu dom, tylna stra� podesz�a od przodu. Zirkah szed� kulej�c razem z nimi. Gdy weszli na plac dooko�a nie by�o nikogo, �adnego przechodnia czy gapia. Okiennice innych chat zamkni�to na g�ucho, a sprz�ty pozabierano. Dom Anorivelinellich r�wnie� by� zawarty, jednak Zirkah wiedzia� �e ca�a rodzinka siedzi wewn�trz.
- Wy�azi� po dobremu to nikomu nic nie zrobia! - rykn��, za jego plecami da� si� s�ysze� pomruk aprobaty i z�o�liwe uwagi kierowane w stron� wie�niak�w.
- Kim jeste�cie? - da� si� s�ysze� dr��cy g�osik starszej kobiety.
Zirkah si� roze�mia�.
- Przyszli komorniki! Zapala� ten chlew!
Buchn�y p�omienie podpalanych pochodni. Ca�a polana przed gospodarstwem rozja�ni�a si� ognistym �wiat�em. Z furkotem polecia�y trzy pochodnie, a dach mimo, �e by� pokryty strzech� nie chcia� si� za bardzo pali�.
- Cholera! - zakl�� Zirkach, kt�ry jak wida� nie by� zbyt inteligentny - przecie� pado� deszcz!
- Nie wa�ne - wrzeszcza� inny - rozwalimy drzwi! Ha za topory!

* * *

Stara ciotka oddycha�a ci�ko. Spojrza�a na masywne drzwi i na sufit. Rozgl�da�a si� niepewnie zatrzymuj�c wzrok na szlochaj�cej c�rce, dw�ch pacho�kach uzbrojonych w wid�y, swoim m�u i Sarze. Wszyscy czekali, a� p�on�cy dach spadnie im na g�owy, teraz �a�owa�a, �e nie us�ucha�a ostrze�enia tej elfki. Ba�a si� i chcia�a ucieka�. Nie by�o jednak gdzie.
Rozpocz�o si� rytmiczne dudnienie. Ostrza topor�w b�bni�y o d�bowe drzwi ze stalowymi okuciami. W izbie da� si� s�ysze� paniczny p�acz Sary, matki m�odej Niny. R�ce Felicji �adnym sposobem nie da�y si� uspokoi�. Dr�enie ca�ego cia�a doprowadza�o j� do szale�stwa, jeszcze nigdy tak si� nie ba�a.
Kiedy� jednak, by�o gorzej. Elfy znajdowa�y si� niedaleko, a wojna chyli�a si� ku ko�cowi. Pewnego pochmurnego dnia zb��kany elficki podjazd dotar� tu. Wtedy by�o gro�niej.
Jej rozmy�lania przerwa�y otwieraj�ce si� na o�cie� drzwi. Krzyk Sary uni�s� si�, przebijaj�c przez krzyki ranionego pacho�ka i wrzask drugiego.
Ju� za p�no na wszystko.

* * *

- Alvanno, sp�jrz - odezwa� si� Mooshe wskazuj�c r�k� dym ponad wierzcho�kami drzew.
Elfka przyjrza�a si� niepokoj�cym k��bom, zaraz potem zwr�ci�a si� zn�w do m�czyzny.
- Do Kenner jeszcze daleko, co to za miasteczko?
Mooshe wzruszy� ramionami.
- Nie wiem.
- To Riverdiss, tam mieszkam - wtr�ci�a si� Nina i wyjrza�a zza Alvanny w stron� sk�d wida� by�o dym. Gdy zauwa�y�a z�owrogie dymy jej czo�o zmarszczy�o si� w niepokoju.
- Ruszajmy tam - zadecydowa�a fechmistrzyni i pogoni�a swego wierzchowca.
Mooshe podziwia� przez chwil� t� nadzwyczajn� kobiet� po czym ruszy� za ni� uwa�aj�c aby wiotki ch�opak nie spad� w b�oto.

* * *

W gospodzie panowa� gwar i niepok�j. Ponad zgromadzonym tu t�umem rozbrzmiewa�y nerwowe krzyki nios�ce najnowsze informacje o bandzie, kt�ra wparowa�a do miasteczka. Ditri siedzia�a oboj�tnie w rogu hollu i popija�a wod� z sokiem, kt�r� poda� jej niech�tnie barman. Wszystkie stoliki by�y pozajmowane, ale jej by� wolny mimo, �e sta�y przy nim jeszcze trzy krzes�a. Ludzie t�oczyli si� i stali, ale nikt nie o�mieli� si� nawet zabra� go i przystawi� do innego sto�u. Ditri to pasowa�o, nie chcia�a aby ktokolwiek zak��ca� jej przygotowania do walki na kt�r� oczekiwa�a przez tyle lat, walki o kt�rej my�l przy�piesza�a jej oddech i bicie serca. Teraz �y�a nienawi�ci�. Wiedzia�a, �e tak nie powinna, �e uczucie to tak g��bokie w jej wn�trzu k��ci�o si� z natur� jak� odziedziczy�a po spokojnej, opanowanej i dobrej Fanariel.
P�elfka poci�gn�a spory �yk z drewnianego kubka i przyjrza�a si� cz�owiekowi, kt�ry za�arcie opowiada� wydarzenia, kt�re uda�o mu si� zobaczy�.
- Jest ich dwudziestu, a mo�e wi�cej. Podpalili dom Anorivelinellich i rozr�bali drzwi. My�la�em �e pozwol� im sp�on�� �ywcem ale wyci�gn�li wszystkich i po kolei podrzynaj� im gard�a. Szkoda, pani Sara by�a taka mi�a...
Ditri nie mog�a poj�� jak mo�na by� tak nieczu�ym. Gdyby co� takiego wydarzy�o si� w�r�d elf�w, przyjaciele i towarzysze zaatakowanych pobiegliby z pomoc� nie zwa�aj�c na niebezpiecze�stwa. Dziewczyna spogl�da�a na przestraszone twarze wie�niak�w, a jej nerwy buzowa�y i szarpa�y �wiadomo�ci�. Przez w�a�nie takich nieczu�ych i tch�rzliwych n�dznik�w i ignorant�w jej rodzina zosta�a wymordowana, a sprawcy, kt�rzy jeszcze �yj� pozostaj� bezkarni. Jak taka zbrodnia mog�a im uj�� na sucho. Gdyby w tamtych czasach sprawiedliwo�� zag�rowa�a ile istnie� �y�o by nadal?
S�owa i spos�b ich opowiadania zdenerwowa�y Ditri do tego stopnia, �e wzi�a do r�ki kubek i cisn�a nim wstaj�c prosto w g�ow� przej�tego ubarwianiem opowie�ci m�czyzny. Cz�owiek i grupa otaczaj�cych go s�uchaczy krzykn�li w prote�cie, ale widz�c kto by� sprawc� zamilkli. Zebrani w gospodzie instynktownie wyczuwaj�cy zbli�aj�c� si� rozrube uciszyli swoje rozwrzeszczane g�by.
Ditri wpatrywa�a si� przez chwil� w zdziwionego m�wc� i wycedzi�a:
- Jacy wy ludzie jeste�cie zepsuci!
- Czy kto� ci� prosi o zdanie? - rozleg�y si� krzyki.
- Nie, ale i tak powiem to co mam do powiedzenia i nikt mi w tym nie przeszkodzi. Jeste�cie skazani na �mier� idioci, czy my�licie �e gdy spal� waszych s�siad�w nie przyjd� po was? Czy jeste�cie na tyle zdegenerowani, �e nie widzicie cierpienia jakiego jeste�cie sprawcami?
- My ich nie palimy elfie - odezwa� si� spokojnym g�osem barman uciszaj�c reszt� odpowiedzi, kt�re wybuch�y ch�rem - troszczymy si� o dobro og�u.
- Nie masz poj�cia czym jest dobro og�u. Ca�y wasz chory gatunek nie ma! Czy trosk� o wasze dobro og�u jest po�wi�canie jednostek tworz�cych ten og�, czy my�lisz �e napastnicy poprzestan� na niszczeniu i zabijaniu! Nie pojmujesz g��bi s��w kt�re wypowiedzia�e�. Jak my�lisz dlaczego przegrali�cie wojn� cho� by�o was znacznie wi�cej ni� elf�w? - wykrzycza�a Ditri schodz�c na bardzo dra�liwy temat. Prawie oczekiwa�a, �e wszyscy z barmanem na czele rzuc� si� na ni� i rozszarpi� na strz�py. Nie umia�a zrozumie� dlaczego si� wtr�ca w ich sprawy.
- Ty, ty i ty - kontynuowa�a p�elfka wskazuj�c po kolei na otaczaj�cych j� ludzi - tworzycie wasze rozlaz�e spo�ecze�stwo. Nikt z was nie dba o dobro og�u, ka�dy troszczy si� sam o siebie. Powiedz mi barmanie czy pomy�la�e� chocia�by przez u�amek sekundy o tym czy jest szansa pom�c tym nieszcz�nikom, kt�rych jeszcze wczoraj nazywa�e� przyjacielem, czy s�siadem?
- A czy ktokolwiek z was b�d�c w trudnej sytuacji chcia�by pomocy? - uczyni�a kr�tk� pauz� - A z jakiej racji masz jej oczekiwa� samolubny cz�owieku? Z jakiego prawa kto� inny ma przyj�� ci z odsiecz� kiedy ty siedzisz w ciep�ej gospodzie grzej�c sw�j tch�rzliwy zad gdy twoi bracia gin�!?
- U�ywasz ostrych s��w elfie - zawo�a� barman - a to ty siedzisz tu i nic nie robisz!
- A jakim prawem mam si� w to miesza�? Czy ktokolwiek z was, wielkich silnych ludzi pom�g�by mi gdyby grozi�a mi �mier�? Zaryzykowa�by� barmanie swoje �ycie, id�c z pomoc� komukolwiek z tych tu zebranych. Os�b p�ac�cych ci, rozmawiaj�cych z tob� i ciesz�cych si� twoj� obecno�ci�? Powiedz mi tu i teraz! Powiedz im wszystkim jak sobie ich cenisz!
Barman milcza�, wierci� Ditri spojrzeniem, ale bez gniewu, bez negatywnych my�li. Jego spojrzenie by�o jakby smutne, zamy�lone i pe�ne wstydu i b�lu.
- Nic nie m�wisz? Nie dziwi� si�, a wy? Dlaczego tu jeste�cie? Kim dla was jest barman. Czy pomogliby�cie mu gdyby gospoda stan�a w p�omieniach?
- No pewno elfie!
- A dlaczego, czy dla barmana? A mo�e dlatego, �e nie mieliby�cie gdzie pi� i s�ucha� o cudzych nieszcz�ciach? Nie rozumiem waszych motywacji. Ja id�, wiem, �e nikt z was by mi nie pom�g�, mimo to id� tam i zabij� kilku bandyt�w aby wam pokaza� jak powinno funkcjonowa� to wasze chore spo�ecze�stwo bez wsp�czucia i mi�o�ci do bli�nich.
P�elfka chwyci�a miecz i wysz�a przez otwarte drzwi kieruj�c si� ku krzykom i blasku p�omieni. T�um rozst�pi� si� przed t� m�od� dziewczyn�, kt�ra tak jawnie obna�y�a ich tch�rzostwo. Barman patrzy� na jej spr�yste i pe�ne baletowej gracji ruchy. W jego g�owie wirowa�y wspomnienia z wojny, widok wiruj�cych w �miertelnym ta�cu elf�w, ich okrucie�stwo i �miertelna skuteczno��. Widzia� to na w�asne oczy, nienawidzi� tych doskona�ych wojownik�w, mia� ich za bezduszne maszyny do zabijania, a jednak to nie prawda. To w�a�nie elf wypomnia� im to i rozdrapa� stare rany, a jednocze�nie pobudzi� do pracy zaspane sumienie. Zburzy�o to spos�b w jaki barman patrzy� na �wiat.
Ditri dosiad�a Czarnego Gromu i pomkn�a przez ciemno�� . Doby�a miecza, a srebrzysta klinga b�ysn�a cho� nie mia�a czego odbija�. Rozjarzy�a si� wewn�trznym blaskiem nik�ym i subtelnie ukrytym. Grom ora� kopytami wilgotn� ziemi� zbli�aj�c si� do miejsca tragedii. Zobaczy�a ich, zn�caj�cych si� nad kobiet� i jakim� ch�opcem. Zobaczy�a rozbiegaj�cych si� po gospodarstwie zbir�w poszukuj�cych czego� cennego.
Z�o�� w niej eksplodowa�a, a my�li o zwyk�ej neutralno�ci ulotni�y si� z g�owy wypchane przez zbieraj�c� si� w �y�ach adrenalin�. Pogoni�a konia i wpad�a w kr�g kilku zdezorientowanych bandyt�w otaczaj�cych p�acz�ce kobiety. Jej miecz eksplodowa� jak b�yskawica niemo�liwym do sparowania ciosem. Ostrze �ci�o najbli�szego przeciwnika z n�g i pos�a�o trzy kroki dalej z dwoma po��wkami g�owy zamiast jednej. By�o praktycznie niemo�liwe aby tak drobna wojowniczka zada�a tak potwornie silny cios. Dw�ch nast�pnych odskoczy�o przed ko�skimi kopytami tylko po to aby nadzia� si� na nog� lub miecz Ditri. Pierwszy zarobi� solidnego kopniaka w twarz drugi mia� mniej szcz�cia, jeden rozmyty cios przebi� mu p�uco, drugi za� rozora� krta�.
P�elfka szar�owa�a dalej podje�d�aj�c do przera�onych je�c�w. Zeskoczy�a z konia robi�c w powietrzu ulubione salto Alvanny i pad�a tu� przed kolejnym przeciwnikiem. M�czyzna zawy� i ci�� swym mieczem przez kl�cz�c� dziewczyn�. Ta odskoczy�a zwinnie w bok i turlaj�c si� po ziemi kropn�a innego pr�buj�cego wzi�� zamach. Bandyta skuli� si� nadziewaj�c na ostrze ju� powstaj�cej wojowniczki. Wspania�a elfia stal rozpru�a oczka kolczugi zag��biaj�c si� w mi�kkim ciele, po p�azie broni zacz�a �cieka� czerwona krew. P�elfka wyszarpn�a ostrze i kopn�a ranionego w twarz posy�aj�c nieszcz�nika na plecy.
Dw�ch innych zasz�o j� od ty�u. Us�ysza�a �wist kling i rzuci�a si� do przodu, unikaj�c siecz�cych brzeszczot�w. Z przodu pojawili si� nast�pni atakuj�c seriami cios�w i fint. Ditri ta�czy�a, ta�czy�a taniec si�y, taniec �mierci i nieposkromionej mocy. Wirowa�a jak Alvanna, jej mistrzyni, osi�gaj�c w tym tak� precyzj�, �e ka�dy cios chybi� o u�amek sekundy zderzaj�c si� z �wiec�c� kling� Ditri. �aden miecz, pa�ka czy kij zdawa� si� nie mie� do niej dost�pu. Dziewczyna zasypywa�a przeciwnik�w kombinacjami i seriami wyj�cych atak�w pe�nych chytro�ci i przebieg�ej manipulacji. Mimo wszystko jedna ze z�owrogich kling przebi�a si� przez wiruj�c� barier� ostrzy muskaj�c rami� p�elfki. Nie zwr�ci�a na to najmniejszej uwagi wznawiaj�c taniec parad i unik�w.
Ditri wiedzia�a, �e dop�ki starczy jej si� mo�e ich z trudem utrzymywa� na odleg�o��. Mia�a szcz�cie i nie potrafili si� zgra�, co by�o konieczne aby pokona� tak wprawn� wojowniczk�. Atakowali po kolei co nie sprawia�o dziewczynie najmniejszej trudno�ci, jednak gdy sz�a w jej stron� struga cios�w wszystkich zbir�w musia�a nie�le si� nam�czy� aby trzyma� te ��dne krwi ostrza z dala od jej delikatnego cia�a. Jednak z�o�� dodawa�a jej si�, dodawa�a jej odwagi na najbardziej ryzykowne manewry czyni�c j� niezwyci�on�.
Be�t przemkn� jej przez rami� zdzieraj�c ubranie i spory kawa�ek sk�ry. Ditri krzykn�a, a r�ka straci�a sw� si�� i szybko�� przepuszczaj�c kolejne trefienie, tym razem w bok. P�elfka skrzywi�a si� z b�lu. Trzyma�a jednak swoj� obron�, wiedzia�a �e gdy zwolni - zginie.
Kolejny trzask kuszy, w ostatniej chwili Ditri uchyli�a si� unikaj�c trafienia przez pocisk, kt�ry wbi� si� w pier� stoj�cego za ni� zbira. Ditri wiedzia�a, �e zaraz nast�pi koniec. Po jej policzkach p�yn�y �zy, a wewn�trz s�czy�a si� modlitwa przepraszaj�ca za zaw�d jakiego si� dopu�ci�a. Zemsta pozostanie niespe�nion�, a s�odka Fanariel i kochany Dortan b�d� zha�bieni.
Kusznik uni�s� bro� i wymierzy� w walcz�c� Ditri. Jego d�o� dr�a�a, nigdy jednak nie nacisn�� na spust. R�ka wraz z kusz� pad�a na ziemie, a krew trysn�a na traw�. M�czyzna rykn�� jak raniony nied�wied�, niestety zaraz pad� przebity idealnym pchni�ciem miecza. Mooshe rozejrza� si� �owi�c wzrokiem Ditri b�d�c� w trudnej sytuacji. Nie by� pewien czy to ona czy te� wcielony diabe� ze sztuk� Alvanny roztacza wok� siebie mordercz� aur�.
Widzia� ju� bitewny sza�, widzia� furi�, jedyn� rzecz pozwalaj�c� prze�y� na polu bitwy. To jednak by�o czym� innym, czym� co mia�o swe korzenia g��biej. Ruszy� przez polan� �cieraj�c si� ze szcz�kiem z biegn�cym w jego stron� bandyt�. Po kr�tkiej wymianie cios�w zbir pad� wierzgaj�c jak wystraszony ko�. Bieg� dalej maj�c za cel t� dziwn� p�elfk�.
Alvanna nie musia�a d�ugo czeka� na walk�. Za gospodarstwem co chwil� wybiega� jaki� przyb��da �aduj�c na ukradziony w�z towary skradzione z domu. Pierwszy zgin�� od jednego strasznego ciosu, drugi wpad� wprost na wiruj�c� �cian� bieli i czerwieni, kt�ra za sekund� by�a czerwieni� jego krwi rozmazan� na deskach powozu. Elfka stan�a do walki z nast�pnymi dwoma. Jej sztuka ha�bi�a si� posy�aj�c ich martwe szcz�tki na zbrukan� ziemi�. Alvanna rozejrza�a si� i s�ysz�c krzyki z drugiej strony domu, przebieg�a przez stodo�� rozcinaj�c zaskoczonemu m�czy�nie gard�o i wypad�a na polan� gdzie walczy�a Ditri.
Jej zdziwienie by�o w sumie nie na miejscu. Nie spodziewa�a si� zobaczy� tu Ditri, by�a pewna, �e ju� nigdy nie zobaczy tej s�odkiej dziewczyny rzuconej w zdarzenia na kt�re nie zas�u�y�a. Elfka ju� wielokrotnie widzia�a swoj� podopieczn� w walce, nigdy nie widzia�a jednak jak zabija. By�o to bolesne uk�ucie w serce Alvanny, cho� by�a pewna �e Ditri posunie si� do wszystkiego dla tej swojej zemsty. Czu�a si� nieswojo widz�c t� ma�� dziewczynk�, kt�r� odci�gn�a od trupa matki i wychowa�a jak w�asne dziecko, walcz�c� i pokryt� krwi� swych ofiar. Wiedzia�a mimo wszystko, �e takie s� koleje losu i nic nie jest w stanie na to poradzi�, nauczy�a Ditri walczy� tylko w jednym celu.
Z ponurych rozmy�la� wyrwa� j� �wist miecza tu� obok ucha. Alvanna instynktownie uchyli�a si� i stan�a w gotowo�ci szykuj�c mordercze szable. Przeciwnik wyra�nie kula�, jednak nie zwa�aj�c na swoj� u�omno�� zaatakowa� elfk� swym masywnym mieczem. Kobieta uchyli�a si�, i zn�w unikn�a zamaszystego ci�cia, kt�re mia�o pozbawi� j� g�owy. Alvanna domy�li�a si�, �e ten m�czyzna wiedzia� jak walczy� i �e nie p�jdzie z nim tak �atwo jak z poprzednikami. Ostrza szabli wystrzeli�y do przodu wpadaj�c na umiej�tn� parad�, zaraz potem zawr�ci�y i wywijaj�c ognistego m�y�ca pomkn�y w stron� przeciwnika, jednak tu� przed zbirem rozdzieli�y si� zmieniaj�c k�t lotu. I ten zdradziecki cios zosta� powstrzymany.
Fechmistrzyni u�miechn�a si� lekko widz�c wyzwanie kt�remu z mi�� ch�ci� sprosta. M�czyzna tak�e si� u�miechn�� ale z innego powodu. Zastanawia� si� co zrobi tej �licznotce gdy ju� j� powali i upokorzy.
Ditri zastawi�a si� od do�u przed nadci�gaj�cym ciosem, zaraz potem jej miecz odbijaj�c si� od klingi przeciwnika przej�� szybkie pchniecie od g�ry. P�elfka zakr�ci�a kling� ponad g�ow� odbijaj�c instynktownie ci�cie nadci�gaj�ce od ty�u. Jej kroki miarowo naciska�y na wroga stoj�cego z przodu co komplikowa�o zadanie atakuj�cemu od ty�u. Wiedzia�a, �e musi ich zm�czy�, a czas ten nadchodzi�. Z�owi�a kontem oka nadbiegaj�c� sylwetk�, co wcale jej nie ucieszy�o. Dawa�a sobie ledwo rad� z trzema, a z czterema nawet Alvanna mia�aby trudno�ci. Czwarty drab odwin�� si� �cinaj�c swojego towarzysza. Ditri ze zdziwieniem po�o�y�a przeciwnika na przedzie, b�d�cego oszo�omionym dziwnym zwrotem akcji. Razem z nieoczekiwanym sprzymierze�cem rozp�atali ostatniego z tej grupki. P�elfka stan�a w pewnej odleg�o�ci od nieznajomego i ustawiaj�c pomi�dzy sob� a nim sw�j miecz wychrypia�a:
- Kim jeste�?
Mooshe stan�� zdziwiony, �e jaka� kobieta go nie poznaje.
- Uspok�j si� jestem przyjacielem Alvanny - powiedzia� szybko nie chc�c spotka� si� osobi�cie z furi� dziewczyny.
Rysy Ditri z�agodnia�y, a miecz pochyli� si� ku ziemi. Gdy nagle us�ysza�a krzyk Zirkaha. Odwr�ci�a si� b�yskawicznie w stron� sk�d dobiega�, a na jej twarzy pojawi� si� grymas w�ciek�o�ci. �cisn�a mocniej r�koje�� broni i ruszy�a biegiem w stron� zemsty, w stron� walki, i potwornego cz�owieka, kt�ry pozbawi� j� dzieci�stwa, rodziny i godno�ci. Zawy�a zbli�aj�c si�, a Alvanna odskoczy�a na bok unikaj�c pos�anego na o�lep ci�cia. Nie by�a pewna w kogo �w cios by� wymierzony, czy w ni� czy w bandyt�. Wiedzia�a, �e teraz musi ust�pi� w�ciek�o�ci p�elfki domy�laj�c si� powagi tego starcia. Unikn�a kolejnego pchni�cia ewidentnie wymierzonego w jej g�ow� i odbieg�a pozostawiaj�c Ditri sam� z jej przeznaczeniem na kt�re tak d�ugo czeka�a.
Do smutnej Alvanny stoj�cej z opuszczonymi szablami podszed� powoli Mooshe. Elfka odwr�ci�a si� w jego stron� tak i� m�g� widzie� co� czego nie do�wiadczy� nikt z �yj�cych.
Jej �ez, tak nie pasuj�cych do zawsze roze�mianej, lub ironicznie odzywaj�cej si� kobiety. Ten widok zapad� mu g��boko w serce i po wielu latach, gdy by� ju� stary, le��c na �o�u �mierci, �zy te i pe�na b�lu twarz Alvanny objawi�y mu si� przed oczyma zapowiadaj�c, �e kiedy� po��czy si� z ukochan� kobiet� w wieczno�ci, po wsze czasy ciesz�c si� jej u�miechem i z�o�liw� przygaduszk�.
Elfka schowa�a bro� i przytuli�a si� do troch� zdziwionego Mooshego, kt�ry poca�owa� j� we w�osy i otoczy� ramionami.
Ditri spojrza�a w oczy tego szpetnego i cuchn�cego potem draba. Pami�ta�a go dok�adnie i czu�a wzbieraj�ce w niej obrzydzenie i z�o��. Jej b��kitne oczy zw�zi�y si� gdy Zirkah uni�s� bro� szykuj�c si� do ataku.
By� pewny, �e sk�d� j� zna. W dalekich odm�tach jego troch� skrzywionego umys�u ko�ata�o si� wspomnienie, na razie zamazane i nie czytelne ale w miar� gdy przygl�da� si� stoj�cej przed nim dziewczynie jego serce zaczyna�a ogarnia� trwoga.
- Kto jeste� - wycedzi� przez spierzchni�te usta.
Ditri nie odezwa�a si� ani s�owem, zbli�a�a si� miarowo, spokojnie z idealn� harmoni� i precyzj� zachodz�c przeciwnika z dogodnej dla siebie pozycji. Jej miecz l�ni� swym �wiat�em, kt�rego poch�oni�ty strachem Zirkah nawet nie zauwa�y�. Jego szcz�ka dr�a�a. Teraz pami�ta� doskonale, to ona to ta ma�a na kt�rej pohula� razem z towarzyszami kilka lat temu teraz stoi przed nim z mieczem i wygl�da na to, �e wie jak si� nim pos�ugiwa�. Plu� sobie w twarz za to �e pos�ucha� tego g�upiego m�odzika i zostawi� j� ledwo �yw� na polanie zlanej krwi� jej rodzic�w.
By� w k�opotach i dobrze o tym wiedzia�, ale co mu, wielkiemu hersztowi mo�e zrobi� jaka� smarkata i pop�akana niedojda? U�miechn�� si� pr�buj�c opanowa� nadwer�one nerwy i czuj�c si� pewniej spojrza� w jej oczy. Nerwy ponownie zatrzeszcza�y gdy ujrza� ogrom nienawi�ci jaki wrza� we wn�trzu tej p�elfki. Ogie� wybuchn��.
Mglista sylwetka Ditri zata�czy�a skacz�c na lewo i prawo. B�yskawiczne finty i id�ce za nimi ciosy spad�y na Zirkaha z rykiem tysi�cy smok�w. Szcz�k stali i strumienie iskier wype�ni�y polan�. Mordercza furia i zab�jcza z�o�� zderzy�y si� ze sob� dr�c powietrze ostrzami swych kling i ogniami dw�ch przeciwnych istnie�, �yj�cych tylko po to aby si� nawzajem pozabija�. Tylko jedno mog�o prze�y� i istnie� dalej po to aby zabija�.
Zirkah odzyskuj�c w walce pewno�� siebie parowa� b�yskawiczne ledwo widoczne ciosy usi�uj�c uzyska� dogodn� pozycj� do rozpocz�cia ofensywy. Znalaz� tak� gdy Ditri zachwia�a si� potykaj�c lekko o nog� martwego parobka. Wyprowadzi� najszybciej jak potrafi� skomplikowane ci�cie sk�adaj�ce si� z czterech suni�� na lewo w prawo, w bok, finta i cios, zdradzieckie pchni�cie ze strony najmniej wed�ug niego chronionej. P�elfka zna�a to posuni�cie, cofn�a si� o krok jeszcze przed wprowadzeniem przez przeciwnika drugiego ci�cia i obracaj�c si� uderzy�a wzmacniaj�c cios skr�tem bioder i pochyleniem cia�a tak aby wybi� mu miecz z r�ki. Ostry brz�k stali ugodzi� w uszy wszystkich w okolicy a chrz�st metalu tr�cego o metal wywo�a� g�si� sk�rk� nawet u Mooshego. Zirkah utrzyma� bro�, a ostrze Ditri zsuwa�o si� po p�azie jego broni. Tym razem dziewczyna nie pope�ni�a tego b��du co w Damdilli, cofn�a si� o krok i skacz�c do ty�u pos�a�a mu w twarz solidnego kopniaka odnajduj�c energi� potrzebn� do doko�czenia salta w ty�. Bandyta zachwia� si� i straci� r�wnowag�. P�elfka nie mog�a jednak tego wykorzysta� gdy� opad�a na nogi cztery kroki od Zirkaha. Przez t� chwil� zd��y� ju� odzyska� r�wnowag� i zaatakowa� znakomit� kombinacj� atak�w, zwod�w i pchni�� zd��aj�cych do zablokowania przeciwniczki w wiruj�cej klatce. Ditri uchyli�a si� i zanurkowa�a odbijaj�c jedno pchni�cie, a drugie odtr�caj�c, zaraz potem pad�a na ziemi� i solidnym kopniakiem podci�a rann� nog� Zirkaha. Widz�c, �e wr�g si� chwieje kopn�a jeszcze raz tym razem mocniej i odturla�a si� sprzed upadaj�cego cielska. M�czyzna gruchn�� ci�ko, jednak zaraz wsta� gotuj�c si� do obrony, cios nast�pi� jednak szybciej ni� m�g�by si� tego spodziewa� i tylko szybki skr�t cia�a w lewo ocali� go przed �mierteln� ran�. Nie zdo�a� ca�kowicie unikn�� wspania�ego ciosu. Idealnie ostra klinga Ditri rozci�a sk�rzany pancerz i sk�r� czerwieni�c brzegi rany.
Zirkah zakl�� i uderzy� z wykrokiem chc�c pozbawi� dziewczyn� mo�liwo�ci parady i przyt�oczy� j� sw� mas�. Ditri wiedzia�a o zbli�aj�cym si� niebezpiecze�stwie i wywin�a salto do ty�u chc�c zwi�kszy� dystans, jednak Zirkah by� na to za sprytny . Wyrzuci� do przodu lew� r�k� zahaczaj�c o lec�c� stop� p�elfki, bolesne kopni�cie zachwia�o nim ale Ditri straci�a r�wnowag� i pad�a z j�kiem na ziemi�. Teraz by� pewny, �e zwyci�y� uni�s� miecz ponad g�ow� i z�apa� go obur�cz.
Ditri oszo�omiona uderzeniem o ziemi� odwr�ci�a si� na plecy i zobaczy�a nadchodz�cy cios. By�a pewna �mierci wiedzia�a, �e zawiod�a, jednak mimo wszystko jej miecz wyprysn� w g�r� zd��aj�c na spotkanie wyj�cej klingi. Brzeszczot Zirkaha zahaczy� o czubek elfickiej klingi i run�� na lewo od zamierzonego celu roz�upuj�c rami� krzycz�cej p�elfki.
Ditri zawy�a p�acz�c. Poczu�a nag�y wybuch potwornego b�lu, ramie rwa�o jakby jaki� padlino�erca chcia� wyrwa� je ze stawu. Czerwona chmura przys�oni�a jej oczy, a odp�ywaj�cy umys� z�owi� jeszcze ciche, pe�ne rozpaczy zawo�anie:
- Ditri!!!
Alvanna wystrzeli�a do przodu, w biegu jednym p�ynnym ruchem dobywaj�c broni. Bieg�a z ca�ej si�y ze �wiadomo�ci�, �e nie ma szansy zd��y� przed opadaj�cym ostrzem. Krzycza�a ca�y czas imi� swej bogini Mitriady b�agaj�c o szybko�� i si��. Nic z tego czubek miecza Zirkaha pomkn�� w d�.
- Ditri!!!
Za p�no.
Zirkah zatrzyma� si� widz�c nadchodz�c� bia��, prze�roczyst� zjaw�. L�k tak potworny zakrad� mu si� do serca, a d�onie �cisn�y r�koje�� miecza do granic mo�liwo�ci. Pozna� j�, dostojn� i pi�kn�, a zarazem znienawidzon�. Sun�a lekko unosz�c si� ponad ziemi� tak i� jej stopy ledwo muska�y czubki �d�be� trawy. Zimno jakie poczu� ow�adn�o nim tak, �e ni m�g� si� poruszy�.
Co u licha!
Otworzy�a usta, z kt�rych buchn�a para. Ciche s�owa, szept dobieg� do uszu m�czyzny. Szept jakby szpony uku� jego serce. Dozna� najgorszego uczucia jakie mo�e si� przytrafi� zab�jcy. Poczucia winy. Nie potrafi� powiedzie� sk�d w jego g�owie pojawi�y si� s�owa: " przepraszam, wybacz mi". To jeszcze bardziej nim szarpn�o. Nie potrafi� si� poruszy�, a potworne zimno zaatakowa�o jego wn�trze.
Alvanna z u�miechem rado�ci i za razem zdziwienia przyj�a fakt, �e Zirkah si� zawaha�. Nie wiedzia�a co si� sta�o, w jej biegu nie by�o ani okruszyny wahania. G�ownie szabel spad�y na plecy Zirkaha, a ten run�� z j�kiem na ziemi�.

* * *

�wit by� bolesnym doznaniem. Dooko�a �mier� i zniszczenie, b�l i �zy. Pozosta�o�ci Anorivelinellich zbiera�y zabitych cz�onk�w rodziny p�acz�c nad ka�d� kropl� krwi wylan� przez pod�ych napastnik�w. Nina sta�a oszo�omiona na �rodku polany i patrzy�a t�pym spojrzeniem w plam� krwi pokrywaj�c� zielone trawki. Dr�a�a jak samotny li�� na wietrze nie potrafi�c zebra� si� na si�y �eby i��, nawet zamykanie powiek sprawia�o jej trudno�� i b�l.
Na wp� przytomna Ditri siedzia�a oparta o �cian� chaty i czeka�a, a� Alvanna doko�czy opatrywanie rany. Elfka owija�a bole�nie i ci�ko skaleczone rami�, gdy sko�czy�a powsta�a posy�aj�c ospa�ej przyjaci�ce kr�tki pe�en wsp�czucia u�miech, potem odesz�a podchodz�c do Mooshego rozmawiaj�cego ze zszokowan� ciotk� Felicj�.
Zirkah siedzia� kilka metr�w od Ditri zwi�zany najmocniejsz� lin� jak� znalaz�a Alvanna. Siedzia� i gapi� si� w sko�owan� p�elfk�. U�miechn�� si� bezczelnie i zacz�� gwizda�.
Ditri odwr�ci�a si� w jego stron� zbyt s�aba aby powsta� i nieobecnym wzrokiem spojrza�a na morderc�.
- Ha i co powiesz smarkulo? Nie uda�o ci si� mnie zabi� i nigdy nie uda. Czy my�lisz, �e d�ugo b�d� w waszej niewoli. Moi przyjaciele mnie uwolni� i zn�w b�d� zabija� ha, ha. Jestem od ciebie lepszy i dobrze o tym wiesz. Nie podskakuj bo zn�w z tob� pota�cuj�!
P�elfka zadr�a�a, wspomnienia tak ni� szarpa�y, �e prawie straci�a przytomno��.
Zirkah �mia� si� widz�c niemoc w ruchach dziewczyny, nabija� si� z jej prze�y�, wy�miewa� �mier� rodziny. Tego by�o za wiele dla poturbowanej Ditri.
M�czyzna zmarkotnia� gdy znad oczu wojowniczki znik�a mg�a. Z ogromnym trudem podnios�a si� i si�gn�a po stoj�cy obok niej miecz. Zirkah j�ka� si� usi�uj�c zdoby� si� na przeprosiny.
Ditri nadal sz�a. Z jej ma�ych ust wydoby� si� strudzony g�os:
- Oddaj mi wszystko co masz.
M�czyzna zaraz wy�piewa� miejsca ukrycia �up�w i bogactw zrabowanych podczas d�ugiej kariery.
- Daj mi swoj� w�adz�.
Od razu Ditri sta�a si� przyw�dczyni� wszystkich grup b�d�cych do tego czasu pod w�adz� Zirkaha.
Dziewczyna wzi�a zamach.
- Daj mi zapomnienie! - krzykn�a, a ostrze jej idealnego miecza rozci�o krta� je�ca. W drodze powrotnej pog��bi�o ran� niszcz�c t�tnice.
Krew trysn�a na ubranie p�elfki, a ona po raz kolejny sta�a wpatruj�c si� w wierzgaj�c� ofiar� bez zmru�enia oka. Zirkahowi oczy wysz�y z orbit, a r�ce usi�owa�y bezskutecznie zatamowa� krwotok. Ociekaj�cy krwi� miecz Ditri zgas� podobnie jak gas�y oczy zbira. Ostatnim co widzia� by� pier�cie� na prawej r�ce dziewczyny, sprawczyni jego �mierci, gdzie� ju� go widzia�. Zapad� w ciemno�� pe�n� ch�odu i paskudnych cieni wyci�gaj�cych �apy po dusz� skaza�ca.
Alvanna krzykn�a widz�c to do czego dopu�ci�a si� jej przyjaci�ka, ukochana dziewczyna. Podbieg�a szybko do stoj�cej Ditri i wymierzy�a jej solidny cios pi�ci� w twarz. Wojowniczka upad�a upuszczaj�c miecz. J�cz�c z b�lu powsta�a jednak i spojrza�a Alvannie prosto w oczy.
- Spe�ni�o si� - mrukn�a Ditri, a elfka strzeli�a j� jeszcze raz tym razem z otwartej d�oni.
- Morderczyni - za�ka�a Alvanna - jak mog�a�, zwi�zanego?
Ditri spojrza�a ze z�o�ci� przemieszan� z niedowierzaniem na sw� mentork�.
- Zamknij si�! Mam zadanie do spe�nienia i nie staniesz mi na drodze!
S�owa te uderzy�y w elfk� jak cios pi�ci�. Podbr�dek zadr�a�, a my�li skupi�y si� w jednym punkcie.
Co si� z ni� sta�o?
Ditri sta�a tak przez chwil� po czym chwiej�c si� i zataczaj�c odesz�a zabieraj�c po drodze zbroczony miecz. Przywo�a�a Czarny Grom i z ogromnym trudem dosiad�a go ledwo trzymaj�c si� siod�a. Spojrza�a z gniewem na dawn� przyjaci�k�.
- Jeszcze si� spotkamy - krzykn�a z�owr�bnie i odjecha�a.
Alvanna pad�a na kolana kryj�c twarz w r�kach. Po delikatnych d�oniach pop�yn�y �zy pe�ne goryczy. P�aka�a ubolewaj�c nad Ditri i jej przysz�o�ci�, kt�rej tak naprawd� nie by�o. P�aka�a cierpi�c jak matka, kt�rej dziecko wystawia�o si� na los gorszy od �mierci. Wieczna nienawi�� niszczy, z�era ko�ci niczym robak. Nie da si� jej jednak wypleni� magi� jak prawdziwe szkodniki. Nienawi�� jest gorsza gdy� p�odna rodzi �mier� i cierpienie wielu ludzi. Alvanna nie mia�a r�wnie� przed sob� przysz�o�ci, jej �yciem przez lata by�a Ditri, teraz gdy jej nie ma elfka straci�a ch�� do �ycia, jego sens znik� na zawsze.
Mooshe widzia� cierpienie Alvanny swej ukochanej. Przeklina� dzie� w kt�rym spotka�a ona t� Ditri, przeklina� wszystkich, kt�rzy przyczynili si� do tego zdarzenia, przeklina� �wiat i ca�� jego nienawi��.
Wiedzia� jednak, �e to na pewno nie koniec tej smutnej historii. Z trwog� oczekiwa� jej dalszego ci�gu niepewny jak� rol� przyjdzie mu zagra�. I czy do�yje jej zako�czenia.

ElfShadow - naczelny pisarz Krainy Yarpenna.

Powr�t od pergaminu do sto�u karczemnego