* * *
Yarpenn spojrza� zdziwiony na przyjaciela, po czym rzeczywi�cie poczu� podmuch, a p�d powietrza oznacza, �e gdzie� jest wyj�cie.
- Masz racj�, przenie�my j� do ognia - rzek� krasnolud i pom�g� przyjacielowi. P�elfka by�a lekka, wa�y�a nieca�e czterdzie�ci pi�� kilogram�w, nie mia�a na sobie te� �adnej zbroi, nawet kolczugi.
Siedzieli tak bez s�owa przy ma�ym ognisku daj�cym m�tne �wiat�o. Nikt nic nie m�wi� gdy� wi�kszo�� z nich spa�a, czuwa� tylko krasnolud znany ze swej wytrzyma�o�ci i odporno�ci na zm�czenie. Co jaki� czas dorzuca� do ognia przegni�y kawa�ek jakiej� starej skrzyni, kt�ry z sykiem poch�ania�y p�omienie. Yarpenn zbada� ju� na tyle ile si� da�o bez magicznego �wiat�a Amfisi okolic�, w kt�rej si� pojawili. Wygl�da�o to na jaskini� o wielko�ci co najmniej dziesi�� na dziesi�� metr�w. By�y z niej co najmniej trzy wyj�cia, a pr�d powietrza wia� z dw�ch prowadz�cych - tak mu si� wydawa�o - na p�noc i na p�nocny wsch�d.
- Kim jeste�? - rozleg� si� zm�czony, ale przyjemny i delikatny kobiecy g�os.
Yarpenn wzdrygn�� si� i spojrza� w stron� gdzie u�o�y� p�elfk�, teraz siedzia�a, a jej oczy wpatrywa�y si� w niego. Krasnolud wymaca� r�k� le��cy na ziemi top�r i uspokoiwszy si� tym usiad� wygodniej.
- Na imi� mi Yarpenn, dalej jednak nie wiem, kim ty jeste�? - powiedzia� spokojnie swym mocnym g�osem i u�miechn�� si�, cho� raczej nie by�o tego wida�, gdy� jego broda, zawsze uporz�dkowana, zebrana w dwa warkocze, teraz by�a w nieporz�dku.
Dziewczyna jednak domy�li�a si� wyrazu jego twarzy gdy� odpowiedzia�a nik�ym pe�nym znu�enia u�miechem.
- Jestem Ditri Casirim - odpowiedzia�a p�elfka i zaczesa�a gar�� w�os�w opadaj�cych jej na twarz za urocze uszko - a kim s� oni? - zapyta�a wskazuj�c na �pi�cych towarzyszy Yarpenna.
- To moi przyjaciele nie masz si� co ich obawia�.
Po tych s�owach czo�o Ditri zmarszczy�o si�, a oczy przybra�y stalowy wygl�d.
- Nie boj� si� �mierci, a ty? - zapyta�a z�owrogo.
Yarpenn zdziwi� si� t� zmian� nastroju. Zanim zd��y� otworzy� usta Ditri zn�w si� odezwa�a.
- Nie boj� si� niczego! Na pewno nie Ciebie, kiedy� doko�czymy to co zacz�li�my. Ha, masz za przyjaciela ogra? - doda�a po chwili patrz�c na opartego o �cian� groty Morgluma.
Yarpenn skin�� g�ow�, zastanawiaj�c si�, jakie b�d� skutki przywr�cenia jej do zdrowia.
- Dziwny jeste�, ka�dy by pos�a� to do szeolu niech tam jemu podobne istoty si� nim zajm�.
- Szeolu?
- �mier� - szepn�a Ditri - zapomnienie, przecie� to nagroda... - wyszepta�a tak, i� krasnolud ledwie wy�apa� cichutkie s�owa. Ditri opu�ci�a g�ow� i wbi�a spojrzenie w ska�� jaskini �ciel�c� si� na pod�odze. Chwil� p�niej po�o�y�a si� i zasn�a niczym zakl�ta.
Yarpenn odetchn�� g��biej, po czym sam u�o�y� si� nieco wygodniej. Jego wzrok zn�w przyku�a srebrz�ca si� klinga, le��ca niedaleko. Si�gn�� po ni� dotykaj�c g�adkiej r�koje�ci wysadzanej szlachetnymi kamieniami: diamentami, szmaragdami, czerwonymi rubinami i czarnymi onyksami, kamieniami z gwiazd i jakim� innym, kt�rego nie zna�. Dziwi� go ten minera� przypominaj�cy �odyg� ro�liny, a w rzeczywisto�ci b�d�cy twardy jak stal. Nadzwyczajna by�a te� jego barwa, faluj�ca ziele� przechodz�ca w srebrny jak �wiat�o ksi�yca brzeg. Brzeg przypominaj�cy pla�� sk�pan� w po�wiacie miesi�ca i obmywan� ciemnymi falami morza. Jego ornament - pn�cza, kt�re wygl�da�y jak pomniejszone ro�liny. Wykonano je tek misternie, �e nawet, gdy si� im dok�adnie przygl�da� odzwierciedlaj� rzeczywisty wygl�d, wygl�d prawdziwych krzew�w winnych i paproci.
Krasnolud rozejrza� si� dooko�a w poszukiwaniu pochwy, jednak�e, gdy chwyci� pewniej miecz zobaczy� nagle, �e stoi na �rodku polanki otoczonej przez ogromne drzewa, kt�rych pnie gin�y zatopione u do�u w morzach paproci, dziwnych i b�yszcz�cych w �wietle, kt�rym polanka t�tni�a.
Przed nim pojawi�a si� posta� niewysokiej kobiety, nie dziewczyny ze z�otymi opadaj�cymi na nagie ramiona w�osami l�ni�cymi w s�o�cu i z pi�knymi rozgwie�d�onymi oczyma wpatruj�cymi si� w niego jakby by� tu obcy i niechciany. I rzeczywi�cie dziewczyna odwr�ci�a si� w inn� stron�, a jej szpiczaste ucho b�ysn�o blaskiem trzech tkwi�cych w nim kolczyk�w.
Co tu robisz, kim jeste�?
Odezwa� si� �piewny i nadzwyczaj czysty g�os wewn�trz jego g�owy.
Jak �miesz mnie dotyka�?!
Pad�o kolejne pytanie, a Yarpenn nie mia� poj�cia co ma odpowiedzie�, sam w og�le ledwo wierzy� w to co widzi, nie mia� jednak wyboru musia� uwierzy�. Naga, jasnow�osa elfka podesz�a bli�ej, a na jej plecach krasnolud ujrza� p�prze�roczyste skrzyd�a o barwie b��kitu i czerwieni. W delikatnym r�ku tej nadzwyczajnej istoty pojawi� si� miecz, dok�adnie taki sam jak ostrze p�elfki. Skrzydlata nimfa wzlecia�a kilka centymetr�w, podci�gaj�c do g�ry praw� n�k� b�yszcz�c� od rosy i podsun�a si� bli�ej oszo�omionego Yarpenna.
Przez jej usta przemkn�� nik�y u�miech, zaraz potem b�ysn�o pierwsze ci�cie, a krasnolud poczu� nag�y ucisk na swoim silnym sercu. Odr�twienie wdar�o si� do jego n�g tak, �e ledwo m�g� si� na nich utrzyma�, nimfa zn�w podlecia�a zada�a cios i...

- Yarpenn, co Ci jest! - us�ysza� pe�en niepokoju g�os swej przyjaci�ki - Yarpenn - miecz wypad� mu z r�ki i z brz�kiem uderzy� o kamie�.
Krasnolud otrz�sn�� si� z chwilowego oszo�omienia i rozejrza� si� po ciemnej jaskini. Wszyscy przyjaciele wci�� spali, tak�e m�oda p�elfka le�a�a skulona na pos�aniu i oddycha�a niespokojnie co� mrucz�c przez sen.
- Nic si� nie sta�o, nic - odrzek� i usiad� przy ognisku odprowadzaj�c wzrokiem Amfisi� na drug� stron� ma�ego paleniska - odpocz�a� ju�?
- Tak - odpar�a czarodziejka i po chwili doda�a - ale wci�� czuj� w sobie dziwne, nie wiem jak to powiedzie�... zawirowania, tak i boli mnie g�owa - ucisn�a palcami skronie - bardzo mnie boli.
Yarpenn pomy�la� jak by tu jej pom�c, ale nie zd��y� rozwa�y� pierwszych my�li, gdy kobieta zn�w si� odezwa�a:
- Ty chyba wcale nie spa�e�?
- Odpocz��em, jednak ty powinna� jeszcze spr�bowa� si� przespa� za nied�ugo ruszamy.
- Gdzie? - zapyta�a z sarkazmem Amfisia rozgl�daj�c si� dooko�a - przecie� to jakie� wi�zienie.
- Nie s� trzy wyj�cia, martwi mnie jednak co� innego, co� znacznie wa�niejszego.
- S�ucham ci� m�dry krasnoludzie.
Yarpenn spojrza� na towarzyszk� ze zniecierpliwieniem i rzek�:
- Powiedz mi o wielka magini gdzie jeste�my i jak si� st�d wydosta�, ale na pocz�tku dlaczego tak dziwnie si� zachowywa�a� przed atakiem?
Amfisia zaczerwieni�a si� delikatnie przypominaj�c sobie, jakiej rozkoszy dozna�a, gdy pot�na magia na pocz�tku wyssa�a z niej moc, a potem obdarowa�a trzykrotnie silniejsz�.
- Nie wiem - zdecydowa�a si� w ko�cu przemilcze� t� intymn� spraw� - nie wiem co si� sta�o, mam jednak pewn� hipotez�.
- Jestem zas�uchany.
- Ech, no wi�c jeste�my w jednym ze �wiat�w, kt�ry nauka nazywa zagubion� stref�. Co si� tak g�upio u�miechasz?
- Ale� ja nic nie robi�, s�ucham. Wiesz co Amfisiu, prze�pij si�. Zagubione strefy nie istniej�, to tylko bajka dla m�drc�w elfickich nie maj�cych co robi� z �yciem. Mnie to nie rusza.
- Jejku, to ci� nie ma rusza�, w to masz uwierzy�, jak to wszystko inaczej wyt�umaczysz?
- Nie wiem sadz� jednak...
- Poczekaj jeszcze nie sko�czy�am. Wydaje si� jakby magia by�a tu o wiele silniejsza, i zarazem mniej pewna. Gdy rzuca�am prosty czar poczu�am jakby kto�, co� usi�owa�o mnie odnale��. Nie wiem co to by�o, ale bardzo si� zaniepokoi�am. Nie wiem czy to co� mnie czasem nie odnalaz�o.
Gdy czarodziejka przerwa�a dla zaczerpni�cia oddechu wtr�ci� si� krasnolud.
- Wi�c twoim zdaniem to co� nas nie odnalaz�o? A jak wyt�umaczysz atak tych zbir�w i tego maga? - zaraz spojrza� te� na �pi�c� niepewnie Ditri - A co z ni�?
- S�dz� r�wnie�, �e to nie nas zaatakowali. My byli�my tylko przypadkowymi gapiami, kt�rych trzeba zabi�. Oni �cigali j� - wskaza�a na p�elfk� - nie wiem dlaczego.
Yarpenn wzruszy� ramionami.
- Ja te� nie.
- Mo�e to jaka� z�odziejka albo jaka� inna zawada? - zapyta�a czarodziejka z wyra�n� pogard� w g�osie.
- Nie, na pewno nie. Zbyt dobrze walczy, poza tym z�odzieje nie nosz� takiej broni - skin�� w stron� le��cego miecza - to jest dziwna bro�, na pewno nie pozwoli�aby si� ukra��.
- Co si� dzieje? - odezwa� si� niespodziewanie Efeso, kt�ry w�a�nie pozbiera� si� z zaimprowizowanego z w�asnego p�aszcza pos�ania.
- Witaj Efeso, wyspa�e� si�? - zapyta�a z ironi� Amfisia widz�c, �e bard porusza si� strasznie sztywno.
- �miej si�, �miej. Yarpenn, powiedz mi co zamierzasz teraz zrobi�? Zgodz� si� na ka�dy plan byle si� st�d wydosta�. Tu strasznie �mierdzi.
Fakt, dopiero teraz uderzy�a ich fala okrutnego smrodu p�yn�ca z nik�ym podmuchem powietrza. Zaraz potem do ich uszu dobieg�o wywo�uj�ce dreszcze skrzypni�cie.
Yarpenn si�gn�� po sw�j wielki top�r, a bard doby� dw�ch sztylet�w. Za plecami us�yszeli cichutkie szurni�cie wyci�ganej broni i ju� po chwili tu� obok Amfisi pojawi�a si� mroczna sylwetka zlewaj�ca si� z ciemnym otoczeniem. Czarny sztylet Pheagatora wyda� si� szponem bestii z cienia.
Szurni�cia i udr�czone j�ki, trzaski metalu i chlapi�ce kroki. D�wi�ki te dobiega�y ze wszystkich stron. Yarpenn zastanowi� si� przez chwil� i przekln� si� w my�li za to, �e pozwoli� si� otoczy�. Taki by� zaj�ty rozmow�, �e nie us�ysza� tak oczywistych �lad�w pu�apki.
To na pewno przez zm�czenie, nie to przez ten miecz!
Ditri otworzy�a oczy i zauwa�y�a stoj�cych w gotowo�ci przyjaci�. Nie wiedzia�a co si� dzieje, dlatego usi�uj�c nie rzuca� si� w oczy podczo�ga�a si� do swojego miecza. Ruch zauwa�y� mroczny. Jego r�ka od razu wystrzeli�a w d� mierz�c w ods�oni�ty kark dziewczyny.
Nie potrafi�aby powiedzie� co j� ostrzeg�o, instynkt, cie� ciemniejszy ni� mrok czy s�yszalny tylko dla elfich uszu delikatny szelest ubrania inny ni� wszystkie. Odturla�a si� w bok w stron� paleniska, dwa czerwone punkty znik�y na chwil� aby pojawi� si� w zielonej krasie, potem nik�y b�ysk. P�elfka zn�w zmieni�a po�o�enie gwa�townie wstaj�c. Jej oczy zmru�y�y si�, teraz wyra�nie widzia�a zwinnego przeciwnika i by�a pewna, �e je�li nie dostanie si� do miecza to zginie.
Yarpenn zauwa�y� gwa�towny manewr przyjaciela i krzykn��:
- Phea...
- Nadchodz�! - wrzasn�� Efeso i �cisn�� mocniej swoje sztylety. Nie u�ywa� ich cz�sto, ale by� pewien, �e teraz przydadz� mu si� bardziej ni� kiedykolwiek. Warto by�o da� tych par�dziesi�t koron.
Krasnolud odwr�ci� si� w stron� towarzysza i zakl�� cicho. Ani �ladu przeciwnika. Dopiero, gdy przyjrza� si� wyra�niej zauwa�y� ciemne sylwetki zbli�aj�ce si� powoli w ich stron�. Nie widzia� co to, ale zapach m�wi� sam za siebie.
- A niech to!! Jak ja nienawidz� ghuli!! - rykn�� i stan�� w lekkim rozkroku, obracaj�c w d�oniach ostr� bro�. Jego u�miech m�wi� sam za siebie.
Za jego plecami rozb�ys�o �wiat�o, to Amfisia przywo�a�a jasne �wiat�o na jednej d�oni, a na drugiej w miar� wypowiadania inkantacji pojawia�a si� coraz wi�ksza kula ognia. Kr�tkie zerkni�cie na jej twarz powiedzia� mu wszystko, zn�w by�a szcz�liwa, wyra�nie zobaczy� t� pasj�, jakby poznawa�a nowe zakl�cie i dopiero teraz mog�a go u�y�, a jej oczy b�ysn�y ogniem.

Pheagator zauwa�y�, �e nie ma do czynienia z jak�� niedouczon� ma�olat�, w tym momencie b�ysn�o �wiat�o sprawiaj�c, �e sta� si� bardzo ods�oni�ty. Jedno spojrzenie w stron� przeciwniczki powiedzia�o mu �eby skorzysta� z przewagi, jak� mo�e za chwil� zdoby�. Dziewczyna mru�y�a oczy. Szybko usun�� si� poza zasi�g �wiat�a Amfisi i okr��y� ofiar� zachodz�c j� od ty�u.
Ditri pozwoli�a oczom przyzwyczai� si� do normalnego �wiat�a zaraz potem nie widz�c przeciwnika wypali�a w stron� miecza. Ten desperacki manewr ocali� jej �ycie gdy� czarny sztylet mkn�� w�a�nie w jej kierunku. Ostrze odbi�o si� krzesz�c iskry od kamiennego pod�o�a padaj�c p� metra dalej. P�elfka stan�a w gotowo�ci trzymaj�c �wiec�cy lekko miecz w defensywnej postawie. Usi�owa�a zlokalizowa� przeciwnika, kt�rego nie widzia�a. Wiedzia�a, �e jest ods�oni�ta, ale ten kto� kimkolwiek jest najwyra�niej czuje si� lepiej w cieniu, trzeba wi�c pozosta� w zasi�gu �wiat�a i mie� nadziej�, �e wr�g nie ma ju� sztylet�w.
Pierwszy nieumar�y zamachn�� si� uzbrojon� w ostre szpony �ap�, kt�ra zaraz pad�a z md�ym chlapni�ciem na ska��. �a�osny j�k da� Yarpennowi du�o rado�ci. Ci�� jeszcze na odlew przed siebie, a op�r, z kt�rym spotka�o si� ostrze topora i chrz�st �amanych ko�ci by� dostatecznym znakiem, �e ghul ju� nie zje �adnego zgni�ego och�apu.
Efeso unikn�� zwinnie - jak na poet� - paskudnego zamachu i cofn�� si� kilka krok�w w ty�, teraz wyra�nie widzia� to co�, gnij�ce z brudnymi szponami, z�bami i tymi wierc�cymi, pe�nymi z�a oczami. Jeden rzut pos�a� sztylet w oko stwora nast�pny zag��bi� si� w jego czaszce. Ghul j�kn�� zachwia� si� i upad�, a bard ruszy� odzyska� bro�. Kilka sekund p�niej r�koje�ci zn�w tkwi�y w jego d�oniach przyzwyczajonych raczej do strun lutni ni� walki.
Czarodziejka krzykn�a, a p�on�cy pocisk wystrzeli� z jej r�ki w stron� najbli�szego przeciwnika. B�ysk i g�uchy wybuch ognia rozleg� si� po jaskini, a �wiat�o z tej erupcji na u�amek sekundy o�wietli�o grot�, padaj�c na nier�wne �ciany i naje�ony stalaktytami strop.
Wtem Amfisia poczu�a si� bardzo dziwnie, co� j� obserwowa�o, co� czego nie potrafi�a nazwa�. Odnios�a wra�enie, �e co� j� dotyka, wzdrygn�a si� i rozejrza�a gwa�townie dooko�a. Zobaczy�a Pheagatora rzucaj�cego sztyletem w p�elfk�, chcia�a zareagowa�, ale to zn�w si� powt�rzy�o, ten zimny dotyk.
Po jaskini roznosi�y si� trzaski �amanych ko�ci i gwizdni�cia ostrzy tn�cych powietrze, radosne krzyki Efeso i warkni�cia Yarpenna.
To normalne - pomy�la�a nie�wiadomie, a jaj d�o� pomkn�a do ma�ej kieszonki z boku sukni.
Wydoby�a gar�� ja�niej�cego srebrzy�cie proszku i rozrzuci�a go wok� siebie okr�caj�c si� na jednej stopie jak tancerka.
Jej przera�enie by�o nie do opisania, gdy b�yszcz�ce iskierki u�o�y�y si� przed ni� na kszta�t szkaradnego pyska o ogromnych k�ach i wielkich oczach.
Krzykn�a na ca�e gard�o i cofn�a si� trzy kroki wykonuj�c r�kami chaotyczne - dla amator�w - gesty. Poczu�a dr�enie magicznej zas�ony powoli otaczaj�cej jej cia�o.
W migocz�cej chmurce pojawi� si� nast�pny z�owrogi kszta�t odwracaj�c si� w stron� Amfisi.
Ditri zbli�y�a si� czujnie do walcz�cych ca�y czas wypatruj�c przeciwnika. Teraz wiedzia�a, �e gdy wejdzie w cie� jej oczy strac� cenne sekundy na przyzwyczajenie si� do mroku, sekundy, kt�re mo�e wykorzysta� przeciwnik, kt�re na pewno wykorzysta.
P�elfka spojrza�a w stron� czarodziejki gdy� jej �wiat�o zacz�o przygasa� i wtedy zauwa�y�a niewyra�ne kszta�ty otaczaj�ce kobiet� otoczon� prze�roczyst� pow�ok�. Serce Ditri straci�o kilka uderze�, gdy zda�a sobie spraw� z tego, co osaczy�o t� czarodziejk�.
Jeste� ju� zgubiona - pomy�la�a, gdy przez jej g�ow� przemkn�y s�owa pewnego maga, z kt�rym rozmawia�a za czas�w pobytu w�r�d elf�w: "Jeszcze �aden mag nie zd��y� zaatakowa� tego demona, �aden skarbie, wiesz? Ty te� nie pr�buj".
U�miechn�a si� dziko i upewniwszy si�, �e przyczajony przeciwnik nie zamierza zaatakowa� ruszy�a w stron� skazanej na �mier� kobiety, pozbawiaj�c po drodze jednego ghula g�owy.
Jeden z ghuli podpe�z� w stron� �pi�cego ogra i wyci�gn�� �ap� uzbrojon� w brudne szpony w strone jego szyi. Po chwili nie mia� ju� �apy gdy� Morglum w�a�nie postanowi� przewr�ci� si� na drugi bok. J�kliwy i �a�osny wrzask obudzi� go. Ghul po�y� jeszcze kr�tk� chwil�, jak� ogr potrzebowa� na podniesienie i ponowne opuszczenie swojej pa�ki prosto na �eb stwora. Przyprawiaj�ce o md�o�ci mla�ni�cie �wiadczy�o, �e ghul zgin�� bardzo szybko.
Amfisia poczu�a si� s�aba, spojrzenia tych dziwnych istot nie da si� zignorowa�. Skorzysta�a z ca�ej swojej si�y woli, aby odeprze� nacieraj�ce j� mentalne ataki. Nic to nie da�o, czu�a jakby kto� powoli odbiera� jej moc delektuj�c si� strachem, i si�� �yciow� pe�n� m�odego wigoru i ch�ci �ycia. Wiedzia�a, �e ma do czynienia z pot�nymi istotami, ale nie by�a w stanie my�le� o czymkolwiek, teraz przed jej oczyma by� ju� tylko tunel mocy, przez kt�ry ca�y czas umyka�a jej si�a.
Ditri zbli�y�a si� i ci�a na odlew przez g�ow� prawie niewidzialnego stwora. Po jaskini rozleg� si� wrzask, wyrywaj�c wszystkich walcz�cych z bitewnego sza�u. Nawet ghule zatrzyma�y si�, aby w swoim instynkcie znale�� spos�b reakcji na taki ryk. Miecz p�elfki wy��obi� ciemn� bruzd� w b�yszcz�cym wizerunku pyska bestii. Nast�pny cios zadany pod innym k�tem rozci�� ogromne oko szkaradnej istoty.
Nogi Amfisi odm�wi�y jej pos�usze�stwa, upad�a, ale wtedy poczu�a przerwanie ataku. Spojrza�a przyt�umionym wzrokiem w strone gdzie po raz ostatni widzia�a potwory. U�miechn�a si� lekko, gdy zauwa�y�a, �e ta ma�a p�elfka w�a�nie rozproszy�a wizerunek pierwszej bestii, ale to nie wszystko za ni� co�, nie kto� si� skrada�.
To Pheagator!
- Nie uwa... - nic wi�cej nie zdo�a�a wyksztusi�. Zabrak�o jej si�, upad�a i straci�a przytomno�� odp�ywaj�c w obj�cia Tapili .
M�oda p�elfka stan�a naprzeciw drugiego demona zach�cona pierwszym zwyci�stwem. Tym razem nie posz�o tak �atwo. Bestia rzuci�a si� na dziewczyn�, kt�ra da�a nura w bok unikaj�c ostrych jak brzytwa szpon�w. Stw�r demonicznie szybko doskoczy� do Ditri i k�apn�� szcz�kami tu� przy niej. P�elfka j�kn�a i obracaj�c si� jak najbardziej mog�a ci�a najsilniej jak potrafi�a poziomo korzystaj�c z obrotu. Ostrze nie napotka�o oporu, s�ycha� by�o tylko szum powietrza targanego przez doskona�y brzeszczot. Zdziwienie Ditri by�o jeszcze wi�ksze, gdy tu� przed ni� wystrzeli� w jej stron� czarny sztylet. Miecz pod��y� na spotkanie wrogiej klingi i zderzy� si� z ni� krzesz�c iskry. Teraz dopiero dziewczyna zobaczy�a kim by� napastnik, odra�aj�ca, zdeformowana twarz wykrzywi�a si� jeszcze bardziej we w�ciek�ym grymasie, gdy ostrze miecza Ditri musn�� jego kaptur.
Nie to stanowczo nie by�o w jego stylu, nie tak. Wycofa� si� najlepiej jak potrafi� dezorientuj�c przeciwnika myl�cym manewrem. Ditri pod��y�a za nim wzrokiem, po czym spojrza�a na le��c� magini�.
Yarpenn rozp�ata� ostatniego ghula i u�miechn�� si� weso�o.
- Nie! To jest za �atwe, nast�pni prosz�! NO JU� - wrzasn��, a gdy �aden ze stwor�w nie mia� ochoty spotka� si� z morderczym krasnoludem opar� sw� bro� o ziemi�.
- Patrz ta ma�a co� robi Amfisi! - krzykn�� Efeso wskazuj�c na pochylon� nad czarodziejk� p�elfk� i ruszy� w jej stron�.
- Spokojnie przyjacielu, ona jest po naszej stronie. A ty Pheagator j� zostaw!
- Przecie� nic nie robi� - odezwa� si� g�os z cienia.
We tr�jk� podeszli do rannej przyjaci�ki i przygl�daj�cej si� jej Ditri. Gdy si� zbli�yli p�elfka powsta�a.
Nieprzyjemn� cisze przerwa� wreszcie Yarpenn.
- Co si� jej sta�o? - zapyta� kl�kaj�c przy Amfisi.
- Sorrary - wyja�ni�a tajemniczo Ditri i spojrza�a na stoj�cego na uboczu mrocznego elfa. Co� w jego spojrzeniu kaza�o si� mie� na baczno�ci.
- Co? - j�kn�� krasnolud unosz�c g�ow� - Sorrary?
Ditri skin�a przytakuj�c i rozejrza�a si� za pochw� miecza.
- To demony magii, poluj� na g�upich mag�w.
Yarpenn wyra�nie poczu� si� dotkni�ty tym stwierdzeniem.
- G�upich? - zapyta� z gniewem w g�osie.
- Tak - odpar�a bezceremonialnie Ditri i podnios�a pochw� le��c� kilka krok�w z boku. Schowa�a miecz i doda�a - nie mo�na u�ywa� magii nie licz�c si� z nimi.
- Kim one w�a�ciwie s�? A kim w og�le TY jeste�? - zapyta� zniecierpliwiony Efeso bawi�c si� swoimi sztyletami.
Gestu tego Ditri nie przeoczy�a. U�miechn�a si� rozbrajaj�co, ale co� wszystkim m�wi�o, �e ten u�miech w �adnym wypadku nie jest szczery.
- A kim WY do licha jeste�cie!? - prawie krzykn�a - musz� przyzna�, �e mi pomogli�cie...
- Na pewno nie umy�lnie - mrukn�� Pheagator, a Ditri zerkn�a w jego strone z nieskrywan� odraz�. Zatrzyma�a jednak potok s��w cisn�cy si� jej na usta i doko�czy�a my�l:
- ... �e mi pomogli�cie, ale wy przecie� tu ani troch� nie pasujecie!
- Owszem - odezwa� si� Yarpenn - nie wiemy, ale co� czuj�, �e wpakowali�my si� w jak�� kaba��, powiedz mi jak�.
Ditri milcza�a nerwowo trzymaj�c sw� bro�. Ani razu nie spojrza�a im w oczy jakby ba�a si� tego spojrzenia, jakby ba�a si� jakiegokolwiek kontaktu.
- Nic nie m�wisz, wi�c mo�e powiesz w co wpakowa�a si� ona - wskaza� na czarodziejk�.
- B�d� j� �ciga�y, dop�ki jej nie rozszarpi� - odpowiedzia�a beznami�tnie.
- No dobrze porozmawiamy jak st�d wyjdziemy, najpierw jednak musimy wyj��. Pheagator, tam jest jakie� wyj�cie id� sprawd� gdzie prowadzi.
Gdy elf znikn�� nawet dla widz�cych w ciemno�ci oczu Ditri, Yarpenn zn�w si� odezwa�:
- Ty Morglum poniesiesz Amfisi�, ja musz� mie� wolne r�ce.
Ogr ochoczo podbieg� do nieprzytomnej kobiety i co strasznie zdziwi�o Ditri uni�s� j� nadzwyczaj delikatnie, nie przerzuci� jej nawet przez rami�, po prostu ni�s� troskliwie jak dziecko. P�elfka u�miechn�a si� lekko i z podziwem spojrza�a na Yarpenna, kt�ry zdawa� si� nie by� wcale zaskoczonym.
Dziesi�� minut p�niej powr�ci� Pheagator.
- Tunel ci�gnie si� i ci�gnie. Je�li si� nie myl�, a nigdy si� nie myl�, to ��czy si� z drugim wyj�ciem z tej groty.
- Dobrze, ruszajmy wi�c, prowad� o nieomylny.
- Heh!
Ruszyli w�skim korytarzem, jego strop by� niski, wi�c Morglumowi by�o dosy� niewygodnie. Wiele razy uderzy� si� o wystaj�cy kawa�ek ska�y czy te� potkn�� o wystaj�cy kamie�.
Tunel wi� si� i skr�ca�, naliczyli tak�e co najmniej kilka bocznych korytarzy ociekaj�cych wod� oraz poro�ni�tych dziwnym podziemnym mchem. Ditri nazwa�a go Colivalli co zaraz przet�umaczy�a na "ciemniaczek". Nazwa ta strasznie rozbawi�a barda a� przysi�g� sobie, �e napisze ballad� o podr�nikach i trzech tonach "ciemniaczka".
Monotonny widok zaczyna� si� nudzi�, wszyscy te� zacz�li w�tpi� w nieomylno�� Pheagatora, tylko on sam by� w zupe�no�ci pewien, �e id� dobr� drog�. Wreszcie zatrzymali si� na kr�tki post�j w obszernej grocie. Amfisia odzyska�a ju� przytomno�� i jeszcze zanim zd��y�a pomy�le� rozpali�a magi� ognisko. Gdy wys�ucha�a opowie�ci o Sorrarach gwa�townie je zgasi�a.
- Nie wierz�, to przecie� nie mo�liwe, a jak niby si� przed nimi ochroni�? - zapyta�a wyra�nie zaniepokojona.
Ditri i Yarpenn wzruszyli ramionami, a Efeso opar� si� o ska�� i przymkn�� oczy nuc�c jak�� weso�� melodyjk�.
- To jaki� �art bog�w, zakpili sobie z tej krainy? - magini zn�w si� odezwa�a.
- Tak bog�w, wiecie co? - wtr�ci� si� o�ywiony Efeso - za�piewam wam...
- O nie! Tylko nie to! - j�kn�� �a�o�nie Pheagator.
- ... za�piewam wam moj� now� pie��, wprawdzie bez muzyki - tu posmutnia� - ale m�j talent powinien wystarczy�.
Ditri zerkn�a na Yarpenna po czym spojrza�a z powrotem na barda oczekuj�c tych rewelacji. W jej rodzinnym mie�cie Nidiadrii cz�sto go�ci� w�drowny bajarz. Zawsze lubi�a go s�ucha� podobnie jak inne dzieci z miasteczka.
- A wi�c s�uchajcie uwa�nie to trzeba poczu�.
Marmurowe oblicze tych dwojga,
Ich zimny oczu blask.
Gdy patrz�, nie widz�,
Cho� obejmuj� wzrokiem �wiat.
Wsz�dzie lustra, zimne odbicia,
Mroczne cienie.
Nieprzebyte ciernie r�anych rabat,
Pi�knych i strasznych zarazem twarzy.
Zimny ch��d, kt�ry grzeje
Zatwardzia�e serca bezbo�nych
- Ich w�asnym lodem.
To oni sprawiedliwi - a w ich d�oniach no�e,
To oni wszechmog�cy - a twarz skrywaj�,
To oni wszechwiedz�cy - ur�gaj� Bogu,
To oni bezece�stwo - pij� krew narodu,
To oni nie�miertelni - w �mierci zatraceni,
To oni niby s�awni - zrazu zapomniani.
- No i co o tym sadzicie?
- Wspania�e - szepn�a Ditri, a Efeso w�a�nie pomy�la�, �e nawet j� lubi.
- A o kogo tu niby chodzi - odezwa� si� Yarpenn szukaj�c w sakwie czego� do zjedzenia.
- Jak to o kogo - zirytowa� si� poeta - nie rozumiecie? To magowie!
- Ty uwa�aj! - mrukn�a Amfisia - nie podoba mi si� ta aluzja.
Bard skrzy�owa� r�ce na piersi i opar� si� z powrotem o ska��.
- Ale z was ignoranci!
- Tak te� jest! - doda� z zapa�em Pheagator, po czym wsta�.
- Gdzie idziesz? - zapyta� niewyra�nie Yarpenn �uj�c jaki� suchar.
- Czy tylko ja tutaj my�l�? - obruszy� si� mroczny i wszed� w korytarz prowadz�cy dalej.
Ditri pod��y�a za nim wzrokiem i niepewnie zapyta�a:
- Dlaczego podr�ujecie w towarzystwie tak plugawej istoty?
Yarpenn za�mia� si� i spojrza� na now� towarzyszk�.
- Hehe, ma swoje zalety.
- Nie zauwa�y�am.
- Czasami jest ci�ki, ale c�, on ju� taki jest trudny w obyciu.
Zn�w si� u�miechn�� i id�c za przyk�adem przyjaciela opar� si� plecami o �cian� groty przymykaj�c oczy.
S�odk� drzemk� przerwa�o nag�e wtargni�cie do obozowiska Pheagatora.
- Zn�w swoje �ycie zawdzi�czacie mojej m�dro�ci. Dotar�em do jaki� zabarykadowanych wr�t. Powtarzam wr�t, do jakiej to prowadzi was konkluzji? - uczyni� efektown� pauz� - Znalaz�em wyj�cie! - oznajmi� g�o�niej ni� to by�o bezpieczne.
- Chyba jeszcze jaki� jeden cholerny ork ci� nie s�ysza�!
- Ruszajmy wi�c - oznajmi�a Amfisia wstaj�c ju� o w�asnych si�ach, ca�y czas zagl�da�a w ciemne zau�ki i cienie w poszukiwaniu niewidzialnych wrog�w - Sorrar�w.
Przeszli spory kawa� drogi zanim dotarli do owych wr�t, a raczej bramy zamkni�tej od tej strony, jakby strzeg�a przed wtargni�ciem do tych tuneli. Masywne d�bowe wrota z mitrilowymi okuciami uczyni�y spore wra�enie na krasnoludzie.
- Ciekawe - mrukn�� w zamy�leniu i podszed� bli�ej - Hej tu co� pisze. Aladith tolsher'aar, ghotertesit evaren.
- Co? - zdziwi� si� Efeso, a Morglum doda�: �och!.
- Nic nie rozumiem - po�ali� si� Yarpenn, a Amfisia pokiwa�a ze zw�tpieniem g�ow�.
- Nie ma co si� zastanawia�, tylko g�upiec zamyka kogo� w pomieszczeniu z zasuw� od wewn�trz - rzek� Pheagator i podszed� do zamka i masywnych zasuw. Z�ama� piecz�� i odblokowa� jedn�...
W tunelu pojawi� si� dziwny ja�niej�cy owal, Amfisia zaraz przygotowa�a siark� do kuli ognia, a Yarpenn si�gn�� po bro�.
Za du�o dzisiaj ju� tych atrakcji!
Z wn�trza portalu wyszed� z�otow�osy elf w ciemnozielonym ubraniu z b��kitnym p�aszczem i dwoma mieczami jednym przy pasie, a drugim na plecach. Jego b��kitne oczy pomkn�y w stron� wr�t, a Amfisia poprawi�a szybko i w miar� dyskretnie swoj� ju� nadniszczon� sukni�.
- St�j nie mo�esz tego otworzy�! - krzykn�� swym czystym g�osem, po czym doby� broni, dw�ch ja�niej�cych kling - St�j!
Za p�no. Ostatnia piecz�� spad�a, ostatnia zasuwa zosta�a odsuni�ta. Wrota zaskrzypia�y i wyd�y si� w stron� towarzyszy. Pheagator odskoczy� do ty�u i spojrza� z niepokojem na nowoprzyby�ego, kt�ry sta� w gotowo�ci z mieczami uniesionymi w defensywnej postawie.
- G�upcze! Sprowadzi�e� na was zag�ad�!
Jakby potwierdzaj�c jego s�owa ze szczeliny, jaka powsta�a po uchyleniu wr�t powia� silny podmuch powietrza przewracaj�c prawie wszystkich, sta� tylko ogr i krasnolud.
- Kim jeste� elfie! Co si� do licha dzieje?! - rykn�� krasnolud widz�c, �e jedno skrzyd�o wr�t zacz�o si� otwiera� ukazuj�c pe�n� opar�w sal� kolumnow� o�wietlon� pochodniami tkwi�cymi na ka�dym filarze.
Ditri tak�e doby�a swego miecza i podesz�a bli�ej Yarpenna, do kt�rego mia�a najwi�ksze jak dot�d zaufanie. Krasnolud sta� pewnie, wiedzia�, �e cokolwiek by tam nie by�o na pewno dadz� sobie rad�.
- Nie czas na prezentacje krasnoludzie. Uwolnili�cie kogo�, kto mo�e was wszystkich... - przerwa� i spojrza� w stron� swojego portalu, kt�ry w�a�nie si� zamkn�� - ... kt�ry mo�e nas wszystkich unicestwi�!
Z wn�trza zamglonej groty da� si� s�ysze� gro�ny, charcz�cy wrzask i �oskot rozpadaj�cych si� kamieni. Ca�a grota zatrz�s�a si�, a ze stropu posypa�y si� strugi py�u i ma�ych kamyczk�w. Druga cz�� bramy rozwar�a si� na o�cie� ukazuj�c nast�pne mroczne fragmenty groty pe�nej opar�w i p�omieni.
- Kto to jest? - zapyta� Yarpenn ju� w pe�ni przygotowany do walki, a Amfisia do��czy�a si� do pytania swoimi spostrze�eniami na temat nadzwyczajnej mocy bij�cej z wn�trza jaskini.
Z�otow�osy elf usi�owa� w�a�nie przywr�ci� sw�j portal, gdy mu si� to jednak nie uda�o wzruszy� ramionami i odwr�ci� si� w stron� krasnoluda.
- Wiesz co? Chyba przyjdzie nam tu zgin��, ale trzeba my�le� pozytywnie, jak to m�wi� ludzie, i wzi�� si� do pracy.
- O jakiej pracy ty m�wisz! - krzykn�� niespokojnie Efeso.
- O takiej, kt�ra mo�e, cho� nie musi, uratowa� twoje kr�tkie �ycie - odpowiedzia� elf, po czym kontynuowa� - jeste�cie tu obcy, a ju� uwalniacie lorda nekromancji, wielkiego licza Denomara. Istota ta jest pot�na, ale nie mo�e rzuci� sze�ciu czar�w na raz haha. Musimy wsp�pracowa�.
- A kto powiedzia�, �e MY chcemy z tob� wsp�pracowa� - obruszy� si� Pheagator.
- Nie macie wyj�cia - odpar� po chwili milczenia przyby�y - ja potrzebuj� was, a wy potrzebujecie mnie, to wszystko o czym m�wi�.
- W czym niby potrzebujemy ciebie? - zapyta� Yarpenn.
- S�uchaj, nie ma czasu na takie kwestie, je�li legendy m�wi� prawd�, a to jest wielce prawdopodobne gdy� zna�em ich tw�rc�, to za tymi drzwiami czeka nas �miertelna walka, nie obchodz� mnie wasze awersje czy te� wewn�trzne swary, wszystko o co prosz� to aby�cie pomogli mi was uratowa�.
- Nas uratowa� ha! I kto...
- B�d� cicho Pheagator! On ma racj�. Powiedz mi jeszcze elfie, jaki masz interes w pomaganiu nam? - wtr�ci� si� gniewnie Yarpenn.
- Interes? - elf wyda� si� by� strasznie zaskoczonym - Czy wy wszystko musicie przelicza� na pieni�dze czy inne dobra materialne? - doda� i odwr�ci� si� w stron� groty, za nim pod��y�y spojrzenia wszystkich towarzyszy, usi�uj�ce przebi� si� przez zas�on� z m�tnych opar�w, kt�re z�owrogo zalega�y tu� przy pod�odze, dziwnej pod�odze wy�o�onej czarnymi, kamiennymi p�ytami.
Ruszyli razem Yarpenn, Morglum, Ditri i nieznajomy elf prowadzili za nimi sz�a odwa�nie Amfisia, a tu� przy niej Efeso i Pheagator rzucaj�cy baczne spojrzenia na ciemne boki. Jaskinia mia�a kszta�t wyd�u�onego prostok�ta. Ca�y korytarz o szeroko�ci mo�e dwunastu metr�w, a wysoko�ci tak wielkiej, �e nie by�o wida� sklepienia, by� wype�niony odra�aj�cym zapachem zgnilizny i k�uj�cym w oczy py�em. Nied�ugo potem towarzysze dowiedzieli si� co wznieci�o ten kurz. By�a to odwalona z ogromn� si�� pokrywa zbudowanego z czarnego marmuru sarkofagu. Grobowiec sta� na czterostopniowym podwy�szeniu na ko�cu d�ugiego korytarza.
Widok ten spowodowa�, �e serce ka�dego z grupy przymusowych poszukiwaczy przyg�d zgubi�o kilka uderze�.
To, czego si� najbardziej obawiali to, to �e w grobie nie by�o �adnego cia�a, a pokrywa nosi�a �lady trzech szpon�w. Ka�demu z grupy przyjaci� ciarki przesz�y po plecach, poczuli na sobie spojrzenie, a to uczucie wyda�o si� Amfisi nadzwyczaj ostatnio cz�ste, ale mimo wszystko wci�� tak samo nieprzyjemne. Te dreszcze nasili�y si�, gdy w ca�ej jaskini zgas�y pochodnie.
Jedyne �wiat�o bi�o znad grobu, ogromnego i pustego sarkofagu, znad kt�rego dobywa� si� szum i chrapliwy j�k. Podnie�li g�owy, a ich oczom ukaza�a si� szkaradna istota podobna do cz�owieka w d�ugich zabrudzonych i pokrytych krwi� szatach. Okr�g�e ga�ki oczne porusza�y si� nienaturalnie szybko w pustych oczodo�ach tak, �e czerwone �renice znajdowa�y si� na u�amki sekundy pod ka�dym, nawet najbardziej niemo�liwym k�tem. Szcz�ka istoty ju� dawno powinna odpa��, gdy� mi�nie zgni�y zupe�nie. Krzywe i sczernia�e z�by uk�ada�y si� w falistej linii zag��biaj�c w suchej ko�ci �uchwy.
Ko�ciste d�onie pokryte �achami gnij�cej sk�ry unios�y si�, gdy licz opada� na skraj sarkofagu.
- G�upi �miertelnicy! Przybyli�cie, aby do��czy� do mnie i moich nieumar�ych?
Nikt nic nie powiedzia�, ka�demu j�zyk stan�� nagle ko�kiem, a nogi zacz�y si� ugina�. Amfisia jedyne co mia�a teraz w g�owie to mroczne wiry i jasne strumienie �cieraj�cej si� ze sob� w furii bog�w.
Yarpenn �ciska� kurczowo dr��ek swego runicznego topora wpatruj�c si� w niesamowite, hipnotyzuj�ce oczy licza Denomara.
Pod Ditri ugi�y si� nogi. Jeszcze nigdy nie widzia�a tak potwornej istoty, nigdy nie dozna�a tak parali�uj�cego strachu si�gaj�cego najskrytszych fragment�w duszy i umys�u. To by�o przera�aj�ce, nie potrafi�a nawet unie�� miecza.
Pheagator usun�� si� w ty� my�l�c szybko jak by tu unikn�� tego ogromnego zagro�enia. Uroki licza jak na razie na niego nie dzia�a�y, ale jak d�ugo jego umys� da sobie rad� z t� nacieraj�c� moc�.
- Nie patrzcie si� mu w oczy! - rozleg� si� g�os z�otego elfa - do ataku!
To wystarczy�o, aby silna wola Yarpenna przezwyci�y�a mentalny atak. Top�r zam�ynkowa� i ruszy� w stron� ramienia licza w�a�nie rzucaj�cego czar.
Huk i b�ysk, pot�na fala energii odrzuci�a wszystkich w ty�. Plecy Yarpenna spotka�y si� z kolumn�, podobne szcz�cie mia� z�oty elf, on zni�s� to jednak gorzej, a jeden z jego mieczy polecia� daleko w ty�.
Morglum sta� nadal zbieraj�c "my�li" po ostatnim magicznym ataku, w ko�cu zaatakowa�, a jego pa�ka spad�a w miejsce gdzie jeszcze przed chwil� sta� wr�g, roz�upuj�c jedn� ze �cian sarkofagu. Licz znajdowa� si� jednak zupe�nie gdzie� indziej, a jego pozycj� ujawni�a dopiero czerwona b�yskawica, kt�ra roztrzaska�a si� o masywny tors ogra odrzucaj�c go kilka krok�w w ty�.
�och!
Da� si� s�ysze� potworny �miech naigrywaj�cego si� z nich stwora. Zmaterializowa� si� tu� przed Yarpennem i podszed�, a raczej podsun�� si� bli�ej. Jego ko�ciaste d�onie zn�w wykona�y szereg gest�w, a pomi�dzy nimi b�ysn�y magiczne ogniki.
Krasnolud stara� si� jak najszybciej analizowa� sytuacj�, widzia� elfa zbieraj�cego si� z ziemi i ci�ko ku�tykaj�cego w stron� licza, jego miecz jarzy� si� w�ciekle, a twarz pe�na by�a zawzi�cia i wyra�nego cierpienia. Widzia� te� u�miech - je�li tylko mo�na tak nazwa� ten groteskowy grymas - na twarzy potwora.
Przez g�ow� Yarpenna przemkn�a my�l.
Jest zbyt pewny siebie!
- Za pewny siebie! - krzykn�� na g�os krasnolud, a elfi sprzymierzeniec jakby poj�, gdy� ruszy� w tym samym momencie, gdy krasnolud unosi� sw�j top�r do pot�nego rzutu.
Licz wrzasn�� jednak nic nie by�o w stanie powstrzyma� lec�cego ostrza ani szar�uj�cego elfickiego szermierza. Stw�r rykn�� ponownie i skupi� ca�� sw� wol� na lec�cej broni Yarpenna. Ostrze uderzy�o w niewidzialn� zas�on� trac�c cz�� rozp�du, jednak pozosta�a si�a pos�a�a ostrze prosto w rami� licza roz�upuj�c je z dono�nym trzaskiem.
Brzeszczot elfa ci�� w drugie rami� stwora, kt�ry rykn�� na ca�e swoje przegni�e gard�o rozsiewaj�c dooko�a wstr�tny od�r podobny do �r�cego kwasu. Elf krzykn�� i rzuci� si� na ziemi�, a raczej wygl�da�o to jakby co� zwali�o go z n�g. Yarpenn przez chwil� strasznej m�ki czu� jakby ka�dy fragment jego jestestwa p�on�� �ywym ogniem. Zobaczy� jeszcze biegn�c� ma�� posta�, dziewcz�cy krzyk i g�uche �upniecie po��czone z trzaskiem p�kaj�cej ko�ci.
G�owa licza odtoczy�a si� w stron� nieprzytomnego Efeso.
Cisza i mrok.

Odci�ta g�owa toczy�a si� i toczy�a a� wreszcie spocz�a oparta o nog� le��cego bez ducha Efeso. Dwie okr�g�e ga�ki oczne zawirowa�y jeszcze, a potem zamar�y w bezruchu. To jednak nie by� koniec, z czerwonych �renic wyp�yn�a cienka str�ka czerwonej barwy i rozpocz�a sw�j lot w stron� ust barda. Jeszcze tylko dziesi��, dziewi��, dwa centymetry i trzy nag�e targni�cia, trzy spazmy ostatecznego sprzeciwu, niestety bezowocnego w obliczu pot�gi magii spaczonej przez Gothera .

Yarpenn ockn�� si� ca�y zbola�y. Usiad�, a w g�owie kr�ci�o mu si� bardziej ni� po porz�dnej pijatyce. Jego ubranie by�o popalone, a sk�ra w wielu miejscach zaczerwieniona i pokryta bol�cymi p�cherzami. Zaraz rozejrza� si� dooko�a w poszukiwaniu swych przyjaci� le�eli tam w nie�adzie, a niekt�rzy ju� zaczynali si� podnosi�.
Kamie� spad� mu z serca, kolejna walka, z kt�rej wyszli ca�o, ale co to? Efeso ani drgn��.
Ditri siedzia�a na czarnej pod�odze tu� obok zew�oku gnij�cego licza. W jej g�owie pojawi�y si� przera�aj�ce obrazy, nie mia�a poj�cia sk�d one pochodz�, wiedzia�a tylko, �e ich pochodzenie musi by� z�e, nic dobrego nie pokazywa�oby jej tak potwornych miejsc i scen. Otrz�sn�a si� szybko z chwilowego koszmaru na jawie i spojrza�a na usi�uj�cego powsta� z�otego elfa. Wyra�nie mia� co� z nog�. Podbieg�a do niego i u�miechaj�c si� przyjacielsko pomog�a mu unie�� si� z mrocznej posadzki.
- Dzi�kuj� Ci sollari - szepn�� s�abo elf i pr�buj�c zachowa� godno�� stan�� o w�asnych si�ach.
Yarpenn sprawdzi� t�tno le��cego przyjaciela, nier�wne i strasznie gwa�towne. To go zdziwi�o, ale wszelkie niewiadome p�k�y gdy Efeso otworzy� oczy, nie swoje oczy, dziwne czerwone i pe�ne z�o�ci. Krasnolud cofn�� si� gwa�townie, a jego r�ce poszukiwa�y broni - nic nie znalaz�y.
Efeso uni�s� si� nienaturalnie powoli, i wyci�gn�� r�k� w stron� krasnoluda.
S�dzisz zuchwalcze, �e mo�na mnie tak �atwo pokona�?
Teraz patrz jak tw�j przyjaciel umiera powoln� i straszn� �mierci�.
- Zostaw go ty...
Ha, ha, ha! G�upi malcze spr�buj mnie pokona�, ale nie tu, nie tutaj, to miejsce mnie denerwuje!
Po tych s�owach doda�:
Jak dobrze zn�w mie� porz�dne cia�o!
- Efeso nie!! Walcz z nim, przyjacielu, trzymaj si�!
Potem nie by�o ju� s��w, cisza. Nawet dziwne opary opad�y ukazuj�c niezwyk�� posadzk� w ca�ej okaza�o�ci. Pe�na by�a rysunk�w i rze�bie� niezrozumia�ych dla nikogo innego jak tylko tw�rc�w.

Epilog

- I co teraz? - zapyta�a ze zrezygnowaniem Amfisia patrz�c na czerwony zach�d s�o�ca ze skarpy gdzie� po�r�d szczyt�w G�r Rycz�cej Rzeki .
Yarpenn odetchn�� ci�ko, a Morglum mrukn�� co� niezrozumia�ego w stron� krasnoluda.
- Tak, uciek� - szepn�� elf o z�otych w�osach.
- Powiedz mi teraz elfie, co on zrobi z Efeso? - zapyta� przygn�bionym g�osem Yarpenn.
- B�dzie go u�ywa�, potem po�uci wysy�aj�c jego dusze do Szeolu.
- Szeolu, miejsca gdzie pod�y b�g Gother trzyma swoich niewolnik�w? - zapyta�a stoj�ca z boku Ditri.
- Tak, niestety trzeba dorwa� go zanim to si� stanie.
- Ale jak - wtr�ci� si� krasnolud - gdzie go szuka�?
- Jest tylko jedne miejsce gdzie b�dzie zd��a� kto� taki.
- Brrr, o nie! Mroczne Bagna, ale to po raz ostatni widzia�am tam... - nie doko�czy�a my�li gdy� nag�y b�l �cisn�� jej serce.
- Pomog� wam odnale�� przyjaciela - odezwa� si� elf - s�dz�, �e si� przydam. Tak przy okazji Yarpennie, jestem Kymil Simmedirian. Nie mog� na razie powr�ci� do mojej Detannardis wi�c jestem wolny.
- To niemo�liwe! Ja te� id� z wami. Je�li tylko mog� - rzek�a Ditri i spojrza�a na Kymila, a potem na Yarpenna.
- A wi�c jest nas o dwoje wi�cej. Niech ten Licz zdycha! - krzykn�� Yarpenn, zaraz te� zawt�rowa�y mu inne podniecone g�osy roznosz�ce si� echem po dolinie na kt�rej �cieli�a si� ju� ksi�ycowa noc. Noc pe�na nadziei, ale tak�e zw�tpienia i niepokoju.
Gdzie� w oddali ch�op oraj�cy pole us�ysza� r�ne krzyki i zawodzenia jakby odbijaj�ce si� echem w�r�d g�r. Zabra� rodzin� z werandy i pozamyka� drzwi i okiennice swej chaty, wierz�c, �e same czarty wyp�yn�y na powierzchni� Airu, aby zniszczy� �wiat.


ElfShadow

Powr�t od pergaminu do sto�u karczemnego