"S�uga Mroku" cz.II

Rozdzia� III

Podnios�a si� mg�a, wyp�ywaj�c spomi�dzy ciemnych drzew. Yarpenn wsta� i przeci�gn�� si� czuj�c nadchodz�cy ranek. Wtem co�, jakie� dziwne uczucie, przejmuj�cy dreszcz, chwila niepokoju. Kto� odszed� z obozu. Krasnolud przemkn�� spojrzeniem po u�pionych towarzyszach. Coraz wi�ksza mg�a nie pozwala�a mu dok�adnie rozr�ni� poszczeg�lnych os�b, wszyscy wygl�dali tak samo, nawet Morglum. Yarpenn podszed� do pos�ania Ditri i nikogo nie zasta�. Widzia� tylko ja�niej�ce �lady prowadz�ce w g��b lasu, w stron� obozowiska.
Las by� ciemny, przera�aj�co ciemny. Yarpenn nie przywyk� jeszcze do tutejszych las�w, ale ten by� nieprawdopodobny. Z ka�dym krokiem wydawa�o mu si� �e kto�, albo co� za nim pod��a. Czu� na sobie wzrok obcych istot, wiedzia�, �e nie s� mu przyjazne i to jeszcze bardziej pot�gowa�o jego niepewno��.
Pojawi� si� ob�z i nieznane g�osy.
- Dawaj co� mi winien.
- Oto zap�ata - brz�k monet.
Dwie postacie odjecha�y w przeciwnych kierunkach, ale po szczytach drzew skaka�a jaka� dziwna istota, kt�ra jak pikuj�cy orze� rzuci�a si� na jednego z je�d�c�w. Krzyk i trzask stali, potem wybuch magii i ma�a posta� gin�ca w ognistym piekle.
Potem podmuch tak silny, �e powali� krasnoluda bez trudu. Kolejny krzyk i opadaj�cy ogie� wprost na twarz Yarpenna, wybuch...

* * *

Otworzy� oczy, i usiad� rozgl�daj�c si� bacznie. Nic, wszystko w nale�ytym... nie ma Ditri! Yarpenn wsta� szybko i podrapa� si� w g�ow�.
By�o jeszcze ciemno, gdzie ona posz�a, gdzie? A niech to!
Krasnolud si�gn�� po sw�j wielki top�r, za�o�y� rogaty he�m i ruszy� w las o ma�y w�os wpadaj�c na wchodz�c� w�a�nie p�elfk�.
- Gdzie ty �azisz - wypali�, a Ditri ze zdziwieniem spojrza�a na jego bro�.
- A ty? - zapyta�a, po czym doda�a - by�am w krzaczkach, niedaleko.
Krasnolud zarumieni� si�, cho� nie by�o tego za bardzo wida� spod jego g�stej brody.
- Nigdzie, ale...
- Nie musisz mnie pilnowa� z niekt�rymi rzeczami dam sobie rad� - powiedzia�a dziewczyna i po�o�y�a si� na swoim pos�aniu.
- Ach! - mrukn�� Yarpenn i pocz�apa� do ogniska dok�adaj�c kilka drew. Od�o�y� top�r i opar� g�ow� na r�kach gapi�c si� bez celu w ogie�, gdy targn�o nim dziwne uczucie.
- Jak ja tego nie lubi� - j�kn�� i wsta� zn�w bior�c w silne d�onie sw� bro�.
Wszed� w las niepostrze�enie, tylko Ditri obejrza�a si� za krocz�cym krasnoludem, zaraz jednak po�o�y�a si� z powrotem ci�gni�ta przez zm�czenie.

* * *

Yarpenn stan�� jak wryty, gdy przed nim pojawi�a si� para czerwonych oczu. Zmienia�y si� a ich po�o�enie za ka�dym razem by�o inne, wpatrywa�y si� w niepewnego krasnoluda. Top�r w jego r�ku zacz�� wibrowa�, dr�e�, a runy na ostrzach rozjarzy�y si� z�otym �wiat�em rysuj�c si� wyrazistymi smugami.
Pojawi�a si� nast�pna para oczu, a Yarpenn, mimo, �e jego wzrok sta� si� w ciemno�ci czu�y na ciep�o, nie widzia� cia�a stworzenia stoj�cego przed nim. Zrobi� trzy kroki do ty�u i zamar� w bezruchu, gdy us�ysza� za sob� szurni�cie miecza wyci�ganego z pochwy. Zdesperowany krasnolud przywar� plecami do najbli�szego drzewa, stan�� dla r�wnowagi w lekkim rozkroku i uni�s� bro�.
- Yarpenn nie ruszaj si� - us�ysza� przyjemny szept p�elfki.
- Co to? - szepn�� najciszej jak umia�, jednak mimo tego dla Ditri by� to prawie wrzask.
Skrzywi�a si� i podesz�a do krasnoluda.
- A ty czemu si� ruszasz?
- Sorrber ciebie wzi�� na cel, dopiero po tobie zajmie si� mn� - odrzek�a ch�odno dziewczyna i podesz�a do czerwonych oczu. Dopiero teraz Yarpenn zauwa�y�, �e oczy te to �wiec�ce punkciki w unosz�cym si� matowym ob�oku jakby pary.
- Co to jest Sorrber? To samo co Sorrar? - ekscytowa� si� krasnolud - i dlaczego m�j top�r zn�w jest magiczny?
- Dok�adnie nie wiem, ale Alvanna m�wi�a mi, �e Sorrber jest mniej gro�ny od Sorrar�w. �ywi� si� magi� nie zabezpieczon�. Tw�j top�r chyba nie jest z tego �wiata?
- Nie. Ale ja lubi� ten top�r - warkn�� Yarpenn - niech tylko spr�buje mi go odebra�, a poczuje jego ostrze!
Ob�ok ruszy� w stron� broni, p�yn�� jak chmura popychana wiatrem, sun�� bezszelestnie.
- Od�� bro� Yarpenn, bo on ci co� zrobi! - pisn�a Ditri - no szybko!
Krasnolud odrzuci� sw�j ukochany top�r najdalej jak potrafi�, a z�o�liwa mgie�ka pofrun�a za nim. Yarpenn warcza� jak wilk, nie jak Morglum gdy jest g�odny. By� w�ciek�y, potwornie w�ciek�y i nie zapowiada�o si� na to, �e si� w najbli�szym czasie uspokoi.
- Yarpenn, chod�my st�d zanim... - nim wypowiedzia�a te s�owa powietrzem targn�� odleg�y huk, zaraz potem nast�pny. Nag�y b�ysk od strony obozowiska przyjaci� roz�wietli� okolic� i przemin��, zanim do Yarpenna i Ditri dotar�o co si� sta�o.
- A niech mnie, nasi maj� k�opoty, a ja nie mam broni!!! - rykn�� na ca�y g�os Yarpenn i z w�ciek�o�ci� pomkn�� w stron� le��cego topora wysysanego przez Sorrbera.
- Wara chamie! - zagrzmia� krasnolud i wymierzy� mgle zamaszysty cios pi�ci� rozwiewaj�c j�. Sorrber zaraz zacz�� si� skupia� by� jednak za wolny, jeszcze za wolny i Yarpenn by� ju� daleko z jaskrawiej�c� broni�.
Dlaczego ta droga tak si� d�u�y, szcz�k stali i rozb�yski magii, ryk Morgluma i pie�� elfa. Wszystko to z�o�y�o si� na niepokoj�c� kakofoni�, a zdenerwowany Yarpenn zbli�a� si� z ka�d� chwil�, Ditri mkn�a tu� obok, a jaj miecz srebrzy� si� o�wietlaj�c drog�. Drzewo stan�o w p�omieniach, a w �wietle ognia upad� krzycz�c Morglum, z�apa� si� za gard�o i pad�.
Pierwotny wrzask wyrwa� si� z piersi Krasnoluda, a top�r kre�li� rozmazane �uki w powietrzu nad rozp�dzonym jak pocisk wystrzelony z katapulty krasnoludem. Ditri j�kn�a, nie mog�a ju� szybciej, tam si� bij� jej przyjaciele.
Ju� wida� walk�. Amfisia wykrzykuj�c inkantacj� stworzy�a trzy pier�cienie opadaj�ce na przeciwnika jednak wr�g by� pot�ny, magia rozb�ys�a posy�aj�c czarodziejk� kilka metr�w dalej.
Kymil wyci�gn�� r�k� w stron� nacieraj�cych zb�j�w. Fala energii przemkn�a przez powietrze rozbijaj�c m�czyzn o ziemi�. Zaiskrzy�y miecze w wiruj�cym ta�cu, b�ysk i wir iskier.
- Tamdash'edaheshre trovartherrttere - rozleg� si� ryk ponad zgie�kiem - osterival'tehe come tores thwarr tar'ar satai!
Z r�k unosz�cego si� Efeso b�yska�y p�omienie i strugi czarnej energii.
- Davortere sovar si�y piekielne przyb�d�cie zniszczcie, spalcie wyssijcie �ycie daj�c mi moc Vothar dei. Sother smordethruhr!!
Kymil si�gn�� pod kolczug�, zerwa� z szyi srebrny amulet i wyci�gn�� go w stron� licza.
- Na moc �wietlistej pani, na wiar� i si�� d�bu Silvillariusa , Deseti toremei todai, niech magia twoja przepadnie, niech twa moc zginie!!
- Przyb�d�cie s�udzy Szeolu, dajcie mi si��, niech przepadnie ten pomiot dotah, dotah, dotah! - wrzeszcza� mag szarpi�c si� w ekstazie. Jego d�onie s�a�y w stron� elfa czarne strugi otaczaj�c go ze wszystkich stron szczeln� barier� �mierci.
Kymil z zaci�ciem na twarzy i pe�n� determinacj� �cisn�� mocniej amulet, kt�ry rozb�ysn�� bia�ym �wiat�em.
- Na wszechpot�g� niewzruszonego, na magi� las�w i p�l, na wszystko co tajemnicze, na duchy las�w �piewaj�ce pie�� wieczorn�, na najwy�sze dobro Faeiletornu, sovertire damat, mortar devor davur defer!
Eksplozja �wiat�a pos�a�a Efeso w ty�, a elfem rzuci�a na bok roztrzaskuj�c go z si�� o drzewo.
Inny �piew, kolejna inkantacja dr��ca nad polem bitwy. Kolejny mag, czerwone szaty wirowa�y w szale�czym ta�cu mocy.
Yarpenn i Ditri wpadli na pierwszego wroga, gdy b�ysk odrzuci� ich w ty�. Wstali najszybciej jak mogli r�bi�c przeciwnika, dwa szybkie ci�cia Ditri i r�bni�cie toporem zmieni�y cia�o wojownika w krwaw� ma�. Tu� obok przyjaci� wybuch� ognisty pocisk, z trzaskiem posy�aj�c w powietrze dym, drwa i igliwie. Krasnolud otar� twarz z sadzy i wpad� pomi�dzy czerwonego maga a le��c� Amfisi�.
- Ty cholerny skuba�cu, teraz zginiesz! Jeaaaaa!
Kolejny wybuch pos�a� krasnoluda na plecy, a dw�ch wrogich szermierzy ruszy�o w jego stron�.
Ditri po�o�y�a przeciwnika seri� mglistych cios�w i skierowa�a swe kroki w stron� le��cego Kymila, gdy spostrzeg�a b�ysk posy�aj�cy krasnoluda na ziemi�.
- Daleko - szepn�a, ale mimo to, �e nie mia�a najmniejszej szansy zd��y� przed ciosami wrog�w wystrzeli�a w tamt� stron� jak z procy.
Yarpenn poszukiwa� r�koma broni i jednocze�nie usi�owa� wsta�. Nie by�o to takie �atwe. Zbroja ci��y�a mu, a ko�ci bola�y coraz bardziej. Poobijany krasnolud wsta� na chwil� przed tym jak ostrze miecza zag��bi�o si� w miejscu gdzie przed chwil� by�o jeszcze jego gard�o.
- O nie! - rykn�� Yarpenn i odwr�ci� si� na pi�cie w stron� dw�ch wrogich wojownik�w, kt�rzy stan�li w defensywie u�miechaj�c si�.
- Z czego piejecie! Zaraz wam nie b�dzie do �miechu, jak wam �by rozwal�!
Trzask, i Yarpenn wiedzia� dlaczego si� �miali. Poczu� p�l w plecach gdy naplecznik, i tak ju� pokiereszowany, wgni�t� si� od silnego ciosu . Krasnolud nigdy nie by� jeszcze taki z�y. Kto �mia� zniszczy� jego ulubion� zbroj�, i czym to do licha zrobi�.
Odbi� najszybciej jak m�g� cios od przodu i okr�ci� si� wystawiaj�c top�r na zewn�trz i odtr�caj�c natr�tnych przeciwnik�w. Potem nie zwlekaj�c ruszy� na pierwszego. Cienka klinga miecza nie mia�a prawa wytrzyma� pot�nego zamachu masywnego topora. P�k�a, a ostrze broni Yarpenna zag��bi�o si� z md�ym chrupni�ciem w czaszce cz�owieka. Bryzgn�a krew.
Drugi wycofa� si�, jego miejsce zaj�� wysoki wojownik z obur�cznym mieczem, czerwonym jak �wie�a krew. Krasnolud obtar� twarz z krwi i stan�� w rozkroku. Olbrzym za�mia� si� gard�owo i uni�s� miecz do poziomego ciosu. Yarpenn ju� wiedzia�, �e g�upek nie �yje. Ruszy� pod nogi wielkoluda i zada� cios w wewn�trzn� stron� uda. Chrupni�cie i krzyk. Krasnolud odturla� si� i stan�� pewnie na nogach u�miechaj�c si� pod potargan� brod�.
- Taaa!
Ditri bieg�a najszybciej jak potrafi�a, gdy zza drzew wypad� wojownik i ci�� ostro przez g�ow� p�elfki. Dziewczyna w ostatniej chwili pad�a i po zgrabnym przewrocie stan�a z powrotem na nogach. Miecz b�yszcza�, poszukiwa�.
- Jeste� tu suko! Bardzo dobrze.
P�elfka zadr�a�a, odwr�ci�a si� powoli i j�kn�a cicho.
- Co jest ma�a zdziro? My�la�a�, �e mi uciek�a�, zabij� ci�, zginiesz i b�dziesz umiera�a d�ugo!
- Nie Akirze - prze�ama�a sw�j strach i spojrza�a p�on�cymi oczyma - nie zdo�asz tego zrobi�, gdy odetn� ci r�ce! - krzykn�a i zaatakowa�a seri� cios�w.
Akir sparowa� trzy uderzenia i wyprowadzi� zwodniczy zamach od lewej, robi�c jednocze�nie krok w t� stron�, aby uzyska� pozycj� do zadania nast�pnego ciosu bardziej od do�u. Miecz napotka� stal i zsun�� si� ni�ej. M�czyzna wycofa� si� i staj�c pewnie zrobi� myl�c� fint� Agobara polegaj�c� na trzykrotnym markowaniu cios�w i wycofywaniu si� poza zasi�g przeciwnika. Ditri nie da�a si� oszuka� i w momencie, gdy Akir wykonywa� pierwsz� cz�� finty zada�a cios z wykrokiem, aby zmusi� przeciwnika do parowania. Ostrze a� zawy�o, a Akir zawt�rowa� mu pe�nym w�ciek�o�ci krzykiem. Szcz�k stali i wodospad iskier tryskaj�cych z magicznych ostrzy.
Ditri zrobi�a ol�niewaj�cy piruet oddalaj�c si� od niebezpiecznego brzeszczotu Akira i zada�a lekkie nie pozbawiaj�ce r�wnowagi ci�cie, kt�re zosta�o natychmiast przechwycone przez m�czyzn�. Nie wiedzia�, �e to element pu�apki.
Nag�y atak wytr�ci� go z r�wnowagi, a ciosy spada�y jak grad. Wycie ostrzy rozrywa�o powietrze, a srebrny miecz Ditri l�ni� ksi�ycowym blaskiem zderzaj�c si� z ��t� kling� Akira.
Akir odzyska� utracony rytm szybciej ni� Ditri si� tego spodziewa�a. Zaatakowa� z furi�, a jego cios prawie przedar� si� przez obron� dziewczyny. Wykona�a przewr�t w ty� unikaj�c niskiego pchni�cia w locie zadaj�c m�czy�nie kopniak w twarz. Opad�a na ziemi� jednak zaraz ruszy�a na wroga korzystaj�c z przewagi. Jej miecz zatoczy� �uk wok� jego klingi i b�yskawicznie wyprysn�� do przodu oraj�c ubranie i sk�r� Akira. Zawy� i cofn�� si� dwa kroki w ty� przyk�adaj�c r�k� do krwawi�cej rany.
- Zabij� ci� po kawa�ku - mrukn�a z�owrogo dziewczyna - b�dziesz kona� b�agaj�c mnie o lito��, kt�rej ci nie dam!
Huk wybuchu wstrz�sn�� okolic�, a szcz�k stali i krzyki krasnoluda unosi�y si� dooko�a. Akir nie wiedzia� co ma my�le�, ta diablica naprawd� go zabije, jest lepsza, wiedzia� o tym doskonale, wiedzia�a o tym r�wnie� Ditri. Jednak Akir mia� asa w r�kawie, jak ka�dy zab�jca by� zabezpieczony. Si�gn�� niepostrze�enie z ty�u za pas i wyci�gn�� ma�� obr�czk�, kt�r� natychmiast za�o�y� na palec. Poczu� wibrowanie magii i si��, zauwa�y�, jakie te wybuchy s� powolne, jak wszystko jest powolne. Widzia� Ditri stoj�c� w defensywnej pozie i wiedzia�, �e ona nie wie, co si� teraz stanie...
Wystrzeli� jak b�yskawica, jak grom. Ditri z przera�eniem zastawi�a si� mieczem ledwo odbijaj�c p�dz�cy cios. Zaraz potem nast�pny i jeszcze jeden pomkn�� w jej stron�. Prawie ich nie widzia�a, by�y jak mg�a, szybkie jak pocisk. P�elfka parowa�a zawzi�cie nadci�gaj�ce mordercze ataki. Wiedzia�a, �e nie mo�e tak d�ugo utrzymywa� zwartej obrony. Jeszcze przed chwil� by�a pewna, �e zwyci�y, pragn�a zatopi� sw�j miecz we wn�trzno�ciach Akira, a teraz ucieka�a, broni�a si� i unika�a. Magia, jak� uaktywni� Akir by�a za pot�na.
Bolesne dra�ni�cie, i nast�pne. Rami� i biodro piek�y jakby przypalane �ywym ogniem piekielnym. Wiruj�ca bariera sta�a si� nieszczelna, a ten b�l, taki dziwny i wierc�cy spowalnia� jej ruchy, czu�a to wyra�nie, jakby ot�pienie.
Ogie� i krzyk, upadek i b�l, spadaj�cy miecz, widzia�a ogie�, widzia�a b�l... materialny... stoj�cy tu� przy niej, wyci�gaj�cy swoje paskudne r�ce, r�ce sprawiaj�ce cierpienie.
Strach... ponury, wielki jak olbrzym z g�r. Nikt nie jest w stanie jej pom�c nikt nie pomo�e pi�knej Fanariel. Nikt nie pomorze niewinnej duszy wydzieranej gwa�tem z cia�a, �adna istota si� nie ulituje, nikt nie spojrzy, nie wsp�czuje.
Kolejny spazm b�lu szarpn�� ramieniem Ditri, stara rana rozla�a swoje cierpienie po ciele dziewczyny. Rozmazana posta� Akira zbli�a�a si� w jej stron�, nadchodzi�a jak �mier� i otoczona wiruj�cymi gwiazdkami znik�a.
Ditri z niedowierzaniem przetar�a oczy i schowa�a miecz. Zaraz potem upad�a na kolana, a potem spostrzeg�a jak bardzo ziemia wydaje si� by� kusz�c�.
Yarpenn stan�� jak zaskoczony ogr i wzruszy� bezradnie ramionami.
- Gdzie �oni s�?!
Wszystkie cia�a i wrogowie znikli. Nie pozosta� po nich �aden �lad pr�cz plam krwi na �ci�ce.
Krasnolud rozejrza� si�, nigdzie nie widzia� przyjaci�, nie by�o nikogo. Zdenerwowany zacz�� biega� po niedawnym polu za�artej bitwy a� wpad� na siedz�cego pod drzewem Kymila.
- Elfie co si� kuna znowu sta�o?
- Uspok�j si� krasnoludzie, jest gorzej, ale to wcale nie znaczy, �e musimy wpada� w panik�.
- Co?
- Denomar ich ma.
- A niech to cholera jego zawszawiona, por�bana i niemyta ma�!!!!!
- Dobrze powiedziane - mrukn�� elf i si�gn�� do sakiewki po ma�� buteleczk�, kt�r� z trudem odkorkowa�.
Wtedy Yarpenn zauwa�y�, �e elf jest ranny. Na ziemi obok niego powi�ksza�a si� plama czerwonej krwi. Kymil spojrza� na pachn�c� �ci�k�.
- A niech to - j�kn�� s�abo, a krasnolud podbieg� do niego najszybciej jak umia�.
- Co ci jest elfie? - zapyta� prawie krzykiem, po czym zauwa�y� fragment ostrej ga��zi wystaj�cy z boku elfa.
- Nie jest dobrze - szepn�� Kymil
- Zaczekaj, nie ruszaj si�...
- Nie mam zamiaru.

Rozdzia� IV
Yarpenn siedzia� przy oddychaj�cym ci�ko Kymilu. Tu� obok sta�a obola�a Ditri, wpatruj�c si� w sw�j miecz.
- Nie uda�o mi si�, nie uda�o Yarpennie - j�kn�a jakby przepraszaj�c.
- Cicho malutka, ka�demu z nas co� si� dzisiaj nie uda�o.
Ditri usiad�a przy krasnoludzie i spojrza�a na Kymila.
- Wyjdzie z tego?
- No pewnie, to twardy ch�op .
Obydwoje spojrzeli elfowi w twarz, a on odpowiedzia� im kr�tkim u�miechem, lecz potem jego twarz zachmurzy�a si� jakby przypomnia� sobie co� z�ego, bardzo z�ego.
- Yarpennie - zacz�� - musz� ci co� powiedzie�.
- No wal.
- Dobrze znasz tego, jak mu tam, Pheagatora?
- Od lat, a czemu pytasz?
- Mam pewne podejrzenia. Bo wiesz, on by� pierwsz� osob�, kt�ra zauwa�y�a wrog�w, oni o nas nie wiedzieli, nie u�ywali magii, aby nas zlokalizowa�. Sk�d wi�c wiedzieli gdzie uderzy�? Poza tym tu� przed atakiem Denomara i reszty wyszed� z obozu.
- Do czego zmierzasz elfie? - zapyta� gro�nie Yarpenn.
- On nas zdradzi�.
- Co? Chyba nie m�wisz powa�nie, Pheagator to nieszkodliwy dra�!
Ditri spojrza�a z zaciekawieniem na krasnoluda.
- Jeste� pewien? - zapyta� elf - bo widzisz jest jeszcze jedno...
- Co takiego, no co!?
- Denomar ma wi�ksz� moc oddzia�ywania, gdy kto� ma serce mroczne jak on sam.
Yarpenn wsta� gwa�townie, patrz�c z g�ry na le��cego Kymila.
- Chcesz powiedzie�, �e ten worek ko�ci i flak�w zaczarowa� Pheagatora? Rany, dlaczego nie ma tu Amfisi, kiedy jest potrzebna!
Teraz dopiero przypomnia� sobie gdzie jest, Amfisia, usiad� z powrotem na k�odzie i spochmurnia�.
- Niestety Yarpennie, przykro mi.
- Odbijemy naszych przyjaci� - doda�a Ditri.
- Jak ja kuna nienawidz� mag�w! - warkn�� krasnolud.
- Tak wiem Yarpennie, ale teraz musieliby�my st�d odej��, niedaleko powinna by� niewielka osada.
- Nocujmy tutaj, lubi� pola bitwy szczeg�lnie, gdy wr�g z nich uciek�!
- Nie mo�emy, wybuchy na pewno zauwa�y� jaki� patrol Marchii, nie chc� wiedzie�, co by si� sta�o gdyby nas tu znale�li.
- My�la�em, �e w�adasz t� krain� - zdziwi� si� Yarpenn i skrzy�owa� ramiona na beczkowatej piersi - to taki z ciebie kr�l?
- Wybacz� ci t� obraz�, bo nie wiesz co m�wisz. W�adam najwspanialszym miejscem w ca�ym wszech�wiecie, nie m�w o rzeczach, o kt�rych nie masz poj�cia krasnoludzie.
- Te� mi co�, kilka drzew na krzy�. Ja musz� przyjaci� ratowa�, a nie gaworzy� o jaki� dalekich psa wartych lasach.
- Nie blu�nij przeciw Silvillarusowi przyjacielu! - Kymil usiad�, jego g�os sta� si� powa�ny i pewny, pomimo b�lu, jaki z pewno�ci� czu� - wiedz, �e stajesz przeciwko mocy, kt�rej nie rozumiesz, kt�rej nikt z twojego ludu nie zrozumie, kt�rej do ko�ca nie rozumiem nawet ja. Gdy zobaczysz moje kr�lestwo na w�asne oczy zrozumiesz sw�j b��d, a zobaczysz, zobaczysz...
�wita�o, czerwone s�o�ce rozla�o sw�j blask po wzg�rzach i koronach drzew. Pi�kny wsch�d s�o�ca nie zrobi� wra�enia na przygn�bionych przyjacio�ach. Teraz nasta� trudny czas, chwile zw�tpienia, jednak �wiat�o �witu ma moc dodawania otuchy sercom, kt�re zosta�y z niej wyci�ni�te. Ka�dy dzie� jest nowy i �wie�y, pe�en nadziei i mo�liwo�ci do wykorzystania.
Nawet zm�czenie nie jest w stanie przy�mi� tej pot�nej aury, nikt i nic nie zniszczy nadziei z serca przyjaci� podczas �wiatu, podczas narodzin nowego dnia.
M�wi�, �e narodziny smoka przynosz� na �wiat magi�, �ycie i moc. To samo przynosi mi�o�� i przyja��. Daje ludziom tak� si��, �e s� w stanie zrobi� wszystko, nawet odda� swoje �ycie za to, aby inne mog�o rozkwita� ku chwale Silvillarusa.


ElfShadow

Powr�t od pergaminu do sto�u karczemnego