Szlak by Rythin Zarx
- Co ty wyprawiasz smarkaczu? - zawy� Emeron .
Rythin zgrabnym wypadem ci�� pierwszego zb�ja w plecy na wysoko�ci �opatek.
- Aaaa! - przera�liwie zawy� drugi, trafiony skro�, dok�adnie w t�tnic�.
Zarxa atakowa�a ju� ca�a karczma. Pierwszych dw�ch Aardenijczyk�w, kt�rzy podbiegli do Rythina wymachuj�c mieczami zosta�o ranionych w t�tnic� szyjn�, a trzeci - dow�dca wypoczywaj�cego w zaje�dzie podczas wybuchu awantury Pierwszego Korpusu Kawalerii Yazot�w zosta� oszpecony przez shiklarr, miecz wied�mina. Zarx wiedzia� gdzie ci��. Nauczyli go tego. Nauczyli w Kear Morhen. Czwartemu, kolejny Aardenijczykowi dosta�o si� troch� wi�cej �ycia, czemu zawdzi�cza� doskona�� szermierk�. Emeron, �w czwarty Aardenijczyk zrobi� �miertelny wypad. Ale na Zarxa to nie dzia�a�o. Wykona� taneczny piruet, tym samym otaczaj�c Emerona i pr�bowa� ci�� w ty� g�owy. Aardenijczyka uratowa� jedynie traf, poniewa� w tym samym momencie schyla� si� po miecz, kt�ry wypad� mu wcze�niej z d�oni. Shiklarr uci�� mu w�osy z karku. Rythina zaatakowa�o od ty�o czterech s�ug Emerona i tym samym daj�c Aardenijczykowi szans� na ucieczk�. Ale Emeron z niej nie skorzysta�. Zarx w�a�nie powali� drugiego zb�ja, kiedy drzwi do karczmy szeroko si� rozwar�y. Zajazd zamar�. W drzwiach stan�� nie kto inny jak...
- Vark, stary druhu!
- Rythin! Rythin Zarx z Dendrenu!
Emerson przypatrywa� si� sytuacji w milczeniu.
- Dernil, znasz go? - zapyta� w ko�cu
- Owszem - odrzek� u�miechni�ty Dernil Vark - to m�j dawny przyjaciel broni.
- Jest on niepe�noletni! Zaatakowa� ca�� gospod�! Jako jego najbli�szy przyjaciel, odpowiesz za niego- krzykn�� Emeron!
- Rythin - Vark zwr�ci� si� do wied�mina - czy to prawda?
- Oszustwo! K�amstwo! Oni mnie pr�bowali obrabowa�! - wykrzycza� Zarx.
- A wi�c - Dernil skierowa� swoje b��kitne oczy, ku ministrowi ochrony narodowej, jak w Aardenii nazywano szpiega Emerona - po co to wymy�li�e�? Po co ci Rythin?
- Nie b�d� tego s�ucha�! - krzykn�� arcyszpieg - Bra� ich!!
Oko�o dwudziestu ludzi rzuci�o si� ku Zarxowi i Varkowi. Rythin ze swoim shiklarrem wpad� w sza�, podobny do wied�mi�skiego. Bo trzeba ci wiedzie� czytelniku, �e Rythin Zarx nie by� jeszcze wied�minem. Dopiero si� uczy�. Ale by� zdolnym uczniem. Bardzo zdolnym. Pierwszego, kt�ry nadbieg� nadzia� na miecz po r�koje��. Zanim zd��y� wyszarpn�� go z cia�a denata, drugi ju� zamachn�� si� do �miertelnego ciosu. Jednak�e Denril nie sta� bezczynnie. Ci�� jego twarz od ucha, po nos, a kiedy ten z�apa� si� za krwawi�c� twarz Rythin obci�� mu g�ow�. Trzeci si� zawaha�. Wiedzia�, �e Zarx i Vark to jedni z najniebezpieczniejszych ludzi w dolinie Aarpu, i �e shiklarr wied�mina jest bardzo ostry. Nie zastanawia� si� d�ugo. Rzuci� si� ku wyj�ciu. Kiedy otwiera� drzwi nadzia� si� na jakiego� krasnoluda.
- Lerd ! - wykrzykn�� zdumiony Dernil, kiedy Rythin ci�� dwunastego �o�nierza.
- Pok�ony Lerdi.
- Co tu robili�cie? - zapyta� Lerd, uwa�nie ogl�daj�c ka�dego z dwudziestu pi�ciu trup�w, okalaj�cych pod�og�.
- Ma�a sprzeczka - odpar� z niewinn� min� Vark.
- Czyli mo�emy ju� rusza�? - zapyta� zniecierpliwiony Rythin.
- S�ucham? - powiedzieli jednocze�nie Vark i Lerd udaj�c szczerze zdziwionych.
- Nie udawajcie. Oboje mieli�cie Sen. Musimy rusza� jej pom�c.
Dernil i krasnolud kiwn�li g�owami. Ca�a tr�jka bez s�owa wysz�a na �wie�e powietrze. Wsiedli na koni i ruszyli na wsch�d. Rythin Zarx - elf, Lerd - krasnolud i cz�owiek - Dernil Vark. Ku Balii. Ku niej.
Jechali dobry tydzie�. Byli zm�czeni, g�odni i �li. Wied�min w�a�nie k��ci� si� z Dernilem Varkiem o wy�szo�� elf�w nad lud�mi.
- Jaki wy macie dorobek kulturalny? - spyta� ostro Zarx.
- Wiele zabytk�w. Jak my�lisz kto zbudowa� Wie�� Mewy na Thanedd ?
- My, elfy. Tylko, �e jako niewolnicy - odgryz� si� Rythin.
- A kto wami dowodzi�? - nie ust�powa� cz�owiek.
- Arnikulum. P�elf.
- Czyli mia� domieszk� ludzkiej krwi.
- W zasadzie to �wier�elf - u�miechn�� si� posiadacz shikarra.
Vark zamy�li� si� chwil�.
- A sk�d wywodzi si� Zirael? - przerwa� milczenie wied�min.
- To tylko legenda! - uni�s� si� Dernil.
- Nie tylko - stwierdzi� kr�tko elf.
- Co ty mo�esz o tym wiedzie�?
- Widzia�em j�.
- Te elfy - Vark zwr�ci� si� do milcz�cego dotychczas Lerda- to wymy�l� wszystko, aby tylko wygra� potyczk� s�own�.
- Widzia�em j� - powt�rzy� Rythin- w Zazdro�ci. Widzia�em jak walczy�a z Bonhartem.
- Kolejne k�amstwo. Bonhart wzi�� j� po dobroci.
- Nie - Zarx pokr�ci� g�ow�- walczyli. On wygra�.
- A ty - zapyta� krasnolud- oczywi�cie, jak ka�dy szlachetny wied�min, sta�e� z boku i przygl�da�e� si� jak on odcina g�owy jej towarzyszom?
Wied�min zamilk�.
- Aha! - wykrzykn�� triumfalnie Dernil - czyli nasz wied�min nie jest taki honorowy za jakiego si� podaje!
Rythin ca�y czas si� nie odzywa�.
- Podczas b�jki w zaje�dzie - k�opotliwe milczenie przerwa� Lerd - na ko�nierzach wojak�w zauwa�y�em fioletow� r��. Czyj to znak?
- Chodzi ci o korpus Yazot�w?
- Nie wiem jak si� nazywaj�.
- To prywatna armia jednego z princes�w temerskich Yazotta. Teoretycznie powinno si� ich nazywa� Armi� Ja�nie O�wieconego Yazotta z krwi Raldaa, ale m�wi si� Yazoty.
- A gdzie jest Balia z naszego Snu?
- Balia? W Rivii.
- Ile to dni drogi?
- Pomy�lmy... - zawaha� si� wied�min- do granicy z Liri�... to tyle - zacz�� wylicza� na palcach- p�niej przez ... - kolejne palce pow�drowa�y ku g�rze- i w ko�cu przez tamto... Lerd, to b�dzie gdzie� miesi�c.
Krasnolud cicho j�kn��.
- Rythin? - zacz�� Dernil.
- Wci�� tu jestem.
- Jak to z tob� jest?
- W jakim sensie?
- Nie jeste� wied�minem, prawda?
- Nie... jeszcze nie... musz� dokona� ostatecznej pr�by.
- I elfem te� nie jeste�...
- P�elfem. Tata by� cz�owiekiem, mama elfk�.
- Tata? Mama? A nie ojciec i matka? Tata i mama tak babsko brzmi.
- O co ci chodzi?
- Te okre�lenia s� dobre dla dzieci, a nie dla wied�min�w. Ach, tak! Zapomnia�em! Przecie� ty jeste� dzieckiem!
To si� sta�o w mgnieniu oka. Rythin jednym ruchem wyszarpn�� shiklarr z pochwy na plecach. Zrobi� szybki ruch. Koniec ostrza przejecha� po czole Dernila, nie robi�c mu jednak krzywdy.
- Nigdy nie nazywaj mnie dzieckiem! - zasycza�.
- Dobrze... to by� tylko �art.
- Wied�mini nie maj� poczucia humoru.
- Fakt. Zapomnia�em.
R�wnie szybkim ruchem jak poprzedni Zarx schowa� miecz do pochwy.
- Jed�my - powiedzia�.
I pojechali.
Jechali naprawd� d�ugo. W ko�cu zawitali do pierwszej osady ludzkiej od tygodnia. Jedna, kr�tka uliczka, a wok� niej malutkie domki.
- To nie s� ludzkie domy - zauwa�y� Dernil.
- Oczywi�cie, �e nie - powiedzia� Rythin- gnomie. A konkretnie plemienia gnom�w Aard�w.
- Nazywaj� si� podobnie od twojej matki - wtr�ci� Lerd.
- W�a�nie tutaj matka si� wychowa�a.
- W gnomiej wiosce? Przecie� by�a elfk�. I to wiedz�c�.
- I w czym to przeszkadza�o?
- Wiesz dobrze, �e niewielu lubi wiedz�cych.
- Gnomy lubi�.
Dyskusj� przerwa� dono�ny, przeszywaj�cy krzyk. Nale�a� do gnomki. Ani Vark, ani krasnolud nie wiedzieli sk�d dochodzi�. Jednak�e wied�min wprawnym ruchem skierowa� swego konia ku najwi�kszej chacie. Towarzysze pogalopowali za nim. Zarx szybko otworzy� drzwi. Dernil przez rami� p�elfa zauwa�y� wielkie �o��. Na niej gnomk�, a nad ni� pochylaj�cego si� cz�owieka. Krasnolud chyba najszybciej zorientowa� si� co jej robi�. Wyszarpn�� top�r i grzmotn�� go w twarz najbli�szego cz�owieka. Wied�min zaczyna� sw�j taniec. Taniec �mierci. Taniec wied�mina. Ci�� szybko. Od nosa do piersi. Osobnik umar� na miejscu. Vark zad�ga� swoim pot�nym mieczem kolejnego napastnika. Lerd podszed� do nieprzytomnej kobiety. W tym samym momencie do domku wpad�a zgraja gnom�w.
- �apy przecz od Sary - zakrzykn�� si� pierwszy- gwa�ciciele, psy, �cierwojady...
- Spokojnie! - przerwa� t� litani� Rythin- w�a�nie j� uratowali�my. Popatrzcie - i wskaza� na stosik trup�w le��cych pod ich nogami.
Karze�ki popatrzy�y po sobie. W ko�cu najstarszy przem�wi�.
- Poczekajmy, a� obudzi si� Sara.
Troch� to trwa�o. Konkretniej dwa dni. Jednak si� obudzi�a. Dok�adnie wypytana przez Starszyzn� plemienn�, stwierdzi�a, i� faktycznie s� niewinni. Przynajmniej je�li chodzi o gwa�t.
- Przepraszamy... nie chcieli�my was k�opota� - j�ka� si� gnom.
- Spokojnie... kto to by�?
- To? Ludzie. Rozb�jnicy.
- Rozumiem. Mogliby�cie nam wikt i opierunek?
- Oczywi�cie
Po kolejnych dw�ch dniach regeneracji si� nasi bohaterowie wyruszyli. Po wielkiej ilo�ci �ez wylanych przez kobiet�, kt�r� uchronili, zabrali si� do opuszczania wioski. Oko�o stu metr�w za granic� osady spotkali je�d�ca. Konkretnie trzech je�d�c�w. Jednego krasnoluda, jednego cz�owieka i istot� nadzwyczaj blad� i chud�. Zarx zna� jedynie dw�ch.
- Yarpenn!!
- Ryth!! - odkrzykn�� krasnolud.
- Rythin, druhu - ucieszy� si� KilarX, cz�owiek.
- Co was tu sprowadza??
- O to samo mogliby�my zapyta� was! Wiecie, �e zagon nilfgaardzki zmierza w waszym kierunku?
- Przekroczyli Jarug�? - zapyta� z niedowierzaniem Dernil.
- Miesi�c temu - u�miechn�� si� chudzielec.
- To jest Rythin - zacz�� przedstawianie Yarpenn - a to jest [wstaw tu imi� tego swojego qmpla wampira, bo ja zapamnia�em].
- Witam.
Nagle rozleg� si� mro��cy krew w �y�ach pisk. Pisk wojennej pie�ni. Byli atakowani.
By�o ich -skromnie licz�c- oko�o stu. Stu ci�ko uzbrojonych konnych. Nie m�wi�c, oczywi�cie o cztery razy liczniejszej piechocie. Razem oko�o pi�ciuset umazanego we krwi ch�opa. Nie mieli szans. Nie mieli szans, nawet miecza podnie��. I nawet si� nie odwa�yli. Kiedy zagon zbli�y� si� na oko�o dwie staje, mamrocz�cy dotychczas przekle�stwa wied�min umilk�. Zrobi�o mu si� ciemno w oczach. Poblad� i usun�� si� na ziemi�. Pierwszy Yarpenn zrozumia� o co chodzi. Bez s�owa pokaza� towarzyszom g��wk� wisz�c� przy siodle dow�dcy. Troch� si� zdziwi�, i� p�elf, zaprawiony w bojach blednie na widok ma�ej dziewcz�cej g��wki, jednak�e po chwili zdziwi� si� jeszcze bardziej, gdy reszta kompanii Rythina r�wnie� zacz�a traci� grunt pod nogami.
- Ona nie �yje - wysapa� Dernil.
- Jak mogli? - zawt�rowa� Lerd.
- Zap�ac� za to - stwierdzi� kr�tko wampir, kiedy zauwa�y�, �e Zarxowi wracaj� kolory i dobywa swojego miecza.
- Zap�ac�, o tak... - mrukn�� p�elf.
Wywin�� zgrabne salto i pobieg� w kierunku pierwszych �o�nierzy. Kiedy ich dopad� rozp�ta�o si� piek�o nazywane p�niej Rze�ni� pod Aard�. Rythin wywin�� zgrabnie m�y�ca i d�gn�� ko�c�wk� miecza pierwszego zb�ja. Pi�kn� fint� zmyli� drugiego i ci�� w twarz trzeciego. K�tem oka dostrzeg�, �e jego dru�yna biegnie mu z odsiecz�. Znowu zwr�ci� wzrok na g��wk� Nadii, Jedynej Wyzwolonej. Oczy jego przys�oni�a ��ta mg�a. To co wydarzy�o si� p�niej nie jest do ko�ca jasne. Gnomi kt�rzy si� wszystkiemu przygl�dali powiadali, i� wied�min wpad� w prawdziwy berserkerski sza�. By�o to o tyle dziwne, �e nie by� ani wied�minem, ani berserkerem. Jedyn� wart� uwagi wersj� by�a ta Lerda, starego teraz ju� krasnoluda. M�wi on tak: Zarx zwija� si� jak jaszczurka i pr�y� jak kot, siek� wszystkich ile wlezie, mordowa� bez zastanowienia. Jego twarz by�a zimna, nie wyra�a�a �adnych emocji. Nie przejmowa� si� krzykami konaj�cych, przekle�stwami dow�dc�w. Nic dla niego nie istnia�o. Nawet miecz. Shiklarr wydawa� si� mu w�wczas przed�u�eniem ramienia. Nie t�uk� wszystkich by�e gdzie. Sieka� tylko w arteri�, t�tnic�, b�d� kark. Ca�a walka trwa�a mo�e 15 minut. Rythin ju� nie przypomina� Rytha, m�odego wyrostka z Dendrenu - opowiada w swej karczmie Yarpen -przypomina� Rze�nika z Cintry. Kiedy zosta�o jedynie osiemdziesi�ciu pieszych i dwudziestu konnych, przyw�dca dywizji wyda� rozkaz Adrianowi Abdelowi, szalonemu magowi. Ten od razu zacz�� szepta� jakie� mordercze zakl�cie. Zarx spostrzegaj�c to rzuci� ku niemu miecz. Jego miecz mia� p�tora kilograma. Specjalnie by� taki ci�ki, aby nie ka�dy m�g� go ud�wign��, albo skutecznie nim walczy� z jego w�a�cicielem. Ale trafi�. Dok�adnie mi�dzy oczy. Piechota, rzecz dziwna, nabra�a nagle zapa�u spostrzegaj�c, i� wied�min jest bezbronny i zacz�a atakowa�. Zanim jednak pierwszy zb�j dobieg�, Rythin wyci�gn�� r�k�, ku shiklarrowi. Ten pos�uszny, przylecia� do niego. I to jest w�a�nie najbardziej nieprawdopodobny element tej historii. Nie ka�dy w to wierzy, cho� ka�dy powinien. Tak by�o i ja to dobrze wiem. Ja, p�elfi wied�min, syn Aardy, elfiej Wiedz�cej i Dwaarfa, ludzkiego maga, dokona�em zemsty na pi�ciuset dwudziestu jeden �o�nierzach czterdziestego pierwszego korpusu piechoty ze wsparciem konnym pod sztandarem Ja�nie O�wieconego Rypaa, cesarza Nilfgaardu. Imperium, kt�re pi�� lat wcze�niej nie m�g� zatrzyma� nikt, wtedy zatrzyma�em ja sam jeden. I jestem z tego dumny. Wiele rodzin nie straci�o m��w, ojc�w. Wiele kobiet nie zosta�o zgwa�conych. Wiele dzieci nie zosta�o porwanych. Dzi�ki Rzezi na Aard�. Nazwanej tak na cze�� wielkiej elfki. A ja, Rze�nik z Aardy, syn tej�e i Dwaarfa, syn chrzestny Geralta i Yennefer, zbawiciel Czterech Pa�stw, skazany za zdrad� stanu w Imperium Po�udnia, zatrzyma�em machin� wojenn�. I ujrza�em Dernila, Lerda, Yarpenna, KilarXa i tego zabawnego wampira oczyma. To nie by�y zwyczajne oczy. To by�y oczy jaszczurki. Pozwala�y widzie� w ciemno�ci. I podbieg�em do nich szybkim krokiem. Nie zwyczajnym, lecz bardzo szybkim. I obj��em ich r�koma. Nie zwyk�ymi r�koma. Bardzo silnymi r�koma. Spojrza�em na nich wzrokiem wied�mina, podszed�em do nich krokiem wied�mina i obj��em ich r�koma wied�mina. I za to wszystko dzi�kuj� Nadii, Jedynej Wyzwolonej.
Rythin Zarx