Rakhadar by Rythin Zarx
- �e niby czemu?!
- Jak ju� m�wi�em - odpowiedzia� lekko zniecierpliwiony stra�nik - nie mo�e pan wej�� poniewa� jest kwarantanna...
- Ale ja tam chc� tylko wej��, aby wzi�� swoje stare rzeczy...
- ... kt�re pewnie od lat s� zara�one...
- ...jak mog� by� zara�one od lat skoro kwarantanna 20 minut? - Rythin by� ju� wyra�nie zdenerwowany.
- Kwarantanna trwa od trzech miesi�cy...
- Ale tamten rycerz wlaz� do �rodka 20 minut temu!! Dobra palancie... sam tego chcia�e�...
W tej chwili Rythin wyci�gn�� sw�j miecz i zamierzy� si� na stra�nika.
- Sta�!!
Jaka� kobieta krzycza�a za jego plecami. Kiedy podesz�a bli�ej Rythin zobaczy�, �e ma na sobie pi�kn� suknie pokryt� jakim� luminescencyjnym p�ynem.
- Co wy sobie wyobra�acie? - warkn�a na Zarx'a i jego kompanij� - pojedynkowa� si� pod Instytutem Magii?? ... od razu wida�, �e to jaka� cho�ota! O prosz� - spojrza�a na wied�mina - w�os zmierzwiony, z�b niemyty, twarz plugawa, ubrudzony krwi� niewinnych miecze!... Zaraz... - �ciszy�a g�os- sk�d ja to znam?... Rythin?
- Zastanawia�em si� kiedy to zauwa�ysz Ardenno - Zarx si� u�miechna� - oto moi koledzy... Lerd, krasnolud - wskaza� palcem na ma�ego krasnoluda z toporem w r�ce - i Dernil Verk - tym razem pokaza� przystojnego m�odzie�ca z przypi�tym mieczem.
- Witajcie, witajcie! Ile to ju� lat?
- Z pi�� - przypomnia� sobie wied�min- ale nie przyjecha�em wspomina�, tylko wzi�� moje rzeczy.
- Zaraz ci� zaprowadz�...
- Panno Ardenno - przerwa� im Dernil - mog� wiedzie� sk�d si� znacie?
- Ale� oczywi�cie - zarumieni�a si� Ardenna - Ryth tu studiowa�.
- Studiowa� magi�? - powt�rzy� Lerd.
- Tak, tak! I by� bardzo dobry - pochwali�a Zarx'a magiczka - najlepszy na roku. Wiecie... -doda�a cicho - przez rodzic�w, mia� bardzo du�y talent. S�dz�, �e gdyby kontynuowa� nauk� to on, a nie ja, stan��by na Wzg�rzu Sodden, mimo i� by�am jego nauczycielk�. Ale kt�rego� razu przyjecha� wied�min i go zabra� - powiedzia�a cicho.
- Jak ju� m�wi�em - prychn�� Rythin - nie przyjecha�em wspomina�. Gdzie jest skrzynia?
- W twoim pokoju...
Ardenna odesz�a w kierunku sal nauki, a kompania posz�a za wied�minem.
- Lerd... - odezwa� si� Vark - nie uwa�asz, �e ona go troch�... kocha?
- Niby czemu?
- Nooo... po tylu latach trzyma jego pok�j w nienagannym porz�dku...
- Tak - przerwa� im Ryth - i to bardzo. By�em jej pupilkiem. Ale... to ten pok�j.
Weszli do ma�ego pokoiku. By� on bardzo brudny i pusty. Tylko na �rodku sta� ma�y kuferek. Wied�min wyj�� z kieszeni kluczyk i wsadzi� do zamka. Przekr�ci�. Otworzy�. I ich oczom ukaza� si�...
- Rakhadar... - powiedzia�, a w jego oku zakr�ci�a si� �za - wr�ci�em...
Dernil i Lerd przyjrzeli si� temu mieczowi (jak go nazwa� Zarx - rakhadarowi). By� on ca�y pokryty z�otem. Na jego g�owicy znajdowa�y si� pi�kne kamienie, rubiny, szmaragdy... ca�y emanowa� tak siln� moc�, �e kiedy wied�min go dotkn�� okna si� otworzy�y.
- Cudowny - j�kn�� Dernil.
- Tak - przytakn�� Zarx - spadek po rodzicach. Na klindze umieszczone s� staro�ytne runy, a na g�owicy s� wyryte staro�ytne elfie zakl�cia. Dwaarf mi to da�.
- Tw�j ojciec?
- Tak. Jest on zakl�ty. Miecz, nie ojciec. Tylko ja mog� go trzyma�. Dla mnie jest lekki jak pi�rko. Dla innych ci�ki, nie do uniesienia.
- A co daj� te zakl�cia?
- Nie wiem. Ale co� mi m�wi, �e wkr�tce si� dowiem.
Ca�a hanza uda�a si� na zas�u�ony odpoczynek.
* * *
- Rythin! Wstawaj!
- Co? Gdzie? Jak?
Wied�min otworzy� oczy. Nad nim pochyla�a si� Ardenna.
- Wstawaj.
- Czemu? - zapyta� Zarx.
- Rycerze czego� od ciebie chc�.
- Ode mnie? Rycerze? - nie dowierza�.
- Tak - odezwa� si� g�os za plecami magiczki.
By� to przysadzisty m�czyzna w metalowej zbroi z mieczem przypi�tym do pasa. Na piersi mia� male�kie god�a. Dwie r�e. Znak Temerii.
- Rythinie Zarxie - zacz�� - czy to ty wczoraj wyci�gn��e� zakl�ty miecz z skarbca Instytutu?
- Co ci do tego? Z kim ja w og�le rozmawiam? - warkn�� wied�min.
- Ordendash Ibn Jachim, trzeci narz�dnik kr�lewski - rycerz si� pok�oni�.
- Nic mi to nie m�wi.
- Jestem bratem Emersona.
- Nie znam takiego.
Rythin k�ama�. Zna� Emersona. Sam go niedawno zabi�.
- A powiniene� - krzykn�� rycerz - zapomn� to, �e go zamordowa�e� we �nie...
- We �nie? - krzykn�� Zarx.
- ... ale to, �e nosisz zakl�ty miecz to ju� przest�pstwo karane �mierci�.
- Zakl�ty miecz? To prezent od moich rodzic�w!
- Ale to i tak zakl�ty miecz! - obruszy� si� Ordendash.
- A na czym polega ta zakl�to��? Kilka run zaledwie.
- I zakl�cia elfickie. To m�j drogi nie jest jaki� tam miecz chroniony jednym zakl�ciem i jakimi� tam znakami. On ma wi�cej magicznych w�a�ciwo�ci, ni� us�ysza�e� przez ca�e swoje zatracone �ycie!
- Jakie w�a�ciwo�ci? - zdziwi� si� wied�min.
- Same widzialne zakl�cia chroni� miecz przed magi� pirotechniczn�.
- Widzialne?
- Ca�y miecz jest pokryty niewidzialnymi zakl�ciami. Zgromadzenie czarodziej�w zna tylko kilka.
- Co ma do tego Zgromadzenie? Ten stetrycza�y worek cebuli i kartofli Kittera Jal...
- Rythciu, jak mo�esz tak o mnie m�wi�?
Zarx si� obejrza�. W k�cie sta�a wysoka kobieta. Mia�a na sobie szat� z ciemnego aksamitu, a szal z jasnego jedwabiu. By�a bardzo �adna.
- Witaj Kittero - przywita� si� wied�min.
- Jak ju� wiesz - czarodziejka pomin�a grzeczno�ci - chc� tw�j miecz. ... To znaczy Zgromadzenie chce.
- Nie oszukasz mnie Jalder. Chcesz Rakhadar, aby zaw�adn�� umys�ami mo�now�adc�w.
- ... Jednak�e ze wzgl�du na pewn� przys�ug� - mrugn�a do Rythina- dawno temu... zapomn� o mieczu. Ba! Otworz� wam portal ucieczkowy.
- Zbytek �aski - burkn�� Zarx - sami sobie poradzimy.
- No w�a�nie - popar� go Lerd- ty i te twoje Zgromadzenie zakichane to mi brata ukatrupili�cie!
- Nie mo�liwe - sapn�a Kittera - nie zabijamy nikogo, kogo nie musimy.
- M�j brat by� na dworze Radovida!
- No, w takim wypadku - Jalder si� u�miechn�a - musieli�my go zabi�...
- Niech ja ci� dorw� - krzykn�� krasnolud.
Lerd wyci�gn�� wielki top�r i zacz�� biec na Jalder, wywijaj�c nim m�ynki. Kittera, gdy tylko to zobaczy�a z�o�y�a d�onie do jakiego� czaru. Rythin zda� sobie spraw�, i� mo�e wypr�bowa� magiczne w�a�ciwo�ci rakhadaru. Wyci�gn�� go z pochwy na plecach i pobieg� mi�dzy czarodziejk�, a przyjaciela. Jalder powoli ko�czy�a sw�j czar. Gdy wypowiada�a ostatni� sylab� wied�min by� dok�adnie mi�dzy ni�, a krasnoludem. Z przegub�w Kittery wytrysn�� p�omie� ognia. Zarx zas�oni� si� mieczem i...
- Niesamowite! - krzykn�� Ordendash - odbi� czar. Pani Kittero! Nic pani nie jest? S�yszy mnie pani?
- Taaaaaak - j�kn�a spod gruzu - wyci�gnij mnie st�d.
- Niech pani poczeka. Najpierw rozprawi� si� z tymi tu - odpowiedzia� rycerz i ruszy� w naszym kierunku.
Dernil skoczy� za niego. Ci�� w kark. Krew z g�owy Ordendasha zbryzga�a ca�y pok�j.
- Jalder! - krzykn�� Rythin - Od dawna czeka�em na t� chwil�! Zap�acisz mi za krzywdy, kt�re wyrz�dzi�a� mojej... e... ch�opaki... je�li Nadia by�a chrzestn� Elby, a Elbo jest moim ojcem chrzestnym, to...
- To ty si� nazywasz Nadia - doko�czy� Dernil - a sk�d ja mam wiedzie�?
- Niewa�ne - odpar� Zarx - zap�acisz za to, co wyrz�dzi�a� Nadii... Jalder... Jeste� tam?
Nic. �adnej reakcji.
- Kurka wied�minowska temerska ma� - przekl�� Lerd - zwia�a portalem.
Rythin sta� w miejscu. Patrzy� si� w miejsce, gdzie przed chwil� le�a� stos kamieni. Co prawda, nadal tam le�a�, ale bez nadzienia, na kt�rym im tak zale�a�o. Wied�min powoli podci�gn�� prawy r�kaw. Uni�s� miecz i przem�wi� w Starszej Mowie.
- C�erme an seidhe ess bloed beanna. An vatt`ghern gl�eddyv bloed beanna lionors.
U�cisn�� mocno miecz i przejecha� sobie nim po prawym przedramieniu. Kilka kropelek krwi spad�o na posadzk�. Dernil mrukna� do krasnoludzkiego kolegi:
- Chyba z�o�y� jak�� przysi�g�
- Nie jak��. Od dawna nie u�ywa�em tego j�zyku. On te� kiepsko nim w�ada. Ale to lecia�o jako� tak : Przeznaczenie ma�y elf jest krew kobieta. Ma�y wied�min miecz krew kobieta lew. S�abo z gramatyk�, ale da si� wywnioskowa�, i� przed sekund� zobowi�za� si� do latania za Jalder, a� do �mierci.
- Tak Lerdi - odezwa� si� wied�min - A� do �mierci. Jej, albo mojej.
* * *
- Rythin - odezwa� si� Lerd - gdzie jedziemy?
- Nie wiem.
- Musisz wiedzie� - naciska� krasnolud.
- Do Krainy Yarpenna - odpowiedzia� m�ody wied�min.
- Tego wojownika, z kt�rym si� spotkali�my przed Rze�ni� pod Aard�? - zapyta� Dernil.
- Tak - powiedzia� Zarx - ale bardzo si� zmieni�. Jego karczma jest w innym miejscu. Ma inn� bro�. Innych towarzyszy. Jak ja go ju� dawno nie widzia�em!
- To on ma karczm�? - powt�rzy� Lerd.
- Taaaak. Ale nie wiem jak tam si� dosta�. Chyba jakim� portalem, bo ja wiem?
- To mo�e - zaproponowa� Verk - znajdziemy jakiego� jego towarzysza?
Rythin popatrzy� na zachodz�ce s�o�ce. Jechali li�ciastym, letnim lasem. Tu i �wdzie pokazywa�a si� zwierzyna, ale byli zbyt zm�czeni, aby j� ubi�.
- Mo�e...
Jechali tak jeszcze kilka godzin. W ko�cu, jakby spod ziemi, zacz�y si� wy�ania� bardzo ma�e chatki. Przed jedn� z nich sta� ma�y nizio�ek grzebi�c sobie pod paznokciami.
By� to zm�czono wygl�daj�cy osobnik p�ci m�skiej. Mia� on kr�tkie, zgrabni przystrzy�one w�osy i �adne, b��kitne oczy.
- Witajcie W�drowcy - przem�wi� powoli.
- Witaj hobbicie! - powiedzia� charyzmatycznie Zarx - Arkanen voldendorf abissk vas Juragaien!
Hobbit u�miechn�� si�.
- Ju� dawno nie s�ysza�em naszej mowy w ustach przedstawiciela Wielkiego Plemienia. Tak. Wiem jak tam si� dosta� - ponownie si� u�miechn��.
- A m�g�by� nam wskaza� drog�, szanowny Fredzie Plazmostopczyku? - zapyta� Rythin
Na d�wi�k swojego nazwiska, hobbit jakby si� skurczy�. Rozejrza� si� niespokojnie i powoli szepn��.
- Cisza, szanowny panie! Z�y wci�� czuwa!
- Z�y nie �yje. Wyko�czy� go bratanek Bilba... albo siostrzeniec. Kim dla Bagosza jest Frodo?
Nizio�ek zblad� jeszcze bardziej.
- Nie znam go. Odjed�cie.
- Wpierw wska� nam drog� do Yarpenna.
- Musisz - zacz�� powoli - pomy�le� o czym� szcz�liwym. Nast�pnie przej�� przez pr�g ludzkiego domu i powiedzie� g�o�no Kraina Yarpenna.
- Doprawdy, dziwny ten portal - mrukn�� Rythin.
- Nie ja go tworzy�em...
* * *
Hanza odjecha�a. Rythin powiedzia� Lerdowi i Dernilowi, �e Bilbo zwariowa�, przez jaki� Pier�cie�. Opu�ci� dom i zaszy� si� gdzie� w Fearunie. Po wielu tygodniach drogi znale�li osady ludzkie. Wypr�bowali spos�b Bagosza na pierwszym domku. Zarx pomy�la� o swoich rodzicach, Lerd - o dzieci�stwie w Mahakamie, Dernil - o swoim mieczu.
* * *
Uderzyli o ziemi�. Powoli si� podnie�li. Stali przed ogromnym budynkiem z wieloma skrzyd�ami i pomniejszymi dobud�wkami. Przed g��wnym wej�ciem sta�a tabliczka. G�osi�a ona:
Postanowi�e� W�drowcze odwiedzi� Krain� Yarpenna. Przeszed�e�, taplaj�c si� w jesiennych ka�u�ach, od Twego domu do najbli�szego Kr�gu, sk�d mog�e� przeteleportowa� si� do Krainy. Stan��e� na �rodku polany, pe�nej opad�ych li�ci, li�ci koloru jesieni. Podnios�e� ramiona, ch�on�c pi�kno tej pory roku ca�� piersi�... Po chwili ogarn�a Ci� b��kitna po�wiata. Jeszcze nigdy transmisja Twego cia�a do Krainy nie by�a tak spokojna, tak ... bezbolesna... Po chwili stoisz na Rynku znanego ci miejsca. Widzisz przyrod� powoli przygotowuj�c� si� do snu, przemijaj�c�... Wiele drzew straci�o ju� li�cie, wiele te� nadal mieni si� kolorami czerwieni, ��ci i ich odcieni. Po chwili zadumy spostrzegasz jak zwykle Tablic� Og�oszeniow�, a miejsce przeznaczone w zimie na choink� stoi jeszcze puste. Nagle powiew ciep�ego powietrza ogarn�� Ciebie ca�ego, by po chwili zamieni� si� w zimn� bryz�. Czujesz, �e zima zbli�a si� nieub�aganie, lecz dalej jej jeszcze do Krainy... Czujesz ogarniaj�cy Ciebie spok�j.
- Umie przemawia� nie?
- Noooo...
- Ale tu pisze o jakim� kr�gu, a my to zrobili�my inaczej...
- A kogo to obchodzi jak tu si� dostali�my, bo mnie nie?
Przeszli przez pr�g. Weszli na ogromny dziedziniec. Skierowali si� do drzwi z napisem Karczma.
W powietrzu unosi� si� zapach piwa. Przy stolikach siedzieli r�ni awanturnicy i pijacy. W drugiej cz�ci karczmy przesiadywali troch� bardziej spokojni pijacy. Najg�o�niejszy by� stolik w samym rogu pomieszczenia. Siedzia�o tam kilka os�b. Krasnolud, cz�owiek i ogr. Nad nimi pochyla�a si� jaka� kobieta odziana w aksamit. Podeszli bli�ej. Mogli us�ysze� strz�pki rozmowy.
- Amfisio szlachetna! Mi�o, i� nas zn�w zaszczyci�a� - krzykn�� krasnolud.
- Nie przystawiaj si� - odpar�a kobieta - masz szcz�cie, bo musz� i��...
- To smutek, nie szcz�cie - mrukn�� cz�owiek - taka kibi�, takie oczy, taka figura...
- Macie naprawd� szcz�cie - kobieta pstrykn�a palcami i znik�a.
- Ropucha jedna - powiedzia� ogr.
- Nie ropucha, tylko pi�kna, zmys�owa kobieta - odpar� zauroczony cz�owiek - wida�, �e si� we mnie zakocha�a.
- Je�li w kimkolwiek si� zakocha�a - wrzasn�� krasnolud - to tylko we mnie!
Wywi�za�a si� k��tnia. Rythin sta� nad nimi. Byli tak poch�oni�ci wrzaskami, �e wied�min bez trudu podszed� tak blisko, i� widzia� co wyryto na stole, przy kt�rym siedzieli.
- ��esz psie! - krzykn�� krasnolud.
- Ej ty - podni�s� g�os ogr i spojrza� na Rythin - czego tu pajacu?
Yarpenn obejrza� si�.
- No w�a�nie! To prywatna rozmowa! Co� ci si� nie podoba? Mam ci� poszczu� moim berdyszem?
Krasnolud z�apa� za bro�.
- Jeste� za stary, �eby cokolwiek pokaza� Yarpennie - odpar� spokojne Zarx.
- I co z tego, �e znasz moje imi�? - burkn�� Zigrinn - Jest ono s�awne. Mog�e� je zas�ysze� wsz�dzie. Spadaj, zanim si� zdenerwuj�!
- Poka� co potrafisz - powiedzia� wyzywaj�co wied�min.
Karczma ucich�a. Nawet najwi�kszy awanturnik zamilk�, kiedy zobaczy� i� jaki� szczeniak denerwuje w�a�ciciela karczmy.
Yarpenn z�apa� szybko za berdysz i zamierzy� si� w Rythina. Ten wyj�� miecz. Z�oto po�yskiwa�o tak, �e o�lepi�o niejednego go�cia gospody. Zarx sparowa� uderzenie. Wywin�� koz�a i wskoczy� na stolik Yarpenna. Ten uderzy� w nogi przybysza. Wied�min si� zachwia�. Strumyk krwi pola� mu si� po nodze i kapn�� na pod�og�. Rythin podskoczy� i zamachn�� si� mieczem na g�ow� krasnoluda. Na szcz�cie dla Yarpenna, mia� on na tyle twardy he�m, i� nie zrobi�o mu to �adnej krzywdy. Zarx zdziwi� si�. Wed�ug niego miecz powinien przechlasta� Yarpenna na p�. W ko�cu by� zakl�ty. Jednak szybko wyt�umaczy� si� tym, �e krasnolud jest jego przyjacielem. Rythin zeskoczy� na pod�og�. Yarpenn, niczym by ci�� drzewo, zamachn�� si� na wied�mina w �miertelnym ciosie. Przera�ony Zarx zas�oni� si� rakhadarem. W�r�d go�ci kilku bywalc�w j�kn�o. Ostrze miecza przeci�o berdysz na p�. Berdysz mahakamskiej roboty. Rythin skoczy� na bezbronnego krasnoluda, powalaj�c go. Kilka razy si� przetoczyli po pod�odze. Kiedy Rythin by� pod, a Yarpenn nad, Yarpennowi st�a�y rysy. Po chwili si� rozja�ni�y. A� w ko�cu wybuch� �miechem.
- Rythin! - krzykn�� - kup� lat! Zmieni�e� si�!
- A ty w og�le - odpar� wied�min - Dobry jeste�.
- Nie - poprawi� go krasnolud - To ty jeste� dobry. Ja jestem doskona�y.
- Zarx, to jest Morglum - przedstawi� ogra Yarpenn - To jest Bard Efeso.. To jest wied�min Rythin Zarx.
- Witajcie - zawo�a� Zarx.
- Witaj - zanuci� bard.
- Ma si�a, ma w�adza!
- M�j klops pod schodami - odpowiedzia� Rythin na wezwanie ogra.
Wszyscy usiedli. Zacz�li �ywio�owo rozmawia�. Po chwili kelnerka przynios�a wied�minowi dziwny nap�j. Kiedy zacz�a go przelewa� do szklanki zobaczyli jak bulgocze i gdzie niegdzie przewijaj� si� gruzdy. Nap�j by� w kolorze zgni�ej zieleni.
- Ryth, co to jest?
- Zapewniam ci�, nie chcesz wiedzie�.
Kiedy chcieli po�o�y� si� spa�, pewien wie�niak podszed� do Zarxa.
- Jeste� wied�minem? - zapyta�.
- Tak.
- Moj� wiosk� atakuje wilko�ak. Ju� porwa� kilkoro dzieci. Pomo�esz nam?
Przez chwil� si� zastanawia�. Jeszcze nigdy nie spe�ni� powinno�ci wied�mina i nie zabi� �adnego stwora. Uczy� si� co prawda w Kear Morhen na �agodnych okazach, ale to nie to co dziki zwierz.
- Wyruszam z samego rana - odpowiedzia� powoli.
Rythin Zarx