Yvond by Rythin Zarx

Wied�min stara� si� porusza� cicho, nikogo nie zbudzi�. Ju� zamierza� przekracza� pr�g karczmy, gdy rozleg� si� dono�ny g�os.
- Tak nam dzi�kujesz? - to by� Yarpenn - Gdzie si� zmywasz elfiku?
- Do Yvond - odpowiedzia� powa�nie.
- A co tam po tobie? - zapyta� krasnolud z u�miechem na twarzy - Z�o�a kobiet odkryli, h�?
Ziggrin zacz�� si� �mia�.
- Robot� mam. Wied�mi�sk�. - doda�.
- A co ci t�pi� przyjdzie?
- Bo ja wiem? M�wi�, �e wilko�ak, ale nie wierz�. Wilko�aka od 10 lat nie widziano w tamtych okolicach.
- Intuicja kobieca ci podpowiada? - kompania Yarpenna zacz�a si� �mia�.
Rythin te� si� u�miechn��.
- Nie Yarpie. A to kto? - Zarx spojrza� na elfa, kt�rego dotychczas nie zobaczy�.
- To Morinar - odpar� krasnolud.
- Witaj.
- I ty. Quendi, nieprawda�?
Elf bardzo si� zdziwi�.
- Tak - przem�wi� niespokojnie - sk�d wiedzia�e�?
- Widzia�em ostatnio jednego Quendi, to mi opowiedzia� o takim herosie, co mo�e po wymiarach podr�owa�. I zapami�ta�em, �e ma na imi� Morinar. No, ale ja si� b�d� zmywa�. Do zobaczenia!
Wied�min wyszed�. Uda� si� w kierunku Tol Eressia. Kiedy wszed� do g��wnej komnaty wie�y, powita� Lerda i Dernil i Haavalancha, mieszka�ca Yvondu.
- Wilko�ak powiadasz... - odezwa� si� Rythin.
- Ano tak. Tak m�wi Starzec - odezwa� si� Haavalanch - G�owa wsi.
- Lerd ustawi�e� portal?
- Nie. Przecie� nie umiem - za�mia� si� krasnolud.
- No tak...
Zarx stan�� przed wschodni� �cian�, zamkn�� oczy i zacz�� szepta� jakie� dziwne wyrazy. Po kilku minutach w rogu pomieszczenia pojawi� si� srebrzysty owal, wiod�cy do Doliny S�o�ca. Kompania przesz�a przeze� i znalaz�a si� na ob�oconej drodze prowadz�cej do ludzkiej osady. Po pokonaniu kilku staja� znale�li si� przed domem Starca. Zapukali, weszli do �rodka. Przed kominkiem siedzia� stary, przygarbiony cz�owiek o siwych w�osach i drewnianej nodze.
- Witajcie nieznajomi - odezwa� si� g�osem starego cz�owieka.
- Witaj i ty. Przybyli�my w sprawie wilko�aka.
- Wilko�aka?
Rythin potwierdzi� ruchem g�owy.
- Tak nam powiedzia� Haavalanch.
- Haavalanch?
- No tak, mieszkaniec tej wioski. Yvondu.
- Co wa�pan bredzisz? Wilko�aka tu nie by�o od 10 lat! Nie znam �adnego Hawoczenka, a poza tym to nie jest Yvond, a Huelva.
- Ale przecie�, Haavalanch powiedzia� nam, �e tu jest jaka� robota dla wied�mina! - krzykn�� Zarx.
- Gdzie ten Hawoczenk?
- Tam - wied�min pokaza� kciukiem do ty�u...
Jego kciuk dotkn�� czego� mi�kkiego i �luzowatego. Intuicyjnie odskoczy� i obr�ci� si� piruetem. W miejscu Haavalancha sta� Alp z obna�onymi k�ami i w pozycji bojowej. Najpierw skoczy� na Lerda. Ten jednak zdo�a� zas�oni� si� toporem. Niezra�ony niepowodzeniem Alp rzucil si� na Verka. Zatopi� w nim swoje wielkie k�y i zacz�� szarpa� twarz. Na oczach Rythina, facjata jego najlepszego przyjaciela zamieni�a si� w kawa�ek mi�sa, pokryty �luzem z ga�ki ocznej. Zarx skoczy� na wampira. Ci�� na odlew. Miecz przeszy� cia�o wampira, jednak w jednej chwili si� zregenerowa�o. Rythin zdziwi� si�. Zn�w zawi�d� si� na w�a�ciwo�ciach rakhadaru. Spr�bowa� jeszcze raz. Z ca�ej si�y zamachn�� si� na nog� Alpa. Ten w ostatniej chwili zabra� udo, ratuj�c je przed rozchlastaniem. Rzuci� si� na Lerda. Ten jednak nie m�g� si� broni�, stoj�c jak bela po ujrzeniu metamorfozy twarzy Dernila. Wampir wbi� z�by w nog� krasnoluda i powoli zacz�� wysysa� z niego krew. Rythin przygl�da� si� jak twarz Lerda powoli blednie, a� w ko�cu ca�e jego cia�a pada bezw�adnie na ziemi�. Wied�min by� w�ciek�y. Rykn�� przera�liwie. Alp obejrza� si� na niego. Zarx z�apa� miecz skoczy� w kierunku wampira i ca�ym impetem wbi� miecz po r�koje�� w ciele dziecka Chaosu. Kieruj�c czubek miecza do g�ry rozerwa� wn�trzno�ci wampirowi, rozrzucaj�c je po ca�ej chatce. Zamurowany Starzec wpatrywa� si� w te wszystkie trupy, kt�re le�a�y na dywaniku, kt�ry uprz�d�a mu �ona przed �mierci�. Rythin pochyli� si� nad Lerdem. Ten powoli umiera�.
- Tu nasze drogi si� rozchodz� - wydysza� krasnolud - ale przed �mierci� musz� ci co� powiedzie�. Zna�em twego ojca. Wiem jak zaczarowa� miecz. Kiedy jeste� z�y, przera�ony, albo jak co� bardzo zagra�a twojemu �yciu, rakhadar staje si� najsilniejsza broni� na �wiecie. Je�li tniesz wampira, z�oto na mieczu ma w�a�ciwo�ci srebra. Pami�tasz co by�o w gospodzie? Yarpenn si� na ciebie zamachn��, a On przeci�� tamten czekan. Je�liby ci zagra�a� cz�owiek w �elaznej zbroi, miecz przeci�� by j� od razu. ... - jego g�os zamar� na chwil� - Zr�b co� dla mnie...
- Co tylko zechcesz.
- B�d� dzielny ma�y. Tego chcia�by tw�j ojciec...
Lerd skona� na r�kach wied�mina. Rythin zap�aka�. Powoli podni�s� si� i spojrza� na przera�onego staruszka.
- Ile tu daj� za Alpa? - zapyta� zimno.
- Nie wiem. - odpar� tamten za�amuj�cym si� g�osem.
- Gdzie indziej daj� po sto denar�w za sztuk�. Tu nie ma wampir�w. Dasz dwie�cie.
- Dam dwie�cie - powt�rzy� wyra�nie zestrachla�y Starzec.
Nagle, w �cianie naprzeciw kominka pojawi� si� jasnozielony portal. Z portalu wyszli kolejno: cz�owiek, elfka i krasnolud. Elfka odziana by�a jasnozielon�, zwiewn� tunik� z du�ym luzem pod r�kawami. Na jej plecach wisia� pi�kny kompozytowy, posrebrzany �uk, a ze specjalnej kieszonki stercza�o kilka brzeszczot�w. Za pasem mia�a zatkni�te dwa ma�e nar�czne sztylety. �uczniczka by�a wyj�tkowo pi�kna. Jej d�ugie, ciemne w�osy, doskonale pasowa�y do zielonych oczu i czerwonych, pon�tnych ust. Cz�owiek nosi� typowo czarodziejskie ubranie. W kieszeni pod r�kawem widnia� koniec r�d�ki. Nawet z takiej odleg�o�ci Rythin wypatrzy� kilka zakl��. Cz�owiek mia� mi��, przyjazn� twarz i �adne, okr�g�e oczy. Kr�py krasnolud ubrany by� w zbroj� �wiekowan�, ze srebrnymi wypustami. Przez ramie przewieszony by� top�r kulisty, o wielkiej sile ra�enia i niewiarygodnych mo�liwo�ciach magicznych. Na dodatek w pochwie przypi�tej do sk�rzanego pasa, widnia�a g�owica pi�knie zdobionego miecza. Wied�min rozpozna� w nim b�karta. Wida� by�o jednak, �e dawno nie by� wyjmowany z pochwy i nie by� u�ywany od kilka wiosen.
- Przybyli�my na twoje wezwanie, Rythinie - powiedzia�a elfka.
- Witajcie - odpar� Zarx - Witaj Toulon - zwr�ci� si� do kobiety - Witaj Zygfrydzie - mrukn�� do krasnoluda - I ty witaj, szlachetny Elbo - w ko�cu powiedzia� do cz�owieka - m�j ojcze chrzestny.
- Witaj chrze�niaku. - zacz�� Elbo - Powiedz mi jak nam przekaza�e� wezwanie?
- Nie ja. M�j miecz.
Wszyscy popatrzyli na rakhadara. Po d�u�szej ciszy, wpierw odezwa� si� Zygfryd.
- Czy to nie jest miecz Twojego ojca?
- Tak. Teraz ju� jest m�j. Najwyra�niej *poj��* , i� straci�em kompani� i rozkaza�y przyby� nowej. Zechcecie mi potowarzyszy�?
- Potowarzyszy�? - powt�rzy�a Toulon - Zwariowa�e�? My za tob� p�jdziemy w ogie�! W ko�cu mamy d�ug wobec twojej rodziny, prawda�?
Elbo i Zygfryd pokiwali g�owami.
- Mi�o mi zatem powita� - zacz�� wied�min - Szlachetnego Elbo, najlepszego maga na p�noc od Pontaru, Cudown� Toulon, najlepsz� �uczniczk� i tropicielk� na p�noc od Jarugi i krasnoluda Zygfryda, najlepszego wojownika na p�noc od bieguna po�udniowego.
- Nie lepszego ni� ty, oczywi�cie - odpar�a ca�a tr�jka naraz.
Wszyscy wybuchli �miechem. Wyszli z chatki. Rythin obejrza� si� na cia�a poleg�ych towarzyszy. Czu�, �e zostawi� za sob� dzieci�stwo. Wkracza� w doros�o��.
- Gdzie teraz? - zapyta�a Toulon.
- Do karczmy Yarpenna, oczywi�cie - odpar� Zarx - upi� si�.
Przeszli przez portal.

* * *

Wyl�dowali w Tol Eressia. Przed nimi sta� jaki� m�czyzna odziany w czarn�, aksamitn� p�acht�, a na g�owi� mia� g��boki kaptur. Nie widzieli jego oczu, ale czuli, �e patrzy na nich �widruj�cym spojrzeniem. Z ca�ej jego postaci emanowa�o uczucie grozy. Elbo uk�oni� mu si� i przem�wi�.
- Witaj, W�drowcze. Czy zwr�cili�my czym� twoj� uwag�?
Posta� potwierdzi�a ruchem g�owy.
- A czym, je�li mo�na wiedzie�? - g�os Elba by� dono�ny, ale spokojny.
M�czyzna wyci�gn�� r�k�. Wskaza� na Rythina.
- Nasz towarzysz? - upewni� si� czarodziej - On?
Posta� zaprzeczy�a skinieniem g�owy. Pokaza� palcem na udo p�elfa.
- Udziec naszego kolegi? - za�mia� si� mag.
- Nie - powiedzia� zamiast w�drowca wied�min - mu chodzi o m�j miecz. Zgadza si�?
- Tak - tym razem posta� przem�wi�a. Jej g�os by� zimny i �widruj�cy. Toulon przyst�pi�a z nogi na nog�.
- Czeg� chcesz od rakhadaru? - zapyta� Zygfryd - chyba nie chcesz go ukra��?
Krasnolud wyst�pi� z szeregu i wyci�gn�� sw�j top�r.
- Bo je�li tak, b�dziesz musia� przej�� po naszych trupach - doda� powoli.
Nast�pi�a d�uga chwila ciszy. Wrogo�� i z�o wyp�ywaj�ce z postaci nasili�o si� widocznie. Si�gn�� po co� za pazuch�. Wyra�nie czego� tam szuka�, a� w ko�cu... B�ysk klingi o�wietli� komnat�. Zygfryd, widocznie na to przygotowany, sparowa� ci�cie zadane przez posta�. Zamachn�� sw�j mahakamski top�r i trafi� w rami� postaci. Bro�, jakby zsun�a si� po barku W�drowca. Elfka napi�a �uk. Posta� wyci�gn�a ku niej r�ce i �cisn�a d�o� w pi��. �uk Toulon si� z�ama�. Elbo zacz�� szepta� jakie� zakl�cie. Z d�oni wytrysn�y strumienie ognia. M�czyzna uskoczy�. Rythin wkroczy� do akcji. Dwoma d�ugimi susami doskoczy� do walcz�cych i d�gn�� z rozp�du cz�owieka w nog�. Posta� j�kn�a, ale po chwili rany nie by�o wida�. Drzwi do komnaty si� otworzy�y. Wkroczy� Morinar. Wied�min spojrza� na Quendiego, a ten kiwn�� g�ow�. Domys�y p�elfa zosta�y potwierdzone. Posta� to jeden z Dziewi�ciu. Czarny Je�dziec. Rythin spr�bowa� jeszcze raz popatrzy� na m�czyzn�. Co m�wi� Lerd? �e miecz potrafi by� niebezpieczny dla ka�dego stworzenia, kt�re chce go skrzywdzi� i przybiera sk�ad chemiczny i magiczny, wedle preferencji napastnika. Co zabija Czarnych Je�d�c�w?
- Sk�d ja mam wiedzie�? - mrukn�� jakby do siebie.
Nagle do niego dosz�o, �e ma by� w�ciek�y, lub przera�ony, a nie musi dba� jak zmieni si� miecz. Zamachn�� si� tak, �e rakhadar �ci�� mu kosmyk w�os�w z drugiej strony g�owy. �wist klingi przeszy� powietrze. Krew trysn�a z g�owy trafionego Je�d�ca. A przynajmniej co� co imitowa�o krew. Posta� upad�a. Rythin zapyta� Morinara.
- Zdaj� si�, �e wszystkich za�atwili�cie. Sk�d on si� wzi��?
Morinar zrobi� gest ramionami, kt�ry oznacza�, �e nie ma zielonego poj�cia.
- Co on chcia� od was?
- M�j miecz.
- Po co mu on? - zapyta� elf.
- Chyba si� domy�lam - mrukn�� wied�min - zdaje mi si�, i� ten miecz potrafi wskrzesza� umar�ych.
Toulon i Elbo zrobili wielkie oczy. Zygfryd by� zaj�ty przeszukiwaniem trupa. Morinar tylko si� patrzy�.
- Chce wskrzesi� innych Je�d�c�w? - zapyta� w ko�cu.
- Albo i samego Z�ego - odpar� Rythin - ale ju� po wszystkim. Zygfryd, co tam masz?
- Jaki� proszek, kilka map i taki fajny medalion...
- Medalion? Dawaj! - krzykn�� Morinar - Tak si� komunikowali ze Z�ym! Trzeba to zniszczy�!
Elf zacz�� szepta� jakie� zakl�cia. Elbo -tak si� zdawa�o Zarxowi- troch� mu pomaga. Kiedy elf wypowiedzia� ostatni� sylab�, medalion eksplodowa� mu w d�oni.
Wyszli z Tol Eressia i udali si� do karczmy.

* * *

Przy stoliku siedzia� Yarpenn i Efeso. Ogra nigdzie nie by�o.
- Witajcie! - powiedzia� Yarpenn - Piwka?
- Ty stawiasz?
- Oczywi�cie, �e ty.
- Mog�em si� tego domy�li� - mrukn�� p�elf.
Rozmowa powoli zesz�a na pogl�dy rasowe.
- Ja tam ogry t�pi�. No mo�e z wyj�tkiem Morgluma - zabra� g�os Yarpenn.
- Podzielam zdanie mojego przedm�wcy - popar� Yarpenna Zygfryd - cho� nie znam Morgluma, imi� ma swojskie.
W trakcie pogadanki oba krasnoludy bardzo si� zaprzyja�ni�y.
- Ja tam morduj� wszystko, je�li mi zap�ac� - mrukn�� Zarx - mo�e za wyj�tkiem ras inteligentnych, cho� ch�tnie od czasu do czasu jakiego� krasnala za�atwi� - mrugn�� okiem do Yarpenna.
- Nie obiecuj wi�cej, ni� ci� na to sta� - odparowa� w�a�ciciel zajazdu.
Wszyscy zacz�li si� �mia�.
- A ja - powiedzia�a elfka - zabijam tylko zwierzyn� dzik�, wy��czaj�c pomioty chaosu.
Efeso, kt�ry wyra�nie zad�u�y� si� pi�knej elfce, chcia� jej zaimponowa�.
- Ja m�g�bym �osia z pi�ciu stajan po�o�y� rzutem dzidy - chwali� si� - a poro�e odda�bym tobie, pi�kna.
Wszyscy si� roze�miali.
- Dzi�kuje - odpar�a Toulon - nie skorzystam. Poza tym mam ju� kogo� - doda�a szybko, przewiduj�c nast�pne pytanie barda.
- Zaprawd�? - zapyta� �miej�c si� ogr za ich plecami - a kt� to taki, ��kolubna?
- Mnie i Rythina - zacz�a elfka - ��czy nie tylko d�ug wdzi�czno�ci.
Czule dotkn�a d�o� Zarxa i u�miechn�a si� do niego.
W gospodzie rozleg�y si� gwizdy i krzyki. Yarpenn si� za�mia�.
- No, ale czas do ��ek! Trzeba si� wyspa� - powiedzia� - pan i pani - zwr�ci� si� do �uczniczki i wied�mina - �ycz� sobie razem, czy osobno?

Ca�y stolik rykn�� �miechem.

To by�a wspania�a noc. Toulon obudzi�a si� wniebowzi�ta. Rythin by� cudowny. Nigdy jeszcze nie by�a tak pobudzona ja tej nocy. Wied�min potrafi...

Zbudzi� si� wczesnym rankiem. Wied�min ju� si� ubiera� i czeka�, a� elfka otworzy oczy. Delikatnie j� obudzi�.
- Mamy robot� - mrukn��.
- Robot�? - powt�rzy�a.
- Kilka ogr�w. Bo ja wiem?
Wstali. Udali si� do karczmy. Efeso rz�poli� na harfie. Yarpenn, wida� jeszcze spa�, bo karczma by�a cicha i spokojna. Najg�o�niejszy by� kot �cigaj�cy mysz. Ich chlebodawca czeka� przed budynkiem. By� to wysoki m�czyzna. Cz�owiek. Mia� ohydny u�miech i czarne, zimne oczy. Jego zmarszczki wskazywa�y na to, i� niejedn� wiosn� prze�y� i niejedn� zim� przeg�odowa�. Na imi� mia� Trent. Poczekali chwil� na zaspanych Elb� i Zygfryda, poczym skierowali si� ku Tol Eressia.

Portal by� ju� ustawiony.
- To m�j brat - mrukn�� Trent - do wioski pojecha� wcze�niej.
Wkroczyli w owal. Mia� ich zaprowadzi� do Vienne.


Rythin Zarx

Powr�t od pergaminu do sto�u karczemnego