Przekl�ta
Tego dnia wsta�em wcze�nie. Bola�y mnie ko�ci, czu�em si� zm�czony ale nie potrafi�em zasn��. D�uga podr� odbi�a si� na mnie jak zawsze bezsenno�ci�, i ten stary dom pe�en pustych korytarzy, pokoi, komnat i trzeszcz�cych pod��g. Podoba�o mi si� tu, ta nadzwyczajna atmosfera osiemnastowiecznej angielskiej architektury przywodzi�a mi na my�l ksi��ki, kt�re zdarzy�o mi si� czyta� w podr�y, d�ugiej i wyczerpuj�cej jazdy autokarem, po kt�rej nie umia�em usi���, a co dopiero nale�ycie si� rozprostowa�. W sumie by�o warto, wycieczka za granic� w okolice prawie bezludne, wspania�a okazja aby wypocz�� i nabra� si� przed czekaj�c� mnie matur�. Wprawdzie w plecaku czeka�y na mnie ksi��ki ale by�em pewien �e nie b�d� w stanie si� uczy�. Okolica by�a zbyt �adna, zbyt wiele by�o do zobaczenia i poznania.
Pada�o odk�d tu przyjecha�em ale urocza atmosfera zamku by�a nieodpart� pokus� dla mnie, zapalonego fantasty, marzyciela i poszukiwacza tajemniczych wra�e�. Zamek nie by� oczywi�cie pusty, co odkry�em schodz�c do jadalni. Wujek Edward i ciotka Wendy wr�cili pewnie tu� nad ranem. Nie wiem gdzie byli, postanowi�em si� zapyta� ale gdy tylko pokaza�em si� na trzeszcz�cych schodach, ciocia podbieg�a do mnie i zarzuci�a szeregiem pyta� chyba o wszystko co tylko jest mo�liwe. M�j angielski nie by� jeszcze w najlepszej formie, ale stara�em si� w miar� wyczerpuj�co udzieli� tak bardzo po��danych przez ni� odpowiedzi.
W ko�cu rzuci�em, �e jestem g�odny i natarczywa kobieta da�a mi chwil� odpoczynku. Nie by�a stara, jak si� spodziewa�em, wujaszek mia� dobre sze��dziesi�t lat, ona za� wygl�da�a na co� ko�o czterdziestu. No oczywi�cie, samotny wujaszek z du�� fortun�, idealny k�sek. Zastanowi�o mnie czy on sam zdaje sobie spraw� z tak jawnej pr�by wzbogacenia si� jego kosztem. Tak naprawd� nie chcia�em tego wiedzie�, ale los okaza� si� nadzwyczaj dok�adny w swej opowie�ci.
Po kr�tkiej rozmowie z wujkiem - z pochodzenia Polakiem, cho� opu�ci� ojczyzn� gdy mia� dwadzie�cia jeden lat, dorobi� si� jakim� cudem i zosta�, skierowa�em si� do siebie na g�r�. I zn�w zdziwienie, w tym zamku chyba ludzie pojawiaj� si� i znikaj�. Pokoj�wka, niejaka Sharon, jak si� p�niej dowiedzia�em, w�a�nie uk�ada�a moje ��ko, rozpakowywa�a baga�e i jednocze�nie rozmawia�a przez telefon, m�j telefon. Gdy mnie zobaczy�a, natychmiast przesta�a, przeprosi�a i wysz�a. Obejrza�em si� za ni� nie tyle z gniewem co z podziwem dla jej niesamowitych n�g i ty�eczka zaraz potem podszed�em do plecaka szukaj�c szkicownika i dyktafonu.
Zawsze chcia�em zosta� pisarzem, chcia�em pisa� opowiadania fantasy jak Kres czy Sapkowski, to by�o moje marzenie i stara�em si� je spe�ni�. Wprawdzie troch� niezdarnie, ale co tam, to by� m�j debiut i to by�o najwa�niejsze. Schowa�em szkicownik, w kt�rym znalaz�o si� ju� kilka ca�kiem niez�ych rysunk�w bramy wjazdowej, herbu Scott�w i mojej nowej dziewczyny do mniejszego plecaka, zaostrzy�em o��wek i sprawdzi�em baterie dyktafonu.
Wszystko gra i rysuje, jestem got�w.
Deszcz troch� usta�, ucieszy�em si� bo chcia�em przespacerowa� si� ogromnym, lekko zapuszczonym ogrodem przynale��cym do posiad�o�ci Scott�w. Przeszed�em przez d�ugi korytarz ogl�daj�c portrety i zatrzymuj�c si� przy ka�dej napotkanej zbroi. Jedna zainteresowa�a mnie szczeg�lnie. Uskrzydlony he�m, czarny p�aszcz, kolce na naramiennikach, pancerz z pi�knymi grawerami.
Jak z bajki, pomy�la�em i zrobi�em kilka krok�w w stron� portretu przedstawiaj�cego m�od� dziewczyn�, mniej wi�cej o dwa lata m�odsz� ode mnie, wygl�da�a na jakie� osiemna�cie czy mo�e dziewi�tna�cie lat. Obraz nadzwyczajnie dok�adny, przez chwil� zastanawia�em si� nawet czy to nie jakie� zdj�cie czy reprodukcja. Przyjrza�em si� jej uwa�nie z podziwem, b��kitne oczy, �adna poci�g�a twarz, jak u elfki, ciemne w�osy, farbowane? Nie, niemo�liwe, taka dama?
Poruszenie, lekki szelest, nie wiem dok�adnie co to by�o ale odwr�ci�em si� gwa�townie w stron� sk�d by�em pewien, �e kto� nadchodzi.
Cisza. Nikogo nie ma tylko cisza i p�mrok, gdy� solidny ca�un chmur przykrywa� niebo na zewn�trz. Obejrza�em si� na druga stron� korytarza. Stare �ciany przykryte gobelinami i portretami dawno zmar�ych os�b wpatruj�cych si� w przechodz�cego z zazdrosn� nienawi�ci�. Ciarki przesz�y mnie po plecach gdy pomy�la�em o przedstawionej na obrazie dziewczynie jak o zmar�ej.
Przyjrza�em si� jej dok�adniej, przyjemna twarz, g�adka cera i kszta�tny nosek, kt�ry dope�nia� ca�o�ci.
Kierowany nag�ym impulsem usiad�em naprzeciw dzie�a, zajmuj�c zabytkowe krzes�o ustawione przy przeciwleg�ej �cianie i po�o�y�em plecak na pewnie r�wnie starym stoliku, pokrytym najrozmaitszymi wzorami. Wyci�gn��em szkicownik, o��wek i zacz��em rysowa�, zaraz za rysunkiem roze�mianej Ani.
Z rozkosz� stworzy�em zarys jej twarzy i zacz��em wype�nia� go szczeg�ami.
Wtem szept, delikatne mu�ni�cie s��w, lekkiego ch�odnego powiewu, g�adz�cego moje lewe ucho. Odwr�ci�em si� tylko dla zasady, przeci�gi by�y tu niezno�ne. Tych okien chyba nikt nie wymienia� od czasu pierwszych w�a�cicieli. Wtedy zda�em sobie spraw�, �e d�ugie firany i zas�ony wysokich okien nawet nie drgn�y. Sta�y nieruchomo, cho� na dworze szala� wicher zrywaj�c z�ote li�cie jesieni ze powyginanych ga��zi drzew.
M�j wzrok spotka� si� z namalowanymi oczyma dziewczyny. Zmieni�em ustawienie o��wka w r�ce i wykre�li�em zarysy tych pi�knych oczu.
- �adniutka jeste� - mrukn��em sam do siebie i naszkicowa�em uroczy nosek.
Dwa s�owa, albo przerwany szept wiatru. Poczu�em, �e sk�ra mi cierpnie. Zn�w rozejrza�em si� po ponurym korytarzu, zrobi�o si� troch� ciemniej, ale nic nie zobaczy�em, niby co mia�em zobaczy�? Nie mog� powiedzie� �ebym poczu� trwog�, nie. Nie nale�a�em do os�b strachliwych, boj�cych si� a� za bardzo tajemniczych nastroj�w miejsc takich jak te. Jednak�e poczu�em niepok�j, taki jaki odczuwa si� gdy masz to dziwne, przejmuj�ce i doprowadzaj�ce do ob��du uczucie, �e kto� si� na ciebie patrzy. Ca�y korytarz m�g� sprawia� takie wra�enie, wi�kszo�� sportretowanych os�b nie mia�a przyjemnej fizjonomii, patrz�c oczyma pe�nymi chciwo�ci, po��dania i zagnie�d�onej g��boko, cho� prawie ukrytej nienawi�ci.
U�miechn��em si� do siebie, a mo�e bardziej do dziewczyny na obrazie i powr�ci�em do rysowania lekcewa��c tak wyra�ne znaki przestrogi.
Przerwa� mi dopiero trzask b�yskawicy i mrok, kt�ry nie pozwala� mi ju� wiedzie� obrazu. Za�wieci�em lampk� i ku mojemu zdziwieniu w jej �wietle te cudne oczy zmatowia�y, sta�y si� nieobecne, jakby kto� wyssa� z nich ca�� barw�.
Cofn��em si� dwa kroki i omiot�em spojrzeniem ca�y pogr��ony w mroku korytarz. �wiat�o lampki przywo�a�o dziwne, wr�cz potworne cienie zalegaj�ce �ciany i pod�og�, o�wietlan� co jaki� czas b�yskiem pioruna. Zn�w usiad�em, niepewnie si�gaj�c po szkicownik, ach o��wek si� z�ama�.
Doszed�em do wniosku, �e sko�cz� jutro. Mam na to dwa tygodnie, a gdyby pogoda si� utrzyma�a, na pewno b�d� mia� sporo czasu, pomy�la�em i schowa�em przybory do plecaka.
I zn�w szept, s�owa jakby wezwania? Nie, to szum wiatru, bez podmuchu. Ch��d jaki wst�pi� mi do serca sta� si� co najmniej dziwny. Poczu�em si� jakby wszystkie postacie z korytarza spojrza�y na mnie nienawistnym, pytaj�cym wzrokiem.
W b�yskach burzy pos�pne oblicza rzuca�y mi z�e spojrzenia, pe�ne z�ego ognia nienawi�ci i w�ciek�o�ci, �e zak��cam ich spok�j. Dlaczego mia�em takie wra�enie? Nie wiem, ale powiedzia�em sobie, �e st�d powoli odejd�. �wiat�o b�yskawic ukazywa�o na u�amki sekund twarze, ramy obraz�w, porcelanowe dzbany, krzywe krzes�a i ludzk� posta� w drugim ko�cu korytarza powiewaj�c�...
Z trzaskiem zamkn��em drzwi do hollu. Odetchn��em g��biej, serce wali�o mi jakbym godzin� bieg�. I to pytanie ko�acz�ce si� w g�owie. Co widzia�em? Jak dalece nastr�j tego domu i burza wp�yn�y na moj� wyobra�ni�, na kt�r� nigdy nie narzeka�em? Odetchn��em dwa razy aby si� uspokoi� i z�apa�em za rze�bion� klamk� wysokich drzwi.
Nie nacisn��em, nie wiem dlaczego. Czy mo�e z obawy, �e moje przewidzenie mia�o jakie� podstawy? A mo�e dlatego, �e m�j wzrok przyci�gn� jeszcze wi�kszy obraz przedstawiaj�cy t� sam� dziewczyn�, wisz�cy nad kominkiem, a w�a�ciwie wielkim kominkiem? Pu�ci�em nadzwyczaj zimn� klamk� i stan��em na �rodku przestronnego, umeblowanego wed�ug dawnej tradycji hollu. B�yski wpada�y do nieo�wietlonego pokoju ods�aniaj�c jego cieniste szczeg�y z upiorn� precyzj�, kszta�tuj�c cienie tak �e przywodzi�y na my�l dawno zapomniane demony historii tego domu. Patrz�ce z cieni, rozpo�cieraj�ce skrzyd�a uzbrojone w czarne szpony czystego gniewu.
Zn�w trzaski b�yskawicy, dono�ny, odbijaj�cy si� echem w pustych korytarzach gdzie czai�y si� cienie i... posta�.
Holl rozb�ysn� �wiat�em przep�dzaj�cym ponure cienie i przywracaj�cym dziewczynie z portretu blask i pi�kno.
- Co tu robisz? - zapyta� wujaszek �aman� polszczyzn�.
Odwr�ci�em si� powoli i u�miechn��em niewinnie jak to najlepiej potrafi�em.
- Zwiedzam wujku.
Starszy m�czyzna zdawa� si� mi dok�adnie przypatrywa�.
- Dlaczego jeste� taki blady, boli ci� co�? - kontynuowa�, ale prawd� m�wi�c domy�li�em si� co m�wi�, wola�bym aby przeszed� na angielski.
- Nie sk�d - musia�o mi nie wyj��, gdy� wuj Edward podszed� bli�ej i pow�drowa� za moim bezwiednie pos�anym spojrzeniem na ogromny obraz.
Nic nie powiedzia�, ale jego twarz sta�a si� blada i pos�pna.
- Chod�my st�d - rzuci� i wyszed� przez drugie drzwi.
Po chwili pobieg�em za nim. Mia�em ju� do�� mistycznych wra�e� na ten dzie�.
Ca�y dzie� z nieba la�y si� strugi deszczu, a pioruny rozdziera�y horyzont na wszystkie mo�liwe strony.
Zaj��em si� zwiedzaniem zamku z innej strony, zapyta�em nawet od�wiernego, kt�ry wpu�ci� mnie wczoraj, gdy tu dotar�em, o piwnice. Zawsze bardzo lubi�em stare piwnice, mo�na by�o znale�� tam wiele ciekawych rzeczy jak i nieodgadnionych historii przydatnych w moim pisaniu.
Ralph powiedzia�, �e musia�bym si� wr�ci� i przej�� na drug� stron� korytarza, ku mojej rozpaczy tego z portretem i zej�� kr�tymi schodami.
- Nie id� tam jednak, drzwi s� od dawna zamkni�te - doda� lokaj.
- Dlaczego? - zapyta�em z coraz wi�kszym postanowieniem, �e tam si� przespaceruj�.
- Bo nie - rzuci� niegrzecznie i odszed�.
- Nie to nie - mrukn��em z�owieszczo i podszed�em do okna wychodz�cego na dziedziniec.
Sta�em tak chwil� wpatruj�c si� w szary i mokry krajobraz, chyba za d�ugo gdy� us�ysza�em za sob� kroki.
- Przepraszam, nie chcia�am ci� przestraszy� - rzek�a czyst� angielszczyzn� pokoj�wka ta od telefonu. Musia�a chyba tu mieszka� i z pewno�ci� by�a angielk�, nie jak m�j wujek polski - anglik. U�miechn��em si� na t� my�l, za� pokoj�wka odebra�a to chyba do siebie, gdy� odpowiedzia�a u�miechem.
Trzeba by�o przyzna�, �e mia�a bardzo �adne usta.
- Jestem Sharon.
- Ja Christopher.
- Przyjecha�e� na d�u�ej czy tylko w odwiedziny?
- Mam nadzieje, �e na d�u�ej - odpowiedzia�em z lekkim u�miechem - d�ugo ju� tu pracujesz?
- Trzy lata - odpowiedzia�a ch�tnie, a ja znalaz�em potencjalne �r�d�o informacji.
- Co tu si� wydarzy�o? Dlaczego piwnica jest zamkni�ta?
Sharon zastanowi�a si� chwilk�.
- Nie wiem, gdy tu przyjecha�am ju� tam nie wolno by�o wchodzi�.
Spos�pnia�em.
- Nie wiesz dlaczego? - zapyta�em jakby od niechcenia. Nie chcia�em aby zaraz posz�a wypapla� kucharce i innej s�u�bie, �e bratanek pana ma ci�gotki do piwnic, w dodatku do takich do kt�rych pan zabrania wchodzi�.
- Dlaczego ci� to interesuje? - zapyta�a.
- Nie interesuje tak ciekawy jestem bo zwiedzam zamek.
Sharon u�miechn�a si� s�odko i zapyta�a:
- To ogromy dom, nie potrzebujesz przewodnika?
Ucieszy�a mnie nawet ta propozycja, nie chcia�em pozostawa� zn�w sam na sam z portretem tej kruczow�osej dziewczyny.
Odpowiedzia�em u�miechem i skinieniem g�owy.
- Wspaniale - zdj�a bia�y fartuch - mam godzin� przerwy, o trzynastej dziesi�� musz� by� w kuchni.
Spojrza�em na zegarek. 11.15, co� d�ug� godzin�.
- Chod�my wi�c - zaproponowa�a i ruszy�a w stron� najwi�kszych drzwi. Odczeka�em chwil� podziwiaj�c jej pe�en gracji krok, nogi i poszed�em w jej �lady.
Przeszli�my przez rze�bion� futryn�, krocz�c ca�y czas mi�kkim dywanem a� wreszcie weszli�my do najwi�kszego pokoju ca�ego zamku. My�la�em, �e jestem w apartamencie prezydenckim. Oczywi�cie nie okaza�em wra�enia jaki to na mnie zrobi�o, niech nie my�li sobie �e jaki� biedak ze mnie.
- To jest pok�j go�cinny - poinformowa�a Sharon i wskaza�a na pierwsz� par� drzwi - tamt�dy dojdziesz do biblioteki...
Nie doko�czy�a gdy� wszed�em jej w s�owo.
- Biblioteki? Chod�my tam - wypali�em i ju� zrobi�em kilka krok�w gdy Sharon zawo�a�a prawie z przera�eniem:
- Tam jest gabinet Pana, nie wolno mu przeszkadza�!
- S�dz�, �e tw�j krzyk ju� go pewnie rozproszy� - odpowiedzia�em przekr�caj�c z dwa s�owa co wywo�a�o na jej twarzy u�miech. Przesta�a by, mia�em od tego ciarki podekscytowania.
W bibliotece nie by�o nikogo. Teraz Sharon zachowywa�a si� jakby nigdy tu nie by�a. Wyprostowa�em si� wi�c, zadowolony, �e mog� co� jej pokaza�, i ruszy�em przed siebie pomi�dzy rega�ami ksi��ek. Od razu potkn��em si� o stert� niez�o�onych ksi��ek z kt�rych ka�da mia�a chyba sto lat. Przykl�k�em przy nich i wzi��em pierwsz� do r�ki. Rok 1847, no, no, ale tytu�u nie rozumia�em, zreszt� by� chyba po niemiecku, nigdy nie potrafi�em czyta� gotyku. Przyjemny zapach starego papieru unosi� si� w powietrzu wprawiaj�c mnie w przyjemny nastr�j. Uwielbia�em stare ksi��ki, nie koniecznie ze wzgl�du na tre��, lubi�em je z powodu tego zapachu i historii jak� sob� tworzy�y. Kto� je kiedy� otwiera�, czyta�, by� mo�e p�aka� przy nich. Kto wie mo�e t� w�a�nie trzyma�a te� dziewczyna z portretu?
- Chod�my ju� st�d - szepn�a Sharon - nie wolno mi tu wchodzi�.
- Za chwileczk� - odpowiedzia�em, podchodz�c ju� do samotnego biurka stoj�cego przy okna, pomi�dzy dwoma rega�ami grubych ksi�g.
Le�a� tam notes ob�o�ony w sk�r�, z wypisan� na ok�adce dat� 1976 rok. Otworzy�em go i a� mi si� r�ce zatrz�s�y ze zdziwienia. To by� pami�tnik wujka. Spojrza�em ukradkiem na Sharon, kt�ra z niepokojem ogl�da�a si� za siebie. Potem otworzy�em na dacie 1998, 18 Pa�dziernika. Zanim przeczyta�em pierwsze zdanie i zd��y�em zrozumie� odezwa�a si� dziewczyna:
- Co ty robisz to pami�tnik...
- Tak, wiem! - przerwa�em jej, musia�em uwa�a� aby mi to nie wesz�o w nawyk - tylko patrz�.
- Chod�my ju� st�d - powiedzia�a Sharon i zacz�a wychodzi�.
Poszed�em za ni�, przysi�gaj�c sobie w duchu, �e dowiem si� wi�cej o tym domu i nieszcz�snej piwnicy, kto wie, mo�e i o dziewczynie z portretu.
Odwiedzi�em z Sharon jeszcze kilka ciekawych miejsc, mi�dzy innymi Sal� �owieck�. Ta spodoba�a mi si� najbardziej. Wszelkiego rodzaju bro� i trofea. Znalaz�em tam nawet miecz powieszony za rega�em z pistoletami. �ci�gn��em go ze �ciany, ale jak mog�em si� spodziewa� Sharon zaraz zaprotestowa�a. Zamachn��em si� broni� na pr�b� i odwiesi�em j� z pokorn� min�, jak na dwadzie�cia dwa lata jakie jej w duchu da�em by�a stanowczo za powa�na.
Obiad by� o drugiej. Nie wiem co jad�em ale by�o dobre, tak dobre, �e wzi��em dok�adk�. Potem gdy wujostwo uda�o si� na spoczynek a Sharon posz�a do kuchni wymkn��em si� z jadalni i poszed�em do swojego pokoju. Zasta�em wszystko tak jak pozostawi�em, tylko plecak le�a� na ��ku rozpakowany. Podnios�em do r�ki szkicownik, ale ku mojemu zdziwieniu, nie by�o w nim rozpocz�tego rysunku dziewczyny z portretu.
Zakl��em w my�li i odrzuci�em blok z powrotem na po�ciel.
- Kto� sobie robi jaja - mrukn��em z�y i zn�w podnios�em szkicownik. Zatemperowa�em o��wek i pobieg�em do portretu dziewczyny.
Rozgl�da�em si� przez chwil� za postaci�, mierzy�em z�owrogo portrety, kt�re wydawa�y si� jakby mniej straszne. Wci�� pada�o, ale burza odesz�a na zach�d. Za�wieci�em lampk� i z lekkim l�kiem przygl�da�em si� jak refleksy �wietlne odbijaj� si� w prawie rzeczywistych oczach dziewczyny, kt�ra jakby przygl�da�a si� mi zaskoczona ponownym widokiem.
- Narysuj� ci� skarbie - szepn��em - cho�by ca�e piek�o chcia�o mi przeszkodzi� - nawet nie wiedzia�em jak blisko by�em prawdy.
Sz�o mi jako� szybciej, po kolei pojawia�y si� zarysy, charakterystyczne punkty. Zacz��em o tych ciekawych oczu. Za ka�dym razem gdy w nie patrza�em czu�em si� niepewnie, mia�em wra�enie, �e zaraz przymkn� powieki i otworz� si� inne, upiorne, pod�e. Nawet odnios�em wra�enie, �e tak si� w�a�nie sta�o, a moje serce zgubi�o kilka uderze�.
Nie, przewidzia�o mi si�.
I wtedy poczu�em dotyk na ramieniu, tak wydawa�o mi si�, �e to dotyk. Odwr�ci�em si� gwa�townie a o��wek wypad� mi z r�ki. I zn�w nic tam nie by�o. Obok twarzy przemkn�� mi szept, teraz by�em tego pewien, to na pewno szept. Ca�ym moim cia�em wstrz�sn�� dreszcz przera�enia.
W oczach dziewczyny z portretu ujawni�o si� co� co wzi��bym za strach, gdybym wierzy�, �e obrazy mog� okazywa� uczucia. Teraz by�em pewien, �e kto� chce ze mnie zakpi�, kto�...?
Si�gn��em po buzdygan trzymany przez stoj�c� obok krzes�a zbroj� i zamachn��em si� przed siebie. Zamar�em.
Zn�w dreszcz, ch�ody powiew ocieraj�cy si� o ucho by� kropl� przepe�niaj�c� miar�. Podszed�em do obrazu i zdj��em go ze �ciany rzucaj�c na pod�og�. Portret le�a� na mi�kkim dywanie, za� dziewczyna patrzy�a na mnie. To potworne z�udzenie trwa�o tylko chwil�, ma��, ledwie zauwa�aln� sekund�. Podszed�em do niego. Wszystko w porz�dku.
Unios�em obraz wstydz�c si� swojego braku opanowania, przecie� co to mog�o innego by� je�li nie moje zm�czenie i ponury nastr�j zamku? Odwiesi�em portret i stoj�c naprzeciw namalowanej twarzy dziewczyny szepn��em kierowany impulsem:
- Wybacz ma�a.
Wr�ci�em do rysowania. Wiedzia�em, �e dzisiaj nie sko�cz�, ale z pasj� stara�em si� odda� ka�dy szczeg� jej twarzy, zastanawia�em si� jak bardzo i czy w og�le uzyskam nadzwyczajny rodzaj urody tej dziewczyny.
Szept nie powt�rzy� si�, ale ca�y czas czu�em jakby pozagrobowy ch��d, zimno kontaktu z czym� martwym. Jako� czu�em, �e ta dziewczyna nie �yje, by�em tego pewien pomimo, �e data na obrazie g�osi�a uroczy�cie 1998, czyli trzy lata temu. To prze�wiadczenie jeszcze bardziej pot�gowa�o m�j niepok�j, ale nie wiedzia�em dlaczego.
Doko�czy�em oczy. Opar�em si� o mi�kkie oparcie krzes�a, odk�adaj�c szkicownik na stolik.
Wtem us�ysza�em kroki. Zerwa�em si� z miejsca, ale to by� wujek. Zamkn��em blok i usiad�em z powrotem na krze�le.
- Witaj Chris. Ju� odpocz��e�?
- Nawet si� nie k�ad�em wujku - odpowiedzia�em po angielsku, wujek zrozumia� u�miechn�� si� i r�wnie� przeszed� na ten j�zyk.
- Naprawd� dawno nie m�wi�em po polsku. Wiesz, czasami t�skni� za Polsk�.
- Ach wujku, nie ma za czym, bezrobocie, deficyt bud�etowy, nic ciekawego.
Stary m�czyzna za�mia� si�.
- Co tutaj robisz? - zapyta� i zn�w jego spojrzenie pow�drowa�o w stron� obrazu.
- Ja? Siedz�... i rysuj� sobie.
- Nie obawiasz si�... tu tak... - urwa�, jakby zda� sobie spraw�, �e za du�o powiedzia�.
- Czego mam si� obawia�? - postanowi�em wyci�gn�� z niego jak najwi�cej.
Wuj chrz�kn�� i spos�pnia�, rzuci� kolejne spojrzenie na portret i odszed� bez s�owa pozostawiaj�c mnie samego po�r�d tajemnicy jak� roztacza ten dom i ten portret.
Kim ona jest, i dlaczego wujaszek nie chce o niej m�wi� ani s�owem?
Zabra�em blok i skierowa�em si� do swojego pokoju spogl�daj�c ostatni raz na portret. Ca�kiem normalny obraz przedstawiaj�cy pi�kna dziewczyn�. Gdy dotar�em do swojego plecaka zatrzyma�em si�. Schowa�em szkicownik nie do niego, ukry�em go pod ubraniami, kt�re Sharon wypakowa�a w szafie. Z plecaka wyci�gn��em tylko dyktafon i poszed�em na poszukiwanie Sharon.
Je�li ona mi wszystkiego nie wygada to ju� nikt!
Spotka�em j� gdy zamiata�a schody prowadz�ce od wej�cia na pierwsze pi�tro pa�acu. U�miechn�a si� na m�j widok.
- Takiemu to dobrze, mo�e si� obija� przez ca�y dzie� - powiedzia�a zgarniaj�c niewielk� kupk� piasku na szufl�.
- Sharon? Mo�esz mi zdradzi� pewien sekret? - zapyta�em przymilnym tonem.
- O nie tylko �adnych sekret�w.
- Ten jest malutki.
- W tym domu nie ma ma�ych sekret�w. S� tylko wielkie.
Zastanowi�y mnie te s�owa.
- O jakich wielkich sekretach m�wisz?
- Ach Chris, nie powinnam o tym z tob� rozmawia�. Id� lepiej odpocznij, masz za sob� d�ug� podr�...
- M�wisz jak moja babcia.
Sharon spojrza�a na mnie z wyrzutem.
- To nie s�uchaj - odpowiedzia�a i zmiot�a nast�pn� kupk� piasku na �opatk�.
- Dobrze, przepraszam, nie chcia�em ci� urazi�. M�wi� tylko, �e w domu tym dzieje si� co� dziwnego, a ja nie lubi� nie wiedzie� co si� dzieje.
- Ale to pomiesza�e� - rzek�a Sharon, z kt�rej gniew wyparowa� jak za dotkni�ciem magicznej r�d�ki.
- Tak czy owak, chcia�bym co� wiedzie�.
- Ja te�, cho� mieszkam tu trzy lata, nikt mi nic nigdy nie powiedzia�.
A wi�c przyzna�a, �e nadzwyczajna atmosfera tego domu nie jest moim z�udzeniem i wynikiem zm�czenia.
- Ja si� dowiem. Popytaj w�r�d swoich, mo�e kto� co� powie, nawet nie�wiadomie.
Nadszed� wymarzony wiecz�r i noc. Po kolacji poszed�em do swojego pokoju i zamkn��em drzwi na klucz. Umy�em si�, przebra�em i z rozkosz� wskoczy�em do mi�kkiego ��ka.
Gdy si� zbudzi�em by�a godzina chyba oko�o pierwszej. Nie wiedzia�em co mnie obudzi�o, le�a�em tak na plecach wpatruj�c si� w sufit, zegar tyka� niemi�osiernie g�o�no, a� wsta�em aby go zatrzyma�. Gdy mia�em wej�� do ��ka dosta�em g�siej sk�rki, zaraz potem us�ysza�em dziewcz�cy krzyk, jakby wo�anie o pomoc. Krzyk by� coraz g�o�niejszy, pe�en grozy, przera�enia i tylu emocji, �e ci�ko nazwa� go krzykiem.
Pom�cie mi prosz�, b�agam wypu��cie mnie!
Sta�em jak zmieniony w kamie�, zastanawiaj�c si� czy czasem nie �ni�. Wrzask powtarza� si�, przechodz�c w nieludzkie wycie rozpaczy, wo�anie zza grobu pe�ne �alu i wyrzutu.
Pom�cie mi, pomocy, prosz�, b�agam!
P�acz, tak rzeczywisty, �e nie m�g� by� urojeniem. Podbieg�em do drzwi i przekr�ci�em kluczyk. Korytarz rozbrzmiewa� krzykiem, lamentem, krzykiem dziewczyny. Na pocz�tku my�la�em, �e to Sharon, �e co� jej si� sta�o. Potem gdy p�acz zmieni� si� na �a�osne wycie, jakby pot�pie�ca, zatrzyma�em si�. Korytarz by� pusty, rozbrzmiewa� jednak nadludzkim �kaniem.
Wypu�cie mnie wypu�cie, tu co� jest wypuuu��cie!
Ku mojemu przera�aniu g�os dochodzi� w�a�nie z tego korytarza. Z�owrogie portrety krzywi�y si� w nocnych cieniach, pe�nych mrocznych tajemnic i z�a czaj�cego si� w ka�dym zakamarku. Wrzaski, kt�re powinny przywo�a� wszystkich mieszka�c�w, rozchodzi�y si� echem po ca�ym korytarzu, po ca�ym domu. Firany falowa�y od nieistniej�cego wiatru, a ja sta�em jak zamroczony. Strach jaki mnie opanowa�, nigdy nie czu�em tak niewyobra�alnej trwogi. Nie mia�em poj�cia jak to mo�liwe, w miar� jak zbli�a�em si� do portretu dziewczyny czu�em jakby ka�dy fragment cierpienia jakie musia�a prze�ywa� w�a�cicielka tego zrozpaczonego g�osu nale�a� do mnie, by� cz�ci� mojej przesz�o�ci.
W ko�cu stan��em naprzeciw obrazu, a fala krzyku i p�aczu by�a jeszcze wi�ksza, jakby zwielokrotniona. Posta� dziewczyny �ka�a niemym wrzaskiem. Prosi�a o pomoc, kt�ra nie mog�a nadej��, kt�ra nigdy nie nadesz�a. Cierpienie i strach, przejmuj�ca trwoga, przera�enie, wszystkie te okropne uczucia towarzyszy�y temu g�osowi.
Patrza�em w pi�kne oczy wilgotne, mokre od �ez. P�acz usta�, lament znik�, pozosta�o tylko zanikaj�ce echo pi�tna b�lu. �zy wysch�y, a ja z trwog� w sercu i niepewno�ci� co zdarze� wr�ci�em do pokoju.
Ranek wsta� pogodniejszy. Wprawdzie chmury nadal przes�ania�y b��kit nieba ale nie pada�o, to by�o najwa�niejsze. Przy �niadaniu zapyta�em wujka czy dobrze mu si� spa�o. Spojrza� na mnie podejrzliwie i skin�� g�ow�. Sharon poda�a jedzenie, pomaga�a jej inna kobieta, znacznie starsza, to pewnie by�a kucharka.
- S�yszeli�cie co� w nocy? - zapyta�em nieostro�nie.
Zebrani spojrzeli na mnie, za� Sharon posz�a do kuchni.
- Co masz na my�li? - zapyta�a ciotka.
- A nic, wydawa�o mi si�, �e kto� p�aka�.
Wuj zblad� wyra�nie, ale czy tylko ja to zauwa�y�em?
- Musia�o ci si� przes�ysze� - poczu�em ch��d - w takich starych zamkach wiatr robi r�ne ciekawe rzeczy.
Ani troch� jej nie wierzy�em dobrze wiedzia�em, �e to nie by� wiatr, ale wci�� wzbrania�em si� przed przyznaniem sobie, �e to mog�o by� co� innego. Ale moja stanowczo�� pod tym wzgl�dem by�a ju� mocno nadwer�ona.
Po kolacji spakowa�em sobie dwie kanapki, szkicownik, o��wek, buzdygan, kt�ry bardzo mi si� spodoba�, mam go do dzi� oraz sprezentowan� mi przez Ralpha latark� i wyruszy�em na spacer do ogrodu za domem.
Ogr�d ten to praktycznie park. Wysokie stare drzewa i krzewy tworzy�y od strony domu nieprzebyty mur. Obchodz�c go natrafi�em jednak na mroczn� �cie�k� pomi�dzy dwoma pot�nymi konarami. Zajrza�em do �rodka i schylaj�c si� wszed�em na dr�k�, krocz�c delikatnie po wilgotnych opad�ych li�ciach i ma�ych ga��zkach. Dooko�a czu� by�o wilgo� i zapach grzyb�w oraz gnij�cych li�ci.
Delikatna mg�a nadawa�a tym starym pniom specyficznego wygl�du. Ka�dy z nich opowiada� jakby osobn� histori�, ka�dy mia� co� do pokazania i opowiedzenia, czeka�y wi�c na kogo� kto m�g�by je wys�ucha�, strasz�c powyginanymi ga��mi i dziwnymi szczelinami w korze. Szed�em tak kilka minut a� wreszcie �cie�ka wyprowadzi�a mnie na zaro�ni�t� polank�, na kt�rej sta� samotny d�b.
Stare drzewo zaprasza�o, emanowa�o niepoj�t�, tajemnicz� moc�, o kt�rej do dzisiaj nic nie wiem. Podszed�em do niego id�c przez mokr� traw�. Zauwa�y�em wtedy trzy kamienie ustawione w jednakowych odst�pach od drzewa. Musia�y sta� tu od wiek�w, poro�ni�te mchem i zag��bione w ziemi zdawa�y si� tworzy� zielonych stra�nik�w pnia i roz�o�ystej korony drzewa.
Przyjrza�em si� im z bliska, zauwa�y�em pomi�dzy mchem jaki� napis. Zdar�em porosty no�em i moje serce zabi�o szybciej. To groby. Pi�kne groby, na �onie natury, przy starym d�bie. G�az ten oznaczony by� rokiem 1864, poczu�em si� jak odkrywca.
Wtem zauwa�y�em kogo� id�cego przez polan� i wchodz�cego w las po jej drugiej stronie. Pobieg�em przez traw�, raz o ma�y w�os nie potykaj�c si� o kamie�. To by�a dziewczyna w jeansach i br�zowym swetrze, na m�j widok wbieg�a w las.
No to ma powody do ucieczki, to prywatna ziemia, pomy�la�em i pobieg�em za ni�. Zaj�o mi to troch� czasu ale w ko�cu uda�o mi si� j� dogoni� w niewielkim zagajniku z pomnikiem wyobra�aj�cym dw�ch p�acz�cych anio�k�w, kolejny gr�b z p�yta przysypan� zesch�ymi li��mi.
- Nie musisz ucieka� - odezwa�em si� w ko�cu troch� zasapany.
- To dlaczego mnie gonisz? - zapyta�a dziewczyna i odwr�ci�a si� w moj� stron�.
Oniemia�em, czarne w�osy opada�y na ramiona, b��kitne oczy wpatrywa�y si� we mnie z ciekawo�ci�, za� pi�kna twarz elfki wyra�a�a rozbawienie.
- Dlaczego si� tak na mnie patrzysz? - zapyta�a z u�miechem - czy�bym tak ci si� podoba�a?
Ale skromna, to by�a jedyna my�l, kt�ra zdo�a�a si� przebi� przez moj� zas�on� zdziwienia.
- Ech...
- Tylko tyle masz do powiedzenia? - zachichota�a - i bieg�e� dla tego przez p� ogrodu?
Nie znosz� kiedy kto�, a szczeg�lnie kto� taki, zachowuje si� w ten spos�b, no c� ale to musia�o wygl�da� przynajmniej troch� komicznie.
- Mo�e by� si� przynajmniej przedstawi�.
- Jestem Christopher, mieszkam w tym... domu... - zaczyna�o mi brakowa� s��w, m�j angielski nie jest gotowy na takie sytuacje.
Teraz to ona mi si� przygl�da�a, czu�em si� nieswojo pod jej badawczym, ale zarazem pe�nym sympatii spojrzeniem. W ko�cu u�miechn�a si� i podesz�a bli�ej.
- Jestem Catherine Scott.
A niech mnie, to jednak prawda, to ona jest na tym portrecie, ale w takim razie... za du�o dziwnych spraw, za du�o pyta�.
- Mieszkam niedaleko, dzisiaj przyjecha�am.
- Naprawd�? To wspaniale, to znaczy chcia�em powiedzie�... hmm...
- Nie jeste� st�d prawda? - zapyta�a s�odkim g�osem, kt�ry coraz bardziej przypomina� mi idea�.
- Nie, pochodz� z... Polski - wyj�ka�em, rany dlaczego zawsze przy �adnej dziewczynie musia�em si� j�ka�.
- Z Polski? Daleko, podoba ci si� tu?
- Bardzo, cho� mam... problemy z aklimatyzacj�.
Catherine roze�mia�a si�.
- Widz�.
Sp�dzili�my na rozmowie dobre trzy godziny. Nie s�dzi�em, �e z dziewczyn� mo�na rozmawia� o tak wielu sprawach, Ania jest raczej monotematyczna. Za to z Catherine mo�na by�o m�wi� o wszystkim, okaza�o si�, �e mamy nawet wsp�lne zainteresowania, tak wiele wsp�lnego. To by�o niesamowite.
- Robi si� ju� p�no - rzuci�em, cho� nie chcia�em tego m�wi�.
- Racja b�d� si� o nas martwi� - u�miechn�a si� Cathi i doda�a wstaj�c - spotkamy si� jutro?
- No pewnie - odpowiedzia�em entuzjastycznie i zarzuci�em plecak.
Szybko robi�o si� ciemno, gdy by�em obok trzech grob�w musia�em za�wieci� latark�. Gdy jej strumie� omi�t� jeden z g�az�w odnios�em wra�enie, �e za nim kto� jest. Postanowi�em nie sprawdza�, a gdy poczu�em ch��d buzdyganu w r�ce by�em pewien, �e ktokolwiek to jest po�a�uje je�li mnie przestraszy.
Do zamku dotar�em gdy by�o ju� ca�kiem ciemno. W drzwiach powita� mnie Ralph, kt�ry ju� mia� zamyka� na noc.
- Gdzie si� w��czysz po nocy?
Zaczyna�em go nie lubi�. Ale by�em pewien, �e dzisiaj nic mi nie popsuje humoru. Wbiegaj�c na schody zahaczy�em o Sharon.
- O ju� jeste�? Omin�a ci� kolacja i obiad. Ciotka nie by�a zadowolona.
- Przepraszam mamo.
- Przesta� si� wyg�upia� Chris, mam odegra� rol� twojej starszej siostry?
- A� taka stara nie jeste� - doci��em jej.
- Ty, ty, znamy si� dopiero jeden dzie�. Nie mo�esz ocenia� mojego wieku!
- Nie obawiaj si� jeszcze ci� o r�k� nie prosz�.
Sharon zrobi�a teatralny gest.
- I chwa�a Bogu!
- Wiesz co? Czy gdzie� tu jeszcze mieszkaj� jacy� Scottowie? - zapyta�em bezwiednie, za� pokoj�wka spojrza�a na mnie pytaj�co.
- Tak tylko pytam bo spotka�em dzisiaj dziewczyn� o takim nazwisku.
Sharon spojrza�a na mnie jakby mi co� dolega�o.
- Nie Chris, nie ma tu nikogo takiego. A gdzie ty j� spotka�e�. Do najbli�szego miasta jest kilkana�cie mil, za� najbli�szy dw�r jest opuszczony od siedemdziesi�ciu lat.
Skin��em g�ow�, �yczy�em jej dobrej nocy i pocz�apa�em do swojego pokoju zatrzymuj�c si� przy portrecie rozpromienionej Catherine.
- Kim ty jeste�? - zapyta�em obraz, kt�ry jak to obraz nic mi nie m�g� powiedzie�.
Zn�w dotkn�o mnie uczucie ch�odu, ale s�absze, nie tak przejmuj�ce jak to by�o za pierwszym razem, zas�ony poruszy�y si� nieznacznie zatrzymuj�c mnie w miejscu.
Odetchn��em g��biej. Cokolwiek czai�o si� w tym korytarzu nie mog�o mnie pokona�, mia�em buzdygan.
Nic na mnie nie skoczy�o, �aden stw�r nie pokaza� furii swej w�ciek�o�ci i z�a, cho� wygl�da�o jakby ca�e setki ich kry�y si� w cieniach tego korytarza. Kto wie, mo�e si� mi tylko przygl�da�y, mo�e wiedzia�y, �e za nied�ugo odjad� pozostawiaj�c im ca�e pi�tro?
Nie wiem, gdy ruch zas�on usta� skierowa�em si�, ogl�daj�c ca�y czas za siebie, do mojego pokoju.
Zamkn��em drzwi na zamek, cho� niewiele by to da�o gdyby mroczne si�y postanowi�y zaatakowa�.
Rozejrza�em si� po moim pokoju, w mroku wydawa� si� taki obcy. Zapali�em �wiat�o, pusto, wszystko na swoim miejscu.
Podszed�em do stolika gdzie le�a� m�j dyktafon. Przewin��em troch� kasety w ty�, aby odnale�� kilka zda� mojego nowego opowiadania nagranego podczas przerwy w podr�y. Nacisn��em play.
"Pomocy, pom�cie mi, b�agam. Tu co� jest, jakie� co� prosz� nie, nie b�agam..." Stop.
Serce zacz�o mi wali� jak m�ot kowalski. Play.
"Ratunku pomocy, nieeee" i potem szloch, p�acz, wycie, pot�pie�cze wycie jakby skazanej na zag�ad�. Stop.
Pisk, "nie pomocy pomocyy, b�agam, niech kto� mnie us�yszy, s�yszysz mnie s�yszysz!? Stop.
Zn�w do przodu. Play.
"Na pewno mnie s�yszysz, pom� mi, pom�..." p�acz, tak �a�osny, �e moje oczy zwil�y�y si�. Stop...
Od�o�y�em dyktafon, a kaset� trzyma�em d�ugo w r�ku. Zastanawia�em si�, czy to czasem nie g�upi �art, tak g�upi, �e trudny do rozszyfrowania. Ale ten g�os by� taki sam, jak zesz�ej nocy, identyczny, tak samo pe�en rozpaczy i beznadziejno�ci w swych pro�bach. Do kogo nale�a�? Dlaczego b�aga� o pomoc? Pomoc w czym? Takie pytania ko�ata�y mi si� po g�owie gdy k�ad�em si� w mi�kkiej, ch�odnej po�cieli. Takie pytania snu�y mi si� przez sny gdy odchodzi�em do mitycznej krainy sennego zapomnienia.
Rano ubra�em si� szybko, zjad�em i wybieg�em z domu ze swoim zwyczajowym ekwipunkiem, kt�rego nieod��czn� cz�ci� sta� si� teraz dyktafon i kaseta z nietypowym nagraniem. Postanowi�em podzieli� si� swoimi niepokojami z urocz� Catherine, mo�e ona mi co� poradzi. Gdy przedziera�em si� przez g�szcz drzew u�wiadomi�em sobie, �e nie umawia�em si� z ni� na godzin�, nie wiedzia�em czy b�dzie w zagajniku.
Przechodz�c obok trzech starych grob�w zatrzyma�em si� na chwil�. Moj� uwag� przyku� kawa�ek sznura zwisaj�cy ze znajduj�cej si� ni�ej mocnej ga��zi. Podszed�em bli�ej, stary gruby sznur, m�g� mie� kilka, a nawet kilkana�cie lat. Pod tym dziwnym d�bem zawsze by�o sucho, tylko wilgo� g�az�w i otoczenia przypomina�a o panuj�cym tu klimacie.
- Hu�tawka - us�ysza�em za sob� przyjemny g�os Catherine.
Odwr�ci�em si� gwa�townie.
- Sk�d wiesz? - zapyta�em z lekkim zdziwieniem, �e zdo�a�a tak �atwo si� do mnie podkra��.
- Tu le�y siedzonko - wskaza�a na kawa�ek przegnitej deski w trawie - ciesz� si�, �e jeste� - doda�a i poca�owa�a mnie w policzek.
Jestem pewien, �e si� zarumieni�em. Stali�my tak chwilk� przypatruj�c si� sobie, w ko�cu Cathi zrobi�a dwa kroki w ty�.
- To s� groby dw�ch braci i siostry, kt�rzy �yli dawno temu. Jak my�lisz, dlaczego pochowano ich w takim pi�knym miejscu, wtr�jk�cie? - zapyta�a moja elfka i opar�a d�o� na jednym z kamieni.
- Nie wiem, Cathi - wydawa�o mi si�, �e znam j� ju� tak d�ugo, �e sama prosi�a mnie abym u�ywa� takiego zdrobnienia.
- Nienawidzili si�, walczyli o to aby ojciec zapisa� im jak najwi�cej pieni�dzy. W ko�cu zmarli na jedn� chorob�, prawie jednocze�nie. Jak my�lisz czy ich nienawi�� mog�a przetrwa� �mier�?
Zastanawia�em si� przez chwil� po czym spojrza�em jej w oczy.
- Nie wiem. Ale stoimy na ziemi, w kt�rej spocz�li czy jeste�my cz�ci� tej nienawi�ci? - teraz ja zapyta�em, cho� wcale nie oczekiwa�em odpowiedzi.
Catherine posmutnia�a.
- A czy mi�o�� mo�e przetrwa� �mier�? Czy straszna �mier� mo�e zabra� z m�odego serca mi�o��? - odpowiedzia�a kolejnym pytaniem.
Nie wiedzia�em co powiedzie�. Zaproponowa�em jej spacer.
Godziny p�yn�y, a my sp�dzali�my je na �atwiejszych tematach, nie powr�cili�my ju� do tego pytania.
Tej nocy r�wnie� s�ysza�em zawodzenie w domu. Zastanawia�em si� czy to �mier� by�a przyczyn� w rozpaczy tej nieznanej mi dziewczyny, czy mo�e zawiedziona mi�o��.
Ten dzie� by� pochmurny i wietrzny. Catherine mia�a na mnie czeka� w zagajniku. Czu�em si� jednak nienajlepiej. Ci�g�y niepok�j odbi� si� na moim zdrowiu. Nieprzespane noce pe�ne dziwnych prze�y�, nagrania na moim dyktafonie, kt�rych nie robi�em, kt�rych nie mia� prawa zrobi� �aden cz�owiek i ta sprawa z kaset�, kt�ra przy Catherinie by�a czysta, pusta. W ko�cu zebra�em si� na si�y, nie wzi��em plecaka, zabra�em tylko latark�. Wyszed�em w wietrzny poranek, chmury sun�y po niebie z ogromn� szybko�ci�, a ja przemyka�em pomi�dzy z�owrogo wygl�daj�cymi konarami. Nie zwr�ci�em na to uwagi ale samotny d�b przypomina� wykrzywion� ludzk� posta�. Wykrzywion� w dziwny spos�b.
Skierowa�em si� do zagajnika z pos�giem. Catherina ju� tam by�a, siedzia�a na p�ycie nagrobnej bawi�c si� ma�ym wyschni�tym listkiem.
- Witaj - odezwa�a si� pierwsza i zaprosi�a mnie gestem abym ko�o niej usiad�.
Zrobi�em to.
Otoczenie by�o zmienione, ciemne, jakby nietutejsze. W Cathi te� by�o co� dziwnego, nieobecnego, poci�gaj�cego. Zastanawia�em si� sk�d ona tu przychodzi�a, kim naprawd� jest, co tu robi poza czekaniem na mnie.
Dziewczyna spojrza�a mi w oczy. Zobaczy�em w nich b�l przemieszany z trwog�, a zarazem nadziej�. Przysun�a si� bli�ej mnie.
- Wiesz, znam ju� odpowied� na wiele pyta�. Mia�am wystarczaj�co du�o czasu na zastanowienie si�.
Jej s�owa by�y spokojne, a zarazem wypowiadane z napi�ciem, ciche a jednocze�nie krzycza�y. Poczu�em si� dziwnie, ogarn�� mnie obcy ch��d.
- Chris - szepn�a i poca�owa�a mnie w usta.
Ten poca�unek by� zimny, a zarazem nami�tny, gor�cy a jednak ch�odny. Obj��em j� i przycisn��em do siebie ca�uj�c mocniej, aby przywo�a� to ciep�o, wywo�a� je z zapad�ych odm�t�w cierpienia. Za�o�y�a mi r�ce za g�ow�, po�o�y�em j� na p�ycie, suche listki zatrzeszcza�y. Wiatr zwia� ich kilka nam na twarze, a ch�odne powietrze jeszcze bardziej nas do siebie zbli�y�o.
Czu�em w g�owie wirowanie, obrazy przemyka�y jeden za drugim, nie potrafi�em ich nazwa� czy nawet opisa�, mo�e po prostu nie chcia�em.
Zdj��em jej sweter odgarniaj�c czarne w�osy z twarzy, kt�r� stara�em si� rozgrza�, przywo�a� z nieobecno�ci do istnienia. Gdy rozpi��em jej bia�� bluzk� str�ci�a ruchem r�ki ubranie ods�aniaj�c fragment napisu na grobie, ...998.
Ca�owa�em jej szyj�, ramiona, a ch��d wichru szala� pomi�dzy nami, m�j t-shirt zas�a� ziemi�, a ja ca�owa�em odchodz�c� Catherine, pie�ci�em jej piersi i rozkoszowa�em si� blisko�ci�, cho� podmuchy powietrza s�a�y na nas ch�odne spojrzenie lasu, starych drzew, powyginanych ga��zi i mrocznych cieni.
Jej oczy wpatrywa�y si� w moje b�yszcz�c, jarz�c si� wewn�trznym pragnieniem �ycia.
Przywar�a do mnie bli�ej, str�caj�c kolanem kolejne li�cie przykrywaj�ce napis, ...ne.
Oddycha�a szybko g�adz�c moje plecy, szepta�a co�, nie dos�ysza�em co gdy� jej usta ponownie z��czy�y si� z moimi przesy�aj�c gor�cy poca�unek. Unosz�c si� lekko ods�oni�em r�k� kolejny fragment napisu, ..a... .
Wiruj�cy mrok zaleg� dooko�a, a wiatr zrywa� ostatnie li�cie z ostrych, nieprzyjaznych ga��zi, kt�re teraz nie wygl�da�y jak ro�liny, tylko jak szpony z�ych istot nie z tego �wiata, si�gaj�cych po nas.
Ca�owa�em jej pier�, brzuch, �ono... zimno zacz�o wygrywa�, niszcz�c nasz� blisko��. Cathi obi�a mnie z ca�ej si�y, trzymaj�c si� tej jedynej rzeczywisto�ci, jawnej mi�o�ci, kt�r� jej serce gorza�o. Unosz�c si� w mi�osnej ekstazie str�ci�a �okciem nast�pne li�cie, przesuwaj�c si� lekko na bok, 14. Pa�dzierni...
Zbli�y�a usta do mego ucha i szepn�a: Pom� mi, prosz�...
Nie wiem co si� potem sta�o, nag�a ciemno��, mrok i krzyk, rozpaczliwy krzyk dziewczyny prosz�cej o pomoc, pomoc kt�ra...
Ockn��em si� zmarzni�ty, przemoczony i oszo�omiony. Prawie nagi le�a�em przy wej�ciu do zamku. Ubra�em si� w mokre ubrania i zadzwoni�em. Czekaj�c na Ralpha obr�ci�em si� jeszcze raz w stron� ciemnego ogrodu, niepewny wydarze�, niepewny wszystkiego. Dr�a�em z zimna, ze strachu i tylu emocji, �e nie spos�b by�o ich opisa�.
Po chwili drzwi otworzy�y si�, a Ralph widz�c mnie natychmiast schowa� bro�.
- Christopher, co ty...? Gdzie ty...
Z�apa� mnie tu� przed upadkiem, o ile pami�tam straci�em przytomno��.
Przebudzi�em si� w mrocznym pokoju. Unios�em si� poszukuj�c znajomych cieni, szukaj�c z�a czaj�cego si� w zakamarkach tej budowli, przekl�tego zamku. G�owa pulsowa�a t�pym b�lem, musia�em si� w ni� uderzy�, mo�e podczas wiatru, gdy wraca�em od Catherine spadaj�ca ga��� pozbawi�a mnie przytomno�ci?
Na dworze pada�o, wia� silny wiatr, by� dzie�, ale kt�ry od spotkania z Cathi, czy czeka�a na mnie teraz podczas tego deszczu? Czy w zagajniku pada�o, czy pos�gi by�y mokre? Czy gr�b...
Serce prawie mi stan�o gdy nag�a pozbawiona sensu my�l przemkn�a mi przez �wiadomo��.
Rozb�ysn�o �wiat�o i do pokoju kto� wszed�. Przys�oni�em oczy przyzwyczajone do p�mroku i spojrza�em w kierunku otwieranych drzwi.
- No i co, gdzie to chodzi�e� tak po nocy? - zapyta�a weso�o Sharon.
Opar�em g�ow� z powrotem o poduszk� uspokojony nieco, cho� prawd� m�wi�c, nie wiem dlaczego, ale spodziewa�em si� kogo� innego.
- Masz tu od kucharki, co� specjalnie dla ciebie - powiedzia�a dziewczyna i po�o�y�a tac� wype�nion� naczyniami i pachn�cym jedzeniem na stolik. Usiad�a obok mnie na ��ku i przyjrza�a si� mojemu czo�u.
Dopiero teraz poczu�em, �e mam na g�owie opatrunek. Dotkn�a go lekko, a gdy j�kn��em, ot tak dla zasady aby zrobi� wra�enie potwornie poszkodowanego, cofn�a r�k�.
- Ale ci kto� musia� przy�o�y� - powiedzia�a ze wsp�czuciem i przysun�a si� bli�ej - musz� ci co� powiedzie�.
- Co takiego? - zapyta�em s�abo spogl�daj�c na pokoj�wk�.
- Wiesz, gdy odkurza�am w hollu, no wiesz w tym, w kt�rym jest wej�cie do biblioteki, us�ysza�em rozmow� Pana z Pani�.
U�miechn��em si� lekko.
- Niegrzeczna dziewczynka...
- Przesta�, przecie� sam prosi�e�. Rozmawiali o bratanicy pierwszej �ony Pana, niejakiej Catherine, chyba tak j� nazwali. Co ci jest?
Musia�em wygl�da� strasznie, ale potworny niepok�j jaki mn� targn�� i niedawna, jak�e absurdalna my�l zaczyna�y sk�ada� si� w potworn� uk�adank�, kt�rej nie potrafi�em ogarn�� my�l�.
- Chris?
- No... m�w o czym oni... ach, m�wili!
Niepok�j Sharon ukaza� si� na jej �adnej twarzy.
- Chyba nie powinnam.
Szarpn��em j� za rami�.
- No powiedz mi.
Po chwili milczenia zgodzi�a si�.
- M�wili o tym, �e... wiesz powiem dok�adnie to co powiedzia� Pan, m�wi�: "Od kiedy Catherine znik�a nie potrafi� si� wyzby� potwornego uczucia osamotnienia i tego, �e co� jest nie tak". Tak m�wi�, nie s�ysza�am o jakim� zagini�ciu ale Pani wspomnia�a co� o Jane Scott by�ej �onie Pana, a ciotce tej Catherine, i powiedzia�a, �e ona tak�e zagin�a w tym domu, tu� przed m�od� Scott czyli dok�adnie trzy lata temu w styczniu. Wtedy Pan rykn��, �e Jane go zostawi�a i uciek�a z jakim� milionerem do Ameryki i...
Podnios�em si� gwa�townie i nie zwa�aj�c na to, �e jestem tylko w bokserkach, a w pokoju jest obca dziewczyna, podbieg�em do szafy wyci�gaj�c suche spodnie. W mojej g�owie ko�ata�y si� my�li, w�tpliwo�ci i prawie blu�niercze pomys�y na wyja�nieni tajemniczych zagadek. Wci�gn��em jeansy i ubra�em koszul�.
- Co robisz, gdzie idziesz - dopytywa�a si� Sharon, gdy zak�ada�em p�aszcz przeciwdeszczowy, kt�rego mia�em zamiar nie ubiera� na wyje�dzie.
Za�o�y�em buty a Sharon krzykn�a:
- St�j Chris, nie mo�esz nigdzie i��!
Spojrza�em na ni� ob��dnym spojrzeniem, pe�nym desperacji i strachu.
- Musisz? - prawie stwierdzi�a ni� zapyta�a - wi�c id� z tob� - zrzuci�a fartuch i ubra�a moj� drug� kurtk�.
Nie protestowa�em.
Wybiegli�my w mrok, w deszcz lej�cy si� z nieba, popychany podmuchami zimnego wiatru wiej�cego znad przekl�tego ogrodu. W��czy�em latark� omiataj�c jej promieniem pobliskie drzewa ich mroczne ga��zie i li�cie. Cienie w panicznym strachu umkn�y w g��b ciemno�ci. Po chwili znalaz�em pe�ne wilgoci, mroku i trudnego do zidentyfikowania z�a przej�cie ziej�ce niczym dziura w otch�ani. Spojrza�em na wystraszon� ale pewn� Sharon, ach gdyby nie Cathi...
Skin��em jej aby posz�a za mn�.
- Trzymaj si� blisko - krzykn��em, si�uj�c si� z szumem deszczu i wiatru hulaj�cego pomi�dzy szponiastymi ga��ziami.
�wiat�o latarki wdar�o si�, jak intruz w �cian� ciemno�ci przej�cia. Konary drzew zdawa�y si� nas przygniata� zastawia� drog�, jakby jaka� ogromna z�a si�a nie chcia�a ukaza� mi tajemnicy. Prawie bieg�em s�ysz�c za sob� szybki kroki Sharon. Ostre ga��zie, jak �ywe ociera�y si� nam o ubrania niszcz�c je, rani�c, dr�c. Poczu�em dra�ni�cie na twarzy, po chwili ciep�o krwi.
Wybiegli�my na sk�pan� w strugach deszczu polan�. W mroku na tle p�mrocznego nieba samotny d�b wydawa� si� szkaradn�, pokraczn� istot� o ostrych szponach. W miar� jak wiatr porusza� koron� tego dziwnego drzewa, szkaradnie wykrzywiona posta� zdawa�a si� rusza� i z�orzeczy� nam �yj�cym.
Sharon krzykn�a co� do mnie, ale nie s�ysza�em dok�adnie co. Sta�a jak wryta, jakby mrok wyssa� z niej �ycie i pozostawi� tylko pust� skorup�.
Z�apa�em j� za r�k� i poci�gn��em za sob�, pobieg�a.
Trzy g�azy stercza�y z ziemi niczym powstaj�ce do �ycia demony ziemi, pradawne istoty, zrodzone z piekielnych mocy niegodziwo�ci i nienawi�ci rodze�stwa, tak z�ej nienawi�ci grob�w. Po�miertna, blu�niercza moc tkwi�a w tej ziemi, po kt�rej st�pa�em z Sharon zmierzaj�c do otoczonego starymi drzewami zagajnika.
Deszcz nie ustawa�, wydawa�o mi si� nawet, �e nasili� si� tylko, za� wiatr zdawa� si� wia� od samego grobowego zagajnika.
Ujrza�em go, dwa pos�gi anio�k�w p�acz�ce nad nagrobn� p�yt�. Podbiegaj�c do niego potkn��em si� o wystaj�cy korze�, latarka wypad�a mi z r�k i odkula�a si� kilka krok�w dalej. Podpe�z�em na czworakach do nagrobka i odgarn��em na nowo przysypany napis. Moje serce dr�a�o, pyta�o si� umys�u, gdzie w tym sens.
Catherine Scott 15 Pa�dziernika 1998 roku.
Krzykn��em w przyp�ywie rozpaczy i �alu. Absurdalno�� tych wydarze� uderzy�a mnie jako nast�pna. Kl�cza�em przy pustym grobie, �kaj�c nad nieistniej�c� strat�, nad brakiem racjonalno�ci.
Ogarn�� mnie ch��d, zimno nienaturalne, nawet podczas tak lodowatego deszczu sp�ywaj�cego prosto na nie przykryt� g�ow�, sp�ywaj�cego po plecach i prawie ca�ym ciele.
Sharon krzykn�a i podnios�a latark� �wiec�c w g�szcz spl�tanych ga��zi. Nie widzia�em tego, moje serce, umys�, cia�o by�y odr�twia�e, ��da�y odpowiedzi od zimnego marmuru, milcz�cego cmentarnego marmuru, po�o�onego na pustej trumnie gnij�cej w ch�odnej, pe�nej z�a ziemi trumnie.
Moim oczom ca�y czas ukazywa� si� widok pustej trumny, braku �ez, zapomnienia.
Shanon zn�w krzykn�a i ukl�k�a obok mnie potrz�saj�c g�ow�.
- Chod�my st�d Chris, zabierajmy si� st�d.
Szturchn�a mnie zaraz potem uderzy�a w twarz.
- Chris! - wrzasn�a, to mnie przywr�ci�o �yj�cym.
Ale to co zobaczy�em zdar�o ze nie ka�dy fragment opanowania i wyssa�o z umys�u jakiekolwiek my�li o racjonalno�ci.
Shanon �wieci�a w g�szcz spl�tanych drzew, dlaczego? D�ugi j�zor �wiat�a omi�t� pomnik. Stan�li�my z przera�enia boj�c si� poruszy�.
Pom� mi, prosz� pom� mi.
G�os ten wydosta� si� z ust jednej z figur. G�os tak �udz�co przypominaj�cy Catherine podczas naszego zbli�enia. Mokra twarzyczka pos�gu wykrzywi�a si� w grymasie b�lu a mo�e wstr�tu, obrzydzenia.
Pom�, przecie� wiesz gdzie szuka�.
Widzia�em, pokaza�a mi w my�lach, powiedzia�a mi to ca�uj�c mnie, przytulaj�c si� do mnie w tej chwili czystej jedno�ci i rozkoszy, ponaglanej grobowym ch�odem.
Podmuch tak silny, �e prawie mnie przewr�ci� zad�� od g�szczu spl�tanych krzew�w, ryk wiatru, jego mroczna pie�� rozdziera�a powietrze.
Sharon z�apa�a mnie za r�k� i poci�gn�a w kierunku wyj�cia z plugawego, przekl�tego zagajnika, w kt�rym z�o niewiadomego pochodzenia uczyni�o sobie dom.
Lec�ca ga���, ostra jak szpon bestii, trafi�a dziewczyn� w twarz. Trysn�a krew, Sharon upad�a z j�kiem ryj�c butami w b�ocie d�ug� smug�.
- Sharon! - krzykn��em staj�c do walki z wrzaskiem wichury. Krople deszczu rozbija�y si� z si�� o moj� twarz.
Ukl�k�em przy towarzyszce i spojrza�em na jarz�ce si� karmazynowo rozdarcie, szpetn� ran�. Krew p�yn�a mocno mieszaj�c si� z czarnym b�otem. Podnios�em rann� Sharon i zostawiaj�c latark� pomkn��em przed siebie jak najszybciej potrafi�em z Sharon na r�kach, gnany przera�eniem i �wiadomo�ci� Catherine.
Za ka�dym razem gdy usi�owa�em przywo�a� w pami�ci t� chwil� nie potrafi�em przypomnie� sobie jak uda�o mi si� dosta� pod drzwi posiad�o�ci Scott�w. Zadzwoni�em gwa�townie, otworzy� mi uzbrojony Ralph.
- Co si� sta�o! - krzykn�� na widok ociekaj�cej krwi� Sharon.
- Na Boga, Anne, banda�y!
Po�o�y�em dziewczyn� na wskazanym ��ku i wybieg�em z pomieszcze� dla s�u�by kieruj�c si� do biblioteki. Z determinacj� w oczach wkroczy�em do gabinetu Wuja. Nikogo tam nie by�o.
Zastanowi�em si� przez chwil�, po czym podszed�em do pami�tnika oznaczonego dat� 1976. Otworzy�em na stronach z pa�dziernika 1998 roku.
Moje przera�enie dosi�g�o zenitu. To co tam przeczyta�em o ma�o nie powali�o mnie z n�g. Przeczyta�em jeszcze raz zastanawiaj�c si� czy dobrze przet�umaczy�em angielskie bazgro�y.
Jane Scott, nie wyjecha�a, nie zostawi�a wuja, to nie ona...
Kopni�ciem rozbi�em szuflad� biurka i si�gn��em po szkatu�k� o kt�rej wspomina� pami�tnik. Spojrza�em na drzwi oczekuj�c przybycia szalonego wuja. Nie nadszed�, wzi��em szkatu�k� i z rozmachem rozbi�em j� o pod�og�, rozsy�aj�c dooko�a od�amki szk�a, nieznane mi monety, kamienie i klucze. Klucze podnios�em i schowa�em do kieszeni.
Nie zwr�ci�em uwagi na jeden drobny szczeg�. Futera� rewolweru by� pusty, przegr�dki na naboje r�wnie�.
Us�ysza�em strza�. Odwr�ci�em si� gwa�townie, to by�o chyba w hollu, nie przy wej�ciu.
Ralph le�a� przy drzwiach z czerwon� dziur� w piersi. Jego koszula powoli nasi�ka�a krwi�, za� jego bro� le�a�a metr od jego r�ki. Dr��c� d�oni� unios�em j� i sprawdzi�em naboje, by�y wszystkie. Kolejny strza�.
Pobieg�em do drzwi prowadz�cych do piwnicy. Portretu Catherie nie by�o w korytarzu.
Drzwi mia�y przestrzelony zamek i lekko uchylone skrzypia�y usi�uj�c si� zamkn��. Nie pozwoli�em im, odbezpieczaj�c pistolet wszed�em cicho do �rodka. Nikogo tu nie by�o. Kroczy�em pustym ch�odnych korytarzem schodz�cym, jak mi si� wydawa�o lekko w d�. Rozmaite odnogi, czarne pomieszczenia drzwi i zakr�ty spowodowa�y, �e ba�em si� zgubi�, wkr�tce sko�czy�y si� o�wietlone drogi i zacz�� mrok.
Jak wiele bym wtedy da� za latark� Ralpha. I wtedy us�ysza�em p�acz, cichy p�acz, by�em pewien, �e to Catherine.
Gdzie jeste� pomy�la�em.
Stan��em przed zamkni�tymi drzwiami bez klamki. Mog�em przysi�c, �e p�acz dochodzi� stamt�d.
Uderzenie w drzwi i wybuch dziewcz�cej rozpaczy tak mnie zaskoczy�, �e wystrzeli�em w �cian�. Kula z gwizdem odbi�a si� rykoszetem wchodz�c w drewno drzwi. Sta�y przede mn� dr�a�y od uderze� ma�ych pi�ci, dr�a�y od p�aczu. Upiorne pro�by o pomoc odstrasza�y mnie, przera�a�y, czu�em jakby co� chcia�o mnie dotkn��, popchn�� w stron� tych zamkni�tych drzwi.
Nagle wszystko ucich�o, echo p�aczu przemin�o...
Pu�apka, pomy�la�em ale wbrew sobie, zbieraj�c ca�� odwag� na jaka by�o mnie sta� i szykuj�c bro� do strza�u, w cokolwiek tam by�o pchn��em noga drzwi.
Ani drgn�y.
Kopn��em w nie raz i drugi a� wreszcie, lekcewa��c wszelkie �rodki ostro�no�ci wystrzeli�em w zamek.
Drzwi uchyli�y si�. Popchn��em je nog� dr��cymi r�koma mierz�c w ciemno��. Lufa mojego pistoletu dr�a�a gdy oczy przyzwyczaja�y mi si� do mroku. �wiat�o z korytarza niewiele dawa�o.
Chwila po chwili, czu�em jak woda z przemoczonego ubrania kapie na kamienie pod�ogi, a ka�dy przera�aj�cy swym okropie�stwem szczeg� niewielkiego piwnicznego pomieszczenia stawa� si� wyra�niejszy.
Zapadni�te oczodo�y jak blu�niercze pami�tki oczu wpatrywa�y si� we mnie niewidz�cym spojrzeniem. D�ugie zakurzone resztki w�os�w, kt�re niegdy� powiewa�y na wietrze oblepia�y �ci�gni�t�, wychud�� parodi� twarzy. Ko�ciste r�ce opada�y na pod�odze zaci�ni�te w pi�stki.
Odra�aj�cy trup le�a� w kurzu i zgnili�nie w okropnej, agonalnej pozycji.
Krzykn��em w swym przera�eniu, cofaj�c si� a� moje plecy napotka�y �cian�.
Nie potrafi�em uspokoi� oddechu, te oczy wpatrywa�y si� we mnie cho� nie widzia�y, za� ciche echo p�aczu przebrzmiewa�o mi w uszach. Straszna pozycja cia�a powiedzia�a mi, �e Catherine, gdy� by�em pewien, �e to ona, umiera�a w cierpieniach, umiera�a d�ugo w przera�eniu i ciemno�ci, po�r�d z�a, z�ych �cian i zamkni�tych drzwi.
Resztki potarganych jeans�w okala�y jej niegdy� pi�kne nogi, bia�a bluzka, sweterek, pami�ta�em je, pami�ta�em gdy je �ci�ga�em ze s�odkiego, j�drnego cia�a.
Ogarn�o mnie potworne uczucie zw�tpienia i b�lu, strach wywo�any nadzwyczajno�ci� naszego spotkania, podczas gdy od trzech lat by�a martwa �ciska� mi gard�o tak, �e nawet szloch nie chcia� si� przez nie przebi�.
Wtedy te� odnios�em kolejne przera�aj�ce wra�enie. W tyle pomieszczenia kto� siedzia�, krzywo oparty o �cian� i patrza� przed siebie.
Co� mnie uderzy�o. Upad�em wypuszczaj�c pistolet, kt�ry z trzaskiem pad� na kamienie.
- G�upi blu�nierco - rykn�� m�j wuj - bezwstydniku zdrajco! Otwierasz co� co na zawsze zamkn��em - krzycza� szalonym g�osem mierz�c we mnie z rewolweru, pi�knego rewolweru.
P�aka�em, cierpia�em mocno, a jednocze�nie ba�em si�.
- Zamkn��e� je - zdoby�em si� na odwag� - pozostawi�e� na pewn� �mier�, na �mier� z g�odu!
- NIE, nie, nie. Nie zamkn��em sama tu wesz�a, sama, sama - rycza� we w�ciek�o�ci starzec. Jeg oczy, pe�ne ob��du. Sama odnalaz�a przekle�stwo zamykaj�c si� w... sama udusi�a si� sama, sama!
- Nie mia�e� odwagi wi�c je zamkn��e�, morderco!
- Nie, nie, nie, nie! Sama si� zamkn�a. G�upia uciek�a ode mnie, zostawi�a mnie w �rodku rozmowy, pobieg�a gdzie�!! - jego mamrotanie stawa�o si� niemal niezrozumia�e. Mieszanina polskiego i angielskiego by�a wr�cz odra�aj�ca.
Martwa oczy Catherine wpatrywa�y si� w wuja.
- Wesz�a do przekl�tej, musia�a zosta�, nie mog�a odej��, musia�a skona�, nie mog�a odej��...
�ciska� pistolet coraz mocniej, by�em ju� pewien, �e mnie zabije.
- Jak mog�e� j� tu zostawi�, Catherine, i Jane - krzykn��em przez �zy - z jakim z�em pakt zawi�za�e� - kontynuowa�em oskar�aj�c!
Wuj zdziwi� si�, nawet ja zastanawia�em si� p�niej dlaczego ta posta� w tyle wzi��em za Jane.
- Jeste� g�upi, g�upi, g�upi. Wcale nie chcia�em aby� przyje�d�a�, to ona chcia�a ona. Nie ja, ona!!! Do��czysz do niej, do��czysz, do��czysz!
Wymierzy� i nacisn�� na spust, trzask, i nic. Z nieludzk� z�o�ci� nacisn�� jeszcze raz, nic.
Us�ysza�em w zat�ch�ym piwnicznym powietrzu szept, cichy, mo�e dwa s�owa, mo�e urwany podmuch wiatru. Poczu�em ch��d, grobowe zimno, tak dobrze mi znane, jednak teraz by�o silniejsze, jakby piecz�cie grobu otworzy�y si� wydaj�c na �wiat potworny wyziew, wiatr �mierci i zgnilizny.
Wuj odwr�ci� si� w stron� przekl�tej komnaty. Jego twarz skrzywi�a si� w zdziwieniu i strachu, ob��ka�czego przera�enia. Skierowa� tam bro� i nacisn�� spust, pad� strza�, potem drugi, potem ju� tylko trzaski, bezsilne trzaski. Zza drzwi wysun�a si� ko�ciska r�ka poobwieszana �achami, kt�re kiedy� tworzy�y sukienk�.
Wuj wrzasn�� gdy dwie szponiaste, �apy z�apa�y go za gard�o i zacisn�o si�.
- Pomocy, pom� mi - wysapa� - pom�.
Si�gn��em po pistolet i skierowa�em go w g�ow� szkaradnej istoty. Nie wystrzeli�em cho� mia�em sze�� naboi. Nie nacisn��em spustu.
J�ki i pro�by wuja sta�y si� puste, jakby wypowiada�a je druga szkaradna istota, pe�na z�a i odoru staro�ci i zgnilizny.
Gdy uchodzi�o z niego �ycie s�ysza�em szepty dooko�a uszu, szepty, kt�re mog�y nale�e� tylko do Catheriene. Po policzkach pop�yn�y mi �zy, siedzia�em wpatruj�c si� w potworn� istot� wyra�aj�c� sw�j nadludzki, zdeformowany przez �mier� gniew na wuju, siedzia�em mierz�c stworowi, kt�ry niegdy� by� kobiet� w g�ow�. S�ysza�em szepty i podzi�kowania, s�ysza�em g�os Catherine:
"A czy mi�o�� mo�e przetrwa� �mier�? Czy straszna �mier� mo�e zabra� z m�odego serca mi�o��?"
Stw�r rzuci� zew�okiem wuja o �cian�, rozbijaj�c z gruchotem jego czaszk�. Martwa g�owa kobiety spojrza�a na mnie i prosto w luf� pistoletu. Co� na wz�r skrzecz�cego g�osu doby�o si� z niej. Potem skierowa�a si�, szuraj�c odpadaj�cymi resztkami n�g w drzwi, kt�re by�y jej drog� do �ycia trzy lata temu.
Rozpacz pokierowa�a m� r�k�, jednak gdy lufa pistoletu spocz�a na mej skroni szkaradny, cuchn�cy potw�r zn�w si� pokaza� wychodz�c z pomieszczenia. Sz�a w moj� stron�, coraz bli�ej i bli�ej.
Siedzia�em boj�c si� poruszy�, dr��cym palcem g�adz�c spust.
Wyci�gn�a do mnie zaci�ni�t� d�o� prawie z samych ko�ci i okropnych och�ap�w czego� co nie�mia�em nazwa�.
Nacisn��em na spust, nic. Martwa d�o� Jane otworzy�a si� ukazuj�c wisiorek Catherine. Jej puste oczodo�y pe�ne mroku spogl�da�y na mnie, wpatrywa�y si�, czy co� widzia�y.
Dr��c wzi��em �a�cuszek z wisiorkiem i patrz�c w puste oczy otworzy�em go. Zobaczy�em tam dwie miniatury. Moj� sprzed kilku lat i Catherine, �miej�c� si� do mnie swymi pi�knymi niebieskimi oczyma.
Zaraz potem trup Jane upad� gdzie sta�, a g�owa odpadaj�c od reszty cia�a spad�a mi na kolana, szepcz�c co�.
Trzymaj�c wisiorek podszed�em do cia�a Catherine. Nie mo�na by�o jej ju� pozna�, prawie sam szkielet, resztki ubra�, resztki jej niegdy� pi�knego cia�a. Jeszcze przez chwil� zobaczy�em jej urocz� twarz elfki u�miechaj�c� si� do mnie, ale zaraz potem przys�oni� mi to widok wykrzywionej w przera�eniu, w ciemno�ci, w towarzystwie gnij�cego trupa ciotki, twarzy.
Zap�aka�em po raz ostatni oddaj�c cze�� tej biednej dziewczynie, a szept przy moim uchu powiedzia� i kiedy mam przesta�.
Ciche po�egnanie, jedno s�owo: "Dzi�kuj�".
Na pogrzebie, prawdziwym pogrzebie trzyma�em miniatur� Catherine i patrza�em na opuszczan� powoli trumn�. Zaraz potem podszed� do mnie oficer zajmuj�cy si� �ledztwem w sprawie �mierci Catherine i jej ciotki, jak r�wnie� wuja Edwarda i Ralpha.
Gdy mu opowiedzia�em co zasz�o, natychmiast zosta�em w trybie natychmiastowym wys�any do Polski i poddany leczeniu psychiatrycznemu.
Sharon, odwiedzi�a mnie rok p�niej, bardzo si� zdziwi�em �e przyjecha�a, wprawdzie pos�a�em jej pieni�dze, gdy� w testamencie wuja by�em uwzgl�dniony, ale nie przypuszcza�em nawet, �e przyjedzie do polski. Nie mia�a rodziny, by�a sama, dlaczego mia�aby nie przyjecha�?
Jej potworna rana wygl�da�a lepiej, tylko r�owa blizna, przypominaj�ca z�e, zdeformowane drzewo, kt�re zada�o jej ten b�l. Medalion z miniatur� Catherine mia�em zawsze przy sobie. Tylko ona uwierzy�a w moj� opowie�� co do niego, tylko ona by�a ze mn� w zagajniku, tylko ona mnie rozumia�a, ona mnie teraz kocha�a.
ElfShadow