Witajcie.
Od ostatniej cz�ci opowiadania, kt�r� Z PEWNO�CI� swego czasu czytali�cie min�o ca�kiem sporo czasu. Niestety bogowie mi nie sprzyjali i wszelkie pr�by spisania dalszych los�w naszych bohater�w by�y przerywane przez niezbadane dot�d moce. W penym momencie cz�� by�a napisana, niestety zosta�a przypadkiem spalona ... Spisa�em losy na nowo, z reszt� wydarzenia, kt�ra ostatnio si� dzia�y spowodowa�y, �e tok historii si� troch� zmieni�...
-----------
Obudzili�my si� p�no, s�o�ce sta�o ju� na p� ch�opa. Wieczerza by�a wyj�tkowo dobra, a mo�e to my�l ostatniej kolacji w Krainie spowodowa�a, �e wszystko smakowa�o.
Ja wsta�em troch� wcze�niej by przygotowa� jedynego mu�a, kt�ry by� tak mi�y i zobowi�za� si� nie�� nasz prowiant (w ko�cu nasza podr� ogranicza�a si� do teleportu w odpowiednie miejsce).
W ko�cu wszyscy ubrani i przygotowani zeszli na d�. Gdzie te czasy, gdy zak�ada�o si� bez najmniejszego obci��enia pe�n� zbroj� p�ytow�, ogromny top�r lub wied�mi�ski sihill bra�o si� w �apy i �aden potw�r nie m�g� mi sprosta�!? Teraz ograniczy�em si� do cienkiej, lekkiej acz mocnej kolczugi z podw�jnie wytapianej stali, pod kt�r� by�y wygodne brunatne szaty. Przez plecy przewieszony mia�em ci�ki dwur�czny berdysz z runem trafienia humanoid�w ze zdolno�ciami magicznymi (co powodowa�o, �e gdyby magowie rzucili jaki� czar ochronny na siebie, to m�j top�r po trafieniu i tak przebije t� aur�). Efeso mia� na sobie lekkie b��kitne szaty, niczym pa�, z czerwonym beretem i wetkni�tym we� z�otym pi�rem na g�owie no i oczywi�cie kamizelk� z no�ami. Pheagator tradycyjnie czarne obcis�e szaty i dwa d�ugie sztylety za pasem. Amfisia tradycjnie w swej b��kitnej pow��czystej szacie, z wisiorkiem na szyi.
Tylko ogra nie by�o. Zacz�y si� poszukiwania. Mo�e inteligencj� zbytnio nie grzeszy, ale posiadanie ko�o siebie przyjaznego trzymetrowego osobnika zawsze mnie uspokaja�o. Wszyscy szukali w okolicach Rynku, ja natomiast zapu�ci�em si� w obszary, o kt�rych nikt jeszcze w Krainie nie wie. Skierowa�em bowiem swe kroki na Bagna Krainy, tereny bardzo niebezpieczne, tylko do�wiadczony W�drowiec si� tam zapuszcza�. Szybko odnalaz�em �lady ogra. Po kilku chwilach znalaz�em i samego ogra. Siedzia� na skraju polany i po�era� jakie� ro�liny. Okaza�y si� to by� truj�ce ro�liny z rodzaju Cyjanoxim Delirim zwane popularnie agarkiem powoduj�ce odurzenie, halucynacje i inne rewolucje umys�owe. Szturchn��em Morgluma, podni�s� na mnie wzrok, jego oczy by�y matowe, przyt�pione, jakby ich nie by�o w tym �wiecie. I dopiero teraz poczu�em odra�aj�cy smr�d. Po scenie z wieczora dnia wczorajszego uciek� na bagna i nocowa� na tej polanie. Jak na ogra przysta�o, za�atawia� tu wszystkie swoje czynno�ci �yciowe... Pr�bowa�em mu uzmys�owi�, by poszed� za mn�. Na szcz�cie dzia�anie zi� nie wp�yn�o na niego zbytnio, wi�c po kilku chwilach poszli�my do Karczmy, gdzie czeka�a na nas z pewno�ci� reszta.
Gdy wr�cili�my, ogr otrzyma� przygotowan� wcze�niej �wiekowan� maczug�, kt�r� powolnym ruchem schowa� za pas, jeden z niewielu element�w stroju, jaki posiada�. Wyruszyli�my w kierunku Tol Eressia.
Szli�my le�n� �cie�k� doskonale wkomponowan� w Krain� i jednocze�nie gwarantuj�c� wygodn� podr�. Przeszli�my ko�o �wi�tyni Warhammera, systematycznie si� powi�kszaj�cej, ko�o Biblioteki, jak zwykle cichej i niezg��bionej do ko�ca. Mniej wi�cej w po�owie drogi by�o ju� wida� wie��. Sta�a tam gdzie zwykle, monumentalna, wykonana z szarego kamienia. Dotarli�my w ko�cu do jej podn�a.
- Zastanawia mnie, w jaki spos�b mu� dostanie si� na szczyt - spyta� Efeso.
- No tak, przecie� nie b�dziemy go wnosi� po schodach - stwierdzi�em.
- Pozw�lcie, �e ja si� tym zajmi� - wysun�a si� naprzeciw Amfisia.
.
Stan�a kilkana�cie krok�w od wie�y w lekkim rozkroku. Obie r�ce wznios�a ku g�rze, lecz w jednej z nich mia�a sw� r�d�k�. Wyszepta�a co� mi�dzy z�bami. Z jej wolnej r�ki b�ysn�a b��kitna smuga, kt�ra przesz�a przez g��wk� r�d�ki, by na ko�cu ogarn�� sw� po�wiat� mu�a. Zwierz� zacz�o si� unosi� w niewyt�umaczalny dla mnie spos�b. Po chwili mu� by� ju� w komnacie teleport�w. Skierowali�my si� na schody. Ogr niestety by� troch� za du�y, tynk ze �cian bocznych co chwila odlatywa�. W ko�cu doszli�my.
Z komnaty roztacza� si� przepi�kny widok na wszystkie strony Krainy, tote� zacz�li�my go podziwia�, gdy tymczasem Amfisia przygotowywa�a si� do otwarcia teleportu do grodu Kraaka. Jednak�e co� nam przeszkodzi�o...
W pewnym momencie rozleg� si� przenikliwy pisk, odg�os wprost nie do wytrzymania. Na �rodku komnaty pojawi� si� purpurowy owal i po chwili wyszed� z niego W�drowiec, ubrany na czarno, o w�osach czarnych i oczach czarnych. Bi�a jednak�e z niego �una, ledwo dostrzegalna przez zwyk�ego �miertelnika. Dawno nie widzia�em takiej �uny... Zastanowi�o mnie, kto to jest i sk�d ma tyle mocy, by teleportem swobodnie kierowa�. Domy�la�em si� troch�, kto to mo�e by�, ale wola�em si� upewni�. Wyszed�em przed grup� i pozdrowi�em.
- Witaj W�drowcze w Krainie Yarpenna! Co Ciebie tu sprowadza! - spyta�em uprzejmie z zaciekawieniem.
W�drowiec rozejrza� si� wok� nadzwyczaj spokojnym spojrzeniem. Jego ciemne oczy wyra�aj�ce nieznan� mi m�dro�� skierowa�y si� na nas.
- Witaj krasnoludzie i witajcie wy, dostojni W�drowcy! - uk�oni� si� z szacunkiem nieznajomy.
- Dotar�em wi�c do celu mojej podr�y? To jest Kraina Yarpenna? - spyta�, ci�gle si� rozgl�daj�c jednocze�nie nie spuszczaj�c nas z oczu.
- Tak, to jest Kraina Yarpenna, a jam jest jej Opiekunem, jam jest Yarpenn - zdecydowa�em si� przedstawi�. W ko�cu ka�dy m�g� tu zaw�drowa�, je�eli mia� pokojowe zamiary.
W�drowiec natychmiast skierowa� sw�j wzrok na mnie - wydawa� si� by� czym� podniecony.
- Wi�c dope�ni�o si� przeznaczenie - stwierdzi�, po czym doda� - czy m�g�bym tobie Yarpennie zaj�� jaki� czas, przyby�em tu z daleka i zar�czam, �e warto mnie wys�ucha�.
- Kim�e jeste� W�drowcze, skoro pobyt tw�j tutaj ma mnie zainteresowa�? - spyta�em. Zgodnie ze s�owami elfa (a by� nim niew�tpliwie W�drowiec) by�em coraz bardziej zainteresowany.
- Je�eli twoi towarzysze pozwol�, wola�bym na osobno�ci - skrzywi� si� lekko czarnoodziany odgarniaj�c lekko sw� czarne w�osy.
- Nie mam przed nimi �adnych tajemnic - odpar�em, po czym przedstawi�em elfowi ca�a moj� dru�yn�.
- Mi�o mi niezmiernie. Wobec tego usi�d�my, bo mam wam co� do opowiedzenia - zanuci� niemal�e W�drowiec.
W tym momencie Amfisia delikatnie szturchn�a jej. Pokiwa�em g�ow� ze zrozumieniem, po czym doda�em, �e mamy du�o czasu, nikt nas si� nie spodziewa, a mo�e z tego spotkania wynikn�� co� nieoczekiwanego i kto wie, nawet dobrego.
Elf usiad� jak przysta�o na elfa, po czym ni z tego, ni z owego zacz�� snu� opowie�� o sobie. Chyba dawno z nikim nie rozmawia�. Oto, com us�ysza�:
- Moje imi� brzmi Morinar Bradwar. Na wst�pie zaznaczy� pragn�, i� nie pochodz� z Twojego �wiata. Na �wiat przyszed�em w dalekim �r�dziemiu, lub jak kto woli Beleriandzie jako jeden z Quendich. Narodzi�em si� w drugim pokoleniu. Ojciec m�j by� przyw�dc� grupy Quendich, kt�rzy jako jedni z pierwszych od��czyli si� od g��wnej grupy prowadzonej przez Pierwszych. Po od��czeniu, blisko miejsca, z kt�rego wyszli, ruszyli w g�ry. Moi przodkowie nigdy nie dotarli do morza gdy� zakochali si� w g�rach i nie chcieli ich opuszcza�, nie wierzyli, �e mo�e na �wiecie istnie� co� pi�kniejszego ni� g�ry. Wiele wiek�w p�niej dowiedzia�em si�, ze inne Elfy, kt�re od��czy�y si� od g��wnej grupy zosta�y porwane przez W�adc� Ciemno�ci - Upadlego Valara - Melkora (w naszej mowie na znak pogardy dla jego czyn�w nazywano go Morgothem), zniewolone, znieprawione i przez okrucie�stwo swego nowego pana zmienione w Orki (Valarowie powiedzieli, �e zrobil to, aby zrani� uczucia Illuvatara - Boga). Gdy by�em bardzo m�ody (34 lata - dziecko jak na Elfa) w moim �yciu wydarzy�o si� bardzo wiele dziwnych, strasznych i niezrozumia�ych rzeczy.
... Elf odsapn��, po czym kontynuowa�, a ja zaciekawiony siad�em na rzyci i podpar�szy si� berdyszem s�ucha�em dalej ...
Na pocz�tek zab��dzi�em w g�rach (wybra�em si� na polowanie by udowodni� sobie i innym, �e nie jestem ju� dzieckiem). Spotka�em posta� w czarnym p�aszczu stoj�c� nad ma�ym smokiem, obok postaci sta�a ogromna matka - smoczyca. Posta� nosi�a dziwny naszyjnik i jeszcze dziwniejsz� zbroj�, wydawa�o si�, �e panuje nad tymi stworzeniami. Orome powiedzia� mi p�niej, �e smoki nie zawsze by�y z�ymi stworzeniami, lecz Morgoth, tak jak Elfy, z pomoc� swych strasznych s�ug - Balrog�w, magi i strachu znieprawi� je. Widz�c jak posta� zn�ca si� nad smoczym dzieckiem strzeli�em z �uku. Strza�a odbi�a sie jednak od jego zbroi. Posta� odwr�ci�a si� szybko w moj� stron�, z jej oczu bi�o z�o, przera�aj�ce z�o - p�niej widzia�em jeszcze pare razy takie co�, ale zawsze budzi�o we mnie strach. M�ody by�em i chcia�em si� czym� wykaza�, wi�c skoczy�em na posta�, ale ona zrobi�a unik tak szybko, �e nawet nie zauwa�y�em jej ruchu. Stan�� nade mn�, spojrza�, zapyta� czym jestem. Nie otrzyma� odpowiedzi, bowiem sztyletem odci��em mu naszyjnik. Posta� uciek�a. W ten spos�b sta�em si� posiadaczem dziwnego naszyjnika, a Morgoth dowiedzia� si� o istnieniu Quendich. Do matki i m�odego smoka przylecia� jeszcze ogromny czarny smok. Nie otworzy� ust, ale rozumialem, co do mnie m�wi. Podzi�kowa� mi za pomoc i przysi�g�, �e nie wszystkie smoki s� z�e, i �e kiedy� za pomoc� naszyjnika znajd� Go, matk� i m�odego smoka. Nie wiedz�c dok�adnie, co si� sta�o patrzy�em jak os�upia�y na odlatuj�ce smoki. Dwa dni p�niej znalaz�em drog� do domu. Zdziwi�em si�, �e nikt nie ruszy� mnie szuka�, ale wszystkie moje w�tpliwo�ci rozwia�y si�, gdy dotar�em do osady.
... Smutek ale i gniew spoziera�y wtedy z oczu Morinara ...
To, co zobaczy�em by�o odzwierciedleniem tego, co zobaczy�em w oczach postaci - wszystkie domy by�y doszcz�tnie spalone, wielu z moich pobratymc�w zabitych, a reszta wzi�ta do niewoli. Ruszy�em w stron� swojego domu i znalaz�em umieraj�cego ojca - zanim umar� powiedzia�, �e przysz�y z g�r straszne stworzenia - okolo stu - wszystkie ubrane na czarno, ze strasznymi biczami w r�kach i z�em w oczach. Zaatakowa�y bez ostrze�enia, zabrali kobiety, dzieci i m�czyzn. Tych, kt�rzy stawiali op�r zabijali. Niewielu zdo�a�o uciec...
Zosta�em sam. Moi przyjaciele, rodzina i wszyscy znajomi zostali zabici, lub co gorsza, zabrani do Angbandu. Zosta�em sam...
W��czy�em si� tropem Czarnych Postaci tak d�ugo, a� zgubi�em ich trop. Nie mog�em sobie wybaczy�, �e to przeze mnie znale�li nasz� wiosk�, ze da�em uciec postaci - by�em pewien, �e powiedzia� swoim pobratymcom o mnie. Jednej z kolejnych samotnych nocy obudzi�o mnie dziwne uczucie, jakby emanuj�ca z lasu moc przyci�ga�a mnie i jednocze�nie odpycha�a. Wsta�em, wzi��em bro� i ruszy�em w stron� energii. Tak pozna�em Oromego - �owc�. Gdy pierwszy raz zobaczy�em tego Valara na ogromnym koniu, w �wietlistej zbroi, z �ukiem na ramieniu i wielkimi ogarami u boku, maj�c w g�owie wspomnienia z wioski, przerazi�em si� i stara�em si� uciec, jednak nie mog�em si� ruszy�. Orome przedstawi� si�, powiedzia� kim jest i co tu robi, powiedzia� kim ja jestem, wyt�umaczy�, kim by�y postacie i czym tak naprawde jest m�j naszyjnik. Przyj�� mnie do swojej dru�yny i przez nast�pne kilkaset lat zast�powa� mi ojca. Naszyjnik mia� by� magicznym przedmiotem stworzonym przez Morgotha dla swoich s�ug Barlog�w s�u��cy do zniewalania smok�w. Zbroja, kt�r� mia� Balrog, kt�rego spotka�em w g�rach mia�a by� odporna na ogie� i moc smok�w, mia�a poprawia� wszystkie zmysly i zdolno�ci kogokolwiek, kto j� nosi�. Dosta�em co� takiego po pokonaniu Morgotha i jego monstr�w przez armi� Elf�w (znalaz�em to dzi�ki pomocy naszyjnika - naszyjnik wyczu� zbroj�, do kt�rej nale�a�). Orome �wiczy� mnie w strzelaniu z �uku, fechtunku, tropieniu, ukrywaniu si�, nauczy� mnie rozr�nia� ro�liny lecznicze od silnie truj�cych, nauczy� mnie wszystkiego co umiem. Po pokonaniu W�adcy Ciemno�ci i jego s�ug nasta�y czasy pokoju i dobrobytu dla Elf�w. Ale jak to w �yciu bywa - zawsze znajdzie si� kto�, komu co� si� nie spodoba. Tym kim� by� Sauron, Majar. Niegdysiejszy s�uga Morgotha przej�� jego funkcje i zacz�� szerzy� z�o. Na pewno znacie histori� o pokonaniu Saurona przez Hobbit�w, wi�c jej nie b�d� przytacza�. Mog� tylko powiedzie�, �e widzia�em Baggins�w, Elendila i Gandalfa i ca�� Dru�yn� Pier�cienia (trzeba tu wspomnie� o przyja�ni elficko - krasnoludzkiej i o wk�adzie krasnolud�w w wykonaniu misji) gdy znale�li si� na granicy Gondoru. Po pokonaniu Saurona wi�kszo�� Elf�w wraz z Powiernikami Pierscieni (Gandalf, Elrond itd.) odp�yn�a do Valinoru, ja jednak zosta�em z garstk� Stra�nik�w aby broni� granic Mordoru - patrolujemy je i niszczymy wszystkie napotkane tam stworzenia (Orki przede wszystkim). Na odjezdnym Orome podarowa� mi sw�j �uk - dar by� to ogromny, wi�kszej mocy ni� zbroja i naszyjnik Barlog�w. Par� lat po wojnie Valarowie, Majarowie i wszystkie ludy spotka� dawno upragniony dzie� ko�ca. Illuvatar zako�czy� dni niespokojnego chodzenia po tym �wiecie. Niekt�rzy za zas�ugi zostali nagrodzeni, inni ukarani. W nagrode dosta�em pozwolenie podr�owania po innych �wiatach i tak dzisiaj dotar�em do Twojej Krainy. Poznawa�em ciebie przez lata, cho� si� nie znali�my. Dowiedzia�em si� o twoich czynach, cho� ty nie wiedzia�e� o moich. Chcia�bym teraz z Tob� kontynuowa� moje �ycie, tutaj bowiem mo�na spotka� niezr�wnanych bohater�w, kt�rymi jeste�cie. Tylko tutaj nie zapomn� o �r�dziemiu i poznam jednocze�nie inne �wiaty, cho�by ten, z kt�rego pochodzi imi� Yarpenna. Pragn� zosta� w Krainie i by� jej cz�ci�. Je�li chodzi o moj� histori� to ju� wszystko.
Powsta�em i podszed�em do Morinara. Spojrza�em mu prosto w oczy (musia�em nie�le zadrze� g�ow�). On nie k�ama�, jego historia by�a prawdziwa.
- My�l�, �e znalaz�e� bezpieczn� przysta�, Morinarze. Do��cz do naszego grona. Przeczuwa�em, �e kto� niezwyk�y odwiedzi Krain�. Poprzez znane mi sposoby pozna�em par� informacji na temat twojej osoby. Je�eli mog� co� dla ciebie zrobi�, to prosz�, by� do��czy� do nas w naszej krucjacie.
- A przeciwko komu lub czemu pod��asz na krucjat�, nic mi bowiem o tym nie wiadomo, jakoby kto� mia� z tob� zatargi Yarpennie - stwierdzi� Quendi.
- Prosz�, tylko bez takich oficjalnych gadek, nie jestem jak�� tam wa�n� osobisto�ci�, przyjaciele zwracaj� si� do mnie, jakb bym by� zwyk�ym krasnoludem i chcia�bym, by� te� tak zrobi�. A co do krucjaty...
Opowiedzia�em mu o magach stworzyszenia Ikara, o mojej planowanej zem�cie na nich i o tym, �e pojawi� si� w�a�nie, gdy Amfisia (elf wykona� uk�on, kt�ry zarumieni� czarodziejk�) pr�bowa�a otworzy� teleport do grodu Kraaka.
- Czyli w sam� por� przyby�em. Je�eli pozwolisz, chcia�bym uda� si� z wami - rzek� Morinar.
- Skoro podj��e� tak� decyzj�, prosz� bardzo, radzi jeste�my twego towarzystwa, co sze�� g��w, to nie pi�� - zarechota�em na koniec.
Odsun�li�my si� i Amfisia powr�ci�a do przygotowa� otwarcia teleportu.
Morinar usiad� zupe�nie jak Nomadzi z dalekiej Arabii, po�o�y� d�onie na kolanach i zamkn�� oczy.
Amfisia nagle krzykn�a. Wszyscy wystraszeni zerwali si� w jej stron�.
- Kto� mi pomaga! - zdziwi�a si� Amfisia.
- To Morinar - stwierdzi�em - nie widzisz Amfisiu, jaka moc od niego bije? Zreszt� widzia�a�, przeszed� przez portal jak przez schody jakiej� karczmy.
Elf dalej si� koncentrowa�. Ogr, kt�ry przysn�� podczas opowie�ci teraz z wyra�nym zagubieniem rozgl�da� si� woko�o, ale na szcz�cie na razie nie demolowa� niczego warto�ciowego w tej komnacie.
Czarodziejka zacz�a znowu przygotowywa� portal do otwarcia. Po chwili kumulacji magii Morinara i Amfisi powsta� jasnozielony teleport sporej wielko�ci, ca�kiem stabilny, przynajmniej taki si� wydawa�...
Przodem poszed�em ja, za mn� czarodziejka, nast�pnie Pheagator, bard Efeso, Morglum nios�cy mu�a i na ko�cu nowy przyjaciel Krainy Morinar Bradwar.
Nigdy jeszcze nie przeszed�em przez portal w pe�ni �wiadomie. Tym razem by�o inaczej, jednak to, co zobaczy�em musz� zachowa� dla siebie, wybaczcie.
Sp�dziwszy troch� czasu w strefie mi�dzy �wiatami doszli�my do drugiego ko�ca portalu. Naszym oczom ukaza�o si� miasto...
Yarpenn czyli ja (oczywi�cie historia Morinara zosta�a spisana przez niego samego :))