Witajcie.

�wi�ta ju� dawno min�y, wtedy mia�a by� napisana trzecia cz�� opowiadania, ale jako� brakowa�o weny. Czas jednak najwy�szy co� napisa�, bowiem W�drowcy niecierpliwi� si� dalszego ci�gu los�w dru�yny Zemsty. Wykorzystuj�c moj� trzytygodniow� absencj� w �wiecie z powodu choroby, napisa�em, co si� dzia�o w grodzie (mie�cie) Kraaka.
Przypomnijmy: Yarpenn, Amfisia, Pheagator, Efeso, Morglum oraz nowy towarzysz - Quendi Morinar Bradwar po zapoznaniu z tym ostatnim przeteleportowani zostali do grodu Kraaka. Oto ci�g dalszy przyg�d dru�yny Zemsty.

---------------

Miasto by�o pogr��one w ci�kiej zimie. Wszystko dooko�a by�o zasypane �niegiem, od najmniejszych kamieni, do najwi�kszych budynk�w - te, wystaj�ce do po�owy z bia�ego puchu majestatycznie g�rowa�y nad �nie�n� pustyni�. Drogi w mie�cie by�y istnym systemem tuneli wydr��onym w miejscach najbardziej do tego potrzebnych. Tunele te w newralgicznych punktach miasta mia�y ponad dziesi�� metr�w szeroko�ci i czasem wychodzi�y na powierzchni�. Gr�d by� przygotowany na tak� zim�, �y� bowiem swoj� codzienno�ci�, jakby intensywnych opad�w �niegu tak naprawd� nie by�o. Mieszka�cy nie wygl�dali na przem�czonych zaistnia�� pogod�, wr�cz przeciwnie - cieszyli si�, �e jest tak �adnie, �e mr�z si� utrzymuje nie rozpuszczaj�c �niegu i �e nie tworz� si� w zwi�zku z tym b�otne lawiny. Mo�na by�o zauwa�y� wozy, kt�re p�dzi�y jak co dzie� na jarmark, a ubrani w ciep�e ko�uchy lub grube kapoty mieszczanie gonili za czym� bardzo wa�nym. Tunele �nie�ne okaza�y si� by� �wietnym miejscem na handel, bowiem barwa �niegu dawa�a wsz�dzie �wiat�o, a tak�e dach nad g�ow� - dodatkowe poczucie bezpiecze�stwa w niekoniecznie bezpiecznym mie�cie. Trafili�my na srog� zim�.
Byli�my jednak na zim� przygotowani. Ka�dy cz�onek dru�yny Zemsty posiada� gruby p�aszcz, kt�ry spe�nia� wszystkie funkcje ciep�ego odzienia potrzebnego na ch�odniejsze wieczory. Niekt�rzy z nas nie spodziewali si�, �e nagle znajd� si� po pas w �niegu, w Krainie dopiero ko�czy�a si� jesie�.
- Brrr, ale zimno - zaskrzecza� Pheagator - zimno mi.
- Dosta�e� przecie� p�aszcz, czego chcesz wi�cej - zapyta�em elfa.
- Przecie� ja by�em lekko ubrany, �eby mi nie wadzi�o - zadygota� w odpowiedzi Pheagator.
- No tak, jak zwykle narzekasz - machn��em z rezygnacj� r�k�, po czym doda�em - lepiej si� zastan�wny, co teraz.
- Proponuje znale�� jaki� zajazd, tam co� zjemy, napijemy si�, zaplanujemy, co dalej i ruszymy w drog� - powiedzia� Efeso.
Droga do karczmy nie by�a d�uga, gdy� zaraz, jak si� ruszyli�my, ogr zacz�� tarza� si� w �niegu rycz�c:
- Je��, je��, moja czu� �arcie!
I rzeczywi�cie, zaraz za rogiem tunelu, w kt�rym si� znajdowali�my, ujrzeli�my szynk, mieszcz�cy si� w budynku nale��cym do rze�nika. Wej�cie do budynku by�o nisko przy ziemi, tote� zauwa�yli�my od razu ogromne ha�dy �niegu odwalone na bok w celu przej�cia. Wygl�da�o to troch� tak, jakby si� wchodzi�o do jamy wydr��onej g��boko w �niegu. Drzwi by�y wykrzywione, lekko zniszczone, a nad nimi ko�ysa� si� okr�g�y szyld z napisem "Gwiazda Gastronomii". Szynk znajdowa� si� w piwnicy. Zeszli�my na d�. Wn�trze prezentowa�o si� poprzez d�ugi bar oraz d�ugie �awy ustawione pod �cianami, kilka mniejszych stolik�w i krzese� oraz niedu�y kominek, kt�ry teraz ogrzewa� ca�e pomieszczenie. Lokal og�lnie sprawia� wra�enie mi�ego i solidnego, ale nie mo�na by� przesadnym w s�owach. Niewiele �wiat�a dziennego tu wpada�o, a �ciany szynku by�y raczej odrapane. W lokalu znajdowa�y si� te� trzy alkowy. Z jednej z nich postanowili�my skorzysta�. Przywo�ali�my barmana. By� to cz�owiek �ysawy, gruby, lat oko�o czterdziestu, z wybitymi przednimi z�bami, sprawiaj�cy wra�enie solidnego i wiarygodnego pracownika.
- W czym mog� s�u�y� W�drowcom? - spyta� uprzejmie, wykonuj�c gest, jakby mia� zaraz klaska�.
- Co nam dzisiaj zaproponujesz szynkarzu? - odpar�em r�wnie� uprzejmie.
- Kaczka nadziewana jab�kami, pasztet rybny, pieczone grzyby, ciasto dro�d�owe - zacz�� wylicza�.
- Czy tamta alkowa jest wolna? - wskaza�em w kierunku najbli�szej.
- Nie, tam przebywaj� wa�ni go�cie - odpowiedzia� barman, lekko przestraszony.
- Wobec tego poprosz� kaczek, pasztetu i co� do picia dla naszej sz�stki, a tak�e woln� alkow�.
- Prosz� uprzejmie - odpar� barman.
Poszli�my we wskazanym nam kierunku. Alkierz okaza� si� by� mi�y, przytulny, a przede wszystkim ciep�y i na uboczu, co dawa�o poczucie prywatno�ci. Wkr�tce dostarczono nam zam�wione potrawy, do kt�rych dodano �wietne piwo. Zaraz potem zacz�o si� unosi� w powietrzu g�o�ne mlaskanie, kt�rego �r�d�em by� ogr oraz moja skromna krasnoludzka osoba.
- Yarpenn, nie mlaskaj, pokurczu jeden - wrzasn�� Pheagator.
- Mmmm - to by� jedyny odg�os, jaki by�em w stanie z siebie wyda�.
Po sko�czonym posi�ku Efeso zacz�� nuci� jak�� pie�� o magii przygrywaj�c na swej lutni, a Quendi Morinar wt�rowa� mu na swym elfim flecie.

Ukryty wymiar, niedostrzegalne barwy, czarne wodospady...
Ukryty wymiar, b�stw pos�gi nietykalne, czarne ogrody...
Ukryty wymiar, stoisz na �rodku po�rodku poszukuj�c swojej drogi...
Ukryty wymiar...

I takie tam, autorstwa pi�knej Artrosis.
Za �cian� s�ycha� by�o coraz g�o�niejsze wrzaski.
- Pheagator, id� sprawd�, co tam si� dzieje, ale tak, �eby ciebie nikt nie widzia� - powiedzia�em.
Elf skin��, po czym oddali� si� w mrok szynku. Wr�ci� dopiero za jaki� czas.
- Co tak d�ugo ciebie nie by�o - spyta�a ciemnego elfa Amfisia.
- Moja skromnie m�wi�c niezwykle uzdolniona osoba u�y�a swych wszystkich cudownie rozwini�tych zmys��w, by pods�ucha� niezwykle ciekaw� konwersacj� dotycz�c� o dziwo sprawy, w kt�r� niew�tpliwie si� z waszym ciekawym towarzystwem zapl�ta�em - znowu elfowi odbi�o, ale wszyscy to rozumieli. Tylko Morinar si� u�miechn�� nieznacznie z odcieniem ironii.
- Co ty powiesz? A mo�e tak szczeg�y? - zaciekawi�em si� do�� znacznie.
- Ot� w tamtej alkowie niew�tpliwie siedzi kilku osobnik�w zwanych potocznie kupcami. Ale nie tylko kupcami okazali si� by� tamci przedstawiciele rasy ludzkiej. Trudni� si� te� magi�, cho� nie za bardzo im to wychodzi, skoro nie wykryli mojej skromnej osoby. Ot� dowiedzia�em si�, �e pierwszy mag mieszka jedn� mil� w kierunku wschodnim st�d, a drugi kilkaset krok�w od drugiego. Kupcy ci bowiem rozmawiali o magach stowarzyszenia, jakoby oni mieli sprowadzi� t� srog� zim� na gr�d. Niestety nie pozna�em imion, zar�wno kupc�w, ani mag�w. Pono� czarodzieje ci w okresie zimowym w og�le nie wychodz� poza swoje wie�e. Pono� komunikuj� si� przez specjalne kule, ale niestety moja skromna elfia istota nie pods�ucha�a niczego wi�cej, gdy� podpici kupcy po chwili zacz�li pra� si� po, �e si� tak brzydko wyra��, mordach. Posz�o jak zwykle w takich wypadkach o dziewk�. Stwierdzi�em niezaprzeczalnie, �e nic tam po mnie i wr�ci�em do waszego towarzystwa.
- No to wiemy wi�cej. W sumie nie ma si� nad czym zastanawia�, zaraz ruszymy od razu na wie��.
Wzrok Morinara skierowa� si� w moj� stron�. W ko�cu, elf Quendi zapyta�:
- A jak chcesz Yarpennie wywo�a� maga z wie�y? Przecie� sam nie wyjdzie. Zreszt� lepiej, �eby si� nas nie spodziewa�.
- Rzeczywi�cie, jest to problem, ale my�l�, �e Amfisia mu zaradzi - odpar�em szczerz�c z�by do elfa, a potem do Amfisi. W odpowiedzi czarodziejka u�miechn�a si� �yczliwie wyra�aj�c wszystko i zarazem nic.

Zacz�li�my si� zbiera�. St� by� u�winiony, najbardziej po stronie ogra. Sam ogr, brudny na mordzie u�miecha� si� rz�dkiem swych ��tych i zepsutych z�b�w rozsy�aj�c wok� fetor. Jego twarz wyra�a�a szcz�cie podobne do szcz�cia prostego ch�opa, kt�ry pierwszy raz ujrza� �nieg i zacz�� zje�dza� na sankach wraz ze swym siostrze�cem. Zap�acili�my barmanowi i wyszli�my na zewn�trz. Od razu poczuli�my zimno, wi�c narzuli�my na siebie p�aszcze i ruszyli�my w drog�. Mijali�my wielu mieszka�c�w miasta pod��aj�cych w r�ne strony, oddaj�cych si� bezmy�lnie swym codziennym przyzwyczajeniom, kt�rych wi�niami dawno si� stali. Wielokrotnie kluczyli�my po�r�d wielkich tuneli wydr��onych w �niegu i rzadko kiedy ukazywa�o nam si� niebo, ca�e zasnute w chmurach, jakby wszystkie ciemne chmury ciemnych �wiat�w skupi�y si� nad tym miastem przyzwyczaje�, miastem mag�w Ikara. �niego skrzypia� nam pod nogami i wielokrotnie by�em wyci�gany z zasp, kt�rych nikt nie usun�� z drogi. Nie pytali�my nikogo o drog�, nie chcieli�my sprowadzi� na siebie k�opot�w, poza tym, nikt mia� nie wiedzie� o naszej wyprawie. W ko�cu zauwa�yli�my, �e przy jednym z plac�w �nie�ny sufit znajduje si� znacznie wy�ej w wielu miejscach ukazuj�c niebo. Spojrzeli�my w g�r� i ujrzeli�my wie��. Na tle poruszaj�cych si� szybko chmur wie�a porusza�a si� jakby, co przyprawia�o o zawr�t g�owy. Siedziba maga by�a pos�pna, z�owieszcza, mo�e nawet zupe�nie niedost�pna, tego na razie nie wiedzieli�my. Stan�li�my ko�o drzwi rozgl�daj�c si�, czy nikt nas nie widzi. Na szcz�cie nikt tego nie przechodzi�. Chyba. Amfisia dotkn�a drzwi, by odskoczy� zaraz.
- Pot�ne drzwi, zamykane magi� od �rodka - stwierdzi�a, po czym roz�o�y�a bezradnie r�ce. Pr�bowa�a czar�w na pr�no. Ogr pr�bowa� je wywa�y�, pr�ba r�wnie� si� nie uda�a.
- Mo�e nie ma maga w wie�y - zapyta�em - przecie� na razie nikt nie reaguje.
Siedzieli�my tak z godzin�. Nie wiedzieli�my, co zrobi�. W ko�cu zdenerwowany, rzuci�em �nie�k� kilka metr�w z boku drzwi do wie�y. Ku zdumieniu wszystkich �nie�na kulka przesz�a przez �cian�.
- Co to ma by� - spyta�a zaskoczona Amfisia.
Morinar sprawdzi� �cian�. W miejscu, w kt�rym rzuci�em dzia�a�a iluzja. Widocznie leniwy i naiwny mag postawi� prost� iluzj� nie boj�c si� przyg�upich mieszczan. Weszli�my do �rodka. Panowa� tu p�mrok, ale pochwili �wiat�o z zewn�trz roz�wietli�o miejsce, w kt�rym stali�my. Znajdowali�my si� w ma�ej salce, z kt�rej jedynym wyj�ciem by�y szerokie i kr�te schody na g�r�. Zacz�li�my w�dr�wk� na g�r�. Dziwili�my si�, dlaczego jeszcze w nas nie trafi�a �adna kula ognista. W pewnym momencie po mojej lewej stronie zauwa�y�em ma�e okienko, z kt�rego by�o wida� wi�kszo�� grodu Kraaka. Dopiero teraz wyczu�em smutek i zm�czenie, kt�re bi�o negatywn� energi� od ca�ego miasta. Dopiero teraz widzia�em w oczach mieszka�c�w niech�� do �ycia, a zarazen przera�enie, kt�rego �r�d�a nie zna�em. Po chwili ruszyli�my dalej. Schody robi�y si� coraz w�sze, ale bez problemu mie�cili�my si� wszyscy, oczywi�cie kiedy szli�my g�siego. Nawet ogr nie uszkodzi� ciemnego tynku. W pewnym momencie naszym oczom ukaza�y si� drzwi, prawdopodobnie od ostatniej komnaty na szczycie wie�y.
- Bierzemy szturmem? - spyta�em wszystkich.
- A je�eli w drzwiach jest magiczna pu�apka? - odpar�a Amfisia, jak zwykle przezorna.
- Po co magowi jakie� zabezpieczenia na tym poziomie. Je�eli nie by�o ich przy drzwiach iluzycjnych, to czemu mia�yby by� tutaj? - ponownie pytanie wysz�o z moich ust.
Doszli�my do wniosku, �e przyda si� tutaj ogr.
- Twoja biec, twoja zniszczy� drzwi za jeden raz - przet�umaczy�em Morglumowi, co ma zrobi�.
- Obra, moja zbi� drzwi, twoja wej�� do �rodka - odpar� ogr.
Odsun�li�my si� troch�. Ogr wzi�� w�tpliwy z powodu stromych schod�w rozp�d i z wielkim impetem uderzy� korpusem w drzwi. Co prawda odbi� si� od nich, ale zawiasy wyra�nie os�ab�y. Morglum wzi�� drugi rozp�d i tym razem drzwi nie wytrzyma�y. Wtargn�li�my do �rodka. Komnata o dziwo by�a ca�kiem spora, znacznie wi�ksza, ni� mog�oby si� to wydawa� patrz�c z zewn�trz wie�y. Pod �cianami sta�y wielkie rega�y z r�nego rodzaju ksi�gami tajemnymi. Po prawej stronie zauwa�y�em dziwn� maszyn�, prawdopodobnie s�u��c� do przejmowania lub niszczenia Krain, tak, jak mia�o to miejsce z Krain� Yarpenna. Na �rodku sta� sporej wielko�ci st�, a na nim pe�no r�nych szklanych urz�dze� takich, jakie znam z Laboratorium �wi�tyni ADOM'a. Przy stole na zwyk�ym krze�le siedzia� cz�owiek s�usznego wieku, z miedzian� brod�.
Ubrany by� w ��te, niemal�e ra��ce szaty, typowe dla mag�w wszelakiej ma�ci. By� wyra�nie zaskoczony naszym wtargni�ciem.
- Co wy tu, do stu tysi�cy mantikor robicie? Kto was upowa�ni� do wej�cia tutaj? Czego tak w og�le chcecie? - zasypa� nas pytaniami jednocze�nie przygotowuj�c r�ce do rzucenia jakiego� nieprzyjemnego czaru.
- Witaj Tymonicusie - pozdrowi�em maga.
- Kim�e ty jeste�, odpowiadaj szybko, bo mnie r�ce �wierzbi� - zasycza� czarodziej.
- Jestem Yarpenn, ten, kt�remu zaszkodzi�e�, a teraz ja przyby�em, by si� zem�ci�.
- Chodzi ci o twoja marniutk� Krain�, kt�r� przej�li�my, by nast�pnie j� unicestwi�? Magowie ze stowarzyszenia Ikara d��� do uruchomienia staro�ytnej maszyny, dzi�ki kt�rej mogliby�my zaw�adn�� ca�� magi� wszystkich �wiat�w. Maszyna ta do uruchomienia potrzebuje pozytywnej energii z kilku Krain. Twoj�, a tak�e kilka innych zagarn�li�my, a teraz, jak pewnie zauwa�y�e� czerpiemy energi� z mieszka�c�w grodu. Jeszcze dwa tygodnie, a maszyna zostanie uruchomiona. Nie przeszkodzisz nam krasnalu!
- Bardzo to pi�knie z twojej strony, ale moja zemsta musi zosta� dope�niona. W waszych planach pope�nili�cie jeden, ale jak�e powa�ny b��d - stali�cie si� wrogami Krainy, a jej przyjaciele nie daruj� nikomu, kt�rzy chc� zak��ci� spok�j tamtych miejsc. Przykro mi, Tymonicusie, ale musisz zgin��.
Podczas ca�ej tej rozmowy r�ce mia�em splecione z ty�u. Ko�cz�c j�, da�em palcami znak Amfisi, kt�ra, jak ca�a dru�yna, sta�a za mn�. Amfisia ledwo co zd��y�a wyszepta� zakl�cie ochronne, gdy mag pu�ci� z palc�w straszn� b�yskawic�. Wi�zka polecia�a w moim kierunku. U�miechn��em si� tylko, gdy czar odbi� si� ode mnie, rozpryskuj�c si� na wszystkie strony.
- Chyba nie s�dzisz, maguniu, �e przybyli�my tu bez jakiejkolwiek ochrony. Poza tym, trafi�e� w krasnoluda, a krasnoludy cz�sto s� odporne na niekt�re czary, lub og�lnie na magi�.
Mag zdenerwowa� si� i nast�pn� b�ykawic� pu�ci� w Morinara. I tym razem czar odbi� si� (pami�taj Czytelniku o pradawnej zbroi elfa, o kt�rej pisa�em w poprzedniej cz�ci opowiadania), lecz tym razem nie roprys� si�. �wietlista �una trafi�a prosto w st�, niszcz�c wszystko, co si� na nim znajdowa�o.
Tymonicus nie mia� szcz�cia. Wpad� w gniew i pu�ci� ognist� strza�� w Amfisi�. Ta tylko dotkn�a swego naszyjnika i magia strza�y zosta�a wch�oni�ta. Amfisia spokojnie dotkn�a drugi raz naszyjnika, po czym rzek�a:
- A teraz, ty marny czarodzieju, zostaniesz pozbawiony aury ochronnej.
Z r�k Amfisi wyp�yn�a dziwna kula, wygl�daj�ca troch� jak ba�ka mydlana, ale by�a koloru zielonego. Czar doszed� do maga i gdy dotkn�� aury Tymonicusa, nast�pi� skromny, acz skuteczny wybuch. Amfisia skin�a na nas. Pierwszy zadzia�a� Morinar. Strza�a wypuszczona z �uku Oromego trafi�a maga w lew� rzepk�, mia�dz�c j� doszcz�tnie. Czarodziej krzykn�� przera�liwie i pu�ci� jeden ze swoich ostatnich czar�w, a by�a to kula przera�enia. Jej dzia�anie polega na tym, �e gdy trafi w ofiar�, ta albo ucieka w przera�eniu z pola walki, albo upada na ziemi� chroni�c g�ow� r�koma. Kula wypuszczona z r�k maga trafi�a w ogra. I tym razem czarodziej mia� pecha, bowiem g�upota Morgluma nie pozwala�a mu zareagowa� na czar, zamiast tego ogr wpad� w sza� bitewny. Ale zanim Gobos cokolwiek zrobi�, zosta� rzucony n� Efesa, kt�ry trafi� maga w udo drugiej nogi. Pheagator podbieg� do maga i swoim ciemnym jak jego dusza sztyletem wykona� kr�tkie ci�cie, czyni�c spor� ran� na prawej nodze. O dziwo, Tymonicus sta� dalej. W tym momencie maga dopad� Morglum. Jego gwa�towne i pot�ne uderzenie g�ow� spodowowa�o zmasakrowanie taerzy czarodzieja, czyni�c z niej krwawe pobojowisko. Dodatkowo ogr, jakby od niechcenia machn�� lew� r�k�. Uderzenie oderwa�o kawa� twarzy Tymonicusa. Mag ju� mia� upada�, ale ostatkiem si� wymamrota� jaki� czar, prawdopodobnie lecz�cy, by po chwili dalej sta� twardo na nogach, cho� ju� bez twarzy.
Przez ca�y ten czas przygotowywa�em si� do zadania ostatniego ciosu. Przypomnia�em sobie wszystkie cierpienia, k�opoty i problemy, kt�re wynik�y z dzia�ania mag�w Ikara, przywowo�a�em swoj� ��dz� krwi, od dawna przygaszon� i ruszy�em w stron� Tymonicusa. Ten przygl�da� si� tylko w przera�eniu, gdy powoli podchodzi�em do niego, dobywaj�c wielkiego dwur�cznego berdysza. Unios�em go, a nast�pni� opu�ci�em, rozcinaj�c pokiereszowane cia�o czarodzieja z g�ry na d�. Rana zaczyna�a si� wraz z klatk� piersiow�, a ko�czy�a poni�ej bioder. Po chwili bezw�adny korpus Tymonicusa osun�� si� na ziemi�, a ka�u�a krwi rozla�a si� niemal�e po ca�ej komnacie. W tym momencie zauwa�yli�my dziwne opary unosz�ce si� znad zw�ok i wylatuj�ce przez okno. Wyjrzeli�my przez okno - opary unosi�y si� przez chwil� ponad cz�ci� miasta, by po chwili na nie opa��. Smutek i zm�czenie jakby znikn�y, ale tylko z po�owy grodu.
- No to zosta�y nam jeszcze dwie sprawy do za�atwienia - odsapn��em umieszczaj�c berdysz na plecach.
- Lepiej szybko opu��my to miejsce. Mag czu� si� tu bezpiecznie, ale nigdy nic nie wiadomo - stwierdzi� Morinar.
Wyszli�my z wie�y. Nie brali�my nic stamt�d, bowiem wyprawa mia�a charakter zemsty, a nie rabunku. Jak nam m�wi� Pheagator, kolejny mag, Aleksandrus, mia� siedzib� kilkaset krok�w od wie�y Tymonicusa. Okaza�o si� to troch� wi�cej ni� kilkset krok�w. Za kolejnym zakr�tem ujrzeli�my wie��, podobn� do poprzedniej. I teraz zacz�y si� k�opoty. Zacz�li�my b��dzi�. Widzieli�my wie�� ca�y czas, ale nasza W�dr�wka wcale nas do niej nie przybli�a�a. Sta�o si� to bardzo uci��liwe, a na pewno dziwne. Po chwili zarz�dzi�em chwilowy post�j w celu narady.
- Zastanawia mnie, czemu ta wie�a ca�y czas jest tak daleko.
- Ja te� my�la�am nad tym i dosz�am do wniosku, �e to mag swoimi czarami tak na nas dzia�a. Wp�ywa na nasze umys�y. Pragniemy si� tam dosta� i on to wykorzystuje. Trzeba si�� woli przebi� ten czar. Nast�pi�a chwila skupienia, ca�kowite wyciszenie. No, mo�e poza ogrem, kt�ry lepi� sobie wielkie kule �niegu i rzuca� nimi w budynki. Nie zd��yli�my jednak zebra� naszych my�li, gdy zza rogu wysz�o kilku �o�nierzy, zapewne str��w prawa w tym mie�cie. Skierowali si� w naszym kierunku. Gdy doszli, zobaczyli�my, �e by�o ich pi�ciu. Jeden z nich, lokalny sier�ant, wyszed� przed nich i zwr�ci� si� do nas ze s�owami:
- Co to za zbiegowisko, kim jeste�cie i co tu robicie? - zapyta�.
Podszed�em do str�a, zajrza�em mu w oczy i dostrzeg�em w nich dobro.
- Jeste�my, jak wida�, przedstawicielami kilku ras, przybyli�my tu z Krainy Yarpenna i za�atwiamy tu pewne sprawy handlowe - sk�ama�em, by nie sci�gn�� na siebie dodatkowych k�opot�w.
- Mo�e i tak, tylko ciekawe czemu taki tu rozrzut rasowy i czemu jeste�cie uzbrojeni - kontynuowa� stra�nik. Podrapa� si� po g�owie, zmarszczy� czo�o my�l�c nad czym� intensywnie. Widocznie doszed� do jakiego� wniosku, poniewa� jego twarz nagle zacz�a promienie� niczym nie zm�conym szcz�ciem.
- Chyba o tobie s�ysza�em, krasnoludzie. Nazywasz si� pewnie Yarpenn i przyby�e� tutaj w pewnej sprawie - po czym doda� sciszonym g�osem patrz�c w kierunku wie�y - i masz pewn� spraw� do mag�w.
- Sk�d o tym wiadomo stra�y grodu Kraaka - spyta�em mocno zdziwiony.
- A, bo pozna�em w waszym gronie barda Efeso. Jaki� czas temu popijali�my razem w kt�rej� z tutejszych karczm i dowiedzia�em si� od niego, �e jego przyjaciel imieniem Yarpenn planuje zemst� na magach ze stowarzyszenia Ikara. Bardzo mi si� to nie spodoba�o jako str�owi prawa, ale wszyscy wiedz�, jakie ptaszki z tych mag�w, wi�c przychylam na to oko.
- A c� takiego magowie zrobili miastu? - spyta�em, dowiaduj�c si� kolejnych rzeczy o machlojkach znienawidzonych czarodziei.
- Zazwyczaj magowie pomagaj� miastom, chroni� je, udzielaj� rad, a ci tutaj nie do��, �e tego nie robi�, to pozbawiaj� si� �yciowych tutejszych mieszka�c�w. Nie wiem za bardzo, jak to wyt�umaczy�, ale odk�d magowie ci przyst�pili do stowarzyszenia Ikara, co� z�ego dzieje si� z miastem. Dodatkowo ta sroga zima, czy widzia� kto�, �eby spad�a kiedy� na jedno miejsce taka ilo�� �niegu? Przecie� te tunele s� niebezpieczne, wiele razy ju� si� zawali�y, kilka os�b straci�o �ycie.
- Widz�, �e jeste� prawym cz�owiekiem i zale�y ci na dobru miasta. Zajrzyj przeto do cz�ci maga Tymonicusa i sprawd�, jak si� tam czuj� mieszka�cy, zorientuj si�, czy si� co� zmieni�o w por�wnaniu z ostatnimi dniami.
Stra�nik przytakn��, po czym odszed� w raz ze swym podw�adnymi. By� mo�e za du�� gadu�� i z pewno�ci� nie potrafi� dochowa� �adnej tajemnicy, ale mocny by� z niego �o�nierz i oddany miastu.
Powr�cili�my do medytacji. Po jakim� czasie poczuli�my, �e z�e si�y uciekaj� od miejsca naszego pobytu i zwr�cili�my si� w stron� wie�y. Nie uszli�my jednak daleko, gdy zacz�a si� straszna �nie�yca. Ci�a w nas prosto od strony wie�y. Postanowili�my wtedy ustawi� si� od najwy�szego do najni�szego, wtedy tylko jeden z nas przyjmie na siebie nawa�nic�, a reszta b�dzie mia�a wzgl�dn� ochron�. Oczywi�cie na przedzie postawili�my Morgluma.
- Twoja widzie� wie�a? - spyta�em po ogrzemu.
- Uuuu - odpar� Gobos.
- Twoja i�� na wie�a ca�y czas, twoja silna, twoja si� uda� tam - wyt�umaczy�em ogrowi, co ma robi�.
Morglum pokiwa� rado�nie g�ow�, po czym ruszy� ra�nie w kierunku wie�y. W ko�cu do niej dotarli�my. Ogr wygl�da� niczym sporej wielko�ci ba�wan �nie�ny i wcale nie zamierza� si� otrzepywa� z bia�ego puchu, nowe przebranie podoba�o mu si� wyra�nie. Zacz�li�my szuka� w �cianie wie�y iluzyjnych drzwi, ale niestety nie by�o takiego czaru. Usiedli�my pod drzwiami i zacz�li�my si� zastanawia�, co robi� dalej, gdy po chwili drzwi otworzy�y si� same. Weszli�my ostro�nie do �rodka, rozgl�daj�c si� uwa�nie. Komnata przy wej�ciu by�a podobna do tej w wie�y Tymonicusa, ale nie zauwa�yli�my wej�cia na g�r� - z pewno�ci� zosta�o ukryte. Podczas ogl�dzin us�yszeli�my dono�ny, dochodz�cy jakby zza grobu g�os:
- Prosz� na d�, szanowni W�drowcy dru�yny Zemsty.
W tym momencie zauwa�yli�my w pod�odze sporej wielko�ci klap�, kt�r� po chwili z trudem otworzyli�my. Ukaza�o nam si� w�skie wej�cie do podziemi. Zeszli�my g�siego i przezornie ustawili�my si� gotowi do walki. Sala, w kt�rej si� znale�li�my by�a ogromna. By�o tu niemal�e wszystko potrzebne do �ycia wygodnej osobie. Po lewej stronie kunsztownie zdobiona wanna z porcelany, r�czniki, dziwnego kszta�tu pojemniki z wod�, natomiast bli�ej nas piecyk, st�, krzes�a, komoda i rega�y z wszelkimi potrzebnymi do gotowania przyrz�dami. Po prawej, znacznie obszerniejszej, stronie ujrzeli�my wielkie ksi�gozbiory, st� zawalony r�nymi pergaminami, a w�r�d nich wielk� kryszta�ow� kul�. W znacznym oddaleniu sta� kominek, a przed nim kilka, wygl�daj�cych na wygodne, fotele. Tu� przed kominkiem na pod�odze le�a�a rozpostarta sk�ra jakiego� egzotycznego zwierza. W jednym z foteli siedzia� czarodziej drugiej wie�y. Przed fotelem na niziutkim stoliku sta� przyrz�d, kt�rego u�ywali w domach gry, a by�a to ruletka. Rozleg� si� g�os:
- Witajcie. Wiem, co si� sta�o w wie�y Tymonicusa. Nie zauwa�yli�cie, �e pata�ach czarodziej mia� w��czon� kul�, kt�rej nawet nie zauwa�yli�cie. Wiem, kim jeste�cie, wiem, po co tu przyszli�cie. Wiem tak�e, co si� zaraz stanie, ale nie wiem, w jaki spos�b zginiecie. Ale zaraz si� dowiem.
- Do�� mam ju� waszych g�upich odzywek, Aleksandrusie, jestem coraz bardziej w�ciek�y i coraz mniej we mnie cierpliwo�ci - zacharcza�em z gniewu.
- Zanim sprawdz� na mojej ruletce, co was spotka, powiem wam, �e Tymonicus by� tylko pionkiem w jak�e wa�nej grze. Wiedzia� ma�o, a skoro macie zgin��, powiem wam, jak by�o naprawd�. W ka�dej z Krain, kt�re opanowali�my, znajduj� si� bardzo wa�ne �wi�tynie wielu kult�w. Na przyk�ad �wi�tynia ADOM'a w twojej Krainie Yarpennie. Szkoda tylko, �e twoja Kraina przed zniszczeniem niefortunnie dla nas zosta�a zduplikowana i mog�e� j� przenie��, ale to ju� nie jest wa�ne. W ka�dej z tych �wi�ty� zawarta jest specyficzna energia magiczna, inna dla ka�dej �wi�tyni. Stowarzyszenie dowiedzia�o si� z pewnej pradawnej ksi�gi, kt�r� znale�li�my nie wa�ne gdzie, �e po��czenie magii z sze�ciuset sze��dziesi�ciu sze�ciu r�nych �wi�ty� r�nych kult�w spowoduje otwarcie Bramy Bog�w, pojawi si� ona w tym miejscu, w kt�rym po��czymy magi� �wi�ty�. Kraina dostarczy�a nam wiele energii, wiele kult�w bowiem ma miejsce w twojej Krainie krasnoludzie. Brama Bog�w jest po��czeniem mi�dzy naszym �wiatem, a za�wiatami, a w�a�ciwie miejscem, gdzie przebywaj� bogowie. Kto raz otworzy Bram�, staje si� nie�miertelny. Je�eli jest to ca�e stowarzyszenie mag�w, powstaje ca�y panteon nowych bog�w, bezlitosnych, posiadaj�cych wielu wyznawc�w i niesko�czon� w�adz�. Ju� pi��set siedemdziesi�t trzy �wi�tynie zosta�y pozbawione energii. By po��czy� magi� tych �wi�ty�, musimy ci�gle czerpa� energi� �yciow� z mieszka�c�w grodu Kraaka. Energia od mieszka�c�w i ze �wi�ty� jest przesy�ana do arcymaga Ikara, Arcymantoryxa, kt�ry, jak z pewno�ci� wiesz, mieszka na pustkowiach daleko za miastem. On, za pomog� Ber�a Garatoxusa ��czy magi� i w ten spos�b przybli�amy si� do stania si� bogami! A teraz pozw�lcie, �e puszcz� w ruch ruletk�, by dowiedzie� si�, jak zginiecie.
- Zaraz, moment, a mo�e Arcymantoryx oszuka ciebie i sam stanie si� bogiem, pozbywaj�c si� ciebie w ostatecznej fazie? Wiadomo przecie�, �e chciwo�� mag�w nie ma granic - pr�bowa�em si� dowiedzie� jak najwi�cej o naszym ostatnim przeciwniku.
- To niemo�liwe, aby otworzy� Bram�, potrzebne s� co najmniej dwie pary r�k, tak by�o napisane w ksi�dze - odpar� mag. Rozleg� si� odg�os puszczanej na ruletk� kulki. Po chwili odg�os znikn�� i us�yszeli�my maga:
- Magia wojenna, magia zimna, walka magiczn� kos�, ca�kiem ciekawy zestaw.
W tym momencie Alekandrus wsta� i dopiero teraz tak naprawd� ujrzeli�my jego posta�. By� to niski, s�abej postury cz�owiek o mocnych r�kach. Jego przyodzienie stanowi�y jasnoniebieskie, d�ugie szaty. Na go�ej g�owie niewiele p�owobr�zowych w�os�w, ofite w�sy i bujna broda opadaj�ca sztywno na pier�. Og�lnie rzecz bior�c cz�owiek, kt�ry czym ni�szy, tym uwa�aj�cy si� za wa�niejszego. Taki karze� (bez urazy dla krasnolud�w), kt�ry ledwo co odr�s� od ziemi i ju� krzyczy.
Aleksandrus szybko wypowiedzia� inkantacje i z jego palc�w trysn�a b�yskawica, ale by�a to b�yskawica zimna. Czar zachowywa� si� dziwnie, ale ja si� przecie� tak na magii nie znam. Zimno otoczy�o nas zakl�tym kr�giem, kt�ry zacz�� si� zacie�nia�. Amfisia zd��y�a tylko pu�ci� fal� ciep�a, czar w miar� neutralizuj�cy zimno, gdy dzia�ania czarodzieja nagle zacz�y odnosi� sukces. Najpierw poczu�em ch��d przeszywaj�cy moje wszystkie ko�ci. Nast�pnie rozleg� si� krzyk, kt�rego �r�d�em by� Pheagator. Czar Aleksandrusa zamieni� si� bowiem w strza�� mrozu, by ugodzi� elfa w lewe rami�. Feeg upad� krzycz�c przera�liwie. Czarodziej by� zdecydowanie pot�niejszy od pierwszego naszego przeciwnika. Amfisia tymczasem dotkn�a swojego wisiorka. Po chwili z medalionu trysn�a struga kwasu, kt�ra zosta�a skierowana w stron� maga. O dziwo, kwas nie napotka� �adnych przeszk�d i trafi� Aleksandrusa w r�k�. Ten nie przej�� si� zbytnio i rzuci� czar ochronny. Efeso odpi�� po�y swej kamizelki i rzuci� kilkoma no�ami prosto w serce maga. W pewnym momencie napotka�y niewidzialn� przeszkod� i upad�y na pod�og� wydaj�c metaliczny d�wi�k. To samo sta�o si� z magiczn� strza�� wypuszczon� przez Morinara. Tymczasem Aleksandrus wypowiedzia� kolejn� inkantacj�. W powietrzu znik�d pojawi�o si� mn�stwo szabli. Zacz�y wirowa�, kieruj�c si� w naszym kierunku. Amfisia krzykn�a, z jej ust wydosta� si� czar magicznego muru. Wi�kszo�� szabli zosta�o zatrzymanych, ale trzy lecia�y dalej. Jedna z nich ugodzi�a Morgluma w korpus, ale ten nie przej�� si� tym zbytnio, jego twarda od brudu pier�� z �atwo�ci� odbi�a cios. Druga z szabli lecia�a w stron� Efesa. Z pewno�ci� obci�a by mu g�ow�, gdyby nie ruch Morinara. Odbi� on szabl� swoj� katan�. Trzeci z mieczy doszed� celu. Amfisia sykn�a z b�lu, ostrze przesz�o po kostkach. Rany nie by�y g��bokie, ale sprawia�y spory b�l. Amfisia upad�a, staraj�c si� doj�� do siebie. Ja tymczasem stara�em si� unikn�� kolejnego czaru maga. W ostatniej chwili doby�em berdysza, by odbi� l�c�cy w kierunku mojej g�owy sztylet nas�czony trucizn� mrozu. Aleksandrus wydoby� zza fotela srebrzyst� kos�. Uj�� j� w dwie r�ce i zacz�� na nas naciera�. Przyj��em wyzwanie. Mag stan�� naprzeciw mnie i uderzy� pot�nie. Koniec �mierciono�nego ostrza trafi� w ostrze mojego topora. Posypa�y si� iskry. Zacz��em obawia� si� o to, czy berdysz wytrzyma t� walk�. Zamachn��em si� z ca�ej si�y, ostrze tylko musn�o szaty Aleksanrusa, gdy� ten uskoczy� zawczasu. Zatoczy�em si�, trac�c prawie r�wnowag�. Mag uni�s� kos� i ci��, jak gdyby kosi� zbo�e. Mia�em wiele szcz�cia, m�j niski wzrost uratowa� moj� g�ow�. W tym momencie z lewej strony doskoczy� Morglum dobywaj�c swoj� kolczast� maczug�, a z prawej strony pojawi� si� Morinar unosz�c swoj� katan�. Aleksandrus zrozumia�, �e jest w opa�ach i lekkim ruchem przeskoczy� przez sw�j fotel. Tam odrzuci� kos� i zza po�y szat�w wyci�gn�� r�dzk�. Uni�s� j�, sala roz�wietli�a si� jasnym blaskim i w tym momencie pojawi�y si� w powietrzu trzy ciemnie miecze, po jednym na ka�dego z nas. Nie by�y to ju� szable, z jakimi starli�my si� niedawno, nie upada�y bowiem po jednym sparowaniu ciusu tylko walczy�y zaciekle niczym najlepsi fechmistrzowie. Co chwila da�o si� s�ysze� szcz�k scieraj�cych sie ze sob� ostrzy metalu, co chwila iskry sypa�y si� na pod�og� komnaty. Aleksandrus w tym czasie szykowa� si� do rzucenia jakiego� pot�niejszego czaru. W pewnym jednak momencie co� mu przerwa�o, a by� to n�, kt�ry rzucony przez barda wbi� si� magowi nieco powy�ej biodra. Czarodziej zachwia� si� i lekko zatoczy� do ty�u niszcz�c swoj� ruletk�, wpad� w nies�ychany gniew i rzuci� b�yskawic� mrozu w kierunku Efesa, lecz jego furia zdecydowa�a o nietrafieniu w cel. Kolejny n� zosta� rzucony, Aleksandrus zawy� z b�lu, gdy ostrze wbi�o si� w jego lewy bark. Na chwil� straci� kontrol� nad magi� i ciemne miecze opad�y bezw�adnie na ziemi�. To da�o nam chwil� wytchnienia od morderczego przeciwnika i mo�liwo�� pokonania przeciwnika. Morinar z�apa� oddech i przyskoczywszy do maga z lekkiego wypadu ci�� w bark. Prawa r�ka czarodzieja odpad�a, bryzgaj�c wok� litrami krwi. Morglum zamachn�� si� maczug�, twarz czarodzieja rozorana zosta�a przez kolce utwierdzone w drzewcu, ukazuj�c widok makabryczny - krwiste b�oto wymieszane z w�osami z brody. Podbieg�em z boku do Aleksandrusa i uderzy�em berdyszem, rozpruwaj�c brzuch. Wszelkie wn�trzno�ci wyp�yn�y na wierzch, a czarodziej pad� martwy, wprost na skr�r� zwierza przed kominkiem.
Odsapn��em chwil� i z zal�knieniem rozejrza�em si� w poszukiwaniu towarzyszy. Mnie, Morinarowi i Morglumowi oraz Efesowi nic si� nie sta�o, jedynie ogr mia� na piersi �lad, jakby co� pr�bowa�o zrobi� mu krzywd�. Gorzej by�o z czarodziejk� i mrocznym elfem. Elf le�a� z wbit� w rami� strza�� mrozu i j�cza� przera�liwie. Amfisia otrzyma�a mniejsze obra�enia, ale zranione kostki spowodowa�y, �e nie mog�a si� podnie��.
- Na wszystkich bog�w, nie wiedzia�em, �e to mo�e by� takie niebezpiecznie, nie chcia�em was wystawia� na jakiekolwiek cierpienie, jak ja mog�em do tego dopu�ci� - zacz��em zachodzi� w g�ow�, co teraz zrobi�. Nie zna�em si� na leczeniu, a wida� by�o, �e zar�wno czarodziejka, jak i elf potrzebowali pomocy medycznej. Podszed� do mnie Morinar.
- Mo�e ja pomog�, moje plemi� trudni si� tak�e leczeniem, zreszt� chyba nie musz� tobie Yarpenn o tym m�wi� - powiedzia�, po czym wyci�gn�� jakie� ma�ci, kt�re mia� w ma�ej torbie przewieszonej przez rami�. Przyst�pi� do czarodziejki, a ta, troch� ju� uspokojona, wyszepta�a:
- Przy pasie mam troch� flakonik�w, u�yj ich.
Elf spokojnie zabra� si� do pracy. Najpierw oczy�ci� rany, potem na�o�y� jak�� zielon� papk�, po czym za�o�y� opatrunek. W ka�dym b�d� razie czarodziejka nie by�a w stanie chodzi�, przynajmniej przez jaki� czas. Co do mrocznego elfa, pocz�tkowo rana wygl�da�a gro�nie, ale okaza�o si�, �e Pheagator troch� symulowa� (sk�d ja to znam). Poza tym mroczne elfy ze wzgl�du na swoj� z�� natur� wykazuj� pewn� odporno�� na czary. Morinar roztar� w swoich r�kach jak�� magiczn� ma�� nagrzewaj�co-lecz�c�, a potem wtar� j� w ran� Feega. Potem kr�tkim ruchem usun�� strza��. Pheagator sykn��, a nast�pnie straci� przytomno��. Odzyska� j� dopiero po jakim� czasie, lek chyba zacz�� dzia�a�, poniewa� elf wsta� i zacz�� si� rozgl�da�.
- Co si� sta�o? - zapyta�.
- Oberwa�e� Pheagator, ale Morinar m�wi, �e b�dzie dobrze - chcia�em poklepa� go po ramieniu, na szcz�cie zreflektowa�em si� i poklepa�em go po tym zdrowym.
Po jakim� czasie mroczny elf wsta� i zacz�� chodzi�, lekko tylko odczuwaj�c skutki niedawnych obra�e�. Co do Amfisi, ogr wzi�� j� na barana i wyda� sie by� tym faktem bardzo zadowolony. Teraz nadesz�a chwila zastanowienia.
- Dw�ch mag�w poleg�o, zosta� jeszcze jeden na pustkowiach, Arcymantoryx. Amfisiu, czy jeste� w stanie stworzy� portal na pustkowia?
Czarodziejka zaprzeczy�a zdecydowanie, po czym doda�a:
- Z tych pergamin�w, kt�re tutaj zobaczy�am, stwierdzi�am, �e aura trzeciego maga jest tak pot�na, �e zatrzymuje wszelkie teleporty, poza tym jestem troch� zbyt s�aba, �eby pr�bowa� rzuca� jakikolwiek czar.
Wyszli�my na zewn�trz, zacz�o ju� si� �ciemnia�, lecz ponownie stwierdzi�em, �e �mier� maga wp�yn�a pozytywnie na miasto. Postanowili�my przenocowa� w grodzie Kraaka, cho�by w "Gwie�dzie Gastronomii" i uda� si� w dalsz� drog� w dniu nast�pnym. Wyruszyli�my w kierunku szynku. Od razu zauwa�yli�my znacz�ce zmiany w krajobrazie miasta. Przede wszystkim w jaki� niewyt�umaczalny spos�b znikn�y �nie�ne tunele, zupe�nie jakby nadesz�o wielkie ocieplenie. Pozosta�a tylko zwyk�a dla pory zimowej warstwa puchu.
- Jak wida�, magia czarodziei stowarzyszenia nie ma ju� wp�ywu na miasto.
Tu� przed szynkiem spotkali�my znajom� nam grupk� stra�nik�w miejskich. Sier�ant pozdrowi� nas uprzejmie i zapyta�, jak si� maj� sprawy.
- Drugi mag nie �yje, ale troch� nam si� dosta�o - poinformowa�em stra�nika, po czym doda�em - kto� powinien spali� obydwie wie�e, najlepiej od �rodka, od piwnic a� po szczyt. Nie mo�ecie dopu�ci�, by z�o, kt�re tam zosta�o, trafi�o w niepowo�ane r�ce.
- Poinformuj� o tym burmistrza, a je�eli nic nie za�atwi�, to sam spal�, to siedlisko diab�a - odpar� �o�nierz, po czym oddali� si� wraz ze swymi podw�adnymi.
Znale�li�my si� przed "Gwiazd� Gastronomii". Lokal wygl�da� teraz lepiej, nie wchodzi�o si�, jak do nory. Weszli�my do �rodka i od razu poprosili�my trzy pokoje, dwa dla m�czyzn i jeden mniejszy dla Amfisi. Pro�ba zosta�a spe�niona i po nied�ugim czasie znale�li�my si� w przyzwoicie wyposa�onych pokojach. Dostarczono nam jedzenia, dumnie nazwanego kolacj�. Po jej spo�yciu udali�my si� na spoczynek.
Noc przebieg�a spokojnie. Pobudka by�a wcze�nie rano. Za czym s�o�ce wzesz�o, wyszli�my z szynku i udali�my si� w kierunku p�nocnych bram grodu. Amfisia mog�a ju� chodzi�, sen jej dobrze zrobi�. Pheagator ju� nawet nie pami�ta�, �e mia� wczoraj w ramieniu strza�� mrozu. Po jakim� czasie znale�li�my si� przy bramie miasta. Kraak by� ca�y otoczony niezwykle wysokim drewnianym ogrodzeniem, zbudowanym z najwi�kszych drzew, jakie uda�o si� przywie�� z okolicy. Po stronie miasta, zaraz przy balach zbudowanych by�o kilka wie�yczek stra�niczych, a tak�e specjalnie pomosty s�u��ce �ucznikom, kusznikom i innym wojownikom do obrony miasta. Po chwili obcowania z zabudowaniami obronnymi grodu Kraaka, opu�cili�my miasto. Naszym oczom ukaza�a si� zimna, dzika i surowa przyroda, w�ciek�a niczym wilczyca, kt�rej przeszkodzono podczas karmienia swego potomstwa. Nie prowadzi� st�d na p�noc �aden trakt, bowiem na pustkowiach z powodu zimna nie utrzymywa�y si� �adne osady, czy to ludzkie, czy te� przedstawicieli innych ras. Znali�my drog�, wystarczy�o ca�y czas kierowa� si� na p�noc, ale ju� po jakim� czasie wiedzieli�my, �e droga nie b�dzie �atwa, bowiem rozp�ta�a si� gwa�towna burza �nie�na. Czeka�y nas ci�kie chwile...

Yarpenn, czyli ja :))

Powr�t od pergaminu do sto�u karczemnego