Magiczna furia cz. II

�piew ptak�w ukrytych w koronach drzew i szum li�ci dociera� do niego jakby poprzez kamienn� �cian�. Wi�kszo�� tych przyjemnych odg�os�w zag�usza�o monotonne pulsowanie wewn�trz g�owy, wybuchaj�ce falami b�lu, kt�re skutecznie doprowadzi�y go do przytomno�ci. Otworzy� oczy i zobaczy� b��kit nieba poprzecinany ga��ziami drzew ustrojonymi w zielone listki. Ale co� jest bli�ej, co� zamazanego co powoli nabiera kszta�tu.
Kaskady pokrytych brudem w�os�w, przez kt�ry przebijaj� jasne odcienie z�ota, przydymiona twarz o delikatnych rysach i b��kit szaro�ci, dwa klejnoty w kt�rych zakl�to wzburzone morze i mg��.
Ledwo jego oczy odr�ni�y kszta�t, a ju� nie by�o co ogl�da�.
Damil zaniepokoi� si� tym nag�ym znikni�ciem, m�g�by patrze� na ni� ca�ymi godzinami, podziwia� te oczy, tajemnicze, ukrywaj�ce moc tajemnic, a zarazem tak szczere i pe�ne l�ku przed �yciem i tym co musz� ogl�da�. B�yszcz�c znik�y.
Ch�opak spr�bowa� podnie�� si�, nic z tego. Ca�e cia�o jak gdyby z kamienia le�a�o nieruchomo odmawiaj�c pos�usze�stwa. Trwa�o to minuty, jednak Damilowi wydawa�o si�, �e godziny, dni. Rozczochrana g�owa nieznajomej zn�w nad nim zawis�a, a poharatane d�onie po�o�y�y co� na jego czole.
Dreszcz przeszy� ca�e cia�o, tak i� zn�w je poczu� od st�p po czubek zmoczonej �r�dlan� wod� g�owy. Teraz m�g� ju� poruszy� nog� i by� z tego rad. Dziewczyna widz�c to u�miechn�a si� lekko, a Damil przysi�g�by, �e w jej oku pojawi� si� radosny b�ysk. Wykona�a jeszcze kilka czynno�ci, kt�rych ch�opak nie m�g� ujrze� i odesz�a. Po chwili us�ysza� lekki, a zarazem pewny siebie g�os:
- Wstawaj musimy ucieka�! Wydaje mi si�, �e ten mag b�dzie nas �ciga�.
Damil odwr�ci� g�ow� w stron� sk�d dobieg�y s�owa i ze zdziwieniem zobaczy�, �e dziewczyna nie ma ju� na szyi obro�y. Sta�a do niego ty�em wpatruj�c si� w co� co by�o przed ni�. Dopiero teraz zauwa�y� k��by dymu unosz�ce si� za nieznajom� i b�yski p�omieni strzelaj�cych na wysoko�ci kilku metr�w, rzucaj�ce nik�y poblask na jej posta�. Odwr�ci�a si� w jego stron�. Teraz po raz pierwszy zobaczy� j� ca�� w normalnym �wietle i poczu� si� nad wyraz dziwnie, uczucie to przybra�o lekko na sile gdy stargany fragment koszuli zn�w opad�. Dziewczyna zniecierpliwionym ruchem os�oni�a si� i podesz�a do le��cego Damila.
- Dzieciak! - rzuci�a oskar�ycielsko i kopn�a go w biodro - wsta�by� ju�! Ten mag zaraz tu mo�e by� - gdy wspomnia�a o magu jej g�os zadr�a�.
Damil spi�� si� i usiad�, a w g�owie mu zawirowa�o. Pami�ta�, �e ostatni raz czu� si� tak na weselu swojej siostry, po wypiciu zbyt du�ej ilo�ci Dilirki.
- No ju� - mrukn�a i pomog�a mu wsta�.
Ch�opak chwiej�c si� na nogach spojrza� w stron� pogorzeliska. P�omienie trawi�y drzewa, traw� i �ebrowania masywnego dachu. Kwadratowa chata sta�a w ogniu, a co jaki� czas w powietrze wystrzeliwa�y r�nokolorowe ogniki. Nagle poczu� si� silniejszy, jakby sam widok p�omieni dodawa� mu si�. Stan�� o w�asnych si�ach i zacz�� si� rozgl�da�. Dooko�a las, i szczyty g�r i �adnego znamienia cywilizacji. Nie wiedzia� gdzie jest, ale przypuszcza�, �e je�li p�jdzie na po�udnie dotr� do jakiego� miasteczka, by� mo�e - je�li nie zboczyli mocno z traktu - nawet do Karemali.
- Wiesz gdzie jeste�my? - zapyta�a dziewczyna.
- Nie - odpowiedzia� szczerze i spojrza� w jej stron�, natychmiast odwr�ci�a wzrok.
- Wi�c jak si� st�d wydostaniemy?
- My? A kim�e ty jeste�? - rzuci� i przygryz� sobie j�zyk.
Zastanowi�a si�, jakby pragn�a sobie przypomnie� to w�a�nie imi�. Z przera�eniem odkry�a w g�owie pustk�, nic tylko te niebieskie wiry, nic innego. W poszukiwaniu odpowiedzi spojrza�a na traw�. Ma�a biedronka z trzema kropkami wspina�a si� z mozo�em na zielon� trawk� tylko po to aby zej�� z drugiej strony �d�b�a. W jej pami�ci zab�ys�o kr�tkie s�owo "meli". Nie wiedzia�a co ono znaczy ale dobre na pocz�tek.
- Meli - powiedzia�a po chwili ciszy.
- Co?
- Jestem Meli.
- Ja jestem Damil.
Meli spojrza�a mu kr�tko w oczy po czym odwr�ci�a si� i zn�w zapyta�a:
- Wi�c gdzie p�jdziemy? Musimy ucieka� - jej wzrok mimowolnie pad� na dopalaj�ce si� szcz�tki ponurej chaty.
Damil wiedzia� o tym wystarczaj�co dobrze. By� jednak ciekaw kto wygra� magiczn� walk� jaka si� tu odby�a i czy by� w niej jego sprzymierzeniec czy tylko wrogowie.
Milcza� a Dziewczyna stawa�a si� coraz bardziej zniecierpliwiona. St�pa�a w miejscu p� bosymi stopami przygniataj�c trawki i zerka�a to tu to tam w poszukiwaniu wyimaginowanych przeciwnik�w. Ten niepok�j nasila� si�, a Meli nie wiedzia�a dlaczego, dlatego jeszcze dok�adniej zacz�a przepatrywa� okolic�.
Co� si� poruszy�o.
Serce dziewczyny prawie wyskoczy�o gdy zobaczy�a czarn� posta� wy�aniaj�c� si� zza zgliszcz. Zniszczone szaty wisia�y na nim popalone i podziurawione ostrymi kawa�kami kamieni i belek, d�onie pokryte by�y krwi�. Meli podbieg�a do Damila i wskaza�a miejsce swego odkrycia.
- To on? - zapyta� Damil.
- A kto inny m�g� by� w tej chacie? - zapyta�a ze zdziwieniem i doda�a dr��c - uciekajmy!
Ch�opak nie zamierza� si� spiera�. Pu�cili si� biegiem w d� pag�rka zmierzaj�c w stron� iglastego lasu maj�cego sw�j pocz�tek u jego podn�a. Polana usiana kamieniami nie by�a �atwym pod�o�em. Meli rani�a sobie stopy, a Damil potyka� si� niszcz�c i tak ju� stare, sk�rzane buty. Obejrza� si� za siebie i zobaczy� w g�rze z�� posta� unosz�c� r�ce ponad g�ow�.
- B�dzie rzuca� czar! Biegnij!
Meli potkn�a si� bole�nie rani�c sobie stop�. Upad�a z krzykiem przechodz�cym w �a�osny j�k. Damil zatrzyma� si� i widz�c rosn�c� kul� ognia ponad z�ym magiem rzuci� si� z desperacj� w stron� le��cej. Us�ysza� g�osy innych ludzi, wrzaski i okrzyki jakby dow�dc�w prowadz�cych armi�. Gdy dobieg� do dziewczyny pom�g� jej wsta�. Meli kula�a j�cz�c, a prawa stopa spuch�a i zrobi�a si� sina. Damil pomaga� jej jak m�g� najlepiej, ca�y czas spogl�da� jednak za siebie. Zobaczy� trzy ogniste s�upy, a widok ich bardzo mu si� podoba�, prawie pragn�� ich dotkn��. Zaraz zbeszta� si� w my�lach za takie dziwne marzenia i jak najszybciej m�g� stara� si� dotrze� do lasu.
Rozleg�y si� trzy nast�puj�ce po sobie grzmoty, a ca�a okolica zamar�a w ciszy. Rycz�ce p�omienie piekielnej po�ogi sp�yn�y w d� pag�rka niszcz�c wszystko co napotka�y na swej drodze. Ma�y oddzia� stra�y sp�on�� w przera�aj�cych m�czarniach. Wzbudzaj�ce groz� krzyki gin�cych ludzi roznios�y si� echem po ca�ej krainie, a para uciekinier�w a� stan�a w miejscu patrz�c na zbli�aj�ce si� piek�o z podziwem wymieszanym ze �miertelnym przera�eniem. Ognista furia zmierza�a prosto na nich, fala p�omieni szala�a wzbijaj�c w powietrze gor�cy py�, topi�c kamienie i spopielaj�c drzewa w mgnieniu oka.
- O mamo! - szepn�a Meli i przywar�a do Damila.
Damil nic nie powiedzia�, ba� si� �mierci. Ale perspektywa �mierci w p�omieniach wydawa�a mu si� pi�kna i nadzwyczaj romantyczna. Po sekundzie czar ten min�� i umys� ch�opaka zderzy� si� z potworn� �wiadomo�ci� nadci�gaj�cej �mierci. Przycisn�� Meli do siebie i zamkn�� oczy skupiaj�c si� na gor�cym podmuchu.
S�ysza� tylko ryk p�omieni i krzyk szarpi�cej si� Meli. Nic wi�cej.

Smr�d spalenizny stawa� si� nie do zniesienia. Damil spostrzeg�, �e mo�e otworzy� oczy i zrobi� to. Krajobraz dooko�a zmieni� si� nie do poznania. Wypalone kikuty drzew, czarna ziemia w promieniu kilkudziesi�ciu metr�w i panosz�ce si� wsz�dzie k��by dymu. Wci�� czu� w ramionach dr��c� Meli, ca�y czas stali tam gdzie przed uderzeniem fali, to wszystko by�o dla niego niepoj�te. Dziewczyna te� rozejrza�a si� i powiedzia�a co� smutnym g�osem. Damil nie us�ysza� co, ale s�owa te brzmia�y jak przeprosiny. Potem Meli spojrza�a na Damila. Jej oczy pe�ne strachu i zdziwienia spotka�y si� z jego wzrokiem, odesz�a dwa kroki w ty�.
Milcza�a przez chwil� po czym zapyta�a zachrypni�tym od krzyku i dymu g�osem:
- Dlaczego my jeszcze �yjemy?
- Nie wiem - wypali� i spojrza� na lekko popalone i ciemne od sadzy r�ce - naprawd� nie wiem.
Prawie jednocze�nie spojrzeli na szczyt wzg�rza. Kto� tam jeszcze sta�.
- Uciekajmy!
- Dlaczego on nie rzuca czaru - zapyta�a Meli id�c za Damilem.
- Sk�d mam wiedzie�, pewnie jest tak samo zdziwiony jak my!
Do lasu, by�o ju� niedaleko. Wbiegli pomi�dzy wypalone drzewa. Zaraz jednak dotarli do zdrowej cz�ci puszczy i zag��bili si� w jej wn�trze. Czarna posta� ruszy�a biegiem w d� zbocza.
- Damil! On za nami idzie, biegnie, on nas �ciga! - wrzeszcza�a Meli cofaj�c si� w ty�.
Ch�opak z�apa� j� za r�kaw, kt�ry si� rozdar�. Sfrustrowany pochwyci� jej r�k� i poci�gn�� za sob� w g��b lasu. Ca�y czas wydawa�o im si�, �e s�ysz� czyje� kroki, �e �cigaj�cy potw�r jest ju� blisko, tu� za nimi. To nieprzyjemne uczucie towarzyszy�o im d�ugo, a� wreszcie zatrzymali si� �apczywie chwytaj�c powietrze. Dooko�a by� tylko las, drzewa krzewy i roz�o�yste paprocie pokrywaj�ce ca�e poszycie lasu, o�wietlone przez w�skie promienie przebijaj�ce si� przez korony drzew. Panowa�a jednak niesamowita cisza, tak przejmuj�ca, �e Damilowi zje�y�y si� w�oski na karku. Co� by�o nie tak.
Konary drzew zatrzeszcza�y, a ziemia zadr�a�a. Z ga��zi posypa�y si� igie�ki i ma�e patyczki, woda w strumyku stan�a na chwil�, a paprocie zatrzepota�y jakby tysi�ce skrzyde� ptak�w.
Zobaczyli go krocz�cego pomi�dzy pniami, a za nim szereg dziwnych istot st�paj�cych swymi nogami jak konary drzew. Meli krzykn�a, a Damil ponowi� ucieczk� byle dalej byle pr�dzej. Ca�y czas ci�gn�� za sob� t� dziewczyn� i chocia� wiedzia�, �e by� mo�e bez niej by uciek�, nawet nie my�la� o pozostawieniu jej tutaj. Zna� las urodzi� si� w nim, potrafi� obiera� w nim kierunki i kry� si� przed nieproszonymi spojrzeniami, ale jak schroni� si� przed magi�. Ten czarodziej wydawa� si� i�� za nimi jak po nitce.
Odleg�e dud�onienie nie ustawa�o, ale zdawa�o si� te� nie przybli�a�, a to by� dobry znak.
Biegli tak dalej, jednak w ko�cu zabrak�o im si�. Padli na wilgotn� traw� i le�eli ze strachem nas�uchuj�c niepokoj�cych d�wi�k�w. Meli dysza�a ci�ko, coraz trudniej by�o z�apa� jej powietrze, poza tym stopa promienia�a rw�cym b�lem, z ka�dym krokiem coraz silniejszym. Damil podsun�� si� do niej i obejrza� spuchni�ta stop�. Widzia� ju� wiele ran, a i ta nie by�a mu obca. W wiosce gdzie mieszka� stara ciotka, kt�ra go wychowywa�a by�a znachork�, a raczej felczerk� gdy� daleko jej by�o do innych wioskowych wied�m. Wielokrotnie przypatrywa� si� jej pracy i wiele z tych obserwacji zapad�o mu g��boko w pami��.
Uj�� jej stop� w obie d�onie, Meli sykn�a z b�lu.
- Zostaw co robisz! To boli! Aaa!
Z cichym chrupni�ciem kostka wskoczy�a na swoje miejsce, a przez las przemkn�� krzyk.
- Co ty! Zabi� mnie chcesz! - rykn�a i cofn�a si� od niego.
- Ja tylko...
- Przesta�, zostaw mnie w spokoju! - wrzeszcza�a, a Damil po�o�y� si� kilka krok�w od niej zastanawiaj�c si� w jakim stopniu te krzyki pomog� magowi ich odnale��.
- Musimy ju� i�� - powiedzia� po pi�ciu minutach - zbieraj si�.
Meli spojrza�a na wci�� bol�c� stop�, wiedzia�a, �e sama nie da sobie rady, a Damil jak na razie wcale nie kwapi� si� jej pomaga�.
- No idziesz czy nie? - zapyta� i skrzy�owa� ramiona na piersi.
- Id� - j�kn�a Meli i usiad�a - zaraz - mrukn�a i ukl�k�a.
Ch�opak z satysfakcj� przygl�da� si� przez chwil� jej pr�bom po czym podszed� i pom�g� jej powsta�. Tym razem nic nie powiedzia�a, bez s�owa ruszyli dalej brn�c w zielonych paprociach.
Zaczyna�o si� �ciemnia�, a le�ny p�mrok stawa� si� coraz g��bszy. Meli rozgl�da�a si� strachliwie, krzywi�c ca�y czas z b�lu. Ka�de zag��bienie w ziemi, ka�dy cie� wydawa� si� tak nienaturalnie wielki, mia� tak dziwne kszta�ty. Mo�na by przysi�c, �e niekt�re si� porusza�y. Ponury szum i odleg�e zawodzenie wilka zla�y si� z mrokiem, cieniem i duchem lasu. Na powierzchni Airu ka�dy las ma swoj� dusz�, swoje duchy i pradawne moce, kt�rych nikt, nawet najstarsi elficcy m�drcy do ko�ca nie zg��bili. Te si�y natury s� pi�kne, czu�e nieraz i niebezpieczne. Ten kto nie potrafi ich uszanowa� zadziera z pot�g� tak star� jak ca�y Dehuun .
Damil wierzy� w pradawne duchy, ba� si� ich i teraz kiedy by�a przed nim perspektywa samotnej nocy w lesie ba� si� jeszcze bardziej. Dawniej spa� w lesie razem z ojcem czy grup� traper�w znaj�cych obyczaje lasu, nie musia� si� wi�c ba�, teraz ca�a odpowiedzialno�� spocz�a na jego m�odych barkach. Meli straci�a r�wnowag� i gdyby nie Damil upad�aby.
- Odpocznijmy - powiedzia�a cichutko i wy�lizgn�a si� z r�k ch�opaka. Mi�kkie poszycie z�agodzi�o upadek. Prawie natychmiast zapad�a w niespokojny sen.
Damil siedzia� tu� obok oparty o pie� i nas�uchiwa�. Las noc� jest taki tajemniczy, taki straszny. Zastanawia� si� dlaczego nie zauwa�a� tego wcze�niej. Usi�owa� przebi� ciemno�� w poszukiwaniu zjaw, elevir�w, noem�w czy krwiorzerczych wys�annik�w lasu - elf�w. Ba� si� coraz bardziej, a gdy wyobra�a� sobie tych niewidzialnych noc� przeciwnik�w jego strach nabiera� prawie literalnych kszta�t�w. Mija�y minuty, godziny a Damil nie �mia� si� nawet poruszy�.
Us�ysza� jaki� g�os, ciche mrukni�cie. Po chwilach nerwowego wyt�ania s�uchu doszed� do wniosku, �e to Meli. Po�o�y� r�k� na jej ramieniu i poczu� jak dr�y, jaka jest zimna. Nie zastanawiaj�c si� d�u�ej po�o�y� si� za ni� i przytuli� si� do dr��cej dziewczyny usi�uj�c ogrza� j� cho� troszeczk�. Jej rytmiczny oddech u�pi� go bardzo szybko. Obudzi� si� przed �witem, ale i tak nie wsta� gdy� Meli le�a�a prawie na nim.

- Silmarill! Othen veri tearas'dem! - s�owa te wypowiedziane melodyjnym kobiecym g�osem uderzy�y Damila jak m�ot. Natychmiast otworzy� oczy.
Dooko�a nich sta�y cztery szczup�e i pi�kne osoby. Ich d�ugie, zielone, z�ote lub czarne w�osy porusza�y si� razem z lekkim wiaterkiem, a gwie�dziste oczy b�yszcza�y �miej�c si�, cho� miny przybysz�w nie by�y pogodne.
Kobieta, kt�ra przed chwil� m�wi�a zaczesa�a kosmyk w�os�w za szpiczaste ucho i chwyci�a pewniej pokryty rz�dami rycin �uk. Damil zamar� w bezruchu.
Elfy sta�y jeszcze przez chwil� po czym jeden odezwa� si�:
- Feaeer hemir?
Damil nie mia� poj�cia co elf ma na my�li, rozpozna� tylko �e to pytanie.
- Hif dorn daveri! Ha ha! - za�mia�a si� elfka i wyci�gn�a strza�� z ko�czanu - Shirrmit do?
- Nei! - krzykn�� elf i podszed� do Damila, mierz�c w�ciek�ym wzrokiem towarzyszk�.
- Kim jeste� ch�opcze? - zapyta�, a Damil a� si� zdziwi� �e rozumie co ten elf m�wi.
Przez chwil� milcza� poszukuj�c s��w, denerwowa� si�, a maj�c w pami�ci straszne opowie�ci o okrutnych elfach j�zyk stan�� mu w ustach ko�kiem.
- To jaki� daveri, jak wszyscy ludzie! - odezwa� si� inny elf i wszyscy wybuchli �miechem, nie �mia� si� tylko Damil z pochmurna min� i przychodz�ca do siebie Meli.
- Co tu robisz cz�owieku, lepiej odpowiadaj na moje pytania, dobrze Ci radz�.
- Nazywam si� Damil Vorrsther - rzek� niepewnie ch�opak i spojrza� w weso�e oczy elfa - a ty� to kto? - doda� zadziornie, ju� wypowiadaj�c te s�owa �a�owa� ich ale powiedzianego cofn�� si� nie da. Ku jego zdumieniu elf po prostu roze�mia� si� z tego jak z dobrego kawa�u.
- Zadziorny m�okos - powiedzia� po chwili.
- M�wi�am �eby go ustrzeli�.
- Przesta� Oveliel! A co do ciebie Damilu, to wiedz, �e wkroczy�e� na nie sw�j teren. To ziemia czysta, �wi�ta, jak wy to m�wicie. Ty i twoja sollari naruszyli�cie spok�j tego miejsca, a to wielki derom.
- Je�li wam przeszkodzi�em to przepraszam, ale nie z w�asnej woli wszed�em do tego lasu. Jaki� mag chcia� nas zabi� musieli�my ratowa� �ycie.
Elf przez chwil� wpatrywa� si� Damilowi w oczy po czym zapyta�:
- Dlaczego �w mag ci� �ciga?
- Nie wiem.
Jeden z elf�w podszed� do przyw�dcy i szepn�� mu kilka s��w na ucho.
- Sol veil? - zapyta� po czym zn�w spojrza� na Damila, tym razem przychylniejszym wzrokiem.
- Co masz wsp�lnego z wybuchem na pograniczu lasu?
- Ja nic, naprawd�. To ten mag spali� te drzewa i kilku innych ludzi a ja... - zatrzyma� si� przypominaj�c sobie wczorajsze wydarzenia. Nie wiedzia� jakim cudem wszystko sp�on�o tylko on i Meli si� osta�. Wiedzia�, �e musi ostro�nie dobiera� s�owa aby nie zdradzi� temu tu elfowi za du�o.
- Co ty Damilu?
- Mi si� uda�o uciec w ten las.
- Daleko nie uciek�e� hi hi - wtr�ci�a si� elfka chichocz�c.
- Oveliel! - zirytowa� si� elf - sharet'dem Sarmilorn!
Damil przygl�da� si� im i mia� wra�enie, �e elfy wcale nie s� takie krwio�ercze jak mu m�wiono, mo�e raczej chc� aby tak o nich my�lano.
- Wierz� ci Damilu. Chod� z nami, jest tu kto� kto mo�e odpowiedzie� na twoje pytania.
Ch�opak zawaha� si�.
- A musz�?
Elf zn�w si� roze�mia�.
- Jestem Sillmaril, ta oto gadatliwa sollari to Oveliel, a to Doligern i Valgorn.
- Ja jestem Meli - wtr�ci�a si� dziewczyna widz�c �e chwila napi�cia min�a.
Sillmaril uk�oni� si� lekko.
- Chod�cie wi�c, ten mag, nawet je�li wszed� do lasu...
- Wszed�! - rzuci� Damil.
- Nawet je�li wszed� do lasu to z niego nie wyjdzie �ywy, wierz mi ch�opcze.
- No dobrze, p�jd�!
- Ja nie b�d� sz�a w jednej grupie z tymi �mierdz�cymi lud�mi! - zaprotestowa�a elfka.
Wszyscy j� zignorowali i poszli dalej.
- Zupe�nie jak jej siostra - szepn�� Sillmaril do zaniepokojonego Damila - i z jedn� i z drug� ci�ko doj�� do �adu.
- Dlaczego wi�c z ni� w�drujesz? - zapyta� lekko o�mielony Damil.
- Ach ch�opcze, gdy si� zakochasz zrozumiesz.
Ch�opakowi wyda�o si�, �e ju� rozumie.

Ob�z elf�w by� rzeczywi�cie niedaleko, trudno go by�o nazwa� te� obozem. Jedno ognisko i trzy rozbite w po�piechu namioty utkane z babiego lata sta�y pomi�dzy dwoma ogromnymi sosnami. Nik�e promyczki s�o�ca pada�y na magiczny materia� wykrzesuj�c z niego miliony iskierek r�nokolorowego �wiat�a, kt�re jakby naturalne, tworzy�o ma�e t�cze i wiruj�ce refleksy od kt�rych ka�demu cz�owiekowi zakr�ci�oby si� w g�owie. Przy niedu�ym starannie ob�o�onym kamieniami ognisku siedzia�o dwoje elf�w. Jeden ubrany w czarne szaty z ��tymi runami tr�ca� drwa swoj� d�ug� lask�. Druga czyszcz�ca sw�j miecz mia�a na sobie sk�rzane ubranie i d�ugi p�aszcz. Na widok powracaj�cych towarzyszy elf w czerni u�miechn�� si�, a na widok Damila jego u�miech przeobrazi� si� w zdziwienie. Powsta� ze swego miejsca a towarzysz�ca mu elfka spojrza�a z widoczn� nienawi�ci� w oczach na wchodz�cego do obozu cz�owieka.
Elf w czerni podszed� do Sillmarila i po�o�y� mu r�k� na ramieniu.
- Lieleil Sillmaril! - powiedzia� i skin�� w stron� Damila - To on?
- Ya - przytakn�� elf, a jego twarz przeci�� z�o�liwy u�miech - a m�wi�e�, �e b�dzie za g�upi na to aby tu przyj��.
- Wcale tak nie m�wi�em - zirytowa� si� czarno odziany i zwr�ci� si� z lekk� drwin� do go�ci - Witaj cz�owieku w naszym obozie, podejd� tu i wraz ze swoj� sollari usi�d�cie przy ogniu.
Damil nie wiedzia� co tu si� dzieje. Czego te elfy od niego chc�, dlaczego ten w czerni chce z nim rozmawia�. W og�le czu� si� w ich towarzystwie nieswojo. Te u�miechy, chichoty i podszepty, postawa przez kt�r� czu� si� jak krowi placek, zaczyna� rozumie� dlaczego wybuch�a wojna pomi�dzy t� ras� a lud�mi. Tak naprawd� to mia� ochot� wszystkim natrzaska� i �mia� si� z tego przez p� dnia. Na dodatek ta elfka, jej nienawi�� prawie promieniowa�a dooko�a, a okropne blizny na twarzy dodawa�y jej upiornego wyrazu. Damil spojrza� na Meli stoj�c� obok niego. Wydawa�a si� dok�adnie tak samo, jak nie bardziej, zagubiona i niepewna. Prawie natychmiast odwr�ci�a si� w jego stron� i na jego pytaj�cy wzrok lekko wzruszy�a ramionami. Ch�opak podj�� nadzwyczaj dla niego trudn� decyzj� i usiad� przy ognisku na �awie na kt�rej siedzia�a elfka z bliznami.
Najlepiej od razu wyja�nia� nieporozumienia.
Ruch szybszy ni� piorun, b�yskawica czy strza�a wystrzelona przez niewidzialne cienie. Ostry b�ysk stali, elfiej stali zatrzymany tu� przed jego gard�em. Zanim zd��y� si� we wszystkim po�apa� le�a� przygnieciony przez zwinnego wroga. W obozie zapanowa� gwar. Kilka os�b zwr�ci�o si� i stron� Damila i elfki.
- Elena! - krzykn�� Sillmaril i z�apa� za sztylet, kt�ry trzymany w jej r�ku b�yska� w �wietle s�onecznych promieni.
Wyrwa� jej bro� i odrzuci� w krzewy zaraz potem doby� swojej broni i wbi� srebrzyst� kling� w ziemi� pod nogami kobiety. Wbi� swe spojrzenie jak stal w jej oczy pe�ne p�on�cego ognia nienawi�ci. Wojna nerw�w trwa�a jak�� chwil� po czym elfka z�apa�a kling� go�� r�k� i z grymasem b�lu odda�a j� r�koje�ci� do przodu elfowi. Damil ze zdziwieniem obserwowa� ten nadzwyczajny rytua� tak niemo�liwy w ludzkim spo�ecze�stwie. Nie wiedzia� do czego zmierza� ani co przewa�y�o szal� umiej�tno�ci, stanowczo�� czy autorytet, w ka�dym razie Sillmaril delikatnie odebra� bro� i u�miechn�� si� do kl�cz�cej Eleny.
- Dasper togein stummar. Allaer'sev domein - wyszepta� i odsun�� si� przed nadchodz�cym elfem w czarnym p�aszczu.
- Odejd� Eleno - powiedzia� w j�zyku marchii i rozkaza� przynie�� sobie wody.
Kobieta spojrza�a na niego z niedowierzaniem.
- Seher dofhar Elena Dherin.
Elfka pochyli�a g�ow� i bez s�owa skargi odesz�a z obozowiska pozostawiaj�c nawet swoj� bro�. Tu� przed wej�ciem w las odwr�ci�a si� i spojrza�a na Damila. Ognie w jej oczach widoczne by�y nawet z odleg�o�ci dziesi�ciu krok�w. W sercu m�odzie�ca zasia�a si� trwoga, nie �mia� spojrze� jej w twarz, w og�le nie wiedzia� co robi� ze spojrzeniem. Ka�dy elf z obozowiska patrzy� si� na niego z wrogo�ci� i niech�ci�. Jedynie wzrok Sillmarila i czarno odzianego nie wyra�a� �adnych emocji.
- Co si� sta�o? - zapyta�a najciszej jak mog�a Meli Damila.
Odezwa� si� Sillmaril:
- Elena, zosta�a w�a�nie wygnana z naszej spo�eczno�ci.
Zapad�a cisza.
- Po co to wszystko? - zapyta� p�g�osem Damil - Dlaczego kazali�cie mi tu przyj��?! - powiedzia� nieco g�o�niej, zauwa�y� �e r�ce zaczynaj� mu si� poci�.
- Cho� ze mn� do namiotu - rzek� elf w p�aszczu i ruszy� do �redniej wielko�ci wigwamu z babiego lata.

Wn�trze namiotu by�o jasne pomimo, �e nie by�o tu �r�de� �wiat�a, a nadzwyczajny materia� pachnia� �wie�o�ci� i ros� zebran� o �wicie. Tkanina dywaniku le��cego na ziemi przypomina�a naturalny widok ska�, traw, drzew i srebrzystego wodospadu. Nadzwyczajne kszta�ty porusza�y si� co wprawi�o ch�opca w jeszcze wi�kszy zachwyt. Drzewa prawie szumia�y od wiatru, woda spada�a z cichym hukiem, a trawa falowa�a jak powierzchnia morza. U szczytu wigwamu unosi�a si� delikatna mgie�ka z kt�rej jak rosa opada�y b�yszcz�ce drobinki py�u.
- Usi�d� prosz�.
Damil przez kr�tka chwil� zastanawia� si� czy gdy usi�dzie na wodospadzie to czy si� nie zamoczy.
Elf roze�mia� si� i wskaza� dywanik.
- Prosz� nie obawiaj si� tego, to iluzja.
- Strasznie realna.
- Tak to prawda - przytakn�� elf i poda� Damilowi wspania�� muszl� wype�nion� wod� - napij si�.
- Co to jest?
- Woda.
- Sk�d mam mie� pewno��?
- Pij!
Ch�opak sam nie wiedzia� kiedy wybi� ca�� s�odk� i rozkosznie pachn�c� ciecz.
- Widzisz, nie by�o a� tak �le. Przyzwyczaj si� do tego, gdy� b�dziesz musia� mnie s�ucha� przez jaki� czas.
- A to dlaczego!
- Nie b�d� taki niecierpliwy, wyt�umacz� ci!
- A je�li ja nie chce tu zosta�?
- Wi�c odejd�, ale wiedz �e daleko nie zajdziesz.
- A to dlaczego?
Elf u�miechn�� si� i szepn�� co� czego Damil nie potrafi� zrozumie�.
- Jeste� jak tw�j poprzednik.
- Jaki poprzednik - zirytowa� si� ch�opak i zacz�� wstawa�.
- Sied�, zaraz ci wszystko wyt�umacz�. Cierpliwo�ci.
Elf odczeka� chwil� po czym zacz��:
- Jestem Xerioen i mam dla ciebie kilka informacji mog�cych rzuci� promie� �wiat�a na twe dotychczasowe prze�ycia.
Z zewn�trz dobieg� krzyk, zaraz potem zawt�rowa�y mu nast�pne pop�dzane gwizdni�ciami strza�. Xerioen i Damil wybiegli z namiotu. Zobaczyli jak�� posta� unosz�c� si� w powietrzu tu� pod koronami drzew i band� stwor�w przypominaj�cych drzewa i ludzi szkaradnie zdeformowanych przez z�� magi�. Elfy wystrzeli�y po strzale po czym zacz�y si� cofa�. Sillmaril doby� miecza i rozci�� na p� jazgocz�c� istot� przedzieraj�c� si� przez krzewy w jego stron�. Miecz gwizdn�� i cz�� stwora pad�a na ziemie bryzgaj�c karmazynowa posok�. Zaraz potem wycofa� si� unikaj�c zamaszystego ciosu szponiast� �ap�.
Damil podbieg� do Meli, kt�ra ze strachem schowa�a si� za namiot i rozgl�daj�c si� za czym� do obrony siedzia�a cicho.
- Czy to ten mag? - zapyta�a dr��co, zupe�nie tak samo gdy po raz pierwszy wspomnia�a o z�ym czarodzieju.
- Chyba tak, chod� musimy ucieka�, nawet przy tych elfach nie jeste�my bezpieczni.
Dziewczyna wsta�a �api�c po drodze miecz pozostawiony przez Elen�. Damil poci�gn�� j� za sob� w kierunku gdzie wycofywa�y si� elfy.
Kilka krok�w od nich eksplodowa�a fala ognia porywaj�c w gor�cy wir po�yskuj�ce namioty. Sp�on�y jak zapa�ki. Huk ognia zn�w wype�ni� g�ow� ch�opaka tak �e prawie czu� s�owa, pojedyncze wyrazy kierowane do jego �wiadomo�ci tak i� przestawa� si� ba� p�omieni. Teraz Meli ci�gn�a go toruj�c sobie drog� mieczem �cinaj�c kolczaste krzewy.
Ryki stwor�w roznosi�y si� echem po lesie, a huki eksplozji dzwoni�y w uszach. D�wi�ki te by�y tak nie na miejscu w tej puszczy nieska�onej ludzk� nog�.
Elfy rozp�yn�y si� w zieleni, tak i� �adna istota nie maj�ca w sobie esencji natury nie potrafi�aby ich wpatrze�. Meli rozgl�da�a si� rozpaczliwie za kim� kto m�g� by im pom�c. Damil zachowywa� si� dziwnie i te p�omienie w oczach. Ogie� wydawa�o jej si�, �e prawdziwy wype�nia� go tak i� parzy� jej d�o�. Po jakim� czasie pu�ci�a go czuj�c b�l. Stan�� i odwr�ci� si� w stron� nadci�gaj�cego niebezpiecze�stwa.
- Damil co ci jest Damil! - krzycza�a widz�c zbli�aj�ce si� sylwetki.
Unios�a miecz zastanawiaj�c si� co on mo�e jej da�, przecie� prawie nie potrafi go podnie��, nie m�wi�c ju� o w�adaniu. Ostrze b�ysn�o b��kitnym �wiat�em. Meli krzykn�a i zapragn�a odrzuci� t� dziwn� bro�. Nie da�o si�!
Krzykn�a ponownie, cho� ju� bardziej ze zdziwienia gdy poczu�a jaki nagle miecz sta� si� lekki. Do jej serca nap�yn�a odwaga, kt�ra ulecia�a gdy unosz�cy si� mag jednym czarem zniszczy� drzewo. Stan�o ono w p�omieniach, po czym rozleg� si� przera�aj�cy krzyk. Chwil� p�niej wszystko ucich�o, a zza dogasaj�cych drzew pomkn�y dwie strza�y, odbijaj�c si� od niewidzialnych tarcz maga.
Da� si� s�ysze� opanowany cho� �pieszny g�os Sillmarila wydaj�cego polecenia. Kolejny huk i dym przys�aniaj�cy m�tne sylwetki elf�w. Gor�ce powietrze dr�a�o, a li�cie wi�d�y od przejmuj�cego ciep�a. Fala gor�ca uderzy�a w Damila i Meli tak, �e o ma�y w�os padliby na ziemi�. Dziewczyna krzykn�a i przys�oni�a twarz r�k�, Damil sta� nieporuszony patrz�c oczyma jak roz�arzone w�gle w stron� maga. Jego r�ka zap�on�a, a w�osy zmieni�y barw� z szarej na ognist�.
Meli widz�c zmian� w wygl�dzie towarzysza cofn�a si� z l�kiem nie wiedz�c co mo�e si� wydarzy�. Ba�a si� maga, ba�a si� potwor�w i magii, co najgorsze ba�a si� te� osoby kt�r� uwa�a�a za przyjaciela, kt�r� polubi�a.
W z�ego maga trzasn�a �wietlista b�yskawica tak, a� zachwia� si� i zacz�� opada� ca�y czas ciskaj�c czarne pociski. Z zaro�li wy�oni� si� Xerioen, jego r�ce roz�wietla�a bia�a po�wiata rzucaj�c jasne promienie na pobliskie drzewa i ziemi�. Samadal krzykn�� i skierowa� strug� mocy w jego stron�. Gwa�towny rozb�ysk pos�a� obu mag�w kilkana�cie krok�w dalej. Xerioen wyl�dowa� bli�ej gdy� wpad� na drzewo. Mija�y sekundy, a elf le�a� i le�a�. Z�y czarownik powsta� i wykrzycza� dono�n� inkantacj�, kt�ra roznios�a si� echem po wspania�ym, starym lesie.
Meli zadr�a�a, nawet nie zauwa�y�a kiedy zacz�a si� cofa�. Kilka krok�w dalej wpad�a plecami na drzewo. Krzykn�a i odwin�a si� mieczem zdzieraj�c kawa�ek kory. Damil sta�, a jego w�osy powiewa�y ognistymi falami. Wyci�gn�� r�k� w stron� wrzeszcz�cego zakl�cie maga. Dooko�a pociemnia�o, a ziemia zadr�a�a jak pod razami giganta. W powietrzu odezwa�y si� charcz�ce g�osy nieziemskich istot, z niewidzialnych szczelin zacz�y wychodzi� prze�roczyste postacie o barwie ognia. Krzycza�y wy�y i szarpa�y si� wij�c w niewidzialnych wi�zach. Nagle powietrzem targn�� wybuch. Powyginane istoty zacz�y zia� ogniem pal�c wszystko co napotka�y na drodze.
Samadal widz�c to zblad�. Jego twarz skrzywi�a si� w grymasie z�o�ci i przera�enia gdy pot�na �apa jednej z istot pomkn�a w jego stron�. Poczu� pal�cy b�l i sw�d pieczonego mi�sa. Potem by�a ju� tylko lawa.
Damil jakby dopiero teraz zauwa�y� co si� dzieje i rozejrza� si� dooko�a. Jego w�osy i oczy wci�� p�on�y gdy odwr�ci� si� w stron� Meli. Dziewczyna wymierzy�a w jego kierunku ostrze miecza Eleny.
- Co robisz - zapyta� Damil g�osem kt�rego nie zna�.
- Nie... nie zbli�aj si�!
Ryk ognistej bestii zag�uszy� reszt� jej s��w. Ch�opak spojrza� na swoje r�ce, na otoczenie, na zniszczenia i p�on�cy las, na przera�on� Meli. Nie wiedzia� co si� sta�o, czu� jednak �e to co� jest w nim. Dziwna rado�� z po�aru i ch�� podsycenia ognia, ch�� p�awienia si� w p�omieniach.
Po chwili by� ju� tylko ogie�, ciep�o i pierwotny wrzask.

Cisza, tak dziwna po tym wszystkim. Dlaczego tu jest tak cicho? Otworzy� oczy i ujrza� ponad sob� �ebrowanie dachu. Przekr�ci� g�ow� tak aby zobaczy� wi�cej. By� w jakim� domku, chatce. Na �rodku izby sta� st� o kt�ry kto� by� oparty i chyba spa�. To przecie� ona, Meli, ta s�odka dziewczyna, ale jak...?
- Nie ruszaj si� ch�opcze - odezwa� si� znajomy, spokojny g�os - ju� po wszystkim.
Damil spr�bowa� co� powiedzie� ale w gardle mia� jakby dym.
- Spokojnie - powiedzia� elf i poda� mu si� napi� s�odkiej wody.
- Co si� sta�o? - zapyta� po chwili milczenia ch�opak opieraj�c si� na �okciach.
- To co musia�o si� sta�. Uwolni�e� cz�� tkwi�cej w tobie Esencji.
- Esencji?
- Tak. Ty naprawd� nie wiesz kim jeste�?
To pytanie uderzy�o Damila jak otwarty policzek.
- Nie wiesz co nosisz w sobie? Nosisz moc. Moc ofiarowan� przez bog�w.
- Jakich bog�w?
- A kt� to wie, ch�opcze dosta�e� ten dar nie po to aby zdobywa� w�adz�, czy niszczy� �wiat. Masz go tylko w jednym celu.
- A niby jakim - odezwa� si� z nut� buntu w g�osie.
- Aby spe�ni�o si� przeznaczenie i dope�ni�o si� dziesi�te milenium!
- Jakie milenium. O czym ty elfie bredzisz!
Xerioen za�mia� si� w spos�b bardzo nie pasuj�cy do elfa.
- Staraj si� trzyma� j�zyk za z�bami cz�owieku. Wiedz, �e mog�em ci� zabi�, jednak tego nie zrobi�em, a wiesz dlaczego? Bo chc� ci pom�c g�upcze! Czy my�lisz, �e nie mam innych spraw na g�owie jak nia�czenie jakiego� zasmarkanego podlotka? To kim, czym jeste� jest gro�ne. Mo�esz to wykorzysta� dobrze lub �le, wyb�r nale�y do ciebie, ale wiedz, �e przed przeznaczeniem nie uciekniesz!
Damil milcza�, wpatrywa� si� t�po w surowe oblicze elfa.
- A co z ni�? - zapyta� po chwili wskazuj�c na �pi�c� Meli.
- Po�egnacie si� na zawsze - odpar� bez emocji elf i powsta� aby do�o�y� do ognia - jeste� wybra�cem, nie mo�esz zajmowa� si� tak trywialnymi sprawami jak m�odzie�cze zauroczenie.
Ch�opak patrza� jeszcze przez chwil� na now� przyjaci�k�. Zastanawia� si� czy to mo�e by� prawda. Czy los tak brutalnie sobie z niego zakpi�? Dlaczego mu j� pokaza� i teraz zabiera? Nie my�la� o swoim darze czy przeznaczeniu. Nic go to nie obchodzi�o, wiedzia� �e przez ca�e �ycie b�dzie poszukiwa� tego b��kitu szaro�ci. Wiedzia� �e go kiedy� odnajdzie wbrew s�owom tego elfa. W jego g�owie ko�ata�a si� tylko jedna my�l: kiedy, kiedy?
Ale na to mo�e odpowiedzie� tylko �ycie.
- Dobrze, nie b�d� si� spiera� - mrukn�� po chwili Damil i opad� na ��ko planuj�c jak z�ama� obietnic�.

ElfShadow

Powr�t od pergaminu do sto�u karczemnego