Zapada� zmierzch. Ca�e niebo zasnute by�o chmurami, tak, �e nie by�o wida� nawet ostatnich promieni zachodz�cego ju� s�o�ca. Zapowiada�o si�, �e lada moment spadnie deszcz. W karczmie panowa� p�mrok. Go�cie, przeczuwaj�c zbli�aj�c� si� burz�, zacz�li t�umnie zje�d�a� si� do gospody. W karczmie panowa� niesamowity gwar. Karczmarki krz�ta�y si� w po�piechu, aby obs�u�y� wszystkich go�ci. W rogu izby, niedaleko kuchennych drzwi siedzia�o trzech m�czyzn. Byli to stali bywalcy karczmy "Pod upitym krasnoludem". Wampir dROc, rycerz KilarX oraz krasnolud Yarpenn - w�a�ciciel karczmy, jak zwykle poch�oni�ci byli o�ywion� dyskusj�. Co chwila kt�ry� wstawa� i silnie gestykuluj�c t�umaczy� co� swoim kompanom.
Na dworze w�a�nie rozp�ta�a si� burza. W strugach deszczu od czasu do czasu da�o si� zauwa�y� roz�wietlaj�c� ca�e niebo b�yskawic�. S�ycha� by�o dono�ne grzmoty, znak, �e burza jest niedaleko.
- Id� przynie�� wody - odezwa� si� t�gawy karczmarz do jednej z dziewczyn pracuj�cych w gospodzie.
- Ale przecie� tam strasznie pada - zaprotestowa�a Amfisia, gdy� w�a�nie tak mia�a na imi� owa dziewczyna.
- �adnych ale. Nie zanosi si� na to aby pr�dko przesta�o pada�. Go�cie nie b�d� przecie� siedzie� o suchym pysku, a� ta cholerna burza si� sko�czy - odrzek� karczmarz widz�c niech�� dziewczyny. Nie przywyk� do tego, aby nie s�uchano jego polece�. Skarci� dziewczyn� srogim spojrzeniem poczym wr�czy� jej wiadro.
- No id� ju�, id�. I tak si� od tego nie wykr�cisz - doda�.
Zrezygnowana Amfisia, przeklinaj�c po cichu karczmarza, wzi�a wiadro i wysz�a na dw�r. Ju� po chwili nie by�o na niej ani jednej suchej nitki. Przemokni�ta i zmarzni�ta wr�ci�a do �rodka. Z�a na siebie i na ca�y ten cholerny �wiat demonstracyjnie odstawi�a wiadro z wod�. Karczmarz zdawa� si� tego nawet nie zauwa�a�. Nalewanie piwa poch�ania�o go bez reszty.
- Id� zanie� to do stolika przy kt�rym siedzi Yarpenn - powiedzia� wr�czaj�c jej tac� z piwem.
Amfisia chcia�a zaprotestowa�, ale wnioskuj�c z miny karczmarza nie mia�o by to wi�kszego sensu. Wzi�a wi�c tac� i ruszy�a do stolika w rogu izby. Na widok zbli�aj�cej si� dziewczyny wampir u�miechn�� si�, pokazuj�c rz�d r�wniutkich, bia�ych z�b�w z wyra�nie odr�niaj�cymi si� du�ymi k�ami. Amfisia postawi�a piwo i ju� zbiera�a si� do odej�cia, gdy nagle odezwa� si� krasnolud, kt�ry do tej pory zdawa� si� jej nie zauwa�a� zaj�ty rozmow� z rycerzem KilarX' em.
- Ty jeste� Amfisia. Poznali�my si� kilka dni temu - powiedzia�. Dziewczyna przytakn�a.
- Co� ty robi�a, �e jeste� taka mokra ? Chyba nie by�a� na tym strasznym deszczu ? Przecie� tam leje jak z cebra - doda�.
- Musia�am wyj�� po wod� - odpowiedzia�a.
- Ha ha ha - za�mia� si� krasnolud. - Przecie� wystarczy�o wystawi� wiadro przez okno. Nie zmok�aby� przynajmniej.
Dziewczyna nic si� nie odezwa�a i obr�ciwszy si� ju� mia�a odej��, gdy nagle poczu�a, i� co� nagle chwyci�o j� w biodrach. Ani si� obejrza�a, a ju� siedzia�a na kolanach krasnoluda. Pr�bowa�a si� wyrwa�, ale u�cisk Yarpenna by� zbyt mocny, by si� z niego wypl�ta�.
- Pu�� mnie - krzykn�a ci�gle staraj�c si� uwolni�.
- Nie ma mowy. - odpowiedzia� krasnolud.
- Pu�� mnie - powt�rzy�a kopi�c i wierzgaj�c niczym m�ody �rebak. Nic jednak nie skutkowa�o. Nadal siedzia�a w jego obj�ciach.
- Przecie� wiem, �e wcale tego nie chcesz. Zbyt ci tu przyjemnie. Nie ma mowy, nie puszcz� ci� - za�mia� si� Yarpenn.
Zobaczymy, pomy�la�a Amfisia. W tym samym momencie z jej palc�w wystrzeli�y �wietliste smugi. Krasnolud wrzasn�� jak op�tany. Powsta�o zamieszanie. Dziewczyna skorzysta�a z chwili i wypl�ta�a si� z �elaznego u�cisku. Towarzysze Yarpenna starali si� zrozumie� co tu si� w�a�ciwie dzieje, podczas gdy on masowa� bol�ce rami�.
- Nie wiedzia�em, �e wie�niaczki zajmuj� si� magi� - odezwa� si� po chwili wampir.
- Nie jestem �adn� wie�niaczk� - ostro zaprotestowa�a Amfisia.
- A niby kim ? - zainteresowa� si� dROc.
- Jestem czarodziejk� - odpar�a kr�tko.
- Ha ha ha, a to zabawne. Nie wiedzia�em, �e czarodziejki roznosz� piwo po karczmach. Zawsze my�la�em, �e maja inne ciekawsze zaj�cia ni� us�ugiwanie pijanym facetom - doda� wampir u�miechaj�c si� ironicznie.
- Do�� tego ! - wrzasn�a Amfisia.
Nagle ca�a izba wype�ni�a si� �wietlistym, o�lepiaj�cym blaskiem. Gdy tylko oczy z powrotem przyzwyczai�y si� do panuj�cego w karczmie p�mroku, zebrani ujrzeli niesamowite zjawisko. W miejscu, gdzie przed chwil� by�a Amfisia, sta�a teraz kobieta w d�ugiej, b��kitnej sukni. Na szyi mia�a szafirowy wisiorek, kt�ry po�yskiwa� przyci�gaj�c wzrok ka�dego, kto na niego spojrza�. Ca�y ten str�j podkre�la� jej turkusowe oczy, kt�re skrzy�y si� teraz tajemniczym, z�owrogim blaskiem. Z jej postawy mo�na by�o wnioskowa�, �e jest w tej chwili raczej z�owrogo nastawiona do Yarpenna i jego towarzyszy. Odnosi�o si� wra�enie, �e zaraz wypowie jakie� straszliwe zakl�cie i zmiecie ich z powierzchni ziemi. Tak si� jednak nie sta�o. Czarodziejka sta�a tylko i przygl�da�a sie siedz�cym przy stoliku m�czyznom, czekaj�c ich reakcji.
- Wybacz nam szanowna Pani, ale... - odezwa� si� KilarX, prze�amuj�c panuj�c� ju� od d�u�szej chwili cisz�.
- Nie jestem �adn� szanown� Pani�. Jestem Amfisia z Maan. Jak ju� wspomnia�am jestem czarodziejk� - przerwa�a mu.
- Tym bardziej prosz� o wybaczenie. Moi towarzysze s� troch� nieokrzesani. Racz przyj�� nasze przeprosiny - kontynuowa� rycerz.
- Przeprosiny przyj�te. Obawiam si� jednak, �e niepr�dko wam to zapomn�. Nie �ycz� sobie �eby traktowano mnie jak jak�� koby�k�, kt�r� mo�na poklepa�. Troch� godno�ci panowie - odpar�a czarodziejka.
- Wybacz mi - wtr�ci� si� krasnolud. - Nie s�dzi�em, �e...
- Jestem czarodziejk� ? - przerwa�a mu w p� s�owa Amfisia. - Drogi Yarpennie szacunek nale�y si� ka�dej kobiecie, niezale�nie od tego czy jest ona czarodziejk�, czy zwyk��, prost� dziewk�.
- Jeszcze raz przepraszam - doda�, poczym spu�ci� oczy i zacz�� przygl�da� si� le��cym na stole okruszkom, udaj�c, i� strasznie go one zajmuj�.
- A co ci� w�a�ciwie do nas sprowadza ? - zapyta� wampir.
- Je�eli pytasz dlaczego w�a�ciwie zni�y�am si� do tego poziomu, aby roznosi� piwo po karczmach, to spiesz� ci� poinformowa�, �e nie s�u�y�am pijanym facetom, jak to sprytnie okre�li�e�, dla w�asnej przyjemno�ci, czy z nudy. Jestem tu w wa�nej, prywatnej sprawie i nic ci do tego wampirku - odpowiedzia�a czarodziejka ironicznie si� u�miechaj�c. - I przesta� si� tak szczerzy�, bo mo�esz straci� swoje pi�kne z�bki. Z�by maj� to do siebie, �e raz utracone ju� wi�cej nie odrastaj�. Musia�by� zmieni� jad�ospis i zacz�� je�� papki i kleiki, co w przypadku twojej krwistej diety by�o by raczej trudne.
- Wybaczcie panowie, ale musz� was opu�ci�. Robi si� ju� p�no, a ja jutro rano musz� wcze�nie wyruszy� - doda�a po chwili milczenia.
Amfisia