Ranek by� dosy� pogodny. At`ar wzbi�o si� w�a�nie na niebosk�on i ju� wkr�tce mia�o nam dokucza�, jak to mia�o w zwyczaju w porze letniej.
Aby dotrze� do osady drwali, musieli�my przeby� niedost�pne bagna, obej�� jezioro Fiirin od zachodu, a po jego omini�ciu przeby� znaczn� cz�� puszczy Shekhal.
Wyruszyli�my z rana zaraz po zaopatrzeniu si� w niezb�dny ekwipunek. Czeka�o nas kilka dni drogi, wi�c musieli�my zabra� z sob� konie, aby ponie�� ci�ar zabranych rzeczy. Na szcz�cie nikt nie skrewi� (trudno by�o tego oczekiwa� po dru�ynie Yarpenna), co umo�liwi�o podr� zgodnie w planem, jaki zosta� obmy�lony zesz�ego wieczora.
Opu�cili�my wiosk� krasnoluda i skierowali�my si� w kierunku wschodnim, aby obej�� najwi�ksze uroczyska, gdzie nie do��, �e �atwo mo�na by�o si� utopi�, to jeszcze o�miornice bagienne czeka�y z wystawionymi mackami na g�upc�w bez wyobra�ni. Trakt by� dobrze zaznaczony, gdy� drwale cz�st zwozili t�dy drewno do wi�kszych osad, nie tylko Terynyo. Co pewien czas mijali�my rogatki, gdzie mytnicy zbierali pieni�dze w celu utrzymania traktu w porz�dku. Niestety cz�sto zdarza si�, �e mytnicy zatrzymuj� pieni�dze dla siebie, a trakt zarasta, staje si� niebezpieczny dla przeje�d�aj�cych. Rogatki pe�ni� r�wnie� rol� ochronn�, cho� najcz�ciej to one s� napadane, nie podr�nicy.
Krajobraz, kt�ry towarzyszy� naszej wyprawie by� raczej monotonny, cho� bardzo pi�kny. Naturalne, nie zmienione przez cywilizacj� lasy na terenach podmok�ych, idealne miejsce dla wszelakich zwierz�t, przede wszystkim �osi. Cz�sto zdarza�o si�, �e je napotykali�my, jednak nie one by�y celem strza� naszej �uczniczki. Po pewnym czasie trakt skr�ci� na p�noc, co oznajmi�o nam, �e zbli�amy si� do jeziora Firiin. Jezioro to nie by�o du�e ani g��bokie, jednak grubo�� mu�u dochodzi�a tutaj do 25 �okci, co czyni�o z Fiirin jezioro o podw�jnym dnie. Rybacy z okolicznej osady najcz�ciej wyci�gali w sieciach dorodne karpie i olbrzymie sumy, czasem tak du�e, �e jedna osoba nie mog�a podnie��. Wje�d�aj�c do osady napotkali�my kilku rybak�w. Pocz�tkowo nie byli do nas przyja�nie nastawieni. Zmienili si�, gdy zobaczyli Yarpenna.
- Witaj Yarpenn ! - krzykn�� jeden z nich, najwi�kszy w barach, cz�owiek lat oko�o trzydziestu pi�ciu.
- Witaj Gorg ! Jak tam po�owy !? - odkrzykn�� �wawo krasnolud.
- Jak zawsze dobre, ale wida�, �e jezioro nas nie lubi, znowu jeden z nas zagin�� w odm�tach Fiirin.
- Tak tu pi�knie, �e nic dziwnego, �e natura nie dopuszcza do siebie nikogo obcego. Sprzedaj nam ze cztery karpie, no chyba �e masz pstr�gi, wtedy we�miemy tuzin.
- Niestety nie mam pstr�g�w, ci�ko o nie na tym terenie, za spokojna woda.
- Mo�e zbudowa� stawy i tam pod bie��c� wod� hodowa� pstr�gi specjalnie dla Yarpa - wtr�ci� z u�miechem dROc.
- Tak, on ma wysublimowany gust - zarechota� KilarX.
- Karpie te� s� dobre - wtr�ci�a Rhiannon - we�mieny pi��.
- I tak wiesz Yarpenn, �e ci policz� po po�owie - stwierdzi� Gorg.
- Jak zawsze dzi�kuj� i p�ac� normalnie - odpowiedzia� krasnolud.
Tak si� przekomarzali, waleczny krasnolud Yarpenn z barczystym Gorgiem, tymczasem co� zacz�o niepokoi� dROc'a. Przemieni� si� w nietoperza i b�yskawicznie, a zarazem bezszelestnie polecia� mi�dzy drzewa. Ju� po chwili wr�ci�, oznajmiaj�c, �e widzia� kogo� mi�dzy drzewami, ale nie zdo�a� go z�apa�.
Po jakim� czasie wyruszyli�my w dalsz� drog�. Przebywali�my w�a�nie obszar mi�dzy Wielkimi Bagnami, a jeziorem. Po kilku milach skr�cili�my na po�nocny-zach�d. Teren by� nadal podmok�y, ale zostawili�my za sob� jezioro oraz las na bagnach.
Tutaj napotkali�my pierwsz� przeszkod�. Za pobliskimi krzakami ujrzeli�my polank�, nie za du��. W �rodku pali�o si� ognisko, przy kt�rym siedzia�o czterech osobnik�w, z wygl�du ludzi. Gdy podjechali�my na jakie� pi��dziesi�t metr�w, ci zauwa�yli nas i zacz�li biec z wyci�gni�tymi mieczami, przypominaj�cymi w kszta�cie bedui�skie jambiya. Yarpenn wraz z towarzyszami, spokojnie, nie spiesz�c si�, wyci�gn�li bro�, krasnolud poprosi� Rhiannon o zaopiekowanie si� przeciwnikami.
�ucznicznika wyci�gn�a sw�j kompozytowy d�ugi �uk z rekoje�ci� z mi�kkich sk�rek ze �nie�nego wilka. Nast�pnie wyci�gn�a strza�y w�asnej roboty z grotem rozpryskuj�cym si� wewn�trz celu. Napi�a �uk ukazuj�c swo dobrze rozwini�te mi�nie ramion i wypu�ci�a strza��. Ta po pi�knym, spokojnym locie zaznaczonym jedynie lekkim gwizdem wbi�a si� a� po lotk� w serce jednego z napastnik�w. Widz�c swego martwego towarzyszam bandyci (kt�rymi niew�tpliwie byli) przyspieszylim biegn�c niemal w amoku. Jednemu z nich to nic nie pomog�o, poniewa� ju� po chwili le�a� na ziemi z przebit� t�tnic� szyjn� i wykrwawia� si� w straszliwych m�czarniach.
- Zostaw co� dla nas Rhiannon ! - zwo�a� Kilarx, jak zawsze pierwszy do walki - tylko strza�y marnujesz.
�uczniczka skin�a. Yarpenn i KilarX zeskoczyli ze swoich wierzchowc�w. Krasnolud doby� por�czny top�r kolisty - drugi ze swoich topor�w, jakie wzi�� na wypraw�. Natomiast rycerz nie wysilaj�c si� zbytnio doby� zwyk�ego bastarda. dROc postanowi�, �e na zwyk�ych bandzior�w nie b�dzie atakowa�, ale zadeklarowa�, �e mo�� wypije troch� krwi. Drwal, kt�ry z nami jecha� z boku og�upia�y obserwowa� jak nale�y walczy�. Biedni bandyci trafili tym razem na lepszych. Wystarczy�o, �e KilarX uderzy� z wypadu w obojczyk jednego z napastnik�w, a ju� krew la�a si� strumieniami. Yarpenn natomiast odszed� krok w bok, po czym zamachn�� si� z ca�ej si�y, zupe�nie, jakby �cina� drzewo. Top�w ca�y wbi� si� w podbrzusze bandyty co spowodowa�o wyp�yni�cie wn�trzno�ci z cia�a.
- Troch� si� rozrusza�em, ju� mnie rzy� bola�a od siedzenia w siodle - stwierdzi� krasnolud czyszcz�c ostrze.
- Znowu bandyci na trakcie, trzeba ich t�pi� niczym muchy - stwierdzi�a Rhiannon.
Wyruszyli�my dalej. Nied�ugo potem zacz�o si� �ciemnia�. Postanowili�my, �e rozbijemy ob�z na pobliskiej polance. Trzeba by�o sprawdzi� pobliski teren, co uczyni� niezawodny w tych wypadkach dROc. Powr�ci� po kwadransie oznajmiaj�c, �e wszystko w porz�dku, ale i tak wystawili�my wart�.
Pierwsz� obj�� KilarX. Usiad� wygodnie przy ognisku i zacz�� rozmy�la� o niewiastach, dorzucaj�c od czasu do czasu drwa do ognia. Po jakim� czasie drzemi�cy ale wci�� czuwaj�cy KilarX us�ysza�jakie� szmery zza pobliskich krzak�w. Wsta� i zauwa�y�, �e ko�o niego stoi dROc, kt�ry te� ma wyczulony s�uch, mo�e nawet bardziej, ni� rycerz. Tak w dw�jk� czekali na co�, co szala�o w krzakach czyni�c rumor nie do opisania. Po chwili na polank� wyskoczy� dzik, kt�ry zauwa�ywszy intruz�w w jego rewirze zacz��szar�owa� na wampira i rycerza. dROc wzbi� si� w powietrze, czego KilarX uczyni� nie m�g�. Rozszala�y dzik uderzy� z ca�ej si�y w rycerza. Rycerz mia� szcz�cie, poniewa� z przyzwyczajenia nawet do snu nie zdejmowa� swojej pe�nop�ytowej zbroi. KilarX odlecia� od miejsca zderzenia o kilka metr�w w kierunku �pi�cych. Wsta� i obudzi� wszystkich, wpierw �uczniczk�. Ta doby�a swojego wspania�ego �uku i dwoma celnymi strza�ami po�o�y�a ogromnego dzika. Wszscy poddenerowani podeszli do KilaraX z wyrazem obawy na twarzach.
- Nic mi nie jest - powiedzia� rycerz.
Po chwili jednak sykn�� z b�lu. Okaza�o si�, �e jedna z szabli dzika ugodzi�a KilaraX tu� pod pach�, w miejscu odkrytym nawet w przypadku zbroi pe�nop�ytowej, zrywaj�c kawa�ek sk�ry, kt�ra zwisa�a teraz z boku. Rana niegro�na, acz bardzo bolesna.
- To nic takiego - t�umaczy� si�.
dROc szybko podszed� do swojego konia i po chwili powr�ci� z narz�dziami chirurgicznymi, kt�re zawsze mia� ze sob�. Przyst�pi� do zszywania rany. KilarX poprosi� o �rodek znieczulaj�cy, gdy� serwana sk�ra mo�e pozbawi� przytomno�ci nawet najbardziej odpornego si�acza. Musia� te� zdj�� swoj� zbroj�, aby dokona� zabiegu. Gdy to zrobi�, Rhiannon a� j�kn�a z zachwytu. Okaza�o si�, �e pod kup� blachy kryje si� niemal boskie cia�o. Rozwini�te mi�nie, wzorowa postawa no i oczywi�cie ten urok sprawia�y, �e Kilara mo�na by wsadzi� do ksi�g jako wz�r do na�ladowania. Rycerz na reakcj� �uczniczki si� tylko u�miechn��. Nie warto by�o z powrotem uk�ada� si� do snu, bo nied�ugo mia�o �wita�. Zjedli�my dzika, mi�so by�o przednie.
Zacz�o �wita�. Z�o�yli�my ob�z i ruszyli�my w drog�. Krajobraz dalej by� taki, jak pod koniec dnia poprzedniego. R�wnina od czasu do czasu poro�ni�ta sitowiem i drzewami ostrzegaj�cymi przed niebezpiecznymi urokami bagien. Po pewnym czasie monotonnej podr�y dostrzegli�my ma�� rzeczk�, kt�ra okaza�a si� zbyt g��boka do przebycia jej such� stop�. Nad rzek� jednak przerzucony by� most. Na mo�cie sta�troll. KilarX aczkolwiek ze �we�o zaszyt� ran� wyci�gn�� tym razem wi�kszy miecz obur�czny.
- Schowaj to - sykn�� ostrzegawczo Yarpenn - trolle s� naturalnymi opiekunami most�w, utrzymuj� je w porz�dku oraz naprawiaj� je najlepiej jak si� da. Gdyby nie one, dawno nie by�oby tutaj mostu, lepiej jak mu zap�acimy.
- No dobra, ale wola�bym mie� �wie�� warstw� krwi na zbroi - odpar� KilarX.
- Chyba zielonego kwasu - doda� dROc.
Wszyscy zarechotali. Podjechali�my do mostu. Yarpenn zszed� z konia i podszed� do trolla. Widok by� dosy� �mieszny. Troll maj�cy dwa i p� metra i krasnolud maj�cy metr�w p�tora. Yarpenn wr�czy� p�kat� sakiewk� olbrzymowi po czym wszyscy bez przeszk�d przejechali przez most.
- Ty, Kilar, wszystkie problemy by� mieczem chcia� rozwi�zywa� - powiedzia� wampir, gdy troll ju� by� daleko.
- Widz� trolla, to go zabijam, sk�d ja mog�em wiedzie�, �e one strzeg� most�w. W�a�ciwie to zdziwi�o mnie czemu Yarpenn pierwszy na niego nie ruszy�, s�ysza�em, �e u krasnolud�w jest nawet taki zaw�d zab�jcy trolli - odpar� KilarX.
- To prawda, cho� ciekawszy jest zaw�d zab�jcy gigant�w. Musz� jednak przyzna�, �e uprawianie tego zawodu jest dog��bnie rozwini�tym szale�stwem. Zabicie giganta jest prawie niemo�liwe, tylko kilku krasnoludom to si� uda�o. Tak�e my�l�, �e poj�cie zwodu zab�jcy gigant�w jest lekko przesadzone - stwierdzi� krasnolud.
Na takich i podobnych rozmowach dotycz�cych natury krasnolud�w i potrzeby istnienia �wiata zesz�a po�owa, jak�e skwarnego dnia.
Po po�udniu znale�li�my si� na skraju puszczy Shekhal. Niekt�rzy odetchn�li z ulg�, lecz Huan powiedzia� :
- Aby dosta� si� do obozu ogruff trzeba przej�� prawie ca�� puszcz�.
Miny nagle zrzed�y wszystkim.
- No to �adnie - stwierdzi� KilarX, jak zawsze lubi�cy pozrz�dzi�.
Krajobraz zmieni� si� zasadniczo. Znikn�y podmok�e ��ki, pojawi�a si� puszcza. By� to g�sty las mieszany z przewag� drzew li�ciastych, najcz�ciej buk�w i ogromnych d�b�w. Zwierzyny by�o a� nadto. Plany Yarpenna okaza�y si� by� dobrze obmy�lonymi. Huan pokaza� �cie�k� drwali, kt�r� krasnolud zna� doskonale, ale wola� tego na razie nie okazywa�. �cie�ka by�a wyra�na ale tylko drwale wiedzieli (no i Yarpenn) jak si� nie zgubi�. By�a ona w�ska, tak�e ga��zki cz�sto smaga�y nas po twarzy, momentami przedzieranie si� przez chaszcze by�o dosy� uci��liwe. Po kilku godzinach uci��liwej w�dr�wki weszli�my na polank� starannie ukryt� w�r�d drzew. Dziwne by�o, �e promienie zachodz�cego s�o�ca nie przechodzi�y przez korony drzew. Zazwyczaj nawet w najg�ciejszych miejscach nieliczne promienie dociera�y do najni�ej po�o�onych krzak�w jagodowych ale tym razem nie i to by�o dziwne.
- Co� dziwnego jest z tym miejscem, ale jeszcze nie wiem co - powiedzia� dROc.
- Chyba nic si� nie zmieni�o od ostatniego razu - powiedzia� Huan, po czym doda� :
- Tutaj zawsze tak by�o, ale nie wiadomo czemu.
- Nie nale�y kwiestionowa� dzie� natury - powiedzia�a Rhiannon.
Bardzo si� myli�a nasza �uczniczka, gdy� by�a to robota wstr�tnych le�nych paj�k�w Chaosu, ich sieci zas�ania�y s�o�ce. Zaatakowa�y nas w nocy. Niestety ich atak zabra� jednego z nas. By� nim Huan. Le�a� najbli�ej spe�zaj�cych z koron drzew pajak�w. Jeden z nich podszed� i wbi� sw�j kolec jadowy w szyj� drwala jednocze�nie omotuj�c go sieci�. Cios by� tak silny, �e nawet natychmiastowa pomoc medyka niewiele by tu zdzia�a�a. Krzyk konaj�cego Huana przedar� si� przez najciemniejsze zakamarki puszczy.
Rhiannon bez chwili zastanowienia wystrzeli�a cztery strza�y - dwa paj�ki, w tym ten, kt�ry zabi� Huana, pad�y bez ruchu. Yarpenn i KilarX b�yskawicznie dobyli swoich broni, natomiast dROc skierowa�swe wampirze kroki w kierunku pozosta�ych trzech stwor�w. W ko�cu starli si� w �miertelnym boju. Yarpenn widz�c, �e paj�k zamierza wystrzeli� w niego sw� lepk� ni�, uskoczy� w bok i zbli�aj�c zamachn�� si� swym s�awnym toporem pokrytym runami, kt�re teraz �wieci�y bladob��kitn� �un�. Cios by� tak potworny, �e rozkawa�kowany odw�ok odlecia� na kilka metr�w, a paj�k leg� w agonii. KilarX pu�ci� m�y�ca swoim dwur�cznym mieczem, tak�e po chwili �eb paj�ka lecia� w kierunku najbli�szych krzak�w, a hektolitry krwi krwawo naznaczy�y gleb�. Ostatni z paj�k�w wypu�ci�sw� sie� zapl�tuj�c w ni� �uczniczk�. dROc natychmiast podlecia� i zrobi� u�ytek ze swoich szpon�w. Musia� uwa�a� na kolec jadowy. By�o to o tyle proste, �e wampir z natury jest o wiele szybszy od innych stworze�. W efekcie ataku dROca paj�k zosta� pozbawiony twarzy. Zabicie go nie stanowi�o ju� problemu. Teraz wampir uwolni� lekko oszo�omion� Rhiannon.
Wszyscy teraz wygl�dali niczym ro�linki, pokryci warstw� zielonej, acz niegro�nej krwi paj�czej. Reszta nocy up�yn�a spokojnie, lecz z obaw� przed kolejnymi atakami. Pochowali�my Huana. Nad ranem wszyscy wstali�my niewsypani, okaza�o si�, �e ka�d yczuwa�. Z�o�yli�my ob�z i gdy mieli�my jecha�dalej, dROc zada� pytanie, kt�re stanowi�o mur nie do przebicia :
- Huan nie �yje, czyli zab��dzili�my ?
Nasta�a cisza. Yarpenn widz�c, �e sytuacja jest bez wyj�cia, podj�� :
- No dobrze, poprowadz� was. Znam to miejsce kto wie, czy nie lepiej od drwali. Nie m�wi�em wam, bo nie widzia�em ku temu potrzeby. W�a�ciwie znam wszystkie zakamarki w promieniu sze��dziesi�ciu mil od Terynyo, a tak�e par� wi�kszych miast, w kt�rych mia�em przyjemno�� by�. No i oczywi�cie Mahakam i Khazad-dum, dwa najwi�ksze skupiska krasnoludzkie. Wychowa�em si� tutaj, wi�c znam te miejsca jak w�asn� kiesze�.
Po tym wyja�nieniu dru�yna mog�a si� wszystkiego spodziewa� po krasnoludzie. Wyruszyli�my dalej, ty razem prowadzeni przez Yarpenna. Dalej przebijali�my si� przez chaszcze, lecz tym razem cz�ciej by�o wida�pie�ki, zbli�ali�my si�ju� do osady drwali. No i w ko�cu dotarli�my. Widok by� niemal makabryczny. Pi�� z siedmiu stoj�cych na polanie dom�w by�o doszcz�tnie spalonych, z czego z dw�ch jeszcze dymi�o. Na palu wbitym po�rodku obozu wisia�y obdarte ze sk�ry trzy cia�a drwali.
Prawdopodobnie zesz�ej nocy zn�w mia� miejsce atak ogruff.
�uczniczka ma�o co nie zymiotowa�a. Skierowali�my swe kroki w kierunku ocala�ych budynk�w. Zapukali�my do drzwi, misternie wyko�czonych, acz poplamionych krwi�. Nikt nie odpowiedzia�.
- Otw�rzcie, przys�a�nas Huan, aby�my pomogli wam pozby� si� ogruff - krzykn�� Yarpenn.
Drzwi delikatnie uchyli�y si�. Na zewn�trz wychyli�a si� g�owa cz�owieka, z d�ug� brod� i w�osami koloru pomara�czowego.
- Wejd�cie - powiedzia� drwal.
Wewn�trz w k�cie skupionych by�o sze�� os�b, z czego zaledwie trzech by�o m�czyznami zdolnymi do stawiania oporu. Opr�cz nich by�y jeszcze dwie kobiety i dziecko.
- Witajcie, przybyli�my z Terynyo. Przys�a� nas Huan, aby�my wam pomogli. Jestem krasnolud Yarpenn, a to jest rycerz KilarX, wampir dROc, elfia �uczniczka Rhiannon - przedstawi� wszystkich krasnolud.
- A gdzie jest Huan ? - zapyta� jeden z drwali.
- Niestety zgin�� z r�k le�nych paj�k�w, o kt�rych obecno�ci nikt nas nie uprzedzi�. Pochowali�my go na pierwszej polance w puszczy od strony po�udniowej - odpar� dROc, po czy spyta� :
- Czy to wszyscy, kt�rzy przetrwali ogrze napady ?
- Tak i nie wiemy co robi�. Ogr�w jest dziesi�ciu, atakuj� z zaskoczenia, cho� musz� przyzna�, �e ataki pozbawione s� jakiejkolwiek logiki - stwierdzi� pomara�czow�osy.
- Nie bronili�cie si� ? - spyta� KilarX.
- Pr�bowali�my, ale nawet pomimo naszej sporej krzepy nie potrafimy sprosta� tym parszywym pomiotom Chaosu.
- Czym walcz� i w jakiej liczbie ? - spyta� krasnolud.
- G��wnie maczugami, czasem zdarzaj� si� zdobyte na nas topory.
- Sk�d przyszli ? - wtr�ci�a si� Rhiannon.
- Z p�nocy, ale sk�d dok�adnie, nie wiemy.
Czo�o krasnoluda rozja�ni�o si� ale powaga nadal panowa�a na jego twarzy.
- No to wszystko jasne, banda dziesi�ciu g�upich ogruff, kt�re przysz�y z g�r na p�nocy w celu zaspokojenia w�asnego apetytu i kt�re eliminuj� bezmy�lnie wszystkich potencjalnych przeciwnik�w. Nie wiedz� jednak, �e nadesz�a pomoc. Co robimy ?
- Mo�na pu�apk� nastawi� na t�pak�w, a tych co nie wpadn� do do�u, wybi� - powiedzia� KilarX.
- I tak chyba zrobimy - powiedzia� Yarpenn.
Przygotowania pu�apek trwa�y p�tora dnia. Potem poszli�my spa�, oczywi�cie wystawiwszy wcze�niej stra�e. Przez ca�� noc nic si� nie dzia�o. Nagle, rano, gdy wszyscy ju� wstali, us�yszeli�my �omot w miejscu, gdzie zastawione zosta�y pu�apki. Dobyli�my broni i pobiegli�my w kierunku ha�asu. Siedem ogruff sta�o przed pu�apk� i nie wiedzia�o, co robi�, dwa martwe le�a�y wbite na pale umieszczone w do�ach. W ko�cu znalaz�y przej�cie i zacz�y i�� w naszym kierunku, najwyra�niej pewne zwyci�stwa. W mi�dzyczasie Rhiannon napi�a �uk, chwil� wymierzy�a i wypu�ci�a strza��. Ta wbi�a si� jednemu z ogruff mi�dzy oczy, ra�ony pad� bez ruchu. Reszta widz�c �mier� kolejnego towarzysza zacz�a biec. Na to KilarX, Yarpenn i dROc tylko czekali.
Krasnolud wrzasn�� do jednego z ogruff :
- Jak ci� toporn� pierdolkiem to ci �wirki zaptaszkaj� ! - po czym rzuci� toporkiem po�yczonym od drwali. Rzucony wbi� si� w udo jednego z ogruff powalaj�c go na ziemi� i czyni�c niezdolnym do dalszej walki. Zosta�o pi�ciu. KilarX wzi�� rozmach i grzmotn�� przeciwnika tu� nad miednic�, niemal przecinaj�c ogra na p�. Mimo wszystko kr�gos�up zosta� przeci�ty i ofiara pad�a z g�uchym hukiem na gleb�. dROc tradycyjnie podj�� udany atak na twarz, kt�ry sko�czy� si� skucesem. Wampir najwyra�niej zadowolony zacz�� pi� krew, ciep�� i g�st�. Po chwili ogr nie wydawa� ju� �adnego odg�osu.
Krasnolud, rycerz i wampir walczyli niemal jak w amok. Niezwykle silne uderzenia prawie zawsze si�ga�y celu. Podczas kolejnego picia krwi dROc dosta� maczug�po grzbiecie w wyniku czego straci� przytomno��. W�ciek�y Yarpenn wzi�� rozmach i uderzy�. Ogr zosta� rozci�ty pionowo od twarzy a� do pasa. Wn�trzno�ci wyp�yn�y gwa�townie pokrywaj�c krasnoludzki pancerz now� warstw� krwi. W wyniku walki ogry zosta�y wyci�te w pie�, natomiast po stronie dru�yny Yarpenna jedynie dROc otrzyma� uderzenie. Teraz wampir zacz�� powoli dochodzi� do siebie.
- Co si� sta�o, gdzie ja jestem ? - spyta�, wyra�nie zamroczony.
- Dosta�e� maczug� po plerach, nic ci nie b�dzie - odpar� KilarX.
- Z mojej rachuby wynika, �e zabili�my dziewi�� ogruff, gdzie jeden ? - spyta� Yarpenn.
- Zapomnieli�my wam powiedzie�, �e niedaleko st�d na p�noc jest ich ob�z - powiedzia� pomara�czow�osy.
- No to idziemy tam natychmiast, chc� mie� ju� to z g�owy - powiedzia� dROc.
Poszli�my we wskazanym kierunku. Puszcza by�a w tym miejscu spustoszona. Krzaki powyrywane z korzeniami, drzewa obdarte z kory, wsz�dzie truch�a zwierz�t, rozorana ziemia, nie mo�na pozwoli� takim stworom porusza� si� po �wiecie.
Wkr�tce dotarli�my do obozu ogruff, a raczej jego prowizorce. Po prostu kilka legowisk z mchu, w �rodku ognisko, wsz�dzie wala�y si� ko�ci. Jeden ogr spa�, doszed�szy do wniosku, �e nic nie grozi jemu i obozowi. Yarpenn by� honorowym krasnoludem, nawet najwi�kszego parszywca nie nale�y zabija� w trakcie snu, wi�c obudzili�my go.
Wsta� i zacz�� si� g�upawo rozgl�da�. Kazali�my wzi�� mu bro� i walczy�. Naturalnie nie mia� szans, wi�c opisywanie stopnia rozpryskiwania flak�w na wszystkie strony raczej nie mia�o sensu. Po sprawdzeniu obozu wr�cili�my do osady drwali.
Dzi�kowali nam wylewnie nie tylko za uratowanie ich, ale tak�e za uratowanie puszczy. Oznajmili, �e to miejsce zawsze stoi dla nich otworem. Poza tym ofiarowali najlepiej wykonany top�r Yarpennowi w dow�d wdzi�czno�ci, kolejny top�r do bogatej kolekcji Yarpenna.
- Zawsze do us�ug, ciesz� si�, �e mog�em pom�c w zwalczaniu si� Chaosu i bezmy�lno�ci - powiedzia� Yarpenn.
Krasnolud spojrza� na zachodz�ce s�o�ce, odwr�ci� si� w kierunku po�udniowym i w zamy�leniu rozpocz�� w�dr�wk� w kolejne pe�ne niebezpiecze�stw krainy. A jego dru�yna dzielnie towarzyszy�a mu na ka�dym kroku...

Yarpenn - wojowniczy krasnolud z Terynyo.

Powr�t od pergaminu do sto�u karczemnego