Stanis│aw Lem
"Fantomatyka II"

 

1 áááááááááO przysz│o£ci fantomatyki, o jej istotnych odmianach mo┐na by napisaµ jeszcze wiele poza tym, com ju┐ w poprzedniej edycji ôPC MAGAZINEö omawia│. Ostatnim czasem (piszΩ w grudniu 93) ukaza│o siΩ w Niemczech kilka prac, po£wiΩconych wykazaniu mego antycypuj╣cego prekursorstwa w powy┐szej problematyce (nie maj╣ te prace nic wsp≤lnego z SF, por. np. "ZukunftsStudien herausgegeben vom Institut zur Technologiebewertung, Berlin 1993, autor Bernd Flessner, artyku│ pt. "Archaologie im Cyberspace, Anmerkungen zu Stanis│aw Lems, Phantomatik"). Autor cytuje przy tym pierwsze, najstarsze wydanie mej "Sumy Technologicznej" z roku 64, ksi╣┐ki zatem, kt≤r╣ pisa│em w latach 62-63 ukaza│a siΩ z rocznym op≤ƒnieniem, skromnym nak│adem Wydawnictwa Literackiego i ┐adnego echa ani u nas ani poza naszymi granicami nie wzbudzi│a. Jedynym recenzentem sta│ siΩ wtedy w "Tw≤rczo£ci" Leszek Ko│akowski, kt≤ry moj╣ (i inne te┐ antycypacje lemowskie) "fantomatykΩ" uzna│ za niemo┐liw╣ raczej w ziszczeniu, a zn≤w, gdym po trzydziestu latach w artykule, umieszczonym we "Wiedzy i ┐yciu" powo│a│ siΩ na tamt╣ publikacjΩ i moj╣ i jego, do£µ gniewnie odpar│ w li£cie do "Wiedzy i »ycia", ┐e przecie┐ tak zwana "fantomatyka" czy te┐ "Wirtualna Rzeczywisto£µ" to nic wiΩcej nad iluzjΩ, a z tego, ┐e siΩ cz│owiek poddaje iluzji nie wynika, jakoby pomiΩdzy jaw╣ a iluzyjn╣ fikcj╣ nie by│ w stanie dokonaµ rozr≤┐nienia! Iluzja zatem - mo┐na by dodaµ ┐adnej innowacji w ontologiΩ nie wnosi, gdy┐ ostateczno£µ autentycznej rzeczywisto£ci w niczym przez technologie "cyberspace" nie mo┐e zostaµ naruszona: wszak ten, kto uda siΩ do "fantomatu", wie, ┐e bΩdzie w nim prze┐ywa│ zam≤wione fikcje, i ta £wiadomo£µ nie mo┐e go opu£ciµ. Czy bΩdzie mia│ fantomatyczny romans z kr≤low╣ angielsk╣ (w jej iluzyjnej m│odo£ci), czy otrzyma z r╣k kr≤la szwedzkiego nagrodΩ Nobla za dokonania, jakich na jawie nie dokona│, on o tym ┐e, nie dokona│ bΩdzie wiedzia│ doskonale.

 

2 áááááááááJako┐ teza biskupa Berkeleya ("esse est percipi") mog│aby siΩ wbrew antyiluzjonistycznej diatrybie Ko│akowskiego zi£ciµ dopiero na bardzo zaawansowanym etapie dalszego rozwoju "fantomatyki". Co do r≤wnie┐ przywo│ywanej przeze mnie hipotezy "nihil est in intellectu, quod non prius fuerit in sensu", tj. "niczego nie ma w umy£le takiego, czego uprzednio w zmyslach nie by│o", jest to hipoteza wysoce kontrowersyjna. PozwolΩ sobie ni┐ej przedstawiµ to na konkretnym materiale. Ot≤┐ trzeba przyznaµ, com zreszt╣ by│ ju┐ zrobi│, ┐e "fantomatyka w pieluszkach", tj. dzisiejsza, choµ niejako na wyrost prostytuowana (wg. zamierze± osi╣gniΩcia "zaraz" tzw. "seksu z komputerem"), wskutek niedoskona│o£ci swojej, a┐ prymitywnej, czysto technicznej nawet, nie mo┐e rywalizowaµ z pe│ni╣ intensywnego odczuwania jawy jako prze┐ywanej rzeczywisto£ci ostatecznej. To┐ nak│adaj╣ ci, kliencie fantomatu, istne "uprzΩ┐e" elektroniczne, "Eyephones", "Datagloves" itp, i jak ko± w szorach, £ci£niΩty poprΩgiem, z pΩtlic╣ na podogoniu, z wΩdzid│em w pysku, powodowany cug1ami (jak ty - impulsami komputera) nie mo┐esz nie wiedzieµ, ┐e jeste£ pod w│adz╣ (uprzΩ┐y - ko± a fantomatu - cz│owiek).

 

3 áááááááááOt≤┐ na 225 stronie prawydania SUMY T, w podrozdziale tam otwartym, dokona│em podzia│u dzi£ jakby nie istniej╣cego, fantomatyki na obwodow╣ i centraln╣. ZacytujΩ "Fantomatyka obwodowa - to wprowadzenie cz│owieka w £wiat prze┐yµ, kt≤rych nieautentyczno£ci wykryµ nie mo┐na". Mo┐na jednak wykryµ drug╣ odmianΩ, nie obwodow╣ (czyli nie na okole zmys│≤w ludzkich dzia│aj╣c╣ wirtualn╣ rzeczywisto£µ) lecz tak╣, kt≤r╣ trzeba nazwaµ "centraln╣": albowiem oddzia│ywuje nie za po£rednictwem przesy│owym sensorium, lecz wprost: na m≤zg. Jak dotychczas, nie wiadomo, jak mo┐na by to czyniµ bez naruszenia kostnej i oponowej os│ony m≤zgu. Tylko podczas dokonanej dla cel≤w zabiegu chirurgicznego trepanacji czaszki, powtarzano dra┐nienie okre£lonych miejsc obna┐onej wtedy kory m≤zgowej, co u operowanego wywo│ywa│o prze┐ycia, zakodowane w jego pamiΩci. (Np. przy dra┐nieniu kory skroniowej s│ysza│ - bez cudzys│owu, bo┐ by│ pewien ┐e "naprawdΩ s│yszy" -jak╣£ ariΩ operow╣, jeszcze na dodatek "czu│"; ┐e jej w operze s│ucha.) To jednak, co mog│o zostaµ wywo│ane dra┐nieniem m≤zgu podczas operacji, tak samo by│o nieprzewidywaIne, jak nieprzewidywalna jest tre£µ tego, co bΩdziemy £nili w czasie nadchodz╣cej nocy przed za£niΩciem. Ot≤┐ do fantomatyki "centralnej" czyli tak doskona│ej, aby dor≤wna│a poczuciem "ostatecznego prze┐ywania nieusuwalnej rzeczywisto£ci", mo┐na przecie┐ podchodziµ i dochodziµ stopniowo, a zatem, skoro wstΩpne etapy fantomatyki obwodowej o tyle mamy z g│owy, ┐e ju┐ odpowiednie aparatury skomputeryzowane na £wiecie istniej╣ i dzia│aj╣, wypada uczyniµ krok czy skok naprz≤d w g│╣b przysz│o£ci, jako nastΩpny. Pisa│em co prawda w "Sumie" roku 64, ┐e rozmaite rytua│y, hipnozy, sugestie, misteria, potrafi│y z dawien dawna wprowadzaµ grupy ludzi w stan przyµmionego (lub nie) zwΩ┐enia £wiadomo£ci, co mog│o siΩ kojarzyµ z orgiastycznym nawet rozpasaniem. Ponadto jako "prefantomatyczne" nazwa│em przed 30 laty skutki u┐ycia narkotyk≤w jak meskalina, psylocybina, haszysz, LSD, i podobnych. Sam, w jednym z tekst≤w, kt≤re zapisa│y moje zwierzenia, przedstawi│em prze┐ycia doznane przeze mnie po (eksperymentalnym, pod kontrol╣ psychiatryczn╣) za┐yciu 1 miligrama oczyszczonej psylocybiny (wyci╣gu z halogenicznego grzybka Psilocybe). Ot≤┐ja bym tu -na u┐ytek wywodu - podzieli│ na takie dwoje narkotyki, ┐e z jednej strony mamy substancje jak alkohol, psylocybina, a z drugiej takie, jak derywat lyserginowy, albowiem stany halucynacji po za┐yciu pierwszych zasadniczo nie odmieniaj╣ £wiadomo£ci cz│owieka, i┐ on za┐yi co£, co wprowadzi│o go w £wiat iluzji widziad│owych, natomiast za┐ycie preparat≤w jak LSD mo┐e tak╣ £wiadomo£µ' unicestwiµ, tj. zatrzeµ ca│kowicie. W tym tkwi niebezpiecze±stwo, bo bywa│o, ┐e po za┐yciu LSD cz│owiek pewien, i┐ jest "przenikliwy" dla wszystkiego, po prostu wchodzi│ pod nadje┐d┐aj╣ce auto i na miejscu m≤g│ ponie£µ £mierµ, gdy┐ brak│o mu wtedy poczucia zagro┐enia, nieobecnego w jego (przytrutym) umy£le. Ale powiedziane jest mi tylko wstΩpem do kr≤tkiego rozwa┐enia dwu problem≤w: po pierwsze, czy i jakie mog╣ siΩ okazaµ w przysz│o£ci szanse "instrumentalnego pogr╣┐enia cz│owieka w przestworze fantomatyki centralnej" - czyli poprzez oddzia│ywanie na jego m≤zg bez u┐yciajakichkoIwiek £rodk≤w chemicznych - narkotyk≤w ( oraz dzia│a± typu hipnozy, narzuconej przez "osoby trzecie"). Po wt≤re, czy ju┐ teraz w normalnym stanie cia│a i ducha przebywaj╣cy cz│owiek mo┐e prze┐ywaµ jakie£ - chocia┐by zacz╣tkowe odpowiedniki "pogr╣┐enia siΩ w centralnie sfantomatyzowanej - iluzorycznej, lecz nie odr≤┐nialnej od jawy wiΩc w fikcyjnej realno£ci"

 

4 áááááááááObecnie ┐adnych zasadniczo metod oddzia│ywania 4 na m≤zg zamkniΩty w czaszce nie znamy, tj. me znamy takich, kt≤re powoduj╣ procesami £wiadomo£ciowymi steruj╣co. Co prawda, istniej╣ ju┐ ca│e grupy stosowanych (nie tylko dla cel≤w terapeutycznych dlaboga) lek≤w, kt≤re tak wp│ywaj╣ na przetwarzanie informacji we £nie, ┐e na do│╣czanych do opakowania lekarstw kartkach wyja£niaj╣cych powiedziane jest, i┐ dany lek dzia│a np. tak, ┐e po za┐yciu "wystΩpuj╣ u leczonego sny koszmarne", albo ┐e sny s╣ charakteryzowane osobliw╣ intensyfikacj╣ barw, kolor≤w i ┐e s╣ "bogate w ┐yw╣ fabu│Ω". Nie mniej, ani nie mo┐e nikt mieµ a priori pewno£ci, ┐e mu siΩ koszmary przy£ni╣, ani, ┐e po za┐yciu tych drugich preparat≤w, bΩdzie doznawa│ £nienia ┐ywo kolorowego. Nawiasem wolno dodaµ, i┐ cz│owiek, kt≤ry by wynalaz│ (syntetyzowa│) preparaty nie bΩd╣ce narkotykami, lecz umo┐liwiaj╣ce "sterowanie chemicznie pobudzon╣ tre£ci╣ wybranego snu", w kr≤tkim czasie dorobi│by siΩ miliard≤w. W gruncie bowiem, je┐eli trzeƒwo patrzeµ na "bilans ┐ycia" ka┐dego cz│owieka, jedn╣ trzeci╣ czasu tego ┐ycia "marnujemy" £ni╣c i £pi╣c, a na tre£µ tego, co £nimy, w│a£ciwie prawie ┐adnego wp│ywu nie maj╣c (st╣d moje okre£lenie czasu snu jako "marnowanego", w spos≤b konieczny zreszt╣, choµ powody, dla jakich jeste£my zmuszeni spaµ, s╣ nam, tj. psychologii, wiedzy medycznej, tak nieznane, ┐e tu niczego pr≤cz bezliku niesprawdzalnych hipotez "po co £pimy" nie ma.) Wykorzystanie nienarkotyczne, czyli nie wywo│uj╣ce zale┐no£ci (jak np. £rodki grupy heroinowej, morfinowej, opium, itp.), prowadz╣ce w przyspieszeniu do £mierci, lub w inny spos≤b nie powoduj╣ce zniewolenia charakteropatycznego umys│owo£ci, nie istnieje. Zawsze idzie zreszt╣ o chemikalia, do organizmu jako£ (zastrzykami jak heroinΩ) albo doustnie (tak za┐ywa│em psylocybinΩ) wprowadzone. Sprawa w tym, aby niczego nie │ykaµ i nie zatruwaµ siΩ, lecz tylko stwarzaµ u│udΩ, doskonale zr≤wnywan╣ z jaw╣.

 

5 áááááááááAle┐ oczywi£cie: u│udy takie s╣ udzia│em wszystkich w│a£ciwie ludzi na tym £wiecie i tak by│o od zawsze. Mam na my£li sen, w kt≤rym nie jeste£my pogr╣┐eni w "nico£ci" (tzw "sen kamienny") lecz w kt≤rym prze┐ywamy to, co po polsku zwie siΩ "marzeniem sennym", a po niemiecku zr≤┐nicowanie jest tak samo bardziej dobitne, jak w angielskim czy w jΩzyku francuskim ("Traum", "dream", "rere", to jest "marzenie senne", a "Schlaf", "sleep", "dormire", to sen). Jakkolwiek pojawiaj╣ siΩ psychologicznemu treningowi jakoby podleg│e metody, maj╣ce £pi╣cemu umo┐liwiµ "kierowanie tym, co £ni", chocia┐ w jakim£ stopniu niewielki wp│yw na £nion╣ fabu│Ω mo┐e prze┐ywaµ sporo ludzi - indywidualne r≤┐nice s╣ - przecie┐ wszystko to jest skromne w zestawieniu z "rzeczywisto£ci╣ £nienia". PozwolΩ sobie zademonstrowaµ to na w│asnym przyk│adzie: na tym po prostu, co mi siΩ ostatnio £ni│o.

 

6 áááááááááNale┐y jednak rzec pierwej, po co w og≤le takimi kwestiami mamy siΩ zajmowaµ. Ot≤┐, primo, my nie wiemy po co musimy spaµ i £niµ, ale wiemy, ┐e komputerom naszej generacji nic a nic siΩ nie £ni, i ┐e jest im sen nie tylko zbyteczny, ale, gdyby kto£ tak╣ pseudo£nion╣ "software" zaprogramowa│, te┐ zupe│nie by nie by│o wiadome, po co komputer ma to w ramie przetwarzania danych ("data processingö) czyniµ. Zupe│nie inaczej wygl╣da│aby sytuacja, gdyby komputer, kt≤ry "spΩdzi│ d│u┐szy czas w stanie bezsenno£ci" pracowa│ "gorzej" od takiego, co siΩ "by│ wyspa│" - w│a£nie ca│kiem, jak cz│owiek. R≤┐nica i tu, miΩdzy naszym m≤zgiem a "m≤zgiem elektronowym" (jak zwano komputery pierwszej generacji Eniak≤w, tj. gdy raczkowa│y), mo┐e oka┐e siΩ jednym z kluczy (czy wytrych≤w) pokazuj╣cych, dlaczego ewolucja naturalnego m≤zgu coraz bardziej odmienna okazuje siΩ od in┐ynieryjno informatycznej, bo konstrukcyjnej i programotw≤rczej ewolucji kolejnych generacji komputer≤w. Dodam tylko (mo┐e tylko i nie od rzeczy), i┐ Marvin Minsky,jeden z ojc≤w AI czyli "sztucznej inteligencji", uznawanej przez jednych za nieosi╣galn╣ mrzonkΩ przez zwolennik≤w Minsky'ego za cel, prawie rych│o osi╣galny, g│osi│, i┐ tzw. "zagadka £wiadomo£ci cz│owieka ┐adn╣ zagadk╣ w istocie nie jest. Uwa┐a│ mianowicie ┐e £wiadomo£µ to jest kontrolna instancja wy┐szego (najwy┐szego) rzΩdu, kt≤ra nie zajmuje siΩ poszczeg≤lnymi czΩ£ciami bodƒczych strumieni zmys│owych, lecz kt≤ra baczy na to, jaka ca│o£µ ze sp│ywania siΩ wszystkich sygna│≤w dosy│owych (do m≤zgu) powstaje.
Niby wynika│o by st╣d, ┐e jak ju┐ tak╣ instancjΩ najwy┐szej kontroli i integracji wprowadzimy jako "metaprogram" do program≤w, to komputer ow│adnie £wiadomo£ci╣ (ale jako£ nie ma tak dobrze). Dlaczego to jest uliczka konstrukcyjnie i dla
"hardware" i dla "software" -dla obecnych dr≤g powstania kolejnych generacji komputer≤w - powiem mo┐e kiedy indziej, aby nie rozsadzi│o mi to roztrz╣sanie przewodniej linii w wywodzie. WiΩc jako curiosum zacytowa│em powtarzan╣ przez Minsky'ego hipotezΩ.

 

7 áááááááááPo d│u┐szym mozole docieram wreszcie do demonstracji dwu moich sn≤w wype│nionych tre£ci╣ £nion╣. W jednym £ni│o mi siΩ, ┐e jestem m1odym, dopiero co wy£wiΩconym ksiΩdzem i ┐e podczas mszy mam wyg│osiµ (w ko£ciele oczywi£cie) kazanie i odczuwa│em potworn╣ tremΩ, czy bΩdΩ m≤wi│ do rzeczy i jak nale┐y.

W zestawieniu moj╣ rzeczywisto£ci╣ i ┐yciorysem by│o to zaiste dziwne, bo i nie wierz╣cy jestem i nigdy "nie £ni│o mi siΩ" wst╣pienie do seminarium duchownego i nigdy ┐adnych kaza± rzecz jasna nie wyg│asza│em ani wyg│aszaµ nie zamierza│em. Tak tedy tre£µ snu jest wprost na antypodach mojej drogi ┐yciowej , to te┐ przyczyn kt≤re by tΩ tre£µ spowodowa│y, domy£1iµ siΩ nie potrafiΩ. PotrafiΩ natomiast wspomnieµ r≤┐ne, ca│kiem jakoby rea1istyczne elementy tego snu (jak wygl╣da│o wnΩtrze ko£cio│a, kt≤rego w tej postaci nigdy nie widzia│em, jacy 1udzie znajdowali siΩ w pierwszych szeregach owego wnΩtrza nikt tam nie by1 z po£r≤d os≤b mi znanych itd.).

Ot≤┐ poza tym co powiedzia│em, najzupe│niej "oczywiste" i "nieodmienne" by│o w tamtym £nie odczucie, ┐e jestem ksiΩdzem, ┐e jestem dopiero na pocz╣tku tej ┐yciowej drogi, ┐e czynno£ci, kt≤re mam wykonaµ s╣ naturaln╣ i konieczn╣ moj╣ obligacj╣, itd. Jednym s│owem "czu│em" "za sob╣" tak╣ przesz│o£µ, jakiej nigdy na jawie ani w spos≤b szcz╣tkowy nie prze┐ywa│em.

Drugi sen zdaje siΩ bardziej "realistyczny". Oto jestem studentem wy┐szej uczelni i pΩdzΩ do niej po jakich£ wakacjach, w obawie, ┐e siΩ sp≤ƒniΩ na wyk│ad, pierwszy w tym roku. Przybiegam prosto do uczelnianego gmachu, nie maj╣c nawet czasu, ┐eby pierwej udaµ siΩ do bursy, w kt≤rej dzielΩ pok≤j z jakim£ ,"Turkiem", kt≤rego we £nie i od dawna znam, wiem we £nie, ┐e mam w kieszeni klucz do wsp≤lnego pokoju, nie pozostawiony przez pomy│kΩ u janitora, lecz jako£ w "innym" po£piechu w│o┐ony do kieszeni (mogΩ go wyczuµ przez materia│ ubrania), wpadam do wielkiego audytorium, witam siΩ z dobrze mi znanymi kolegami (na jawie ┐aden z nich mi siΩ po przebudzeniu nie skojarzy), prosz╣ bym usiad│ w pierwszym rzΩdzie, ale wolΩ usi╣£µ obok znajomego w drugim na skraju i naraz - widzΩ "Jurka", zrywam siΩ a┐eby go przeprosiµ na ≤w nieszczΩsny klucz, on jednak nie ma mi tego za z│e, tu wszak┐e rozlega siΩ szmer g│os≤w znamionuj╣cy ┐e ju┐ zbli┐a siΩ wyk│adowca-profesor, wiΩc dostrzegaj╣c i┐ nie zdj╣│em p│aszcza rzucam siΩ ku szaragom w takiej konfuzji, ┐e budzΩ siΩ gwa│townie, jakby mnie kto£ wykatapu1towa1 ze snu na jawΩ, a pierwszym moim odczuciem jest zdumienie: jak mog│em braµ ≤w sen, tak r≤┐ny od realno£ci za najpewniejsz╣ jawΩ moj╣...

Znowu mamy, poza akcj╣ oraz bardzo realistycznym uszczeg≤│owieniem snu, powsta│╣ w nim, ca│kowicie w ┐yciu obc╣ mi przesz│o£µ osobist╣. Istotnie przed wielu laty studiowa│em, ale takich koleg≤w nie mia│em, nigdy podobnej uczelni nie widzia│em, w ┐adnej bursie nigdym nie mieszka│, itd. itp. Co wiΩc wsp≤lne jest obu opisanym skr≤towo snom, to przesz│o£µ £ni╣cego, fikcyjnie dorobiona i dopasowana. Nie to, co mia│o dopiero nast╣piµ, bo┐ to z ju┐ wy£nionej sytuacji wynika│o (jako ksi╣dz - winienem by│ oczywi£cie wyg│osiµ w nale┐ytej chwili kazanie, a jako student - zjawiµ siΩ w audytorium i czekaµ na profesora). Natomiast poczucie tego, co by│o mojego wy£nionego ┐yciorysu przesz│o£ci╣, powsta│o i niejako towarzyszy│o mi wewn╣trz snu za ka┐dym razem z tak╣ sam╣ pewno£ci╣ i zwyk│o£ci╣, z jak╣ na jawie potrafi│bym wspominaµ moj╣ przesz│o£µ rzeczywist╣.

Ot≤┐ fantomatyka centralna dopiero wtedy mo┐e siΩ okazaµ niejako "ostateczn╣ instancj╣" prze┐ywania £wiadomo£ci bytu, kiedy zdo│a zaopatrzyµ fantomatyzowanego cz│owieka nie tylko w aktualn╣, powiedzmy wybran╣ przeze± "z katalogu" iluzyjn╣ realno£µ, ale ponadto doklei do tej iluzji przesz│o£µ, w nieodr≤┐nialny spos≤b udaj╣c╣, i┐ by│a to przesz│o£µ jedyna w ┐yciorysie, tak prawdziwa, ┐e bardziej autentycznej byµ w niej nie mo┐e.

 

8 áááááááááTak zatem sen zdaje siΩ sugerowaµ, tre£ciami £nionymi i┐ nawet sam m≤zg bez "zewnΩtrznego udzia│u jakiegokolwiek" potrafi generowaµ fabu│y "zmy£lone" za£ ich i1uzoryczno£µ mo┐na dopiero rozpoznaµ po przebudzeniu. Tak zatem w zacz╣tku ka┐dy z nas, jak "wirtualn╣ bu│awΩ" nosi w tornistrze ┐o│nierz, bu│awΩ marsza│kowsk╣, tak ka┐dy nosi w sobie prospektywn╣ potencjΩ prze┐ywania, i┐ jest, i┐ by│ tym, kim nie jest i nie by│, i ju┐ to sugeruje pryncypialn╣ (narazie) mo┐liwo£µ powstania nienarkotycznej "fantomatyki centralnej".

Mo┐e warto na marginesie tego szkicu dodaµ, ┐e s╣ £rodki nasenne (gromady barbiturat≤w), kt≤re udaremniaj╣ m≤zgowi pracΩ typu "sennego marzenie", a to zachodzi nie bez szkody dla m≤zgu, zw│aszcza przy d│u┐szym za┐ywaniu takich hypnotik≤w, a tak┐e s╣ £rodki innej grupy, kt≤re nie naruszaj╣ zdolno£ci prze┐ywania marze± sennych, lecz niekiedy nawet j╣ nasilaj╣ (w kierunku ju┐ wspomnianych sn≤w barwnych i/albo koszmarnych).

 

9 áááááááááO tym, po co jest sen, jak wspomnia│em, pojΩcia nie mamy, a hipotezy, sugeruj╣ce, jakoby sam fakt dobowej zmiany dnia i nocy, £wiat│a i mroku, mia│ byµ generatorem przestosowawczym snu (jak okres zimy m≤g│ byµ czynnikiem, istotnie zniewalaj╣cym pewne zwierzΩta do zapadania w sen zimowy), takie hipotezy nie daj╣ siΩ ani porz╣dnie umotywowaµ, ani poddaµ zabiegowi falsyfikacyjnemu. Nie wiemy zw│aszcza, czemu ten, kto przez wiele dni i nocy nie mo┐e spaµ (to by│o stosowane nawet jako tortura np. w wiΩzieniach KGB) podlega halucynacjom i stanom pomrocznym. Tak, to jest kauzalnie wci╣┐ niezrozumia│e.

O patologicznych stanach, i ich pograniczu, utrudniaj╣cym odr≤┐nienie snu od jawy, zamilczΩ bo┐ by i to mi rozsadzi│o ten wyw≤d szkicowy. W ka┐dym razie mo┐na uskramniaj╣co rzec tyle: fantomatyka obwodowa, dzia│aj╣ca na m≤zg w "doraƒnej teraƒniejszo£ci", nie jest ju┐ wymys│em dziwacznym Lema lecz rzeczywisto£ci╣, w kt≤r╣ wielkie koncerny (SEGA na przyk│ad) inwestuj╣ ca│kiem realne, wielomilionowe kwoty dolarowe.

Natomiast mo┐liwo£µ fantomatyki centralnej narazie wci╣┐ jest tylko szans╣ na przysz│o£µ, poniewa┐ - o paradoksie - o budowie czynno£ciowej m≤zgu w ludzkiej czaszce wiemy niepor≤wnanie mniej, ani┐eli o budowie czynno£ciowej komputera ka┐dej , skoro przez nas wyprodukowanej i programowanej generacji.

Dodam na koniec, ┐e r≤┐nicy pomiΩdzy jΩzykami zasadniczo "bezkontekstowymi" programowania komputer≤w i jΩzykami kontekstowo uwik│anymi w znaczenia (w semantykΩ) potrafimy siΩ doszukaµ, ale chyba dopiero zaopatrzenie komputer≤w (pracuj╣cych nie interakcyjnie, nie krokowo zatem i nie szeregowo, ale poliparealnie, r≤wnolegle) w ogrom pamiΩci uaktywnianej kontekstowo pozwoli rozziewy, otwarte miΩdzy "m≤zgiem ┐ywym" a "protez╣ cyfrow╣" -jak╣ jest komputer - zredukowaµ: mo┐e a┐ dozerowo...

 

10 áááááááááPowy┐szy tekst, w kt≤rym dane z psychologii snu "pomieszane" s╣ z wtrΩtami komputerologicznymi" napisa│em rozmy£lnie dlatego, poniewa┐ osoby typu "hacker≤w" popadaj╣ │atwo w nowy typ monomanii, wiΩc ju┐, przez swoje nadmierne zafascynowanie architektur╣ hardware i software, zamiast pog│Ωbiaµ pojmowanie proces≤w psychiki a tym samym i kreacyjnych i jΩzykowo "rozumiej╣cych" powierzaj╣ poruszanie siΩ budownictwa program≤w, mocom obliczeniowym "brute force". Gdyby istotnie wystarczy│o miliony razy przyspieszyµ "data processing" w uk│adach, jakich prarodzicem by│a maszyna Turinga, to by£my ju┐ posiadali komputery albo dor≤wnuj╣ce, albo przewy┐szaj╣ce ilorazami inteligencji ludzi, ale nie ma tak dobrze ani tak 1atwo.

Komputer, kt≤ry bΩdzie m≤g│, a nawet musia│ spaµ i £niµ, a potem nam tre£µ tego, co wy£ni│, opowiedzieµ bez blagi i sztukmistrzostwa programist≤w, stanie na drodze rywalizacji z cz│owiekiem. Wypowiedzianym przez pewnego francuskiego dominikanina s│owom (w roku l948), ┐e po powstaniu cybernetyki Wienera zjawi│o siΩ widmo maszyny, zdolnej pokonaµ zadania, jakie stawia rz╣dzenie ca│ym pa±stwem a nawet ca1ym £wiatem - mo┐e dla dobra a nie dla z│a ludzi - tym s│owom wtedy nikt powa┐niejszej uwagi nie po£wiΩci│.

Lecz chaos postkomunistyczny czasu teraƒniejszego pokazuje, ┐e maszyna taka, kt≤r╣ negatywnie ocenia│em przed trzydziestu laty, w nazwanej ju┐ SUMIE dzi£ by siΩ w tym skot│owanym £wiecie zapewne przyda│a... Mo┐e okaza│oby siΩ to nawet latwiejsze od skonstruowania maszyny, "zaopatrzonej w £wiadomo£µ", ale to raczej ju┐ temat dla osobnej rozprawki.

Pisa│em w ko±cu grudnia przed Bo┐ym Narodzeniem 93

PS. Kto by chcia│ sprawdziµ to, com tu powiedzia│, na materiale znacznie rozleglejszym, mo┐e siΩgn╣µ do I wydania "Summa Technologiae", WL Krak≤w 1964, ale to nie│atwe, bo mia│o tylko 3000 nak│adu i ja sam ju┐ nigdzie go dopa£µ nie mogΩ (pozajedynym egzemplarzem w moim wzorniku).

sssdasdBackUpHome