Stanis│aw Lem | ||||
"Zast╣piµ rozum?" |
I |
1 | áááááááááWszystkie wysi│ki i metody, maj╣ce sporz╣dziµ "sztuczn╣ inteligencjΩ" okaza│y siΩ daremne - a przecie┐ trwaj╣ ju┐ mniej wiΩcej od p≤│wiecza. Technologia my£lenia, czy rozumienia zosta│a niejako "wygaszona", czy te┐ zepchniΩta na pobocze postΩp≤w, zmierzaj╣cych do przysposobienia cz│owiekowi wsparcia intelektualnego (albowiem przecie┐ nie tylko dla czczej zabawy ani po to, a┐eby "Co£", ukryte przed oczyma, zdo│a│o symulowaµ inteligencjΩ i tym samym zdaµ "egzamin Turinga") - przez rozwijaj╣c╣ siΩ bez powa┐niejszych, jak dot╣d, przeszk≤d technologiΩ "niewolnictwa przetwarzaj╣cego ZNAKI" - czyli przez komputery, zdolne do pracy coraz szybszej i coraz szerzej ogarniaj╣cej sektory dzia│a± tradycyjnie "wy│╣cznie ludzkich". Ostatnim nowym, kolejnym dop│ywem, czy wzmocnieniem tego trendu, sta│a siΩ technologia │ ╣ c z n o £ c i. Mam oczywi£cie na my£li wszelkiego rodzaju sieci. Jak siΩ, nawiasem m≤wi╣c, spodziewa│em, zreszt╣ nie tylko ja, z sieci d╣┐╣cej w rozwoju do globalizacji (anglizacyjnej najpierw) poczynaj╣ siΩ wyodrΩbniaµ czΩ£ci systemowe o znamionach s p e c j a l i s t y c z n y c h. M≤wi╣c po prostu, instytucje naukowe │╣cz╣ siΩ z innymi takimi instytucjami, banki z bankami, gie│dy z gie│dami, za£ poza tym mrowiem "cywilnym" na wp≤│widmowo zarysowuj╣ siΩ zestroje │╣czno£ci, kt≤rych mianownikiem wsp≤lnym jest sfera militari≤w od sztab≤w po o£rodki im podleg│e. Zarazem takie wyosobnienia specjalizacyjnie zasadne mog╣ te┐ wchodziµ ze sob╣ w │╣cznikowe zwi╣zki, np. medycyna z farmakope╣, informacyjne zbiorniki ekspertowe JEDNEJ domeny z erudycyjnym skomprymowaniem danych innej domeny, O ILE TO siΩ wydaje ludziom zawiaduj╣cym sieciami i ich "zwrotnicami" POTENCJALNIE SENSOWNE, jako p│odne informacyjnie (symulacyjnie, diagnostycznie, anamnestycznie, ekonomicznie itd.). |
2 | áááááááááWszystko to bardzo wyraƒnie ulega
przede wszystkim akceleracji "pozarozumowej".
ChcΩ powiedzieµ po prostu, ┐e ┐adna sieµ, ┐adne jej
pΩtle, uk│ady, powi╣zania ich hierarchiczne, czy
chocia┐by "tylko" s│u┐╣ce grom i rozrywkom
nadal "same z siebie" nie maj╣ rozumu. KrztΩ
"rozumu" zdaj╣ siΩ mieµ tu i ≤wdzie dziΩki
temu, ┐e siΩ fachowcy nauczyli po prostu znajdowaµ - o
ile to okazywa│o siΩ w og≤le mo┐liwe -
"zastΩpniki" rozumu, przynajmniej cz╣stkowe,
dziΩki wykorzystywaniu wykrywanych przecie┐, chocia┐by
lokalnie i nie nazbyt pewnie, "zrost≤w"
syntaksy (sk│adni formalnej) z semantycznym uniwersum,
czyli z przestworzem s e n s ≤ w. Powstaje to wszystko,
co stanowi centrum spor≤w o ARTIFICIAL INTELLIGENCE, i
co stwarza dwa przeciwstawne obozy: tych, kt≤rzy uznaj╣
mo┐liwo£µ syntezy "maszynowego"
(niekoniecznie tylko elektronicznego) rozumu i tych,
kt≤rzy maj╣ to zadanie za po wiek (wiek≤w?)
nieurzeczywistnialne. Do tego siΩ przecie┐ sprowadza (chocia┐ nie ogranicza) wojna, toczona wok≤│ "chi±skiego pokoju" i jego "mieszka±ca", kt≤ry nie rozumiej╣c wcale chi±skiego jΩzyka, "razem z pokojem i dodatkowymi informacjami" zachowuje siΩ (na wyj£ciu) tak, jak gdyby rozumia│ to, co otrzymuje (po chi±sku) na wej£ciu. O tym ju┐ pisa│em i nie zamierzam siΩ w dalszym ci╣gu niniejszych uwag wdawaµ w meritum owego sporu. Argumenty obu stron jednych przekonuj╣, natomiast innych nie i ju┐ w TYM po prostu widaµ, do jakiego stopnia odpowiedƒ na pytanie (o sztuczne rozumienie) jest DZISIAJ TAK»E KWESTIÑ WIARY (┐e jest tak, albo ┐e jest owak). |
3 | áááááááááSubstytucja rozumienia pos│uguje siΩ np. stochastyk╣ leksykograficzn╣, co z grubsza mo┐na by przystawiµ do sytuacji LAIKA, przys│uchuj╣cego siΩ wymianie zda± dw≤ch fizyk≤w (o kwantach, nie o restauracjach), albo do sytuacji tego, kto w│a£nie otwiera encyklopediΩ og│oszon╣ w jego ojczystym jΩzyku na ha£le "OPERATOR HAMILTONA" i chocia┐ bΩdzie mu siΩ wydawa│o zrazu, ┐e je£li przeczyta ca│y ≤w tekst, to siΩ czego£ dowie, CZYLI O HAMILTONIANIE zostanie powiadomiony, czyli on ZROZUMIE CO TO JEST ≤w OPERATOR, lecz je┐eli jest na bakier z matematyka, to ze£liƒnie siΩ po prostu na sam╣ sk│adniΩ i NICZEGO siΩ nie zdo│a "domy£liµ". Namolnie piszΩ o tym, poniewa┐ chcΩ ujawniµ rzecz w gruncie prost╣, ale tak╣, o kt≤rej m≤wi siΩ albo niewiele albo nic zgo│a: "rozumienie", kt≤re bez (szczypty chocia┐) "inteligencji" mo┐liwe nie jest, stanowi z pozoru dla nas (zw│aszcza w sytuacjach codziennych) elementarne, ale w istocie diablo skomplikowane i raczej wci╣┐ zagadkowe zjawisko. Tu trzeba najpierw zauwa┐yµ, ┐e "rozumienie" podlega zar≤wno wewn╣trz- jak miΩdzygatunkowej gradacji (ustopniowaniom). M≤j pies rozumie, w psim swoim zachowaniu, kiedy oczekuje go spacer, a kiedy smaczny k╣sek: rozumie b e z j Ω z y k o w o, ale behawioralnie. Oby siΩ - westchnie spec od AI - maszyna chocia┐ bezjΩzykowo potrafi│a tak zachowywaµ... To, co takie (Winograda np.) "maszyny" potrafi╣, odbywa siΩ na poziomie jeszcze nie nazbyt sprawnie raczkuj╣cego dziecka. Tak zatem rozumieµ mog╣ zwierzΩta, a co siΩ ludzi tyczy, TE» mog╣ objawiaµ "rozumienie w ustopniowaniach", a nawet, to siΩ na egzaminach trafia studentom, mog╣ stwarzaµ behawioralno-jΩzykowe pozory, ┐e rozumiej╣ stawiane im pytania, skoro udzieliµ zdo│aj╣ odpowiedzi, zadowalaj╣cej egzaminatora: lecz porz╣dniejsze badanie (╥przyciskanie delikwenta do muru") wyka┐e, ┐e to w│a£nie by│ poz≤r tylko (np. wyuczenie repliki na pamiΩµ "a nie na rozum" itp.). Ponadto czy te┐ obocznie zdarzaj╣ siΩ sytuacje, w kt≤rych mo┐e byµ widoczne trwaj╣ce spory szmat czasu DOCHODZENIE DO ZROZUMIENIA: ┐e jest "tak i tak". TeoriΩ wzglΩdno£ci, jak powiadali fachowcy, r≤wnowie£ni jej powstaniu przy pierwszej pracy Einsteina (╥(ber die Elektrodynamik bewegter K(rper"), parΩ stron zaledwie licz╣cej, w jednym sensie pracΩ tΩ "rozumieli" a w innym "wcale nie rozumieli" i bodaj┐e Eddington zauwa┐y│, ┐e teoriΩ Einsteina tu┐ po jej og│oszeniu "rozumia│o" KILKU fizyk≤w na £wiecie. Mamy tu do czynienia z wychodzeniem od pewnych danych ku innym danym, kt≤re s╣ │╣cznie kolejnymi i zarazem nieodzownymi KROKAMI w procesie pojmowania. Schwarzschild, astronom niemiecki, kt≤ry matematycznie skonstruowa│ model "czarnej dziury", w tΩ "dziurΩ" sam nie wierzy│ jako w pewien obiekt astrofizyczny i sporo czasu up│ynΩ│o, zanim astrofizycy i kosmologowie poczΩli - ZRAZU CHWIEJNIE, HIPOTEZUJÑCO niepewnie, a potem z coraz wiΩksz╣ pewno£ci╣ uznawaµ "black hole" za jeden z konstytutywnie naczelnych element≤w struktury Galaktyk. To nie jest po prostu tak, ┐e najpierw "nie chc╣" lub "nie potrafi╣" uwierzyµ, a potem staj╣ siΩ "konwertytami wiary" tylko przez to, ┐e mno┐╣ siΩ obserwacyjne dane, wspomagaj╣ce prze£wiadczenia, i┐ gwiazdy powy┐ej piΩciokrotnej masy naszego S│o±ca po wypaleniu siΩ w ich wnΩtrzach ca│ej dyspozycyjnej energii atomowej m u s z ╣ siΩ zapadaµ, ┐e to jest "kollaps", a potem zjawia siΩ Hawking i Penrose... ale mnie nie idzie tu o "czarne dziury" tylko o d r o g Ω my£low╣, prowadz╣c╣ do niezbitego ustalenia, i┐ s╣ i byµ musz╣. U nas dr Ludwick Fleck w latach trzydziestych (pochodzi│ ze Lwowa, ale jako urodzony w Galicji pod w│adz╣ austrowΩgiersk╣ w│ada│ niemieckim i w Niemczech og│osi│ swoje prace, teraz przez SZWAJCAR"W z Bazylei wskrzeszane) opisa│ tak╣ drogΩ proces≤w, prowadz╣cych do powstania (zw│aszcza w MEDYCYNIE, na kt≤rej jako mikrobiolog siΩ zna│) FAKTU NAUKOWEGO. Uwa┐a│, ┐e powstaje zesp≤│ ludzi-fachowc≤w, ┐e po trosze zaczynaj╣ wsp≤lnie rozmy£laµ NA PEWIEN ZRAZU NADER MGLISTY i bardzo niedookre£lony temat (tego, co to jest jaka£ jednostka chorobowa albo alergia itp.), ┐e ich my£li, przekazywane przez jednych drugim zwolna jak gdyby "krzepn╣", "zastygaj╣" i na ko±cu tego kr╣┐enia powstaje "utwardzony ju┐" zespo│owym przekonaniem nowy "FAKT NAUKOWY". Zreszt╣ ka┐demu, kto czyta│ "StrukturΩ rewolucji naukowych" z jej "paradygmatami" Kuhna od razu przyjdzie do g│owy, ┐e dr Fleck TO, CO KUHN jako przekszta│canie "paradygmat≤w" uczyni│ projektem powstawania innowacji poznawczych, INACZEJ wy│o┐y│ modelowo na tym swoim "zbiorowym kr╣┐eniu my£li nowych" w kolektywie znawc≤w. Czyli wniosek brzmi, ┐e dochodziµ do "ROZUMIENIA" mo┐na tak albo owak, ┐e jedno wyt│umaczenie mo┐e byµ warte drugiego. Zreszt╣, jest jeszcze tak, ┐e najlepiej daje siΩ przedstawiµ "rozumienie" pewnego konkretyzuj╣cego siΩ przedmiotu TAM, gdzie tego przedmiotu nikt uprzednio nie widzia│, nikt go sobie nie wyobra┐a│, nikt go NIE ROZUMIAú. |
4 | áááááááááCzy to mo┐e byµ? Jeszcze jak. Nie chcΩ teraz m≤wiµ o jakiej£ - dajmy na to - teorii ewolucji antropogenetycznej, chocia┐ widoczne s╣ JU» obecnie gwa│towne zwroty my£li: dotychczas s╣dzono, ┐e powstanie cz│owieka by│o procesem liniowym, niejako jednotorowym, a teraz naj£wie┐sze dane paleontologiczne zdaj╣ siΩ w y r a ƒ n i e wskazywaµ na to, ┐e homo erectus i homo sapiens to by│y dwa gatunki w s p ≤ │ i s t n i e j ╣ c e w czasie ok. µwierµ miliona lat temu. No, ale tu siΩ toczy "walka na fakty": s╣ takie i owakie INTERPRETACJE kostnych znalezisk plus pomiar czasu, dawany nowszymi metodami (jak rozpad pewnych izotop≤w). Poniewa┐ jednak wolΩ m≤wiµ o "czystym" skraplaniu siΩ m y £ l i w (koniekturalnie wytwarzane) FAKTY, zwr≤cΩ siΩ raczej ku CYWILIZACJOM POZAZIEMSKIM. Nikt ich nie widzia│, nikt siΩ z nimi nie komunikowa│, nikt ich sygna│≤w nie odebra│, a jednak ich istnienie jest mniej wiΩcej takim samym "faktem naukowym", jak "SZTUCZNA INTELIGENCJA". I tu jedni m≤wi╣, ┐e owszem, takie cywilizacje musz╣ gdzie£ siΩ znajdowaµ, za£ inni, ┐e wcale nie. Lecz obie strony mniej wiΩcej zgadzaj╣ siΩ przynajmniej w tym, ┐e (im siΩ zdaje) i┐ wiedz╣, O CZYM MOWA. Tj. obie strony rozumiej╣ o co chodzi i mog╣ siΩ spieraµ, ale porozumiewawczo. Ju┐ dam spok≤j domenie jeszcze bardziej abstrakcyjnej, mianowicie matematyce z teori╣ mnogo£ci, poniewa┐ jest to teren PRAWIE bezkontekstowych jΩzyk≤w, a chocia┐ INTUICJA jest bardzo matematykom potrzebna i przydatna, to sΩk w tym, ┐e o niej zamilczΩ, poniewa┐, je┐eli o ROZUMIENIU w og≤le cokolwiek, troszeczkΩ wiadomo, to o INTUICJI - prawdΩ m≤wi╣c - nic w│a£ciwie. |
5 | áááááááááZ wszystkiego, co£my dot╣d wy│o┐yli, wynika najpierw, ┐e jest mo┐liwe rozumienie £ladowe i b e z j Ω z y k o w e (psy nie m≤wi╣), i ┐e do ZROZUMIENIA zjawisk (proces≤w, przedmiot≤w) NOWYCH: niebywa│ych dot╣d, niejako ca│kowicie OBCYCH, cz│owiek dochodzi ZBIOROWO i STOPNIOWO; pos│uguj╣c siΩ przy tem jΩzykiem semantycznie kontekstowym i formalnie bezkontekstowym (np. kiedy bierze siΩ do komputerowego SYMULOWANIA zjawisk stochastycznych, chaotycznych, fraktali itd. prawie ┐e bez ko±ca). Je┐eli TAK JEST (mnie siΩ widzi, »E tak bywa), to "zwyczajne, codzienne rozumienie czegokolwiek" stanowi chyba wypadkow╣ niezmiernej ilo£ci nauk, pobieranych ┐yciowym do£wiadczeniem, jako te┐ informacji zmys│owo (sensualnie) przez przedmiot "osobi£cie" nigdy nie do£wiadczanej, lecz tylko takiej, kt≤r╣ "podaje do wierzenia" gazeta, rozmowa z kimkolwiek, encyklopedia, film, telewizja, radio itp. Albowiem obecnie oko│o 90% wszystkiego, co "rozumiemy", nie powsta│o poprzez osobiste kontakty z tym, co by│o do "zrozumienia", lecz przyby│o do nas, do naszego umys│u, m≤zgu - dziΩki j a k i e j £ postaci │╣czno£ci. |
6 | áááááááááú╣czno£µ miΩdzyludzka, wytwarzaj╣ca ROZUMIENIE INTELIGENTNE istnia│a ju┐ jakie£ 220 czy 250 000 lat temu. Ona poprzedzi│a i wspomaga│a narodziny polepszaj╣cej siΩ │╣czno£ci j Ω z y k o w e j i kiedy praludzie pos│ugiwali siΩ tak zwanym prajΩzykiem "nostratic", z kt≤rego jak nam dzi£ wierzyµ ka┐╣ jΩzykoznawcy, wyros│o olbrzymie drzewo wszystkich jΩzyk≤w Ziemian, bodaj piΩciotysiΩczne (tyle ma mieµ konar≤w), nie by│o jeszcze ani pisma, ani naturalnie ┐adnych technologii zdalnego wizualizowania. Jeszcze siΩ znajdujemy wewn╣trz "galaktyki Gutenberga", ale ma│a (piΩcioletnia) Amerykanka, kt≤ra pyta ojca, "co to jest encyklopedia", za£ ojciec pokazuje jej artyku│ i obrazek ptak≤w w otwartym tomie, i wtedy ta dziewczynka wo│a "ACH rozumiem, to jest ca│kiem jak w CD-ROMie") poniewa┐ ona ju┐ wie czyli rozumie, ┐e te ptaki i takie obrazki, ruchome nawet, ogl╣da│a na monitorze komputera uwidoczniaj╣cego fragment encyklopedii DLA DZIECI) - ta ma│a JU» prawie wykracza z "galaktyki Gutenberga". Ona JU» znajduje siΩ na progu informacyjnego stulecia, tego XXI wieku i grube tomy leksykonu s╣ dla niej JU» czym£ nie bardzo zrozumia│ym, nie bardzo sensownym, mniej wiΩcej, jak balista dla nowo┐ytnego artylerzysty. Mo┐na jeszcze zrozumieµ, ale... to ju┐ zachodzi w niepowrotn╣ i niewa┐n╣ a┐ do niezrozumia│o£ci przesz│o£µ. Po tym wszystkim, co powy┐ej zosta│o przyk│adowo przytoczone widaµ chyba, jaki straszliwy moz≤│ i w jakich otch│aniach czasu antropogenetycznego i historycznego MUSIAú up│yn╣µ, a┐eby osnowy ROZUMIENIA LUDZKIEGO, INTELIGENCJI CZúOWIEKA, tej naturalnej, powsta│y i p≤ty siΩ kszta│towa│y, a┐ doszli£my do epoki lot≤w kosmicznych i POZNANIA NIEROZUMIEJÑCEGO, poniewa┐ naszemu ludzkiemu do£wiadczeniu O B C E s╣ te zjawiska, kt≤rymi s│ynie £wiat kwant≤w, a s╣ obce, jako NIESPROWADZALNE do naszych prze┐yµ najpierw zmys│owych (zw│aszcza symultanicznie wielozmys│owych); a potem do wyrastaj╣cych z nich i ponad nimi ABSTRAKCJI. I to, co siΩ wy│oni│o z mrok≤w jaskiniowych, z g│Ωbin tysi╣cleci, my pragniemy w jednym kr≤tkim zwarciu przekazaµ maszynom, a┐eby z nich wykrzesaµ ROZUM. Poniewa┐ jednak w ko±cu Prometeuszowi uda│o siΩ, co zamierzy│, o£mielΩ siΩ przyznaµ, ┐e jestem z obozu tych, kt≤rzy wierz╣ (nic wiΩcej pewniejszego nie jest dzisiaj mo┐liwe), ┐e INTELIGENCJ╩ jako zdolne do rozwoju ziarno uda siΩ nam (ostro┐no£µ ka┐e rzec: naszym potomkom) w ko±cu i w maszynach zasadziµ. Zdaje mi siΩ bowiem, ┐e NIE wierzyµ i w tak╣ mo┐liwo£µ jest │atwiej, a w│a£ciwo£ci╣ ludzk╣ chwalebn╣ raczej jest poszukiwanie trudno£ci, kt≤re po ┐mudnych klΩskach umiemy wreszcie zwyciΩ┐yµ. |
II |
áááááááááPiΩknie. Ale pozostajemy z
pytaniem "Co to jest rozum?" Inteligencja
wydaje siΩ czym£ mniej ni┐ rozum osobowym: nie jest
jak gdyby, a┐ tak "zro£niΩta" integralnie z
ludzk╣ poszczeg≤ln╣ osobowo£ci╣. Mo┐na j╣ jako
tako mierzyµ testami. Na "rozumno£µ" nie ma
test≤w: ja o nich nie s│ysza│em. Na prawach niezbyt
mocno uzasadnialnych hipotez wa┐Ω siΩ rzec tyle. Po
pierwsze, zal╣┐kiem rozumu zapewne s╣ odruchy
warunkowe i bezwarunkowe ┐ywego organizmu, kt≤ry w
swojej gatunkowej normie albo na ich etapie przystaje
ju┐, albo siΩ rozwija w│a£nie ku
"rozumowi". Poniewa┐ nasza rozumno£µ nie
jest np. wΩchowa, ale jest znakowo-jΩzykowa, chocia┐
mym zdaniem TAKA byµ nie musi - tu siΩ skrzy┐owa│y
drogi filogenetyczne - rozw≤j "aparat≤w mowy i
my£li" z tym, co siΩ d u s z ╣ zwie pospolicie,
(i co mo┐e mieµ te┐ dodaj╣cy "rozumieniu"
dop│yw w postaci "jΩzyka cielesnego" - nie
tylko gestykulacji czy mimiki - to niemieckie
"K(rpersprache", obserwowalna, gdy kto rozmawia
telefonicznie, asystuj╣c swym wypowiedziom poruszeniami
g│owy i cia│a, jakich rozm≤wca nie mo┐e dostrzec).
Jedno powstaje wsp≤│bie┐nie z drugim chyba. NastΩpnym
etapem ju┐ jest rozum usadowiony jΩzykowo ale tu
nale┐y wys│awiaµ siΩ ostro┐nie: jΩzykowe twory s╣
bowiem wkorzenione w takie umys│owe podglebie, do
kt≤rego na og≤│ ┐adnym introspekcyjnym sondowaniem
cz│owiek nie jest w stanie dotrzeµ. Mo┐na by rzec:
"nie mo┐na zgruntowaµ jΩzyka jakim siΩ jako
ojczystym pos│ugujemy", ale mo┐na zauwa┐yµ
"r≤┐nice wkorzenienia semantyki" - raczej
znacze± ni┐ sk│adni - wedle tego, czy u┐ywamy
ojczystego jΩzyka, czy wyuczonego PO okresie
dzieci±stwa. MogΩ tu przywo│aµ jedynie w│asne
do£wiadczenie. Je┐eli piszΩ po niemiecku, to my£lΩ
po niemiecku, a jednak osadzenie znacze± jest w
ojczystym polskim niejako "ostateczne", to jest
"g│Ωbsze". WidzΩ to po licznych
w╣tpliwo£ciach mojej niemczyzny NAWET GDY ARYKUúUJ╩ z
wiedz╣ o dobrej poprawno£ci, natomiast wahania takie w
mowie polskiej stanowi╣ wyj╣tkow╣ rzadko£µ. Ponadto
kiedy zaczyna szwankowaµ u starego cz│owieka pamiΩµ,
bywa, ┐e nieznany nam mechanizm "information
retrieval", wy│owu poszukiwanych s │ ≤ w, niejako
pozwala siΩ, wedle tego JAK SZWANKUJE, po trosze
"zdemaskowaµ". I tak mo┐na pamiΩtaµ pewne p
o j Ω c i e i nie m≤c sobie przypomnieµ jego nazwy
jako SúOWA! Co siΩ zwykle od imion w│asnych zaczyna
przy starzeniu siΩ m≤zgu. PamiΩµ zachowana pozwala
niejako odnaleƒµ pierwej "obw≤d" semantyczny
poszukiwanego s│owa (nazwy) »E idzie np. o fizyka,
kt≤ry uku│ nazwΩ "flogistonu", albo o nazwΩ
leku, kt≤rego chemiczny sk│ad i nawet typ dzia│ania
mo┐na zapamiΩtaµ. To jest jedno. Po wt≤re, bywa, ┐e
poszukiwania w pamiΩci udaj╣ siΩ, nazwa
"wp│ywa" w £wiadomo£µ, ale zrazu tej┐e
£wiadomo£ci "smakuje" co nieco dziwnie, OBCO,
choµ by│a swojska. T│umaczy siΩ to tym, ┐e jak Zeppelin jest utrzymywany przy ziemi linami przez ca│╣ kompaniΩ ┐o│nierzy, jak drzewo wros│e jest w grunt licznymi korzeniami, tak dobrze znajome s│owo swoim znaczeniem jest mocno wros│e w liczne POTENCJALNE bliskoznaczno£ci, kt≤re je jako£ wsp≤│wspieraj╣, a przy defektach m≤zgowych czΩ£µ tych "korzeni", tych "lin" siΩ rwie, albo ulega os│abieniu i dopiero po w│o┐eniu w przypominanie okre£lonego trudu (umys│owego), PO dajmy na to pr≤bach rozmaitego u┐ycia s│owa wy│owionego w swojskich kontekstach, nastΩpuje pe│na restytucja, "rehabilitacja" i to jest proces, jakiego w r≤wnie pe│nym wymiarze w jΩzyku obcym a p≤ƒno wyuczonym nie mo┐na z tak╣ sam╣ sprawno£ci╣ efektywn╣ dokonaµ. Ojczysty jΩzyk zwrotami rzadkimi raczej nie DZIWI: obcy, choµ zrozumia│y, mo┐e dziwiµ i tu nie potrafiΩ wyraziµ r≤┐nicy inaczej jak powiadaj╣c: obcym jΩzykiem w│adaµ mo┐na BIEGLE, ale uk│ada siΩ go zgodnie z jego syntaks╣ i semantyk╣ jakby Z ZEWNÑTRZ, niczym ten, co w chi±skim pokoju formalnie doskonale sk│ada poszczeg≤lne segmenty wypowiedzi. Ojczysty jΩzyk natomiast w tym sensie "rozumie siΩ" bez ┐adnej "reszty", jakby siΩ go "od wnΩtrza - od £rodka" odczuwa│o. I tutaj w│a£nie, w tym miejscu pojawia siΩ (jako wspomniane) "odczuwanie", pierwszy wyraƒny raz AFEKT. Jak wiadomo, zw│aszcza u gatunk≤w nam bliskich, czyli u SSAK"W, jak psy czy ma│py, AFEKTYWNY TYP ZACHOWANIA ujawnia ich behawioralne znaczenie zorientowane jako c h Ω µ czego£ (wyj£cia na spacer, zjedzenia banana), albo jako gniew (jako SKUTEK pewnej sytuacji). Nie chcΩ przed│u┐aµ wyliczania, ale ka┐demu wiadomo, jak burzliwe mo┐e byµ zwierzΩce "nietrzymanie afekt≤w". W "inteligentnym" zachowaniu afekt≤w MO»E byµ stosunkowo najmniej i pewno dlatego tendencja do "przesadzenia" jej z ┐ywej g│owy w jakie£ martwe urz╣dzenie zdominowa│a ca│y obszar prac nad Artificial Intelligence, s╣dzΩ ┐e fa│szywie, bo to wygl╣da na zamiary budowania domu od komina na dachu. Fundamentem s╣ bowiem emocje, a razem z nimi orientacje ku czemu£ lub od czego£ (KΩpi±ski lubowa│ siΩ w nomenklaturze id╣cej od "informacyjnego metabolizmu"). Lodowata "inteligencja" nie bardzo mo┐e stawaµ siΩ analogiem ludzkiej. JΩzyk jest jak szereg statk≤w: podtrzymuje je wprawdzie ich wyporno£µ (Archimedesowa), ale bez wody nie ma flotylli, bez jej burzliwo£ci nie bΩdzie stateczno£ci wszystkiego zdolnego p│ywaµ, za£ solidnie osi╣£µ na mieliƒnie to jakby tyle, co utkn╣µ w mowie niczem w morskiej podr≤┐y. Skazani jeste£my wci╣┐ na takie naoczno£ci prymitywne, i na koniec pozostaje mi rzec, co niegdy£ napisa│em: TO, CO MYîLIMY jest ZAWSZE O WIELE MNIEJ SKOMPLIKOWANE (wielowymiarowo rozbudowane) ani┐eli to CZYM MYîLIMY. Kiedy siΩ dowiemy CZYM i nauczymy siΩ to powt≤rzyµ w jakim£ materiale zdolnym do dys- i koniunkcji, nauczymy maszyny m≤wiµ inteligentnie, a nie gadaµ jak papugi i gramofony. |
Pisa│em w grudniu 1996r.
sssdasd![]() ![]() ![]() |