Stanisław Lem
"Sztuczny intelekt jako eksperymentalna filozofia"

 

I
1          Dla jasności należy stwierdzić, że nie istnieje ani sztuczny intelekt ani eksperymentalna filozofia - istnieją jedynie pierwociny, zapowiedzi i wczesne zawiązki obu. Stanu tego nie zmienia zalew tytułowy prac i książek, zwących się teoriami i praktycznym zastosowaniem bytów, zwanych HARDWARE I SOFTWARE, JAKO poszczególnych mniej lub bardziej uniwersalnych reprezentantów (albo partykularnych tylko modeli) SZTUCZNEGO INTELEKTU (Artificial Intelligence). Kiedy nawet embriona AI nie było, Simon i Newell nazwali swój program "GPS", "General Problem Solver". Takich nazw "na wyrost" rozsądek każe unikać, bo czyż może przyjść cokolwiek świetniejszego i bardziej uniwersalnego, aniżeli "Ogólny Rozstrzygacz Wszystkich Problemów"? Nie było go i nadal go nie ma. To samo można też rzec o eksperymentalnej filozofii, na uwadze mając i to, że to dwuwyrażenie pachnie oksymoronicznie, ponieważ filozofia "nie zna granic", czyli nie tam się kończy, gdzie zaczyna się postawiony przez Karla Poppera mur falsyfikacji eksperymentalnej. Filozofia wykracza poza wywrotność w doświadczeniach (empirycznych, nie mentalnych), i to wykracza w najróżniejszych kierunkach zarówno jako ontologia, nauka o bycie (istnieniu), jak jako epistemologia (nauka o źródłach prawomocności poznania)..

 

2          Już w tym miejscu winienem wyraźnie oświadczyć, że Z nie uważam nie tylko ,rozumu ludzkiego" za sprawność kosmicznie jedyną, konieczną i naczelną, ale też nie uważam całego zbioru szkól filozoficznych Ziemi za wyczerpujący "potencjalny zbiór możliwych filozofii". Uważam, że jako istoty rozumne jesteśmy podzbiorem zbioru takich istot w Kosmosie i to samo naszych filozoficznych systemów dotyczy.

Z powyższym ograniczeniem inaczej aniżeli apodyktycznie dyskutować się nie da. Na Ziemi istnieje wiele wiar religijnych, podobnie uwikłanych w światopoglądowe orientacje jak filozofie. Istnieje natomiast jedna tylko nauka ścisła w rozumieniu przyrodoznawczych i w odróżnieniu od nauk humanistycznych, wewnątrz których principium falsificatonis experimentalis przeważnie zastosować się nie daje. Dla ścisłości warto dodać, że rozmiary niewywrotnej lub coraz słabiej wywrotnej dyscypliny przyrodoznawczej są różne.

W zależności od punktu widzenia ewolucja Darwinowska jest albo nie jest w doświadczeniu wywrotna, a fortiori dotyczy to antropogenezy, lingogenezy i (powtarzam się) biogenezy. Na pytanie, czy wyosobniony i umieszczony w fizycznej próżni GENOM (jako "plecionka nukleotydowa DNA") pozwala czy nie pozwala w tym stanie izolacji wprowadzić ze swej fizykochemicznej struktury GATUNEK ŻYWY, z którego została pobrana, nie znamy zupełnie pewnej odpowiedzi: ani TAK, ani NIE.

Niepewność ta MOŻE zostać usunięta przez dalsze postępy nauki, chociaż o pewności, że będzie albo tak, albo owak, mówić dziś trudno.

 

3          Zawłaszczaniu nowego obszaru wiedzy, czyli wkraczaniu w białą plamę naszego dotychczasowego poznania towarzyszy przeważnie dość naiwny optymizm, na ogól problemy przed nami upraszczający i poniekąd redukcyjny. Skłonność do redukcjonizmu jest jedną z podstawowych cech poznającego umysłu ludzkiego, naiwnie mówiąc, ponieważ CHCEMY, żeby było tak, jak Einstein orzekał: Rafiniert ist der Herrott aber boshaft ist Er nicht. Nadzieja ta często sprawdzać się jednak nie chce.

 

4          Ze względu jednak na ów współczynnik poznania początki badań którym zaświtała perspektywa SZTUCZNEGO INTELEKTU jako Ducha w Maszynie, który posiada Rozum, były pełne optymizmu. Rychło okazało się, że jest niewczesny, a nie tylko przedwczesny.

 

5          Zmyślność jest to umiejętność przetwarzania zmysłowych danych, maksymalizująca szansę przeżywania osobników i ich potomstwa. Rozum jest, jak sądzę, nabudowaną na tamtej umiejętności animalnej sprawnością, uzdolniającą do wykraczania poza granice minimalnego "survival of the fittest ": albowiem wykraczamy poza dane zmysłowe i ich zwierzęcą interpretację, która u człowieka zrodziła kauzalizm. Kauzalizm był niejako narzucany światu "gdzie się dało" np. jako animizm: między tańcem o deszcz i opadami deszczu też MIAŁ istnieć stosunek przyczyny do skutku i ten dynamiczny schemat, pozostając w wielu wiarach religijnych, z reguły wykracza "w skutkach poza świat (w jakiś zaświat, albo w jakąś metem psychozę lub jeszcze gdzie indziej, tam gdzie np. raki zimują). W XVIII wieku skrytykował D. Hume "heurystykę kauzalizmu" jako "prawo dostateczne o uzasadnienia" o logicznej mocy. Heurystyka ta – sądzono - nie wynika z doświadczenia. Było tu rozwinięcie poglądów Locke'a, który nie uznawał istnienia wiedzy a priori. Natomiast Kant sądził, że syntetyczne sądy a priori są możliwe (jako wrodzone nam). Spór szedł zatem o to, czy nihil est in intellectu, quod non pńus fuerit in sensu czy nie. Moim zdaniem, nie trzeba się koniecznie zajmować teoriami sztucznego intelektu, lecz raczej porównawczą neurofizjologią zwierząt i ludzi, oraz ich behawiorem w konsytuacyjnie zbliżonych lub tożsamych środowiskach (niszach), żeby dostrzec, w jakiej mierze "rozumność" ludzka czy nieludzka jest przez zewnętrzny świat (także w sensie "imprintig") współwarunkowana, ograniczana ("niemożliwościami ") a zatem kształtowana. Oczywiście Hume, odrzucający zasadę kauzalizmu jako pojęcia logicznego, miał słuszność. Zresztą XX wieczną fizyką wyszliśmy już w pewnym węższym sensie "poza rozum", ponieważ WIEMY, ALE NIE ROZUMIEMY np. mechaniki kwantowej, efektów tunelowych w mikroświecie, oraz "zamiany miejscami" czasu i przestrzeni pod powierzchnią zdarzeń Czarnych Dziur w Megaświecie).

 

6          W latach dziewięćdziesiątych pojawiły się dwa dość odmienne podejścia do pytania ó strukturę programów komputerowych, zdolnych rozumieć naturalny język. Jedno podejście opiera się na koncepcjach filozofii lingwistycznej, drugie podejście pochodzi z hermeneutyki. Zasadnicza idea filozofii lingwistycznej - to analiza znaczenia słowa drogą jego rozłożenia na elementarne składniki sensu "semantyczne", przy użyciu rachunku logicznego dla wyjawienia znaczenia.

         Natomiast hermeneutyk widzi w każdym słowie potencjalną nieskończoność znaczeń, aktualne zaś znaczenie uzyskuje słowo w konkretnym kontekście. Ten kontekst likwiduje ową "nieskończoność ". W. Nalimow podchodził nieco podobnie do rzeczy, wprowadziwszy w swej książce "Probabilistyczny model języka" ( Wjerojamostnaja model jazyka", Moskwa 1974), formułę Bajesa, która określa najpierw prawdopodobieństwo OCZEKIWANIA informacji (słowa), a potem wybiera dla niego z całej rozciągłości "wieloznaczeniowego widma semantycznego" właściwe sensowe miejsce - dzięki KONTEKSTOWI. Ten probabilistyczny punkt widzenia uważam za bardzo ważny, ponieważ nasze "urządzenie do przetwarzania danych" tj. mózg, działa podobnie. Chyba w tym miejscu należy utworzyć przerwę filozoficzną dla ustalenia, jak mało i mimo to jak wiele zarazem wiemy obecnie o pracy naszego mózgu. Ponieważ aktywność elektryczna i elektrochemiczna stanowi tylko jedną z "fasetek" całości mózgowych procesów, nie należy sądzić, że model mózgu, z samych elektrycznych, digitalnych bramek" utworzony, będzie mógł się równać z żywym mózgiem. Nie powiadam, że to niemożliwe, ale bardzo trudne: niebiologiczne neurony nie potrafią się zachowywać ani rozwojowo, ani czynnościowo tak, jak biologiczne - których dendryty i aksony mogą niczym korzonki roślin poruszać się w mózgowiu i nie dam sobie obciąć głowy za pewność, że one NIE są współorientowane przez jakieś powstające w mózgu "lZOSEMY", tj. że one nie są kierowane w swych mających na celu połączenia ruchach tak, żeby sensy powstawały i/albo się umacniały. Bardzo wiele można się tu nauczyć dzięki patologicznym objawom, jakie badają neurolog i psycholog. Okazuje się bowiem, że mózg nasz jest zbudowany "wielokomórkowo", wieloagregatowo, modniej - wielomodułowo i że poszczególne moduły dysponują względną suwerennością. Dzięki temu człowiek o uszkodzonym module barwności tego, co widzi, poczyna widzieć wszystko jak na czarnobiałym filmie, aktywność zaś recepcyjna wszystkiego, co postrzegamy, ŻEBY ZROZUMIEĆ jest gwarantowana doświadczeniami ZIEMSKIEGO środowiska. Dlatego przed pierwszym lądowaniem na Księżycu obawiano się w USA, że krajobraz księżycowy może się okazać "niezrozumiale nieczytelny" dla ludzkiego oka i odpowiednie eksperymenty wykazywały, że tak może być w pewnych warunkach. Hermeneutyka- zwłaszcza Heideggerowska – absolutyzuje język, jednocześnie (słusznie) podkreślając, że to CO język tworzy, to, CZYM on jest w swoich seansach PODTRZYMYWANY i wypowiedziowo sterowany, odbywa się POZA świadomością: to niewiedza o naszej lingwistycznej dynamice generującej. Złożoność mózgu jest oczywiście konsekwencją struktury genotypowej, lecz zdumiewające nas fakty, w jaki sposób olbrzymia ilość charakterystycznych drobiazgów ludzkiego behawioro (jak np. sposób trzymania głowy albo charakter pisma) m o g ą się dziedziczyć, skoro genowy kanał przekazu dziedzicznego jest przecież dla takiej masy odtworzeń zbyt wąski. Tłumaczymy dziś odwołując się do tego, że wprawdzie płód w okresie ,maksymalnego tempa rozwoju" wytwarza z zawiązków 250000 neuronów Na minutę, to jednak kierowanie ich strumieniami odbywa się sumarycznie, całościowo i łącznie. Nie może być tak, żeby "każdy neuron za rączkę był prowadzony, gdzie się należy" - to byłoby wykluczone i my jako modelarze mózgu nie uporamy się z tym zjawiskiem ograniczeni do układów dowolnej wprawdzie kompleksowości, ALE ZAWSZE DIGITALNYCH, martwych biologicznie.

 

7          Podejście hermeneutyczne, które wywodzi się z jednego ramienia współczesnej filozofii, "wpisuje", wprowadza słowa podzbiory uniwersalnych schematów wyjaśniających. Co prawda tutaj natykamy się już na wielką dziedzinę sporów, ponieważ wcale nie jest tak, żebyśmy słowami myśleli. Nie myślimy też koniecznie zdaniami. Myślenie w pewnym zamkniętym (jako fuzzy set) zbiorze możliwości potrafimy już wymodelować tak, że to się pojawia na "wejściach", zdobywa sensowny respons na wyjściach"- innymi słowy mówiąc to samo, test Turinga JUŻ może zostać "złamany" przez odpowiedni komputer, w dialogu na odpowiedni temat z odpowiednio dobranym partnerem-człowiekiem. (Gorzej, gdy ,rozmawiają" DWA komputery ze sobą: ich ubóstwo "intelektualne" wyjawia się wtedy jawnie i szybko). "Schematy wyjaśniające" zwą “frames" w anglosaskich instytutach, chodzi o pewne wycinki świata które koniecznie muszą być wyeksplikowane w programie (tj. opisane explicite). Trzyletnie dziecko już posiada taką "wiedzę skrytą" przed nim samym, że owe "schematy" są mu zbędne. To, jak z językiem ojczystym, którym włada się, nie znając gramatyki - i z wyuczonym obcym, którego nauka jest żmudna. A JAK TO JEST zrobione w mózgu, nie wiemy. Wiemy tylko, że i tu do głosu przychodzi mózgowa wielomodulowość.

 

8          Obecnie słychać że wszystkie języki ziemskie a jest ich zwano go NOSTRATIC. Wskazują, jak w wielu językach ,prasłowa' pochodzą od tych kończyn czy ich części, które były w szczególnym użyciu "Pięść -pięć " (palców) ,Faust-fünf' "Fist-Five' , itp). A zarazem możemy stwierdzić, jaki wpływ na powstający język wywierały czynniki fizyczne, np. ziemska grawitacja.

To, co się ciążeniu PRZECIWSTAWIA, jest "dążeniem wzwyż", "wzniosłością" "wyniesieniem", "podźwignięciem , "wzlotem", wysokością", natomiast to, co grawitacji ulega, to "upadek", "poniżenie", "staczanie się", "runięcie", "uniżoność": słowa te, wraz z bezlikiem innych, na pokładzie statku kosmicznego przy braku ciążenia tracą swój sens, podobnie jak "w górę”, “w dół" itp. Poświadcza to nasze lingwistyczne (i rozumieniowe)... uzależnienie od powstania i życia na powierzchni planety. Ciążenia nie trzeba uczyć się z Newtonowskiej fizyki: odruchowo uczy się jego wszechpanowania każde dziecko, jak każde zwierzę. Takie elementy właśnie składają się na ogrom "skrytej wiedzy", którą wchłaniamy żyjąc nawet jeżeliby żyjący NIE znalazłszy się wewnątrz ludzkiej społeczności, nie nauczył się żadnego języka.

 

9          Zmuszony byłem - i nadal jestem - do omawiania spraw straszliwie rozległych i zawiłych sposobem straszliwie krótkim, prymitywnie upraszczającym. Gdybym miał tylko wymienić nazwy książek czy prac poświęconych "rozumieniu", "filozofii eksperymentalnej" i "sztucznemu intelektowi" zabrałoby to godziny czasu. Nie ma ani do sztucznego intelektu, ani do filozofii eksperymentalnej jednej drogi. Jeżeli nawet uskromnimy się i uznamy, że jesteśmy gatunkiem, naczelnym NA NASZEJ PLANECIE, że jako istoty społeczne utworzyliśmy język, przez własności owej planety współukształtowany, że w osi przewodniej wszelkich naszych sposobów myślenia, TAKŻE NIEJĘZYKOWYCH świadomie, także w mowie wewnętrznej nie wyrażanych, PRZECIE uczestniczą w sposób dla nas niewyczuwalny procesy pozaświadome, te dynamiczne dźwigary i kształtowniki myśli TAKŻE twórczej, to zadanie, jakie postawiliśmy sobie - wyprowadzenie "ducha" z człowieka w maszynę - nie stanie się przez to łatwiejsze. Jedyne, czego już teraz możnaby się domyślać, dotyczy nieuniwersalności ludzkiego intelektu w całej Metagalaktyce. Co się tyczy twórcy intelektu, zainstalowanego w mózgu - nukleotydowych łańcuchów genowej dziedziczności - i tu nie możemy być pewni, że inny rodzaj kodu, inny typ życia, inny wykwit rozumności jest niemożliwy. Na TEN brak danych również - trudno by sobie wyobrazić - ażeby przyszłe modelarstwo, zwrócone w stronę inżynierii ducha w maszynach (o ile i MY jesteśmy maszynami, tyle że żywymi i probabilistycznymi) udzielić nam mogło wyrazistych odpowiedzi na pytanie o wyjątkowość czy na odwrót powszechność ziemskiego rodzaju myślenia i rozumnego działania. Sądzę jednak, że nawet i to nie jest kategorycznie w przyszłości na zawsze niemożliwe

 

10          Rzeczą nie do pominięcia będzie też sprawa tych odmian filozofii, wiary i światopoglądów, które powstały poza pierścieniem medyteranu, w Azji, ponieważ tylko tam - w strefach myślenia nieempirycznego podług kanonów naszych nauk ścisłych - powstały systemy logiki odmienne od naszego pierwotnego i jego nieuniwersalnością wywołanych logik pochodnych.

Ale ja, który zabieram glos w tylu dziedzinach, w jakich czułem się niepewny, nie mogę nic powiedzieć o pozaeuropejskich filozofiach, chociaż słyszę i czytam, że one potrafią wnieść swój wkład w dziedzinie ducha w maszynie. Jest w każdym razie rzeczą zastanawiającą, dlaczego cale podwójne, roślinno -zwierzęce państwo życia podtrzymywane jest przez jeden jedyny kod nukleotydowy DNA - natomiast gatunek, który jako wąska gałąź wychodzi z prymatów i zaludnił cały glob, w komunikacji językowej rozpadł się lingwistycznie na tysiące i tysiące rozgałęzień. Wynika to najpewniej z konieczności sztywnego i (praktycznie mówiąc) bez kontekstowego RYGORU w sferze przekazów generacyjnych - w ewolucji - a zarazem z nadzwyczajnej plastyczności, wciąż nas zdumiewającej, funkcji mózgu. Wszystkie moje wyobrażenia o tożsamości dziewięćdziesięciokilka procentowej jednojajowych bliźniaków rozbija przypadek dwóch braci: jeden z nich pozostaje zupełnie normalny, gdy drugi zapada na schizofrenię, a ta JEST spowodowana patologicznymi zmianami komunikacji i informacyjnej pracy mózgu.

Jest i inny przypadek: chłopiec, któremu na skutek nowotworu trzeba było w całości usunąć w wieku 6 lat lewą półkulę mózgu, u którego funkcje nie tylko psychiczne, razem z motoryką i mową, restytuowały się prawie w 99%. Ten regeneracyjno-odtwórczy potencjał musi zdumiewać tak samo, psychologów, jak filozofów i "inżynierów dusz ludzkich".

 

11          Zbliżając się do zakończenia tych luźnych uwag, pragnę do nich dodać jeszcze kilka słów. Otóż wydaje mi się, że aczkolwiek na eksperymentalne kroki jeszcze o wiele za wcześnie, zarazem można uzmysłowić sobie następny problem: czy inżynieria genetyczna w stadium względem współczesnego potężnie zaawansowanym rozpozna GRANICE tej wariacyjności budowlano - czynnościowej mózgu, które wyznaczone są prze zdane wyjściowe ludzkich genomów? (Mówiąc w języku metafor: na pewno MODELE czegokolwiek, co może zostać zbudowane z cegiełek dziecięcej gry LEGO - w Legolandzie - stanowią zbiór zamknięty i skończony: czy TO SAMO dotyczy też prospektywnych potencji prac inżynierii cerebromatycznej?)

Obecnie mówi się (to kwestia osobna)już o biomorfach, jako wcielonych konstruktorsko w mikromaszynki instynktach, reprezentujących "pseudoowady".

Jak wiadomo, jednym z głównych hamulców rozwoju owadów "wzwyż" konarów drzewa Linneuszowego jest ich energetyczna bieda. (Wchodzi tu sprawa tchawek i kilka innych, jak pancerze chitynowe, czyli egzoszkielety). Czy będzie możliwe konstruowanie takich pseudoowadów, które potrafiłyby łączyć się, aby powiększać zespołową "rozumność"?. Owady nie poszły tą drogą, gdyż nie była im potrzebna. ("Nikt się nie drapie, jeśli go nie swędzi" - powiedział Einstein i wynikałoby z tego, że swędzi nas "świat cały okrutnie"). Jeżeli tak jest, jeżeli nie zniszczymy się agresją i demograficznym wybuchem, "dodrapiemy się" sztucznego intelektu, który zdoła nam zaprezentować własny pogląd na świat, na człowieka - i to będzie jego filozofia eksperymentalna...

 

II
1          Starałem się nie być stronny w powyższym szkicu, ukazującym obecny stan badań niejako z wielkiej oddali, lecz oczywiście bezstronność nie jest możliwa, skoro contradictio in adiecto tytułu ją zdradza. Jeżeli ma być AI drogą ku eksperymentalnej filozofii, to tym samym pada opcja na rzecz empiryzmu. W starej książce "Summa Technologiae" niejako na skrajny wyrost umieściłem wprawdzie rozdział "Wierzenia elektromózgów", który to temat tak przed 33 laty, jak dziś pozostaje czczą zapowiedzią bez śladu spełnień. JEŻELI jednak podstawowe funkcje poznawcze zdołamy skrzesać w maszynach, pojawienie się w nich informacji o charakterze " metafizycznym", "transcendentnym" będzie nieuchronne jako kwestia czasu, niezbędnego dla powstania Takiej generacji maszyn, która dosięgnie nieznanych nam a priori postaci fideizmu: nie powiadam, że tak być musi, a tylko, że tak być może.

 

2          Rewelacje hermeneutyki (np. Heideggerowskiej) DZISIAJ przewyższają to, co stawać się poczyna żmudnym mozołem informatyków programistów, ale sytuacja się odwróci. Jak kiedyś pisałem, cokolwiek myślimy, jest daleko prostsze od substratu tego myślenia. Będziemy oczywiście piąć się ku AI "PO" naszym języku naturalnym. Jest nieprzypadkowe podobieństwo kodu dziedziczności do języka, chociaż ja uważałbym raczej za bardziej istotne podobieństwo do partytury symfonicznej na wielką orkiestrę (komórka jest < jeszcze o wiele większą "orkiestrą">). Metafor nie powinniśmy się obawiać, jest to bowiem jedna z najskuteczniejszych broni, ratujących nam wypowiedzi językowe przed każdym regressus ad infinitum, który wykrył Goedel. Języki naturalne dają sobie radę z nieusuwalnym defektem goedlowskim, ponieważ ich niejednoznaczność, rozmycie konotacyjno-denotacyjne oraz kontyngencje tekstowe pozwalają im neutralizować sprzeczności nie tylko "miękkie" (semantyczne), ale i "twarde" (logiczne). Stąd można w pewnym przedziale sensów mówić o tym, że istnieje odwrotna proporcjonalność pomiędzy długością tekstu a jego zawartością "rozumieniową". Dlatego ten sam beletrystyczny tekst może być skrajnie różnie rozumiany (i przez to też oceniany), a granice tej wariacyjności są uzależnione od zbioru różnorodnych cech (od osobowości lektora po chwilę historyczną), co niejako samoczynnie tłumaczy nam, dlaczego przekłady maszynowe (tak samo jak dokonywane przez ludzi) nie są jedno-jednoznaczne, lecz stanowić muszą INTERPRETACJE tekstu tłumaczonego przy jego "przekładzie" na język tłumaczenia. Dlatego też miał (ale cząstkową) słuszność Paul Feyerabend ze swoim Hasłem "Anything goes" przy uruchamianiu postępów naszej wiedzy.

 

3          Nie wiemy, w jakim stopniu jest filozofia uzależniona od funkcjonalnej organizacji naszego mózgu. Czy pewna klasa mózgów naprawdę jest zdolna raczej skłaniać się ku empirii? Czy Kretschmer miał ze swoją kategorycznością szczyptę słuszności?

Czy może powstać "pozaludzki rozum"? Jako twór inżynierii genetycznej, jako twór innej ewolucji, jako twór konstruktywizmu? Jak można pojąć tę pozaludzkość? Chyba w tym, co jako informacyjny produkt takiego mózgu, okaże się niepojęte dla całego zbioru mózgów ludzkich. Ale bełkot szaleńca tak samo będzie niepojmowalny? A więc? Sama wewnątrzgatunkowa wariacyjność jest olbrzymia. Nie ma tak dobrze, żeby każdy człowiek doszkolony w pełni rozumiał Heideggera czy Plotyna! Jeżeli filozofowie są wyselekcjonowaną dla "rozumienia filozofii" grupą mózgów, to nie wszyscy ludzie są równi sobie mtelektem, ale czy filozofowie "idą" na czele? Poważnie w to wątpię, ponieważ i w filozofii (jak w każdej nauce) można oszukiwać. Rozwój AI nie musi być ekwifinalny z rozwojem biologicznego OUN. Możliwości stanowią ocean, a my nie mamy porządnego kompasu ani mapy.

lipiec 95

sssdasdBackUp