Stanisław Lem
"Hodowla informacji"

 

1          Pomysł, zawarty w powyższym tytule, nawiedzi1 mnie pod koniec lat pięćdziesiątych, a po raz pierwszy został tak nazwany i zaprezentowany w książce, Summa Technologiae", wydanej w roku 1964. Był wtedy i długo jeszcze pozostał mieszkańcem mojej wyobraźni, toteż pisać o nim śmiałem raczej w mojej Science Fiction; i tak fragment rozważań opublikowanych już w roku 1971 w "Dziennikach gwiazdowych Ijona Tichego" opiewa:

"Koszmarne wizje, jakie roztaczają nieraz futurologowie o świecie przyszłości, zatrutym spalinami, zadymionym, ugrzęzłym w barierze energetycznej, termicznej itp., bowiem nonsensem: w postindustrialnej fazie rozwoju powstaje INŻYNIERIA BIOTYCZNA, likwidująca problemy tego typu. Opanowanie zjawisk życia pozwala produkować syntetyczne plemniki, które zasadzasz w byle czym, skrapiasz garścią wody i wnet wyrasta z nich potrzebny obiekt. O to, skąd taki plemnik bierze wiadomości i energię dla radio- czy szafogenezy, nie trzeba się troszczyć - tak samo, jak nie interesujemy się tym, skąd ziarno chwastu czerpie silę i wiedzę dla wzejścia".

Koniec cytatu. Był to czas, w którym moja "hodowla informacji" wciąż przebywała w krainie czystej fantazji, toteż inaczej niż w maskownicy groteski, w śmieszącym przebraniu, nie mogłem jej ukazać. W ca1ej dziedzinie przetwarzania danych, czyli we wszystkich gałęziach rozwoju komputerów i ich kolejnych generacji panowała niepodzielnie żelazna zasada "top-down", czyli z "góry na dół": na płatkach silikonowych ryto coraz mniejsze obwody i w głównej mierze chyżość logicznych przełączeń, a tym samym moc obliczeniowa, była uzależniona od stopnia mikrominiaturyzacyjnego procederu.

Tak jest do dziś. Mnie natomiast od początku już, sprzed wielu lat, świtała koncepcja odwrotna: "bottomup", czyli "z dołu w górę" - d1atego, ponieważ w taki właśnie sposób działa technologia życia. Nic nie może być wszak mniejsze i bardziej "kompaktowo" zmagazynowane aniżeli informacja drzemiąca biernie w genach, zredukowana do z cząsteczek złożonej, bliskiej atomowej skali, "konstrukcji" nukleotydowej, która zawiera w sobie "czujniki", gotowe tę informację rozprężnie obrócić w procedury budowlane, choćby w byle zarodniku, w plemniku, w jajeczku.

 

2          Ogólnie zaś można rzec, że technologie nasze są sprawne zasadniczo w skali makro. Tłumaczę z mego eseju napisanego po niemiecku w książce "Vergangenheit der Zukunft", ogłoszonej w wydawnictwie INSEL w roku 1992, a prezentującej takie moje prognozy, który już nasz czas począł realizować.

“Już R.Feynman w roku 1959" – pisałem - "wyobraża1 sobie serię maszyn, które byłyby w stanie produkować coraz mniejsze »potomstwo«. Granicę takiego ciągu musiałyby tworzyć maszyny zbudowane z samych molekul. Istotnie, nie wiedząc nic o idei Feynmana, wpadłem na nią, zajmując się po prostu teoretyczną biologią. Zasada bioewolucji nie polega jednak na budowaniu »coraz mniejszych maszyn« (Feynman), lecz odwrotnie, na budowaniu coraz większego z małego, albowiem proces życiowy wykształca z pojedynczych łańcuchów atomowych za pośrednictwem ich samoorganizacji molekularne replikatory które z kolei w toku embriogenezy wyrastają w dojrzale organizmy, a wszak początkiem ich była zawsze jednokomórkowa substancja dziedziczna! Moja »hodowla informacji« miałaby przebiegać nie pomiędzy »mikro« i »makromaszynami«, lecz pomiędzy molekularnymi nośnikami informacji o rozmaitym ladzie i różnej wielkości (ale zawsze zrazu na poziomie porównywalnym z poziomem atomowym). Ewolucja w całości może być rozpatrywana jako gigantyczny proces »uczenia się«, samoorganizacja zaś nie jest »samouczeniem się«, lecz selektywnym zbieraniem i łączeniem informacyjnych fragmentów.

Podczas jednak, kiedy (wciąż cytuję siebie, tłumacząc z mego niemieckiego eseju) budowlany plan organizmu dojrzewa z genów, czyli »rozkazodawców zdolnych do uaktywnienia«, aż zakończy się budowa organizmu, moja »hodowla informacji« miała doprowadzić do tworzenia »zautomatyzowanego samotwórcy naukowych teorii« dzięki temu, żeby niezmienniki środowiskowe (w ich wybiórczo wykrytej informacji) winny się niejako wykrystalizować w »teorię« jak gdyby z pseudogenów złożoną. Tak zatem drzewo ewolucji widziałem jako rozgałęziony wzrost »ksobny«, »egoistyczny«, ponieważ w nim tylko to może przetrwać i to się rozrasta, co dzięki adaptacji do środowiska przeżywa, w mojej »hodowli informacji« natomiast miało być »na od wrót« - bo środowisko winno by informacyjnie skoncentrować swoje niezmienniki w coraz ściślej upakowanej wiedzy - więc w modelu teoretycznym pomysł ten nie wydawał mi się tak szalony, na jaki zdawał się wyglądać. Przecież informacyjna za wartość jednej ludzkiej komórki rozrodczej odpowiada zawartości encyklopedii!

Ponieważ jednak dojrzały organizm zawiera jeszcze więcej informacji, powstaje pytanie, skądże on tę dodatkową informację może pobrać? Otóż pobiera ją w trakcie wzrostu »z samego siebie« (z wzajemnej interakcji organów ciała) i ze środowiska, co przypomina »efekt Munch hausena«, który sam siebie wyciągnął za włosy z bagna. Jest tak, ponieważ embrion nie pobiera byle informacji, lecz absorbuje taką, która przydatna mu jest do dalszego dojrzewania. Więc można by wyobrazić sobie odwrotność takiego przebiegu: jako molekuły, które »odżywiają się« istotną informacją, pobieraną z otoczenia i w ten sposób »bez profesorów uniwersytetu« projektują teorie...

Nieco zbliżone, jakkolwiek o wiele skromniejsze koncepcje były omawiane ostatnimi laty w fachowej literaturze jako tak zwana »nanotechnologia«. Nie ma ona jednak nic wspólnego z teorią czy praktyką poznania, a zatem z budowaniem teorii. Szło o to, aby nanokomputery (w skrócie zwane Nands) sterowały mikromaszynkami, które wnikałyby w celach leczniczych do ludzkiego organizmu. Było to raczej bliskie »bystrom« jako »wirusom ratunkowym«, które opisałem w powieści »Wizja Lokalna«. A. K. Dewdney w roku 1988 pisał w Scientific American: »oczywiście, teraz jest to wszystko marzeniem sennym - teraz. Znajdujemy się obecnie na progu wniknięcia w obszar »nano«".

Koniec tłumaczenia z niemieckiego.

 

3          Ja sam w jakiś czas po ukazaniu się pierwszego wydania "Summa Technologiae" uległem zwątpieniu, czy moja "hodowla informacji" nie jest zwidem, którego urzeczywistnienie będzie po wieki wieków niemożliwością. Jakoś nigdy nie wzbudził ten pomysł żadnego echa, ani krytycznego, ani prześmiewczego, ani pochwalnego: jakbym, zamiast książkę opublikować, wyrzucił jej maszynopis do studni.

Zjawisko przemilczania pomysłów nazbyt przedwczesnych, zbyt odległych od wiedzy zastanej, funkcjonującej w przystosowaniu już przemysłowym, jak cały olbrzymi wszak - przemysł komputerowy z jego niewzruszoną regułą "od większego do mniejszego", czyli "TOP-DOWN", to zjawisko jest właściwe wszystkim epokom i wszystkim nazbyt zuchwałym, zrodzonym samotnie ideom. Pewnie z tego powodu w następnym wydaniu "Summa Technologiae" "hodowlę informacji" sam poddałem surowej krytyce, choćby dlatego, ponieważ było tak, jakby jej nikt ani w kraju, ani za granicą w ogóle nie dostrzegł.

Trzeba powiedzieć, że zarówno od "nanotechnologii", jak i od odwrócenia zasady "TOP-DOWN" w "BOTTOM-UP" jesteśmy wciąż jeszcze daleko, niemniej już się takim odwróceniem - chociażby zaczątkowo - uczeni zajęli. Świadczy o tym obszerny artykuł w NEW SCIENTIST z 19 lutego 1994 r. zatytułowany "Molekuły, które same siebie budują" ("Molecules that build themselves"). Jakoż w podtytule jest powiedziane: "Natura wspiera się na takich złożonych molekułach jak DNA, aby mogły się zmontować". Chemicy pobierają dziś od biologii lekcje, które mogą doprowadzić nas do nowej generacji "microchips".

Tyle jako zapowiedź. Zaś w artykule, którego ani przytoczyć, ani szeroko streszczać tutaj nie zamierzam, ukazana jest przynajmniej zasada, jawnie spokrewniająca się ze wstępem do mojej "hodowli informacji". Przyznam, że się tak rychłego ziszczenia zaczątków pomysłu sprzed trzydziestu kilku lat nie spodziewałem: wypada zasługę przypisać najpierw niesamowitemu wręcz przyspieszeniu poznawczej działalności nauki, która (nie na ostatku) uległa akcełeracji, ponieważ, jak już obliczono, dzisiaj żyje i pracuje więcej uczonych aniżeli w całym czasie minionym do teraźniejszości.

 

4          Cóż więc takiego wykryli chemicy, co może zapowiedzieć "pseudobiologiczne przetwarzanie danych", i tym samym sprowadzić je do poziomu bodaj w Naturze najniższego, bo wszak poniżej atomów i ich związków panuje już domena kwantowa, w której, jak się nam obecnie wydaje, nie będzie można poszukiwać podłoża jeszcze dalszej mikrominiaturyzacji: tam bowiem panuje zasada nieoznaczoności Heisenberga, nie dające się z nukleonów wyosobnić - bez użycia kosmogonicznej energii - zagadkowe kwarki, fale są cząsteczkami, a cząsteczki falami... ale znów głowy nie dałbym obciąć sobie za to, że się tam "data processing". czyli przetwarzanie danych nie zdoła przedostać w nadchodzącym wieku.

 

5          Pierwsze elementy, pierwsze wykryte cegiełki molekularnego budownictwa "z dołu w górę" są, jak to zazwyczaj bywa w początkach, raczej dosyć proste. Prawie jak klocki budowlane LEGO... ale nie ze wszystkim. Na razie poznano dwie klasy molekuł: tak zwane "katenany" i "rotaksany". "Catena" to po łacinie łańcuch, a po angielsku "concatenation" to łańcuchowe połączenie ogniw. Tak też wyglądają związki pierwszej grupy: one są jakby kółkami wzajemnie sprzężonymi. Natomiast "rotaksany" wirują, rotują wokół osi połączenia (nie mechanicznego naturalnie, lecz fizykochemicznego) dwu grup molekularnych: jakby ktoś naciągnął obrączkę na ciężarek zakończony dwiema kulami. Należy tutaj sobie generalnie uprzytomnić, że niesamowicie precyzyjne budownictwo biologiczne zachodzi właściwie zawsze w fazie ciekłej. To już nie jest faza stała znanej "solid state electronics". Faza ciekła, faza roztworów, koloidów, stwarza zupełnie nowe warunki, nie tylko mechanice ciał stałych i elektrodynamice "makro", ale również silikonowej technice nie znane: mówiąc w grubym uproszczeniu, "chips" są jak tabliczki, a my jak dzieci - rysikami grawerujemy obwody i "bramki" na silikonie; tutaj - w fazie ciekłej wszystko to już staje się przeszłością, niby żaglowce i balony w erze odrzutowców.

W USA syntezowano już trójwymiarowe struktury, przypominające pęcherzyki zawarte w komórkach biologicznych. A u Harvarda tworzą molekularne pokrycia powierzchniowe, co daje odpowiedniki dwuwymiarowych kryształów organicznych. Z kolei dopiero dalsze rozbudowywanie rotaksanów pozwala zrozumieć, dlaczego właściwie "matryca dziedziczności", jaką jest spirala nukleotydowa, ma kształt spiralnych "schodów". Jak twierdzą zagorzali entuzjaści fizykochemii, katenany i rotaksany są niejako prekursorami molekularnych przekaźników. Nietrudno już tworzyć takie molekularne "aparaty", które potrafią wyrażać dwójkową, czyli "binarną" logikę, fundament całej digitalnej rewolucji kresu naszego stulecia.

Proszę zwrócić szczególną uwagę na słowo "wyrażać". Wprawdzie jeszcze logika ta, sama, jako izolat, żadnej treści nie zawiera, lecz można z takich elementów - a raczej będzie można - budować układy większe. Co się szybkości przełączeń tyczy, też nie należy ulegać zmartwieniom. Rotaksany wirują około 300 000 razy na sekundę, a ważą około 3000 daltonów. Jako molekularne systemy pamięci, czyli informacyjne "składy", są też odpowiednio znikome, 5 nanometrów przy maksymalnym rozciągnięciu...

 

6          A więc z jednej strony zarysowały się szanse budowy biokomputerów, opartych na molekularnej zasadzie "bottom-up", z drugiej zaś jeszcze może więcej nawet obiecujące budownictwo molekularne, które zdoła wreszcie zapełnić ów tyleż ogromny, co zagadkowy rozziew pomiędzy wszystkimi możliwymi tworami materii martwej a materią ożywioną. W samej rzeczy bowiem do dziś żadnego ciągłego przejścia między nimi nie ma i dlatego w niedawnej jeszcze przeszłości filozofowie postulowali istnienie jakowejś vis vitalis, entelechii, zagadkowych bytów ponadmaterialnych, nie redukowalnych ani do fizyki ani do chemii, owych "embriogenetycznych promieni" Gurwitcha, owych "pól organizacji wzrostów", które miały na poły niedostrzegalnie być czymś, co może tchnąć aktywność nieporównaną z niczym w żywe organizmy i tkanki.

Ten rozziew będzie oczywiście zapełniany stopniowo i powoli, jego zaś ekstrapolacyjnym towarzyszem stanie się "filozofia przyszłości". Ukuć ten termin pomógł mi niemiecki filozof z Essen B. Grafrath, który wykłada pierwiastki jakiejś "lemologii" w oparciu o dyskursywne tytuły moje, takie jak "Go1em XIV", na tamtejszym uniwersytecie, ponieważ wyjawił przekonywająco, że właściwie nie uprawiam "futurologii" takiej, jaka stała się modna ze dwadzieścia parę lat temu, albowiem żadnych konkretnych "wynalazków" nie próbuję przewidywać, a jeśli to, co pisałem, patrzyło na "prognozę", to jedynie w takim sensie, w jakim Bacon przed 400 laty wyraził przeświadczenie, że samojezdne machiny człowieka zejdą w głębiny mórz, będą się poruszały po lądach i opanują powietrze.

Ta "filozofia przyszłości" miałaby stanowić jakby roztrząsania poznawcze, perspektywy ontologiczne oraz osądy etyczno-moralne takich prac Człowieka, jakich nie ma, lecz ku jakim wiedzie już z końcem XX wieku tak zwana niezmożona "składowa faustyczna" ludzkiej natury. Rzecz mianowicie w tym, że tworzymy to, co Naturę naśladuje, chociaż często inaczej niż Natura działa (auto nie jest wszak plagiatem czworonoga ani samolot - orła) oraz to, co kiedyś Naturę prześcignie, z fenomenów Natury wyszedłszy, jak wykatapultowane z procy, i tym samym jeszcze drastyczniej aniżeli dziś objawi się obosieczność ludzkiego "postępu": który jest w awersach Dobrem, a w Rewersach -jednocześnie - zagrażającym nam i sobie Złem. (Dziwnie to przypomina słowa Pisma o "Pożywaniu owoców z Drzewa Wiadomości", słowa szatana "eritis sicut Deus scientes bonum et malum"...).

Jak dotąd, projekcje mojej wyobraźni unosiły się jak gdyby w próżni fantazmatów zamknięte w poszczególne rozdziały książek (jak Summa T.). Teraz poczynają z mgły informacji wyłaniać się pierwsze stopnie schodów, wiodących ku owym zuchwale i przedwcześnie pomyślanych szansom, w których może nawet więcej kryje się zagrożenia naszego gatunku aniżeli tryumfu: ale skoro już wiemy, że "postęp" jest autokatalityczny, że technologia także jako biotechnika stanowi "zmienną niezależną" dziejów cywilizacji -wszystkie próby jej zatrzymania, wyhamowania, będą w niwecz obrócone.

Czas nasz, przejściowy, po upadku imperium sowieckiego, jest bez wątpienia chaosem, w którym czai się niejedno niebezpieczeństwo. Możliwe, że czas ten spowoduje spowolnienie prac poznawczych nauki: wiemy przecież, że uległa ona nieomal strzaskaniu w byłym ZSRR, a mniej wiadomo o głosach przerażenia, dobiegających z naukowych środowisk w USA. Mianowicie, w obliczu zniknięcia największego przeciwnika, Kongres i zwolennicy stanowisk "konserwatywnych" domagają się znacznego okrojenia budżetu federalnego i budżetów stanowych, które w czasie wyścigu zbrojeń (zimnej wojny) maksymalnie finansowały także badania podstawowe. Byłoby to zjawiskiem o posmaku wielkiego zagrożenia. Ani Japonia, ani niektóre z "tygrysów azjatyckich", czyli obszary, w których zimna kalkulacja trwa nadal, nie zdecydują się na podobne redukcje (w sferze "R and D", Research and Development) i wtedy może dojść do przemieszczenia centrów "naukonośnych" z jednych połaci globu na inne kontynenty.

Nauka jednak nie postrada, ponieważ tak czy owak będzie się rozwijała nadał, a z jej historii dowiedzieliśmy się już, że okres pojawiania się zdatnych do szerokofrontowego wdrażania nowych technologii, nowych źróde1 energii, nowych narzędzi i programów działania, poprzedzać musi zawsze okres przygotowawczy, właśnie badań podstawowych, które zdolne są do zaowocowania, sposobem z góry nie dającym się ani dokładnie zaprojektować, ani nawet przewidzieć, w rezultatach korzystnych bądź fatalnych dla ludzkości. Bezrobocie jako skutek wszechautomatyzacji może być plagą XXI wieku, a myśleć o tym należy już teraz. (Norbert Wiener przed półwieczem pisa1 o nim w "HUMAN USE OF HUMAN BEINGS")..

Molekuły pseudobio1ogiczne (ponieważ przy uszkodzeniach samonaprawcze), molekuły zdolne do pomnożeń (replikacji) staną się czymś więcej niż prostym małpowaniem oddzielnych organicznych funkcji, plagiatem ze zjawisk życia. Są zwiastunami przewrotów, być może przewartościowaniami, znacznie przewyższających wpływ rozszczepienia nukleonów na ludzkie bytowanie. Zresztą żaden patos przy rozmyślaniu nad "filozofią przyszłości" nie jest potrzebny.

Najwyżej mógłbym wyrazić żal, że nie w kraju, nie w Polsce przewidywania moje, ubrane po części w kostiumy i pokazane w scenerii Science Fiction, zrozumiane zostały, ocenione i uznane za brzemienne w prawdę - w prawdę przyszłości po prostu. Ale to, co powiada porzekadło "Nemo propheta in patria sua" nie zostało wczoraj wymyślone i w gruncie rzeczy powtarza tylko pewien bardzo stary stereotyp, przeciw któremu brak lekarstwa. Wszak musiałem tutaj tłumaczyć moje teksty z niemieckiego!

Nauka w Polsce znajduje się w fatalnym stanie i nic nie rokuje terapii, która by ten stan zapaści uleczyła. Ale to już jest tematem do następnych roztrząsań: aura polityczna sprzyja na razie naszemu cofaniu się i prawdziwie niebezpiecznym wybuchom sarmatyzacyjnego sobkostwa...

 

7          Ażeby nie zakończyć pesymistyczną uwagą, pozwolę sobie przytoczyć ostatnie słowa, jakimi zamknąłem przed 1aty "Summa Technolgiae": "Z dwudziestu liter aminokwasowych zbudowała Natura język »w stanie czystym«, który wyraża - za nieznacznym przestawieniem sylab nukleotydowych - fagi, wirusy, bakterie, tyranozaury, termity, kolibry, lasy i narody - jeśli ma tylko do dyspozycji czas dostateczny. Język ten akceptuje nie tylko warunki dna oceanów i szczytów górskich, ale kwantowość światła, termodynamikę, elektrochemię, echolokację, hydrostatykę i Bóg wie, co jeszcze, a czego my na razie nie wiemy. Czyni to tylko »praktycznie«, ponieważ sprawiając wszystko, niczego nie rozumie, lecz o i1e sprawniejsza jest ta bezrozumność od naszej mądrości. Doprawdy, warto się nauczyć takiego języka, który stwarza filozofów-gdy nasz - filozofie. "

A w 1980 roku na zaproszenie Polskiej Akademii Nauk napisałem prognozę rozwoju biotechnologii do roku 2060, która utonęła w rzece historii - ponieważ rozpędził ją wybuch naszej "Solidarności", przez co nigdy nie została ta prognoza opublikowana. Pisałem w niej o przejęciu , języka Natury -języka genów - od bioewolucji" i o tym, jak rozumiem hasło "doścignąć i prześcignąć Naturę".

  • Ale to już jest rzecz na inną rozprawę i okazję...
  • Pisałem w lutym 1994

    sssdasdBackUp