Stanisław Lem | ||||
"DUCH Z MASZYNY" |
1 | Już tyle razy zapewniałem, że z obecnie globalizującej się sieci łącznościowej, wraz z jej węzłami-komputerami, nigdy żadna iskra Boża, jako ślad roztropnej, rozumiejącej świadomości nie wyniknie, aż tu przychodzi mi na myśl koncept dostatecznie względem poglądów dnia heretycki, że - tak mi się przynajmniej wydaje - warto się nim zająć. Ale muszę zacząć "od pieca". |
2 | Wgląd w działanie mózgu mamy coraz lepszy, chociaż to wcale nie oznacza, że wystarczająco dobry. Za pomocą "pośredników", jakimi mogą być wprowadzone do krwiobiegu nieszkodliwe izotopy pierwiastków albo dzięki procedurze, zwanej "PET" (chodzi o poszukiwanie miejsc mózgowej aktywności dzięki elementarnym cząstkom, mniejsza tu o szczegóły - o pozytrony - ponieważ uszczegółowienie tych technik "wglądu w mózg" zbyt łatwo może nas odwieść od właściwego tematu DUCHA W MASZYNIE), można obecnie postrzec, co się dzieje, albo dokładniej nieco, jakie miejsca powierzchniowej kory mózgowej oraz jej głębin uaktywniają się przy wykonywaniu przez badanego rozlicznych czynności czy to fizycznych (jak poruszanie kończyną), czy umysłowych (jak liczenie albo gotowość mowy). Najpierw należy zauważyć ogólnie, że każda czynność, wyzwalana i sterowana przez mózg (a innych cielesność nasza zna bardzo niewiele i one zresztą, np. regulacja immunologicznej odporności wobec inwazji ciał chorobotwórczych, też są, w rozmaicie upośredniony sposób, od mózgu - czy raczej od ośrodkowego układu nerwowego wraz z rdzeniem - zależne) dosłownie składana jest ze współpracy rozmaitych korowych i neuronowo-jądrowych pól, przy czem z reguły idzie o kolaborację zawiłą centralnie - nawet przy wykonywaniu czynności najprostszych. Jeżeli na przykład obserwujemy grę w bilard, widzimy tło (wnętrze pokoju czy sali, zielonym suknem pokrytą powierzchnię bilardowego stołu) oraz, powiedzmy, ostatnie dwie kule (bile), z których jedna biała winna drugą czerwoną trącić czy też wtrącić (wedle reguł danej gry) do otworu w narożniku stołu. (Cała tę sytuację postrzegamy jako j e d n o ś ć: wszystko bowiem, co powyżej opisałem, wraz z - powiedzmy - fragmentarycznie postrzeganymi osobami graczy - jawi się nam nierozdzielnie, skoro nie mamy bynajmniej wrażenia, iż obserwacja nasza jest jakąś w mózgu prowadzoną i dynamicznie się wciąż zmieniającą s k ł a d a n k ą). Tymczasem zachodzi wielość prac mózgu jak wykazują ewentualne objawy wypadowe (które np. powodują, że zatraamy zdolność percepcji barw, wskutek czego wszystko nadal, jak powiedziało się uprzednio, widzimy, lecz tylko czarno-biało, niczym na starym filmie). Okazuje się bowiem, że postrzeżeniami barw zawiaduje ośrodek w JEDNEJ półkuli mózgu, że postrzeganie stereoskopowe (w trzech wymiarach) wymaga współpracy, nader zawiłej, ośrodków wzrokowych o r a z okołowzrokowych obu półkul mózgu, że "po drodze" (neuralnej) impulsy, biegnące od siatkówek obu oczu, mkną do ośrodków "bardziej centralnych" poprzez skrzyżowanie "zwrotnicze" (chiasma opticum), dzięki czemu nota bene najprostszy nawet akt widzenia jest składankowy, albowiem z doświadczeń wiemy, że można widzieć (to norma) świadomie i można też dostrzegać n i e mając tej świadomości. Również osobne grupy neuronów zajęte są postrzeganiem r u c h ó w (bil). Wszystko więc nakłada się na siebie i to tak składnie, że bez prowadzenia osobnych eksperymentów nie mielibyśmy o tym, co de facto dzieje się w głowie, najmniejszego pojęcia. Ostatnio zaś udało się stwierdzić, że osoby władające różnymi językami (albo odmianami tego samego języka - to stwierdzono u Japończyków) "posługują się" układami, które nazwałbym chętnie "neuroniskami" (przez analogię z mrowiskami, bo zawsze tysiące neuronów kooperują niczem mrówki), rozmieszczonymi w całkiem różnych okolicach mózgu. Ponadto wiadomo, że strukturą charakteru zawiadują głównie wewnętrzne powierzchnie płatów czołowych tam, gdzie one się ze sobą prawie stykają i że same owe płaty zajęte są "wytwarzaniem" celów i chęci kierowania się ku tym celom. Nawiasem dodam, iż ostatnio wykryto u szympansów, które ani nie potrafią posługiwać się m o w ą, ani nie mogą się jej wyuczyć, w lewej skroniowej połaci kory mózgowej swego rodzaju zgęstki neuronowe tam, gdzie około pięć milionów lat później ukonstytuował się u człowieka motoryczny ośrodek zawiadujący mową - ośrodek B r o c a. Jak i dlaczego to się wtedy stało i czemu niejako na rozwojowej drodze stanęło, nie wiadomo. |
3 | Pozwolę sobie obecnie przytoczyć cytat z mojej "Sumy technologicznej" napisanej w latach 1962-63. Cytuję: "Elektryczną maszynę myślącą można zbudować z poszczególnych bloków, odpowiadających, dajmy na to, mózgowym zwojom. Teraz rozdzielamy te bloki i umieszczamy je na całej Ziemi, tak że jeden jest w Moskwie, drugi w Paryżu, trzeci w Melbourne, czwarty w Jokohamie itd. Oddzielone od siebie są te bloki "psychicznie martwe", a połączone (np. kablami telefonicznymi) stawałyby się jedną, integralną "osobowością", jednym "myślącym homeostatem". Świadomość takiej maszyny nie znajduje się naturalnie ani w Moskwie, ani w Paryżu, ani w Jokohamie, lecz w potencjalnym sensie w każdym z tych miast i w żadnym z nich. Trudno by bowiem powiedzieć o niej, że, jak Wisła, rozciąga się od Tatr do Bałtyku. Zresztą podobny problem ukazuje - choć nie tak jaskrawo - mózg ludzki, ponieważ naczynia krwionośne, białkowe molekuły i tkanki łączne (glejowe) znajdują się wewnątrz mózgu, ale nie wewnątrz świadomości, a znowu nie można powiedzieć, aby świadomość znajdowała się pod samą kopułą (kalotą) czaszki, albo, że jest raczej niżej, nad uszami, po obu stronach głowy. Jest ona "rozsiana" po całym homeostacie, po jego sieci czynnościowej. Nic więcej nie da się w tej materii orzec, jeśli pragniemy połączyć rozsądek z przezornością." Koniec cytatu. Otóż obecnie można jeszcze co nieco dopowiedzieć do tego, co się niegdyś napisało. Świadomość nie jest, jak wolno mniemać, żadną "rzeczą", ponieważ jest procesem, stojącym (tworzonym) przez współpracę innych, NIEświadomych procesów. Nieświadomość nasza, to jest niewiedza, na jakich "podporach współdziałających" i współtworzących osadzona jest nasza świadomość to efekt działania procesu ewolucyjnego (antropogenicznego), który usuwał z władz naszego rozeznania to wszystko w cielesnych czynnościach, co nie służyło efektywnie przeżywaniu (i życiu, naturalnie). Trawimy, chociaż jeśli nieuczeni, nie wiemy, JAK trawimy. Itd. Można by też ewentualnie rzec, że świadomość jest jak wiatr, o którym można pwiedzieć, iż wieje, ale nie ma sensu pytać o to, gdzie jest wiatr, kiedy NIE wieje. Świadomości nie można tedy tak samo włożyć do zlewki jak wiatru. Funkcja (czynność) o właściwej sobie dynamice i złożoności jest procesem, a nie przedmiotem. A kiedy się to rzekło, można wreszcie przejść do właściwej rzeczy. |
4 | Mózg
składa się z około 12 miliardów neuronów, z których
każdy posiada s e t k i połączeń z innymi: tak zatem,
mózgowa "całość" to jest system b i l i o n
ó w złączy neuronowych (zresztą nakierowanych
czynnościowo w różne strony z naczelnym podziałem na
to, co motoryczne i na to, co sensoryczne). Większość
neuronów zajmuje się nie "myśleniem", lecz
procesami cielesnymi. Tak np. kiedy pragniemy wstać z
krzesła, około 200 milisekund wcześniej pojawiają
się w mózgu odpowiednie "dyrektywy", zaś
wstajemy dzięki temu, że naraz zachodzi współpraca
ok. 220 grup mięśniowych ciała. (Wiele jest
substancji, jak np. alkohol, zdolnych koordynację tych
funkcji naruszyć...) Żeby z sieci światowych połączeń komputerowo-serwerowo-browserowych wykrzesać w skali globalnej (kuli ziemskiej) iskrę świadomości, należałoby po pierwsze dysponować materiałem w dostatecznej ilości: jeden miliard komputerów na świecie to jeszcze o wiele za mało! Po wtóre, należałoby poznać szczegółowo, jak w mózgu są ustrukturowane połączenia wewnątrz "neuronowisk", a jak długie szlaki (długie włókna przewodzące impulsy), którymi poszczególne "neuronowiska" ze sobą są połączone. Po trzecie, należałoby mieć jakieś "w świat wycelowane" ekwiwalenty zmysłowych narządów (wzroku, słuchu itd.). I po czwarte byłaby potrzebna, niewiadoma dziś zupełnie, "partytura" tej "symfonii świadomościowej, którą chcemy zagrać". Pierwej musielibyśmy jednak przybliżyć jakościowo oraz ilościowo elementy globalnego układu do tej ich mocy liczbowej, jaką reprezentuje naturalny mózg. Ponadto, i to by mogło okazać się diablo trudne, wszyscy, posiadający komputery, serwery itd., musieliby pójść pod jednolitą komendę owej partytury. Nie popłynie łódź, jeśli każdy wioślarz będzie sobie na własną rękę wiosłował w takim kierunku, jak mu się zechce. Cała tu opowiedziana koncepcja odznacza się nie tylko małym prawdopodobieństwem ziszczenia, ale też zyski, jakie by się MOŻE dało z udanej integracji globalnej zyskać, byłyby na pewno jako jako realnie obliczalne nikłe, jako profit poznawczy za to - ogromne... |
5 | Opowiedziane jest, naturalnie, straszliwym uproszczeniem projektu skonstruowania systemu, wykazującego funkcję świadomości. Najpierw, globalne sieci, przewodzące zasadniczo informację w jednej płaszczyźnie (czy - dokładniej - po jednej powierzchni ziemskiej kuli) należałoby tak przekształcić złączami, ażeby mogły naśladować wielowymiarową stratyfikację mózgu naturalnego. Ponadto trzeba by odpowiednio dobranym "neurowiskom" dostarczyć "informacji rozruchowej", oznaczającej mniej więcej tyle, ile jej zawierają ganglia mózgowe noworodka (gdyż i jego mózg, już w łonie matki rozwinięty, wcale nie jest jakąś białą, pustą kartą, lecz ma wbudowane ośrodki, posiadające g o t o w o ś ć władania mową itd.). Następnie ważna byłaby sprawa z a s t ą p i e n i a ciała z jego sensorialnymi czujnikami, ponieważ również mózg "naturalny", całkowicie odcięty od interceptorów i od efektorów (to się zwie "deprywacją sensoryczno-motoryczną") NIE jest zdolny do działania, zapada bowiem w stan komatycznej bierności. A zatem, "władować" w "neuronowiska" trzeba informację różnego typu (językowej gotowości, wzrokową itd.) i odpowiednio połączyć podukłady lokalne tak, ażeby f u n k c j o n a l n i e całość okazała się homeomorficzna z mózgiem (niekoniecznie zaraz ludzkim - wskazana byłaby raczej pewna skromność konstruktorska - czyli homeomorfizm oznaczałby układ informatycznych połączeń, t y p o w y dla wyższych ssaków - hominoidea, które stanowią nadrodzinę, ogarniającą tak androidy jak hominidy, których dopiero gatunkiem ostatnim miałby być człowiek). Nie chcę dalej mnożyć skądinąd niezbędnych warunków. Gdyby taki eksperyment mógł w ogóle się udać, wcale nie oznaczałby powstania "maszyny", czy raczej zespołu agregatów, zdolnych "porządnie myśleć w sposób świadomy". Korzyść praktyczna byłaby znikoma, na pewno nie większa, aniżeli na przykład wykrycie bakterii na Marsie, czyli życia powstałego (choćby w pierwocinie) niezależnie od ziemskiego. Byłby natomiast wynik takiego doświadczenia całoziemskiego pierwszym krokiem, tak zpowiadającym długi okres ewolucji sztucznych systemów mózgopodobnych czynnościowo, jak pierwszy, rozgrzanym powietrzem ogrzewany balonowy lot Montgolfiera był ongiś wstępnym prekursorem wzbicia się człowieka w powietrze olbrzymimi odrzutowcami. Zresztą droga ku świadomości m o ż e się rozpocząć zapewne w mniej kłopotliwy sposób, ja tylko pragnąłem zasugerowć szansę wykorzystania tego, czemu J U Ż technologia komputerów oraz ich sieciowych złączy mogła by - być może - posłużyć. - |
Pisałem w styczniu 1998
sssdasd![]() ![]() |