Stanisław Lem
"Brain Chips III"

 

1          Wedle moich przekonań, sprawa BRAIN CHIPS stanowi jedną, i do tego podrzędną odnogę działań, które ogarnia następujący schemat:
Podług powyższego schematu, oddziaływania możliwe na mózg ludzki albo go "łudzą", albo nim współsterują, albo go rzeczywiście przekształcają. BRAIN CHIPS mogą wedle takiej taksonomii podlegać nietożsamym sferom oddziaływań, w zależności od ich umiejscowienia oraz charakterystyk działania. Mózg ponadto można w jego WŁASNEJ strukturze przekształcać
albo

A) operacjami dokonywanymi na genomie post conceptionem,
B) na embrionie w toku rozwoju płodowego (wewnątrzmacicznie)
C) na mózgu noworodka i/albo organizmu dorastającego. Oddziaływania typu fantomatyki obwodowej są zasadniczo ODWRACALNE. (Dość odłączyć "fantomatyzator" od zmysłów).

         Oddziaływania fantomatyki centralnej (instrumentalne lub chemicznie na mózg) mogą być także nieodwracalne w skutkach.
         Oddziaływania cyborgizacyjne (cerebromatyka) muszą być zasadniczo nieodwracalne, albowiem tak samo jak naturalna ewolucja odwracane być nie mogą. Zmianom w rosnącym stopniu ulega nie tylko mózg, ale i genom, sterujący TAKŻE jego kształtowaniem. Im wcześniej zachodzi w ontogenezie interwencja, tym większa możliwość reorganizacji dogłębnej mózgu. Dziecko po zniszczeniu lewej półkuli może dojść wysokiego stopnia rehabilitacji: mową posteruje pozostała prawa półkula. U dorosłego przejście, także za pomocą BRAIN CHIPS, ku analogicznej rekompensacji wydaje się bardzo nieprawdopodobne.
         Rzeczy biorąc czysto teoretycznie, nie widać żadnego "zakazu czynnościowego", który by uniemożliwiał mnogą implantację większej ilości CHIPÓW niż jeden. Wstąpienie na tę drogę oznaczałoby już stopniowe zastępowanie mózgu naturalnego elektroniczną (resp. biotechniczną) protezą. Jakkolwiek bodaj o wieki jesteśmy od tej możliwości oddaleni, trudno uznać ją za analog podróżowania z dowolną szybkością nadświetlną lub wyprawy w przeszłość dla uśmiercenia krewnych linii wstępującej (ulubione tematy SF)
         Pozostaje jeszcze parę interesujących zagadnień, jakim poświęcę nieco uwagi.

 

2          W 1990 roku Rowman and Littlefield Publishers Inc. opublikowali pracę Nicholasa Reschera (przełożoną też na niemiecki), pt.: 'Useful Inheritance. Evolutionary Aspects of the Theory of Knowledge". (Tytuł w niemieckiej wersji zdradza z treści więcej "Warum - sind wir nicht klüger?"), tj. Czemu ewolucja nie ukształtowała nas mądrzejszymi?
         Autor twierdzi, że przymieszka głupoty jest korzyścią ewolucyjną, ponieważ zbytnia mądrość nie potrzebuje tak bardzo socjalnych uwarunkowań i powiązań, jak mądrość ograniczona. Uważam stanowisko autora za jednocześnie słuszne i niesłuszne, ponieważ samo pojęcie mądrości, czy też (jak w oryginale) naszego poznawczego potencjału jest bardzo silnie rozmyte i może być nader rozmaicie wykładane. (Inteligencja to nie rozsądek, chytrość to nie rozum, mądrość to nie tylko sprawność w przeżywaniu oraz w aktywnym oddziaływaniu na środowisko życiowe). Więź socjalna była dla powstania języka artykułowanego, z jego semantyką, składnią, idiomatyką KONIECZNA. Lecz jednocześnie szeroki rozrzut ilorazów inteligencji sprzyja przy "dodatnim rezonansie socjalnym" postępom sprawności cywilizacyjnych (aż po samozagrażalność zbiorową wedle francuskiego porzekadła les extremes se touchent). Osobnej wykładni zatrzymania się ewolucji mózgu u człowieka na etapie (w holocenie) homo sapiens sapiens dostarczyć może ponadto narastające statystycznie, w korelacji z wzrostami mózgu, zagrożenie rozpadowe ("nadmiar komplikacji" może powodować określone odchylenia od przeciętnej normy ZARÓWNO DODATNIE, (aż po genialność i wynalazczość), jak UJEMNE (podległe psychiatrii i psychopatologii). Tak więc optimum selekcyjne zachodzi wtedy, gdy grupowo iloraz inteligencji ( IQ ) jest istotnie umiarkowanie wysoki, lecz jednostki z prawego schodzącego ramienia dzwonowej krzywej IQ Gaussa są TAKŻE zbiorowości potrzebne. (Osobniki z lewej gałęzi, schodzącej na podnormalność, zdają się być KOSZTEM statystycznej dystrybucji genomowej i stanowić mogą BALAST ewolucyjnie "do zniesienia" - wedle powstałych grupowo NORM ponad- i pozabiologicznych: znaczy to, że albo się "skały tarpejskiej" używa albo - wedle obyczajowości lokalnie - NIE) Cała ta sprawa, której oczywiście szerzej tu ani referować, ani dyskutować nie mogę, jest o tyle do rzeczy, że warto zadać pytanie, czy drogą instnunentalną-operacyjnego implantowania w mózg BRAIN CHIPS - można się w ogóle spodziewać podwyższenia IQ, a bodajże nawet osobniczej "mądrości".
         (Na ogół inteligencję uważa się za zbiór sprawności TRANSFERU tak uzdolnień nabytych, jak wyuczonych BEZ nadzoru moralno-etycznego, natomiast "mądrość" może i powinna łączyć inteligencję z altruizmem normy nie tylko nawet gatunkowej, ale ponadto sprzyjającej życiu pozaczłowieczemu).

 

3          Skłonny jestem odpowiedzieć na postawione pytanie negatywnie, z pewnym zastrzeżeniem. Mianowicie wewnątrz nadzwyczajnej mnogości osobniczych (ludzkich) zróżnicowań umysłowych można wykrywać frakcję takich osobników, którzy jednocześnie dysponują określonymi uzdolnieniami nadprzeciętnymi ORAZ zahamowaniami natury lękowo-nerwicowej albo ponadto ujawniać typowe syndromy "równoczesnej, a nie współwykonywalnej liczby uzdolnień" (miał to wykrywać w USA Multiple Aptitude Test, ale nie jestem pewny, czy stanowił dobre sito dla należytego odsiewu takich ludzi). Tu też hamulcami mogą być niedostatki napędu, umiejscowione neurologicznie w płatach czołowych. Jest to naturalnie uproszczenie, ponieważ "napęd" mają też aktywni durnie. Na ogół spotyka się ich tam, gdzie mądrość wkroczyć NIE chce ( np. w polityce). Trudno sobie jednak wyobrazić łatwe sprotezowanie mózgu zdolnego "indolenta" nerwicowego lub zbyt nieśmiałego albo depresyjnie hamowanego, likwidując te czynniki przeszkadzające - za pomocą nawet serii brain chips ponieważ już teza o tylko frontalno-czołowej lokalizacji napędów jest wysoce wątpliwa, wręcz nieprawdziwa: napędy, spokrewnione z popędami, mają charakter parametrów wypadkowych działania NIE TYLKO korowych ośrodków. (Oczywiście, banałem i to złośliwym byłoby przypisanie niedostatecznej mądrości samemu autorowi nazwanej pracy).

 

4          Filogenetyczna genealogia człowieka, czyli antropogeneza, zaskakuje niezwykłą długością w czasie "periodu inkubacyjnego" rozumności: w całym przebiegu swoim krzywa antropogenetyczna przypomina krzywą logistyczną Verhulsta-Pearla z bardzo długim początkiem i bardzo gwałtowną eksponencjalnością wzrostów w czasie, zakończoną w holocenie "saturacją", jako ustanowionym już badawczo tożsamym prawie ustatecznieniem średniej sprawności mózgowej dla WSZYSTKICH RAS ziemskich (możliwe są drobne odchylenia dystrybucji inteligencji, zwłaszcza u wyjątkowo długo w izolacji bytujących grup, ale o znacznym osłabieniu przeciętnych IQ nie ma mowy).

 

5          Początek człowiekowatych (hominoidea) odlicza się rozmaicie, można np. od przedmałpy, jako wspólnego przodka małp i człowieka (były dwie odmiany: homo sapiens neanderthalensis i my, homo sapiens sapiens): tym przodkiem wspólnym byłby np. prokonsul. (Są i inne hipotezy, lecz monofiletyczność bodaj już zwyciężyła - ale jak powiada się, prawda rzeczowa zwycięża wtedy, kiedy wymrą jej przeciwnicy). Otóż zastanawia to, że homo erectus, a zwłaszcza homo habilis, w sposób typowo ewolucyjny rozwijał się, czyli z etapu na etap przechodził w czasie dla ewolucji umiarkowanie biegnącej typowym. Natomiast potem człowiek, już biologicznie z nami tożsamy, nadzwyczaj długo ograniczał się do statycznego trwania w protokulturze, oryniackiej czy aszelskiej: za czym nastąpił "skok" w człowieka biologicznie już całkiem współczesnego dopiero 40000 lat temu, a świadectwem "skoku" być mają pierwsze odkryte artefakty, służące pierwocinom Sztuki Zdobniczej i Odtwarzającej, ale można przecież uznawać, że nie każda grupa praludzi zajmowała się (bytując w jaskiniach) malowaniem scen łowieckich i innych na ich skalnych ścianach. Protokulturowe twory mogły być nie w kamieniu i nie w trwałych kostnych elementach ryte czy rzeźbione. Tu w ogóle przejawia się typowa dla nas tendencja do MONOKAUZALIZMU, który działając redukcyjnie, ma nam za jednym zamachem jakieś "wszystko" wyjaśnić. Jak to z człowiekiem bywało i jak to pozostało, antytezą monokauzalizmu staje się rozkład przyczyn na empirycznie doświadczane lub ponadempirycznie powymyślane " stada przyczyn". Widać to tak w historii wiar religijnych (od animizmu, azyli politeizmu "uziemianego" po monoteizm, który znów, jak niektórzy głoszą, wykazuje - w katolicyzmie np. -tendencję quasipoliteistyczną, ale w strukturach hierarchicznych z aniołami, archaniołami, szatanami, ze świętymi itd.) jak w historii nauki, w której powstawały jako mieszańce empirii i inwencji hipotezotwórczej różne "flogistony,' pola biogenetyczne, vis vitalis, promieniowania mitogenetyczne (Gurwitsch)" itp., usuwane na ogół na rzecz zjawisk wieloczynnikowych. Trudno właściwie uznać za całkowicie racjonalne modne dziś w fizyce poszukiwanie GUT, Wielkiej Unifikującej Teorii "wszystkiego". W każdym razie pod względem czysto biologicznym już kilkaset tysięcy lat temu człowiek zdawał się posiadać mózg "gotowy" do wyuczenia się języka, toteż "drzewo lingwogenezy", mające ponad 4000 gałęzi, powstawało zapewne w tym samym mniej więcej czasie. Dlaczego jednak instrumentalizacja kulturopochodna nie dokonała wraz z biologicznym rozwojem skoku, nie wiadomo. Tu zapewne kryją się przyczyny, dla których stanęliśmy w postępach neuralizacji. Nie jest mianowicie możliwe znacznie przewyższające typową średnią ewolucyjną powstawanie gatunkowych a zatem genotypowych RADIACJI. Powstawanie nowej odmiany gatunku, nowej w tym rozumieniu, że już nie zdolnej do płodnego krzyżowania się z poprzednią, wymaga nawet przy maksymalizacji ewolucyjnego tempa zmian okresu dłuższego aniżeli 60, 80, a bodaj i 100000 lat. To, zwłaszcza kiedy zachodzić mają zmiany o rozmiarach, powstałych pomiędzy skrajnymi reprezentantami Naczelnych (Primates), więc też Hominida a Homo sapiens sapiens. Pozorna rozbieżność mych uwag z głównym tematem sympozjum "Akademii III tysiąclecia" bierze się stąd, że pytanie o szanse włączania procesorów w mózg z grubsza przypominają pytanie o "najlepszy plaster na uraz cielesny". W zależności bowiem od postaci urazu nie można lapidarnie nazwać "jedynego panaceum w postaci plasterka". Mózg, będąc systemem zarazem zwartym jako w sobie zamkniętym i stratyfikacyjnie hierarchicznym, jako zespoleniem ewolucyjnych decyzji sprzed setek milionów lat (może i dawniej trzeba sięgać aniżeli aż po theropoda), bywał dotąd u człowieka poddawany zarówno lokalnemu drażnieniu słabym prądem elektrycznym, jak głębokim okaleczeniem przy operacji tumorów oraz przy epilepsji - bodaj najcięższemu zabiegowi kallotomii i okazywał poza uszkodzeniami ośrodków fokalizowanych mocno (centra Broca, Wernicke, kora w fissura calcarina i podobne) nad wyraz wielką plastyczność, która notabene jest jednym z dobitnych wyróżników nawet względnie prymitywnych (jak perceptron) sieci neuronowych! Niemniej, względy, o których się rozpisałem, wymagają w kolejności chronologicznej postępowania prowadzącego od doświadczeń na wyższych ssakach (małpach, szczególnie transgenicznych) poprzez próby wprowadzania w mózg w określonych miejscach takich sekwencji impulsów, jakie z tychże miejsc uprzednio przy innych stanach mózgowych zostały pobrane, czyli utrwalane zapisem co najmniej elektrycznym, a dalej przez rozwój sieci neuronowych, umożliwiających już niejakie porównania z poszczególnymi sprawnościami mózgowia, aż po pierwsze próbne podłączenia procesorów, zabezpieczających jakoś (sprzężeniami zwrotnymi?) mózg od nieodwracalnych uszkodzeń. Notabene uszkodzenia mogą mieć najrozmaitszy charakter, np. mogą stwarzać "fałszywą pamięć zajść, co nie zaszły", a nawet mogą przyczyniać się do występujących (też bezingerencyjnie) osobowościowych, rozszczepiennych syndromów (którym i spirytyści zawdzięczali wiele "tajemniczych" objawów, np. z zakresu tak zwanego - Zungenreden, zespołu Wilsona, równoczesnego prowadzenia rozmowy i pisania nie związanego z nią tekstu przez tę samą osobę "medium" etc. (Nie są to urazy bezistotne, tym bardziej więc należy się pracom nad brain chips powściągliwość, że na pytanie, ,&127jakie digitalne procesory lub ich wiązki nadają się już na brain chip", odpowiedź brzmi, "ŻADNE z istniejących". Podobnie brzmi też odpowiedź na pytanie, "czy wielowarstwowe autoasocjacyjne, zdolne do uczenia się" neuronowe sieci na brain chips się nadają. Żadne aktualnie - i dogodnych prób droga wiedzie daleka. Ta droga stoi jednak otworem. Na zakończenie kilka spostrzeżeń, które dla eksperta będą raczej banałami:

I. Pamięć jest holograficznie "rozsiana" po mózgu i próby jej ostrzejszego lokalizowania poza węchomózgowiem zawiodły, podobnie jak swego czasu burzliwie modne nadzieje na "ładowanie mózgu wiedzą" dzięki spożywaniu określonych substancji ("zjedz profesora, to zostaniesz profesorem").

II. Prospektywna potencja rozumowa mózgu jest w zamkniętym, ale dość szerokim zakresie predeterminowana dziedzicznie; ulega od urodzenia poszerzaniu przez kontakty z innymi ludźmi, których nieobecność powoduje zamieranie potencjalnych tylko (jak językowa np.) sprawności. Podobnie, jak selekcją hodowlaną można dotrzeć do wywiedzionych z danego gatunku homozygotów, tak i z mózgów danej grupy osobników o silnie zbliżonej budowie mózgu można wywieść optymalnie wykształconych i rozumnych; frakcja graniczna jednak ruszyć się z miejsca żadnymi BRAIN CHIPS - w moim mniemaniu - nie da;

III. Rozmaitym odmianom pamięci, także, a może zwłaszcza asocjacyjnej, jako "przechowywacze" i jako systemy bodźcotwórcze mogą się one okazać przydatne. Czy mogłyby udrożnić "zatarte szlaki" wspominania, jako selektory i amplifikatory - information retrieval - powiedzieć nie potrafię;

IV. W lecznictwie neurologicznym mogą brain chips odegrać poważną rolę, w psychiatrycznym raczej mniejszą; trudno też uznać, by ludzie z frakcji normalnych uśrednień gotowi byli poddawać się wszczepianiu procesorowych implantów.

V. Co się tyczy zaś samych procesorów jako brain chips, myślę, że powstanie bardzo wiele ich odmian; podzielonych na dwa zasadniczo różne zbiory: na taki, który będzie zasilany przez mózg, jakiemu "służy", oraz przez opatrzone zasilającym źródłem zewnętrznym: Możliwe też jest powstanie interfaces, jako przekaźnikowo-przetwornikowych ogniw, które będą dostarczały pobranej z mózgu mniej lub bardziej nielokalnie informacji proceduralnej osobnym zespołom maszynowym (także komputerom). Stąd wiedzie już droga do POMIJANIA ciała jako zespołu efektorów wprost do urządzeń sterujących maszynami, innymi komputerami, innymi mózgami, wreszcie innymi ciałami i "pseudociałami": dzięki tej rewolucyjnej ewolucji znajdziemy się wreszcie tam, gdzie i głupstwo, i występek mogą królować: w Science Fiction.

 

  BRAIN CHIPS IV: ADDENDUM

         Niejako margines zagadnienia stanowić może zastosowanie sensorów i/albo procesorów lub neuroczytników jako narzędzi MONITOROWANIA już to funkcji tylko samego mózgu, już to całego organizmu (ALE POPRZEZ MÓZG). Monitorowanie organizmu, w jego podstawowych funkcjach, może zostać tak ograniczone legislacyjnie, by orientacja pobierana z monitora NIE mogła naruszać sfery intymnej prywatności monitorowane-` go. To znaczy, że nie tylko z kory ile z pnia mózgu, ze-. śródmózgowia, systemu limbicznego, z wzgórza (thalamus) i podwzgórza sensory pobierałyby, np. igłowo albo metodą (nie istniejącą na razie) doglejowego podłączenia, informację o potokach neuroimpulsów, z kolei przekładanych (w sensie translacji) na aferentne i eferentne bodźce, jakimi mózgowie steruje ustrojem bezpośrednio lub w upośrednieniu przez system autonomiczny (można też naturalnie odbierać informację wprost od plexus solaris, od pewnych części rdzenia etc.). Kody, jakimi mózgowie się posługuje, są jednak nie tylko umieszczane na nośnikach jonowo-elektrycznych, ale zarazem pracują analogowo przez wpływy hormonowe. Ogólniej mówiąc, znaczne ilości parametrów oraz zmiennych zależnych od stanów podukładów (organów) ciała (np. samo tylko monitorowanie składu, pH, KRWI] wymagałyby zapewne prowadzenia w sposób ciągły (jak na klinice) dzięki aparaturze także nadawczej (aby monitorowany nie był przykuty żadnymi przewodami do monitora, prezentującego wyniki już przełożone na kod, ekspertowym programom nadzoru niezbędny dla czuwania nad stanem organizmu czy tylko mózgu).
         (Można wtedy np. prognozować zbliżający się atak epileptyczny). O tym wszystkim jedynie wspominam, ponieważ szersze potraktowanie rzeczy obecną strategię medycyny, interwencyjno-losową, zamieniłoby na kontynuowaną bezustannie i zdalnie. Byłby to więc już nie przełom dotyczący brain chips, ale metoda komputerowegomedycznego zastosowania zdalnej OPIEKI LEKARSKIEJ nad populacją (czy bardziej prawdopodobnie nad jej cząstką nie hospitalizowaną). Można by w razie potrzeby hospitalizować przy odbiorze diagnostycznie ważkich sygnałów. To wykracza mi jednak za temat. Nie chciałbym też zajmować się komparatystyką naszego tematu, brain chips, z wizją, widoczną w NEW BRAVE WORLD A. Huxleya (czy innych literatów).

Wrzesień 94

sssdasdBackUp