Stanisław Lem | ||||
"Gry w Internecie" |
1 | Gry w Internecie stały się od dość dawna modne. Taka gra sprowadza się w zasadzie do wyboru jednego z wielu istniejących już prototypowych schematów ramowych; gracze, których może być wielu (ale nie nazbyt wielu), mogą sobie wybierać albo zmyślać "charaktery", wkraczające w fabułę, która się toczy na ekranach ich poszczególnych monitorów. Sama sieę (Internet) jest po prostu systemem łączności "wszystkich graczy ze wszystkimi", lecz ponadto mogą brać w grze udział "istoty", "stworzenia", za którymi żaden gracz jako człowiek (poruszający swoim "alter ego" w sieci) NIE stoi, ponieważ mogą to być również wyłącznie w sieci aktywne podprogramy, symulujące coś albo kogoś. |
2 | Internetowo-komputerowe gry tego rodzaju zasadniczo odbywają się w języku maszynowym, wybranym dla ujednolicenia powstających sytuacji i porozumie". Prawdę powiedziawszy, prototypami gier są najoczywiściej - sądząc zgodnie z ich fabułami - schematy brane z Fantasy, czyli z obszaru Science Fiction, a bodaj i po prostu z bajek. Psychosocjologiczna analiza wykazuje, że jedną z dominant patronujących tym grom jest, a przynajmniej wydaje się, ESKAPIZM ze zwyczajnej rzeczywistości. W postać odgrywaną przez siebie gracz może się bardzo mocno angażować. Ponieważ zaś graczy jest wielu i ponieważ w granicach schematu danej "partii-gry" każdy zachowuje się tak, jak sobie będzie życzyć, innym graczom może nie tylko psikus płatać, ale sprawiać spore przykrości, za które niepodobna odpowiadać (w sensie odpowiedzialności za "naruszenie dóbr osobistych"), ponieważ cokolwiek zachodzi, zachodzi nie "naprawdę". Jest to jakby wyższy - dzięki technologicznemu podniesieniu - derywat z gier po prostu dziecięcych, w których przyjmuje się dowolne ROLE i tym ROLOM (przynajmniej po trosze) trzeba się podporządkować. Potrzeba zachowa" eskapistycznych jest też dobrze znana rozmaitym "fanom" S-F, wymieniających listy z ocenami czytanych a nawet uwielbianych tekstów. Rankingi "graczy" tj. ich reprezentantów komputerowo-internetowych są różne, często zaczyna się gdzieś "w dole" aby się "wznosić" w karierze, walcząc ze smokami (nie wiem skąd ta nagminność POTRZEBY smoków), natrafiając jednorożce, wiedźmy, czarowników, strzygi, aby znaleźć się na "wysokim" poziomie książniczek czy książąt, z którymi można wziąć ślub, a nad tym wszystkim czuwają "magowie". Z mojego stanowiska zawodowca fantazji wszystko to razem przedstawia się niewymownie naiwnie, prymitywnie i last but not least w ponurym braku prawdziwie rozbujałej imaginacji: lecz powiedziane jest tylko wstępem do tego, co przyjść może w przyszłości. |
3 | Gry są namiastkami nawpół skondensowanych, nawpół ukonkretnionych rojeń czy marzeń; oczywiście jasne jest, że gracze obdarzeni wybitną inteligencją, szukający dla siebie celów wyższych nad typowe cele ogółu istniejących gier (oprócz zdobycia księżniczki, wreszcie może iść o nieśmiertelność uzyskaną np. po dotarciu do źródła "wody życia" itp.), mogą toczyć wojny, zwierać się w koalicje - jednym słowem imitować już nie bajki, lecz gry strategiczno-polityczne, ale wszystko to zajść może nadal w maszynowym języku, jakim się komputery posługują, powodowane przez ludzi, jakkolwiek na ekranach można też pokazywać zarysy zamków, labiryntów, tajemniczych "ekranów siłowych" itd. Ale w każdym przypadku od gry można odstąpić i nie może być nawet mowy o tym, aby gracz o ile tylko pozostaje takim samym normalnym psychicznie człowiekiem, jaki do gry przystąpił, nie mógł w każdej chwili rozgrywkę opuścił, tj. porzucił. A że na taką decyzję nie każdego stać, to już jest właściwością, czy też wręcz przywarą ludzkiej natury, dobrze znaną graczom "tradycyjnie zwyczajnym": na ogół bowiem każdy usiłuje trwać w grze, w którą dobrowolnie przecież wkroczyć, czy będzie to gra w kości, czy w karty, czy wyścigi konne, ponieważ nie jest tak prosto, jak wielu sądzi, że JEDYNYM powodem (motywacją) toczenia gry jest NADZIEJA WYGRANEJ w postaci pieniędzy. |
4 | "Alter ego" internetowe gracza może być jednak również jego "przebraniem", jego "maską". Gracz w Internecie nie musi się przecież przedstawiać innym współuczestnikom fabularnej historii jako pewien autentyczny człowiek; dziewczyna może wstępować równie dobrze jako mężczyzna, jak też jako wieloryb, czy smok, byle taki, co się posługuję mową ludzką albo jej "przekładem komputerowym". Tego rodzaju udania i przebierania, rozczłonkowania nawet jednej postaci na wiele różnych są najzupełniej możliwe: mnie jednak fascynowało, kiedym o "fantomatyce" wiele dziesiątków lat temu pisał, coś zupełnie odmiennego. Mianowicie cofając się niejako dla obejrzenia całego istniejącego i przyszłego pola "gier", trzeba najogólniej rzec, co następuje. Droga kolejnych odkryć i wynalazków ludzkości zaczynała się zawsze od tego, co najprostsze, ażeby zrazu powoli, a później z narastającym przyspieszeniem zmierzał ku wyżynom ciągłej komplikacji, nieustającego przyboru złożoności. Co więcej i co dodać należy, ten ruch od prostoty ku zawiłości nie był, i nie jest, wynikiem postanowień indywidualnych albo kolektywnych, lecz to po prostu efekt danej nam niekwestionowalnie Natury świata. Taki właśnie zastali już praludzie w eolicie i sięgnęli dlatego po kamienie, nadające się na "protonarzędzia", jak pięściaki, i setki tysięcy lat paleolitu musiały upłynąć, zanim się ich późni potomkowie wspięli na poziom neolitu, aż wreszcie my się już wdarliśmy na wysokość, z której otaczający Kosmos, nie tylko jako Kosmos, ujrzeć można ale, i nakłuć go pierwszymi astronautycznymi wypadami. To samo dotyczy wszystkich bez wyjątku osiągnięć człowieka od tratwy i galery po pancerniki i atomowe łodzie podwodne, od medycyny jako "magicznego folkloru" po współczesny wstęp do medycyny i do inżynierii genetycznej. Złożoność nie jest nigdy celem naszych wysiłków odkrywczych czy wynalazczych. Pokonywanie jej jest c e n ą, którą płacimy i płacić za "postęp" musimy, ponieważ sam świat jest tak właśnie utworzony i takim nam dany. Toteż w zakresie informatycznym pokazało się, że droga od liczydła do komputera "bezmyślnego" i do jego kolejnych generacji coraz szybszych jest stosunkowo łatwa, a przynajmniej łatwiejsza do przebycia aniżeli ten cel, jaki pierwszym "ojcom cybernetyki" przyświecał: "sztuczna inteligencja", czyli prawdziwie rozumny alter ego człowieka, inkorporowany w martwą maszynerię. Jednakowoż "pracybernetycy" lat pięćdziesiątych XX wieku nie zdawali sobie sprawy z tak elementarnie prymitywnej rzeczy, że jak się ma powóz jednokonny, to najprostszym sposobem powiększenia siły napędowej nie będzie OD RAZU przesiadanie się do samochodu, lecz po prostu doprzęgnięcie drugiego konia, a potem pary następnych. Coś podobnego stało się nam zatem z komputerami: wszak łatwiej łączyć ze sobą "bezrozumne" komputery, chociażby ich były miliony, aniżeli zażegnąć w super-ultrakomputerzysku ROZUM. A przecież po to, aby z wielkim sukcesem NADMIAROWYM podłączyć chociażby zmysły JEDNEGO człowieka do sztucznego świata (czyli go "sfantomatyzował" po mojemu) tak, by człowiek ów nie był w stanie odróżnić nadawanej przez komputer syntetycznej realności od rzeczywistości jego normalnej jawy, potrzebna jest inteligencja, bo przecież w tym wirtualnym świecie ów człowiek będzie nie tyle King Kongów czy gryfów poszukiwał, ile po prostu INNYCH LUDZI. Otóż o tym, ażeby choć jednego jako tako (w myśl "testu Turinga") rozumnego a zarazem przez komputer wykreowanego człowieka był spotkać w stanie, nawet mowy nie ma. Po prostu nie istnieje, ani dorównująca nam "atrapa rozumności" komputerowej, ani a fortiori taka, co by zdołała wielkość rozmaitych quasiinteligentnych istot utworzył i otoczenie fikcyjne sfantomatyzowanego nimi zaludnić. A ponieważ jest tak zawsze, że używa się, że wykorzystuje się to, CO JUŻ JEST dyspozycyjne, Internet, jako doskonała sieć łączności komputerów bardzo niedoskonale zdolnych do aktywności samoistnie sensownej, zostaje zaprzęgnięty i do "prac bankowo-przemysłowych" i do GIER, które ludzie lubią prowadzić z ludźmi. |
5 | Fatalnie wszakże mylą się ci,
którzy z lektury mojego tomu "Tajemnica chińskiego
pokoju" (wydanie "Universitas", Kraków
1966) wyciągnęli wniosek, że w stanowiącym pewnik
przekonaniu moim NIGDY żadna "sztuczna
inteligencja" nie powstanie. Prezentowałem jedynie
powody, dla których taka synteza OBECNIE i w
najbliższym czasie możliwa nie jest. Natomiast o
przyszłości "rozumnej inteligencji" pisałem
niejednokrotnie, i nie każdy (włącznie z filozofami
nauki, ale nie w kraju) kto przeczytał mego "Golema
XIV" uznał, że mam sprawę za czysty płód
nierealizowalnej fantazji. Niechętnie podpieram się
cytatami autorytetów, ale niech mi będzie wolno, na
prawach wyjątku, zauważyć, że w udzielonym ostatnio
tygodnikowi Der Spiegel wywiadzie (w związku z rzekomymi
śladami życia w Marsjańskim meteorycie) Manfred Eigen
powiedział, iż w nauce nie wolno nigdy mówić o
nieusuwalnej niemożliwości. Jasne jest, że gdyby sto
lat temu głosił niemożliwość lotów kosmicznych w
czasie, kiedy loty powietrzne były jeszcze w zalążku,
niczego bym nie chciał orzekać o schyłku XX wieku.
Mogę tylko zauważyć, że zagrożenia
indywiduowo-psychiczne oraz społeczne, jakie mogłyby
wynikać z rozpowszechnienia fantomatyzacyjnych technik w
książce "SUMMA TECHNOLOGIAE", zaledwie n a p
o c z ą ł e m. Nie chciałem przede wszystkim na
własną rękę wybiegać zbyt daleko w przyszłość, w
taki czas, w którym poszczególnie ukonstytuowane
programami (software) światy jednostek będą mogły
się ł ą c z y ć i przez to powstanie fikcyjny,
ogromny iluzyjnością przestwór, w nim zaś poczną
się kłębić takie poczwary, haremy, potwory, takie
orgie i satanizmy, jakie ludziom całkowicie uwolnionym
spod ciśnienia społecznego tradycji, wiary, praw,
więzów rodzinnych, obyczajności, będą szczególnie
smakowały, zaś jeżeli wogóle tykałem TAKIEJ
problematyki, to z rozmysłu w uniewinniających
przebraniach (jak, dajmy na to w "Bajce o trzech
maszynach króla Genialona" w tomie
"Cyberiada"). Nie chciałem się wdawać w przyszłe grzeszne rozwiązłości rodu ludzkiego tym bardziej, że nadmiary rozwiązłości panują nam już obecnie i namnażanie ich w domenach literatury zwanej "piękną" uznałem po prostu za niesmacznie obrzydłe. Więc, wracając do rzeczy, powiadam, że gry Internetowe są jeszcze NA RAZIE na etapie niewinności, mimo znanych nam już informacji o rozmaitych bardzo drastycznych przykrościach, które graczy obojga płci m o g ą w tych grach spotkać. Generalnie jednak biorąc, JEST to niewinne, mało (chociaż nie aż wcale) szkodliwe, a przecież, a jednak na niektórych uniwersytetach padają JUŻ zakazy uczestnictwa jeżeli nie we wszystkich grach, to przynajmniej w niektórych. Należy może w tym miejscu dodać jeszcze "uświadamiająco", że JEŻELI stanie się możliwie uczynienie zwierzchnim zawiadowcą i dyrygentem l o s ó w w państwach fantomatycznej iluzji maszynowego ROZUMU (jakiegoś "Golema" dajmy na to), to będzie TYM SAMYM JUŻ możliwe jednoczesne KREOWANIE przez owego "Kreatora z Maszyny" (Deus ex machina) najzupełnie dowolnych tworów i stworzeń, ŻADNYCH odpowiedników w rzeczywistym świecie nie mających, a przez to ZARAZEM będzie tak, iż człowiek dzięki podłączeniu do fantomatyzatora wkraczający w jego świat wykreowany, nie będzie w stanie żadnym sposobem odróżnić takich tworów, takich istnień, takich stworzeń, za którymi czuwa (czai się) inny CZŁOWIEK od takich, które zjawiają się na skutek stwórczej aktywności samej MACHINY. To już nam zaczyna, nieprawdaż, po trosze pachnieć siarką pieklielną, ponieważ od graczy jako ludzi możemy przynajmniej potrosze oczekiwać niejakiej syntonii, pomiarkowania, ale przecież nie od MACHINY dalibóg... |
6 | Całe szczęście, żeśmy jeszcze tak daleko nie zaszli. Tutaj podam nie jedną na pewno, ale jedną z wielu przyczynę, dla której inwestycje w INTERNET i jemu podobne sieci komputerowe są nieporównanie większe i bardziej powszechne, aniżeli w prace nad stworzenie ARTIFICIAL INTELLIGENCE. Motywacja różnicy inwestycyjnej jest trywialnie oczywista: KAPITAŁ - i słusznie - po sieciach obiecywał i nadal obiecuje sobie wiele, natomiast syntetyczny ROZUM to właściwie dar jakoś, ani szczególnie oczekiwany, ani namiętnie upraszczany. Jak powiada filozof, "dyskusywny Rozum od diabła pochodzi". Ni wiem, czy KAPITAŁ (zwłaszcza WIELKI) z usuweronnionego Rozumu Sztucznego mógłby mieć jakieś korzyści (przekładalne na ZYSKI, rzecz jasna). W opowieści "Golem XIV" motywację budowy superkomputera dawał mi globalny konflikt zimnowojenny Wschód-Zachód: "Golem miał jakoby powstać po to, by Stany Zjednoczone dysponowały "Superstrategiem". Wraz z upadkiem Sowietów motywacja ta zgasła i obecnie środki, przeznaczane na Artificial Intelligence, znów okazały się bardzo skromne: PONIEWAŻ tak naprawdę NIKT z Możnych tego świata Rozumu sobie nie życzy Zbyt Mądrego, a zwłaszcza już politycy, którzy będą się zawsze potajemnie lub i jawnie obawiać, że im taki Rozum "uwiedzie" elektoraty w demokratycznie rządzonych państwach, zaś w niedemokratycznych może bądź to dyktatury rozsadzać dzięki przemyślności swojej, bądź też rozkruszać fundamentalizmy religijne: taki ROZUM może przecież okazać się okropnym ateuszem, i to do tyla perfidnym, że zachce pozycję Pana Boga zająć (a raczej przejąć), To, com ostatnimi frazami powiedział, stanowi już, rozumie się, supozycję, za którą nie zamierzałbym nadstawiać karku. Natomiast pragnę w zbliżającym się już zakończeniu tych zrazu dość niewinnych uwag o GRACH W INTERNECIE poszerzyć silnie pole widzenia (czy raczej postrzegania) naszej epistemy takim oto generalizującym orzeczeniem. |
7 | Przyspieszenie poznawczo-wynalazcze, sekundujące dziejom ludzkości na przestrzeni ostatnich 18 - 20 000 lat, jest faktem bezspornym. My jednak w szkole powszechnej, w szkołach średnich, właściwie wszędzie byliśmy pouczani o przebiegu dziejów w zupełnie innym porządku (dość zajrzeć do byle podręcznika Historii Powszechnej, ażeby się o tym przekonać). Marks coś tam o znaczeniu przemian klasowych, powodowanych zmianą narzędzi wytwórczych mówił, ale zjechał szybko w soja utopię, która okazała się bardzo mordercza. Faktem następnym jest taki, że wszystko w biegu dziejów jako wytwór wynalazczy (instrumentalny) i jako odkrywczy (praw natury) komplikuje się coraz bardziej i z coraz większym przyspieszeniem. Przypuszczam, że ta "komplikatoryka" samą siebie napędzająca (nie bez dodatkowego wzmocnienia przez rosnącą ilość ludzi, a zatem i uczonych) jest istotną pobudką tendencji unifikacyjnych, zwłaszcza fizyce przyświecających pod postacią NADZIEI NA "GUT" - GRAND UNIFIED THEORY. Albowiem specjalizacyjnych rozdrzewień i rozgałęzień mamy JUŻ w poznaniu (w nauce) aż nadto. |
8 | Wszelako hasło "Mierz siły na zamiary, nie zamiar podług sił", uniwersalnej skuteczności nie gwarantuje. Na razie nie widać nigdzie wyraźnych objawów zcalania się efektów poznawczych nauk poszczególnych: jedyne, Co porządnie widać, stanowi UCIECZKĘ od nauk, nawet tam, gdzie się ich pilnie naucza i gdzie się je studiuje. W samej rzeczy tendencje eskapistyczne ze świata jaki jest nam dany dziś realnie, można aż nazbyt łatwo zrozumieć. Cokolwiek dzieje się w grach Internetowych, nie bywa z reguły rozszarpywane niespodziewanymi wybuchami bomb terrorystycznych: nie wiem, czy istnieją gry, OPARTE na "regule katastrofy i nieszczęścia", ale jeśli są już gry, oparte na różnych orgiastycznych "wyczynach", to i do tych pierwszych niedaleko. Zdaje mi się zresztą, że niechęć do Internetowych gier prześwituje z niniejszego eseju i że potrafiłbym ją, gdyby zachodziła taka aż konieczna potrzeba, dokładniej wyartykułować. Przede wszystkim tak, że realne życie jest dostatecznie bogate w zjawiska i zajścia, więc uciekać do jakiegoś bajecznego "Nigdzie" po prostu nie warto. Po wtóre dlatego, ponieważ żadne postaci ucieczek cnotami nie są i z reguły kończą się przebudzeniami w niesympatycznej rzeczywistości. I wreszcie zapewne przez to, że bez pomocy Internetowych Gier, komputerów, partnerów, potrafiłbym w pojedynkę "wmyślić siebie" w taką rozmaitą ilość światów, jaka zdawała mi się potrzebna. Przecieąż na tym właśnie polega pisanie utworów, zawierających fikcje literackie. Gry Internetowe są ich cieniami: można zresztą ich zupełnie oryginalne namiastki pozyskiwać dla siebie, po prostu ś n i ą c. Jeden szkopuł co prawda staje na tej drodze: oto nie umiemy (na ogół chyba) śnił o tym, o czym byśmy śnić CHCIELI i to już jest bodajże jedyna wyższość gier sieciowych nad snem. Natomiast sny, nieodróżnialne od jawy, sny podległe fantomatyzacyjnym programom, sny wspaniałe, groźne, niesamowite, wyzbyte sztafałe "księżniczek i rycerzy", czyli aktualnej taniochy, pojawią się prędzej czy później, ponieważ jak już iks razy powtarzałem, "technologia jest NIEZALEŻNĄ ZMIENNĄ naszej cywilizacji: jej rozpędzonych wehikułów NIC prócz globalnej zagłady nie powstrzymań. Jej ruch NIE zależy w istocie od naszych intencji i nadziei ani od naszych wysiłków. Ten ruch jest zakorzeniony w samej naturze świata, to zaś, że z dojrzewających owoców Technologicznego Drzewa najchętniej i najbardziej skwapliwie wyciskamy jady dla samych siebie i dla innych ludzi, nie jest już "winą" świata. Ani na jawie, ani w grach ludzie samych siebie ubezwinnić nie zdołają. - |
Pisałem w sierpniu 1996
sssdasd![]() ![]() |