Stanisław Lemfrom ODRA
"Rozważania sylwiczne LIX"

 

1          Posądzenie mnie o to, żem choć w obrębie "próby reprezentatywnej" "rozgryzł" poezję Leśmiana, jest, rozumie się, nieporozumieniem z naiwności. Co się "Piły" tyczy, to te w wierszu o niej zaprezentowane "nekrofilskie zabawy" tylko mnie rażą, z przyczyn, jakie wyłuszczyłem. Najwyżej można mnie spytać, jakim prawem "Piłę" odrzucam. Otóż takim, że przeżycia dawane wierszem (tekstem) są niewymienne: muszą pozostać MOJE, a jeżeli inni czytelnicy, innego wieku ery pochodzenia inaczej "Piłę" odbiorą, to już nie moja rzecz. Jako dyssektor wiersza nie czuję się bowiem niczyim rzecznikiem. Tyle o "Pile". Ale u Leśmiana można wszak znaleźć wiersze "gorsze", nie w sensie ich poetyckiego waloru, lecz ich treści aż po bogoburczą. Bóg Leśmiana albo bezczynem i bezsłowiem ukazuje swoją nieobecność, albo nieomal "w te pędy" oddala się, jak w "Panu Błyszczyńskim", ujawniając dla kłopotów Pana Błyszezyńskiego całkowite lekceważenie, chciałoby się rzec: aż niegrzeczne, chociaż o savoir vivre można się z teogonii nie najmilszych rzeczy dowiedzieć. Poza tym "naprawdę" zdaje się Leśmianowskim bohaterom czy bohaterkom świtać zaświat jako próżnia niewirtualnie wypełniona czymkolwiek. JADWIGA z wiersza o jej romansie z "czerwiem", "zwilgotniałym pyskiem czynnym ", kończy się już po skonsumowaniu "miłosnym" kobiety przez tego "czerwia" (uwaga: leksykalna forma "powiększa" go, ponieważ widać nie chciał poeta wprowadzić do wiersza bardziej "prawdopodobnej" gromady robactwa) wersami o zaświecie ("A tam nicość, rozścierwiona od padołów aż do wyżyn/ I tańcował i śmiał się biały szkielet Jadwiżyn"). Tu już mamy do czynienia z tańcem szkieletów (Totentanz), co prawda w wykonaniu solo. Ów stosunek do Boga spowodował uprzednie moje zacytowanie tej oktawy z Beniowskiego, w której wieszcz "pada na twarz" przed Bogiem Starego Testamentu. W ogóle "behawiorystyczna idiografia" stosunków naszych Największych Duchów z Bogiem i Jego akolitami ujawniłaby rzeczy nie najprzyjemniejsze dla gorliwie wierzących ("Polsko, twa zguba w Rzymie"), no i na wstępie tych uwag cytowany "mały" wiersz Mickiewicza, a mówiąc ściślej - jego urywek). Leśmian jest o półtora niemal wieku późniejszy, ale nie ma rady: on TEŻ wadzi się z Bożym zaświatem i z Bożą obojętnością, której niedostrzegania udawać nie pozwala mi reguła, jakiej się zawsze trzymałem: dyplomacja, maniery i tym podobne wybiegi, jakkolwiek by się mijały z prawdą rzeczy, wobec literatury nie są nigdy dopuszczalne.

 

2          W odniesieniu do Boga widoczna jest niekonsekwencja, a przynajmniej niekoherencja postawy Leśmiana. Ponieważ zasadniczo wprowadza Boga w "akcję" licznych wierszy, zdaje się, że aby uzyskać "Boże saldo", trzeba zastosować podejście statystyczne (chociaż dobrze wiem, iż brzmi to dosyć głupio). Pan Bóg często jest obecny, lecz stosuje uniki, jak gdyby nie pragnął wziąć odpowiedzialności za to, co się dzieje. I tak zarówno w "Panu Błyszczyńskim" nie ulega ani trochę błaganiom bohatera ("bądź miłościw niebytowi, WIEM ŻE BĘDZIESZ") - tymczasem "Ale Boga już nie było", ponieważ oddalił się "powietrzami, wstrząsanymi powietrzami". Zarówno Urszula Kochanowska, jak Don Kichot, "potrzebują" Bożego znaku, albo tylko zapowiedzi takiego znaku, żeby go odtrącić (Urszula przełożyłaby przybycie rodziców nad zjawienie się Boga, a Don Kichot odtrąca jego przybliżenie w sposób niesymboliczny). Bardzo piękny przez budowę i zwartość wiersz "W przeddzień swego zmartwychwstania, w przeddzień żywota" zdaje się tutaj wyjątkiem z mniej nabożnej reguły, lecz konsekwencja logiczna i empiryczna jest ostatnią rzeczą, jakiej można i wolno się po poecie spodziewać. Poza "Bożymi unikami" zastanawiająca jest nie tylko Boża bierność (wędrówka "alejami, alejami" w "Panu Błyszczyńskim"), ale nawet bardziej gwałtowne suplikacje w osobliwym requiem dla zmarłej siostry ("Boże, odlatujący w OBCE DLA NAS strony, powstrzymaj odlot swój/ I tul z płaczem do piersi ten wiecznie krzywdzony, wierzący w ciebie gnój"). Te odloty przeważają jednak i czynią inne, mniej blasfemiczne treści niejakim nasilaniem konwencjonalności jak gdyby religijnej, chociaż, jak to wynika z całościowego oglądu pozaśmiertnych pejzaży Leśmiana, nicość nie tylko służy mu trochę tak, jak próżnia dziś fizykom służy (jako pełna bytów czysto wirtualnych, "wyskakujących" z "porządnej nicości" na mgnienia dość krótkie, ażeby te wyskoki pomieściły się w szczelinach NIEOZNACZONOŚCI), lecz jak gdyby PONADTO (iż może być rozrodowym "tworzywem") ukazuje swoją wyszczerzoną "rozścierwioność". Albowiem faktyczne gnicia, rozkłady, przemiana ciał w padlinę, w "biały szkielet Jadwiżyn" (mam wrażenie, że w "scenach miłosnych poezji" to wyjątek dosyć makabryczny) sąsiadują z tamtą, płodną nicością i dlatego Leśmian - jak omalże KAŻDY poeta wielkiej klasy - musi zadzierać z "uregulowanymi" i "nauczycielskimi" instytucjami wiar (por. magisterium rzymskiego Kościoła). Nie tylko Słowackiemu srogi Jehowa bywał bliższy od Boga Ewangelii. I nie Leśmian pierwszy uznał szatana, który "pradawną różnicę/ Między sobą a Bogiem niweczy/ doszczętnie".

 

3          Z bilansowań tych wynika Bóg przede wszystkim BEZSILNY wobec Stworzenia, który już z tego tytułu, wyzbyty wszechmocy, czy tylko moce niechętny jej użyciu, stosuje już to rejterady, już to ogranicza się do obecności biernie milczącej. Ze względu na taki status Bożych rzeczy nie jestem w stanie podjąć się głębszych sondowań analitycznych, które by ustaliły z pełną wyrazistością wygląd teologii Leśmiana nawet jako teologii neantycznej.

 

4          W "Eliaszu" Bóg jest, stworzył Wszechświat i 'rycie w nim, lecz mówi do proroka: "Więcej stworzyć nie mogę". Znaczy to mniej więcej, że "ma granice Nieskończony", Eliasz zaś granice te przekracza, poza Bogiem i jego stworzeniem, ażeby wykryć "Inną jawę, niż jawa Istnienia". Raczej zachłanny był metafizycznie Leśmian, rzec trzeba. Zresztą, co bodaj w takiej poezji naturalne, w niektórych wierszach Bóg pojawia się omal przelotnie, tak jak gdyby był tylko jednym ze scenicznych didaskaliów. Jakie to ma znaczenie. trudno przesądzić dlatego, ponieważ Leśmian nie tyle nawet pracowicie, ile jak gdyby niepostrzeżenie dla samego siebie zaciera granice pomiędzy Bytem a Niebytem; można by sporządzić, aczkolwiek nie bardzo wiem po co, cały spis takich przejść, które wcale nie zawsze kończą się runięciem w ostatecznie neantyczną Nicość. Tak nie jest, toż dziwny ten człowiek uskarżał się na zdziczenie obyczajów w życiu pozagrobowym i w tym żalu nie było bodajże najmniejszej nawet intencji śmieszności, która, mnie przynajmniej, musi się wprost narzucać. Poezja Leśmiana jest jednym z tych dziwnych osiągnięć kreacyjnych, które wyjątkowo długo, pomimo oczywistej przecież widoczności publicznej, pozostają jakby niepostrzegane, a nawet topione w lekceważącej obojętności tak zwanych znawców, którym (w moich oczach) grosz ceną. Jest tu zatem tak prawie, jak z wykopaliskami jakiejś poetyckiej Pompei, kiedy przychodzi odwalać całymi skibami uwagi, po pismach także "literackich" drukowane, ze zniecierpliwionym wzruszaniem ramion. Zresztą nihil novi sub sole. Jakże się, chociaż z całkiem innych przyczyn, powodziło w Paryżu Słowackiemu? Zapoznanie nie tylko wstępne, ale nieraz długotrwałe, wydaje się losem autentycznej Wielkości, natomiast to, co średnie i lżej strawne umysłowo, łatwiej jako godziwe może zdobyć szersze uznanie. Zresztą wszyscy poeci, co mówię, wszyscy bodaj twórcy, definitywnie z elementami kiczowatości rozwiedzeni, ci, co ustanawiają po prostu długowieczny status narodowej poezji swojej, są niby to własnością umysłów powszechną, w istocie zaś mogą być pożywką elit, a jeżeli i elity poznać się na nich jako współczesnych nie są w stanie, przychodzi do zgonów, które wcale nie zawsze muszą być tylko letargiem czekającym pewnego ocknienia, a potem zmartwychwstania w sławie. Nie ma tutaj co wybrzydzać, albowiem koleje losu zarządzane upływem lat są właśnie takie, i to wcale nie tylko w Polsce. Może ktoś kiedyś weźmie się do badania, gdzie i jak pochowane zostały w różnych kulturowych obszarach wyrosłe w nich Wielkie Duchy - i czy istnieje w ogóle szansa ich przebudzenia?

Stanisław Lem

BackUp