Stanisław
Lem![]() |
||||
"Rozważania sylwiczne LV" |
1 | W pierwszy dzień świąt
(Bożego Narodzenia) od świtu do nocy czytałem
"Dziennik" Kisielewskiego, o którym napiszę
pewno, ale później. Teraz wracam do Leśmiana: do
"GADA". Muszę. Ta ballada otwiera cykl
balladowy, a przez swoją niby prostą zwartość
ułatwia mi zbadanie, "jak on to robił". GADY
to gromada m.in. dwu tysięcy gatunków wężów
(Serpentes), ale naturalnie zoologia tu niczego nie
wyjaśnia: "gad" jako "wąż" ma
zakotwiczenia niesłychanie głębokie w folklorze
mitologicznym, w medycynie, a last but NOT least w Starym
Zakonie: przecież to wąż kusił Ewę, on był
instygatorem grzechu pierworodnego, nieprzypadkowy więc
jest, jako "niewidzialnie" zrośnięty z
erotyzmem. Leśmianowski "wąż" jest jednak
GADEM; dlaczego nie występuje "wprost" jako
"wąż"? Powodów wiele. Najpierw widać z
dalszych wersów, że "dławił",
"owijał skrętami", a więc jakby pyton
(dusiciel), samą skalą swojej cielesności lepiej
aniżeli anonimowy "wąż" odpowiada ciału
człowieka (kobiety). "Wąż" - to by chyba było zbyt jednoznaczne, nazbyt prosto do RAJU biblijnego wiodące. GAD (i dinozaury, i krokodyle to gady) imponują swoimi rozmiarami. Lecz zaraz pokazuje się w wierszu, że "pieścił i truł". Boa dusiciel nie jest jadowity; a znów dziewczyna mówi w ostatnich wersach, że "słodka jej śliny wężowej treść". "Ilekroć słodkim jadem wąż jej pierś oślini" - to linijka z "Kleopatry" Leśmianowskiej. Słodycz i jadowitość ulęgły mu się w zespół pozazoologiczny: jady wężów słodkie nie są. W każdym razie proweniencja GADA jest bardzo kulturowo, w tradycjach najrozmaitszych zagłębiona (w VOODOO pyton, z którym się tańczy i rytualnie "obcuje", też tutaj przynależy). A również "wąż Eskulapa" i węże na mitrach kapłanów egipskich i sam nie pomnę gdzie jeszcze bywały czczone. Te konotacje więc i denotacje nawet prehistoryczne i "quasi-sakralne" wyróżniają go i czynią "kompatybilnym" z kobietą. Jest też od razu w tym niejednoznaczność ukryta. Kiedym "Filozofię przypadku" pisał, proponowałem "eksperymenty z tekstami" także poetyckimi, więc można zuchwale spróbować.
Czy można było tak
napisać? Niby tak, lecz "wąż'' jest jak gdyby
"słabszy" aniżeli "gad".
"Gad" jest i wężem, ale też jak gdyby
uogólnionym: poza tym i padalec to wąż, i żmija, a z
nimi nie popieścisz się (chociaż Kleopatrze Leśmian
zezwolił). Zresztą zacząć od tego, że
"póty", to już co nieco osłabić
ekspresyjną siłę: nie ma bowiem innej rady, jak
usunąć pełne mleka piersi, a te piersi się aż trzy
razy pojawiają w wierszu ("Chylę ci piersi jak z
mlekiem dzban" i "Pierś głaskać w dłonie
porwanym łbem"). |
2 | GAD jako nauczyciel zwący
do "rozkoszy trwalszej nad zgon". To
wynika już z powyższego. "Syczeć i wić się i
drgać jak on". Kopulujące gady nie znają
żadnych "drgań", które asocjacyjnie
sięgają podsłownymi dendrytami we "frykcje
kopulacyjne", typowe jednak wyłącznie dla ssaków,
ale poeta może mieć poprawność
zoologiczne-fizjologiczną za nic. To sadystyczny, a
zarazem masochistyczny orgazm. "Sen" pojawia się dwa razy: "uczył ją wspólnym namdlewać snem" i wezwanie "Zacznie się jawa - skończy się sen", więc pierwszy "akt", ten i "gadzi", i "sodomiczny", okazuje się SNEM na koniec. Lecz tutaj, na brzegu "obudzenia" z okropieństwa "cielesnej grzeszności", naraz odzywa się "partnerka" gada:
Dalsze "wyszczególnianie" "uciech współżycia z gadem": równa żądłem brwi, pozwala piersi głaskać, od stóp do głowy pieści I TRUJE. "Łbem uderzając o loża próg" też jest "z tej bezbożnej parafii" ponieważ okazuje się w kolejnej "porcji" intymności: to się w łożu dzieje! Chłeptanie mleka (tu - kobiecego) też ma znaczenie i symboliczne, i poniekąd werystyczne (są węże, zdolne żywić się i mlekiem). Ale zarazem żądanie, aby "nie zrzuca! laski" podkreśla znowu, że jednak to gad, wąż, albowiem zrogowaciała łuska jest w samej (zoologicznej znów) rzeczy ich "skórą". "Bądź nadal gadem i truj i pieść" ostatecznie jest przygwożdźeniem i zagwożdżeniem grzesznej jako rozkosznej rzeczy, winien bowiem nadal "pieścić i truć". Bardzo mnie zawsze dziwiło, że zarówno zwykli czytelnicy, jak samym wyrafinowaniem estetycznym żyjący krytycy, nie spadali z wysokich swoich krzeseł od takiej lektury. |
3 | Na skromnej przestrzeni 22 wersów (o męskich tylko rymach) odbywa się zatem w tej "balladzie" jak gdyby rekapitulacja czy potęgująca grzeszność repetycja pierworodnego grzechu, dewiacyjnie wzmocniona, gdyż "gad" nie namawia do "jabłka" ani do Adama, lecz po prostu z zaskoczenia DO SAMEGO SIEBIE. Jest w tym przesunięciu siła celności znaczeniowo fatalnej; gad czyni swoje, owszem, ale kobieta okazuje się od razu temu rada, i to bardzo. Lecz zarówno mizogynizm, jak grzeszność owego "wyuzdania" oraz zgoda na nie, są razem z niewieścią aktywnością ("piersi ci chylę jak z mlekiem dzban") w całości "schowane" pod fabularną balladowością utworu, tak że tutaj starałem się owe jadowite korzenie dopiero po trosze i tylko zaczątkowe wypreparować. Jakby się wziąć do "Królewny z Czarnych Wysp" albo do "Panny Anny", to by się dopiero pokazało, co za nadzienie może się kryć w wierszu! Zresztą od razu przyznaję, że skłonność ballady do "posiadania przewodniej fabularnej nici" czy wątku, dyssekcję taką jak moja silnie ułatwia; z wierszami jak "Pan Błyszczyński" byłoby o wiele trudniej (trudniej nie znaczy, że aż niemożliwie), ponieważ jedną z wysokich zasad paradygmatyki Leśmianowskiej jest "oksymoronizacyjna strategia na ontologicznym poziomie", która musi być pułapem znaczącym po prostu dlatego, ponieważ on (albo jego - jak Pan Błyszczyński - przedstawiciele "nihilistycznej egolatrii") z nicości - także w liczbie mnogiej - wychmarza - wytwarza byty, półbyty, ćwierćbyty, z rozmaitą chyżością na powrót zapadające się, a raczej rozpadające się w niebyt. I z tej "istnieniowości nieistnień" produkuje istne "budownictwo neantyczno-ontyczne", zaludnia je w różnych miarach i wymiarach, aż wykracza tam, dokąd za nim (za poetą) już podążyć nie chcę, ponieważ nie mogę. Jakem był wspominał o tym w poprzednich sylwach, "Piły" znieść nie mogę; nie wiem, ale mogę domniemywać, że jako człowiek, który przerył epokę "pieców" i masowych grobów, czuję się od razu rażony i porażony igraszkami słów, które nie mogły dla Leśmiana oznaczać takiej dosłowności trupiej, takiego rozkładu, takiej dziedziny rowów, wypełnionych padliną ludzką naprawdę, jakimi "obrodziła" druga wojna światowa. I właśnie, jak mi się wydaje, ten echowy odzew, to nieusuwalne skojarzenie ludobójstwa czyni dla mnie - może dla całej mojej generacji? - "Piłę" utworem nie do zniesienia. To już tak musi być, skoro znajdujemy się z a Oświęcimiem, z a Katyniem, za Treblinką. Leśmian jest bez winy: to, co zaszło, uczyniła historia - MAGISTRA VITAE. |
W drugim dniu .Świąt Bożego Narodzenia '96 pisałem
Stanisław Lem
![]() ![]() |