Stanis│aw
Lem![]() |
||||
"Rozwa┐ania sylwiczne LI" |
1 | áááááááááNarasta we mnie podejrzenie, ┐e przemiany technologiczne coraz wyra╝niej wyprzedzaj▒ adaptacyjn▒ sprawno╢µ postkomunistycznie dzia│aj▒cych ustroj≤w politycznych. W krajach, kt≤re ╢wie┐o wysz│y spod popΩkanego betonu sowietyzmu, jak np. Polska, zjawisku wy┐ej zaproponowanemu zdaj▒ siΩ przeciwstawiaµ rozmaite ruchy ekstremalne, np. prawicowe (bo lewica to ju┐ w takich krajach wille w owczej sk≤rze), Szczerbce, Frondy itp. Ko╢ci≤│, jak mniemam, ╝le robi, w drobnej nawet mierze pozwalaj▒c takim ruchom, aby siΩ na± powo│ywa│y lub o Ko╢ci≤│ wspiera│y. Robi ╝le nie z jakie╢ powod≤w etycznych ani tym bardziej religijnych, ale nie nale┐y po prostu przeciwstawiaµ siΩ tak potΩ┐nym i niezawracalnym trendom jak rozw≤j technologii ╢wiatowych, aczkolwiek w niejakiej mierze lokalnie mo┐na go hamowaµ. Przyzwolenie takie sam▒ niejako swoj▒ bezw│adno╢ci▒ ujawnia tendencjΩ takiego mia┐d┐enia jeszcze nierozkruszonych tradycji i zakaz≤w moralnych, jak rozpΩdzony i wyzwalaj▒cy siΩ spod hamulc≤w wielotonowy wehiku│. »aby go wyhamowaµ, niezbΩdna jest odwrotna do kierunku jego ╢lepego ruchu nie byle jaka si│a, a tej po prostu na ╢wicie nie ma. Kultura niemasowa, nie ta poprze┐uwana przez satelitarne transpondery i internety, kultura nie brukana bezustannie krwi▒, nie wrzaskliwa i nic katastrofami w stylu INDEPENDENCE DAY ┐ywiona: a zatem kultura, z jakiej mo┐na czerpaµ wiedzΩ i wiarΩ pozytywn▒ (co robiµ i czego NIE nale┐y robiµ) jest ju┐ w naszej tera╝niejszo╢ci w│a╢ciwie schroniskiem dla prawie ┐e bezdomnych tw≤rc≤w, nie czuj▒cych do idoli w stylu Michaela Jacksona nic pr≤cz odrazy. Ja siΩ do nich przyznajΩ, jak i do zgorszenia na widok histerycznych, typowych dla nowo┐ytnego t│umu m│odzie┐y zachwyt≤w, kt≤rego ledwie pierwsze kie│ki w ubieg│ym wieku dostrzeg│ Le Bon w swojej "Psychologii t│umu". Uwa┐am za gro╝ny panuj▒cy, z bliska poprzez mn≤stwo szczeg≤│≤w do╢µ trudno widoczny, trend: prze╢cigniΩcie sprawno╢ci ustrojowej demokracji przez samouruchomione, czyli autokatalityczne nasilenie wzrost≤w │▒czno╢ci, genetycznej instrumentalizacji biotechnik, fluktuacyjno╢ci gie│dowo-monetarystycznej ╢wiata, kapita│u coraz bardziej we wszech│▒czno╢ci i w zdalnej niemal-wszechobecno╢ci skacz▒cego tam, gdzie potencjalny zysk, rozmrowienia hipotezotw≤rstwa w nauce, ju┐ jak budowniczowie wie┐y Babel rozgadanej na r≤┐nog│osowe ch≤ry, zdominowania polityki przez zachodz▒ce jednocze╢nie, choµ wzajem jakby sprzeczne, zjawiska. |
2 | áááááááááZ jednej strony s▒ to zjawiska unifikacyjne globalnie, jeden w wielu postaciach terroryzm, jeden w r≤┐nych antagonistycznych wyrazach fundamentalizm Islam!), jedna dwubiegunowa dziura ozonowa, jedna zmiana klimatu (mo┐na j▒ zwaµ najkr≤cej oziΩbiaj▒cym ociepleniem, Miech meteorologowie wyja╢niaj▒ tak pozorn▒ sprzeczno╢µ, bo mi tu do niej nie po drodze). Z drugiej strony panuj▒ tendencje rozdrabniaj▒ce, bo globalna sieµ zarazem │▒czy i dzieli (ludzi zw│aszcza izolowanych jak w kokonach, kt≤rzy tylko elektronicznie maj▒ siΩ ze sob▒ kontaktowaµ: oto SAMOTNY TúUM w nowej, ponadpsychologicznie sprawionej postara). Pa±stwa jak W│ochy (nie bΩdΩ ich wylicza│) okazuj▒ sk│onno╢ci fragmentacyjne (nie│atwo rozple╢µ warkocze przyczyn, powoduj▒cych tΩ sk│onno╢µ). Jeden maj▒c, jakem rzek│, terroryzm, w istocie mamy dwa: zzewn▒trzsterowny, politycznie lub anarchistycznie motywowany, i nowszy, jako "sztukΩ dla sztuki'': dla samej uciechy rozpΩtywania ludzkiej paniki w pΩkaj▒cych samolotach. Du┐o wiΩcej mo┐na by na rzecz tych zagro┐e± XXI wieku dodaµ, kt≤re w│a╢ciwie wszystkie s▒ jakby dziczej▒cymi pΩdami, nie chcianymi ablegierami chcianych i po┐▒danych, do niedawna branych za utopijne, roje± o bezludnej pracy fabryk, o potencjalnej szansie ka┐dego cz│owieka, by z ka┐dym innym m≤g│ siΩ porozumieµ, o dywanach lataj▒cych (ale tych nikt nie str▒ca│ z nieba w eksplozjach), o cudzych sercach, nawet trupich, bij▒cych w ┐ywej piersi, o organach zwierz▒t transplantowanych ludziom, i zn≤w mo┐na wyliczaµ i wyliczaµ te czynniki. Ka┐dy z nich z osobna ┐ycie ma u│atwiaµ, wspieraµ, czyniµ bogatszym w prze┐ycia, w rozrywki, lecz sk│adaj▒ siΩ z nich bukiety przemian, kt≤re, jak uparcie powt≤rzΩ, daj▒ efekt rozprΩ┐ania siΩ tak gwa│towny albo tak napieraj▒cy na powsta│e dawno prawo stanowione, na obyczajowo╢µ, na zachowane jeszcze kulturowe dziedzictwo lokalne albo jego porozbijane na skorupy ostatki, ┐e w│a╢ciwie nie tak du┐o czasu musi up│yn▒µ, a┐eby odziedziczone r≤wnie┐ i zwyciΩsko z naporami totalitaryzm≤w spieraj▒ce siΩ porz▒dki demokratyczne niby tamy olbrzymich zbiorowisk ludziach musia│y zarysowywaµ siΩ i mo┐e nawet na koniec run▒µ. Nie wiem, czy i kiedy mo┐e to nast▒piµ, ale "Mane Tekel Upharsin" widzΩ, a i do Sodomy ╢wiat siΩ jako╢ upodobnia przez to, ┐e nam p│aszczyzny moralistycznych kaza± dekalog≤w, napomnie± i otrze╝wiaµ maj▒cych przestr≤g coraz fatalniej odklejaj▒ siΩ od rzeczywisto╢ci dni i lat, niewzruszenie jak z sze╢ciu miliard≤w ludzi zbudowany zegar globalny uruchomiony. Obraz wyszed│ mi jednak z│y, poniewa┐ ch≤d zegara musi byµ miarowy, je┐eli to JEST zegar zsynchronizowany z normalnym up│ywem czasu, podczas kiedy nasz "ludzki zegar globalny" idzie coraz prΩdzej i TO wydaje mi siΩ szczeg≤lnie niebezpieczne. Tak tykaµ mog▒ zegary zap│onowe. |
3 | áááááááááW roku 1948, po ukazaniu siΩ "Cybernetyki" Norberta Wienera, dominikanin O. Dubarle, w zamieszczonym przez "Le Monde'' artykule powiedzia│, ┐e zarysowa│a siΩ mo┐liwo╢µ skonstruowania "cybernetycznej maszyny do rz▒dzenia pa±stwem". Rzecz referowa│em ju┐ w pierwszym wydaniu "Sumy Technologicznej", utrzymuj▒c, ┐e wizja tego dominikanina jest wprawdzie na naszym horyzoncie pojΩciowym czym╢ innym ani┐eli czcza fantasmagoria, bo wydaje siΩ urzeczywistnialna, ale zarazem, ┐e bez w▒tpienia nie jest warta realizacji. Dzi╢, niemal p≤│ wieku po tamtym artykule, mo┐na rzec, ┐e siΩ ta wizja zarazem urzeczywistnia i nie urzeczywistnia: czas nadchodz▒cy, ale te┐ obecny, jest bez w▒tpienia ogarniany narastaj▒c▒ fal▒ automatyzacji i "ucybernetycznienia", chocia┐ jego wygl▒d ze stosunkowo koherentn▒, zamkniΩt▒ w jednym okre╢leniu deskrypcj▒ "maszyny do rz▒dzenia" siΩ mija. Nikt jej chyba nie chce, niezale┐nie od tego, ┐e by╢my zapewne nie umieli jej zbudowaµ. Wszelako "machina" rozmno┐ona na niezliczone "m≤┐d┐ki elektronowe" i ich pseudoneuronowe sieci, zawiaduj▒ce rosn▒c▒ rzesz▒ spraw wszechmo┐liwych, jest niejako rozproszon▒ na wiele stron jednocze╢nie chmar▒, przejmuj▒c▒ nasze losy publiczne, socjalne i prywatne. A zatem przepowiednia, czy te┐ jej przeczucie, zawarte w na og≤│ zapomnianym ju┐ artykule tego francuskiego duchownego staje siΩ cia│em, rozmrowionym, zapewne, a tak┐e odmiennym od tego, co on i jego wsp≤│cze╢ni byli w stanie sobie wyobraziµ. Nawet kiedy prognozy (lub ich preludia) spe│niaj▒ siΩ, zachodzi to zawsze inaczej ni┐ mo┐na to zarysowaµ ich kszta│t na dystansie p≤│wiecza. Taka nietrafno╢µ trafno╢ci jest nieuchronna. Nikt nie mieszka w tych pokojach przysz│o╢ci, kt≤re bra│ na cel: to ju┐ Norwid zd▒┐y│ zauwa┐yµ w odniesieniu do ludzi, ale w wiΩkszym jeszcze stopniu odnosi siΩ to do ich - ludzkich - spraw. Ja nie wieszczΩ zatem ani kresu kapitalizmu, ani a fortiori Apokalipsy cybernetycznie sp│odzonej, widzΩ jedynie kokony, a w nich larwy, nie wiedz▒c, czy w nastΩpnym stuleciu wespr▒, czy raczej zaµmi▒ nam ╢wiat. |
Pisa│em we wrze╢niu '96
Stanis│aw Lem
![]() ![]() ![]() |