Stanis│aw Lemfrom ODRA
"Rozwa┐ania sylwiczne LIV"

 

1 áááááááááTo mo┐e dziwne, a nawet (u mnie) nienormalne, ale naraz zachcia│o mi siΩ pisaµ o poezji. Poezja, jak j▒ rozumiem, jest albo wcale, albo bardzo ╝le przek│adalna na prozΩ. Postaram siΩ ten m≤j probierz wy│o┐yµ. Zacz▒µ chyba nale┐y od tego, co jest u nas najlepsze. Od Mickiewicza:

 

2

"RΩce za lud walcz▒ce sam lud poobcina
Imion mi│ych ludowi lud pozapomina.
Wszystko przejdzie. Po huku, po szumie, po trudzie
Wezm▒ dziedzictwo cisi, ciemni, mali ludzie".

Od aktualizacji z│o╢liwej chcΩ siΩ naturalnie powstrzymaµ. W czterowierszu zmie╢ci│a siΩ CAúA socjologia. Ten rodzaj kr≤tkiego spiΩcia w jakiej╢ ostatecznej sprawie jest bardzo w moich oczach rzadki, poniewa┐ z regu│y prawdy tak dobitnie zwarte i o takim wprost straszliwym zasiΩgu znaczeniowym (desygnacyjno-denotacyjnym, ale chcia│bym zwolniµ siΩ od nazewnictwa "uczonego") w poezji siΩ nie trafiaj▒. Filozofia, w poezjΩ wciskana albo na poezjΩ przek│adana jest - dla mnie - zawsze trochΩ rozcie±czona, md│a, wt≤rna i w│a╢nie taka dobrze nadaje siΩ na przek│ad prozatorski, zaczem okazuje siΩ, ┐e nie by│o to nic znowu intelektualnie ol╢niewaj▒cego.

 

3 áááááááááTeraz Le╢mian. Do moich najcenniejszych (jego) wierszy nale┐▒:

GAD
KR╙LEWNA CZARNYCH WYSP W PRZEDDZIE╤ SWEGO ZMARTWYCHWSTANIA
ZIELONY DZBAN
PANNA ANNA

Oczywi╢cie jest ich wiΩcej, ale bΩdΩ usi│owa│ zatrzymaµ siΩ na GADZIE, a┐eby go "rozebraµ" przy pr≤bie przek│adu na jΩzyk rzeczywisto╢ci "zwyczajnej"..

"Sz│a z mlekiem w piersi w zielony sad A┐ j▒ w olszynie zaskoczy│ gad".

Mog│oby siΩ wydawaµ, ┐e to jakie╢ do╢µ zwyczajne, ale proszΩ siΩ zastanowiµ. "Z mlekiem w piersi" - to oraczy (w konweneji realizmu), albo ┐e dopiero co urodzi│a dziecko, albo ┐e ju┐ nieco odchowa│a, poniewa┐ je╢liby by│a w ci▒┐y choµby i p≤╝niej, mleka pier╢ kobiety nie wydziela, tylko siarΩ, a siara to nie mleko. Poniewa┐ za╢ nie ma w ca│ym wierszu mowy o po│ogu, o dziecku, o kochanku (poza gadem) czy o mΩ┐u, trzeba uznaµ, ┐e "z mlekiem w piersi" DOSúOWNIE nie znaczy nic: to tylko nasilone znamiΩ kobieco╢ci, zreszt▒ mnie siΩ wydaje (nie umiem tego dowodziµ), ┐e raczej "panie±sko-dziewczy±skiej" ni┐ "matczynej",

"SkrΩtami d│awi│, uj▒wszy w p≤l
Od st≤p do g│owy pie╢ci│ i tru│"

Do╢µ osobliwe, ale jeszcze jako╢ mo┐e i przek│adalne na prozΩ.

"I od rozkoszy, trwalszej nad zgon
Syczeµ i wiµ siΩ i drgaµ, jak on ".

Do╢µ sadomasochistyczne orgazmy, ale jednak przek│adalne na prozΩ.

"Ju┐ me zwyczaje mi│osne znasz,
Zw≤l, ┐e przybiorΩ kr≤lewsk▒ twarz.
Skarby dam tobie z podmorskich den
Zacznie siΩ jawa - sko±czy siΩ sen".

Zarysowuje siΩ ju┐ przedpro┐e typowej ba╢niowo inwersji: jak z t▒ ┐abk▒, kt≤ra, przez dziewczΩ znaleziona, ma siΩ zaraz zmieniµ w kr≤lewicza: wiΩc ju┐ siΩ rzecz zdaje wpasowywaµ w "paradygmat" nazwanej ba╢ni, w jej fabularny schemat.

Tymczasem w nastΩpnych wersach:

"Nie zrzucaj │uski, nie zmieniaj lic.
Nic mi nie trzeba i nie brak nic.
LubiΩ, gdy ┐▒d│em r≤wnasz mi brwi
I z wargi nadmiar wysysasz krwi.
I gdy siΩ wijesz wzd│u┐ moich n≤g
úbem uderzaj▒c o lo┐a pr≤g
Piersi ci chylΩ, jak z mlekiem dzban,
Nie ┐▒dam skarb≤w, nie pragnΩ zmian.
S│odka mi ╢liny wΩ┐owej tre╢µ
B▒d╝ nadal gadem i truj i pie╢µ!"

Rzeczywi╢cie nastΩpuje inwersja, ale niejako o 180 stopni odwrotna wobec oczekiwanej. Gad ma zostaµ gadem, nie cudnym kr≤lewiczem. To jest niby na prozΩ przek│adalne, ale gdzie tam! Piersi wezbrane mlekiem wrΩcz natarczywie pojawiaj▒ siΩ po raz wt≤ry. Ju┐ nie bΩdΩ siΩ o to spiera│, ┐e gady nic maj▒ ┐▒d│a i nie bΩd▒c spokrewnione z wampirami nie wysysaj▒ krwi. Wszystko razem jest i TEMAT na prozΩ prze│o┐yµ - okrutnie perwersyjne, ale wiersz perwersj▒ istniej▒c (jej przecie┐ zawdziΩcza swoj▒ ╢wietno╢µ) jednocze╢nie unieszkodliwia j▒, JAKO tre╢µ, kiedy na tok prozy czy to realistycznej, czy bajkowej przek│adana.

áááááááááCo to jest?

áááááááááJak s▒dzΩ, przywo│any zosta│ "genius", duch poezji, kt≤ry stanowi rodzaj czaru. CzarnoksiΩstwa. Magii. A je┐eli wle╝µ wysoko na drabinΩ ucze±c≤w, chodzi o to, ┐e s│owa, a jeszcze w wiΩkszym stopniu predykaty s▒ mi (obrazowo) niczym komety semantyczne: maj▒ j▒dro, czyli znaczeniowy rdze± oznajmuj▒cy (┐e jest tak i tak), i maj▒ aureolΩ innych, nieco lub ca│kowicie z oddali potencjalnie wywo│ywanych (sob▒) znacze±, zw│aszcza wywo│ywanych kontekstowo, ale nie tylko i niekoniecznie ("strofa byµ winna taktem, nie wΩdzid│em), a ju┐ ca│kiem rzecz sucho wyja╢nia (przywo│ywana przez matematyka rosyjskiego Nalimowa w "Probabilistycznym modelu jΩzyka") formu│a Bayesa. Zawsze bowiem w toku wypowiedzi powstaj▒ oczekiwania (antycypacje) tego, co w│a╢nie ma przyj╢µ (pa╢µ jako frazy ci▒g nastΩpuj▒cy) i odbiorca ju┐ siΩ na to "nastawia", dziΩki czemu tym silniejsza jest (mo┐e zarazem afektywnie, nie semantycznie tylko) niespodzianka, a nawet wstrz▒s, je╢li okazuje siΩ, ┐e nic takiego, co do "predykatowej g│owy komety semantycznej" BLISKIE i "w│a╢ciwie" przynale┐ne, lecz z antypod≤w "kometowego ogona", albo i B≤g wie z jakiej ciemno╢ci piekielnej wychyn▒wszy pada ci▒g dalszy, wprawdzie nie ten, kt≤rego╢my oczekiwali, ale ten, kt≤ry zaczyna znaczyµ nam co╢ zrozumiale niezrozumia│ego: w ten spos≤b zjawia siΩ mianowicie poezja, tj. w strumieniu wypowiedzi krzepnie jak w jaki╢ kryszta│ (nie musi, ale mo┐e byµ dziwaczy nad miarΩ).

 

4 áááááááááDo╢µ podobnie w "Kr≤lewnie z Czarnych Wysp", kt≤ra wprawdzie jest "pe│na zdrady, pe│na grzechu" i kona w mΩkach, ale gdy jej dusza po "dos│odzonej ╢mierci" w niebie siΩ pojawia, dusza ta w ostatniej strofce przemawiaj▒c w pierwszej osobie zapewnia, i┐ czuje jeszcze ╢lady anielskich poca│unk≤w "na nogach i na rΩkach". Ju┐ jest wszystko tak potΩ┐nie pomieszane (anio│owie "szalej▒cy" w wieczno╢ci progach, pe│nia "zdrady i grzechu"), ┐e znowu czar siΩ staje. Jest nim po prostu ta poetycka moc, kt≤ra w ka┐dym przek│adzie na prozΩ pokazuje swoj▒ ca│kowit▒ bezradno╢µ w dos│owno╢ci zwyk│ego przekazu. No, a Panna Anna, kt≤r▒ pie╢ci inkub, bΩd▒cy jej "kochanym z drewna", to ze wzglΩdu na lakoniczno╢µ, wykazywaln▒ dowodliwie w trybie teorii gier (maksimum wygranej z minimum "wk│adu leksykograficznego") pokazuje, co MO»NA zrobiµ z jΩzykiem: i co DLA MNIE nie przestaje byµ bardzo zaskakuj▒ca i bardzo dziwne.

Dlaczego?

 

5 áááááááááNoam Chomski ju┐ na pocz▒tku swoich medytacji nad jΩzykiem rozr≤┐nia│ semantycznie dwie warstwy znacze±: powierzchown▒ i g│Ωbok▒, a zarazem jednym z pierwszych jego "modeli uwarunkowania sens≤w przez zmianΩ modaln▒ RECEPCJI" by│o zdanie "they are flying planes", kt≤re (po angielsku) mo┐na rozumieµ zar≤wno tak, ┐e "to s▒ lec▒ce samoloty", jak i "oni lec▒ w samolotach". Jest to rzecz jasna nies│ychanie symplicystyczny model chwiejno╢ci znaczeniowej, ograniczony do dw≤ch rodzaj≤w rozumiej▒cego odbioru. Z poezj▒ za╢ mamy ten k│opot, ┐e w og≤le porozdzielaµ na "warstwice" jako╢ jednoznacz▒ce nie mo┐na wierszy takich zw│aszcza jak Celana. Podczas kiedy wiele wierszy Rilkego odznacza siΩ ╢wietno╢ci▒ powierzchniow▒ (proszΩ zwa┐yµ, ┐e ja nie m≤wiΩ "powierzchown▒" - to by│oby co╢ ca│kowicie niestosownego), pomiesza± i zamΩt≤w w pe│ni nie przek│adalnych jest u Celana moc. Dobrze mo┐na te┐ wyja╢niaµ rzecz na przyk│adach. Kiedy Tuwim pisze "Wierszu m≤j z ┐alu, jak st≤│ z drzewa", »AL jest po prostu NAZWANY; natomiast wiersze Celana nie nazywaj▒ rozpaczy egzystencjalnej, lecz mieni▒c siΩ ni▒ na niezliczone sposoby, s▒ tej z pozoru pozaafektywnej powierzchniowej intencji pozbawione, poniewa┐ one w│a╢nie s▒ z takiego dojmuj▒cego prze┐ywania egzystencji "zrobione". Tego siΩ na prozΩ nie prze│o┐y. Og≤lniej za╢ m≤wi▒c, mamy do czynienia z owym szczeg≤lnym rodzajem zda±, kt≤rych semantyka jest st│oczona niczym w geologii zestr≤j synklin z antysynklinami; poszczeg≤lny │Ωk MO»E byµ zreszt▒ urwany (to na geologicznych przekrojach wystΩpuje czΩsto i jest znamieniem pofa│dowa± stratyfikacyjnych jako w znieruchomieniu ju┐ utrwalonych a r≤┐nokierunkowych ci╢nie±, kt≤rym by│ poddany pewien g≤rotw≤r) i takie urwiska "╢ci╢niΩtych" znacze± te┐ po swojemu a dodatkowo znacz▒. Byµ mo┐e muzykolog, jakim nie jestem, wyszuka│by tutaj lepsze modele dla wyk│adania dywersyjnej wobec "normalnych artykulacji" taktyki wierszor≤bstwa. Poniewa┐ za╢ jΩzyk mog▒c udawaµ "powierzchniowo╢µ wy│▒czn▒" ("oto jest st≤│") mo┐e bez oznak poprzedzaj▒cych "skrΩt w g│▒b" a┐ przepa╢cisty i zawrotny nagle jako "manewr" wykonaµ, stoimy na krawΩdzi urwiska do╢µ wierszoznawczo bezradni, poniewa┐ mo┐e byµ na koniec a┐ tak, ┐e moc kardynalna zbioru znacze±-odwo│a±, na wp≤│-rezonans≤w sensowych, echowych symulacji i ostatnich degrengolad MO»E byµ nieprzeliczalna, tj. nie da│oby siΩ jej uznaµ za po prostu niesko±czon▒ w sensie Cantorowskiego "ALEF". Jest "gorzej"; bo to bywa transfinalne... Rozumie siΩ, ┐e poeta jak Celan tworz▒cy niczego nie przelicza, semantycznych warstwic nie uk│ada, dyspersja NIE jest dystrybucj▒ [tj. nie mo┐na by jej ujednowymiarowiµ jak▒kolwiek krzyw▒ rozk│adu na p│aszczy╝nie, to nie mo┐e byµ na wykresie ani krzywa normalna (dzwonowa), ani "clusterowa"]. To "mu siΩ samo robi w g│owie". Zachodzi taki zrost czynnik≤w emocjonalnych z semazjologicznymi i logiko-semantycznymi (w sensie Ajdukiewicza), ┐e siΩ tej finalnie powsta│ej miszkulancji nijak na ┐adne "pierwiastki" odosobnione nie roz│o┐y. Dlatego w│a╢nie mo┐na by wyg│osiµ jako rodzaj sofizmatu regu│Ω, powiadamiaj▒c▒, ┐e im "g│Ωbiej" siΩga wiersz powsta│y w DANYM jΩzyku tym GORZEJ bΩdzie (na inny jΩzykowy wiersz, nie na prozΩ) przek│adalny, poniewa┐ "rezonansowo-echowe" podglebia st≤w i zwrot≤w s▒ w rozmaitych jΩzykach ze zmienn▒ r≤┐norodno╢ci▒ NIETO»SAME. Nie m≤wiΩ tu nic o tej elementarnej rzeczy, ┐e "cul" i "dupa" s│ownikowo tylko s▒ zamienne: nie o takie p│ycizny idzie. Wiersze maj▒ poza nazwanymi takie liczne inne oparcia, nawet wiersze bia│e, ale to ju┐ jest kwesti▒ tradycji, mody, czyli wsp≤│czynnik≤w czasu historycznego powstawa± i odczyta±. A┐eby tak pisaµ, trzeba byµ w szczeg≤lny spos≤b obdarowanym przez wsp≤│pracuj▒ce przy artykulacji "dorzecze znaczeniowe" mowy, o kt≤rym wiadomo, ┐e nie ma ani zamkniΩtej ilo╢ciowo wymiarowo╢ci, ani "kanonicznie ostatecznego dna". Zreszt▒ by│y to uwagi zupe│nego laika, wy│▒cznie na osobist▒ odpowiedzialno╢µ naszkicowane. W ka┐dym razie "kanon odczytania i prze┐ycia" jest TAK»E uzale┐niony od warunk≤w spo│ecznego otoczenia (elity?) i obrze┐a, ale w tym kierunku nie ruszΩ, bo bym nigdy niniejszych uwag nie nakre╢li│.

 

  áááááááááPostscriptum.

áááááááááPowy┐szy szkic powinien byµ nie tylko uzupe│niony podwieszonymi przypisami, podkre╢laj▒cymi stronno╢µ jego autora. ale ponadto o╢wiadczyµ, ┐e bieg uwag by│ nier≤wnomierny i ┐e z ca│▒ ╢wiadomo╢ci▒ pomija│em potΩ┐ne tomy r≤┐nych poetyk, a wreszcie ┐e to, co MNIE siΩ podoba, ┐adnym powszechnikiem ocen (co dobre, co mniej dobre w poezji) byµ nic zamierza i nie mo┐e. "Uk│ady znacz▒ce" rozmaitych poetyckich utwor≤w, r≤┐nych szk≤│ i pr▒d≤w, stosuj▒ bardzo silnie odmienne "zaczepy", jakimi chc▒ siΩ odbiorcy narzuciµ. Analogia, czy raczej prymitywny model, zastosowany jako , j▒dro komety z rozwianym ogonem coraz mniej w pojawieniu siΩ prawdopodobnych znacze±, nawet echowych", jest naturalnie strasznym prymitywem. Wiersz ka┐dy daje siΩ umie╢ciµ niczym ┐ywe stworzenie w gatunku, w typie, w rzΩdzie, w gromadzie, jak gdyby istnia│o Linneuszowe drzewo taksonomii poetyckiej. Poza tym wiersz implicite lub explicite "pokazuje" swoj▒ "trasΩ semantyczn▒", bo co by to by│o, je╢liby czytelnik GADA orzek│: "Aha! dziwa woli sodomiΩ od szmalu" - skoro przek│ada intymno╢ci z gadem nad "skarby z morskich den" z kr≤lewskim majestatem? By│oby to tak okropne zboczenie z implicytnie kategorycznej "trasy" odczytania, a┐ by pachnia│o wrednym szyderstwem, aczkolwiek in merito nawet takiej paskudzie jakich╢ racji nie da siΩ odm≤wiµ. Potrawa chi±ska mnich≤w buddyjskich w po╢cie r≤┐ni siΩ od Chateaubrianda w sosie a la Bernaise, ale jeszcze wiΩksze zr≤┐nicowanie panuje wszak w poezji. My tylko nie wiemy, dlaczego ten osobny obszar Wittgensteinowych "gier jΩzykowych" powstawszy ongi╢ prehistorycznie tak trwa i takie wypuszcza nowe pΩdy, ale ┐adn▒ sensown▒ analityk▒ diachroniczn▒ zajmowaµ siΩ w ma│ym tek╢cie nie mo┐na. Sz│o mi przede wszystkim o g│ΩbiΩ wkorzenienia wiersza w ten jΩzyk, w jakim powsta│, i uwa┐am, ┐e poezja, kt≤ra jest jak▒kolwiek, refleksj▒ ontyczn▒ (nad egzystencjaln▒ kwalifikacj▒ bytu) jest z regu│y o ile╢ tam "stopni" ni┐sza czy mniej wydajna od zwczajnego dyskursu filozoficznego. Wskutek tego wolΩ po stokroµ wiersze Rilkego "kr≤tko zwarte" od "Elegii duinejskich". pope│niam te┐ czΩsto grzech aprioryczno╢ci, nie bior▒c siΩ do lektury "zwersyfikowanej filozofii aforystycznej". To jednak nie ma nic wsp≤lnego z utworami jak "Traktat" Mi│osza. Nie wiem, czy w og≤le bez jakiego╢ emocjonalnego zaanga┐owania osobistego mo┐na o poezji m≤wiµ? Dlaczego Le╢mianowska "Pi│a" wydaje mi siΩ "nie do zniesienia" w przeciwie±stwie do GADA? M≤g│bym wytoczyµ tu ca│▒ artyleriΩ argumentacyjn▒, kt≤ra wszystko wy│o┐y, ale niczego in merito nie powie, o ile nie zostanie w dyskurs w│▒czona centralnie moja osobista "prywatno╢µ". Dlatego najrozs▒dniej bΩdzie mi tu zamilkn▒µ.

Grudzie± '96
Stanis│aw Lem

BackUpHome