Stanis│aw
Lem![]() |
||||
"Rozwa┐ania sylwiczne LXII" |
1 | áááááááááPrzejrzawszy "AutobiografiΩ intelektualn▒" K. Poppera (Nieustanne poszukiwania) zmarkotnia│em, poniewa┐ wersjΩ angielsk▒ czyta│em kilkana╢cie lat temu i przekona│em siΩ obecnie, jak wiele ju┐ jest w dorobku Poppera anachronizm≤w. CzΩ╢ciowo dotycz▒ one logicznych relacji (epistema w fizyce cierpi np. na nieuleczalne antynomie, "bo taki -lokalnie nielokalny - jest ╢wiat"), czΩ╢ciowo jego koncepcji "trzech ╢wiat≤w", z przyznaniem statusu metafizycznego Darwinowskiej ewolucji. A jeszcze od Gibbsa wiadomo, ┐e procesy posuwaj▒ce siΩ stochastycznie, czyli z bardzo wyra╝n▒ przymieszk▒ proces≤w Marksowskich, ╝le lub wcale nie podlegaj▒ kognitywnej retropolacji. Co mo┐na po prostu - obrazowo - unaoczniµ tak: oczywisty jest mechanizm dzia│ania rulety (Monte Carlo), ale ze znajomo╢ci tego, co wypad│o w danej grze, nie mo┐na skorzystaµ dla ustalenia, co wypad│o w poprzednich! R≤┐nica taka tylko, ┐e fossylizacja zachowuje w ustratyfikowaniach geologicznych szcz▒tki, zw│aszcza krΩgowc≤w i TO sk│ada siΩ na dowodowy materia│ ewolucji. Natomiast ╢lady przesz│ych gier ruletki nie istniej▒ poza ludzk▒ pamiΩci▒. SmΩtek ogarn▒│ mnie, gdy┐ jeste╢my zalewani takimi falami innowacyjnej informacji, ╢cieraj▒cej z tablicy wczorajsze prawdy, ┐e trzeba siΩ wci▒┐ przeuczaµ. Powinienem usun▒µ z biblioteki ze 30 proc. ksi▒┐ek z zakresu "hard science", bo siΩ przestarza│y, lecz nie podnosi mi siΩ jako╢ rΩka. Zreszt▒ dzisiaj to tylko margines. Dolega mi pytanie, czy mo┐e byµ tak, ┐e TYLKO telewizja, satelitarna zw│aszcza, Internety, media w s│u┐bie tandety i kraks, powoduj▒ wielkie odstrychniΩcie od ksi▒┐ki beletrystycznej jako ╝r≤d│a fabularyzowanej wiedzy o ╢wiecie? Czas, kiedy Pi│sudski unosi│ siΩ romantycznie nad sprowadzon▒ do Polski trumn▒ S│owackiego, to bezpowrotna przesz│o╢µ. Dzi╢ jest epoka szmalu, rynk≤w, nadpa±stwowej "globalizacji", tenor≤w r≤┐nej ma╢ci, nale┐y wiΩc chyba ostro┐nym, ale i ostrym skalpelem s│owa naci▒µ pytanie: CO siΩ w wielkim pisarstwie zmieni│o od mojej m│odo╢ci? |
2 | áááááááááPrzede wszystkim zniknΩ│a z oczu
Wielka Proza. Czy we╝miemy "Czerwone i
czarne", czy "WojnΩ i pok≤j", czy
"KomediΩ ludzk▒" Balzaka, czy "G≤rΩ
czarodziejsk▒" (Naphta contra Settembrini), czy
nawet Guliwera lub Robinsona Cruzoe czy "PamiΩtniki
Pepysa", czy "RodzinΩ Thibault", czy
"Notariusza z Havre'u", czy opowiadania
Schnitzlera - wszΩdzie zasada znacz▒cej struktury
(budowy) utworu jest dwojaka i pod naciskiem
prymitywizacyjnego podzia│u mog│aby odpowiadaµ temu
zjawisku K÷hlerowskiej psychologii postaci, kt≤re zwie
siΩ "FIGUR-HINTERGRUNDBILDUNG" - czyli
powstawania pewnych "postaci" na jakim╢
dowyra╝nionym jako EPOKA - tle. A ju┐ zupe│nie
prostacko powiedziawszy, z takiej prozy literackiej
mo┐na wydobyµ i poznaµ czasy jej powstania w ich -
pokazuj▒cej swoj▒ to┐samo╢µ historyczn▒ -
r≤┐norodno╢ci. "Oblicze historii" zawsze
JEST TAM w│a╢nie dobitnie TúEM. áááááááááOwszem - czy to na proscenium, czy na samej Fabularnej scenie toczy siΩ jakowa╢ gra, nawet kiedy tylko jednoosobowa (tu i don Kichot, i Robinson, i Guliwer siΩ pomieszcz▒). I jest TúO: pojawia siΩ na nim mniej albo gorzej oddany, czΩsto potajemn▒ pΩpowinΩ motywacyjn▒ aktor≤w GRY stanowi▒cy, GENIUS TEMPORIS. To znaczy, najpro╢ciej m≤wi▒c, ┐e nawet z singularno╢ci jakoby pr≤┐niowej "Robinsona" mo┐na wyczytaµ ca│▒, implicytnie przecie┐ obecn▒, epokΩ: od stosunku do demiurga boskiego poczynaj▒c, a na rΩcznym wykonywaniu u│omnych a do ┐ycia niezbΩdnych garnuszk≤w ko±cz▒c. W utworach "bardziej wieloosobowych" implicytno╢µ owa powoli przemienia siΩ w pokazy eksplicytne, a jednym z ostatnich dowodowych okaz≤w mo┐e byµ ╢wiat, ogl▒dany przez g│≤wnego bohatera ksi▒┐ki Saula Bellowa "Mr. Sammler's Planet". Tam nawet w rozmowach Sammlera z Japo±czykiem, kt≤rego z rΩkopisu okrad│a "Shula-S│awa", postrzegamy bie┐▒cy ╢wiat w jego ca│ym skot│owaniu sprzecznych, wielorakich pr▒d≤w, tak┐e politycznych i r≤wnie┐ gangsterskich (gdy┐ dzisiaj zw│aszcza jedno pomieszane bywa z drugim). Czasem pierwszy, "osobi╢cie" przedstawiany czytelnikowi plan, tak siΩ "wywodu i miesza" z t│a wielkiej sceny historycznej, jaku To│stoja, powiedzmy, w "Wojnie i pokoju", ale i Dostojewskiego nie bardzo nawet "wykoncypowanych" "Wspomnieniach z domu umar│ych"; dawniej tego BYúO bardzo du┐o. Owszem, tak jak pod Pana Jezusa "pod│o┐ono" krzy┐ i ten krzy┐ ju┐ na zawsze sta│ siΩ symbolem i znakiem Chrystusowej wiary, tak niekiedy rozmaici autorzy epoki "Figur-Hintergrundbildung" pod ca│o╢µ narracji swojej "podk│adali" i na mej rozpinali jakowy╢ wielki projekt (nie powiem "schemat", to by mi brzydko zabrzmia│o) mityczny. Tak oto Tomasz Mann "pod│o┐y│" pod narracjΩ w "Doktorze Faustusie" mit zaprzedania cyrografem duszy diab│u, a z kolei Goethe, od kt≤rego TO posz│o, pos│u┐y│ siΩ jeszcze dawniejsz▒ inkorporacj▒ owej transakcji z si│ami piek│a. Znaczy to, ┐e niekoniecznie jedyne bywa│o t│o i ┐e pr≤cz pr▒d≤w i trend≤w, jakie by historyk-socjolog wyosobniµ potrafi│ swoj▒ fachow▒ sekcj▒, wsp≤│uczestniczy│y w scenograficznym i panoramicznym malowaniu t│a jednorodnie lub kontaminacyjnie scalane elementy. To znaczy, ┐e jedno siΩ ╙WCZESNYM wydawa│o ow▒ strategi▒ gry w tamtym czasie, a drugie siΩ jawi│o czytelnikowi p≤╝niejszej epoki, ale czy by│o tak, czy owak, powstawa│a symfonia z lejtmotywem pierwszoplanowym. Tak by│o, i dziΩki temu ten, kto zadowoli siΩ Mannowskimi "Wyznaniami hochsztaplera Feliksa Krulla", dojrzy obraz EPOKI, a nawet, kto o przygodach Szwejka ╢miej▒c siΩ dowie od Haszka, zobaczy wojnΩ austriacko-wΩgierskim imperium - ale ju┐ w fazie rozpadu - z imperium rosyjskim, tylko to pierwsze zobaczy w krzywym zwierciadle. áááááááááWcale nie twierdzΩ, ┐e Pisarze │aknΩli przede wszystkim malowania szerokich, a nawet wielowarstwowych PANORAM, a┐eby dopiero na ich tle porusza│y siΩ postacie; ┐e Aleksander G│owacki, on┐e Prus, zamierza│ daµ czarno-bia│▒ dioramΩ lat dziewiΩµdziesi▒tych ubieg│ego stulecia, a Wokulski, panna Izabela, Rzecki, Starski et tutti quanti byli mu jeno figurami poruszanymi na historycznej szachownicy. Ani on, ani ci, co Gilgamesza wymy╢lali, nie TEGO │aknΩli. A chocia┐ Prus zapewne sobie "Faraona" zamierzy│ w niejakiej (ale nie wiem na pewno) analogii-alegorii do caratu, jako╢ i to "wysz│o", okoliczno╢µ za╢ dla ╢wiata drugorzΩdna, lecz dla Polaka niemi│a, i┐ Mika Waltari w "Egipcjaninie Sinuhe" podobnie za│o┐one dramatyczne widowisko LEPIEJ od Prusa by│ wykona│, po╢wiadcza tylko to, co tu generalnie wy│o┐yµ siΩ staram. Notabene nawet Echnathon okaza│ mu siΩ niejak▒ prefiguracj▒ Jezusa, zreszt▒ powstawanie z│▒cze± Stw≤rca-kobieta (resp. Cz│owiek) jest to niemal constans bardzo wielu mit≤w i wiar. Lecz ja siΩ do ┐adnej sekcji religioznawstwa, w beletrystyczne legendy implantowanego, wcale nie zamierzam wdawaµ. Idzie mi tylko o to, ┐e historyk, obznajmiony co nieco z socjologi▒, z wielu falach utwor≤w pochodz▒cych z czas≤w mniej wiΩcej (jednak) od XVIII do XX wieku (ale nie do ko±c≤wki XX wieku) i epokΩ powstania wyczyta, i panuj▒ce w niej przemo┐nie socjomasowe gradienty, i "ducha czasu" czΩsto wy│owi, i rozpozna SENSY, jakie w tamtym czasie nadawali swej wsp≤│czesno╢ci ludzie, i pojmie, ┐e oni byli jak owady zasklepione raz na zawsze w bursztynie, ┐e ta stygn▒ca ┐ywica Pradawnych epok zamknΩ│a i czas nad nimi, lecz dziΩki mistrzostwu pi≤ra i inkaustu pozosta│a dostatecznie przejrzysta, a┐eby╢my ich mogli dostrzec, poj▒µ i z nimi nawet wsp≤│czuµ. Ot≤┐ to, co w skr≤cie b│yskawicy, w kr≤tkim zwarciu usi│owa│em tu powy┐ej naszkicowaµ, prawie ze wszystkim razem z t▒ ca│▒ przesz│o╢ci▒ skona│o i pozostawi│o po sobie tyle co nic. Wyobra╝ sobie, rzadki, dziwaczny i nader nieliczny Czytelniku archeoliga, kt≤ry z kopaczk▒ i d┐aganem w d│oni bΩdzie za. Zdwie╢cie lat bra│ siΩ do odkopywania zmursza│ych ksi▒┐ek powsta│ych u schy│ku dwudziestego stulecia. Co on tam takiego w beletrystycznej prozie odnajdzie, co by mu przynajmniej powiedzia│o, albo jako szereg poszlak zasugerowa│o; jakie pr▒dy socjalne, my╢lowo, kognitywne, politycznie naczelne, masy za sob▒ wiod▒ce. jakie typy ludzkie, jakie rodzaje romansowo╢ci (przyci▒gania p│ci), jakie g│≤wne konflikty osobowe i zbiorowe by│y wyr≤┐nikami i naczelnymi wydarzeniami fenomenologii dziej≤w tego przeze± odkopywanego czasu? Po pierwsze, sztuki, jako nadawania waloru wywodzonym z bez│adu martwej materii kszta│tom, za diab│a od ╢miecia nie odr≤┐ni, a chocia┐ tu dywagujΩ, nie ze wszystkim od rzeczy dywagujΩ, poniewa┐ ╢miecie - to niemal┐e ju┐ dno entropii: uzna tedy, i┐ dwudziesty wiek u swego finiszu umi│owa│ rozk│ad, bylejako╢µ, dekompozycjΩ, nie tylko w tak dawniej zwanych sztukach plastycznych, malarskich i rze╝biarskich, ale i w sferze d╝wiΩku, jako febryczny │omot, ta±ce rodem z epilepsji, porodowej rzucawki, ryk i zgrzyt. Po wt≤re, co siΩ tyczy tak zwanych dzie│ prozy, to rozpozna ich masow▒ to┐samo╢µ w bezliku maniakalnego natrΩctwa, z kt≤rego wy│ania siΩ rozmaicie przyrz▒dzana, lecz wci▒┐ taka sama Dupa, jako ╢wi▒tynia mi│o╢ci (co go zadziwi, poniewa┐ nawet markiz de Sade eufemizowa│ spermΩ na kadzid│o, ludzkich za╢ urz▒dze± rozrodczych tak┐e nie dewaluowa│ anankastyczn▒ powtarzalno╢ci▒ w stylu ksi▒┐eczek, jak "Silos" doprowadzonych do pozaczytelno╢ci, gdy┐ byle s│owniczek obscen≤w za wszystkie tego typu "prozy" z nadwy┐k▒ starczy). Pr≤┐no bΩdzie siΩ te┐ stara│ z tysiΩcy, ╝le m≤wiΩ, z milion≤w ksi▒┐ek r≤┐nojΩzycznych, wyrzygiwanych na rynki ksiΩgarskie czegokolwiek dowiedzieµ o Epoce, o jej zakusach ideologicznych, o starciach i zwarciach wiar, wymiotuj▒cych sieczkami sekt nieraz samob≤jczych, daremnie te┐ porwie staraµ siΩ o odtworzenie Ducha czasu, albowiem o nim nie dowie siΩ niczego wiΩcej; jak tego, ┐e w cenie ros│o wszystko, co jeszcze chocia┐by cz▒stkowo znajdowa│o siΩ pod os│on▒ kulturowo-tradycyjnej tabuizacji; dowie siΩ zatem. ┐e co pi▒t▒ dziecinΩ gwa│ci│ by│ tatu╢ tub wujaszek. Zarazem procedery, maj▒ce na celu zdobycie tzw. szmalu, czyli znak≤w pieniΩ┐nych, wyznacza│y Pu│ap wszechludzkich zmaga±, wskutek czego trochΩ zmienno╢ci prezentowa│y jedynie sposoby, z regu│y jednak "kryminalne", jakimi ludzie o za│apanie siΩ za du┐▒ got≤wkΩ walczyli. Kto za╢ nie chcia│, kto siΩ przed namolno╢ci▒ wielbicieli r≤┐nych Soray albo dam o wydymanym silikonami biu╢cie i demonstratorek genitalnych osobliwo╢ci wzdraga, kto przed rozpanoszon▒ po wszystkich mediach mordowni▒ chcia│ siΩ obroniµ, wykonywa│ manewry o dwojakiej orientacji: albo penetruj▒c w│asn▒ wyobra╝niΩ, czyli oddaj▒c siΩ wynios│ej hiponoicznej onanii, albo eskapistycznym chwytem czy a┐ skokiem w przesz│o╢µ nie nadto dawn▒ i dziΩki temu nie nazbyt mΩt czytelnika. Komu za╢ chcia│oby siΩ dowiedzieµ, czy rozpΩdzona by│a informatyczna furia i harpie komputerowe, czy szczytne rojenia kosmologiczne i rozpaczliwe mrugania, maj▒ce umys│ ludzki wcisn▒µ w ╢wiat kwantowy, tam, gdzie nie jego miejsce, gdzie nic pr≤cz bia│ej laski ╢lepca - matematyka - nie wprowadzi, nie m≤g│by nawet domy╢liµ siΩ z lektury bestseller≤w lub masowych czytade│ albo i snobistycznych wypocin najwy┐szej pr≤by i frakcjonowanej dekonstruktywistycznie destylacji tego, czym i jak ludzko╢µ, gnana rozpΩdzonymi molochami wszech┐ar│ocznej maszynerii (kt≤r▒ w pogoni za pieni▒dzem sama stworzy│a m≤zgami kiepsko op│acanych spec≤w, tzw. "uczonych"), pragnΩ│a siΩ przynajmniej mimo owego rozpΩdu ukoiµ i odnale╝µ Graala swego sensu. Albowiem wszystko, nie tylko zakazywane przez Ko╢ci≤│ spΩdzanie p│odu, by│o ju┐ abortywne, albowiem si│▒ nieuchronnej mody to, co powsta│o wczoraj, MUSIAúO tylko przez owo "wczoraj" byµ gorsze i na ╢mietnik ci╢niΩte, a raczej wypychane tam przez Produkt Tera╝niejszy. áááááááááPoniewa┐ owym przysz│ym archeologiem nie jestem, nie mogΩ postawiµ pewnej diagnozy, czy ta wszechprzemijalno╢ciowa akceleracja, to kumie siΩ sztuki, schodz▒cej ju┐ do kloak, ta prΩdka ╢mierµ film≤w, ksi▒┐ek. autorytet≤w, to ustawianie na piedesta│ach Nikogo, jest wywo│ane przyspieszeniem wybuchu demograficznego ludzko╢ci, przed kt≤rego nadmiern▒ potΩg▒ (pr≤cz wulkan≤w i terroryzmu) ju┐ tylko prezerwatywa nieco chroni. Czy te┐ mo┐e raczej owa poronno╢µ, masowy najazd niedonosk≤w (a jest ich zbi≤r nieprzeliczalny od falowa± mody stroj≤w po mody wiar, lemingowo rozdrabnianych sekciarstwem a┐ po sekty samob≤jczego eskapizmu) - to chiliastyczna prawid│owo╢µ schy│kowa ko±c≤wki tysi▒clecia. Jednym s│owem widzΩ, lecz nie pojmΩ. Byµ mo┐e ≤w technokucyk z kognitywistycznej stajni, kt≤rego╢my dla przeja┐d┐ki dosiedli, poni≤s│ i zmieni│ siΩ raptem w mkn▒cego potwornie demona, tak i┐ serce, m≤zg, wiΩc rozum i nerki, czyli wszystkie w▒tpia zast▒pi│ d┐in wyzwolonej przez nas z martwoty, a┐ tak ekspotencjalnie, Natury. Nie wiem. To jat owszem, ju┐em pisywa│, ┐e cywilizacja, roztechnicyzowana i przeautomatyzowana do tego stopnia, a┐ staje siΩ naszym idolem-opiekunem, bezwzglΩdnie wszechstronnym, kt≤ry bierze nas pod kuratelΩ i dba wrΩcz o ka┐dy kosmiczny i ziemski krok, jest szczeg≤lnym rodzajem inferna, w jakie sami niechc▒cy zmienili╢my d▒┐enia do powszechnego dobrobytu, do og≤lnej syto╢ci, do ca│kowitego zabezpieczenia ┐ywota i takiego dbania o nasze dobro, aby nikt, maj▒cy choµ jeden zdefektowany gen, nie m≤g│ potomka sp│odziµ i ┐eby nikt, choµ trochΩ senny, nie potrafi│ uruchomiµ swego auta, maszyny czy ╢mig│owca, gdy┐ i na to czuwaj▒cy bezustannie pan jego losu, komputer, nie zezwoli. Lecz podobne gadki uznawane s▒ przez krytyk≤w, ┐yj▒cych balastem my╢lowym sprzed stu lat, za µmojc-boje, eksploatowane przez chytrych durni≤w, kt≤rzy Wellsowsko-Stapledonowsk▒ Science Fiction podrobili fa│szywkami, i wskutek tego bredze± dla szmalu od wieszcze± dla rozeznania odr≤┐niµ nie spos≤b. Fa│szywe zmy╢lenia s▒ gorsze od fa│szywych banknot≤w, lecz tego w prawie ju┐ nikt nie rozumie, poniewa┐ wolno╢µ rozmno┐y│a (g│≤wnie) umys│owy analfabetyzm, Papiery zadrukowane m▒dro╢ciami zast▒pi│a za╢ mnogo╢ci▒ wonnych papier≤w klozetowych. Obecnie ju┐ urytmizowana scenicznie epilepsja obradza milionami, idiotyzm osobliwie wybitny za╢ jest w cenie. Miliarder og│aszaj▒cy artyku│y o zgubnej tendencji konsorcjalnego pazernictwa (znanego jako , kapitalizm ") uchodzi (zw│aszcza tam) za pomylonego, gdzie ciska opluwaj▒cym go nΩdzarzom swoje miliony. Ale mo┐e byµ, ┐e siΩ tak ╝le, jak z tym zadumanym stad wykopaliskami z naszej epoki ekspertem nie stanie, albowiem nie bΩdzie ju┐ nim ┐aden Cz│owiek, tylko przez wnuk≤w naszych wyhodowany klonacjami transgeniczno-cyborgiczny Quasihomo Cyborgenis. áááááááááPragn▒ce siΩ panom spodobaµ panie │aduj▒ w biusty do trzech kilogram≤w silikonu i nie m≤wcie mi nic o Homo sapiens. Zbyt wielkich nadziei nie dostrzegam, lecz co robiµ: jest tak, jak jest. |
We wrze╢niu 97
pisa│em
Stanis│aw Lem
![]() ![]() ![]() |