Stanis│aw
Lem![]() |
||||
"Rozwa┐ania sylwiczne XLII" |
áááááááááZn≤w sko±czy│em czytaµ TrylogiΩ. Jak zwykle, czyta│em od "Ogniem i mieczem", a potem "Potop" od ╢rodka i wreszcie (wbrew oporom) "Pana Wo│odyjowskiego". Za czym jeszcze raz wzi▒│em siΩ za paszkwil przeciw- Sienkiewiczowski Gombrowicza (z "Dziennika") i za ksi▒┐kΩ Stawara, kt≤ra dziwnie s│aba, wodnista mi siΩ wyda│a, a na koniec za Tomasza Jode│ki wyb≤r tekst≤w r≤┐nych od Prusa po dwudziestolecie, w kt≤rym Trylogia na wiele stron wyobracana zostaje. Nie dziwota, ┐e Kraszewski j▒ podepta│, albowiem invidia jest bardzo typowym dla piΩknego pi╢miennictwa afektem. Dziwne to (bo ja i po "LegendΩ M│odej Polski" Brzozowskiego siΩgn▒│em), ┐e tyle by│o rejwachu o prawdΩ historyczn▒, o historiozoficzn▒, o akuratno╢µ lub astygmatyczno╢µ pokazania ksiΩcia Wi╢niowieckiego, a tymczasem mn≤stwo kwestii, kt≤re dla krytyki lepiej siΩ nadaj▒, jako╢ prawie zupe│nym milczeniem pominiΩtych zosta│o. S. Lema uwagi o Trylogii w "Filozofii przypadku" najoczywi╢ciej siΩ nie licz▒, jako┐ najpierw on sam (tj. Lem) corpus alienum w polonistyce (nie tylko od pana Zag│oby) stanowi, a po wt≤re by│y to uwagi oderwane i pomieszane, jako ┐e s│u┐y│y niczym szkie│ka w kalejdoskopie. Wszelako konaj▒cy obecnie postmodernizm wymaga│by rozpraw s▒┐nistszych z Trylogi▒ i jako mikroprzyczynek by│bym got≤w jedynie tytu│y odno╢nych a nieistniej▒cych prac magisterskich, a nawet habilitacji doktoryzowanej siΩgaj▒cych, pokr≤tce wymieniµ: |
1 | áááááááááOkropie±stwa ludob≤jstwa, zbrodnie przeciw Warto╢ciom Chrze╢cija±skim, przeciw Prawom Cz│owieka masowo dokonywane od pierwszej do ostatniej strony dzie│a przy ca│ej znakomito╢ci jego, dla kt≤rej nienasienny podziw ┐ywiΩ. Jak wiadomo, pewien hitlerowski kat i obozowy zwierzchnik dawa│ synowi fuzjΩ, aby dla uciechy dzieciΩcej m≤g│ z jakowej╢ werandy tego czy tamtego wiΩ╝nia ustrzeliµ. Dziwnie mi to podobne do fantazji, z jak▒ mi│a Basia z leziorkowskich Wo│odyjowska ludzi (bo to ludzie byli) pod opiek▒ zacnego ma│┐onka ╢cina│a i jeszcze powiadaj▒, ┐e jako anio│. Jak wiadomo, ╢cinanie jest anio│≤w naczelnym zajΩciem... Rozumiem historyczn▒ adekwatno╢µ, wszak┐e do niej niechaj┐e siΩ dobierze nastΩpna praca: |
2 | áááááááááObfito╢µ krwawej leksykografii w Trylogii jako to wroga "wygniatanie" (pluskwy mo┐na TE» wygniataµ), znoszenie (w sensie "znie╢µ z powierzchni ╢wiata, ziemi i ┐ycia"), na pal naw│≤czyny (Azja) i moc innych: s│owniczek by sporszy powsta│ i k│am zada│ Gombrowiczowskiej tezie, ┐e tu krew jest jeno rodzajem soku malinowego. Jak kto╢ mianowicie by│ zniewolony, obie okupacje, sowieck▒ i niemieck▒, musia│ na naszej ziemi prze┐yµ i czy chcia│, czy nie chcia│ napatrzy│ siΩ mord≤w, to ju┐ mu to s│ownictwo staje belk▒ w oku i nie mo┐na opowiadaµ przy nim o niewinno╢ci cukierkowej Trylogii i jej autora. A w szczeg≤lno╢ci praca trzecia z kolei by siΩ przyda│a, a mianowicie: |
3 | áááááááááSeks i jego zboczenia w Trylogii. Bo to nie tylko Bohun morzem wiezione porwane dziewice gwa│ci│ i zaraz post coitum z kamieniem u .szyi (wraz z t│umem jurnych druh≤w-kozak≤w) w Czarnym Morzu topi│. Jak siΩ wczytaµ, to i pan Andrzej Kmicic nie by│ od tego, bo sobie przypomina, kiedy AnusiΩ Borzobohat▒ - Krasie±k▒ uchroni│ przed ┐▒dzami Sobiepana Zamoyskiego, ┐e je╢liby nie jak cier± w sercu tkwi▒ca Amora strza│a, zwracaj▒ca go my╢l▒ ku Ole±ce, to by ."poswawoli│", jako z kompanionami zacnymi by│ czyni│. Takich ustΩp≤w, po kt≤rych oko czytelnika siΩ prze╢lizguje, jest moc. Przecie┐ Azja nie tylko ZosiΩ Bosk▒, EwkΩ Nowowiejsk▒ porwa│ i wedle rozkazu sprzeda│ czy da│ sprzedaµ w jakim╢ Stambule, skoro pisze pan Henryk, ┐e ze sto m│odych niewiast wraz z nimi tam┐e komercjalnie przekazanych zosta│o, a jak kt≤ry Lipek nie chcia│ trzymanej dla rozkoszy branki Turkom odsprzedaµ, no to ╢cina│ niejako z mi│o╢ci. I tak to mo┐na powyskubywaµ z Trylogii raz po razie i te┐ ca│y s│owniczek seksuologiczny z│o┐yµ. Przy tym zaznaczam, ┐e w skromno╢ci mojej ograniczam siΩ tu do tego, co literaliter w Trylogii znale╝µ mo┐na, nie siΩgam zaraz po Freuda, a┐eby wyja╢niaµ domys│ami, jakie znaczenie dywulguj▒ Azji na pal naw│≤czyny, bo to by│oby ju┐ niejak▒ (chocia┐ i Freudowsk▒) dowolno╢ci▒ podszyte. Nie trzeba zaraz mno┐yµ │echtaczek w nowoczesnym pisaniu panie±skim: widaµ, ┐e i u klasyka na naukΩ p≤j╢µ siΩ godzi. Nie masz genitalizacji dos│ownej w Trylogii, ale jest moc podszytych zboczeniami i ┐▒dzami "afekt≤w" i scen; Sienkiewicz musia│ ci ksiΩcia Bogus│awa jak ogiera-dzianeta na kantarze trzymaµ, bo inaczej ╝le by siΩ sta│o z kwiatem dziewictwa panny Billewicz≤wny. Co wszystko m≤wiΩ, maj▒c na uwadze implicitne intencje, poniewa┐ Sienkiewicz jak tylko m≤g│ (wed│ug ducha czasu musia│), owe ingrediencje t│umi│ i ochronnie maskowa│. Inna rzecz, to by│aby praca numer cztery: |
4 | áááááááááB│Ωdy i pomy│ki w zakresie wieku os≤b dzia│aj▒cych i tak np. o pani Boskiej matce m≤wi▒ "starucha", wiΩc i jak na owe czasy musia│aby chyba piΩµdziesi▒tki co najmniej dochodziµ; za to panna El┐bieta Sielawska, ko│o kt≤rej Wo│odyjowski usiad│, ma lat czterdzie╢ci, a zowi▒ j▒ nie staruch▒ ┐adn▒, jeno "pann▒". "Panna" - czy to jest stan, czy z wiekiem bez dookre╢lenia "stara" samoistne ustanowienie wieku - rzecz niejasna. Pos│≤w (ataman Sucha Ruka) ka┐e Jeremi ksi▒┐Ω na pal wbiµ, a jak Carolus Gustavus grozi stryczkiem delegacji, kt≤ra prosi go w wid│ach Sanu i Wis│y Rocha Kowalskiego, to Zag│oba na kr≤la szwedzkiego oburza siΩ, bo inni na wsiadanego kielichem czΩstuj▒. Ale to s▒ ju┐ ca│kowicie dozwolone odmienno╢ci. Najdziwniejsze atoli wydaje mi siΩ przyznawanie Sienkiewiczowi racji w tym, jakoby tych ksi▒g szereg (ponad 3000 stron druku) powsta│ "dla pokrzepienia serc". Ale┐ "Ogniem i mieczem" tym siΩ niekrzepi▒co ko±czy, ┐e nienawi╢µ zatru│a krew pobratymcz▒, wesele, co po│▒czy│o pana Kmicica z pann▒ Aleksandr▒ ┐adn▒ miar▒ za "historycznie pokrzepiaj▒ce" uj╢µ nie mo┐e, natomiast fabu│a o Ba╢ce i Michale ko±czy siΩ jedn▒ wielk▒ mogi│▒ i gruzami Kamie±ca, "po wieczne czasy" Turkom oddanego. Osobi╢cie raczej bym za TAKIE pokrzepianie dziΩkowa│ do╢µ ch│odno. Zreszt▒, ju┐ bardziej serio m≤wi▒c, powie╢µ w ca│o╢ci rozwinΩ│a siΩ "sama" w tym sensie, i┐ mia│o byµ jeno "Wilcze gniazdo", a rzecz wysnu│a z niego panoramiczny w▒tek. Okrasa Dumasowska tak┐e w kotle tym p│ywa, ale co z tego, kiedy postaci drugiego planu (RzΩdzian i trzej Kiemlicze na przyk│ad) s▒ postawione ╢wietnym rozmachem pi≤ra i po Gombrowiczowsku wybrzydzaµ siΩ na ca│o╢µ nie ma co. Oczywiste niezborno╢ci (┐eby nie wiedzieµ jak na rzecz Sienkiewicza rachowaµ, Anusia Borzobohata w "Panu Wo│odyjowskim" do "machniΩcia" siΩ za niego gotowa, MUSI mieµ pod czterdziestkΩ) "wysz│y" st▒d zapewne, ┐e ca│o╢µ, nabrawszy impetu, sz│a niejako "sama" i ┐e wyhamowaµ siΩ impetu owego nie dawa│o. Zreszt▒, mamy┐ lepsz▒ powie╢µ historyczn▒? BΩd▒c istot▒ z gruntu prymitywn▒, to jest za nic nie zdoln▒ zmie╢ciµ siΩ w owych dziwacznie skrojonych garniturach, jakie nam Parnicki uszy│, nie mogΩ mu daµ kreski. Trylogia prawdΩ m≤wi, chocia┐ pe│na jest nieprawdy oczywistej. Niedawno szed│ w Rosji sp≤r wok≤│ powie╢ci Wadimowa "Genera│ i jego armia" (kt≤ra ju┐ na Zach≤d w t│umaczeniach przekoczowa│a), poniewa┐ ci, co osobi╢cie ┐yli i walczyli w tak zwanej wielkiej wojnie ojczy╝nianej sowieckiego Sojuzu, poodnajdywali mn≤stwo nieprawdziwych szczeg≤│≤w w tej ksi▒┐ce. Pisa│em jednak memu t│umaczowi w Moskwie, ┐e chocia┐ ci, co sami wojowali, na pewno wiedz▒ nawet i lepiej .od Wadimowa, jak to tam by│o, co mog│o siΩ,. a co nie mog│o przydarzyµ - przecie┐ autor obdarzony tylko ksi▒┐kow▒ wiedz▒ nie wojowa│ sam, jako ┐e zbyt m│ody - ale talentem "ducha czasu" wywo│a│ i w powie╢ci go potrafi│ do ┐ycia doprowadziµ. Oto np. to, ┐e powyci▒gani z gu│agu dow≤dcy byli w dwa ognie wziΩci - od frontu przez Niemc≤w, od ty│u za╢ przez ."osobist≤w" ze Smiersza, przez KGB-ist≤w - te cΩgi podw≤jne w powie╢ci pokaza│y swoje prawdziwe uzΩbienie, a to, czy "osobista" m≤g│ na radzie wojennej bez wahania siΩ pojawiµ czy nie m≤g│, jest rzecz▒ czwartorzΩdn▒. Bo zawsze jest tak, ┐e ten, kto dany historyczny czas jako ╢wiadek lub jako ofiara prze┐y│, zna jego "fakturΩ" z drobiazgow▒ skrupulatno╢ci▒, wiΩc dopiero kiedy wszyscy ╢wiadkowie tacy wymr▒, nikt ju┐ fa│szu pisarzowi zarzuciµ nie bΩdzie w stanie i rzecz staje siΩ wykopaliskiem archeologicznym dla chΩtnych polemiki historyk≤w. Ale to czytelnika (jak ja) nie porusza. Prawda literatury ma siΩ "jako╢" do prawdy ┐ycia: lecz JAK, nie │atwo wyja╢niµ ani zdefiniowaµ... |
(c) Copyright by Stanis│aw Lem, 1996
![]() ![]() ![]() |