Stanis│aw
Lem![]() |
||||
"Rozwa┐ania sylwiczne XLVI" |
1 | áááááááááWielkanoc w samej rzeczy oczy╢ci│a wszystkie bodaj programy transponder≤w satelitarnych ze zbrodni i krwi. Wstydno rzec, ale pozosta│y g│≤wnie nudy na pudy, pojΩcia nie mam czemu. Jeszcze w czasie Wielkiego Tygodnia ohydne katastrofy zajmowa│y w programach miejsca naczelne, ale okropna by│a powtarzalna banalno╢µ fabu│. |
2 | áááááááááJako dziecko przedwojenne
pamiΩtam, ┐e powtarzaj▒cym siΩ do╢µ namolnie
tematem obraz≤w przedtelewizyjnych w filmach by│ los
│odzi podwodnej a zatopionej; za│oga nasmarowana
jak▒╢ wazelin▒ czy oliw▒ (jako potem) le┐a│a
brudnawa - w zatopionej │odzi podwodnej nie ma siΩ czym
ani jak myµ - w ┐elaznym pudle wnΩtrza, a┐ jaki╢
zbawca - nurek poczyna│ (niby to) pod wod▒ na morskim
dnie pukaµ - stukaµ w burtΩ i w│a╢ciwie wszystko na
tym polega│o. Ja za╢ ogl▒da│em w Wielkim Tygodniu: A) Jumbo - samolot z panami, paniami i dzieµmi spada do (do╢µ p│ytkiego) morza, le┐y na dnie, no i woda powoli, ┐eby mΩki przez ca│y film trwaµ mog│y, wlewa siΩ do ╢rodka, a helikoptery ratunkowe, samoloty i diabli wiedz▒ co i kto lec▒ ratowaµ, a┐ w finale wyratuj▒ i spod wody wyci▒gn▒; B) Taki┐ wielki, tak samo lud╝mi napchany samolot spada w obszarze mokrade│, moczar≤w, b│ot. Wszyscy nie gin▒, bo by filmu nie by│o. MΩcz▒ siΩ, paµkaj▒ i taplaj▒ w tym b│ocie, krokodyle ju┐ siΩ zbli┐aj▒, okropne niewiast krzyki (wy│▒czam d╝wiΩk), znale╝µ miejsca upadku samolotu pomoc nie mo┐e (wy│▒czam obraz, tj. telewizor), a po kolacji widzΩ niestety ci▒g dalszy, krokodyle nikogo jeszcze nie zjad│y, ale pomoc ju┐ jest na miejscu, masy b│ota, krzyki-wrzaski, a┐ mΩcz▒ce to widowisko zagoni│o mnie do te┐ do╢µ mΩcz▒cej ksi▒┐ki p. R. Nycza "Sylwy". Mimo wszystko wola│em pochwa│y Buczkowskiego od tamtego filmu; C) M│oda para w motor≤wce wyrusza hen w g│▒b, a raczej w dal jeziora, motor siΩ psuje, za to krokodyle (po┐yczone z filmu spod "B" byµ mo┐e) zbli┐aj▒ siΩ. S│owa odwagi, otuchy, mi│osne poca│unki (ja za╢ wytrzymaµ braku wiose│, ┐agla i pomys│owo╢ci scenarzyst≤w nie mog▒c, do ksi▒┐ki pana Ryszarda N. powracam z cichym jΩkiem na ustach); D) MΩ┐czyzn dwu i kobieta jedna (blondyna - owszem) udaj▒ siΩ w podr≤┐ oceaniczn▒ katamaranem plastikowym, burza, wszystko zalewa woda, nieogolony staruch na l▒dzie chwyta ich SOS, katamaran przewraca siΩ kilem do g≤ry, chocia┐ sensu stricto atque proprio on kilu nie ma, pomoc mo┐e i przybΩdzie, ale ja p. Nycza ju┐ wolΩ, aczkolwiek znie╢µ Buczkowskiego nie jestem tak samo w stanie, jak brykola┐u, kt≤rego mi mo┐e tygodniami, dniami, nocami Wielki S│ownik Warszawski dostarczyµ. R≤┐nica zasiΩ taka, ┐e Buczkowski wykonywa│ kalejdoskopow▒ sieczkΩ ponoµ strasznie ponur▒, requiem dla epoki bΩd▒c▒, natomiast autorzy S│ownika ju┐ nie sieczkΩ, ale leksykograficzny polszczyzny drobiazg trocinowy si▒pi▒. E) Doczekaµ siΩ nie mogΩ, kiedy ex-Knight Rider, obecnie za faceta ratowniczego w otoczeniu przystojnie rozebranych blondynek na brzegu morskim robi▒cy, w toku jednego ze swoich bohaterskich poryw≤w gwoli wyratowania z odmΩt≤w kogo╢ tam, zostanie nareszcie spo┐yty ze wszystkimi blondynkami razem przez ┐ar│acze, kt≤re bardzo podniecaj▒co siΩ w ka┐dym obrazie ko│o nich jakoby krΩc▒, ale nic z tego, bo jak zauwa┐y│em, by│ ju┐ dawno w sylwach moich, re┐yser ┐yµ musi, tote┐ sta│ych dochod≤w potrzebuje; F) Rozkopywanie nowoodkrytych grob≤w masowych, ale siΩ okazuje, ┐e nie jest to ┐adne widowisko wyre┐yserowane, leci zwyk│a scena w NEWS-ach z Bo╢ni; do p. Nycza tedy; G) Kojak (jako╢ staroµ odgrzana) mordercy jakiego╢ szuka, czy znalaz│ nie wiem, bom szybko telewizor wy│▒czy│, a co dalej by│o, ju┐ domy╢lcie siΩ sami; H) Herkules bardzo silny; │a±cuchy rwie, wszystkim pancernym i bezpancernym radΩ daje; wy│▒czam wizjΩ itp.; I) Komiks dla uspokojenia obejrzeµ pragnΩ ("Cartoon" program). Superman i asteroid, kt≤ry wali z chy┐o╢ci▒ potworn▒, a┐eby ziemskiej planecie kuku zrobiµ. Superman zrywa siΩ, sw≤j ubi≤r barwny wdziewa, to mu si│ dodaje, pΩdzi w Kosmos, pr≤┐nia dla niego nic, obur▒cz odpycha planetkΩ z trajektorii, kt≤r▒ w ZiemiΩ pp. scenarzy╢ci wykierowali, a potem wielbi▒ draba i chwal▒ masowo: ja za╢...; J) Cz│owiek-paj▒k, wybitny wynalazek ameryka±ski, ale b│agam, nie ka┐cie mi opowiedzieµ, co i jak siΩ dzia│o: do Sylw jak wy┐ej tedy znowu. I tak dalej. Oczywi╢cie kto╢ m▒drzejszy ode mnie zauwa┐y│by, ┐e telewizora w og≤le w│▒czaµ nie nale┐y, ale w ko±cu mam miskΩ satelitarn▒, mam receiver, mam aparat Sony, mam wszystko, 40 program≤w, wiΩc jak┐e nic a nic, tylko o Sylwach lekturΩ kontynuowaµ? M≤wi▒c prawdΩ, do snu czytujΩ "Ogniem i mieczem" wci▒┐ a wci▒┐, i jakie╢ niedoczytane uprzednio miejsca przecie┐ wynajdujΩ za ka┐dym razem, aczkolwiek te bardziej dynamiczne (pojedynek Wo│odyjowskiego z Bohunem) ju┐ na pamiΩµ umiem i m≤g│bym w razie potrzeby wydeklamowaµ. |
3 | áááááááááJakie╢ to dziwne jednak. »eby siΩ ukoiµ i uspokoiµ definitywnie, wzi▒│em siΩ do studiowania, najpierw biuletynu NASA z 1978 roku pt. "A Bibliography on the Search for Extraterrestrial Intelligence", a potem do po┐ywnego sprawozdania z ksi▒┐ki wydanej przez pp. Kellermana i Seielstada "The Search for Extraterrestrial Intelligence", kt≤ra to rzecz ukaza│a siΩ w roku 1986, a prezentuje sympozjum zorganizowane przez uczonych mΩ┐≤w - astrofizyk≤w (niewiasty ani jednej jako╢) w roku 1985, bo to by│o dwudziestopiΩciolecie projektu OZMA, jakim p. Frank Drake wszcz▒│ one poszukiwania. Notabene, przekonania, i┐ siΩ wnet znajdzie Tamtych, tak mocno zrazu by│y utwierdzone w g│owach uczonych, ┐e nazwano projekt "Communication with...", czyli po prostu komunikacj▒, tj. │▒czno╢ci▒ z Innymi, ale z up│ywem lat pokaza│o siΩ, ┐e jak gdyby nie takie to natychmiastowe i pewne, wiΩc nazwa spad│a do "poszukiwania..." Teraz ju┐ 35 lat od projektu OZMA minΩ│o, bibliografiΩ w minionym czasie sporz▒dzon▒ mam na biurku, porz▒dnie ponad 1500 prac naukowych wysz│o (o bredzeniach sensacyjno-popularnych nie wspomnΩ, bo siΩ nie licz▒), a tymczasem ci▒gle nic a nic. Ostatnio pan M. Subotowicz przys│a│ mi z Lublina ksi▒┐kΩ swoj▒ na ten┐e temat i te┐, jak wie ka┐dy zainteresowany, nic a nic. Obecnie m≤wi siΩ o Tamtych z Gwiazd co najmniej tyle samo, co o pieni▒dzach, jakie by projekty w rodzaju CYKLOPA poch│on▒µ musia│y, natomiast zimno roztropni pragmatycy polityczni i kapitalistyczni pytaj▒ "a jakby sygna│y odebraµ, TO CO MY Z TEGO MO»EMY MIE╞?" Odpowiedzi uzyskuj▒ niejasne i niepewne, lecz tu o miliony dolar≤w co najmniej idzie. Tote┐ nie ma rady: musi nas wy│▒cznie ziemska, ludzka strona tych cierpliwie ponawianych poszukiwa± zajmowaµ. Zmar│y dobrych parΩ lat temu astrofizyk rosyjski J. Szk│owski, on┐e z Carlem Saganem inicjator by│ej konferencji SETI w Biurakanie (i ja siΩ tam odezwa│em, powiem od razu, ┐e nader sceptycznie - rzecz wysz│a pod≤wczas w wydawnictwie MIR w Moskwie) powiedzia│ mi w sekrecie, ┐e samo ╢w. Politbiuro siΩ kwesti▒ Innych jur wtedy po raz pierwszy zainteresowa│o i sam ponoµ Bre┐niew pyta│, czy te┐ aby Kontakt z Innymi Inteligentnymi Cywilizacjami nie zagrozi, bro± Bo┐e, w│adzy radzieckiej, wszelako upewniali go uczeni, ┐e wcale nie. Jedyn▒ pewn▒ odt▒d rzecz▒ jest ta, i┐ Zwi▒zek Socjalistycznych Republik Rad rozlecia│ siΩ w dosyµ drobny mak bez interwencji SETI, czyli Obcej Inteligencji: w│asna inteligencja ca│kowicie do tego rozpadu okaza│a siΩ wystarczaj▒ca. Dobrze, ale co z Innymi? Dzi╢, gdy piszΩ te s│owa, odwiedzi mnie osoba niemiecka z tamtejszego radia, a┐ebym siΩ wypowiedzia│, bo ostatnio zaczΩli astrofizycy wed│ug obserwowalnych perturbacji gwiazd wykrywaµ matematycznym domys│em PLANETY innych system≤w. Droga do SETI jednak kr≤tsza nie jest. Jak powiadam ciekawskim, znale╝µ na ulicy kopertΩ owszem mo┐na, ale tak▒, ┐eby w niej i czek na milion dolar≤w wystawiony na okaziciela by│, to ju┐ MNIEJ prawdopodobne: i tak jest z SETI. |
(c) Copyright by Stanis│aw Lem, Wielkanoc 1996
![]() ![]() ![]() |