|
(pos│owie do ksi▒┐ki)
CHAOS, úAD I LITERATURA
ááááááááááKatar jest jedn▒ z
p≤╝niejszych powie╢ci Lema - pochodzi z 1975 roku -
sam autor uznaje go za ulepszon▒ i poprawion▒ wersjΩ
wcze╢niejszego ªledztwa. Obydwa utwory zajmuj▒
istotnie w tw≤rczo╢ci Lema pozycjΩ osobn▒,
prze│amuje siΩ w nich bowiem konwencja powie╢ci
kryminalnej czy detektywistycznej z konwencj▒ powie╢ci
fantastycznonaukowej. Ale z tej ostatniej nie przychodz▒
do owych ksi▒┐ek ani techniczne wynalazki, ani jakie╢
niezwyk│e postacie bohater≤w - raczej tylko do╢µ
swoista i w innych powie╢ciach nie
u┐ywana metoda interpretacji tajemniczych zjawisk.
TrochΩ tak, jak w przypadku, gdy do rozwi▒zania
jakich╢ bliskich Ziemi problem≤w stosuje siΩ
"kosmiczn▒" technologiΩ. Ale ªledztwo r≤┐ni
siΩ od Kataru do╢µ zasadniczo
charakterem wystΩpuj▒cej w nim zagadki: przyczyna
przemieszczania siΩ zw│ok ╢wie┐o zmar│ych ludzi z
podlondy±skiej prowincji nie zostanie w nim nigdy
wyja╢niona, a sam charakter tej tajemnicy i
towarzysz▒ce dziwacznym zdarzeniom okoliczno╢ci zdaj▒
siΩ byµ drwin▒ autora z czytelniczych
oczekiwa± i przyzwyczaje± - jak gdyby konwencja horroru
w│ama│a siΩ tu za spraw▒ pisarza w poczciwie
racjonalny ╢wiat powie╢ci kryminalnej, gdzie wszystko
przecie winno w ko±cu ulec logicznej eksplikacji. W Katarze jest inaczej, bo racjonalno╢µ i logika
zwyciΩ┐aj▒ w ko±cu, a tajemnice powie╢ci zostaj▒
roz╢wietlone. A zatem pisarz musi siΩ potrudziµ, aby
skonstruowaµ zagadkΩ na tyle skomplikowan▒, aby
rozwi▒zanie nikomu wcze╢niej nie mog│o wpa╢µ do
g│owy - i aby przy tym nadawa│a siΩ ona do wy│o┐enia
jego pogl▒d≤w teoriopoznawczych. Jakie┐ to jednak
pogl▒dy i o czym w│a╢ciwie traktuje m│odsza z
detektywistycznych powie╢ci Lema?
ááááááááááAmeryka±ski kandydat na
kosmonautΩ, kt≤remu alergia przeszkadza w zrobieniu
kariery w wybranej profesji, wys│any zostaje do W│och
ze skomplikowan▒ misj▒ natury kryminalnej: jest niejako
┐yw▒ sond▒ lub pr≤bnikiem, zanurzonym w ╢wiat
otaczaj▒cy po to, by wyja╢niµ zagadkΩ ╢mierci
starzej▒cych siΩ mΩ┐czyzn - kt≤rzy w
okoliczno╢ciach do pewnego stopnia podobnych,
ale z przyczyn nieznanych trac▒ ┐ycie. Bohater pr≤buje
powt≤rzyµ ich drogΩ ku ╢mierci i przez d│u┐szy czas
na pr≤┐no kusi Nemezis, aby spr≤bowa│a na nim swych
zΩb≤w - a┐ ni st▒d, ni zow▒d, w finale powie╢ci,
kiedy ju┐ ma zrezygnowaµ z rozwi▒zywania zbyt
z│o┐onej zagadki, okazuje siΩ, ┐e lista warunk≤w
potrzebnych mu do wygranej trafem siΩ dope│ni│a - i
kosmonauta, choµ z nara┐eniem ┐ycia, doprowadza do
wy╢wietlenia tajemnicy.
ááááááááááKatar jest powie╢ci▒
zrobion▒ "zgrabnie", dzie│em dojrza│ego
pisarza, starego wygi, kt≤ry umie z maestri▒ uwiµ
intrygΩ, spl▒taµ misternie literackie w▒tki i
doprowadziµ dzie│o do efektownego rozwi▒zania. Mo┐na
rzec, i┐ u takiego autora przys│owiowa strzelba
wisz▒ca na gwo╝dziu w pierwszym rozdziale - w ostatnim
nieuchronnie wypala - ku uciesze
publiczno╢ci umiej▒cej doceniµ sprawno╢µ warsztatu i
panowanie tw≤rcy nad ca│o╢ci▒ materia│u opowie╢ci.
Ale w tej sk│adno╢ci jest co╢ niepokoj▒cego - tak
jakby autor zadawa│ (sobie, nam) pytanie, czy nie tkwi w
niej jakie╢ oszustwo, czy w samej rzeczy wymogi
literatury nie pozostaj▒ tu w sprzeczno╢ci z innymi
wymogami - m≤wienia prawdy o naturze ╢wiata, czy,
jednym s│owem, ko±cowy sukces poszukiwa±, kt≤rego
zabrak│o w ªledztwie, nie pozostaje w
sprzeczno╢ci z obecn▒ w powie╢ci filozofi▒ poznania.
ááááááááááS▒ w
Katarze obecne,
z grubsza bior▒c, trzy rodzaje pyta±. Pierwsze odnosz▒
siΩ do dzisiejszej rzeczywisto╢ci i jej przymiot≤w,
drugie - do kwestii poznawczych, trzecie - do spraw
literatury. Na pytanie pierwsze odpowiada autor na
r≤┐ne sposoby, ale g│≤wnie poprzez opisy zdarze± i
ich scenerii, kt≤rymi rz▒dzi zasada przepe│nienia.
Mo┐na powiedzieµ, i┐ ┐ywio│em Kataru
jest
chaos: chaos zdarze±, os≤b, motywacji i koincydencji.
Jego narastanie w pierwszej czΩ╢ci powie╢ci autor
ukazuje bardzo kunsztownie - szczeg≤lnie w znakomitej
sekwencji po╢wiΩconej zamachowi bombowemu na lotnisku w
Rzymie, nosz▒cym zreszt▒ symboliczne miano Labiryntu.
Wszystko w tym fragmencie opowie╢ci jest zgΩszczone i
swoi╢cie "nadmiarowe": pocz▒wszy od samego
t│umu podr≤┐nych, t│ocz▒cych siΩ w
ogromnej hali, w przej╢ciach i na eskalatorach, poprzez
sferΩ obraz≤w, kt≤re t│ocz▒ siΩ r≤wnie┐ i
nak│adaj▒ na siebie, nastΩpnie sferΩ zdarze±,
kt≤rych te┐ jak gdyby zbyt wiele w tak ma│ym odcinku
czasu, a wreszcie sferΩ jΩzyka i stylistyki
- z jej d│ugimi, z│o┐onymi, "labiryntowymi"
jak sam gmach portu lotniczego opisami, kt≤rych suchy i
rzeczowy charakter tylko maskuje absurdalno╢µ ╢wiata
jako ca│o╢ci. Ze ╢wiata chaosu przychodzi r≤wnie┐
ob│Ωdna logika terrorystycznego zamachu, pos│uguj▒ca
siΩ globaln▒ skal▒ i zasad▒ zbiorowej
odpowiedzialno╢ci wszystkich za wszystko.
"Nowozelandzki turysta, chc▒c zaprotestowaµ
przeciw porwaniu w Boliwii australijskiego dyplomaty,
usi│owa│ porwaµ w Helsinkach czarterow▒ maszynΩ z
pielgrzymami do Watykanu. Zasada prawa
rzymskiego is fecit, cui prodest ju┐ nie jest
wa┐na" - m≤wi siΩ na przyjΩciu u doktora Bartha.
ááááááááááMy╢l▒c teraz - po
dwudziestu paru latach od powstania ksi▒┐ki - o tym, co
opisa│ Lem, dochodzΩ do wniosku, ┐e zanotowa│ on
pierwsze symptomy zjawiska, kt≤re dzi╢ przyjΩ│o siΩ
nazywaµ "globalizacj▒", tzn. zasad▒
po│▒czenia zjawisk zachodz▒cych na ca│ej kuli
ziemskiej w funkcjonaln▒ ca│o╢µ, ca│o╢µ jednak na
tyle z│o┐on▒, ┐e zasad jej dzia│ania ju┐ w ┐aden
spos≤b nie mo┐na do ko±ca przenikn▒µ, bowiem
zaczynaj▒ nimi rz▒dziµ losowo╢µ i prawa statystyki.
Bolesne skutki krachu na gie│dzie w Seulu czy
Singapurze, jakie odczuwamy niebawem w naszych
portfelach, to tylko skrawek znacznie potΩ┐niejszego
problemu. W takim ╢wiecie dedukcja nie mo┐e ju┐
s│u┐yµ do wyja╢niania genezy zjawisk,
poniewa┐ wyodrΩbnienie z ich nieobjΩtej masy tych,
kt≤re s▒ w danym momencie istotne z funkcjonalnego
punktu widzenia, staje siΩ niemo┐liwe, podobnie jak
niemo┐liwe jest zapanowanie nad z│o┐ono╢ci▒
wszystkich zachodz▒cych miΩdzy nimi korelacji. Dlatego
rzeczowo╢µ i przytomno╢µ bohatera-narratora, kt≤ry
niestrudzenie i obiektywnie rejestruje fakty, tyle samo
jest w ko±cu warta, co rzeczowo╢µ Witolda z
Gombrowiczowskiego Kosmosu, szukaj▒cego bez skutku
sk│adno╢ci w powtarzanej bez ko±ca li╢cie
"element≤w" swego ╢wiata: "wr≤bel,
patyk, usta, kot, grudka, rysa..." itd. Nic siΩ z
tego z│o┐yµ nie da. WiΩcej zaufania ni┐ dedukcja
budzi wiΩc tutaj intuicja - choµby w tym niesamowitym
opisie halucynacji bohatera, spoza kt≤rych najwy┐szym
wysi│kiem przedziera siΩ potrzeba sensu.
ááááááááááAle i na tym nie koniec,
bo komplikacja obecna w makro╢wiecie schodzi te┐ w
dziedziny mikrocz▒steczek: tylko biochemik wie, jak
niezmiernie skomplikowane s▒ zasady oddzia│ywania
zwi▒zk≤w chemicznych na ┐ywe organizmy i jak
decyduj▒co wp│ywaµ mog▒ ╢ladowe ilo╢ci pewnych
substancji na w│a╢ciwe ludziom odczucia, zachowania czy
fizjologiczne procesy. Z tego w│a╢nie powodu tw≤rcy
nowych lek≤w nie id▒ do celu prost▒ drog▒
komponowania ich "logicznie" - z cegie│ek pierwiastk≤w
o znanym uprzednio dzia│aniu, ale dokonuj▒ setek i
tysiΩcy do╢wiadcze± z rozmaitymi zwi▒zkami, zanim
natrafi▒ na ten jeden, kt≤ry ujawni po┐▒dane efekty.
Labiryntowi ╢wiata polityki, ekonomii czy innych
ludzkich spraw odpowiada wiΩc u Lema drugi labirynt
- umieszczony w mikro╢wiecie.
áááááááááá"Pytanie
poznawcze" zadawane w powie╢ci zyskuje w niej
pozornie prost▒ odpowied╝: do niesko±czenie z│o┐onej
zagadki nale┐y strzelaµ mo┐liwie wielk▒ liczb▒ pr≤b
jej rozwi▒zania wtedy statystyka zapewni nam w ko±cu
rozstrzygniΩcie wszystkich dylemat≤w. Nie dlatego, ┐e
celnie strzelamy, ale dlatego, ┐e w ulewie kul kt≤ra╢
w ko±cu trafiµ musi. Temu w powie╢ci s│u┐▒
"modelowe" anegdoty o kroplach deszczu
padaj▒cych na st≤│ nabijany µwiekami lub o strzelcach
mierz▒cych do much w locie. Brzmi to
zabawnie, ale ╢wiat Lema tak jest w tej powie╢ci
skonstruowany, ┐e sam musi w ko±cu rozwi▒zaµ swoje
zagadki. S│u┐y temu ta sama z│o┐ono╢µ i
nadmiarowo╢µ, kt≤ra uprzednio przekre╢li│a szanse
logicznych dedukcji. A zatem sukcesy, jakie odnosz▒
dzi╢ uczeni, wynikaj▒ nie st▒d, ┐e genialnie
przenikaj▒ wzrokiem chaos t│ocz▒cych siΩ przed nimi
fakt≤w, ale st▒d, ┐e do pracy przystΩpuj▒
stutysiΩczn▒ armi▒ i, statystycznie rzecz bior▒c,
kt≤remu╢ z nich musi w ko±cu przytrafiµ siΩ
w│a╢ciwa odpowied╝ na zadawane wci▒┐ te
same pytania. Jako╢ to ma│o romantyczne i perspektywa,
w my╢l kt≤rej odkrycia robi▒ nie geniusze dedukcji,
ale szeregowcy nauki, na kt≤rych pad│ akurat los z
Wielk▒ Wygran▒, nie wydaje siΩ ani poci▒gaj▒ca, ani
po┐ywna dla literatury. A przecie┐ Lem czyni z Kataru ksi▒┐kΩ niezwykle atrakcyjn▒ i
poci▒gaj▒c▒ w lekturze. Jak to siΩ robi - i jak
literatura w og≤le mo┐e sobie radziµ z nieuniknion▒
szaro╢ci▒ statystyki:
ááááááááááNa to
pytanie odpowiada zn≤w - statystyka, kt≤ra w swych
zastosowaniach wy┐szego stopnia przestaje byµ
po prostu prymitywn▒ arytmetyk▒ szans, a pr≤buje siΩ
zmierzyµ z czym╢ tak tajemniczym i dziwacznym, jak
ziszczanie siΩ rzeczy na poz≤r niemo┐liwych do
ziszczenia. Tak▒ przecie kombinacj▒ niezwyk│ych
traf≤w na loterii ┐ycia jest historia
ameryka±skiego kosmonauty szukaj▒cego odpowiedzi na
pytanie o mechanizm dziwnych ╢mierci pensjonariuszy
neapolita±skiego zak│adu k▒pielowego. Kosmonauta
zadaje sobie w finale pytanie, kt≤re tylko pozornie jest
banalne: pyta, "dlaczego to mnie siΩ uda│o?"
Statystyk odpowiada, ┐e w nat│oku fakt≤w i
koincydencji "jaki╢ cz│owiek musia│ trafiµ w
sedno tej sprawy". Bohatera to nie zadowala i
ca│kiem s│usznie, instynktownie bowiem szuka on
odpowiedzi na pytanie o sens, kt≤re statystyka ignoruje,
uwa┐a je bowiem za pytanie
metafizyczne, wiΩc obce porz▒dkowi nauki. Spoza pytania
o sens indywidualnej przygody przeziera inne, znacznie
bardziej fundamentalne pytanie: "dlaczego uda│o
siΩ nam - ludziom, istotom ┐ywym, Ziemianom?"
Statystyka daje nam ostatecznie mniej jeszcze
szans na zaistnienie w kosmosie ni┐ bohaterowi Kataru na rozwi▒zanie zagadki. O tym
traktuje problematyka tzw. anthropic
principle, kt≤r▒ Lem zajmowa│ siΩ gdzie
indziej: w eseju pt. Das
kreative Vernichtungsprinzip. The World as Holocaust,
zamieszczonym w tomie Apokryfy. Czy zatem
bohater Kataru zadaje sobie po prostu naukowo
podejrzane pytanie o wy┐szy sens tego, co mu siΩ
przytrafi│o? A statystyk odpowiada tak jak umie ┐e to,
co istnieje, istnieje po prostu - i na nic pytaµ,
d1aczego?
ááááááááááBez w▒tpienia Lem jako pisarz
prowadzi swoist▒ grΩ z modelem poznania, jaki sam
wykoncypowa│. Jego bohaterowi daleko do tuzinkowego
wyrobnika detektywistycznego fachu: jest przecie
kosmonaut▒, a zatem niejako herosem z zawodu, wybranym
spo╢r≤d setek lub tysiΩcy kandydat≤w cz│owiekiem o
szczeg≤lnej sprawno╢ci i nieprzeciΩtnych
zdolno╢ciach. Nie mo┐na te┐ powiedzieµ, aby owe
zdolno╢ci nie pomog│y mu w ko±cu w rozwi▒zaniu
zagadki. Ale wszystkie heroiczne wyczyny bohatera nic by
mu nie da│y, gdyby nie przypadkowa sk│adno╢µ
element≤w chemicznej uk│adanki. Co wiΩc Lem chce
powiedzieµ przez swoj▒ powie╢µ, czego nas nauczyµ? Katar stawia najpierw pytanie o warunki
poznania wsp≤│czesnej rzeczywisto╢ci i udziela na nic
odpowiedzi, kt≤ra literaturze nic sprzyja - ta jest
bowiem raczej sztuk▒ opowiadania o ludziach i sytuacjach
nieprzeciΩtnych. Powie╢µ zdaje siΩ m≤wiµ: nie ma co
czyniµ szalonych wysi│k≤w i natΩ┐aµ umys│≤w,
╢wiat dzisiejszy jest bowiem w zasadzie niepoznawalny na
drodze dedukcji, ale wystarczy poczekaµ
trochΩ i atakowaµ problem na r≤┐ne sposoby, a na
koniec tajemnica roz╢wietli siΩ jako╢ - pod
dzia│aniem samej tylko masy rozlicznych pr≤b poznania.
Co ma z tego literatura, kt≤ra wszak nie przypadkiem
g│≤wn▒ dzia│aj▒c▒ w utworze postaµ nazywa
"bohaterem"? Powiedzmy, ┐e ukrywa
ona sw≤j szwindel, udaje bowiem, ┐e traktuje o
"cz│owieku w og≤le", podczas gdy jest
w│a╢nie opowie╢ci▒ o tych, kt≤rym przytrafi│o siΩ
co╢ nieprzeciΩtnego, o tych, kt≤rych statystyka
wybra│a spo╢r≤d rzeszy innych, daj▒c im do odegrania
szczeg≤ln▒ rolΩ. To Barbara Radziwi││≤wna sta│a
siΩ bohaterk▒ romans≤w, a nie inne, bardziej tuzinkowe
┐ony polskich monarch≤w. To dzieje Hamleta poruszaj▒
nas wci▒┐ na nowo, a nie biografie innych,
statystycznych syn≤w swych statystycznych ojc≤w i matek.
W tym sensie literatura nie m≤wi o ╢wiecie prawdy,
zagΩszcza bowiem nies│ychanie jego wizjΩ, odcedzaj▒c
chaos i zbΩdny szum na rzecz wydarze± znacz▒cych i
nieprzeciΩtnych. Wiedza o tym, ┐e bohater, kt≤remu
siΩ uda│o, jest raczej wybra±cem losu, ni┐ kim╢,
kto sam go sobie wyku│ i zas│u┐y│ na± - na poz≤r
niewiele zmienia w wizji samej literatury.
ááááááááááA przecie┐ Lem zdaje
siΩ - mimo wszystko - my╢leµ inaczej, bo przecie
literatura nie tylko m≤wi, jaki jest ╢wiat, ale te┐
pr≤buje odpowiadaµ na pytanie: "jak ┐yµ?" -
nie "bohaterom", lecz ka┐demu z osobna. I w
tym punkcie jego Katar zdaje siΩ - dosyµ
nieoczekiwanie - udzielaµ odpowiedzi w stylu Pana
Cogito. Radzi chyba - mimo statystycznego sceptycyzmu co
do szans wygranej - rzuciµ siΩ ca│ym sob▒ w przygodΩ
poznania, choµby nikt nic obiecywa│ nam, ┐e zagramy w
niej rolΩ gwiazdor≤w. Ten, kto zna nieco lepiej dzie│o
Lema, wie doskonale, ┐e ulubionymi jego bohaterami s▒
nie tyle m≤zgowcy, badaj▒cy ╢wiat zza biurka, co
ludzie czynu, nie unikaj▒cy nadstawiania w│asnego
karku. Ijon Tichy, Pirx, Hal Bregg, Kris Kelvin, Rohan -
to wszystko osobowo╢ci spe│niaj▒ce siΩ najlepiej w
dzia│aniu, poznaj▒ce ╢wiat zar≤wno rozumem, jak
wszystkimi zmys│ami, milionami kom≤rek w│asnego
cia│a. Mo┐e wiΩc w│a╢nie tak▒ "wielo╢µ"
ma Lem na my╢li, gdy tworzy model sto│u i
padaj▒cego na g│≤wki jego gwo╝dzi deszczu kropel?
Poznawaµ ╢wiat skutecznie znaczy│oby wtedy: zamiast
wkraplaµ go pipetk▒ w cienk▒ jak w│os rurkΩ
my╢lowego eksperymentu, zanurzyµ siΩ we± ca│▒
powierzchni▒ w│asnego cia│a, doznawaµ jego
niezmierzonego falowania, naciskowi miliard≤w jego
cz▒stek poddawaµ wszystkie fibry swej fizycznej istoty.
ááááááááááTen, kto zna tryb ┐ycia
Lema, jego niechΩµ do podr≤┐y, domatorstwo, oddanie
raczej sprawom intelektu ni┐ fizycznym µwiczeniom,
u╢miechnie siΩ na my╢l o kompensacyjnym charakterze
tych literackich marze±. A przecie sprzeczno╢µ jest
mniejsza, ni┐by siΩ zdawa│o. Jako umys│ jest bowiem
Lem w│a╢nie - cz│owiekiem przygody, kim╢, kto
najchΩtniej porzuca utarte drogi my╢li, aby
przemierzaµ szlaki, kt≤rych nikt przed
nim nie zbada│. Stoj▒ce przed nim problemy atakuje na
r≤┐ne sposoby, przy pomocy r≤┐nych my╢lowych
procedur, rozmaitych jΩzyk≤w naukowych - a wreszcie
przy u┐yciu literatury jako laboratorium, w kt≤rym
badania przeprowadza siΩ na niesko±czonej ilo╢ci
zmys│owo bogatych modeli. Nie jest┐e wiΩc sam pisarz
obrazem takiego wΩdrowca, kt≤ry - nie mog▒c polecieµ
w ╢wiat - organizuje sobie "kosmiczn▒"
awanturΩ na Ziemi? I radzi wΩdrowaµ, ch│on▒µ
tajemnice ╢wiata, trwaµ dzielnie po stronie rzeczywisto╢ci
- niezale┐nie od wszelkich przeszk≤d, zw▒tpie± i
pu│apek, jakie na nas zastawia raz s│abo╢µ osobista,
raz polityka, raz pe│na sceptycyzmu teoria poznania.
Jerzy JarzΩbski
|