DZIEúA ZEBRANE STANISúAWA LEMA
KatarKATAR (Ok│adka)
Krak≤w 1998
ISBN 83-08-02931-0
ISBN 83-08-02932-9 ca│o╢µ
Wydawnictwo Literackie
Wydawnictwo Literackie
http://www.wl.interkom.pl/

 

ááááááááááKatar to powie╢µ jak gdyby "kryminalna" - bo chodzi w niej o rozwi▒zanie zagadki serii tajemniczych zgon≤w, kt≤re przydarzaj▒ siΩ klientom neapolita±skich zak│ad≤w k▒pielowych. Bohater ksi▒┐ki, ameryka±ski kosmonauta na przedwczesnej, z powodu alergii, emeryturze, pr≤buje rozwik│aµ dylemat. Wpl▒tuje siΩ w szereg niezwyk│ych przyg≤d, ale na koniec okazuje siΩ, ┐e najwa┐niejsza z nich to przygoda poznaj▒cego umys│u, kt≤ry musi wytyczyµ sobie drogΩ w chaosie tysiΩcy zdarze± dzisiejszego ╢wiata.

NOTA WYDAWNICZA

ááááááááááPowie╢µ Stanis│awa Lema Katar po raz pierwszy zosta│a opublikowana w r. 1976 w Wydawnictwie Literackim. Wznowiona by│a przez tΩ oficynΩ trzykrotnie: w latach 1978, 1982 (ªledztwo. Katar w serii Dzie│ Stanis│awa Lema) oraz 1988. Wydanie kolejne ukaza│o siΩ w r. 1993 nak│adem wydawnictwa Gebethner i Ska.
ááááááááááNiniejsz▒ edycjΩ - otwieraj▒c▒ Dzie│a zebrane Stanis│awa Lema pod redakcj▒ Jerzego JarzΩbskiego - oparto na wydaniu z r. 1988, por≤wnuj▒c je z wydaniem poprzednim (1982).
ááááááááááAutor przejrza│ korektΩ tekstu utworu i wprowadzi│ minimalne poprawki stylistyczne.

 

(pos│owie do ksi▒┐ki)
CHAOS, úAD I LITERATURA

ááááááááááKatar jest jedn▒ z p≤╝niejszych powie╢ci Lema - pochodzi z 1975 roku - sam autor uznaje go za ulepszon▒ i poprawion▒ wersjΩ wcze╢niejszego ªledztwa. Obydwa utwory zajmuj▒ istotnie w tw≤rczo╢ci Lema pozycjΩ osobn▒, prze│amuje siΩ w nich bowiem konwencja powie╢ci kryminalnej czy detektywistycznej z konwencj▒ powie╢ci fantastycznonaukowej. Ale z tej ostatniej nie przychodz▒ do owych ksi▒┐ek ani techniczne wynalazki, ani jakie╢ niezwyk│e postacie bohater≤w - raczej tylko do╢µ swoista i w innych powie╢ciach nie u┐ywana metoda interpretacji tajemniczych zjawisk. TrochΩ tak, jak w przypadku, gdy do rozwi▒zania jakich╢ bliskich Ziemi problem≤w stosuje siΩ "kosmiczn▒" technologiΩ. Ale ªledztwo r≤┐ni siΩ od Kataru do╢µ zasadniczo charakterem wystΩpuj▒cej w nim zagadki: przyczyna przemieszczania siΩ zw│ok ╢wie┐o zmar│ych ludzi z podlondy±skiej prowincji nie zostanie w nim nigdy wyja╢niona, a sam charakter tej tajemnicy i towarzysz▒ce dziwacznym zdarzeniom okoliczno╢ci zdaj▒ siΩ byµ drwin▒ autora z czytelniczych oczekiwa± i przyzwyczaje± - jak gdyby konwencja horroru w│ama│a siΩ tu za spraw▒ pisarza w poczciwie racjonalny ╢wiat powie╢ci kryminalnej, gdzie wszystko przecie winno w ko±cu ulec logicznej eksplikacji. W Katarze jest inaczej, bo racjonalno╢µ i logika zwyciΩ┐aj▒ w ko±cu, a tajemnice powie╢ci zostaj▒ roz╢wietlone. A zatem pisarz musi siΩ potrudziµ, aby skonstruowaµ zagadkΩ na tyle skomplikowan▒, aby rozwi▒zanie nikomu wcze╢niej nie mog│o wpa╢µ do g│owy - i aby przy tym nadawa│a siΩ ona do wy│o┐enia jego pogl▒d≤w teoriopoznawczych. Jakie┐ to jednak pogl▒dy i o czym w│a╢ciwie traktuje m│odsza z detektywistycznych powie╢ci Lema?
ááááááááááAmeryka±ski kandydat na kosmonautΩ, kt≤remu alergia przeszkadza w zrobieniu kariery w wybranej profesji, wys│any zostaje do W│och ze skomplikowan▒ misj▒ natury kryminalnej: jest niejako ┐yw▒ sond▒ lub pr≤bnikiem, zanurzonym w ╢wiat otaczaj▒cy po to, by wyja╢niµ zagadkΩ ╢mierci starzej▒cych siΩ mΩ┐czyzn - kt≤rzy w okoliczno╢ciach do pewnego stopnia podobnych, ale z przyczyn nieznanych trac▒ ┐ycie. Bohater pr≤buje powt≤rzyµ ich drogΩ ku ╢mierci i przez d│u┐szy czas na pr≤┐no kusi Nemezis, aby spr≤bowa│a na nim swych zΩb≤w - a┐ ni st▒d, ni zow▒d, w finale powie╢ci, kiedy ju┐ ma zrezygnowaµ z rozwi▒zywania zbyt z│o┐onej zagadki, okazuje siΩ, ┐e lista warunk≤w potrzebnych mu do wygranej trafem siΩ dope│ni│a - i kosmonauta, choµ z nara┐eniem ┐ycia, doprowadza do wy╢wietlenia tajemnicy.
ááááááááááKatar jest powie╢ci▒ zrobion▒ "zgrabnie", dzie│em dojrza│ego pisarza, starego wygi, kt≤ry umie z maestri▒ uwiµ intrygΩ, spl▒taµ misternie literackie w▒tki i doprowadziµ dzie│o do efektownego rozwi▒zania. Mo┐na rzec, i┐ u takiego autora przys│owiowa strzelba wisz▒ca na gwo╝dziu w pierwszym rozdziale - w ostatnim nieuchronnie wypala - ku uciesze publiczno╢ci umiej▒cej doceniµ sprawno╢µ warsztatu i panowanie tw≤rcy nad ca│o╢ci▒ materia│u opowie╢ci. Ale w tej sk│adno╢ci jest co╢ niepokoj▒cego - tak jakby autor zadawa│ (sobie, nam) pytanie, czy nie tkwi w niej jakie╢ oszustwo, czy w samej rzeczy wymogi literatury nie pozostaj▒ tu w sprzeczno╢ci z innymi wymogami - m≤wienia prawdy o naturze ╢wiata, czy, jednym s│owem, ko±cowy sukces poszukiwa±, kt≤rego zabrak│o w ªledztwie, nie pozostaje w sprzeczno╢ci z obecn▒ w powie╢ci filozofi▒ poznania.
áááááááááá
S▒ w Katarze obecne, z grubsza bior▒c, trzy rodzaje pyta±. Pierwsze odnosz▒ siΩ do dzisiejszej rzeczywisto╢ci i jej przymiot≤w, drugie - do kwestii poznawczych, trzecie - do spraw literatury. Na pytanie pierwsze odpowiada autor na r≤┐ne sposoby, ale g│≤wnie poprzez opisy zdarze± i ich scenerii, kt≤rymi rz▒dzi zasada przepe│nienia. Mo┐na powiedzieµ, i┐ ┐ywio│em Kataru jest chaos: chaos zdarze±, os≤b, motywacji i koincydencji. Jego narastanie w pierwszej czΩ╢ci powie╢ci autor ukazuje bardzo kunsztownie - szczeg≤lnie w znakomitej sekwencji po╢wiΩconej zamachowi bombowemu na lotnisku w Rzymie, nosz▒cym zreszt▒ symboliczne miano Labiryntu. Wszystko w tym fragmencie opowie╢ci jest zgΩszczone i swoi╢cie "nadmiarowe": pocz▒wszy od samego t│umu podr≤┐nych, t│ocz▒cych siΩ w ogromnej hali, w przej╢ciach i na eskalatorach, poprzez sferΩ obraz≤w, kt≤re t│ocz▒ siΩ r≤wnie┐ i nak│adaj▒ na siebie, nastΩpnie sferΩ zdarze±, kt≤rych te┐ jak gdyby zbyt wiele w tak ma│ym odcinku czasu, a wreszcie sferΩ jΩzyka i stylistyki - z jej d│ugimi, z│o┐onymi, "labiryntowymi" jak sam gmach portu lotniczego opisami, kt≤rych suchy i rzeczowy charakter tylko maskuje absurdalno╢µ ╢wiata jako ca│o╢ci. Ze ╢wiata chaosu przychodzi r≤wnie┐ ob│Ωdna logika terrorystycznego zamachu, pos│uguj▒ca siΩ globaln▒ skal▒ i zasad▒ zbiorowej odpowiedzialno╢ci wszystkich za wszystko. "Nowozelandzki turysta, chc▒c zaprotestowaµ przeciw porwaniu w Boliwii australijskiego dyplomaty, usi│owa│ porwaµ w Helsinkach czarterow▒ maszynΩ z pielgrzymami do Watykanu. Zasada prawa rzymskiego is fecit, cui prodest ju┐ nie jest wa┐na" - m≤wi siΩ na przyjΩciu u doktora Bartha.
ááááááááááMy╢l▒c teraz - po dwudziestu paru latach od powstania ksi▒┐ki - o tym, co opisa│ Lem, dochodzΩ do wniosku, ┐e zanotowa│ on pierwsze symptomy zjawiska, kt≤re dzi╢ przyjΩ│o siΩ nazywaµ "globalizacj▒", tzn. zasad▒ po│▒czenia zjawisk zachodz▒cych na ca│ej kuli ziemskiej w funkcjonaln▒ ca│o╢µ, ca│o╢µ jednak na tyle z│o┐on▒, ┐e zasad jej dzia│ania ju┐ w ┐aden spos≤b nie mo┐na do ko±ca przenikn▒µ, bowiem zaczynaj▒ nimi rz▒dziµ losowo╢µ i prawa statystyki. Bolesne skutki krachu na gie│dzie w Seulu czy Singapurze, jakie odczuwamy niebawem w naszych portfelach, to tylko skrawek znacznie potΩ┐niejszego problemu. W takim ╢wiecie dedukcja nie mo┐e ju┐ s│u┐yµ do wyja╢niania genezy zjawisk, poniewa┐ wyodrΩbnienie z ich nieobjΩtej masy tych, kt≤re s▒ w danym momencie istotne z funkcjonalnego punktu widzenia, staje siΩ niemo┐liwe, podobnie jak niemo┐liwe jest zapanowanie nad z│o┐ono╢ci▒ wszystkich zachodz▒cych miΩdzy nimi korelacji. Dlatego rzeczowo╢µ i przytomno╢µ bohatera-narratora, kt≤ry niestrudzenie i obiektywnie rejestruje fakty, tyle samo jest w ko±cu warta, co rzeczowo╢µ Witolda z Gombrowiczowskiego Kosmosu, szukaj▒cego bez skutku sk│adno╢ci w powtarzanej bez ko±ca li╢cie "element≤w" swego ╢wiata: "wr≤bel, patyk, usta, kot, grudka, rysa..." itd. Nic siΩ z tego z│o┐yµ nie da. WiΩcej zaufania ni┐ dedukcja budzi wiΩc tutaj intuicja - choµby w tym niesamowitym opisie halucynacji bohatera, spoza kt≤rych najwy┐szym wysi│kiem przedziera siΩ potrzeba sensu.
ááááááááááAle i na tym nie koniec, bo komplikacja obecna w makro╢wiecie schodzi te┐ w dziedziny mikrocz▒steczek: tylko biochemik wie, jak niezmiernie skomplikowane s▒ zasady oddzia│ywania zwi▒zk≤w chemicznych na ┐ywe organizmy i jak decyduj▒co wp│ywaµ mog▒ ╢ladowe ilo╢ci pewnych substancji na w│a╢ciwe ludziom odczucia, zachowania czy fizjologiczne procesy. Z tego w│a╢nie powodu tw≤rcy nowych lek≤w nie id▒ do celu prost▒ drog▒ komponowania ich "logicznie" - z cegie│ek pierwiastk≤w o znanym uprzednio dzia│aniu, ale dokonuj▒ setek i tysiΩcy do╢wiadcze± z rozmaitymi zwi▒zkami, zanim natrafi▒ na ten jeden, kt≤ry ujawni po┐▒dane efekty. Labiryntowi ╢wiata polityki, ekonomii czy innych ludzkich spraw odpowiada wiΩc u Lema drugi labirynt - umieszczony w mikro╢wiecie.
áááááááááá"Pytanie poznawcze" zadawane w powie╢ci zyskuje w niej pozornie prost▒ odpowied╝: do niesko±czenie z│o┐onej zagadki nale┐y strzelaµ mo┐liwie wielk▒ liczb▒ pr≤b jej rozwi▒zania wtedy statystyka zapewni nam w ko±cu rozstrzygniΩcie wszystkich dylemat≤w. Nie dlatego, ┐e celnie strzelamy, ale dlatego, ┐e w ulewie kul kt≤ra╢ w ko±cu trafiµ musi. Temu w powie╢ci s│u┐▒ "modelowe" anegdoty o kroplach deszczu padaj▒cych na st≤│ nabijany µwiekami lub o strzelcach mierz▒cych do much w locie. Brzmi to zabawnie, ale ╢wiat Lema tak jest w tej powie╢ci skonstruowany, ┐e sam musi w ko±cu rozwi▒zaµ swoje zagadki. S│u┐y temu ta sama z│o┐ono╢µ i nadmiarowo╢µ, kt≤ra uprzednio przekre╢li│a szanse logicznych dedukcji. A zatem sukcesy, jakie odnosz▒ dzi╢ uczeni, wynikaj▒ nie st▒d, ┐e genialnie przenikaj▒ wzrokiem chaos t│ocz▒cych siΩ przed nimi fakt≤w, ale st▒d, ┐e do pracy przystΩpuj▒ stutysiΩczn▒ armi▒ i, statystycznie rzecz bior▒c, kt≤remu╢ z nich musi w ko±cu przytrafiµ siΩ w│a╢ciwa odpowied╝ na zadawane wci▒┐ te same pytania. Jako╢ to ma│o romantyczne i perspektywa, w my╢l kt≤rej odkrycia robi▒ nie geniusze dedukcji, ale szeregowcy nauki, na kt≤rych pad│ akurat los z Wielk▒ Wygran▒, nie wydaje siΩ ani poci▒gaj▒ca, ani po┐ywna dla literatury. A przecie┐ Lem czyni z Kataru ksi▒┐kΩ niezwykle atrakcyjn▒ i poci▒gaj▒c▒ w lekturze. Jak to siΩ robi - i jak literatura w og≤le mo┐e sobie radziµ z nieuniknion▒ szaro╢ci▒ statystyki:
ááááááááááNa to pytanie odpowiada zn≤w - statystyka, kt≤ra w swych zastosowaniach wy┐szego stopnia przestaje byµ po prostu prymitywn▒ arytmetyk▒ szans, a pr≤buje siΩ zmierzyµ z czym╢ tak tajemniczym i dziwacznym, jak ziszczanie siΩ rzeczy na poz≤r niemo┐liwych do ziszczenia. Tak▒ przecie kombinacj▒ niezwyk│ych traf≤w na loterii ┐ycia jest historia ameryka±skiego kosmonauty szukaj▒cego odpowiedzi na pytanie o mechanizm dziwnych ╢mierci pensjonariuszy neapolita±skiego zak│adu k▒pielowego. Kosmonauta zadaje sobie w finale pytanie, kt≤re tylko pozornie jest banalne: pyta, "dlaczego to mnie siΩ uda│o?" Statystyk odpowiada, ┐e w nat│oku fakt≤w i koincydencji "jaki╢ cz│owiek musia│ trafiµ w sedno tej sprawy". Bohatera to nie zadowala i ca│kiem s│usznie, instynktownie bowiem szuka on odpowiedzi na pytanie o sens, kt≤re statystyka ignoruje, uwa┐a je bowiem za pytanie metafizyczne, wiΩc obce porz▒dkowi nauki. Spoza pytania o sens indywidualnej przygody przeziera inne, znacznie bardziej fundamentalne pytanie: "dlaczego uda│o siΩ nam - ludziom, istotom ┐ywym, Ziemianom?" Statystyka daje nam ostatecznie mniej jeszcze szans na zaistnienie w kosmosie ni┐ bohaterowi Kataru na rozwi▒zanie zagadki. O tym traktuje problematyka tzw. anthropic principle, kt≤r▒ Lem zajmowa│ siΩ gdzie indziej: w eseju pt. Das kreative Vernichtungsprinzip. The World as Holocaust, zamieszczonym w tomie Apokryfy. Czy zatem bohater Kataru zadaje sobie po prostu naukowo podejrzane pytanie o wy┐szy sens tego, co mu siΩ przytrafi│o? A statystyk odpowiada tak jak umie ┐e to, co istnieje, istnieje po prostu - i na nic pytaµ, d1aczego?
áááááááááá
Bez w▒tpienia Lem jako pisarz prowadzi swoist▒ grΩ z modelem poznania, jaki sam wykoncypowa│. Jego bohaterowi daleko do tuzinkowego wyrobnika detektywistycznego fachu: jest przecie kosmonaut▒, a zatem niejako herosem z zawodu, wybranym spo╢r≤d setek lub tysiΩcy kandydat≤w cz│owiekiem o szczeg≤lnej sprawno╢ci i nieprzeciΩtnych zdolno╢ciach. Nie mo┐na te┐ powiedzieµ, aby owe zdolno╢ci nie pomog│y mu w ko±cu w rozwi▒zaniu zagadki. Ale wszystkie heroiczne wyczyny bohatera nic by mu nie da│y, gdyby nie przypadkowa sk│adno╢µ element≤w chemicznej uk│adanki. Co wiΩc Lem chce powiedzieµ przez swoj▒ powie╢µ, czego nas nauczyµ? Katar stawia najpierw pytanie o warunki poznania wsp≤│czesnej rzeczywisto╢ci i udziela na nic odpowiedzi, kt≤ra literaturze nic sprzyja - ta jest bowiem raczej sztuk▒ opowiadania o ludziach i sytuacjach nieprzeciΩtnych. Powie╢µ zdaje siΩ m≤wiµ: nie ma co czyniµ szalonych wysi│k≤w i natΩ┐aµ umys│≤w, ╢wiat dzisiejszy jest bowiem w zasadzie niepoznawalny na drodze dedukcji, ale wystarczy poczekaµ trochΩ i atakowaµ problem na r≤┐ne sposoby, a na koniec tajemnica roz╢wietli siΩ jako╢ - pod dzia│aniem samej tylko masy rozlicznych pr≤b poznania. Co ma z tego literatura, kt≤ra wszak nie przypadkiem g│≤wn▒ dzia│aj▒c▒ w utworze postaµ nazywa "bohaterem"? Powiedzmy, ┐e ukrywa ona sw≤j szwindel, udaje bowiem, ┐e traktuje o "cz│owieku w og≤le", podczas gdy jest w│a╢nie opowie╢ci▒ o tych, kt≤rym przytrafi│o siΩ co╢ nieprzeciΩtnego, o tych, kt≤rych statystyka wybra│a spo╢r≤d rzeszy innych, daj▒c im do odegrania szczeg≤ln▒ rolΩ. To Barbara Radziwi││≤wna sta│a siΩ bohaterk▒ romans≤w, a nie inne, bardziej tuzinkowe ┐ony polskich monarch≤w. To dzieje Hamleta poruszaj▒ nas wci▒┐ na nowo, a nie biografie innych, statystycznych syn≤w swych statystycznych ojc≤w i matek. W tym sensie literatura nie m≤wi o ╢wiecie prawdy, zagΩszcza bowiem nies│ychanie jego wizjΩ, odcedzaj▒c chaos i zbΩdny szum na rzecz wydarze± znacz▒cych i nieprzeciΩtnych. Wiedza o tym, ┐e bohater, kt≤remu siΩ uda│o, jest raczej wybra±cem losu, ni┐ kim╢, kto sam go sobie wyku│ i zas│u┐y│ na± - na poz≤r niewiele zmienia w wizji samej literatury.
ááááááááááA przecie┐ Lem zdaje siΩ - mimo wszystko - my╢leµ inaczej, bo przecie literatura nie tylko m≤wi, jaki jest ╢wiat, ale te┐ pr≤buje odpowiadaµ na pytanie: "jak ┐yµ?" - nie "bohaterom", lecz ka┐demu z osobna. I w tym punkcie jego Katar zdaje siΩ - dosyµ nieoczekiwanie - udzielaµ odpowiedzi w stylu Pana Cogito. Radzi chyba - mimo statystycznego sceptycyzmu co do szans wygranej - rzuciµ siΩ ca│ym sob▒ w przygodΩ poznania, choµby nikt nic obiecywa│ nam, ┐e zagramy w niej rolΩ gwiazdor≤w. Ten, kto zna nieco lepiej dzie│o Lema, wie doskonale, ┐e ulubionymi jego bohaterami s▒ nie tyle m≤zgowcy, badaj▒cy ╢wiat zza biurka, co ludzie czynu, nie unikaj▒cy nadstawiania w│asnego karku. Ijon Tichy, Pirx, Hal Bregg, Kris Kelvin, Rohan - to wszystko osobowo╢ci spe│niaj▒ce siΩ najlepiej w dzia│aniu, poznaj▒ce ╢wiat zar≤wno rozumem, jak wszystkimi zmys│ami, milionami kom≤rek w│asnego cia│a. Mo┐e wiΩc w│a╢nie tak▒ "wielo╢µ" ma Lem na my╢li, gdy tworzy model sto│u i padaj▒cego na g│≤wki jego gwo╝dzi deszczu kropel? Poznawaµ ╢wiat skutecznie znaczy│oby wtedy: zamiast wkraplaµ go pipetk▒ w cienk▒ jak w│os rurkΩ my╢lowego eksperymentu, zanurzyµ siΩ we± ca│▒ powierzchni▒ w│asnego cia│a, doznawaµ jego niezmierzonego falowania, naciskowi miliard≤w jego cz▒stek poddawaµ wszystkie fibry swej fizycznej istoty.
ááááááááááTen, kto zna tryb ┐ycia Lema, jego niechΩµ do podr≤┐y, domatorstwo, oddanie raczej sprawom intelektu ni┐ fizycznym µwiczeniom, u╢miechnie siΩ na my╢l o kompensacyjnym charakterze tych literackich marze±. A przecie sprzeczno╢µ jest mniejsza, ni┐by siΩ zdawa│o. Jako umys│ jest bowiem Lem w│a╢nie - cz│owiekiem przygody, kim╢, kto najchΩtniej porzuca utarte drogi my╢li, aby przemierzaµ szlaki, kt≤rych nikt przed nim nie zbada│. Stoj▒ce przed nim problemy atakuje na r≤┐ne sposoby, przy pomocy r≤┐nych my╢lowych procedur, rozmaitych jΩzyk≤w naukowych - a wreszcie przy u┐yciu literatury jako laboratorium, w kt≤rym badania przeprowadza siΩ na niesko±czonej ilo╢ci zmys│owo bogatych modeli. Nie jest┐e wiΩc sam pisarz obrazem takiego wΩdrowca, kt≤ry - nie mog▒c polecieµ w ╢wiat - organizuje sobie "kosmiczn▒" awanturΩ na Ziemi? I radzi wΩdrowaµ, ch│on▒µ tajemnice ╢wiata, trwaµ dzielnie po stronie rzeczywisto╢ci - niezale┐nie od wszelkich przeszk≤d, zw▒tpie± i pu│apek, jakie na nas zastawia raz s│abo╢µ osobista, raz polityka, raz pe│na sceptycyzmu teoria poznania.

Jerzy JarzΩbski

  BackUpHome