Kawa│y o bacy



new Idzie turysta i spotyka bacΩ siedz▒cego na hali i pas▒cego barany. Turysta nie mia│é zegarka podchodzi wiΩc do bacy i pyta:
- Baco, a nie wiecie aby kt≤ra jest godzina ?
Baca wzi▒│é w rΩkΩ kij i zacz▒│ gmeraµ w jajach najbli┐szego barana.
- A ≤sma dwadzie╢cia.
TurystΩ wielce zaciekawi│o to nowatorskie podej╢cie do mierzenia czasu i poprzysi▒g│ by│ sobie ┐e wracaj▒c znowu zapyta bacΩ. Jak powiedzia│é tak zrobi│. Wracaj▒c znowu podszed│ do bacy, kt≤ry nadal siedzia│é w tym samym miejscu.
- Baco a powiedzcie ino, kt≤ra teraz jest godzina?
Baca zn≤w wzi▒│ w rΩce kijek i jak poprzednio zacz▒│ gmeraµ w jajach barana, kt≤ry pas│ siΩ przed nim i m≤wi:
- A czwarta dziesiΩµ.
Tego ju┐ by│o za wiele.
- Baco a jak wy to w jajach barana czytacie, kt≤ra jest godzina?
- Jo nie w jajach cytom ino one mi zas│aniaj▒ wie┐Ω z ko╢cio│a.

Policja podejrzewa│a bacΩ o pΩdzenie bimbru.
Baca oczywi╢cie siΩ nie przyznawa│ lecz Policja przeprowadzi│a przeszukanie jego chaty i na strychu znaleziono sprzΩt do pΩdzenia bimbru.
- I co Baco teraz te┐ siΩ nie przyznajecie? - pyta policjant
- To moze posondzicie mnie tyz o gwo│t? Sprzynt do tego tyz mom. - odpowiedzia│ baca :)

Baca zatrudni│ siΩ w kopalni. Ju┐ pierwszego dnia mia│ pecha, bo wpad│ do starego, zapomnianego szybu. Zbiegli siΩ koledzy i m≤wi▒:
- Franek, jeste╢ tam?
- Jo.
- Nic ci siΩ nie sta│o?
- Ni.
- To wy│a╝ stamt▒d.
- Kaj nie mogΩ, bo jeszcze lecΩ...

- Wojtek, wy╢cie taki mondrala, wsytko prawie wiycie, to powiydzcie wiela jest prowd?
Gazda na to:
- Jo znom jino trzy. Piyrso to ╢wiynto prowda, drugo ty┐ prowda, i trzecio g≤wno prowda.

Wraca ga╝dzina poci▒giem z jarmarku i pyta siedz▒cego z ni▒ w przedziale pasa┐era:
- ProszΩ pana, czy w Zimnej Wodzie staje?
- Mnie nie!

Rozmawiaja dwie ga╝dziny o swoich dzieciach. Jedna z nich siΩ chwali:
- A m≤j Jasiek to teroz studyjuje w takim uniwersytecie, co to siΩ tak jako nazywo: ugryz - nie, nie ugryz!... u┐ar│ - nie, nie u┐ar│... A! Ju┐ wim! UJOT!

Bacowa budzi swojego mΩ┐a w rodku nocy.
- Anto, pch│a mi chodzi po plecach, z│ap ja i zabij.
- Zapal ╢wiatlo - doradza zaspany baca. - Jak ciΩ zobaczy, to sama zdechnie ze strachu.

Na ostry dy┐ur przywo┐▒ g≤rala ciΩ┐ko pobitego, a ten na noszach zwija siΩ ze ╢miechu. Lekarz pyta:
- I z czego siΩ pan tak ╢mieje? SzczΩka z│amana, cztery ┐ebra te┐, oko wybite?
G≤ral na to:
- Ja to nic, ale Jontek ma dzisiaj noc po╢lubn▒ a ja mam jego jaja w kieszeni!

Siedzi Baca razem ze skoczkami narciarskimi i wys│uchuje ich opowie╢ci. Pierwszy skoczek chwali siΩ, ┐e skoczy│ na odleg│oµ 100 metrow, drugi, ┐e pobi│ rekord skoczni. Na to Baca m≤wi:
- Jak ja skoczy│em z tej skoczni to lecΩ, lecΩ, patrzΩ, mijam koniec wybiegu, tam gdzie zatrzymuj▒ siΩ inni, mijam Zakopane, mijam Guba│≤wkΩ, a tu jak halny nie powieje i wr≤ci│o mnie na 30. metr.

Baca rozwodzi siΩ z Ga╝dzin▒. Odbywa siΩ rozprawa w s▒dzie. SΩdzia pyta siΩ Gazdy:
- Powiedzcie, Gazdo, dlaczego chcecie siΩ rozwi╢eµ z ta Ga╝dzina, przecie┐ ┐yjecie razem ju┐ 20 lat, w czym wam ona zawini│a?
Gazda na to odpowiada:
- A bo Panie sΩdzio, ona mi seksualnie nie odpowiada.
Na to w ko±cu sali podnosi siΩ ze swojego miejsca juhas i wo│a:
- G│upoty, Gazdo, gadacie! Ca│ej wsi odpowiada, a wam nie!

Juhas widzi bacΩ prowadzacego du┐e stado owiec.
- Dok▒d je prowadzicie?
- Do domu. BedΩ je hodowa│.
- Przecie nie macie obory, ani zagrody! Gdzie bΩdziecie je trzymaµ?
- W mojej izbie.
- To┐ to straszny smr≤d!
- C≤┐, bΩd▒ siΩ musia│y przyzwyczaiµ.

Baca przyjecha│ do Warszawy. My╢li sobie: "psejode siΩ tromwojem".
Idzie do kiosku i gada:
- Poprosze bilet na tromwaj. Miysce konicnie sidzonce.

G≤ral stan▒│ przed s▒dem oskar┐ony o pobicie.
- Oskar┐ony twierdzi, ze uderzy│ poszkodowanego jeden raz zwiniΩt▒ gazet▒?
- Ano tak - zgadza siΩ g≤ral.
- I od tego ciosu gazeta poszkodowany dozna│ wstrzasu m≤zgu?
- Skoro tak doktor powiedzia│...
- W takim razie co by│o w gazecie?
- Nie wiem, nie czyta│em.

Jedzie gazda z ga╝dzin▒ furmank▒. Nagle niebo siΩ zachmurzy│o, rozszala│a siΩ burza. Znienacka 20 metr≤w przed furmank▒ uderzy│ piorun. A gazda patrzy w niebo, palec podnosi i m≤wi:
- Nooooooo...
Jada dalej. Po chwili nastΩpny piorun uderzy│ 5 metr≤w za furmank▒. Gazda zn≤w podnosi palec i m≤wi:
- Noooooooooooooo...
Znowu jad▒ dalej. Nagle kolejny piorun uderza w gazdzinΩ jadac▒ na furmance, a gazda zadowolony:
- No!!!

Idzie baca do sklepu miΩsnego i pyta:
- Cy jest kie│basa?
- Jest. Beskidzka.
- Bez cego???

Siedzi g≤ral na szczycie Rys i krzyczy:
- Hej!... Morze, nasze morze...

Baca rozmawia z turyst▒:
- Zabi│em wczoraj 10 µm≤w - m≤wi baca.
- Ciem - poprawia turysta.
- A kapciem.

- Wisi Baca na drzewie na jednej rΩce i czyta ksia┐kΩ, kt≤r▒ trzyma w drugiej.
Przechodz▒cy turysta przystaje i m≤wi:
- Baco! We wsi powiadaj▒, ┐e Baca ma zdolno╢ci parapsychiczne!
Na to Baca:
- A g│upoty gadaj▒!
Na to turysta odchodzi w swoj▒ stronΩ. Baca, dalej wisz▒c na drzewie puszcza ga│a╝ na kt≤rej wisia│ i przewraca ze spokojem kartkΩ, wisz▒c w powietrzu.
- Oj, pie*.*▒ g│upoty w tej wsi, oj pie*.*▒!

Idzie dw≤ch bac≤w ko│o sklepu spo┐ywczego...
- Baco! Wiejejmy st▒d ino ┐ywo!!!
- A czemu┐ to!?
- Bo tu pisz▒ "D┐emy jaja!!!"

Podczas wizyty prezydent USA zwiedza z Gierkiem Zakopane. Nagle s│ysz▒ krzyk i p│acz kobiety. Patrz▒ - a gazda za cha│up▒ grzmoci ┐onΩ. Prezydent pyta go dlaczego tak siΩ znΩca nad kobiet▒. Gazda m≤wi:
- Chcia│a mieµ fiata - kupi│em. Chcia│a mercedesa - kupi│em. Ale teraz jej siΩ helikopterem zachcia│o lataµ. Nie kupiΩ, bo tu g≤ry i jeszcze mi siΩ baba zabije!
Prezydent pokiwa│ ze zrozumieniem, ale Gierek wzi▒│ gazdΩ na strone i pyta:
- Gazdo, a tak naprawdΩ o co posz│o?
- Przeca nie powim obcemu, ┐e mi b╝dziagwa bony na cukier zgubi│a.

Pytaj▒ bacΩ:
- Czy te trzy dziewczynki sa twoimi c≤rkami?
Baca:
- No.
- Ale one urodzi│y siΩ tego samego dnia?!
- No...
-... w odstepach pietnastominutowych!!!
- No to co?! Ja mom rower...

W Tatrach na hali opala siΩ naga blondyna. Raczej ╢pi, albo jest mocno zamy╢lona. Przechodz▒cy turysta zgorszony widokiem nagiego damskiego │ona (ale zabrzmia│o) przykrywa je swoim kapeluszem (co za poswiecenie!). Przychodzi Baca, patrzy i m≤wi:
- O Jezusicku! Wci▒gne│o faceta!

- Staro, obruci│aby╢ siΩ ku mnie.
- Kces mnie, m≤j ch│opecku?
- Nie, ino puscos baki.

Do "Pewex"-u przyszed│ z wiaderkiem g≤ral:
- Pani, han co to za flaska?
- Francuski koniak.
- Loµ!
- ProszΩ bardzo.
- A hanta flasysia piykno mi siΩ widzi.
- To jest najlepsze wino portugalskie 'Porto'.
- Loµ. A hanta?
- Polski spirytus.
- Du┐o loµ. Za to sycko kielo p│acem?
- Dwie╢cie piΩµdziesi▒t dolar≤w.
- Wyloµ!

Baca by│ ╢wiadkiem wypadku samochodowego; poldek waln▒│ w drzewo. Przes│uchuje go gliniarz:
- Baco jak to by│o?
Na to baca:
- Panocku widzicie to drzewo?
- WidzΩ.
- A oni nie widzieli...

- Baco, czy poka┐ecie nam Giewont? - pytaj▒ tury╢ci.
- Jo. Widzita tom pirwszom g≤rke?
- Tak.
- To nie je Giewont. A widzita tom drugom g≤rke?
- Tak.
- To tyz nie je Giewont. A widzita tom trzeciom g≤rke?
- Nie.
- To je Giewont.

Zmarzniety w czasie ╢nie┐ycy turysta puka do bac≤wki - otwiera baca.
- Macie baco co╢ do jedzenia? - Niii! - To mo┐e chocia┐ wrz▒tek macie??
- Mom... ino zimny.

Ten sam turysta w nastepne wakacje zachodzi w deszczu do bac≤wki, baca go╢cinnie czΩstuje go gor▒c▒ straw▒, turysta zajadaj▒c spostrzega ┐e do talerza leci mu z g≤ry woda...
- Baco dach ci przecieka.
- Wim...
- To dlaczego nie naprawisz??
- Ni mogΩ, przecie┐ dysc pada.
- To dlaczego nie naprawisz kiedy nie pada??
- A bo wtedy nie cieknie...

W g≤rskiej chacie pod Guba│≤wk▒ wielk▒ uroczysto╢µ - Jan G▒sienica ko±czy sto lat. Zjechali siΩ reporterzy, naczelnik miasta, wrΩczono medal i dyplom. Wszyscy, trzΩs▒cego siΩ ze staro╢ci pomarszczonego G▒sienicΩ, pytaj▒ jak do┐y│ tak sΩdziwego wieku.
- Zwyczajnie, nie pi│ech, nie pali│ech, za dziewkami nie goni│ech...
W tym momencie przerywa mu straszny ha│as.
- Nie przejmujta siΩ - m≤wi G▒sienica - to tylko m≤j starszy brat, ca│▒ noc pi│ gorza│e, to mu siΩ chce teraz za d*.*ami ganiaµ.

Pocz▒tkuj▒cy narciarz pyta bacΩ:
- Czy ten zjazd jest niebezpieczny?
- A gdzie tam, panocku, wszyscy zabijaj▒ siΩ dopiero na dole!

- Czy to prawda baco, ┐e tutejsi ludzie nie lubia przybysz≤w z nizin? - pyta turysta g≤rala.
- A bo ja to wim... Widzicie panocku ten cmyntoz?
- WidzΩ...
- Tu le┐▒ ci, co pzysli na zabawΩ bez zaprosenia...

Pijany g≤ral wraca z wesela i zaczyna siΩ rozbieraµ.
- Maryna, pom≤z bo ni moge kosuli sciongnoµ - prosi ┐one.
Ta podchodzi i za│amuje rΩce.
- Jezusicku, Jendrek, psecie ty mas ciupaske w plecach!

Baca s│yszy krzyki z podw≤rka:
- Czego tam?
- Bacoooo! Potrzebujecie drewna?
- Nieeee! Przecie mom!
Rano baca budzi siΩ, wychodzi na podworko, patrzy:
- O kur.*! Gdzie moje drewno?!

Sprawa w s▒dzie. SΩdzia pyta oskar┐onego - g≤rala:
- Zaw≤od?
- Mechooptyk.
- Co?
- Mechooptyk!
- A co pan robi?
- Optykam cha│upy mchem...

Zapisuj▒ bacΩ do Partii. Sprawdzaj▒ ┐yciorys.
- No a jak to by│o po wojnie? Byli╢cie w jakiej╢ bandzie?
- Ni, ta bydzie pirsa.

Przychodzi turysta do bacy i pyta:
- Baco, macie jaki╢ pok≤j do wynajΩcia?
- Mom.
- Za ile?
- Dwi╢cie.
- Baco! Za tyle? To bardzo drogo!
- Panocku ale tu jest piknie.
- No dobra baco, ale musi tu byc spok≤j i ┐adnych dzieci.
- Tu nimo ┐adnych dzieci.
Turysta idzie spaµ. Rano o godz. 5 - rumor, wrzask, z poddasza wypada czereda dzieci. Wrzeszcz▒, wywracaj▒ meble itp.
Turysta zwleka siΩ z wyra (przekrwione oczy itp.) i zaspanym g│osem m≤wi do bacy:
- Baco, baco, tu nie mia│o byµ ┐adnych dzieci!
- Dzieci? To s▒ skurwysyny nie dzieci!

Idzie turysta po szlaku i nagle s│yszy:
- úo Jezuuuu!!! Jezu, Jezu, Jezu, Jezusicku!!!!
Biegnie, patrzy a tu baca siedzi na pie±ku, obok wbita siekiera i:
- úo Jezu, Jezu, Jezu!
Turysta: Baco! Baco co wam siΩ sta│o?!
Baca: Mnie? Nic. úo Jezuuuu!!! Jezu, Jezu, Jezu!!!
T: A mo┐e komu╢ w waszej rodzinie?
B: Mojej? Ni. úo Jezu, Jezu, Jezu, Jezusicku!!!
T: No to co tak lamentujecie?
B: úo Jezu, jak mi siΩ robiµ nie chce!

Zapisuj▒ bacΩ do sp≤│dzielni produkcyjnej.
- Dacie krowΩ do sp≤│dzielni?
- Dom.
- Dacie konia do sp≤│dzielni?
- Dom.
- Dacie owce do sp≤│dzielni?
- Nie dom.
- Dlaczego?
- Bo mom.

- Baco, czy mo┐na tu gdzie╢ kupiµ czΩ╢ci zamienne do samochodu?
- Zaraz za wiosk▒ jest ostry zakrΩt nad urwiskiem, a czΩ╢ci le┐▒ na dole...

Idzie sobie baca i ci▒gnie na sznurku zegarek.
Przechodz▒cy turysta pyta zdziwiony:
- A co to baco, zegarek na sznurku ci▒gniecie?
- Ja go wreszcie nauczΩ chodziµ!

Nad Morskim Okiem siedzi stary gazda. Przechodz▒cy tury╢ci pozdrawiaj▒ go i pytaj▒:
- Co tu robicie?
- úowiΩ pstr▒gi.
- Przecie┐ nie macie wΩdki.
- Pstr▒gi │owi siΩ na lusterko.
- W jaki spos≤b?
- To moja tajemnica. Ale je╢li dostanΩ flaszkΩ, to j▒ wam zdradzΩ.
Tury╢ci wr≤cili do schroniska, kupili butelkΩ w≤dki i zanie╢li j▒ ga╝dzie. On t│umaczy...
- Wk│adam lusterko do wody, a kiedy pstr▒g podp│ywa i zaczyna siΩ przegl▒daµ to ja go kamieniem i ju▒ jest m≤j...
- Ciekawe... A ile ju┐ tych pstr▒g≤w z│owili╢cie?
- Jeszcze ani jednego, ale mam z piΩµ flaszek dziennie...

Baca dobiera siΩ do ga╝dziny. W pewnym momencie ga╝dzina m≤wi:
- Baco, gniewom siΩ
- A o co siΩ gniewocie ga╝dzino?
- Ja nie m≤wiΩ ┐e siΩ gniewom ino ze siΩ wom ch... gnie!

Turysta spa│ u bacy. Rano budzi siΩ i drapie. Widz▒c to baca pyta:
- C≤┐ to panocku, wsiura wos ugryz│a?
- Nie, w plecy.

- Baco! To g≤wno to ludzkie czy zwierzΩce?
- To? Ludzkie.
- A po czym poznajecie?
- A bo to moje.

Dw≤ch g≤rali postanowi│o sprawdziµ ile ludzi jest w knajpie w »ywcu. Uradzili, ┐e jeden bΩdzie wyrzuca│ go╢ci a drugi liczy. Tak tez zrobili S│ychaµ brzΩk t│uczonego szk│a, okrzyk "O Jezu" a g≤ral liczy:
- Roz,
Znowu okrzyk i:
- Dwa
W pewnym momence brzek i wylatuj▒cy m≤wi:
- Teroz nie licz bo to jo.

Idzie g≤ralka brzegiem strumienia, a po drugiej stronie ch│opaki.
- Ej Mary╢, p≤jdz do nas!
- Nie p≤jdΩ bo mnie zgwa│cicie!
- Ej, nie zgwa│cimy!
- To po co ja tam p≤jdΩ?

- Baco, czym zabili╢cie s▒siada?
- A syneck▒, Wysoki S▒dzie...
- Wieprzow▒, czy wo│ow▒?
- Kolejow▒...

G≤ral wraca z dwuletniej s│u┐by w wojsku. »ona Jagna ci▒gnie go zaraz do sypialni. On sprzeciwia siΩ i wyprowadza j▒ na spacer.
- Widzisz Jagna to piΩkne b│Ωkitne niebo?
- No widzΩ! Hoµ do sypialni.
- A widzisz te piΩkne wzg≤rza?
- WidzΩ, no choµ ju┐!
- A widzisz te piΩkne │▒ki?
- No widzΩ, widzΩ! No choµ do...
- No to patrz i patrz, bo teraz bΩdziesz przez miesi▒c ino sufit ogl▒da│a.

Siedzi Baca na drzewie i pi│uje ga│▒╝ na kt≤rej siedzi, przechodzi turysta:
- Baco spadniecie!
- Ni, nie spadne!
- Spadniecie!
- Ni!
- No m≤wiΩ wam ┐e spadniecie!
- Eeee, ni spadne!
Nie przekonawszy bacy Turysta poszed│l dalej. Baca pi│owa│, pi│owa│ a┐ spad│. Pozbierawszy siΩ popatrzy│ za znikaj▒cym w oddali tyryst▒ i zdziwiony rzek│:
- Prorok jaki, czy co?

Przychodzi Baca do ubikacji. Czeka, czeka, wszystkie kabiny zamkniΩte. Zniecierpliwiony, zapytuje:
- Je tam kto?
W odpowiedzi dochodzi go zduszony g│os:
- Tu siΩ ni je, tu siΩ sro!

P│acze zgwa│cona Maryna, podchodzi baca:
- Czemu p│aczesz Maryna?
- Oj zgwa│cili mnie zgwa│cili!
- A o pomoc wo│a│as?
- Oj wo│a│am wo│a│am!
- I nikt nie przyszed│?
- Nikt nie przyszed│!
- A ku wsi wo│a│a╢?
- Oj wo│a│am wo│a│am!
- I nikt nie przyszed│?
- Nikt nie przyszed│!
- A ku halom wo│a│a╢?
- Oj wo│a│am wo│a│am!
- I nikt nie przyszed│?
- Nikt nie przyszed│!
- A ku wierchom wo│a│a╢?
- Oj wo│a│am wo│a│am!
- I nikt nie przyszed│?
- Nikt nie przyszed│!
- A ku lasowi wo│a│a╢?
- Oj wo│a│am wo│a│am!
- I nikt nie przyszed│?
- Nikt nie przyszed│!
- Nikt nie przyszed│?
- Nikt, nikt nie przyszed│!
- To i ja sobie ul┐Ω!

Na drodze z Ko╢cieliska do Zakopanego stoi g≤ral i │apie okazjΩ.
Zatrzymuje siΩ jakie╢ auto, baca wyci▒ga ciupagΩ, i rzecze do kierowcy:
- úonanizuj siΩ pan!
Os│upia│y kierowca pos│usznie acz niechΩtnie pos│ucha│ rozkazu bacy, gdy skonczy│ us│ysza│ zn≤w t▒ sam▒ komendΩ:
- úonanizuj siΩ pan!
C≤┐... wyboru wielkiego nie mia│. Nie mia│ te┐ wyboru gdy us│ysza│ kolejn▒ komendΩ:
- úonanizuj siΩ pan!
Gdy skonczy│, baca zn≤w to samo:
- úonanizuj siΩ pan!
Pr≤bowa│ tedy biedny turysta po raz kolejny ale nic z tego nie wychodzi│o, g│os bacy nagli│ jednak nieub│aganie:
- úonanizuj siΩ pan!
- úonanizuj siΩ pan!
- úonanizuj siΩ pan!
I kiedy baca ju┐ widzia│, ┐e kierowca nie da ju┐ na prawdΩ rady spokojnym g│osem rzek│ do stoj▒cej obok ga╝dziny:
- Siadaj Maryna, pan CiΩ do Zakopanego zawiezie!

Przychodzi baca do kolegi chirurga i m≤wi:
- Wiesz Kazik pom≤┐, mam brzydk▒ ┐onΩ! We╝ ty jej zr≤b jak▒╢ operacje!
- Ja nie dam rady, ale pogadam z doktorami w Krakowie mo┐e siΩ da, ale to bΩdzie kosztowaµ z jakie╢ dziesiΩµ tysiΩcy.
Spotykaj▒ siΩ po dw≤ch tygodniach. M≤wi lekarz Kazik:
- Tak jak m≤wi│em, da siΩ za│atwiµ, ino dziesiΩµ patyk≤w przynie╢.
- A wiesz Kazik, ju┐ nie trzeba, gajowy zgodzi│ siΩ za piΩµ st≤wek odstrzeliµ.

Autostopowiczka zatrzymuje samoch≤d na drodze z Poronina do Zakopanego. Samochod zje┐d┐a na pobocze i szofer odkrΩca okienko. Autostopowiczka wsadza g│owΩ do ╢rodka, a wtedy kierowca podkrΩca szybko okienko, wychodzi drug▒ stron▒, zadziera kieckΩ i odbywa stosunek z rzeczon▒ autostopowiczk▒, poczem odkrΩca okienko i odje┐d┐a. Wtedy zza drzewa wychodzi g≤ral i rzecze:
- Auto, jak auto, ale takie drzwi to se musze kupiµ.

Siedz▒ dwie G≤ralki na p│ocie i plotkuj▒, plotkuja po czym jedna mowi do drogiej:
- Oj Maryna cza mi Cie bedzie po┐egnaµ, widze ┐e idzie Franek z kwiatami trza mu bedzie dupy daµ!
- A co to u was flakona ni ma?

Dialog G≤ralek:
- Wiesz Maryna dupczy│am siΩ z inteligentem!
- No i jak by│o?
- Ty wiesz, On mia│ PENISA!
- Ooo!, a co to takiego?
- Taki ch*j, ino giΩtki!

Pewnemu bacy sze╢µ razy spali│a siΩ bac≤wka. PiΩµ razy j▒ odbudowywa▒, ale za sz≤stym razem ju┐ siΩ za│ama│. Stan▒│ nad resztkami domu, podni≤s│ g│owΩ i wo│a do nieba:
- Panie Bo┐e! Za jakie grzechy?!
Na to g│os z nieba:
- Oj nie za ┐adne grzechy, nie za grzechy. Tylko cosik ja ciΩ chyba J≤zek nie lubiΩ...

Siedzi baca przed cha│up▒ i pierze w misce kota. Przechodzi turysta i s│ysz▒c straszne piski pr≤buje zaprotestowaµ:
- Baco, co robicie?!
- Ano kota piere - rzecze baca.
- Ale baco, kot≤w siΩ nie pierze!
- Piere siΩ piere.
Nie przekonawszy bacy, turysta wybra│ siΩ w dalsz▒ drogΩ. Kiedy wraca│ po kilku godzinach zobaczy│ bacΩ i le┐▒cego obok zdech│ego kota. Pokiwa│ g│ow▒ i m≤wi:
- A m≤wi│em, ┐e kot≤w siΩ nie pierze?
- Piere siΩ piere, jeno nie wyzyma...

Siedzi baca nad rzek▒ i siΩ onanizuje. Podchodzi turysta i siΩ pyta:
- Baco co wy robicie?
Na to baca:
- Jak to co? Wysy│am dzieci nad morze.

Baca znalaz│ broszurkΩ, jak odzwyczaiµ siΩ od jedzenia przez tydzie±. Pierwszego dnia mia│ zamiast posi│k≤w piµ po 1/2 szklanki wody. Drugiego po 1 szklance itd. Si≤dmego dnia p≤│przytomny z g│odu mia│ wykonaµ ostatnie polecenie - wysraµ siΩ. Poszed│ wiΩc za cha│upΩ, kucn▒│, natΩ┐y│ siΩ i nic. (z pustego to i Salomon...) Siedzi, siedzi, a┐ nagle s│yszy odg│osy jedzenia. Patrzy, a tu mu dupa siΩ pasie!

Idzie sobie turysta polan▒ w g≤rach i widzi bacΩ. A baca pasie sobie owce. Czarne i bia≤e. No i turysta siΩ go pyta:
- Baco.. Ile mleka daj▒ te owce?
- Ano bia│e cy corne?
- No wszystkie.
- Bia│e dwa litry..
- A czarne?
- Ino tys dwa litry.
- A ile trawy jedz▒?
- Bia│e cy corne?
- No wszystkie..
- Bia│e tsy kilo.
- A czarne?
- Tys tsy kilo.
Rozmawiaj▒ tak z piΩtna╢cie minut i okazuje siΩ ┐e bia│e owce nie r≤┐ni▒ siΩ niczym innym ni┐ kolorem we│ny. Wreszcie zdenerwowany turysta pyta siΩ jeszcze raz:
- No to czemu baco je tak rozr≤┐niacie?
- Ano bia│e owce som moje.
- A czarne czyje?
- Ano tys moje.

Obchodzona by│a w│a╢nie Setna Rocznica Urodzin Lenina (SRUL). Znale╝li tedy i bacΩ starego z Poronina, co to Lenina pamiΩta│, i poprosili go, co by opowiedzia│ im co╢ o spotkaniu z Leninem, jaki to Lenin byl mi│y, i dobroduszny. Siad│ tedy Baca na rogu cha│upy, i powiada:
PamiΩtam by│a wiosna, topnia│y ╢niegi, ╢wiecilo ╢licznie s│oneczko. Towarzysz Lenin postanowi│ siΩ ogoliµ. Wyszed│ tedy na ganek z miednic▒, myd│em pΩdzlem. Ledwo sobie namydli│ pysk podbieg│ do niego ma│y ch│opczyk. Popatrzy│ na towarzysza Lenina i zawo│a│: "Towarzyszu Lenin, │ysiejecie!". A towarzysz Lenin u╢miechn▒│ siΩ,... a m≤g│ przypierdoliµ!

Wieczorem przychodzi baca do I-szego sekretarza gminnej POP i m≤wi, ┐e chce koniecznie zapisaµ siΩ do partii. Sekretarz, ┐e trzeba p≤│ roku pr≤by. Na to baca:
- Albo mnie tyrozki zopisecie, albo nie chce w og≤le.
- Ale┐ baco, powiedzcie, chocia┐ dlaczego.
- Jok mnie zopisecie to powim.
- Ale baco, nie moge was zapisaµ, skoro nie znam nawet motywacji.
Po godzinnej konwersacji w tym stylu sekretarz skapitulowa│ i zapisa│ bacΩ do partii.
- No to powiedzcie baco teraz, dlaczego tak nagle zachcia│o wam siΩ do partii?
- No, tera powim. Psychodza jo do cho│upy i wchodza do swojego pokoju a tam widza, moja ┐ona w moim │≤┐ku z kochankiem. No to posed│ jo do kuchni, goln▒│ se kielicha i posed│ do drugiego pokoju, a tam widza c≤rka w │≤┐ku z gachem. No to wr≤ci│ jo do kuchni, goln▒│ se drugiego kielicha i se powidzio│: JO WAM KURWY WSTYDU NAROBIE!!!

Siedzi baca na drzewie i ╢piewa. Przechodzi turysta.
- Baco, spadniecie, na drzewie siΩ nie ╢piewa.
- Nie spadne.
Za godzine wraca turysta, patrzy, a pod drzewem le┐y baca.
- A m≤wi│em wam, baco - nie ╢piewa siΩ na drzewie.
- ªpiwo siΩ, ╢piwo, ino siΩ nie ta±cy.

Dw≤ch juhas≤w znalaz│o je┐a i k│≤c▒ siΩ o nazwΩ tego zwierzaka:
- To je iglok!
- To je spilok!
Przechodzi│ tamtΩdy stary baca i us│ysza│ sprzeczkΩ. Podszed│ i zawyrokowa│:
- To nie je ani iglok, ani spilok. To je kolcok!

Do bacy przychodzi ch│opak z dziewczyn▒ i chc▒ wynaj▒µ jaki╢ pok≤j na noc. Baca na pocz▒tku nie chce, m≤wi ┐e miejsce ju┐ nie ma i w og≤le ale w ko±cu zgadza siΩ ulokowac ich na strychu. Wieczorem przychodzi spytaµ czy aby nie s▒ g│odni, a oni mu ze strychu:
- Nie baco, my ┐ywimy siΩ owocami mi│o╢ci.
Baca:
- No dobra, dobra, tylko nie rzucajcie sk≤rek bo mi siΩ gΩsi pod│awi▒.

Idzie baca przez poloniny i widzi jak turysta robi pompki dla zdrowia. Stan▒│ i kiwa g│ow▒ z podziwem.
- R≤┐ne ja wiatry widzia│em, ale ┐eby babe spod ch│opa wywia│o...?

S▒siad m≤wi do bacy:
- Baco, tam za stodo│▒ na waszych deskach ch│opaki gwa│c▒ wasz▒ c≤rkΩ.
Baca przera┐ony biegnie natychmiast za stodo│Ω, po chwili wraca u╢miechniety i m≤wi:
- Aaaaa... wiedzio│em, ze zartowo│e╢, to wcale nie moje deski.

Policjant zatrzymuje bacΩ jad▒cego furmank▒.
- Baco, co wieziecie?
Baca nachyla siΩ i szepcze:
- Siano.
- Czemu tak cicho m≤wicie?
- »eby ko± nie us│ysza│!

Baca wyd│uba│ sobie oczy, powiesi│ je na drzewie i powiedzia│:
- Oczywi╢cie.

Pewien turysta zab│▒dzil w g≤rach, traci│ ju┐ nadziejΩ, gdy zobaczy│ jakies ╢wiat│a, a dalej g≤ralsk▒ cha│upΩ.
"Jestem uratowany - zap│acΩ im - dadz▒ mi co╢ zje╢µ, napoj▒ mnie, przenocuj▒..." - pomy╢la│ turysta i wszed│ do ╢rodka. Patrzy na zapiecku le┐▒ nieruchomo Bacowa i Baca.
- "Dobry wiecz≤r, zab│▒dzi│em, jestem g│odny, chce mi siΩ piµ, zap│acΩ wam" - powiedzia│ turysta.
...CISZA
- "Chcia│bym co╢ zje╢µ - jestem g│odny" - powt≤rzy│.
...CISZA
Zdegustowany brakiem reakcji Bacy i Bacowej, wzi▒│ to co le┐a│o na stole i zjad│.
- "CHCIAúBYM SIΩ CZEGOª NAPI╞" - powiedzia│, ju┐ zdenerwowany, turysta.
Gdy po raz kolejny odpowiedzia│a mu cisza - wypi│ co by│o na stole, przelecia│ Bacow▒ i wychodz▒c rzek│ "Co za popieprzeni ludzie!".
W bac≤wce ci▒gle CISZA, gdy w pewnym momencie Bacowa nie wytrzyma│a i kichnΩ│a. Baca na to: "Przegra│a╢ - gasisz ╢wiatlo"

W Morskim Oku w przerΩbli k▒pie siΩ baca.
- Baco, nie zimno wam? - pytaj▒ siΩ turysci.
- Ni.
- Ciep│o?
- Ni.
- A jak wam jest?
- JΩdzej.

Baca │apie okazjΩ na drodze, wreszcie udaje mu siΩ z│apaµ przeje┐d┐ajacego Mercedesa. Wsiada i jad▒, ale po kilku kilometrach jako╢ tak nudno siΩ zrobi│o, wiΩc baca siΩ pyta:
- A co to panocku, za znacek z psodu?
- To? (m≤wi kierowca pokazuj▒c na znaczek mercedesa), to taki celownik, jak kogo╢ z│apie w ten celownik, to ju┐ na pewno trafiΩ.
- Aha.
Po kilku kilometrach patrz▒, a tu drog▒ jedzie jaki╢ facet na rowerze. Baca m≤wi:
- A we╝cie, panocku, tego c│owieka w ten celownik...
Kierowca skrΩci│ i faktycznie rowerzysta znalaz│ siΩ "w celowniku", ale poniewa┐ kierowca nie chcial i╢µ do wiΩzienia, to w ostatniej chwili skrΩci│, aby nie trafiµ rowerzysty, chwilΩ potem baca siΩ odzywa:
- Iiiii, kiepski ten pa±ski celownik, gdybym nie roztworzy│ drzwi to by╢my go w og≤le nie trafili.

Wchodzi baca do sklepu i nie zamyka drzwi.
- Baco, drzwi w domu nie macie? - Krzyczy na niego sprzedawczyni.
- Mom, i tak▒ cholerΩ jak wy, tyz mom.

Turysta pyta siΩ g≤rala:
- Baco czemu ci▒gniecie ten │a±cuch?
- A co, mam go pchaµ?

Wywiad z bac▒:
- Baco, jak wygl▒da wasz dzie± pracy?
- Rano wyprowadzam owce, wyciagam flaszkΩ i pijΩ...
- Baco, ten wywiad bΩd▒ czytaµ dzieci. Zamiast flaszka m≤wcie ksi▒┐ka.
- Dobra. Rano wyprowadzam owce, wyci▒gam ksi▒┐kΩ i czytam. W po│udnie przychodzi JΩdrek ze swoj▒ ksi▒┐k▒ i razem czytamy jego ksi▒┐kΩ. Po po│udniu idziemy do ksiΩgarni i kupujemy dwie ksi▒┐ki, kt≤re czytamy do wieczora. A wieczorem idziemy do Franka i tam czytamy jego rΩkopisy.

Spotyka siΩ dw≤ch g≤rali wysoko w g≤rach.
- Baco, we│na dro┐eje!
- A kto tak powiedzia│?
- Wa│Ωsa.
- A gdzie on pasie?

Siedzi baca w zimie na zboczu i siΩ przygl▒da jak tury╢ci z Niemiec zje┐dzaj▒ na nartach. Nagle widzi jak jedn▒ babkΩ wyrzuci│o na pag≤rku ┐e a┐ wpad│a g│ow▒ w zaspΩ. Ino jej tylko ty│ek wystaje. Baca d│ugo nie namy╢laj▒c siΩ zaszed│ od ty│u i zaczyna dupczyµ. Nagle s│yszy jak ta jΩczy:
- Ja gut, ja gut!
Baca na to:
- A sk▒d ja ci tera dziwko jag≤d wezmΩ?!

Dw≤ch g≤rali: ma│y i du┐y sikaj▒ na mur. Ma│y strasznie mruga oczami. Widz▒c to drugi pyta:
- Co tok mrugos?
- Bo mi do ocu prysko!

Zepsu│ siΩ kobiecie samoch≤d na drodze, prosi o pomoc przechodz▒cych g≤rali. G≤rale naprawili, ale gdy chcia│a im zap│aciµ okaza│o siΩ, ┐e g≤rale wol▒ zap│atΩ w naturze. Nie bardzo siΩ to jej podoba│o, ale co miala zrobiµ. Poprosi│a ich tylko ┐eby za│ozyli prezerwatywy bo nie chce zaj╢µ w ci▒┐Ω. G≤rale siΩ zgodzili, itd.
Na nastepny dzie± spotykaj▒ siΩ w knajpie wioskowej i jeden m≤wi:
- Josiek, zalezy nom na tym zeby nie zas│a w ci▒ze?
- Ni.
- No to sci▒gamy te gumki!!!

G≤ral przyprowadzi│ swoja ┐onΩ bΩdac▒ w ci▒┐y na badania okresowe. Lekarz zbada│ ga╝dzinΩ, przyj▒│ honorarium, po┐egna│. Do gabinetu wchodzi m▒┐ i pyta o zdrowie ┐ony. Lekarz odpowiada:
- No c≤┐, u waszej ┐ony jest ci▒┐a pozamaciczna.
Ch│op zblad│ i nerwowo siΩga po portfel.
- Nie trzeba, gazdo, ┐ona ju┐ p│aci│a.
- Panie doktorze, macie tu 100 tysiΩcy, i nie m≤wcie nikomu, ┐e pozamaciczna, bo jeszcze ch│opy mnie wy╢mieja, ┐em nie trafi│ tam, gdzie trzeba.

- Baco, co robicie, jak macie wolny czas?
- Siedzem i dumiem...
- A jak nie macie czasu?
- To ino siedzem...

Przyjecha│ turysta z turystk▒ w g≤ry. Nocuj▒ u bacy. Rano baca pyta:
- Czy wy w nocy nic ze sob▒ nie robicie, ┐e siΩ ╢wiat│o ca│y czas pali?...
- Baco, przy ╢wietle to dopiero przyjemno╢µ!
Na drugi dzie± turysta pyta bacΩ:
- No i jak, lepiej przy ╢wietle?
- Lepiej, lepiej - i ile dzieci mia│y uciechy!

Przychodzi hanys do sklepu w W-wie i pyta:
- Czy s▒ fafkulce?
Ekspedientka nie kumata m≤wi:
- Nie ma
Na to hanys:
- To poprosza fa f spray'u

Spotyka siΩ w knajpie dw≤ch g≤rali, a poniewa┐ jeden z nich niedawno
siΩ o┐eni│, to drugi pyta siΩ go jak mu posz│o w noc po╢lubna.
- Ano, Stasiu, normalnie. Jak weszl╢imy do sypialni to siΩ rozebra│em,
┐eby se psiakrew nie pomy╢la│a, ┐e siΩ jej wstydzΩ. Potem da│em jej
w gΩbΩ, ┐eby sobie nie pomy╢la│a, ┐e jej siΩ bojΩ. Na sam koniec sam
siΩ zaspokoi│em, ┐eby se psiakrew nie pomy╢la│a, ┐e jej potrzebujΩ.

Siedzi baca na skale i liczy:
- 121, 121, 121...
Przechodzi turysta i pyta siΩ:
- Co tak liczycie baco?
Baca str▒ca turystΩ ┐e ska│y i liczy dalej:
- 122, 122, 122...

Idzie sobie dw≤ch g≤rali przez Zakopane do domu, a mieszkali na Guba│≤wce.
Przechodz▒ obok tor≤w kolejowych i zobaczyli tam ruskie cysterny. Nie znali
Ruskich literek, ale tak im jako╢ zaje┐dza│o alkoholem... Napili siΩ...
Poszli p≤zniej do dom≤w... Rano do jednego z nich dzwoni telefon
- Co jest?- mowi baca podnosz▒c sluchawke
Po drugiej stronie by│ drugi baca z zesz│onocnej imprezy:
- Baco, srali╢cie? - pyta ten drugi
- Nie.
- To niesrajta, bo jo z Londynu dzwonim...

Turysta do bacy:
- Ile kosztuje ten pies??
- Sto milion≤w.
- Przecie┐ nikt go nie kupi.
Po pewnym czasie turysta do bacy:
- Sprzedali╢cie psa??
- Tak. Za dwa koty po 50 milion≤w...

SΩdzia do g≤rala:
- Ile macie dochod≤w?
- Wysoki s▒dzie, do chod≤w to ja mom dwie nogi, ale obie kipskie.

Gazdowska rozmowa.
- Staszek, cy twoj konicek kurzy fajkΩ?
- Nie.
- No, to ci siΩ szopa pali.

- Baco, co robicie?
- Uwozom!
- Na co?
- Cobyk nie spod!

╢piewa juhas na hali. Baca nie mo┐e wytrzymaµ i wo│a:
- Czego siΩ drzes?!!
- Dyµ to nie d┐ez, to folklor!

Id▒ Antek i Francek przez las. Zobaczyli kamie±, na kt≤rym by│o napisane:
"Je╢li mocie ludzkie serce, to mnie obr≤µcie...".
Nasapali siΩ wiΩc porz▒dnie, a za╢ na drugiej stronie by│o napisane:
"Piknie wom dziΩkuje, bo mi siΩ bok odle┐o│...".



Strona g│≤wna