Moja ocena postΩpowania Zenona Ziembiewicza

Zofia Na│kowska w "Granicy" przedstawi│a cz│owieka jako istotΩ z│o┐on╣ i wielop│aszczyznow╣. Przyk│adem tego mo┐e byµ osoba g│≤wnego bohatera Zenona Ziembiewicza. Ocena jego postΩpowania nie mo┐e byµ jednoznaczna, gdy┐ brak jest w powie£ci wyraƒnych kryteri≤w warto£ciowania cz│owieka i jego czyn≤w. R≤┐ni ludzie r≤┐nie te┐ interpretuj╣ czyny danej osoby, uzale┐niaj╣c ich ocenΩ od osobistych do£wiadcze±, warunk≤w i wyobra┐e± o £wiecie. Dopiero suma tych ocen daje pe│en obraz rzeczywisto£ci, obraz cz│owieka takim, jakim on jest naprawdΩ.

Zenon Ziembiewicz jest nieƒle wychowany, ambitny, rozs╣dny, inteligentny i pracowity. Posiada wspania│e idea│y. Chce siΩ nie tylko uczyµ, ale dzia│aµ dla dobra ca│ego spo│ecze±stwa, chce walczyµ o postΩp zacofanego £wiata. Ca│y czas dƒwiga ze sob╣ jak╣£ spo│eczn╣ wizjΩ, kt≤rej warto siΩ po£wiΩciµ. Gdy nie znajduje £rodk≤w na doko±czenie nauki w Pary┐u u rodzic≤w, przyjmuje ofertΩ pracy od redaktora pisma "Niwa" - Czechli±skiego. Do tego kroku popycha go sytuacja, lecz to nie sytuacja decyduje za cz│owieka o jego losie i o drodze jak╣ zamierza kroczyµ, to on sam jest odpowiedzialny za swoje czyny. PrzyjΩcie tej pracy przez Zenona powoduje, ┐e zaci╣ga on u Czechli±skiego wielki d│ug, kt≤rego nigdy nie uda mu siΩ sp│aciµ. Kiedy bohater podejmuje romans z Justyn╣ Bogut≤wn╣, by po jej uwiedzeniu zwi╣zaµ siΩ z dziewczyn╣ z "dobrego domu", nie uznaje tego czynu za obrzydliwy. "S│uchaj El┐bieto, nie powinna£ patrzeµ na to tak, jak to wygl╣da. Powiesz co zechcesz - i tak bΩdzie, jak bΩdziesz chcia│a. Ale musisz to zrozumieµ, ty w│a£nie musisz, ┐e to nie jest takie pospolite, ┐e tam ona, a tutaj ty. Tak czΩsto bywa, ja wiem, ale to tylko poz≤r jest taki... A dno jest inne." W tym momencie Zenon, kt≤ry tak krytycznie os╣dza│ ojca, staje siΩ podobny do niego. Chce, aby, podobnie jak matka przebaczy│a ojcu, El┐bieta przebaczy│a jemu. Chce oczy£ciµ w ten spos≤b swoje sumienie. Zenon, informuj╣c El┐bietΩ o dwuznacznej sytuacji, m≤wi╣c jej prawdΩ, nie chce ok│amywaµ ukochanej osoby. Byµ mo┐e jednak chce on tylko zrzuciµ z siebie ciΩ┐ar odpowiedzialno£ci i znaleƒµ wsp≤lnika, z kt≤rym m≤g│by dzieliµ winΩ. Zenon, gdy zdaje sobie sprawΩ, ┐e za chwilΩ erotycznych s│abostek musi zap│aciµ rachunek nie stara siΩ uciec od odpowiedzialno£ci, tylko pomaga Justynie. Daje jej pieni╣dze i mo┐liwo£µ zadecydowania w sprawie przerwania ci╣┐y. Pieni╣dze jednak┐e "nie za│atwi╣ sprawy", a mo┐liwo£µ decyzji jest w│a£nie pr≤b╣ ucieczki od odpowiedzialno£ci i konieczno£ci wypowiedzenia siΩ, podjΩcia decyzji. R≤wnie┐ po przerwaniu ci╣┐y przez JustynΩ Zenon nie zostawia jej na │asce losu, chce jej pom≤c i stara siΩ za│atwiµ dla niej pracΩ.

Wszystkie te czyny mog╣ byµ spowodowane odpowiedzialno£ci╣ cz│owieka, kt≤ry ┐a│uje za sw≤j czyn, jak r≤wnie dobrze strachem, obaw╣ szanta┐u ze strony dziewczyny. Paradoksalne jest to, ┐e Zenon brnie w romans z Justyn╣ z "dobroci serca". Pragnie on pom≤c jej, po stracie matki, pocieszyµ j╣ i wesprzeµ. Gdy przypomina sobie wydarzenia z Boleborzy, wed│ug niego, to w│a£nie Justyna doprowadzi│a do tego romansu, codziennie wychodz╣c na drogΩ, gdy wraca│ z pola i poszukuj╣c jego towarzystwa. "Po£r≤d tego wszystkiego odnajdywa│a siΩ ci╣gle Justyna, chocia┐ by│ pewien, ┐e jej nie szuka. By│a w ogrodzie, w domu i na podw≤rzu. Gdy wraca│ z p≤l wieczorem, spotyka│ j╣ z dala od domu na swojej drodze." Te s│owa mog╣ byµ prawd╣, lub tylko pr≤b╣ usprawiedliwienia siΩ. Ale Zenon nie jest przecie┐ z│ym cz│owiekiem. Chce ┐yµ uczciwie i spora czΩ£µ jego dzia│alno£ci przynosi znakomite rezultaty: buduje domy robotnicze, remontuje koszarowe legowiska bezdomnych, porz╣dkuje wybrze┐e nad rzek╣, likwiduje tak┐e dansing o z│ej s│awie, a w powsta│ym miejscu zak│ada park z pijalni╣ mleka dla dzieci, kortami tenisowymi, placami do gry w koszyk≤wkΩ i siatk≤wkΩ. W pewnym jednak nieuchwytnym momencie granica dobra i z│a zostaje przekroczona. Zenon nagle dostrzega, ┐e elita rz╣dz╣ca wpΩdzi│a go w sid│a, ┐e sta│ siΩ prominentem. Gdy dowiaduje siΩ od El┐biety, ┐e przetrzymywani wiΩƒniowie s╣ torturowani nie chce przyj╣µ tych wiadomo£ci do siebie. "Jego £wiadomo£µ organizowa│a siΩ b│yskawicznie do obrony. Rzecz by│a w tym, ┐e to nie mog│o byµ prawd╣. Rzecz by│a w tym, ┐eby w to nie wierzyµ, ┐eby na to nie przystaµ. Byle jakie s│owa wystarczy│y [...] Widzia│a jak przekonywa│ sam siebie, widzia│a jak sz│o mu to jak z p│atka." Jako prezydent miasta jest on r≤wnie┐ wsp≤│odpowiedzialny za masakrΩ manifestuj╣cych robotnik≤w, kt≤rzy wylegli na ulice. Na jego obronΩ mo┐e przemawiaµ fakt, ┐e o rozkazie strzelania do robotnik≤w mogli zdecydowaµ starosta Czechli±ski i ludzie z partii rz╣dz╣cej - osoby, od kt≤rych Zenon by│ zale┐ny ju┐ od czasu, gdy zacz╣│ pisywaµ artyku│y do "Niwy". "W mie£cie zaczynano m≤wiµ, ┐e nakaz u┐ycia broni wydany zosta│ za spraw╣ Ziembiewicza. Istotnie, pierwsze strza│y pad│y owego wieczoru w chwilΩ po jego przyjeƒdzie. NaprawdΩ jednak sprawa zdecydowa│a siΩ ju┐ przedtem, by│a gotowa, zanim przyjecha│. Jednego z tych dni Ziembiewicz mia│ z Czechli±skim gwa│town╣ scenΩ. Gdy wychodzi│ z jego gabinetu, woƒny s│ysza│ te s│owa: "Z jakiej to racji? Jak to? Teraz chcecie zwaliµ to na mnie."

Zenon Ziembiewicz mia│ dobre intencje i chcia│ du┐o dobrego zrobiµ dla spo│ecze±stwa i miasta, jednak┐e ┐yjemy w£r≤d ludzi i to, czy naszym dzia│aniem przynosimy im dobro, czy krzywdΩ, jest wa┐niejsze od naszych intencji. Ka┐dy jest r≤┐nie oceniany przez r≤┐ne osoby i wszystkie te oceny w jaki£ spos≤b s╣ uzasadnione. Nawet ocena wygl╣du zewnΩtrznego mo┐e byµ inna w zale┐no£ci od osoby, kt≤ra j╣ wypowiada. "Jego powszechnie znana sylwetka, trochΩ pochylona, [...] jego twarz o garbatym profilu i ascetycznie wyd│u┐onej dolnej szczΩce, dla jednych przyjemna i nawet rasowa, dla innych jezuicka i nienawistna [...]". Zenona Ziembiewicza mo┐na potΩpiaµ za to, co zrobi│ Justynie, mo┐na go uczyniµ wsp≤│odpowiedzialnym £mierci robotnik≤w ale nie mo┐na zapominaµ o jego chΩci czynienia dobra, o zapale do pracy i o jego dzia│alno£ci na rzecz ca│ego miasta. Nie mo┐emy go wiΩc oceniµ jednoznacznie, nie mo┐emy powiedzieµ, ┐e by│ dobry lub z│y, "bia│y" lub "czarny", gdy┐ zale┐nie od miejsca w ┐yciu, od splotu okoliczno£ci ka┐dy z nas inaczej oceni tego samego cz│owieka. "Jest siΩ takim, jak my£l╣ ludzie, nie jak my£limy o sobie my sami, jest siΩ takim, jak miejsce w kt≤rym siΩ jest."