Facet w restauracji zam≤wi│ obiad i jad│. Przy pierwszym
daniu okropnie chlipa│, a przy drugim strasznie beka│. Gdy
przysz│o zap│aciµ rachunek kelner m≤wi:
- 1 z│oty za pierwsze danie + 50 groszy za chlipanie, 2 z│ote
za drugie danie + 50 groszy za bekanie. Razem 4 z│ote.
Facet daje 5 z│otych i m≤wi:
- Reszty nie trzeba. Za z│ot≤wkΩ jeszcze sobie popierdzΩ...
- Co s│ychaµ ? Jak siΩ miewa twoja ┐ona ? - Pyta kolega
dawno nie widzianego kolegΩ i w tym momencie uprzytamnia sobie,
┐e jego ┐ona nie ┐yje. WiΩc szybko dodaje :
- Wci╣┐ na tym samym cmentarzu ?
Pow≤dƒ w prowincjonalnym miasteczku. Ewakuacja ludno£ci.
Wojsko puka do kaplicy:
- ProszΩ ksiΩdza, niech ksi╣dz ucieka! Ksi╣dz siΩ utopi!
- Nigdzie nie idΩ, wierzΩ w Opatrzno£µ Bosk╣.
Po trzech godzinach ksi╣dz siedzi na ostatnim piΩtrze parafii.
Podp│ywaj╣ motor≤wk╣:
- ProszΩ ksiΩdza, niech ksi╣dz ucieka! Ksi╣dz siΩ utopi!
- Nigdzie nie idΩ, wierzΩ w Opatrzno£µ Bosk╣.
MinΩ│y kolejne godziny, ksi╣dz na szczycie dzwonnicy.
Podp│ywaj╣ znowu.
- ProszΩ ksiΩdza, niech ksi╣dz ucieka! Ksi╣dz siΩ utopi!
- Nigdzie nie idΩ, wierzΩ w Opatrzno£µ Bosk╣.
PiΩtna£cie minut i ksi╣dz ju┐ z wyrzutami u Pana Boga.
- Panie Bo┐e, no jak tak mo┐na? Swojego wiernego s│ugΩ
zawie£µ? A tak wierzy│em w Opatrzno£µ...
- G│upcze!!! Trzy razy po ciebie ludzi wysy│a│em!!!
W. I. Czapajew i Pietka p│ynΩli │≤dk╣, │≤dka siΩ wywr≤ci│a.
Czapajew p│ywa│, Pietka nie. Ale kamandir go wyratowa│,
doci╣gn╣│ do brzegu i robi sztuczne oddychanie. Macha
pietkinymi rΩkami a z biedaka woda cieknie i cieknie, i
cieknie...
Obok przeje┐d┐a│ oddzia│ Kozak≤w. Essaul (tzn. dow≤dca)
podjecha│ bli┐ej, patrzy, w ko±cu nie wytrzyma│ i m≤wi:
- Wasilij Iwanowicz! Wyci╣gnij ty mu dupΩ z wody, bo ca│╣
rzekΩ przepompujesz!
Pacjenta u£piono do operacji. Gdy obudzi│ siΩ, spostrzeg│
zdziwiony, ┐e chirurg bardzo siΩ postarza│ i ma d│ug╣ siw╣
brodΩ.
- Co£ nie w porz╣dku, panie doktorze? Czy ja tak d│ugo by│em
nieprzytomny?
- Ja nie jestem doktorem - odpowiada starzec - ja jestem
£wiΩtym Piotrem...
W wiejskim o£rodku zdrowia:
- Panie doktorze, niech pan co£ poradzi. Mam ju┐ siedmioro
dzieci, a m╣┐ to siΩ w og≤le nie zastanowi...
- Niech pani kupi mΩ┐owi prezerwatywy.
Po kilku miesi╣cach ta sama kobieta jest u lekarza.
- Åle mi pan doradzi│. Zn≤w jestem w ci╣┐y!
- A kupi│a pani te prezerwatywy?
- Mnie tam nie staµ na taki wydatki. Sama mu zrobi│am. Na
drutach...
W ma│ej wsi ksi╣dz rozmawia z parafiank╣:
- Dosz│y mnie s│uchy, c≤rko, ┐e wczoraj wieczorem kto£ u was
straszliwie przeklina│. Tak nie mo┐na, dzieci siΩ gorsz╣, a
jaki z│y przyk│ad dla s╣siad≤w.
- Bardzo przepraszam, ale w│a£nie wybierali£my siΩ do
ko£cio│a i m≤j stary nie m≤g│ znaleƒµ ksi╣┐eczki do
nabo┐e±stwa.
- S│ysza│em, ┐e Wiesiek Kowalski kupi│ sobie nowy samoch≤d?
- Przecie┐ to nie jego!
- Sk╣d wiesz?
- Wczoraj mi powiedzia│, ┐e to Toyota Karola.
PomiΩdzy ambasadami USA i CCCP zorganizowano wymianΩ
sekretarek.
Po dw≤ch tygodniach ameryka±ska sekretarka pisze depeszΩ do
swoich:
"Moi drodzy, tu jest okropnie. Zero automatyzacji, ci╣gle
robiΩ czaj szefowi, a sp≤dnicΩ to dosta│am taka d│ug╣, ┐e
ledwo chodzΩ".
W tym samym czasie wΩdruje depesza do Rosji:
"Moi drodzy, tu jest okropnie. WszΩdzie te komputery,
£wiate│ka, guziki, nie mam co robiµ, nudzΩ siΩ. A sp≤dnicΩ
to mi dali tak╣ kr≤tk╣, ┐e mi chyba widaµ jaja i
ka│asza"
Amigowiec zosta│ pora┐ony przez swoj╣ ukochan╣ amigΩ na
£mierµ i poszed│ do nieba. Staje przed îw.Piotrem a Piotr
siΩ go pyta:
- Chcia│by£ Amigowcu p≤j£µ do nieba czy do piek│a
- Chcia│bym siΩ rozejrzeµ - odpowiada amigowiec
- Patrz tak wygl╣da niebo - m≤wi £w.Pieter - pokazuj╣c
dooko│a
- Niby ch│odno tu - inteligentnie zauwa┐a Amigowiec
- Teraz chodƒ poka┐Ω ci piek│o - m≤wi £w.Pieter
Zje┐d┐aj╣ do piek│a patrz╣ a tam go│e panienki siedz╣ na
monitorach - na ekranach widaµ rajcowane dupy te┐ - Dooko│a
le┐╣ amigi a Nawet najnowszy model "Amiga CD Power
Belzebub" z procesorem matolarola 40000000000, kt≤ra ma 100
TMips≤w.
Wracaj╣ na g≤rΩ - czyli do nieba - i £w.Pieter siΩ pyta:
- No to jak - niebo czy piek│o ?
- Nie obraƒ siΩ £w.Pieter - ale ja wolΩ do piek│a - m≤wi
amigowiec.
Dobra pojecha│ na d≤│, wychodzi z windy a tu go dwa Diab│y za
bary i do beczki ze smo│╣. Przestraszony Amigowiec - krzyczy co
siΩ sta│o z tamtym piek│em kt≤re widzia│ poprzednio: Na to
jeden z diab│≤w odpowiada:
- To by│o DEMO baranie, DEMO....
Idzie garbaty o p≤│nocy przez cmentarz. Nagle zza grobu
wyskakuje upi≤r i m≤wi:
- Dawaj pieni╣dze!
- Nie mam.
- A co masz?
- Garba
- To dawaj
I zabra│. A garbaty szczΩ£liwie wr≤ci│ do domu i
opowiedzia│ o wszystkim kumplowi - kulawemu. Kulawy chcia│ byµ
znowu zdrowy i poszed│ w nocy na cmentarz. Historia siΩ powt≤rzy│a.
Wyskoczy│ upi≤r i m≤wi:
- Masz garba?
- Nie
- To masz!
Wchodzi facet do baru z krokodylem.
- ProszΩ wyj£µ ! On jest niebezpieczny !
- On jest bardzo mi│y, i nikomu nie zrobi krzywdy, mogΩ to
udowodniµ.
- Dobrze, je┐eli wszyscy go£cie uznaj╣, ┐e nie ma
zagro┐enia, to mo┐e pan zostaµ.
Facet prowadzi krokodyla na £rodek, wali piΩ£ci╣ trzy razy w
│eb krokodyla i m≤wi: -Otw≤rz gΩbΩ ! Krokodyl otwiera, a
facet zdejmuje gacie i wk│ada przyrodzenie do £rodka,
nastΩpnie wali znowu trzy razy i m≤wi: - Zamknij gΩbΩ !
Krokodyl zamyka, i wszyscy widza jak zΩby krokodyla zatrzymuj╣
siΩ o centymetry od wa┐nych organ≤w. Facet chowa interes i
m≤wi:
- Mo┐e kto£ chce spr≤bowaµ ?
Odzywa siΩ kobiecy g│os:
- Ja, ale niech pan nie bije mnie tak mocno w g│owΩ.
Podchodzi pijany facet do taks≤wki, patrzy na baga┐nik i
pyta siΩ taks≤wkarza:
- Panie, zmieszcz╣ siΩ tam dwie flaszki ┐ytniej?
- Zmieszcz╣ siΩ.
- A talerz bigosu?
- Pewnie.
- 5 piw?
- No jasne.
- A torcik czekoladowy?
- Torcik siΩ zmie£ci.
- S│oik £ledzi?
- Wejdzie.
- A butelka szampana?
- Zmie£ci siΩ.
- 15 kanapek?
- Te┐ siΩ zmie£ci.
- Otwieraj pan!
Taks≤wkarz otworzy│ baga┐nik, a facet:
- BUUUUEEEEEEEE.....
Dzwoni telefon wczesnym rankiem. Obudzony facet odbiera i
s│yszy pytanie:
- Klinika?
- Pomy│ka, prywatne mieszkanie.
Za kr≤tk╣ chwiluniΩ ponownie telefon:
- Klinika?
- Nie do cholery! Prywatne mieszkanie!
- Ziutek, no co ty kumpla nie poznajesz, tu Mietek. Pytam czy
strzelimy sobie klinika z rana.
Rozmowa w kolejce stoj╣cej przed sklepem.
- Czy pan jest ostatni?
- Nie, s╣ gorsi ode mnie.
- Czy pan stoi na ko±cu?
- NIe, na nogach.
- îwinia!
- Bardzo mi przyjemnie, Kowalski jestem.
- Niech mnie pan w dupΩ poca│uje!
- Ale┐, proszΩ pani ja tu przyszed│em po cytryny, a nie po
pieszczoty.
Ciemna noc, ameryka±ski bombowiec leci na akcjΩ. Cel:
zrzuciµ spadochroniarzy na wyznaczony obszar na terytorium
wroga. Samolot zatoczy│ kr╣g, zapala siΩ czerwona lampka,
nastΩpnie zielona, grupa komandos≤w wyskoczy│a nad celem. Z
wyj╣tkiem jedego...
Dow≤dca: Skacz...
Tch≤rzliwy komandos: Nnnie...
Dow≤dca: Dlaczego nie?
Komandos: Bbbo siΩ bbboje...
Dow≤dca: Skacz, bo p≤jdΩ po pilota!!!
Komandos: Ttto idƒ...
Po chwili dow≤dca wraca z pilotem, a ciemno jest jak w d...
Skacz - m≤wi pilot - bo ciΩ wyrzucimy si│╣...
Komandos nadal odmawia opuszczenia samolotu: Nnnie, bbbo siΩ
bbboje...
W ciemno£ci s│ychaµ kot│owaninΩ, w ko±cu udaje im siΩ
wypchaµ go z samolotu.
Zdyszani siedz╣ w ciemnym wnΩtrzu:
Silny by│ - m≤wi dow≤dca.
- Nnno, chhhyba cco£ tttrenowa│...
Z pamiΩtnika partyzanta:
"...poniedzia│ek - gonili£my Niemc≤w po lesie.
...wtorek - Niemcy gonili nas po lesie.
...£roda - przyszed│ le£niczy i nas wygoni│..."
W £rodku nocy zdenerwowany mΩ┐czyzna dobija siΩ do drzwi
portierni szpitala psychiatrycznego:
- ProszΩ mnie wpu£ciµ, oszala│em, potrzebujΩ natychmiastowej
pomocy lekarskiej!
- Co?! Teraz?! W £rodku nocy?! - denerwuje siΩ zaspany portier
- Pan chyba zwariowa│!
Przez pustynie jedzie na wielb│╣dzie Arab, a obok, ledwie
┐ywa, biegnie jego ┐ona. Spotykaj╣ jad╣c╣ naprzeciwko
karawanΩ.
- Dok╣d siΩ tak spieszysz? - pyta przewodnik karawany.
- »ona mi zachorowa│a, wiozΩ j╣ do szpitala.
By│ sobie cz│owiek dobry, m╣dry, ale bardzo brzydki. Nam≤wiony
przez przyjaci≤│, podda│ siΩ operacji plastycznej. Niestety,
kiedy wychodzi│ ze szpitala, wpad│ pod ciΩ┐ar≤wkΩ i
zgin╣│. Jego dusza powΩdrowa│a do nieba. Kiedy stan╣│ przed
obliczem Boga, zapyta│ z ┐alem:
- Dlaczego mi to zrobi│e£, Bo┐e?
- Wybacz synu, ja ciΩ po prostu nie pozna│em.
Pewien przewodnik w G≤rach Skalistych w USA mia│ bardzo
z│╣ s│awΩ. Co zabiera│ jak╣£ grupΩ turyst≤w na wyprawΩ,
zawsze kto£ gin╣│. W ko±cu zainteresowa│a siΩ tym policja.
W £ledztwie wysz│o na jaw, ┐e z│y przewodnik jest
patologicznym morderc╣. S╣d orzek│ karΩ £mierci. W dniu
wykonania wyroku posadzono go na krze£le elektrycznym.
W│╣czono pr╣d, ale po dziesiΩciu minutach okaza│o siΩ, ze
delikwent wci╣┐ ┐yje i z tajemniczym u£miechem stwierdza:
- Przecie┐ wszyscy wiedz╣, ┐e jestem z│ym przewodnikiem.
Motocyklista wybra│ siΩ na przeja┐d┐kΩ. By│o zimno,
wiΩc za│o┐y│ marynarkΩ ty│em na prz≤d. Jecha│ zbyt szybko
i wpad│ na drzewo. Wok≤│ ofiary wypadku zebra│ siΩ t│umek
wie£niak≤w. Po chwili do poszkodowanego przeciska siΩ lekarz
pogotowia:
- Czy on ┐yje?
- Po wypadku jeszcze ┐y│, ale jak my mu g│owΩ przekrΩcili na
w│a£ciwe miejsce, umar│ biedaczysko...
Siedzi sobie facet w barze i czyta gazetΩ a przed nim stoi
zupa. Do baru wpada drugi facet strasznie g│odny. Patrzy i widzi
┐e tamten pierwszy czyta gazetΩ i w og≤le nie pilnuje zupy.
Bierze │y┐kΩ i zaczyna mu je£µ zupΩ. Je i je i je a┐ na
dnie widzi grzebie±. Tak mu ten grzebie± obrzydzi│ ┐e a┐
zwymiotowa│. W tym momencie tamten co czyta│ gazetΩ m≤wi do
tego drugiego:
- Co, pan te┐ doszed│ do grzebienia?
»ona odwiedza mΩ┐a w wiΩzieniu. Idzie siΩ poskar┐yµ
naczelnikowi:
Z: Panie naczelniku - m≤j m╣┐ jest wyko±czony. ProszΩ mu
daµ l┐ejsz╣ pracΩ.
N: Nie rozumiem co ma Pani na my£li, przecie┐ on ca│y czas
siedzi w bibliotece i wydaje karty.
Z: No tak, ale pr≤cz tego kopie jaki£ tunel...
Maliniak zawsze przechwala│ siΩ kumplom z pracy jaki to z
niego £wiatowy cz│owiek. Popisywa│ siΩ ┐e zna r≤┐nych
s│awnych ludzi. Nikt mu oczywi£cie nie wierzy│, ale pewnego
razu przyjecha│ do ich zak│adu Wa│Ωsa. Idzie przez teren
fabryki, a┐ tu nagle zobaczy│ Maliniaka. Zamacha│ do niego,
wy£ciskali siΩ, wyca│owali. Potem zamknΩli siΩ w pokoju i
obalili parΩ piw. Ch│opak≤w trochΩ to zbi│o z tropu, ale
dalej nie wierz╣ we wszystko co gada Maliniak.
Pewnego razu, do polski przyjecha│ Clinton. Wszyscy stoj╣ na
ulicy, machaj╣ chor╣giewkami. Jedzie samoch≤d Clintona i nagle
zatrzymuje siΩ. Wysiada Bill i Hillary, podchodz╣ do Maliniaka,
£ciskaj╣ siΩ jak starzy znajomi, wspominaj╣ jakie£ stare
dzieje, w ko±cu zapraszaj╣ go do limuzyny i odje┐d┐aj╣ na
bankiet. No to ju┐ zupe│nie przy│ama│o kumpli Maliniaka, ale
dalej nie do ko±ca mu wierz╣.
A┐ pewnego razu pojechali wszyscy z wycieczk╣ do Rzymu,
zobaczyµ papie┐a, Stoj╣ na placu îwiΩtego Piotra i nagle
Maliniak m≤wi.
- Ci╣gle mi nie wierzycie, to ja wam poka┐Ω. Za chwilΩ wyjdΩ
razem z papie┐em na balkon, b│ogos│awiµ t│um na placu.
- Eeee, zalewasz Maliniak.
- No to zobaczycie..
I faktycznie poszed│ gdzie£, a za chwilΩ patrz╣, a na
balkonie pojawia siΩ papie┐ i Maliniak. To ju┐ ca│kiem ich
zgasi│o, stoj╣ i nic nie m≤wi╣. W pewnej chwili podchodzi do
nich wycieczka arab≤w i przewodnik pyta │aman╣
angielszczyzn╣:
- Excuse me, panowie, czy mog│ybyszcie nam powiedzecz, czo to za
faczet w bia│ym kitlu sztoi na balkonie z Maliniakiem.
Gorbaczow zabawi│ na jakiej£ balandze do p≤ƒna, a raczej
do wczesnego rana a tu rano Raisa i zebranie KC. Z│apa│ taryfΩ
i jad╣. Gorbaczow popΩdza jak mo┐e, ale taksiarz nie chce
przelatywaµ na czerwonych £wiat│ach, bo m≤wi, ┐e mu prawo
jazdy zabior╣. No to zmienili siΩ miejscami, bo Gorbaczow
powiedzia│, ┐e jak ich z│api╣, to jemu Gorbaczowowi nie
zabior╣. Wzi╣│ Gorbaczow kierownicΩ w rΩce i pruje.
Przelecia│ przez jakie£ czerwone £wiat│o, a tu ich cap drog≤wka
zatrzyma│a !
Milicjant popatrzy│ i zemdla│. Gorbaczow z szoferem odjechali.
Ocucili milicjanta koledzy i pytaj╣ siΩ:
- Kto to by│ ?
- Nienienienieeewiem, ale jego szoferem by│ Gorbaczow !
Idzie facet (F) ko│o £mietnika, patrzy - a tu le┐y baba
(B).
Podchodzi do le┐╣cej baby, szturcha j╣ nog╣. Baba poruszy│a
siΩ. Facet ogl╣da j╣ z ka┐dej strony, wreszcie m≤wi:
(F) - E! Baba, powiedz aa!
(B) - aa.
Facet podszed│ z drugiej strony i m≤wi:
(F) - E! Baba, powiedz be!
(B) - be.
(F) - Nic z tego tego nie rozumiem, kto£ ca│kiem dobr╣ babΩ
wypierdoli│ na £mietnik...
W czasie wojny Niemcy z│apali MacGyvera, wys│ali Go do
obozu, tam szybko zaprowadzono Go do komory gazowej, zamkniΩto
drzwi i puszczono £mierteln╣ dawkΩ gazu, czekaj╣, czekaj╣,
wreszcie otwieraj╣ drzwi, a tu wychodzi MacGyver i m≤wi:
- Gaz wam siΩ ulatnia│, ale ju┐ naprawi│em.
Rok 1950, zje┐d┐aj╣ siΩ uczestnicy Kongresu Pokoju we
Wroc│awiu.
Jedna biuralistka do drugiej:
"Wiesz, w│a£nie by│am na dworcu jak przyjecha│
Joliot-Curie. I wiesz, wziΩ│am go za Picassa."
"Nie ┐artuj, tak przy wszystkich?!"
Ko│o Gospody± Wiejskich zorganizowa│o wycieczkΩ do
Warszawy. Po powrocie kobiety posz│y do spowiedzi. Ka┐da po
kolei opowiada o wycieczce i ka┐da m≤wi, ze zdradzi│a mΩ┐a.
W pewnym momencie ksi╣dz siΩ zdenerwowa│, waln╣│ rΩk╣ w
konfesjona│ i zawo│a│:
- Cholera, jak jest dobra wycieczka to ksiΩdza nie zabior╣!
Siedzi facet w samolocie i wymiotuje do torebki.. Widz╣cy to
pasa┐erowie weso│o komentuj╣ sytuacjΩ:
- Jeszcze, jeszcze!!!
Facetowi ju┐ przelewa siΩ z woreczka, widzi to stewardesa i
idzie po nastΩpn╣... gdy wraca widzi ┐e facet ma pust╣
torebk╣ a wszyscy pasa┐erowie wymiotuj╣.
- Przelewa│o siΩ to upi│em... - komentuje facet...