Ecik jest w │≤┐ku z ┐on╣ Masztalskiego. A tu nagle s│ychaµ klucz w zamku.
- O cholera, to m≤j m╣┐! - krzyczy Masztalska.
Ecik wyskakuje go│y z │≤┐ka i rzuca siΩ po ubrania. Nie zd╣┐y│ siΩ ubraµ, bo nagle do pokoju wszed│ Masztalski. Widz╣c go│ego Ecika m≤wi:
- Ecik, ja ciebie uwa┐a│em za kumpla. A ty z moj╣ ┐on╣... Teraz to ciΩ k..a zabije!!!
Masztalski siΩga po siekierΩ. Ecik ucieka na balkon. Ecik patrzy w d≤│, a tam 10 piΩter do ziemi! Co robiµ?!
Nagle jaki£ tajemniczy g│os z nieba m≤wi:
- Ecik! Pierdnij najmocniej jak potrafisz. Blok siΩ zawali a ty spadniesz na d≤│ bez szwanku!!!
Ecik naprΩ┐y│ siΩ i pierdn╣│ na maxa. Faktycznie blok siΩ zacz╣│ rozlatywaµ. Ecik spada w d≤│... Nagle Ecik czuje, ┐e kto£ go za ramiΩ szarpie.
- Ecik! Ecik! Nie do£µ, ┐e £picie na zebraniu to jeszcze mi tu pierdzicie!!!

Wiele lat temu Jaruzelski uda│ siΩ z wizyt╣ do Regana. Rozmawiaj╣ sobie, a Jaruzelski pyta:
- S│uchaj Ronny, jak ty to robisz, ┐e u ciebie wszystko chodzi jak w zegarku?
Regan wyja£nia, ┐e sekret le┐y w dobrze zorganizowanej administracji i zdolnych ludziach. Postanawia zaprezentowaµ Jaruzelowi jakich to ma zdolnych ludzi. ú╣czy siΩ ze sw╣ sekretark╣ i m≤wi:
- Bush do mnie!
Po chwili zjawia siΩ Bush. Regan m≤wi:
- Bush, mam dla ciebie zadanie. Odpowiedz mi, kto to jest: urodzi│a go twoja matka, ale to nie jest tw≤j brat, ani twoja siostra.
Bush chwilΩ siΩ zastanawia i m≤wi:
- Je£li to nie m≤j brat... ani moja siostra... to w takim razie to jestem ja!
- Bardzo dobrze! - m≤wi Regan, a Jaruzelski kiwa z uznaniem g│ow╣.
Po powrocie do kraju Jaruzelski dzwoni do sekretarki i m≤wi:
- Kiszczak do mnie!
Po chwili zjawia siΩ Kiszczak.
- Kiszczak, mam dla was zadanie. Kto to jest: urodzi│a go twoja matka, ale nie jest to ani tw≤j brat, ani twoja siostra.
Kiszczak d│ugo siΩ zastanawia po czym m≤wi:
- Towarzyszu Generale, meldujΩ ┐e nie wiem, ale obiecujΩ, ┐e najdalej jutro z│apiemy skurwysyna!
Na to Jaruzelski:
- Nie z│apiecie, nie z│apiecie...
- Dlaczego, Towarzyszu Generale?
- Bo to jest Bush..

Stoi sobie wielkie ogromniaste zamczysko, kt≤rego pilnuj╣ dwaj Krzy┐acy. W pewnym momencie nadlecia│y dwa odrzutowce i zbombardowa│y zamek. Krzy┐acy podnosz╣ siΩ z gruz≤w, otrzepuj╣, ods│aniaj╣ przy│bice i jeden m≤wi do drugiego czΩstuj╣c go papierosem:
- No co, to po malborku?

Samotna babka oko│o czterdziestki ┐y│a w dzikiej puszczy z dala od ludzi. Za towarzystwo mia│a tylko czarnego kota. Pewnego dnia siedz╣c w domu westchnΩ│a do niego:
- Oj, ┐eby£ ty by│ cz│owiekiem...
Przechodz╣ca obok dobra wr≤┐ka us│ysza│a to i cyk - kot sta│ siΩ piΩknym, m│odym kr≤lewiczem! Kobieta zaczΩ│a piaµ z zachwytu. Kr≤lewicz patrzy na ni╣ i m≤wi:
- Taaaak, a teraz ┐a│uj, ┐e dwa dni temu kaza│a£ mnie wykastrowaµ!

îniadanie. Trzech kolesi w pracy je kanapki..
Anglik:
- K... znowu z szynk╣, nienawidzΩ kanapek z szynk╣. Jak jutro dostanΩ z szynk╣ to wyskoczΩ przez okno.
Szkot:
- Ja mam znowu z serem, jak jutro dostanΩ z serem to te┐ skoczΩ przez okno...
Hiszpan:
- O ku.... znowu z d┐emem. Jak jutro dostanΩ z d┐emem to wyskoczΩ z okna!
Na drugi dzie±......
... Wszyscy dostali z tym samym co poprzednio i wyskoczyli przez okno, pozabijali siΩ...
Na wsp≤lnym pogrzebie...
»ona Anglika:
- Byli£my takim wspania│ym ma│┐e±stwem. Dlaczego nie powiedzia│, ┐e nie chce kanapek z szynk╣?
»ona Szkota:
- U mnie to samo, m≤g│ powiedzieµ choµby s│≤wko....
»ona Hiszpana:
- Ja to nic nie rozumiem. Przecie┐ on sam sobie robi│ kanapki do pracy...

W przedziale poci╣gu jedzie Polak, Rusek, Francuz, matka z c≤rk╣. Po pewnym czasie poci╣g wje┐d┐a w tunel. W ciemno£ci s│ychaµ cmok i trzask.
Oto co my£l╣ sobie osoby w przediale:
Matka: Ale mam porz╣dn╣ c≤rkΩ, kt≤ry£ j╣ poca│owa│, a ona go w pysk...
C≤rka: Ale mam g│upi╣ matkΩ, frajer j╣ poca│owa│, a ona go w pysk...
Francuz: ale mi siΩ uda│o, poca│owa│em j╣, a w pysk dosta│ kto inny...
Rusek: Co jest??? Najpierw mnie ca│uj╣, a potem bij╣...
Polak: Wy siΩ tam ca│ujecie, a ja Ruskiemu i tak wpier*ole!!!

Rozmowa dw≤ch dyrektor≤w:
- Wiesz, ostatnio kupi│em sobie automatyczn╣ sekretarkΩ. No m≤wiΩ ci, super! Wygl╣da jak kobieta, i to taka, za kt≤r╣ mΩ┐czyzni siΩ na pla┐y ogl╣daj╣, a ile potrafi!
- No to poka┐ to cudo.
To ten go zaprosi│ do gabinetu. Wchodzi sekretarka, fakt, laska ┐e hej, no i pyta czego siΩ napij╣. Jeden za┐yczy│ sobie kawy drugi herbaty. No i za chwilΩ patrz╣, a ona nalewa z jednego palca kawΩ, z drugiego herbatΩ (mia│a wbudowany ekspres do kawy i herbaty). Dyrektor podyktowa│ jej tekst - za chwilkΩ pod│╣czy│a siΩ do drukarki i mia│ wydruk. itd. Po pewnym czasie zadzwoni│ telefon, no i dyr w│a£ciciel sekretarki m≤wi do kumpla:
- Wiesz, muszΩ odebraµ, a ty mo┐esz wypr≤bowaµ co jeszcze ona potrafi.
Wyszed│, rozmawia przez telefon, nagle po paru minutach s│yszy potworny wrzask.
- Rany julek, zapomnia│em mu powiedzieµ, ze ona ma w dupie temper≤wkΩ do o│≤wk≤w!!!

By│ raz sobie marynarz, kt≤ry ci╣gle kl╣│. Pewnego razu m≤wi kompanom:
- WychodzΩ kiedy£ qrwa ze statku, idΩ se qrwa ulic╣, a┐ tu qrwa nagle tak qrwa z boku z bramy qrwa wychodzi naprzeciw mnie... czekajcie qrwa nie znajduje s│owa.... qrwa eee.... Ju┐ qrwa wiem! Kobieta lekkich obyczaj≤w!

Przychodzi do burdelu, znudzony ju┐ ci╣g│ym pieprzeniem w ten sam spos≤b, facio. Idzie do burdelmamy:
- Co£ specjalnego proszΩ!!!
- Pok≤j 127, tam znajdzie pan atrakcjΩ godn╣ siebie.
Poszed│ faciu, patrzy, a tam kura. Chcia│ atrakcjΩ, to ma...
NastΩpnego dnia idzie do burdelu:
- Chcia│bym co£ super!!!
- Mo┐e pok≤j 127 ?
- Nie, tam by│em wczoraj.
- Moze 128 ?
Poszed│ faciu do pokoju 128, rozgl╣da siΩ, patrzy, a tam ma│a sala kinowa, siedz╣ ludzie i ogl╣daj╣ li┐╣ce siΩ lesbijki na ekranie. Siad│ sobie, ogl╣da; zwraca siΩ do go£cia siedz╣cego przed nim:
- Ale nudno...
A go£ciu:
- Wczoraj by│a zabawa, Hehe, jaki£ idiota pieprzy│ kurΩ.

Zeflik i Karlik siedz╣ w szynku i pij╣ piwo. Po trzecim kuflu Zeflikowi sko±czy│y siΩ pieni╣dze.
- Siedƒ, siedƒ - m≤wi mu Karlik - ja stawiam.
- Karlik, a sk╣d ty masz tyle forsy? - pyta Zeflik - Zarabiasz tyle co i ja, babie oddajesz tyle co i ja, a ci╣gle masz.
- A bo widzisz: co poniedzia│ek idΩ sobie pod ten dziurawy p│ot za szynkiem. StajΩ za p│otem i jak g≤rnicy przychodz╣ laµ, to wysuwam przez dziurΩ rΩkΩ, │apiΩ jednego za ciulika, przez drug╣ szparΩ wystawiam n≤┐ i wo│am 'St≤wa albo ciulik!'. I tak sobie dorabiam.
- Gadasz, ┐e w poniedzia│ki?
- No...
- To ja bΩdΩ we wtorki!
Spotykaj╣ siΩ za jaki£ czas.
- Dzisiaj ja stawiam! - powiada Zeflik.
- O, zrobi│e£, jak ci gada│em?
- Tak.
- No i ile zarobi│e£ za jeden dzie±?
- Osiem st≤w i trzy ciuliki.

By│a niez│a burza i facetowi zerwa│o blachΩ z dachu. TrochΩ j╣ pogiΩ│o, przy okazji wiΩc zabra│ to do mechanika ┐eby wyprostowa│. Po dw≤ch dniach mechanik dzwoni do niego:
- Panie, nie mam pojΩcia co pan z tym samochodem zrobi│, ale za tydzie± bΩdzie do odebrania...

Po p≤│nocy jeden z lokator≤w dobija siΩ do drzwi s╣siada:
- Panie przesta± pan wreszcie graµ na tej cholernej tr╣bce bo zwariujΩ!
- Za p≤ƒno. Przesta│em graµ p≤│ godziny temu.

W poci╣gu siedzi Polak i Murzyn. Polak przygl╣da siΩ Murzynowi, bo nigdy wcze£niej nie widzia│ Murzyna. Chcia│ siΩ dowiedzieµ, sk╣d ten Murzyn jest i pyta:
- Bangladesz?
Murzyn nic. To Polak zn≤w:
- Bangladesz?
Murzyn wsta│, otworzy│ okno, wyci╣gn╣│ rΩkΩ i powiedzia│:
- Nie bangla.

Rozmawiaj╣ trzy emerytki na │awce przed domem:
- Ale ta dzisiejsza m│odzie┐ ... oni w≤dkΩ pij╣...
- W≤dkΩ pij╣??? To nic - oni siΩ narkotyzuj╣ ...
- Narkotyzuj╣??? Oni szk│o jedz╣!!!
- Szk│o jedz╣ ??
- No tak, sama wczoraj w piwnicy s│ysza│am: "WykrΩµ ┐ar≤wkΩ, to wezmΩ do buzi..."

Przyjecha│ zapa£nik do znajomego na wie£ i jak to znajomi poszli sobie do baru na kielicha. Gdy ju┐ wracali po paru w drodze zaatakowa│ ich byk. Jak przysta│o na silnego faceta (a zapa£nik by│ mistrzem) nie ulΩk│ siΩ. Z│apa│ byka za rogi i zacz╣│ z nim walczyµ. W ko±cu byk zrezygnowa│ i uda│o mu siΩ uciec..
Zapa£nik na to:
- KurczΩ, gdyby nie ten ostatni drink to bym go zci╣gn╣│ z tego roweru.

- Tu wie┐a, tu wie┐a, 747 odezwij siΩ!
- ...
- Tu wie┐a, 747, do cholery! Kapitan!!!
- hik... epf... ka..kapitan nie hik nie mo┐e... teraz podej£µ!
- A co mu siΩ sta│o?
- hik... hik... jest... kompletnie... zalany!
- To dajcie drugiego pilota!
- efp... bleeee... uh... drugi piiiiilot... hik, nie mo┐e podej£µ... eee, jest kompletnie... fffff... wciΩty!
- Do cholery! To dajcie stewardesΩ!
- Ste... hep... buuu stewar... desa nie mo┐e podej£µ bo ... uf..ep... jest kompletnie... pffff pijana...
- A z kim ja w og≤le rozmawiam?
- Epf, jak to, hik, z kim? Hik, tu hep, automatyczny pilot!

- BΩdΩ musia│ i£µ do dentysty - m≤wi fakir do fakira.
- »e te┐ ty zawsze musisz my£leµ o przyjemno£ciach!

- Dlaczego wypisujesz do domu tego pacjenta spod ≤semki - pyta psychiatra psychiatry.
- Bo on ju┐ jest wyleczony! Wczoraj wyci╣gn╣│ z basenu innego pacjenta kt≤ry siΩ topil!
- Tak, ale potem go powiesi│ ┐eby wysech│!

- Idziesz z psem na spacer i bierzesz ze sob╣ tyle pieniΩdzy! Po co ci one? - pyta ┐ona.
- Na wszelki wypadek! - odpowiada m╣┐.
- "Na wszelki wypadek" to ksi╣dz ma! - mruczy ┐ona.

Dyrektor jest na wyjeƒdzie s│u┐bowym. W hotelowej recepcji zwraca siΩ do recepcjonisty:
- ProszΩ dwa pokoje jedno│≤┐kowe. Jeden na pierwszym piΩtrze dla mnie, a ten drugi dla sekretarki...
- ...na trzecim. - doda│a sekretarka.
Recepcjonista podaje im jeden klucz i m≤wi:
- Macie tu pok≤j dwu│≤┐kowy na parterze.
Dyrektor z oburzeniem:
- Ale przecie┐ ja prosi│em...
Recepcjonista uprzedzaj╣c jego dalszy wyw≤d:
- Bardzo nie lubiΩ, gdy go£cie w nocy biegaj╣ po korytarzach w pi┐amie.

Honecker, po swojej £mierci w piekle zosta│ wprowadzony do tego wielkiego kot│a, gdzie wszyscy grzesznicy siΩ piekli. No i diabe│ jeszcze t│umaczy, ze ka┐dy tutaj jest karany wed│ug swoich grzech≤w, tzn. ten kto ma│o zgrzeszy│, ten stoi tylko po kostkΩ w tej gotuj╣cej smole, inni a┐ po kolano, a jeszcze inni po pas, itd. WiΩc, diabe│ prowadzi Honeckera do tego kot│a i Honecker znalaz│ swoje miejsce u innych stoj╣cych a┐ po pas w smole. No i rozgl╣dawszy siΩ zauwa┐y│, ┐e tam Hitler stoi w £rodku, no i te┐ tylko po pas. WiΩc, wzburzony pyta siΩ diab│a, co to ma znaczyµ, w ko±cu nie zgrzeszy│ tyle co ten faszysta Hitler. Diabe│ patrzy siΩ w tym kierunku i krzyczy:
- Ej, Adolf, przesta± i zejdƒ z Bre┐niewa!

M│oda para zg│asza siΩ u proboszcza. Prosz╣ o jak najszybsze udzielenie £lubu.
- Jeste£cie bardzo m│odzi - pr≤buje perswadowaµ ksi╣dz - Czy rzeczywi£cie jeste£cie przygotowani do ma│┐e±stwa?
- Jak najbardziej! - m≤wi ch│opak - Ja ju┐ kupi│em w≤dkΩ na wesele, a A£ka jest ju┐ w ci╣┐y.

Do firmy ubezpieczeniowej zg│asza siΩ klient:
- Chcia│bym siΩ ubezpieczyµ na ┐ycie.
- Lata pan samolotami?
- Nie.
- Jeƒdzi pan samochodem?
- Nie.
- A mo┐e motocyklem?
- Te┐ nie. ChodzΩ piechot╣.
- Bardzo mi przykro, pieszych nie ubezpieczamy. Za du┐e ryzyko.

Rozmawiaj╣ dwaj ch│opcy, synowie s│ynnych aktorek:
- Ile razy rozwodzi│a siΩ twoja mama?
- Nie powiem.
- Dlaczego?
- WstydzΩ siΩ.
- Nie pΩkaj, w dzisiejszych czasach nie ma siΩ czego wstydziµ.
- No dobra, powiem ci. Ani razu.

Idzie ksi╣dz przez las, patrzy, a tam na ga│Ωzi siedzi │aska. úaska m≤wi:
- Co ksi╣dz?
A ksi╣dz:
- Co │aska.

Manewry USA - ZSRR. »o│nierze obu armii spotykaj╣ siΩ przed manewrami i nawi╣zuj╣ znajomo£ci. Dochodzi do wymian r≤┐nych fant≤w. Misza chce ameryka±sk╣ gumΩ do ┐ucia, George chce w zamian ka│asznikowa.
M: Przecie┐ jutro manewry nie mogΩ ci oddaµ karabinu!
G: Przecie┐ to tylko manewry i tak strzela siΩ £lepakami, weƒmiesz jaki£ kij i bΩdziesz krzycza│ pa..pa..pa.. i wyjdzie na to samo.
M: Masz racjΩ, zgoda.
W dniu manewr≤w biegnie Misza, ┐uj╣c gumΩ z kijem w d│oniach i strzela:
- Tratach... Tratach...
Patrzy a z tylu nadbiega Wania, pilot Mig-a w nowych Jinsach z rΩkami roz│o┐onymi jak skrzyd│a i krzyczy:
- BUM!.. BUM! - jak bomby przeciw piechocie. - TRATATATACH - jak dzia│ka pok│adowe Mig-a.

Obskurny hotelik na obrze┐ach miasta. W £rodku nocy go£µ budzi recepcjonistΩ:
- ProszΩ przyj£µ natychmiast do mojego pokoju! Po £cianie chodzi pluskwa!
- To niemo┐liwe! Nasze pluskwy o tej porze s╣ ju┐ dawno w │≤┐kach!

Wychodzi LiRoy od wr≤┐ki i krzyczy:
- BΩdΩ doktorem! BΩdΩ doktorem!

Polaka Ruska i Niemca z│apa│ Diabe│ i m≤wi:
- Mam dla was trzy zadania:
1) Przej£µ przez most pod obstrza│em.
2) Przywitaµ siΩ z niedƒwiedziem podaj╣c mu rΩkΩ (u£cisn╣µ │apΩ).
3) I zgwa│ciµ bardzo star╣ i sprytn╣ IndiankΩ.
Popatrzeli po sobie zdziwieni i postanowili podo│aµ tym zadaniom. Pierwszy poszed│ Rusek, lecz uda│o mu siΩ doj£µ tylko do po│owy mostu. Drugi poszed│ Niemiec, przeszed│ most lecz gdy wszed│ do klatki niedƒwiedzia, on go wystraszy│. NastΩpnie poszed│ Polak, przelecia│ przez, most wpada do klatki, a tam jak nie zacznie siΩ kot│owaµ (poprostu w powietrze wzbi│a siΩ kupa kurzu). Ale po jakiej£ godzinie z klatki wychodzi zziajany, zdyszany i podrapany Polak i pyta:
- Ty diabe│ to gdzie jest ta Indianka kt≤rej mam podaµ │apΩ?

Prezydent Rosji i USA za│o┐yli siΩ, czyjego pa±stwa osi╣gniΩcia s╣ lepsze... Przyjecha│ Jelcyn do Ameryki. Znaleƒli siΩ w ma│ym pokoiku, na £rodku kt≤rego by│ malutki stoliczek z guziczkiem. Po zachΩceniu zbli┐y│ siΩ Jelcyn do stoliczka, nacisn╣│ guziczek, a tu wielki huk, bum, co£ b│ysnΩ│o i rozlecia│ siΩ jego samoch≤d. Clinton z triumfuj╣c╣ min╣ spojrza│ na zdziwienie przeciwnika. NastΩpnie Clinton uda│ siΩ do Rosji, i tak podobnie jak poprzednio znaleƒli siΩ w ma│ym pokoiku, na £rodku kt≤rego by│ malutki stoliczek z guziczkiem. Po zachΩceniu zbli┐y│ siΩ Clinton do stoliczka, nacisn╣│ guziczek, a tu nic... NastΩpnie z ironicznym u£miechem powiedzia│:
Clinton: Eeee, to u nas w Ameryce to wszystko dzia│a!
Jelcyn: Ameryki niet.

W toalecie:
Z lewej kabiny:
- Mmmmmm.....
Z prawej kabiny:
- Mmmmmmm....
Z lewej kabiny:
- Mmmmmm...
Z prawej kabiny:
- Mmmmmmm... Plum !
Z lewej kabiny:
- GratulujΩ!
Z prawej kabiny:
- Eee, to tylko okulary mi wpad│y...