Amerykanie zaprosili Rusk≤w do siebie ┐eby siΩ pochwaliµ
swoj╣ maszyn╣ do obierania ziemniak≤w. Ruscy patrz╣ i m≤wi╣:
- No, fajna a ile ona obierze?
- Kilo - obra│a, 3 kilo - obra│a, tonΩ - obra│a, wywrotkΩ -
obra│a.
No Ruscy nie bΩd╣ gorsi i m≤wi╣:
- My te┐ mamy co£ takiego ale lepsze, chodƒcie do nas.
Amerykanie przyjechali, patrz╣, no fakt, ma wiΩcej guzik≤w
itd.
Pr≤buj╣:
Kilo - obierze, 2 kilo - obierze, 7 kilo - obierze, tonΩ -
obierze, wywrotkΩ?
Klapa siΩ otworzy│a, wypad│ z niej Rusek i m≤wi:
- Tamtych przysypa│o, ja nie bΩdΩ sam obiera│!!!
Dwie s╣siadki rozmawiaj╣ o k│opotach ┐ycia codziennego:
- Mam rentΩ, a m╣┐ chudziutk╣ emeryturΩ...
- Jezus Maria! - wo│a druga przera┐ona - to z czego wy
┐yjecie?
- Na szczΩ£cie syn jest bezrobotny...
Facet do drugiego:
- Dlaczego hoduje Pan kury .. Dla pieniΩdzy???
- Nie - dla Jaj!!!
Pyta sie facet swego kumpla, co jest lepsze: wojsko czy
ma│┐e±stwo. Na to ten drugi odpowiada:
- Je┐eli siΩ o┐enisz... masz przesrane, je┐eli p≤jdziesz do
wojska masz dwie mo┐liwo£ci: albo p≤jdziesz myµ gary albo
pojedziesz na wojnΩ. Jezeli p≤jdziesz myµ gary... masz
przesrane. Je┐eli pojedziesz na wojnΩ masz dwie mo┐liwo£ci:
albo zginiesz albo prze┐yjesz. Je┐eli prze┐yjesz... masz
przesrane, je┐eli zginiesz... masz dwie mo┐liwo£ci: albo
zginiesz w lesie li£ciastym albo w lesie iglastym. Je┐eli
zginiesz w li£ciastym... masz przesrane, je┐eli w iglastym masz
dwie mo┐liwo£ci: albo ciΩ przerobi╣ na papier biurowy albo na
toaletowy. Je┐eli ciΩ przerobi╣ na biurowy... masz przesrane,
je┐eli ciΩ przerobi╣ na toaletowy masz dwie mo┐liwo£ci: albo
trafisz do mΩskiego kibla albo do damskiego. Je┐eli trafisz do
mΩskiego kibla... masz przesrane. Je┐eli trafisz do damskiego
kibla...... to tak jakby£ siΩ o┐eni│.
MacGyver spaceruje z dziewczyn╣. Nagle drogΩ zastΩpuje im
grupa facet≤w z pistoletami w d│oniach. MacGyver do dziewczyny:
- Masz spinkΩ do w│os≤w?
- Nie mam.
- Szkoda! Zrobi│bym pistolet laserowy.
Niewidomy facet wzi╣│ do rΩki papier £cierny i m≤wi:
- Eeeeee... za ma│e literki, nie przeczytam!!!
Popija bractwo wieczorkiem. Po pewnym czasie stwierdzaj╣:
ma│o... wiΩc jeden najbardziej przytomny musi polecieµ po
kolejn╣ bateriΩ.
Wychodzi na schody, stelepa│ siΩ na parter i tam widzi innego
"trupa".
- Ppanie. Cco ppan tu robisz?
- Ja tu mieszkammm.
- Gdzie?
- Na pierwszym piΩtrze.
- Masz pan klucze?
- W kieszeni.
W odruchu lito£ci bierze facet "zw│oki", taszczy na
piΩtro, wyci╣ga klucze z kieszeni, otwiera drzwi, wk│ada
klucze z powrotem do kieszeni i wrzuca go£cia w otwarte drzwi.
Potem schodzi na parter i zn≤w widzi jakie£ "wymiΩtoszone
zw│oki".
- Ppanie. Cco ppan tu robisz ?
- Ja tu mieszkammm.
- Gdzie?
- Na pierwszym piΩtrze.
- Masz pan klucze?
- W kieszeni.
Zn≤w w odruchu lito£ci taszczy go£cia na piΩtro, wyjmuje
klucze z kieszeni otwiera drzwi, wk│ada klucze do kieszeni i
wrzuca go£cia w otwarte drzwi. Znowu schodzi na parter i zn≤w
widzi te same "zw│oki". Facet zaczyna gor╣czkowo
my£leµ "Delirka czy jak? Przecie┐ to
niemo┐liwe....".
Podchodzi i pyta:
- Ppanie. Cco ppan tu robisz?
- Ja tu mieszkammm.
- Gdzie?
- Na pierwszym piΩtrze.
- Masz pan klucze?
"Zw│oki" podnios│y mΩtny wzrok i wybe│kota│y:
- O nie! Trzeci raz mnie pan do windy nie wrzucisz......
Gostek spotka│ qmpla z podstaw≤wki i um≤wili siΩ na
wodencje nastΩpnego dnia. Melduje o tym ┐onie. Poczciwa kobitka
prosi go, ┐eby nie wraca│ zbyt p≤ƒno, bo rano trzeba do
pracy. Gostek zgodzi│ siΩ i obieca│ powr≤t o 23.oo. »ona
da│a mu jeszcze na flaszkΩ (bywaja takie?!). Wr≤ci│
oczywi£cie o o3.oo akurat na gdakanie kuku│ki. Wykoncypowa│,
┐e wetknie palucha do zegara, ptaszysko dokuka jeszcze 2o i
bΩdzie 23.oo. Tak zrobi│ i w poczuciu dobrze spe│nionego
obowi╣zku poszed│ luli.
NastΩpnego dnia po imprezce ┐ona pyta go, o kt≤rej wr≤ci│.
- ???? O 23.oo
- To zanie£ zegar do zegarmistrza.
- :-O ????
- Bo jak wr≤ci│e£ kuku│ka zakuka│a trzy razy, wychla│a
mleko z lod≤wki, obrzyga│a przedpok≤j, skopa│a psa, i
dokuka│a jeszcze 2o. O tym, ┐e mnie star╣ lampucer╣ nazwa│a
nie wspomnΩ...
Idzie kleryk (to taki jeszcze niedouczony ksi╣dz) i
wdepn╣│ w g≤wno. I m≤wi:
- O kurde, wdepn╣│em w g≤wno!
- O cholera, powiedzia│em kurde!!
- O kurwa, powiedzia│em cholera!!!
- A ch*j, i tak nie chcia│em byc ksiΩdzem.
Pewnego razu bardzo p≤ƒnym wieczorem wraca kobieta do domu,
jednak najkrotsza droga wiedzie obok cmentarza, wiΩc siΩ boi
(swoisty rodzaj lΩku przed duchami, upiorami itp.). Zanim jednak
dosz│a do cmentarza spotka│a bardzo eleganckiego pana, kt≤ry
spyta│ siΩ, czy nie zechcia│aby, aby odprowadziµ j╣ do domu.
Kobieta ucieszy│a siΩ, powiedzia│a ┐e naturalnie tak, a ju┐
na miejscu w bramie domu ko±cz╣ pogawΩdkΩ:
- A pan tak sam nie boi siΩ chodziµ w nocy w okolicach
cmentarza???
- Jak ┐ylem, te┐ siΩ ba│em.
Zim╣ wΩdkarz spotyka nad przerΩbl╣ swojeo przyjaciela.
- Boli CiΩ z╣b ? - pyta, widz╣c jego spuchniΩty policzek.
- Nie, tylko muszΩ jako£ rozmroziµ robaki.
Stoi ch│op na polu i wpatruje siΩ w dal. Podchodzi do niego
ksi╣dz i zagaduje:
- Na co tak patrzycie?
- A, wypatrujΩ, gdzie to dobrze ┐yµ.
- Jak m≤wi╣ - "wszΩdzie dobrze,gdzie nas nie ma" -
chcia│ za┐artowaµ ksi╣dz.
- Dlatego i patrzΩ, gdzie was nie ma.
Dwaj przyjaciele spΩdzaj╣ urlop na pla┐y. Jeden z nich nie
mo┐e wprost opΩdziµ siΩ od kobiet, drugi zupe│nie nie ma
szczΩ£cia.
- Dam ci dobr╣ radΩ. Kup sobie obcis│e spodenki k╣pielowe i
du┐y kartofel.
Po tygodniu spotykaj╣ siΩ ponownie, ale okazuje siΩ, ┐e ten
drugi wci╣┐ nie mo┐e znaleƒµ dziewczyny.
- Jaki pope│niam b│╣d?
- Hm... przede wszystkim musisz umie£ciµ kartofel z przodu...
Pan domu uprzedza go£ci:
- Tylko b│agam, panowie, by nie siadaµ na tej kanapie: jest
pe│na pluskiew!
- To dlaczego pan jej nie wyrzuci?
- Pr≤bowa│em, ale te bestie przynosz╣ j╣ z powrotem!
W jednej wsi zim╣ pali│a siΩ stodo│a. Zbieg│o siΩ mn≤stwo
ludzi. Nagle kto£ z t│umu krzykn╣│:
- Tak! Grzaµ to siΩ teraz wszyscy przyszli, ale podpaliµ to
sam musia│em!
Trzy ekspedycje wybra│y siΩ po wielb│╣dy. Kt≤ra bΩdzie
mia│a wiΩkszego wygrywa.
Pierwsza ekspedycja Niemiecka wr≤ci│a po 2 tygodniach z
Dromaderem. Jury zaliczy│o wielb│╣da.
Po miesi╣cu wraca Polska ekspedycja z wielb│╣dem dwugarbnym.
Jury zaliczy│o wielb│╣da dwugarbnego.
Po 3 miesi╣cach wr≤ci│a ekspedycja Rosyjska. Jury patrzy na
zwierzΩ, a tam stoi s│o± pobity bez k│≤w, z po│amanymi
nogami. Jury m≤wi, ┐e to jest s│o±, i ┐e nie zaliczy tego.
Na to s│o±:
- Jak Boga kocham jestem wielb│╣dem...
Dziennikarz ameryka±ski, przeprowadzaj╣c wywiad z pisarzem
angielskim, z przyzwyczajenia po│o┐y│ nogi na stole, ale
natychmiast siΩ zreflektowa│ i zapyta│ rozm≤wcΩ:
- Przepraszam, czy nie razi pana ten zwyczaj?
- Ale┐ nie, proszΩ siΩ tym nie przejmowaµ. Mo┐e pan
po│o┐yµ na stole wszystkie cztery nogi...
Po polowaniu dwaj d┐entelmeni usiedli przy kominku,
wyci╣gnΩli nogi i milcz╣c spogl╣dali na trzaskaj╣cy ogie±.
Wreszcie jeden z nich siΩ odezwa│:
- Sir, je┐li siΩ nie mylΩ, pa±skie skarpetki zaczynaj╣ siΩ
paliµ.
- Skarpetki? - wzruszy│ ramionami drugi d┐entelmen. - Pan
chcia│ zapewne powiedzieµ buty?
- Nie sir. Buty spali│y siΩ ju┐ p≤│ godziny temu.
Spotkanie businessman≤w polskich i rosyjskich. W pewnej
chwili rosjanie domagaj╣ siΩ panienek. Polacy dzwoni╣ do
agencji, a tu ┐adnej nie ma, wszystkie zajΩte. WiΩc m≤wi
jeden Polak do drugiego:
- Ty, chodƒ p≤jdziemy do sexshop'u kupimy lalki i damy ruskim.
WiΩc upili Rosjan ┐eby siΩ nie kapnΩli, i dali te lalki...
NastΩpnego dnia Polacy pytaj╣ jednego jak by│o:
- No nieƒle trochΩ nieruchoma i nic nie m≤wi│a ale og≤lnie
ok.
Pytaj╣ drugiego:
- No te┐ ok, ale jak j╣ w sutek ugryz│em to najpierw
pryknΩ│a, a potem z gwizdem przez okno uciek│a...
Podczas spektaklu aktor graj╣cy rolΩ ojca celuje z
pistoletu i m≤wi:
- Gi±, nΩdzny synu!
Pistolet nie wypali│. Nie zra┐ony tym syn upada i szepcze:
- Tw≤j pistolet ojcze, nie wypali│, umieram jednak z
synowskiego pos│usze±stwa.
Kowalski stara│ siΩ o pracΩ na Budowie, i gdy pierwszy raz
poszed│ majster go spyta│ czy umie m≤wiµ po angielsku. Ten na
to ┐e na budowie chyba to mu nie potrzebne. Majster m≤wi aby
pos│ucha│ gadkΩ dw≤ch go£ci na budowie.
S│ucha i s│yszy:
- Zenek! úomdej.
- Codej?
- úomdej.
- Gdziedej?
- Tudej.
- Okej!
Dw≤ch Polak≤w wyjecha│o do Pary┐a, a tam wybrali siΩ do
restauracji. Po otrzymaniu menu wywi╣za│a siΩ miΩdzy nimi
taka rozmowa:
- Ale jak my zam≤wimy obiad, ┐aden z nas nie zna francuskiego?
- No co ty, to bardzo proste, wystarczy do ka┐dego s│owa
dodawaµ la.
Tak te┐ zrobili kiedy pojawi│ siΩ kelner:
- Zamawiamy lakotlet laschabowy, laziemniaki, lasa│atkΩ i
lawino.
Jakie by│o zdziwienie pierwszego z nich, kiedy kelner
zrealizowa│ zam≤wienie. Po sko±czonym obiedzie zap│acili
rachunek i zbieraj╣ siΩ do wyj£cia:
- M≤wi│em ci, ┐e francuski jest prosty.
Na co odezwa│ siΩ kelner:
- »ebym ja nieby│ lag≤rnik z laKatowic to laby£ta lag*.*
ladostali.
W pewnej india±skiej wiosce przepowiadaniem pogody (i nie
tylko) zajmowa│ siΩ etatowy szaman. Ka┐dego lata mieszka±cy
wioski udawali siΩ do niego po prognozΩ na nastΩpn╣ zimΩ.
Jednak kiedy£ zd╣┐y│o siΩ, ┐e szaman nie przewidzia│
lekkiej zimy i Indianie na darmo zbierali opa│. NastΩpnego lata
sytuacja powt≤rzy│a siΩ, to samo rok p≤ƒniej. Doprowadzeni
do ostateczno£ci mieszka±cy postanowili postawiµ sprawΩ
jasno, albo bΩdzie dobra prognoza albo nakopiemy ci do d*.*
Zdenerwowany szaman uda│ siΩ do biura meteorologicznego, w kt≤rym
poinformowano go, ze zima bΩdzie wyj╣tkowo mroƒna. Szaman
przekaza│ informacje w wiosce, ale na jego nieszczΩ£cie zima
znowu by│a bardzo lekka. Indianie dotrzymali s│owa i biednemu
szamanowi dosta│o siΩ. Obity uda│ siΩ na skargΩ do biura
meteo i zapyta│ dlaczego powiedzieli, ┐e zima ma byµ
wyj╣tkowo mroƒna. Oni na to:
- Indianie 3 lata chrust zbierali.
Przychodzi MacGyver do sklepu i m≤wi:
- PoproszΩ zestaw narzΩdzi.
- Nie ma..
- A co jest?
- Ketchup...
- Mo┐e byµ.
Bruce Lee i Ziutek z Pcimia staczaj╣ pokazow╣ walkΩ.
Pierwszy uderza Bruce Lee, a po ciosie m≤wi:
- To by│ cios wiruj╣cej piΩ£ci.
Ten cios nie robi jednak na Ziutku wra┐enia. Natychmiast z
wielk╣ si│╣ uderza Bruce'a i m≤wi:
- A to by│ cios wibrujacej korby od kombajna "Bizon".
Przez pustyniΩ idzie Polak, Niemiec i Rosjanin. S╣ bardzo
zmΩczeni. Nagle widz╣ dwugarbnego wielb│╣da. Polak usiad│ na
jednym garbie, Niemiec na drugim.
- A gdzie ja? - pyta ┐a│o£nie Rosjanin.
Polak podnosi ogon wielb│╣da i m≤wi:
- A ty, Sasza, do kabiny.
Poch≤d pierwszomajowy za czas≤w Bieruta. Ludzie id╣ z
flagami. itd...
NastΩpnego dnia Kowalskiego wzywaj╣ do KC.
- Towarzyszu! Musimy was wyrzuciµ z partii!
- Ale┐ towarzysze dlaczego?
- Podczas pochodu, wyszli£cie na balkon z portretem towarzysza
Bieruta!
- To ƒle?
- Niech towarzysz nie udaje! Towarzysz by│ na balkonie z
portretem zupe│nie nagi!
- No i co?
- Wtedy kto£ z do│u krzykn╣│: "Schowajcie tego
ch.ja". A wy£cie zapytali wskazuj╣c na portret: "kt≤rego?"
Przychodzi stary komunista do kiosku i m≤wi:
- ProszΩ papierosy "carmen"
- M≤wi siΩ "karmen", nie uczy│ siΩ pan jΩzyk≤w -
odpowiada kioskarz.
Na nastΩpny dzie± zn≤w przychodzi ten komunista: - M≤wi siΩ
"karo" - poprawia go zn≤w kioskarz.
Na trzeci dzie± komunista nie przyszed│ a kioskarz przeczyta│
w gazecie "Pewien starszy komunista spali│ stacjΩ CPN-u
my£l╣c, ┐e to siedziba KPN-u"
Idzie £limak pod g≤rkΩ i £piewa:
- Za rok, za dwa...
Naraz mija go £limak id╣cy z g≤rki, kt≤ry £piewa:
- Czterdzie£ci lat minΩ│o...
Wybory miss blondee - panienki dosz│y ju┐ do p≤│fina│u -
czas na zadanie kilku pyta±. Prowadz╣cy prosi pierwsz╣
kandydatkΩ do mikrofonu i...
- To bΩdzie bardzo proste pytanie. Czy mo┐e pani powiedzieµ...
ile jest 5 razy 8?
Blondynka:
- yyy... hihihi... mhm... 63?
- No niestety... przykro mi bardzo, chm.. mo┐e daµ pani jeszcze
jedn╣ szansΩ...
Reszta blondynek skanduje:
- Daµ jej szansΩ! Daµ jej szansΩ!
- No dobrze. Wiec drugie pytanie. Ile to jest 3 razy 4?
- hihihihi.... taaaak... hihi... 14!
- No niestety, niestety...
- Daµ jej szansΩ! Daµ jej szansΩ!
- No dobrze... jeszcze jedna pr≤ba. Ile to bΩdzie 1 razy 2?
- hihihi... mmmm... hihi... 2!
- Daµ jej szansΩ! Daµ jej szansΩ!
Doktor bada pacjenta.
- Nooo, jest pan zdrowy jak byk! Wszystkie wyniki w porz╣dku! Z
seksem te┐ pan chyba nie ma problem≤w?
- C≤┐, tak ze trzy razy w tygodniu to sobie wygodzΩ...
- Trzy razy w tygodniu? Z pana kondych╣ to i trzy razy dziennie
mo┐naby by│o...
- Niby tak, ale pan doktor wie, jaki jest los proboszcza na
wiejskiej parafii...
Na komendΩ przychodzi Indianin i m≤wi:
- Mam bardzo d│ugie nazwisko i chcia│bym je skr≤ciµ.
UrzΩdnik siΩ pyta:
- Jak siΩ pan nazywa?
- PΩdz╣ca strza│a.
- A jak by pan chcia│?
- Bzzzz...!
Dwaj Anglicy przyjechali do Polski i zamieszkali w hotelu w
pokoju nr 2. Dobiega│a pora po│udnia wiΩc Anglicy jak to
Anglicy - zachcia│o im siΩ herbaty. Dzwoni╣ na recepcje i
prosz╣:
- Two tea to two (czyt. tu ti tu tu)
Kobieta po d│u┐szym namy£le odpowiada:
- Param pam pam....