Siedzi dw≤ch facet≤w w knajpie i po wypiciu kilku kufli,
piwo powiedzia│o im, ┐e najwy┐sza pora i£µ do WC. WiΩc
poszli. Jeden stan╣│ przy pisuarze, a drugi wlaz│ do kabiny.
Ten, co by│ przy pisuarze po pewnym czasie sko±czy│, a ten, co
by│ w kabinie nie wychodzi│, a nawet stamt╣d dobiegaj╣
jakie£ stΩki.
- J≤zek, co ty tam robisz. - wo│a ten co la│ do pisuaru.
Tamten otwiera drzwi i m≤wi:
- Wiesz, wypad│a mi sztuczna szczΩka do muszli i jej w│a£nie
szukam.
- To czemu masz tak╣ mordΩ ufifran╣?
- Bo znalaz│em ju┐ trzy, ale nie moje.
Do knajpy portowej wpada podpity marynarz. Idzie, zataczaj╣c
siΩ, prosto do baru i krzyczy:
- Kiedy ja pijΩ - to wszyscy pij╣!
Na to has│o rzuci│a siΩ do baru ca│a sala: prostytutki,
orkiestra, go£cie, kelnerzy. Wszyscy przepijaj╣ zdrowie
marynarza. Kiedy wypito pierwsz╣ kolejkΩ, marynarz wo│a:
- Kiedy ja pijΩ drug╣ kolejkΩ - wszyscy pij╣ drug╣ kolejkΩ.
Z takiej okazji oczywi£cie wszyscy znowu korzystaj╣. Za drug╣
kolejk╣ idzie trzecia, czwarta, pi╣ta. Wreszcie pijany marynarz
wyci╣ga z kieszeni dolara, rzuca na bar i wo│a:
- Kiedy ja p│acΩ - wszyscy p│ac╣!
Biegnie baba ulic╣, a za ni╣ ch│op i wali j╣ desk╣.
Wzburzy│ siΩ przechodzie±:
- Dlaczego pan bije t╣ pani╣?!
- To moja te£ciowa!
- A! To kantem j╣, kantem!
Podobno autentyk:
Gdy aktorowi na scenie nie wypali│ pistolet, nie trac╣c rezonu
zdejmuje buta i rzuca w tego, kt≤rego mia│ zastrzeliµ. Ten
drugi padaj╣c na ziemiΩ wo│a:
- Umieram, ten but by│ zatruty...
P≤ƒne lata czterdzieste. W celi siedzi trzech go£ci:
- Za co siedzisz?
- Bo popar│em Gomu│kΩ, a ty za co?
- Bo sprzeciwia│em siΩ Gomu│ce. E, ty w k╣cie - za co
siedzisz?
- Ja jestem Gomu│ka.
Trzech koleg≤w spotka│o nad Morskim Okiem trzy wyposzczone
turystki: telefonistkΩ, ekspedientkΩ i nauczycielkΩ.
Skorzysta│y z zaproszenia na noc. Nazajutrz koledzy opowiadaj╣
o przebytej nocy:
- Mnie ƒle posz│o - m≤wi pierwszy - moja telefonistka by│a
bardzo nerwowa, co chwila przerywa│a po│╣czenie.
- Mnie posz│o gorzej - m≤wi drugi - kiedy przysz│o co do
czego, ona m≤wi: "Towar przygotowany, proszΩ zap│aciµ, w
przeciwnym wypadku go nie wydam!"
- To wszystko nic - m≤wi trzeci - kiedy ju┐ zrobi│em co by│o
w mojej mocy, ona m≤wi: "A teraz proszΩ powt≤rzyµ
wszystko bez pauz i bez stΩkania".
Wezwa│ gospodarz weterynarza do chorej krowy. Gdy ten
przyjecha│, kaza│ ch│opu patrzeµ pod ogon, sam za£ zagl╣da
do pyska:
- Czy pan mnie widzi?
- Nie.
- To pewnie bΩdzie skrΩt kiszek.
- Sk╣d wracasz taki weso│y?
- Z dworca, odprowadza│em te£ciow╣...
- A dlaczego masz takie brudne rΩce?
- Bo z rado£ci poklepa│em lokomotywΩ!
Starsza pani opowiada przyjaci≤│kom:
- A wczoraj na przyjΩciu wszyscy podziwiali moje zΩby.
- I pewnie podawali je sobie z rΩki do rΩki?
Za oknem wisi kobieta, trzyma siΩ kurczowo parapetu i
wrzeszczy! MΩ┐czyzna stoi w mieszkaniu i wali j╣ m│otkiem po
palcach.
Przechodzie±: Panie, czemu pan tak katuje tΩ kobietΩ?!
MΩ┐czyzna : Jak╣ kobietΩ?! To moja te£ciowa.
Przechodzie±: Ale siΩ cholera trzyma!
W przedziale siedzi mΩ┐czyzna, kt≤ry nagle nachyla siΩ i
zaczyna czego£ szukaµ. Zdziwiona pasa┐erka m≤wi:
- Czego pan tak szuka?
- Kuleczki.
Wszyscy pasa┐erowie zaczynaj╣ szukaµ. Po jakim£ czasie
w│a£ciciel kuleczki m≤wi, ┐eby ju┐ przestali szukaµ. Wsadza
palec do nosa i stwierdza:
- UlepiΩ sobie now╣!
Dwaj przyjaciele maj╣ zas│u┐on╣ opiniΩ don Juan≤w. Ka┐dy
z nich pragnie wykazaµ drugiemu swoj╣ przewagΩ w podrywaniu
dziewcz╣t.
- S│uchaj - m≤wi pierwszy - przejdziemy siΩ pod Pa│ac Kultury
i bΩdziemy uwa┐aµ na kobiety. Ten, co zobaczy kobietΩ, z kt≤r╣
spa│, zawo│a hop. Kt≤remu wypadnie wiΩcej, wygrywa flachΩ.
- Zgoda - m≤wi drugi.
Stoj╣ w um≤wionym miejscu. Po godzinie okazuje siΩ, ┐e maj╣
jednakow╣ ilo£µ punkt≤w. Nagle pierwszy z nich widzi, ┐e
idzie jego ┐ona z c≤rk╣. Wo│a wiΩc:
- Hop!
A drugi:
- Hop! Hop!
W ZOO zwiedzaj╣cy do dozorcy:
- Panie, kiedy bΩdzie pan karmi│ ma│py?
- A co, g│odny pan?
- Ziuta, dlaczego ten pies tak siΩ na mnie patrzy?
- On tak zawsze, gdy kto£ je z jego miski.
Kierownik: Kowalski, czy lubi pan spocone dziewczyny ?
Kowalski : No, nie bardzo...
Kierownik: A ciep│╣ w≤dkΩ?
Kowalski : Te┐ nie.
Kierownik: To po jaka cholerΩ chce pan urlop w lipcu?
Wilk spotka│ w lesie Czerwonego Kapturka.
- Zjem ciΩ - m≤wi.
- Wilku, zanim mnie zjesz, pokochaj mnie trochΩ - prosi Czerwony
Kapturek.
Tak te┐ siΩ sta│o. Wilk zabiera siΩ do zjedzenia C.K.
- Wilku, by│o tak dobrze! Pokochaj mnie jeszcze raz!
Wilk ponownie spe│nia jej pro£bΩ, jeszcze raz i kilka razy. Na
drugi dzie± nad grobem wilka niedƒwiedƒ wyg│asza mowΩ
po┐egnaln╣:
- Odszed│ nasz drogi brat... A niech mi tu kto£ jeszcze wpu£ci
tΩ kur** do lasu!
- Dlaczego pan siΩ sp≤ƒni│ do pracy?!
- Bo moja ┐ona mia│a ciΩ┐ki por≤d!
Po kilku dniach:
- Panie Kowalski, zn≤w siΩ pan sp≤ƒni│ do pracy!
- Moja ┐ona mia│a ciΩ┐ki por≤d!
- Co za bzdury pan opowiada, co parΩ dni!?!
- A nie powiedzia│em, ┐e ona jest po│o┐n╣?...
Jechali poci╣giem Polak, Niemiec i Rusek. Za│o┐yli siΩ o
to, kto jest szybszym z│odziejem.
Niemiec m≤wi:
- Dajcie mi dwadzie£cia sekund i zga£cie £wiat│o.
Po dwudziestu sekundach zapalaj╣, niby nic siΩ nie zmieni│o, a
tu nagle Niemiec oddaje im zegarki.
Rusek m≤wi:
- Dajcie mi dziesiΩµ sekund i zga£cie £wiat│o.
Po dziesiΩciu sekundach zapalaj╣, niby nic siΩ nie zmieni│o,
a tu nagle Rusek oddaje im zegarki.
Polak m≤wi:
- Dajcie mi piΩµ sekund i zga£cie £wiat│o.
Po piΩciu sekundach zapalaj╣, niby nic siΩ nie zmieni│o, a tu
nagle wchodzi konduktor i m≤wi:
- Panowie koniec jazdy, kto£ nam podprowadzi│ lokomotywΩ.
Idzie sadysta i erotoman i widz╣ z przeciwka nadchodz╣c╣
super dziewczynΩ. Erotoman cedzi przez zΩby:
- Tak╣ to tylko w krzaki....
A sadysta ko±czy:
- I kopa jej, i kopa !!!!
Ksi╣dz i siostra zakonna graj╣ w golfa. Ksi╣dz bierze kija
i uderza w pi│kΩ kt≤ra toczy siΩ w bok i nie wpada do dziury.
- A niech to wszyscy Diabli!!!! Nie trafi│em!!! - krzyczy
w£ciek│y ksi╣dz.
- Jak ksi╣dz tak mo┐e? - pyta siΩ zawstydzona siostra - tak
nie mo┐na .. co na to Pan powie?
Ksi╣dz patrzy siΩ na zakonnicΩ spod oka i przeprasza... ju┐
tak nie powie wiΩcej.
Id╣ do nastΩpnej dziury i podobnie jak wcze£niej ksi╣dz nie
trafia:
- A niech to wszyscy Diabli!!! Nie trafi│em!!! - znowu rzecze ze
z│o£ci╣.
- Bracie, jaki to wstyd pobo┐nemu tak m≤wiµ - upomina go nieco
zdenerwowana ju┐ siostra.
- Ok... ju┐ nie bΩdΩ, je£li jeszcze raz tak powiem niech
piorun z nieba zleci i w │eb mnie trza£nie.
Poszli do nastΩpnej dziury, ksi╣dz znowu nie trafi│:
- A niech to wszyscy Diabli!!! Nie trafi│em!!! - krzyczy ze
z│o£ci╣.
Wtem ciemno siΩ zrobi│o na £wiecie, cos zahucza│o,
zamrucza│o i piorun z nieba zlecia│ i waln╣│ siostrΩ w │eb.
A z nieba s│ychaµ jΩk:
- A niech to wszyscy Diabli!, nie trafi│em!!!....
Diabe│ z│apa│ Polaka, Niemca i Amerykanina. Da│ im po
dwie metalowe kulki i obieca│, ┐e ich wypu£ci, je£li zrobi╣
z nimi co£, co go zadziwi. Po chwili Niemiec podrzuci│ jedn╣
kulkΩ w g≤rΩ i trafi│ w ni╣ drug╣.
- No, ca│kiem nieƒle - powiedzia│ diabe│.
Amerykanin po│o┐y│ na ziemi jedn╣ kulkΩ, a na niej postawi│
drug╣. Sta│a!
- No, to mnie lekko zdziwi│o, ale zobaczymy co zrobi Polak.
Niestety, Polak jedn╣ kulkΩ zepsu│, a drug╣ zgubi│.
Kowalski: ProszΩ wybaczyµ panie kierowniku, ale w tym
miesi╣cu nie dosta│em premii ...
Kierownik: Wybaczam panu.
Podczas rozprawy przed s╣dem rejonowym oskar┐ony uporczywie
zwraca│ siΩ do sk│adu s╣dz╣cego per "Wysoka
Sprawiedliwo£µ", pomimo upomnie± przewodnicz╣cego. Tego
ostatniego wreszcie ponios│y nerwy.
- Tu nie ma ┐adnej sprawiedliwo£ci - warkn╣│ - tu jest s╣d!
Ksi╣dz odprawia drogΩ krzy┐ow╣. Przy pi╣tej stacji
podbiega do ksiΩdza gosposia i szepce:
- ProszΩ ksiΩdza, przyjechali z wydzia│u finansowego! To
bardzo pilna sprawa! Niech ksi╣dz przeprosi wszystkich i
przerwie drogΩ krzy┐ow╣!
Ksi╣dz szepce do ko£cielnego:
- Poprowadƒ za mnie dalej drogΩ krzy┐ow╣. I tak wszystko
przeci╣gaj, ┐ebym zd╣┐y│ wr≤ciµ na zako±czenie!
KsiΩdzu spotkanie z urzΩdnikami zajΩ│o wiΩcej czasu ni┐
przypuszcza│. Po jakim£ czasie wbiega do ko£cio│a w nadziei,
┐e zd╣┐y na ostatni╣, czternast╣ stacjΩ drogi krzy┐owej.
Nastawia uszu i s│yszy g│os ko£cielnego:
- Staaacjaaa dwuuudziieestaaa pi╣taa! Szymon Cyrenejczyk
po£lubia £wiΩt╣ WeronikΩ!
Z│apa│ diabe│ Niemca, Ruska i Polaka. Da│ im
alternatywΩ: Kocio│, albo powiedz╣ liczbΩ dla kt≤rej on nie
bΩdzie zna│ wiΩkszej.
Niemiec: Miliard.
Diabel: Dwa miliardy. Do kot│a!
Rusek: Bilion.
Diabel: Dwa biliony. Do kot│a!
Polak: Od h*ja i trochΩ.
Diabel zak│opotany nie wie ile to jest...
Diabel: A ile to jest?
Polak: Umiesz liczyµ ziarenka piasku?
Diabel: Tak.
Polak: A widzisz to drzewo?
Diabel: WidzΩ.
Polak: Jest to tyle ziarenek piasku ile od tego drzewa w pizdu.
Przychodzi facet z psem do weterynarza:
- ChcΩ go u£piµ.
- Ale dlaczego, taki │adny pies....
- Bo k│amie!
- Jak to?????
- No patrz pan; 'Azor, co m≤wi kot?'
- Hau, hau
- Widzi pan?
Wpada do biura Kowalski, tak jak stworzy│ go Pan B≤g, na g│owie
kapelusz, w rΩku teczka. Kierownik krzyczy:
- Czy£cie Kowalski zwariowali, nago do pracy?!
Kowalski:
- Panie Kierowniku, bo to by│o tak: by│em na balandze u mojej
znajomej. W pewnym momencie ga£nie £wiat│o i s│ychaµ has│o
- krawaty na ┐yrandol. îwiat│o siΩ zapala, wszystkie krawaty
na ┐yrandolu. Ga£nie £wiat│o, has│o - Panie do naga. Zapala
siΩ, wszystkie Panie nago. Znowu ga£nie £wiat│o, has│o -
Panowie do naga. Zapala siΩ - Panowie nago. Ga£nie po raz
kolejny, has│o - Panowie do roboty... No to z│apa│em teczkΩ i
kapelusz i przybieg│em.
Pyzdra i Kwiczo│ pracowali w kopalni. Pewnego dnia Pyzdra
sko±czy│ wcze£niej i zostawi│ wiadomo£µ koledze na
£cianie:
"Kwiczo│ jak bΩdziesz tΩdy szed│ to zabierz moj╣
│opatΩ, bo jo musze ju┐ i£µ".
Na drugi dzie± Pyzdra przychodzi do pracy i czyta napis na
£cianie:
"Pyzdra nie wzio│em twojej │opaty bom tedy nie
przechodzio│ - Kwiczo│".
Bandyta dosta│ siΩ do piek│a. W sumie nie jest tam tak
ƒle, dobre ┐arcie, pe│no alkoholu, wszyscy siΩ £wietnie
bawi╣, chodzi pe│no lasek. Bandzior chcia│ se jedn╣ tak╣
podebraµ, wiΩc pyta siΩ Lucyfera, czy mo┐e (nie chcia│ siΩ
na starcie nara┐aµ najwy┐szej instancji). Lucyfer nie ma nic
przeciwko temu.
Facet wiΩc bierze jedn╣ laskΩ i za krzaki. Po minucie
wyskakuje spanikowany i bierze drug╣. Po nastΩpnej minucie
wraca do Lucyfera mocno zdenerwowany i m≤wi:
- Lucyferze, ale one nie maj╣ dziur!
- I na tym w│a£nie polega piek│o!
- Co wy tam robicie, na tych pr≤bach ch≤ru?
- Pijemy w≤dkΩ i gramy w karty.
- To kiedy £piewacie?
- Jak wracamy do domu...
Rosjanie zaczΩli umieszczaµ na Kubie coraz wiΩcej swoich
wojsk na co Amerykanie zareagowali dyplomatyczn╣ not╣:
- Je£li nie zaprzestaniecie rozmieszczania wojsk na Kubie
bΩdziemy musieli u┐yµ przeciw wam broni atomowej.
Na co Rosjanie odpowiedzieli:
- My w odwecie u┐yjemy naszej tajnej broni...
Amerykanie nie wiedzieli co to jest ta tajna bro±, ale nic sobie
z tych przechwa│ek nie robili. Po miesi╣cu ruchy wojsk na Kubie
nie usta│y wiΩc Amerykanie ponowili groƒbΩ z tygodniowym
ultimatum, na co Rosjanie odpowiedzieli jak poprzednio. Po
up│ywie tygodnia na RosjΩ polecia│y rakiety natomiast Rosjanie
wys│ali notΩ:
- W odwecie u┐yjemy przeciw wam naszej tajnej broni ...
Po tygodniu w gazetach ameryka±skich mo┐na by│o przeczytaµ:
- Tysi╣ce zabitych i rannych, zniszczone miasta i miasteczka, a
bomba gumowa nadal skacze...
W poci╣gu Kolei Transsyberyjskiej konduktor z│apa│
gapowicza. Poniewa┐ w pobli┐u nie by│o stacji a na zewn╣trz
mr≤z i tajga, nala│ go po mordzie i poszed│ dalej. Po dw≤ch
dniach ponownie konduktor spotyka tego samego gapowicza, a
poniewa┐ warunki s╣ takie same, zn≤w leje biedaka po mordzie i
idzie dalej. Podr≤┐ni kt≤rym ┐al zrobi│o siΩ bitego podr≤┐nego
zapytali:
- A daleko pan jedzie?
- No jak morda wytrzyma to jadΩ do W│adywostoku.
W czasie rejsu statkiem pasa┐erskim nie£mia│y marynarz pr≤buje
nawi╣zaµ rozmowΩ z piΩkn╣ dziewczyn╣:
- Przepraszam, czy pani te┐ p│ynie tym samym statkiem?
Pijak wraca do domu o czwartej nad ranem..
- Gdzie by│e£? - pyta ┐ona.
- Na.. czynie.
- Na jakim czynie?
- Naczynie, bΩdΩ rzyga│.
Spotka│o siΩ dw≤ch facet≤w: Francuz i Rusek. Francuz,
ciekawy £wiata, pyta:
- Wania, a ty gdie ┐iwiosz?
- Ja ┐iwu wo W│adywostokie.
- Hm... a eto dalieko ot Moskwy?
- Nu dalieko, tri tysiaczi wiorst.
- Nu dalieko....
- A ty, Fransua, gdie ┐iwiosz?
- Ja ┐iwu w Paryzie.
- Pariz, Pariz... eto dalieko ot Moskwy?
- Nu dalieko, czietyrie tysiaczi wiorst.
- Czietyrie tysiaczi wiorst? Jej Bohu, kakaja g│usz!
Marynarz po powrocie z dalekiego rejsu pyta ┐onΩ:
- Co powiesz o tej ma│pce, kt≤r╣ przys│a│em Ci z Afryki?
- Je┐eli mam byµ szczera, to wolΩ cielΩcinΩ...
Stoi facio pod drzewem i oddaje mocz. Bierze
"interes" w d│o± i m≤wi:
- Widzisz, qr* jak ty chcesz to ja zawsze stajΩ!
Statek wp│ywa do macierzystego portu. Marynarze szykuj╣
siΩ do wyj£cia na l╣d.
- Ja - m≤wi pierwszy - p≤jdΩ prosto do domu, wyci╣gnΩ dwie
flaszki z lod≤wki i siΩ schlam, jak nigdy przedtem!
- Ja - m≤wi drugi - p≤jdΩ do tawerny, poderwΩ jak╣£ ostr╣
ciziΩ i zabawiΩ siΩ ┐e ho, ho !!
- A ja - m≤wi trzeci - tez bΩdΩ mia│ niez│╣ rozrywkΩ! P≤jdΩ
do domu do ┐ony, zadzwoniΩ do drzwi i pobiegnΩ w stronΩ okna.
Jeszcze siΩ nie zdarzy│o, ┐ebym jakiemu£ frajerowi nie da│ w
pysk!