|
Intergłupki
Jeden z
dużych polskich portali uruchomił jakiś czas temu na swoich
stronach fora dyskusyjne, pozwalające użytkownikom Internetu
na dodawanie własnych wypowiedzi i komentarzy do artykułów zamieszczanych
na stronach tegoż portalu. Przeglądając od czasu do czasu strony
z owymi komentarzami, nieodmiennie dziwiłem się ich w większości
żenująco niskiemu poziomowi merytorycznemu. Wypowiedzi były
najczęściej bardzo krótkie i mocno napastliwe - czy to pod adresem
komentowanego artykułu, czy przedmówców w dyskusji - za to na
ogół pozbawione jakiejkolwiek argumentacji, uzasadnienia kategorycznie
formułowanych sądów - jeżeli nie brać pod uwagę niezwykle powszechnego
skądinąd "argumentu" sprowadzającego się do stwierdzenia
"głupi jesteś" (lub jego bardziej wulgarnej wersji).
Zastanawiało
mnie, skąd bierze się taki charakter wypowiedzi, diametralnie
różny od tego, co spotkać można w dyskusjach w grupach Usenetowych.
Wprawdzie i w Usenecie sporo zdarza się wypowiedzi opisanego
typu, jednak co najmniej drugie tyle jest głosów rzeczowych
i rozsądnych, przez co ogólny poziom dyskusji jest o wiele wyższy.
Przecież to niemożliwe, aby populacja użytkowników Internetu
tak precyzyjnie się dzieliła: ci, którzy mają coś do powiedzenia
i potrafią to wyrazić, "szli" do Usenetu, zaś ci,
którzy chcą się tylko niewybrednie pokłócić, prowadzili "dyskusję"
na stronach portalu. Wszak bez wątpienia wiele osób zagląda
i tu i tu. Zatem, w czym rzecz?
Dziwiłem
się tak do chwili, gdy sam nie postanowiłem wziąć udziału w
toczącej się na stronach owego portalu dyskusji o pewnym aktualnym,
kontrowersyjnym wydarzeniu z pogranicza świata mediów i polityki.
Zaopatrzony w bagaż nawyków z wieloletnich dyskusji w Usenecie,
przygotowałem solidną, uargumentowaną wypowiedź, opatrzoną odwołaniami
do szeregu materiałów na ten temat dostępnych w Sieci i kliknąłem
przycisk "Wyślij". Napis, który pojawił się na stronie
WWW, obwieścił, iż "wiadomość została przesłana do moderatora".
To oczywiste
- pomyślałem - wielka firma nie może sobie pozwolić na to, aby
na jej stronach znalazły się np. wypowiedzi sprzeczne z prawem,
obrażające kogoś, bądź z innych powodów nienadające się do publikacji.
Stąd konieczność moderowania nadsyłanych wypowiedzi. W moim
tekście nie było jednak niczego chamskiego czy obraźliwego,
tak więc spokojnie czekałem na pojawienie się mojego komentarza
na stronie. Kiedy jednak minęło kilka kwadransów, a moja wypowiedź
się nie pojawiała - pojawiać się za to zaczęły inne, których
godzina wysłania była późniejsza niż mojego tekstu - zacząłem
się niepokoić. Podejrzewając jakieś problemy techniczne, wysłałem
tekst ponownie, lekko go przeformułowując i czekałem nadal.
Traf chciał,
że w tym czasie na inne forum dyskusyjne tegoż portalu - choć
dotyczące tego samego tematu - wysłałem wypowiedź o zupełnie
innym charakterze: krótką i dosyć stanowczą, bez wdawania się
w żadne merytoryczne zawiłości. I - o dziwo - ta pojawiła się
na stronie niemal natychmiast.
Zaintrygowany
tym faktem, przeprowadziłem kilka testów. Na przemian wysyłałem
wypowiedzi długie, naszpikowane rzeczowymi argumentami i krótkie,
niewdające się w żadną argumentację, lecz po prostu "odbijające
piłeczkę" w kierunku adwersarza w dyskusji - coś w stylu
przysłowiowego "a u was biją Murzynów". Skutek był
zawsze jednakowy. Te pierwsze tajemniczy moderator bez wyjątku
zatrzymywał, te drugie - przepuszczał. Coraz bardziej tym wszystkim
zdziwiony, napisałem wiadomość skierowaną wprost do moderatora,
w której prosiłem o prywatną odpowiedź na mój adres e-mail,
jakie są kryteria moderowania wypowiedzi i dlaczego moje teksty
nie są przepuszczane. Mimo kilkukrotnego jej wysyłania, żadnej
odpowiedzi nie otrzymałem.
Tak się
składa, że sam jestem moderatorem dyskusji w jednej z grup polskiego
Usenetu. Jak tu się przedstawia sytuacja? Grupa ma jasno określone
zasady, publicznie dostępne w postaci FAQ, które opisują, jakie
wypowiedzi będą przepuszczane, a jakie nie. Każda osoba, której
wypowiedź została przez moderatora odrzucona, otrzymuje automatycznie
generowane powiadomienie e-mailem o tym fakcie. Jeżeli ktoś
z decyzją moderatorów się nie zgadza - dostępny jest specjalny
adres e-mail, pod którym można z moderatorami dyskutować i uzyskać
od nich bliższe informacje. Jednym słowem - pełna jawność. Każdy
dyskutant wie, "na czym stoi".
Przede wszystkim
zaś we wszystkich moderowanych grupach Usenetu obowiązuje "święta
zasada": moderator nie ma prawa oceniać treści wypowiedzi.
Pomijając kwestie techniczne, typu nieprawidłowy standard polskich
liter, wypowiedzi zatrzymuje się właściwie jedynie w dwu wypadkach:
gdy nie odpowiadają tematyce grupy ("podpadają" pod
to m.in. wszelkie spamy) lub gdy zawierają obraźliwe ataki personalne
na innych dyskutantów. Każdą inną wypowiedź moderator ma obowiązek
przepuścić.
Oczywiście
można powiedzieć, że czym innym jest wspólne dobro, jakim jest
Usenet i wypracowane przez użytkowników w ciągu wielu lat zasady
funkcjonowania tej usługi, a czym innym portal, którego strony
są prywatną własnością i właściciel - podobnie jak wydawca gazety
- ma prawo dowolnie decydować, jakie wypowiedzi znajdą się na
jego "łamach". Dlaczego jednak twórcy portali nie
chcą skorzystać z dobrych praktyk i wzorów sprawdzonych przez
tych, którzy byli w Internecie przed nimi? Chociażby w kwestii
jawnego i jednoznacznego określenia, jakie wypowiedzi będą akceptowane,
a jakie nie? Nigdzie na owym portalu nie doszukałem się strony
z takimi informacjami. A przecież można byłoby - w ostateczności
- umieścić chociażby zdanie: "Redakcja portalu zastrzega
sobie prawo do dowolnego wyboru publikowanych wypowiedzi".
I wszystko byłoby jasne - każdy wysyłający swój komentarz miałby
świadomość, iż wypowiedzi zamieszczane są "po uważaniu".
A tak, poprzez uruchomienie forum dyskusyjnego i niezamieszczenie
żadnych konkretnych zasad korzystania z niego tworzy się wrażenie,
że każdy może się wypowiedzieć wedle własnej woli. Wrażenie
- jak się okazuje - złudne. Do tego uporczywe ignorowanie wielokrotnych
próśb o kontakt. Oj nieładnie, panowie, nieładnie...
Zaledwie
kilka miesięcy temu kampania reklamowa nie czego innego, jak
tego portalu właśnie, głosiła m.in. "Koniec monopolu masmediów".
Już wtedy reklama ta była pozbawiona sensu - bo czymże innym
jest portal, jak nie internetowym odpowiednikiem gazety czy
stacji telewizyjnej, a więc czymś przynależącym jak najbardziej
do świata masmediów właśnie? Identyczne są wszak cele jego działania
- przyciągnąć jak najwięcej czytelników bądź widzów, a tym samym
zdominować rynek dostępu do informacji. Podobnie jak w przypadku
stacji telewizyjnych, bożkiem portali jest oglądalność.
Opisana
praktyka stosowana na forach dyskusyjnych przydaje tej reklamie
zupełnie nowy ironiczny kontekst. Reguły rządzące akceptowaniem
komentarzy preferują styl wypowiadania się pochodzący jako żywo
właśnie z masmediów, a zwłaszcza komercyjnej telewizji - krótko
i "ostro", z dużą dozą kategoryczności, a bez argumentów,
bo na co one komu? Ważniejsza jest sensacja niż nudne wywody.
I broń Boże żadnych wypowiedzi dłuższych niż kilka zdań, bo
widz zmieni kanał...
Wybierając
jedynie takie wypowiedzi, lansuje się zarazem wizerunek Internauty,
jako zacietrzewionego prymitywa, który kilku zdań nie potrafi
poprawnie sklecić, za to z wielkim uporem będzie kłócił się
z innymi o słuszność swoich racji. Wizerunek intergłupka. Nic
więc dziwnego, że potem różne utytułowane osoby znające Internet
co najwyżej z zerknięcia na strony kilku portali (o ile w ogóle),
za to mające dużą siłę przebicia w "klasycznych" masmediach,
w uczonym tonie dywagują o tym, jaką to Internet niesie z sobą
degrengoladę kultury i prymitywizm... Nie zdając sobie sprawy
z tego, że znają jedynie intergłupków, bo nikogo innego nie
pozwolili im zobaczyć zapatrzeni w kulturę masmediów redaktorzy
portali, utytułowani panowie teraz poprzez te same masmedia
utrwalają wizerunek intergłupka wśród swoich czytelników i słuchaczy...
"Koniec
monopolu masmediów"? Kiepski żart...
Autor:
Jarosław Rafa
raj@inf.wsp.krakow.pl
Artykuł pochodzi ze strony :
http://wsp.krakow.pl/papers
|