STARE DOBRE CZASY, czyli ,, Coś się kończy, coś
się zaczyna"
Choroba! Tylko tak można nazwać to, co się teraz ze mną dzieje.
Syndrom przeszłości. Wspomnienia niczym u schizofrenika! Agrhhh!!!
[siorp - wziąłem tabletkę na uspokojenie]. Już mi lepiej,
więc może zacznijmy od początku.
,,Kiedyś to były czasy" usłyszałem niedawno od dziadka
mojego kolegi. Słowa te zapoczątkowały blisko półgodzinny
wykład o niebywałych zaletach komunizmu: niskim bezrobociu
i bezpłatnym dostępie do wiedzy ogólnej (oczywiście, tej poza
cenzurą, hehehe). Słuchałem z uwagą, choć przez cały czas
śmiałem się w duchu. Rozmowa przypominała mi odwieczny konflikt
pokoleń: "że coś było kiedyś lepsze, że teraz się już
tak (niestety) tego nie robi". Sprawa śmieszy i raduje
w duchu. Przecież jestem ,,duchem nowoczesności" i wszelkiego
futurystycznego dobra. Nowość we wszelkim pojęciu to ja, a
opinie dziadka wysłać do lamusa! Ale co tam, pomyślałem, pewnie
i ja tak będę kiedyś gdakał.
I, niestety, miałem racje a rzeczywistość skonfrontowała
się za mną szybciej niż myślałem. Wszystko sprowadziło się
do... rozrywki komputerowej aż dwukrotnie. Szok był prawie
śmiertelny.
Niedługo wyjeżdżam na wakacje (juhu!), postanowiłem spakować,
co bardziej przydatne przybory codziennego użycia: kosmetyki,
maszynkę, książkę. Książkę... hm... tu nie mam problemu -
biorę Sapkowskiego. Moją uwagę przykuł jednak inny szczegół:
miesięcznik CD-ACTION - ostatni numer jaki kupiłem, sprzed,
no właśnie, sprzed roku. Dokładnie rok temu kupiłem ostatnią
gazetę o tematyce komputerowej. Co robiłem przez ostatnie
cztery kwartały? Ano, była muzyka, film, często Internet,
znajomi. Gry jakoś zostały zapomniane (owszem, były, ale traktowane
bardziej po macoszemu - wgrywałem rożne, ale po chwili odinstalowywalem
dochodząc do wniosku, że... takich gier, jak dawniej, się
już nie robi). Niesamowite, jak ten rok szybko zleciał.
A kiedyś tak nie było. Dawniej, w erze Gamblera, każdy numer
był dla mnie czymś niezwykłym. Cudownym przeżyciem było czytanie
wstępniaków Alexa (pozdrawiam). Im dalej zagłębiałem się w
lekturę, tym bardziej czułem się częścią czasopisma, które,
jakże skutecznie, kreowało mój charakter, zmieniało podejście
do życia, oduczało brzydkich nawyków (ha, do dziś uważam,
ze piraci są ,,be"!). To było coś! A gry! Do dziś pamiętam
te nieprzespane noce, kiedy cały mój czas zajmowało wgrywanie
nowych demek i wchłanianie kolejnych gier. Aż łza się kreci
w oku, kiedy pomyślę o tych godzinach spędzonych z Alpha Centauri
Sida Meiera (heh, do dziś mam ją na dysku) lub kiedy pomagałem
koledze przerobić (teraz się to zwie crackingiem) grę z A.D.
1990, którą przechodził od pięciu (!) lat. I udało się. Taki
sukces już nigdy się nam nie powtórzył; byliśmy wtedy na szczycie.
Kiedy ochłonąłem już ze wzruszenia, postanowiłem odrobić zaległości
i jak burza pomknąłem do najbliższego kiosku. Po zapłaceniu
blisko dwudziestu złociszy, nabyłem najnowszy numer miesięcznika
XXX. I co widzę? Teksty jakieś drętwe, humor jakby serwowany
na siłę i bez przekonania. Po przejrzeniu całości, wziąłem
się za rozpakowanie płytek dodanych do czasopisma. Z pewnym
niesmakiem zacząłem otwierać coraz to nowe okna w menu. Dema
instalowałem w standardowy sposób. Gram raz i: albo wywalam
albo zostawiam. Najważniejsze jest pierwsze wrażenie. No cóż,
wywaliłem prawie wszystkie. Z wyjątkiem jednego: Jedi Knight
II - następcy swego wspaniałego przodka. Demo przeszedłem
kilka razy na trzech poziomach trudności. Ach, jakże dawno
nie zasiedziałem nocy, by w cos pograc. Nareszcie miałem ku
temu okazję.
Początkową euforię zdominowała sroga myśl, że była to tylko
perła wśród szkarad oceanicznych. Mimo tego, wydaje mi się,
że autorzy nie tylko dali nadzieję mi - przede wszystkim dali
ją sobie, że gry z ,,duszą" można robić i dziś. Myślę,
że najlepszym odwołaniem się do sytuacji będzie cytat Andrzeja
Sapkowskiego ,,Coś się kończy, coś się zaczyna". Bo -
podejrzewam - że to, co minęło, już się nie powtórzy. Nastaną
rzeczy inne, dla każdego w sposób indywidualny. Ale znane
uniwersum mówi, że to, co inne niekoniecznie musi być gorsze.
I niech tak już pozostanie.
Paweł Palicki
P.S. Dla rozluźnienia i tak już gęstej atmosfery proponuję
wierszyk własnego autorstwa. Jako, że wyjazd na wakacje wiąże
się ze sprawdzeniem stanu uzębienia (lepiej unikać niemiłych
niespodzianek podczas pobytu za granicą), postanowiłem wyskrobać
wierszyk traktujący o mękach przeżywanych na fotelu dentystycznym.
,,U dentysty" wg Pawła Palickiego
Byłem znowu u dentysty
Punkt 20:00 dziś wieczorem.
Brudu nie ma, ząb jest czysty,
Zabarwiony ,,new" kolorem.
Było strasznie, nie ukrywam,
Borowanie trwało długo.
Włosy z głowy se wyrywam,
Płakać nie jest aż tak głupio.
Bo płakałem - żaden specjał,
Tak jak zwykle u lekarza.
,,Będzie dobrze" - takem myślał,
Teraz jadę do grabarza.
KURTYNA