|
|
![]() |
Earthdawn PBM |
Dzisiaj wywiad z Borysem "Ajson" Jagielskim prowadzącym już nieistniejący PBM oparty o mechanikę i realia Earthdawn'a. Jak sami zobaczycie, nie tak daleko jest od RPG do PBM, chociaż pewne różnice są nieuniknione.
Borys "Ajson" Jagielski: Niestety, zrezygnowałem - będę tutaj nieskromny, ale powiem, że chyba ku sporemu rozczarowaniu grających. PBEM - czy raczej pisanie listów - od samego początku zabierał mi bardzo dużo czasu, ponieważ pisałem bardzo wyczerpujące listy (a "odwalać fuszerki" nie lubię i nie potrafię). Na początku jednak gra mailowa była świetną rozrywką, unikatowym doświadczeniem i sposobem na nawiązanie nowych znajomości w Internecie; na takie rzeczy czasu nie żal. Z biegiem czasu stała się również obowiązkiem i nierzadko zasiadałem przed komputerem, by napisać listy, ze zniechęceniem - chociaż podkreślam, że wysyłaniu JUŻ NAPISANYCH maili i odbieraniu oraz czytaniu tych nadesłanych przez Graczy zawsze towarzyszyła spora satysfakcja. W końcu doszedłem do wniosku, że PBEM zabiera mi zbyt dużo czasu, że nierzadko pisanie listów staje się również męczące. Dlatego w połowie czerwca ogłosiłem wielką wakacyjną przerwę, aby w na przełomie sierpnia i września, po trwającym całe lato namyśle, już w ogóle nie wracając do gry, definitywnie zrezygnować, informując o tym Graczy w stosownych listach. Nie zdecydowałem się na proponowane mi rozwiązanie - pozostawienie kilku najsumienniejszych uczestników (chociaż trudno byłoby mi przeprowadzić taką selekcję) i na dalsze kontynuowanie zabawy tylko z nimi. Czy PBEM mi się więc znudził? W pewnym sensie może tak, chociaż przede wszystkim traciłem przez niego zbyt wiele czasu. Nie wykluczam jednak, że kiedyś wrócę do PBEMa. Najchętniej w roli Gracza, ale niewykluczone również, że jako Mistrz Gry - w tym drugim przypadku będę jednak musiał nauczyć się wcześniej pisania krótszych, treściwszych listów.
Borys "Ajson" Jagielski: Ile czasu poświęcałem na pisanie listów? Nie chcę nikogo zrażać do PBEM, ale dziennie minimum dwie godziny (łącznie, nie do każdego z osobna). Podkreślam ponownie, że mam tendencje do pisania w dość wyczerpujący sposób - co chyba zresztą widać po części po moich odpowiedziach - i nie potrafiłem pisać mniej niż mogłem. Przyczyniło się to, niestety, do tego, iż zaczęło mi brakować czasu na wiele rzeczy - i postanowiłem zrezygnować z dalszej gry.
Borys "Ajson" Jagielski: Zaczynałem od trzech lub czterech,
którzy zgłosili się do mnie w ciągu pierwszego tygodnia po umieszczeniu
przeze mnie stosownej "reklamy" na grupie dyskusyjnej poświęconej
Earthdawnowi. Potem liczba ta stopniowo rosła, ale jednocześnie niektórzy
odchodzili. W kulminacyjnym momencie miałem blisko piętnastu graczy, a
w końcowych tygodniach istnienia PBEMa liczba ta spadła do bodajże ośmiu.
Borys "Ajson" Jagielski: Na samym początku każdy z graczy zaczynał indywidualnie, ale już po kilku tygodniach wątki zaczęły się splatać. Wkrótce BG kierowani niewidzialną ręką losu (czyli MG) utworzyli trzy drużyny. W późniejszej okresie prowadzenia PBEMa każdy nowy gracz zaczynał prawie bezpośrednio dołączając się do którejś z istniejących drużyn. Nie chciałem robić sobie dodatkowej pracy, tworząc dla każdego nowicjusza przez dłuższy czas indywidualne przygody. Ale każdemu dawałem wybór - "jeżeli nie chcesz, możesz nie przyłączać się do drużyny nieznajomych BG, możesz działać dalej na własną ręką". Wszyscy jednak jednoczyli swoje siły z napotykanymi grupami działających już razem bohaterów. Co za tym idzie, gracze komunikowali się ze sobą i rozmawiali bez mojego udziału, wcielając się, rzecz jasna, w swoich BG. Dzięki zastosowaniu takiego rozwiązania powstało wiele bardzo ciekawych dyskusji. Za najlepszą z nich uważam dysputę pomiędzy elfim Trubadurem Dizaenem i trollem Wędrownym Mistrzem Miecza Odhrem. Myślę, że jej treść zainteresuje każdego miłośnika Earthdawna. Możecie zapoznać się z nią na stronie www.earthdawn.pl - umieszczono tam również mnóstwo innych materiałów pochodzących z prowadzonej przeze mnie kampanii.
Borys "Ajson" Jagielski: Tak, taka była ustanowiona przeze mnie reguła, choć przyznaję, że można to było rozwiązać w inny sposób - początkowy krąg mógł być (ale koniec końców nie był) zależny od przedstawionej przez Gracza charakterystyki bohatera; uczestnicy tworząc "image" swoich postaci sami mogli w pewnym sensie decydować, na jakim kręgu rozpoczną rozgrywkę. Ale jak już powiedziałem, tak się jednak nie stało. Wszyscy zaczynali jako pierwszokręgowi adepci. Zdarzył się jednak wyjątek. Opis przeszłości bohatera stworzonego przez jednego z Graczy liczył ponad 20 000 znaków. Wynikało z niego niezbicie, że postać ta podróżowała przez dłuższy czas jako adept, zanim trafiła do mojej kampanii. Będąc pod wrażeniem takiej ilości tekstu pozwoliłem owemu Graczowi zacząć rozgrywkę właśnie na drugim kręgu - logicznym uzasadnieniem było szkolenie, jakie dokładnie opisał w charakterystyce swojego BG, podobnie jak i postać mistrza.
Borys "Ajson" Jagielski: Chodzi Ci chyba o bohaterów graczy... Zdecydowanie tak, chociaż wiele zależało od wizerunku danej postaci - Trubadur, rzecz jasna, odnosił się zupełnie inaczej do swej drużyny niż Ksenomanta. Postacie jednak nie okradały się ani nie mordowały. Zdarzył się tylko jeden wyjątek. Do pewnej drużyny trafił brutalny, łysy osiłek - Wojownik podążający w dość wypaczony sposób ścieżką swojej dyscypliny. Okazał się niezwykle pomocny w starciu z łowcami niewolników, ale jego zamiłowanie do rozlewów krwi i lekko psychopatyczne zachowania sprawiły, że uraził honor swojego towarzysza z drużyny, Mistrza Miecza, i został przez niego wyzwany na pojedynek. Wojownik zwyciężył, niemalże zabijając swojego rywala. Został jednak wypędzony z drużyny przez pozostałych członków drużyny. Odszedł, godząc się wcześniej z okaleczonym przeciwnikiem. Zabrzmi to patetycznie, ale sytuacja, która się wtedy zarysowała, była niezwykle ciekawa pod względem psychologicznym, przynajmniej z mojego punktu widzenia, ponieważ chyba wszystkim bohaterami/graczami targały mieszane odczucia co do osoby Wojownika. Niech nikt nie waży się powiedzieć, że RPG/PBEM nie mają nic pod tym względem do zaoferowania. Drużyny jako całości nie miały okazji ze sobą walczyć ani konkurować, bowiem nigdy się nie spotkały. W PBEMie akcja rozwija się bardzo wolno, a my aż tak długo nie graliśmy.
Borys "Ajson" Jagielski: Procedura była taka. Wysyłałem do gracza list, w którym opisywałem sytuację, w jakiej znalazła się jego postać, miejsce, w którym przebywa i osoby, które napotkał. Gracz natomiast opisywał mi swoje zachowanie ubarwiając własne listy przemyśleniami swojego BG, a nawet własnymi opisami. Na podstawie jego decyzji ja rozwijałem akcję - i tak dalej. W pewnym sensie PBEM przypominał przez to trochę interaktywną opowieść pisaną przez kilka osób jednocześnie. Listami wymienialiśmy się średnio dwa razy w tygodniu. Jeżeli chodzi o czas gry jeden dzień potrafiło pokrywać nawet kilkanaście maili.
Borys "Ajson" Jagielski: Naprawdę, mnóstwem czynników.
Ze zrozumiałych względów mechanika i całe to rzucanie kośćmi są marginalizowane,
schodzą na prawie zupełnie niewidoczny plan. Ze względu na małą dynamikę
sposobu gry, mniej dynamiczne stają się także scenariusze, przygody. Jest
więcej miejsca na długie dialogi, dokładne opisy. Klimat świata staje
się o wiele bardziej wypukły, wyrazisty. Łatwiej jest odgrywać swoje postacie,
łatwiej wczuć się w daną sytuację.
Borys "Ajson" Jagielski: Odpowiedź jest banalna. Mieszkam
zagranicą. Ograniczenia językowe i odmienne zainteresowania lokalnej społeczności
uniemożliwiają mi aktywne uczestnictwo w rozrywce zwanej grami fabularnymi.
W Polsce jestem natomiast dwa razy w roku, a to za mało, żeby się porządnie
"wygrać". Dlatego postanowiłem zorganizować kampanię PBEMową
w dobrze mi znanym świecie Earthdawna i za pośrednictwem e-maila kontynuować
dalej swoje hobby. |