|
|
![]() |
Higiena |
Nie wiem, czy zdajecie sobie sprawę z tego, że jeśli prowadzicie, lub gracie w jakikolwiek system fantasy oparty o realia średniowiecza (Warhammer, Earthdawn, etc.), wasze sesje są zdecydowanie odrealnione. Czemu?!- zapytacie. Przecież są krwawe, dynamiczne, czytamy książki historyczne, mówimy staropolszczyzną... Ale nie zmienia to faktu, że sesje są... za czyste. Bo średniowiecze, w przeciwieństwie do współczesności, wcale czyste nie było. Bardzo czyści byli Rzymianie. O ich łaźniach krążą legendy, choć może trochę przesadzone (pewien mieszkaniec Wiecznego Miasta zasiedlający lokum tuż nad łaźnią wyrażał się o niej niezbyt pochlebnie). Nie zmienia to jednak faktu, że antyk przy średniowieczu to jak niebo i ziemia. Średniowiecze, przynajmniej dla większości, było brudne i śmierdzące. Bogacze kąpali się znacznie częściej niż biedota (raz na kilka miesięcy), ale też starali się nie przesadzać, ponieważ uważano, że woda szkodzi. Winna temu była też religia. Pamiętajmy, że w średniowieczu, zwłaszcza wczesnym, była ona potężną siłą, a jej przykazania, choć dziś wydają się absurdalne, były surowo przestrzegane. Na przykład to, zakazujące uczęszczania do łaźni, ponieważ są one siedliskiem chorób, gniazdem szatana, reliktami pogaństwa, czy co tam jeszcze można było wymyślić. Poza tym panował kult świętych (mających zastąpić pogańskich bożków), wśród których prym wiedli męczennicy i pustelnicy, na przykład taki Szymon Słupnik. Jak zapewne wszyscy wiedzą, spędził on ponad połowę życia (przynajmniej według legendy) na wysokim słupie. A wykąp się na słupie. Albo chociaż załatw potrzebę jak należy. Jeśli Ci się udało, Drogi czytelniku, przyjmij moje najszczersze gratulacje, jesteś Człowiekiem-gumą! Obyczaje kąpielowe wymagają też, oczywiście, naświetlenia. Obowiązywała tu ścisła chierarchia. Najpierw kąpał się najstarszy członek rodziny, później bywało różnie- jeśli, na przykład najstarszy był dziadek, lub teść, to po nim szedł dokonać ablucji mąż, jeśli dziadka nie było pod ręką, pierwszy kąpał się mąż. Potem żona, później dzieci według wieku (najmłodsze musiało taplać się w zimnej wodzie i wychodziło jeszcze brudniejsze), a na samiutkim końcu zaszczytu dostępował pies. Chciałbym też przypomnieć legendę o świętym Aleksym. Pominę pierwsze rozdziały, opisują, jakie z naszego Olusia ziółko, ale nijak się mają do tematu. Ważniejsze jest to, co robił mieszkając pod schodami domu swego ojca, gdzie był poniżany i oblewany pomyjami i jeszcze paskudniejszymi rzeczami (z szeroko pojętych względów estetyczno obyczajowych, nie napiszę, czym), co zresztą bardzo mu się podobało (może jakaś nowa dewiacja? ;P). Sami powiedzcie, jak w takich warunkach i kulturze zachować czystość? Raczej trudno, zwłaszcza, gdy wychodzi się na ulice. Nie wiem, czy wiecie, ale na przykład w naszej kochanej stolicy (a tka przy okazji, tysiącletni Wrocław pozdrawia! :->) jeszcze do połowy XIX wieku nie było w wielu miejscach kanalizacji. Czyli podobnie jak w średniowieczu, bo w większych miastach nie było zapewne więcej niż kilka brukowanych ulic. A zresztą, czy były brukowane, czy nie, i tak po deszczu rozpętywało się błotniste piekło. Istniał nawet specjalny zawód, człowiek, który mógł za niewielką opłatą przenieść chętnego przez błoto. Iście epokowym wynalazkiem była... wygódka! A właściwie wygódka w kształcie zbliżonym do dzisiejszego. Była to drewniana budka zawieszona nad Tamizą (bo rzecz działa się w Londynie), z ławkami w środku, a w ławkach dziury. Proste? Oczywiście, nie wiecie, jaką ostrą dyskusję wynalazek ten sprowokował. Mianowicie władze (zwłaszcza duchowne) nie interesowało, że ludzie przestaną wypróżniać się po zaułkach, bały się, że produkty przemiany materii spadną na statki. Oprócz tego uważano te prowizoryczne klozety za zbytek i siedlisko chorób. Choroby są zresztą innym, nie mniej interesującym tematem, choć lepiej, jak wypowie się w tej sprawie osoba bardziej kompetentna ode mnie. Ja mogę tylko podać anegdotkę serwowaną przez Terry'ego Derry'ego w "Strasznej historrrii". Mianowicie pewien arabski uczony przyjechał do Anglii. Spotkał tam wielu chorych ludzi, m. In. Rycerza z chorą nogą i kobietę z wodogłowiem. Jego uleczył okładami, a ją dobrym, zdrowym jadłem. I byłoby pięknie, gdyby nie przyjechał miejscowy lekarz, który [osoby wrażliwsze powinny opuścić kilka wierszy- autor] wpadł w szał, że prymityw (czyli Arab) miesza się w jego sprawy. Chwycił topór i odrąbał rycerzowi chorą nogę (ten, rzecz jasna, zmarł), potem otworzył czaszkę chorej kobiecie i porządnie posolił mózg (efekt taki sam, jak powyżej). A na końcu rzekł do Araba: "Mniemam, że nauczyłeś się czegoś o prawdziwej medycynie". |