Spis trePci Fantasy

Warhammer Fantasy Role Play


Scobin

Maska

Tak, głupi byłem. Teraz nie ma to jednak znaczenia... Wkrótce wszystko straci swą wartość. Niedługo przybędą po mnie ci, przed którymi uciekałem już zbyt wiele razy. Mam tylko nadzieję, że Was przy tym nie będzie. Nie chcę pociągnąć za sobą więcej istnień.

* * *

Wszystko zaczęło się pewnego jesiennego wieczoru w Altdorfie. Tam dotarła do mnie przesyłka, na którą oczekiwałem tak długo. Kiedy ją jednak otworzyłem, nie było w niej tego, co mi obiecano. Zamiast tego leżała tam maska. Zwykła, czarna maska z dwoma rzemieniami, taka, jaką noszą podczas przedstawień aktorzy w teatrach. Nic jej nie wyróżniało.

Zaskoczony i wściekły, chciałem ją początkowo zniszczyć, wyrzucić, pozbyć się wszelkich wspomnień o kolejnym niepowodzeniu. Ale potem uznałem, że warto ją zostawić i pokazać mojemu człowiekowi w Nuln, który zawiódł mnie już drugi raz. To miała być ostatnia rzecz, jaką zobaczy. Miał zapamiętać, że nie drwi się ze mnie bezkarnie - dokądkolwiek nie udałaby się jego zdradziecka dusza.

Zdecydowałem, że wyruszę następnego ranka. Chciałem spać, lecz myśli nie dawały mi spokoju. Co mogło skłonić mego wspólnika do kolejnego oszustwa? Przecież za pierwszym razem wyraźnie mu oznajmiłem, że jego następna zdrada będzie ostatnią. Sam zresztą nie wiedziałem - nadal nie wiem - dlaczego już wtedy go nie zabiłem. W końcu zapadłem w niespokojny sen.

Obudziłem się o świcie. Usiadłem i ponownie pogrążyłem się w rozmyślaniach. Wtedy to przyszła mi do głowy myśl, która wyznaczyła moje przyszłe losy. Dotąd nie wiem, czy była ona moją własną.

Mój wzrok padł na wiszące u ściany lustro. Nie zastanawiając się wiele, podszedłem do kufra i wyjąłem z niego maskę. Wyprostowałem się, założyłem ją i zawiązałem. Przyglądając się swojemu odbiciu, przypomniałem sobie, że mogłem zostać aktorem. Takie było moje dziecięce marzenie. Niestety ojciec nie pozwolił mi go spełnić.

Zdjąłem maskę i schowałem ją. Nadszedł czas, aby rozprawić się ze zdrajcą.

* * *

Długa podróż w deszczu i zimnie nie była przyjemna. Ale nie przeszkodziło mi to w dotarciu do Nuln. Gdy zawitałem do miasta (do szybkiego minięcia posterunku wystarczyło wręczenie strażnikom kilku monet), było już całkiem ciemno. Od razu skierowałem się w stronę domu mojego wspólnika. Wiedziałem, że mieszkał sam.

Kiedy przybyłem na miejsce, zaskoczyły mnie uchylone drzwi. Wchodząc do środka, zastanawiałem się, co było przyczyną takiej nieostrożności. Na wyjaśnienie nie musiałem czekać długo.

Nie chcę i nie mogę opisywać tego, co tam ujrzałem. Potrafię powiedzieć tylko tyle, że obok ciała mojego wspólnika leżała zmięta kartka, na której widniała stylizowana maska.

Wtedy jednak nie czułem ani strachu, ani odrazy. Przepełniał mnie jedynie żal, że oszust nie zginął z mojej ręki. Moje myśli natychmiast skierowały się ku innemu znienawidzonemu człowiekowi. On także mieszkał w Nuln. Oszukał mnie i stał się przyczyną wszelkiego zła w moim życiu. Musiał ponieść karę, a ten dzień był najlepszym na jej wymierzenie.

Domyślacie się z pewnością, co wtedy uczyniłem.

Tak, zabiłem swojego ojca. Z moimi zdolnościami dostanie się do jego domu było dziecinną igraszką. Wiem, że te słowa ściągną na mnie straż miejską, ale i tak jestem już trupem. Parę dni w więzieniu nie zrobi różnicy. A przynajmniej zdążę Was przestrzec.

Nie, przyjaciele, nie odchodźcie. Zbliżam się już do finału mojej historii. Poczekajcie jeszcze parę chwil, a wszystko stanie się jasne. Zdążycie opuścić to miejsce, zanim ten człowiek wezwie strażników. Nie winię go; kto wie, czy sam bym tak na jego miejscu nie zrobił.

Kiedy opuściłem rezydencję mojego ojca, ujrzałem wysoką, zakapturzoną postać. Od razu poczułem, że to ja byłem powodem jej oczekiwania. Nie spiesząc się, podeszła do mnie, choć nie mogłem widzieć jej twarzy. Kątem oka dostrzegłem, że nie jest ona samotna.

"Witaj, bracie" - rzekła, wyciągając rękę. Jej głos był miękki i spokojny. "Czas, abyś do nas dołączył. Oddaj nam maskę, a przyjmiemy cię do siebie. Zasłużyłeś na miejsce pośród nas."

Uniosłem ręce, aby zdjąć maskę.

I ogarnął mnie zimny gniew. Tak wielki, jakiego nie czułem jeszcze nigdy w życiu. Można go było porównać tylko z uczuciem, jakiego doznawałem, mordując swojego ojca. Nie chciałem oddawać czegoś, co było moją własnością. Ten człowiek, kimkolwiek był, nie miał prawa żądać ode mnie czegokolwiek. Jego arogancja zasługiwała na zapłatę.

Do dziś nie wiem, w jaki sposób uszedłem cało z rzezi, która się potem rozpętała. Przeciwników było wielu, lecz żaden z nich nie potrafił mnie nawet dotknąć, a każde moje cięcie znaczyło nulneński bruk krwią kolejnego trupa. Jednak po śmierci siedmiu czy ośmiu z nich mój gniew ustał tak nagle, jak się rozpoczął. W jednej krótkiej chwili zdałem sobie sprawę, że nie mam już szans w tym starciu. I uciekłem, z wciąż zawiązaną na twarzy maską.

Następnego dnia wyrzuciłem ją do rynsztoka.

Odtąd minęły bez mała dwa miesiące. I przez cały ten czas nie odważyłem się spędzić nawet doby w jednym miejscu. Bez przerwy uciekałem przed ścigającymi mnie ludźmi, kilka razy widząc ich tuż za sobą. Niewiarygodnym szczęściem jest, że dotąd mnie nie dopadli. Ale dosyć już czasu minęło. Nie chcę i nie mogę dłużej uciekać. Kiedy po mnie przyjdą, będę gotowy.

* * *

Słyszycie stukanie, przyjaciele? To strażnicy. Nie martwcie się; nic się Wam nie stanie. Udam, że zmusiłem Was do pozostania w karczmie, a tamten człowiek zdołał mi się wymknąć. Niech ktoś otworzy drzwi.

* * *

Zakapturzona postać przestąpiła przez próg. Na twarzy miała maskę.

Maska to pradawny wytwór Khaine'a, potężny magiczny artefakt żyjący własnym mrocznym życiem. Jej historia nie jest znana, ale mówi się, że przedmiot znajduje się obecnie w rękach jednego z arcykapłanów Pana Zbrodni.

Osoba, która decyduje się nosić maskę na twarzy (czy nawet tylko trzymać ją przy sobie), zaczyna podlegać jej mrocznemu wpływowi. W myślach i zachowaniu noszącego stopniowo uwidaczniają się najgorsze cechy ludzkiej natury, tłamsząc jego psychikę i podporządkowując go mocy artefaktu. Ofiara niemal nigdy nie zdaje sobie z tego sprawy. Proces ten może trwać wiele tygodni, szczególnie u osób o silnej woli. W końcu jednak także one muszą ulec. W końcowym stadium tego procesu ofiara jest tak silnie uzależniona od kontaktu z przedmiotem, że każda próba odebrania jej go skończy się walką. A w trakcie starć przedmiot wspiera swego właściciela, czyniąc go śmiertelnie groźnym przeciwnikiem.

Nosząca maskę istota jest poddawana swoistemu testowi, który kończy się z chwilą całkowitego przejęcia nad nią władzy. Jeśli przedmiot uzna ją za godnego wyznawcę Khaine'a, rozkazuje jej odszukać któregoś z jego kapłanów i wręczyć mu maskę. Po wykonaniu tej misji dawny posiadacz artefaktu staje się wiernym sługą Pana Mordu, na zawsze tracąc na jego rzecz swoją duszę. Jeżeli natomiast podwładny maski nie spełnia odpowiednich kryteriów (które nie zawsze są zrozumiałe dla zwykłych śmiertelników), Khaine rozkazuje swym sługom odzyskać przedmiot, podpisując jednocześnie na ofiarę wyrok śmierci. Psychika noszącego maskę powraca wtedy do poprzedniego stanu, ale przebyte doświadczenia prawie zawsze kończą się chorobą umysłową.

Tak działa moc maski na zwykłych ludzi. Natomiast wyznawcy Boga Mordu, zakładając ją, przyjmują na siebie potęgę daleko wykraczającą poza potencjał większości magicznych przedmiotów. Ich ruchy stają się pewne i szybkie, oczy błyszczą nienaturalnym blaskiem, a ciało otacza namacalna niemal aura strachu. Mówi się, że tylko nieliczni spośród szermierzy Starego Świata są w stanie stawić czoło wspartym przez moc maski wojownikom. Pomoc ta ma jednak swoją cenę; ludzki organizm nie jest w stanie długo wytrzymać wyniszczającego działania artefaktu, zatem używa się go w ten sposób jedynie w chwilach największej potrzeby.

Jak ma się zachować gracz?

Właściwe kierowanie graczem prowadzącym postać znajdującą się pod wpływem maski nie jest łatwe. Przede wszystkim powinieneś unikać bezpośredniego mówienia mu, co ma robić. Ciekawą metodą wydaje się subtelne wplatanie w przeznaczoną dla niego narrację elementów odwołujących się do mrocznych uczuć i pasji. Po odpowiednio długim takim traktowaniu grający domyśli się być może, czego od niego oczekujesz. Nikt nie powinien się przy tym domyślić, że to maska tak na bohatera działa, toteż możesz (jest to nawet zalecane) opóźnić pierwsze objawy zmian w psychice o jakiś czas - powiedzmy, kilka tygodni (w świecie gry, rzeczywistym, albo też obu razem), przy czym warto w tym czasie wpleść do rozgrywki jakieś wątki, które mogą odsunąć uwagę graczy od maski i sprawić, że przyczyn dziwnego zachowania danej postaci będą się doszukiwali gdzie indziej. Z tego też powodu warto pomyśleć nad takim sposobem wprowadzenia maski do gry, aby nie wydawała się ona niczym niezwykłym - na przykład jako pamiątki od aktora, któremu drużyna wyświadczyła jakąś przysługę. Stare opowieści głoszą bowiem, że słudzy Khaine'a czasem wręczają maskę przypadkowym osobom, chcąc w ten sposób powiększyć grono wyznawców swego boga...

Na górę strony