s k u t e c z n a r e k l a m a
Magazyn Reporter nr 09/2002
Data wydania: 2002.09.01
Ogrodzieniec 2002 (1/2)
Krystyna "Celyna" Sosi±ska
Gregg to fantastyczny facet w dos│ownym znaczeniu, jego g│owa pe│na jest fantazji, a my ju┐ kolejny rok mamy to szczΩ╢cie by zgodnie z tym, co on wymy╢li bawiµ siΩ.
Przyjecha│am w czwartek ok 15. W obozie by│ Karl z dziewczyn▒ , Devean i Gregg. Karlowie niestety ju┐ wyje┐d┐ali, wiΩc powitanie by│o jednoczenie po┐egnaniem "do nastΩpnego roku".
Pierwsza bardzo wa┐na czynno╢µ po przyje╝dzie, to znale╝µ miejsce pod namiot, a ja nie mia│am za du┐ego wyboru, poniewa┐ te najlepsze by│y ju┐ zajΩte. Mo┐na oczywi╢cie skorzystaµ z nocleg≤w w agroturystyce, ale... od lat jest we mnie jaka╢ dziwna tΩsknota "byµ nikim" i koczowanie na naszym polu namiotowym, gdzie nikt mnie nie musi zameldowaµ, gdzie tylko Pan B≤g mnie widzi, daje mi trochΩ spokoju, kt≤rego mi brakuje w codziennym ┐yciu. To moje ma│e miejsce pod namiot u╢wiadamia mi moje "nicnieznaczenie" na tym ogromnym ╢wiecie.
Oczywi╢cie powiecie mo┐e, ┐e trzeba by│o poszukaµ miejsca z daleka od innych i wtedy jeszcze bardziej odczuwaµ mo┐na swoj▒ "nico╢µ", ale ja nie chcia│am byµ za daleko od innych, bo jestem tch≤rzem. W nocy byle ga│▒zka trza╢nie, a ja ju┐ my╢lΩ, ┐e to zamaskowany morderca albo z│odziej. Kiedy jestem blisko innych, mam poczucie bezpiecze±stwa, kt≤re jest mi niezbΩdne do tego, ┐ebym mog│a odpoczywaµ.
Gregg i Devean pomagali mi w znalezieniu wzglΩdnie p│askiego kawa│ka ziemi w niedalekim s▒siedztwie innych namiot≤w. Wszystkie namioty by│y rozbite po prawej stronie dr≤┐ki , a szkoda bo gdyby╢my siΩ bardziej rozprzestrzenili, to p≤╝niej nie mieliby╢my s▒siedztwa harleyowc≤w, kt≤rzy bawi▒ siΩ w inny spos≤b od naszego i mo┐na powiedzieµ, ┐e byli bardziej uci▒┐liwi dla nas jako s▒siedzi, ni┐ my dla nich.
Poma│u ludzie zaczΩli nadci▒gaµ do obozu. ªwietlik, Nathaniel, Sasanka wr≤cili zmΩczeni z jazdy na koniach. Przyszed│ Sauron z grup▒ swoich znajomych z Wroc│awia. Powitania, rozmowy, co s│ychaµ, co siΩ zmieni│o, zwyk│e grzeczno╢ciowe nic nie znacz▒ce s│owa, ale poczu│am siΩ "w╢r≤d swoich".
Przyszed│ Madej z Ann i z Alicj▒, najm│odsz▒ wiekiem, ale ze sta┐em najd│u┐szym, bo ona jedna mo┐e powiedzieµ, ┐e ca│e swoje ┐ycie jest zwi▒zana z Ogrodzie±cem, a my tylko parΩ lat. Kiedy╢ Alicja bΩdzie opowiadaµ swoim dzieciom "... a do Ogrodzie±ca to ju┐ wasz dziadek i babcia przyje┐d┐ali" (Madej i Ann).
Przyszed│ Gwo╝dziu z ┐on▒ i trochΩ zrobi│o mi siΩ smutno, ┐e nie nocuj▒ w namiocie, ale c≤┐... niew▒tpliwie s▒ w okresie, kiedy za ca│e towarzystwo, wystarcza im swoja obecno╢µ.
Sauron razem ze swoimi poszed│ do baru µwiczyµ ta±ce celtyckie. Poszli╢my ze ªwietlikiem za nimi bo byli╢my ciekawi jak te ta±ce wygl▒daj▒. Ta±czyli we dwie pary, bo Pawlik nie mia│ z kim, ale i tak by│o to bardzo │adne. Tancerze przez prawie ca│y czas trzymaj▒ siΩ za rΩce i podskakuj▒ wyrzucaj▒c bardzo wysoko nogi. To, co ogl▒dali╢my by│y to ta±ce ni┐szych sfer, bardziej dynamiczne od ta±c≤w ludzi bogatych. Ma to sw≤j zwi▒zek ze sposobem ubierania siΩ. Bogate kobiety mia│y piΩkne suknie i ciΩ┐kie, w takich sukniach jest niemo┐liwe ta±czyµ skocznie, kobiety z plebsu ubrane skromnie, mog│y sobie pozwoliµ na podskakiwanie w ta±cu, bo nie mia│y na sobie takich wielkich ciΩ┐ar≤w, podobnie chyba by│o w przypadku mΩ┐czyzn. Je┐eli kto╢ ma chΩµ zrzuciµ nadwagΩ radzΩ wzi▒µ siΩ za µwiczenie ta±c≤w celtyckich J)).
O siedemnastej mia│ rozpocz▒µ siΩ Larp.
Miasto Virogro zapada│o w sen. Ostatni raz mieszka±cy i ich go╢cie udawali siΩ na spoczynek spokojni o nadchodz▒cy dzie±. Na aksamitnych skrzyd│ach nadp│yn▒│ ╢rodek nocy. Nagle KsiΩ┐yc skry│ siΩ za chmur▒ w kolorze krwi. Koczuj▒cy na ulicach ┐ebracy us│yszeli potΩ┐ny grzmot, kt≤ry przetoczy│ siΩ miΩdzy domami. ªciany budynk≤w zadr┐a│y. ªpi▒cych wyrwa│ ze snu kolejny wstrz▒s. Po nim, place, parki i aleje zala│o ostre, o╢lepiaj▒ce ╢wiat│o. Nikt nie rozumia│, co siΩ sta│o. Rano, nieliczni, kt≤rzy prze┐yli tΩ noc, nie poznali miejsca, w jakim szli spaµ. Obudzili siΩ w╢r≤d piΩtrz▒cych siΩ wszΩdzie ruin pokrytych gruzem. »aden dom nie przetrwa│ nietkniΩty. Ruiny zarasta│y bujne, dzikie zielska i zaro╢la, kt≤rym nieznana si│a kaza│a wyrosn▒µ podczas jednej, okrutnej nocy. Widmo ╢mierci nie ominΩ│o ┐adnej rodziny, lecz nikt nie wiedzia│, jak zginΩli ich pobratymcy, nigdzie te┐ nie mo┐na by│o znale╝µ cia│ zaginionych. Strwo┐eni mieszka±cy i przybysze st│oczyli siΩ na placu wok≤│ zawalonych szcz▒tk≤w Ratusza. Przynie╢li ze sob▒ ca│y ocala│y dobytek. T│um wiedziony przez Burmistrza ruszy│ do bram, aby na zawsze opu╢ciµ przeklΩte miejsce. Ponura procesja sz│a wolno, jakby jeszcze pogr▒┐ona g│Ωboko w niedobrym ╢nie. Jednak to by│ dopiero pocz▒tek koszmaru... Wyj╢cie z miasta blokowa│a niewidzialna bariera. Nie by│a twarda, nie promieniowa│a magicznie, a jednak nikt nie m≤g│ przej╢µ wiΩcej ni┐ kilka niepewnych krok≤w w jej kierunku.
Wkr≤tce okaza│o siΩ, ┐e Virogro nie mo┐na opu╢ciµ z ┐adnej strony, tak┐e przez port rzeczny. Wybuch│a panika. Virogro zamieni│o siΩ w wiΩzienie. Ale najgorsze mia│o siΩ dopiero wydarzyµ...
(zajawka wys│ana przez Gregga na liste rpg-pl)
Wszyscy budowali swoje postacie, zastanawiali siΩ nad strojami. Przywioz│am ze sob▒ dziwne nakrycie g│owy, kt≤re znalaz│am w "ciucholandzie" , trochΩ kojarzy siΩ z czapk▒ b│azna, trochΩ z kr≤lewsk▒ g│ow▒, misterne wykonanie. Okaza│o siΩ, ┐e poza paroma zdjΩciami do niczego siΩ nie przyda│o. Moja postaµ to kobieta, wΩdruj▒ca siostra zakonna. Kiedy╢ w dzieci±stwie by│a w rΩkach sekty, kt≤ra zdecydowa│a siΩ po╢wiΩciµ jej ┐ycie w darze swojemu krwawemu bo┐kowi. Zosta│a uratowana, ale z tamtego okresu pozosta│y ╢lady w jej psychice, widocznie odprawiali nade mn▒ jakie╢ czary. By│a jakby opΩtana przez z│ego ducha. Od czasu do czasu wpada│a w sza│, rzuca│a fajerbolami i niszczy│a wszystko co by│o wok≤│ mnie.
Do Virogro, miasta akcji przyby│am z nadziej▒ wyleczenia swoich atak≤w. A mianowicie w mie╢cie tym jak nios│a wie╢µ znajdowa│a siΩ ╢wi▒tynia z arcykap│ank▒ (Sasanka) kt≤ra potrafi│a skutecznie leczyµ z r≤┐nych dziwacznych chor≤b czy nawet ratowaµ od z│ych czar≤w, omam≤w i innych takich przypad│o╢ci.
RozpoczΩ│a siΩ gra.
Ann wraz ze swoj▒ c≤reczk▒ przyby│a do Virogro w poszukiwaniu swojego ojca, powiedzia│a mi, ┐e on zosta│ zabity, ale pojawi│ siΩ jej tutaj i jest pewna, ┐e gdzie╢ go odnajdzie. Obie mia│y na sobie piΩkne suknie i widaµ po nich by│o, ┐e s▒ z bogatej rodziny.
Burmistrzem by│ Devean, mia│ na sobie piΩkn▒ szatΩ, widocznie w momencie wybuchu w nocy na ratuszu by│a jaka╢ uroczysto╢µ, bo przecie┐ domy zosta│y zburzone i rano nie m≤g│by tego na siebie na│o┐yµ z tej prostej przyczyny, ┐e domy zosta│y zniszczone. Pr≤bowa│ razem ze swoimi wsp≤│pracownikami (Rada Miejska) znale╝µ wyj╢cie z miasta i uratowaµ nas, ale sz│o mu to opornie.
By│ te┐ w│≤czΩga (Madej), tylko za nic nie wiem co on kombinowa│...
W og≤le to by│o tak , ┐e jak zwykle nikt nikomu nie ufa│, ka┐dy na ka┐dego plotkowa│ i pr≤bowa│ oczerniµ... tylko w jakim celu? Mieli╢my przecie┐ wsp≤lnymi si│ami znale╝µ spos≤b na wydostanie siΩ z miasta, a wytworzy│ siΩ chaos i totalny brak wsp≤│dzia│ania. Gdyby w mie╢cie byli sami ludzie, to bym to zrozumia│a bo taka chyba jest natura cz│owieka nikomu nie ufaµ, a jak mo┐na pom≤c to lepiej jest zaszkodziµ. W mie╢cie ras by│o du┐o, krasnale, elfy, gnomy, p≤│elfy i oczywi╢cie ludzie.
Gw≤╝d╝ by│ cz│onkiem stra┐y miejskiej i po kilku moich atakach zosta│ wyznaczony do pilnowania, ┐ebym nie sia│a dodatkowego pop│ochu i w dodatku jeszcze zabija│a tych co zostali ┐ywi po pogromie.
Gdzie╢ na uboczu Sauron ze swoj▒ dziewczyn▒ gotowali posi│ek na ognisku i s▒dzi│am , ┐e zrezygnowali z larpa ale w ko±cowym etapie Sauron mia│ sporo do powiedzenia. Ja niestety straci│am w▒tek.
Okaza│o siΩ, ┐e to (podobnie jak w roku ubieg│ym) by│a inwazja obcej cywilizacji i chyba zostali╢my porwani jako eksponaty do muzeum w kosmosie...
|