Powr≤t

Jakub Turkiewicz
Kino Nowej Przygody

    Chleb to bardzo po┐yteczna rzecz, zw│aszcza, je╢li posmarowaµ go mas│em i zje╢µ przed up│ywem daty wa┐no╢ci. By│a to jedna z najwa┐niejszych nauk, jakie m≤g│ poznaµ │owca nagr≤d lub opcjonalnie przeciΩtny zjadacz chleba, kt≤rych jak galaktyka szeroka i g│Ωboka nigdy nie brakowa│o zw│aszcza, od kiedy wymy╢lono m▒kΩ i piec chlebowy.
    A Boba Fett by│ i jednym i drugim, przynajmniej dop≤ki mamy na my╢li │owcΩ i zjadacza chleba, bo zdecydowanie nie wygl▒da│ ani na m▒kΩ ani na piec. Przynajmniej w opinii mieszka±c≤w znanej czΩ╢ci wszech╢wiata.
- úadunki uzbrojone, do eksplozji pozosta│o osiemna╢cie sekund – powiedzia│ bezbarwny a zarazem jakby lekko matowy g│os bezdusznego urz▒dzenia. Urz▒dzenie to zwano zazwyczaj bomb▒, choµ niekiedy u┐ywano tak┐e okre╢lenia │adunek wybuchowy. Niekt≤rzy m≤wili na nie tak┐e „gu gu”, ale tych by│o niewielu i zazwyczaj uchodzili za idiot≤w lub niemowlΩta. 
    Boba Fett zachodzi│ w g│owΩ, kto i przede wszystkim, kiedy zdo│a│ pod│o┐yµ bombΩ w jego najlepiej na ╢wiecie strze┐onym statku kosmicznym o d╝wiΩcznej nazwie Slave I, ale jako profesjonalista wiedzia│, ┐e nie ma to wiΩkszego sensu. Wiedzia│, ┐e trzeba dzia│aµ.
- Siedemna╢cie sekund – powiedzia│ automat.
    Boba b│yskawicznie zlustrowa│ pomieszczenie w poszukiwaniu podejrzanych przedmiot≤w. Odnalaz│ tylko kilka nic nie znacz▒cych drobiazg≤w, takich jak np. jaka╢ le┐▒ca na pod│odze niewielka │uska, jaki╢ anonimowy kie│ wbity w framugΩ drzwi albo wyryty w ╢cianie nic nie m≤wi▒cy napis „Bossk tu by│em”.
    Boba by│ jednak │owc▒ wiΩc b│yskawicznie skojarzy│ fakty i zanim automat zd▒┐y│ powiedzieµ „szesna╢cie” Fett wiedzia│ ju┐ ┐e na pok│adzie by│ kt≤ry╢ z mniej wa┐nych │owc≤w nagr≤d – pozosta│o tylko ustaliµ, kt≤ry ale na to nie by│o ju┐ czasu bo automat niespodziewanie powiedzia│ „ Trzy sekundy”.
    Fett nie mia│ czasu na zdziwienie, ale nie by│by sob▒ gdyby nie zlekcewa┐y│ regu│. Ten przestrzegaj▒cy jedynie w│asnego, wypracowanego metod▒ pr≤b i b│Ωd≤w oraz ogl▒dania program≤w typu live show, kodeksu honorowego twardy mΩ┐czyzna pozwoli│ sobie na odrobinΩ zdziwienia i wyszepta│ „jak to”?·
- »artowa│em – odrzek│ automat. - Mo┐e i jestem bezduszny, ale przynajmniej mam poczucie humoru. Tak naprawdΩ to szesna╢cie.
    Boba zakl▒│ szpetnie i rzuci│ siΩ w stronΩ kapsu│y ratunkowej. Dzia│a│ odruchowo, nie trac▒c czasu na my╢lenie. ╞wiczone przez lata twardego ┐ycia odruchy zadzia│a│y jak trzeba. Niczym robot wykonywa│ czynno╢ci maj▒ce uratowaµ mu ┐ycie. Kiedy automat m≤wi│ „czterna╢cie” Boba ju┐ siedzia│ w toalecie i czyta│ gazetΩ. Po kolejnych dw≤ch sekundach my│ zΩby, r≤wnocze╢nie ┐eluj▒c w│osy, gdy w tym czasie w kuchence mikrofalowej grza│o siΩ mleko. Zanim bomba powiedzia│a „dziesiΩµ”, Boba spryskiwa│ ju┐ p│ynem po goleniu g│adk▒ twarz i ubiera│ buty. Ubra│ je w │adne sweterki i wyrzuci│ w przestrze± kosmiczn▒.
- Osiem
    Boba b│yskawicznie zala│ mlekiem p│atki ╢niadaniowe z miodem i nim ktokolwiek zdo│a│ zareagowaµ zjad│ poka╝n▒ porcjΩ porozumiewawczo mrugaj▒c do przelatuj▒cego za oknem Mynocka, kt≤remu nada│ w my╢lach imiΩ Kylie.
    Po chwili mkn▒│ niewielk▒ kapsu│▒ podziwiaj▒c w lustrze iluminatora zgrabn▒ sylwetkΩ pojazdu, kt≤ry przysz│o mu utraciµ. Spojrza│ w kalendarz, aby zapamiΩtaµ datΩ tego przykrego zdarzenia.
- Pierwszy kwietnia – powiedzia│ bezg│o╢nie, po czym pukn▒│ siΩ w czo│o i doda│: - Cholera!

*

    Sanawa Bycz wygl▒da│ na poruszonego, tym bardziej, ┐e w│a╢nie szed│. Towarzysz▒cy mu wierny cybernetyczny s│uga Lobot II skwapliwie odnotowa│ ten fakt w swojej sta│ej pamiΩci. Ten nowoczesny Cyborg nowej generacji nie r≤┐ni│ siΩ pozornie niczym od swego poprzednika Lobota, a jednak znaj▒cy tajniki elektronicznego sprzΩtu mechanicy imperium wiedzieli doskonale, ┐e posiada on rozszerzon▒ a┐ do 40 megabajt≤w pamiΩµ sta│▒ oraz bezprzewodowy czajnik do gotowania wody, kt≤ry, jako ┐e zamocowany na czubku g│owy, nadawa│ mu pe│en godno╢ci wygl▒d Harnasia. Posiada│ tak┐e wbudowany w nauszniki przybornik z narzΩdziami do pielΩgnacji paznokci i zdecydowanie lepszy ni┐ stary model procesor taktowany zegarem 33 Mhz, co pozwala│o mu dzia│aµ o wiele sprawniej ni┐ poprzednik a nawet w razie potrzeby z w│asnej inicjatywy po┐yczyµ kawa│ek kredy.
 Loboty II o wiele rzadziej zawiesza│y siΩ i co najwa┐niejsze prawie nigdy nie wymiotowa│y
- Jak to mo┐liwe, ┐e imperium podejrzewa mnie o zdradΩ – piekli│ siΩ Sanawa. – Przecie┐ zawsze wiernie mu s│u┐y│em
- Mo┐e to kwestia nazwy pana firmy – powiedzia│ Lobot II nie przebieraj▒c w ╢rodkach. – Przyzna pan, ┐e „Rebbel Suport” mo┐e brzmieµ trochΩ podejrzanie.
- Moja firma nazywa siΩ tak, od kiedy zosta│a za│o┐ona przez mojego pradziada.
- No tak, ale b▒d╝my szczerzy. Pa±ski pradziad za│o┐y│ j▒ raptem miesi▒c temu.
- To jeszcze nie pow≤d, aby nasy│aµ na mnie │owcΩ – burkn▒│ Sanawa.
    Denerwowa│y go wynurzenia Lobota II, ale wiedzia│, ┐e nie nale┐y oceniaµ ludzi po pozorach ani podejmowaµ pochopnych decyzji. Nie za bardzo wiedzia│ natomiast, co to ma niby wsp≤lnego z sytuacj▒, w jakiej siΩ akurat znalaz│, lecz jednego by│ pewien – przys│owia s▒ m▒dro╢ci▒ ludu.
- Jaki gazda, taka jazda – zacytowa│ z pamiΩci.
    Lobot uk│oni│ siΩ z pokor▒ i pe│en podziwu dla tysi▒cletniej tradycji przekazywania sobie z ust  do ust jakich╢ pierdo│≤w,  usun▒│ siΩ w cie±, szepcz▒c:
- Oto przem≤wi│a m▒dro╢µ !
- Nie tylko m▒dro╢µ, ale i spryt! – Odrzek│ Sanawa, ale zaraz zamilk│, bo oto do pomieszczenia wszed│ Boba Fett
- Witam – rzek│ Sanawa
- Wiem – odrzek│ Boba, kt≤ry zawsze by│ wnikliwym obserwatorem i dlatego nie da│ siΩ zaskoczyµ.
- Powiem wprost – rzek│ Boba, po czym zrobi│ efektown▒ pauzΩ i wreszcie rzek│: - Wprost!
- Rozumiem – odrzek│ Sanawa, ╢miej▒c siΩ z dowcipu. Konkretnie z dowcipu o babie, kt≤ra przysz│a do lekarza, kt≤ry w│a╢nie mu siΩ przypomnia│. Wreszcie, aby nieco roz│adowaµ napiΩcie,  najwyra╝niej narastaj▒ce pomiΩdzy tymi dwoma wytrawnymi graczami wskaza│ stolik, na kt≤rym ustawiono z│ot▒ salaterΩ wype│nion▒ po brzegi p▒czkami
– Mo┐e co╢ z │akoci – zaproponowa│ – Polecam zw│aszcza p▒czki, tym bardziej, ┐e akurat nic innego nie ma. S▒ pyszne.
- Pycha niejednego zgubi│a in┐ynierze – powiedzia│ úowca
- O tak, zna│em pewnego pysznego Gamorianina, kt≤rego zjad│ Rancor.
    Boba Fett roze╢mia│ siΩ z│owieszczo, ale jak zwykle beznamiΩtnie
- Nie podoba mi siΩ twoje poczucie humoru Sanawa – powiedzia│. – RadzΩ Ci uwa┐aµ.
    Sanawa poczu│, ┐e ledwie wyczuwalna niechΩµ, kt≤ra dominowa│a w pocz▒tkowej fazie znajomo╢ci tych dw≤ch twardych indywidualno╢ci zaczyna ustΩpowaµ miejsca wzajemnemu szacunkowi i tak charakterystycznej dla twardych mΩ┐czyzn nici porozumienia. Fett najwyra╝niej zaczyna│ szanowaµ go za odwagΩ i bezpardonowy nonkonformizm.
Tak to jednak ju┐ w ┐yciu bywa, ┐e przeczucia czΩsto nas myl▒. Dlatego w│a╢nie ju┐ kilka chwil p≤╝niej Sanawa by│ trupem.
    Zanim to nast▒pi│o zd▒┐y│ jednak wy╢piewaµ, komu i dlaczego sprzeda│ udaj▒ce bombΩ urz▒dzenie odliczaj▒ce. ªpiewa│ oczywi╢cie do melodii pt. „Across the Stars”.

*

    Pa│ac Ooli wydawa│ siΩ Fettowi miejscem nie tyle mrocznym co nieprzyjaznym. Mimo i┐ pompuj▒cy krew miΩsie±, kt≤ry u innych istot mo┐na nazwaµ sercem u Boby dawno zmieni│ siΩ w skuty lodem, spowity cieniutk▒ mgie│k▒ szadzi  i przezroczysty nikczemnym  bezruchem lodu sopel, │owca z wyj▒tkowym smutkiem przygl▒da│ siΩ symfonii poni┐enia jak▒ ka┐dego dnia odgrywa│ sympatyczny niewolnik Jabba.
    Pani pa│acu – niezwykle gro╝na i pozbawiona wszelkich ludzkich odruch≤w Oola, ┐e±ski przedstawiciel rasy Twi-lek trzΩs│a nie tylko przepiΩknym pustynnym miastem Mos Eisley ale trzyma│a swoj▒ zielon▒ │apΩ na ca│ym kupieckim ╢wiatku planety Tatooine.
- Pewnego dnia zakupi│a sympatycznego, niezdarnego niewolnika rasy Hutt, kt≤rego kaza│a przykuµ do swojej mocarnej szyi delikatnym acz niezwykle silnym │a±cuchem i pastwi│a siΩ nad nim ta±cz▒c weso│o dooko│a niego, gro┐▒c w niesko±czono╢µ perspektyw▒ wrzucenia nieszczΩ╢nika do jamy gro╝nego Rancora , zamieszkuj▒cej lochy pa│acu bestii. – Powiedzia│ do siebie Boba, a ┐e zrobi│ to w my╢lach, mo┐na nawet powiedzieµ, ┐e pomy╢la│ -  NieszczΩsny Jabba musia│ wbrew swojej woli wduszaµ znajduj▒cy siΩ na oparciu antygrawitacyjnej platformy przycisk aktywuj▒cy ra┐▒cy jego po╢ladki elektryczny impuls, podczas gdy sadystyczna w│adczyni szarpa│a │a±cuchem wydaj▒c nieprzyjemne d╝wiΩki, bΩd▒ce niczym innym ni┐ stekiem twileeka±skich przekle±stw.
    Nietrudno wyobraziµ sobie rado╢µ Fetta, kiedy dowiedzia│ siΩ, ┐e to w│a╢nie ona by│a sprawczyni▒ primaaprilisowego psikusa, przez kt≤ry straci│ statek.
- Zemsta – powiedzia│ Fett nie boj▒c siΩ ╢mieszno╢ci. Wiedzia│, ┐e ju┐ niebawem znajdzie siΩ na Tatooine, by ukaraµ pyszn▒ Oole ! – Zemsta na wrogach ! Z Moc▒ a choµby i mimo Mocy!
- Ale zaraz zaraz ! – rzek│ Dengar.
    Boba Fett podskoczy│ przestraszony niespodziewanym pojawieniem siΩ partnera. Uderzy│ g│ow▒ w zwisaj▒cy ze sklepienia kryj≤wki aba┐ur , przestraszy│ siΩ ponownie i bezwiednie usiad│ w miejscu gdzie jeszcze przed chwil▒ znajdowa│o siΩ krzes│o, zapomniawszy ┐e wstaj▒c przesun▒│ je do ty│u, skutkiem czego pacn▒│ po╢ladkami o kamienist▒ posadzkΩ.
    Boba Fett by│ jednak profesjonalist▒ i kompromitowanie siΩ nie le┐a│o w jego naturze. Udaj▒c zatem, ┐e nie zwraca uwagi na Dengara wsta│ gwa│townie, ponownie paln▒│ g│ow▒ w aba┐ur i zn≤w upad│ na pod│ogΩ. Dopiero gdy powt≤rzy│ tΩ czynno╢µ dziesiΩciokrotnie, odwr≤ci│ wizjer poobijanego he│mu w stronΩ zadziwionego │owcy i odezwa│ siΩ weso│o.
- TΩ┐yzna fizyczna m≤j drogi ! Trzeba µwiczyµ ! Opracowa│em nowy zestaw µwicze± aerobowo-si│owo-odporno╢ciowych, nie uwierzysz, z wykorzystaniem lampy !
    Dengar, przyzwyczajony do dziwactw najlepszego spo╢r≤d najlepszych │owc≤w nagr≤d wzdrygn▒│ tylko ramionami i kontynuowa│ my╢l.
- Ale zaraz zaraz ! Przecie┐ to niezwykle niebezpieczne. Ile razy trafisz na Tatooine, zawsze wpadasz do jamy Sarlacca. Nie uwa┐asz ┐e to dla Ciebie bardzo niebezpieczne ?
- Nie szkodzi. To ju┐ taka kl▒twa rzucona przez wied╝my z Dathomiry, z kt≤rymi nie chcia│em uprawiaµ seksu. Przyzwyczai│em siΩ. DziΩki temu wszyscy my╢l▒ ┐e jestem nie╢miertelny. Ech z ilu┐ to ju┐ opresji wyszed│em obronn▒ rΩk▒ choµ wydawa│o siΩ ┐e ju┐ po mnie.
- Fakt – powiedzia│ Dengar. PamiΩta│ wiele takich przypadk≤w. – Nigdy nie zapomnΩ jak zakrztusi│e╢ siΩ guzikiem od ja╢ka, kt≤ry obgryza│e╢ przez sen.
    Boba Fett chrz▒kn▒│ znacz▒co, chwilΩ zastanawia│ siΩ co zrobiµ z wyksztuszon▒ flegm▒, a ┐e by│ w he│mie nie pozosta│o mu nic innego ni┐ j▒ po│kn▒µ.
- Nie do ko±ca o to akurat mi chodzi│o – powiedzia│ wreszcie.
- Plan jest taki – rzek│ Dengar zupe│nie jakby nie s│ysza│ s│≤w wypowiedzianych wcze╢niej przez BobΩ. – Polecimy teraz do mojego znajomego konserwatora urz▒dze± w pa│acu Ooli. On pod pretekstem nomen omen konserwacji zamieni druciki w mechanizmach aktywuj▒cych impuls elektryczny i zapadniΩ. Kiedy terroryzowany przez OolΩ Jabba wci╢nie odpowiedni cypel,  nolens volens uruchomi zapadniΩ i bΩdzie wolny !
- Bo OolΩ zje Rancor ! – krzykn▒│ nagle Boba Fett, kt≤ry dozna│ ol╢nienia.
- CieszΩ siΩ, ┐e m≤j partner nie jest sko±czonym idiot▒ – powiedzia│ Dengar a w jego g│osie nie by│o ani krzty ironii, co mo┐e oznaczaµ tylko jedno: m≤wi│ powa┐nie.

*

    Ree Yes, Tessek, Yarna D’al’Gargan oraz Beedo siedzieli w jednej z wnΩk sali tronowej Ooli i od czasu do czasu zerkaj▒c na umΩczonego JabbΩ grali w „Cz│owieku nie irytuj siΩ” czyli popularnego „Chi±czyka”.
- Nie no, to ju┐ przestaje byµ ╢mieszne – powiedzia│a Yarna , tancerka o sze╢ciu piersiach, kt≤ra z racji poka╝nej tuszy czu│a z sympatycznym niewolnikiem pewien rodzaj wiΩzi. – Nie dosyµ ┐e trzyma go na tym │a±cuchu to jeszcze zmusza go aby przed nie╢wiadomymi niczego nowymi go╢µmi gra│ w│a╢ciciela pa│acu ! Zdaje siΩ ┐e bardzo ╢mieszy to jej kochanka Salacjusza Crumba, czyli jak to siΩ t│umaczy na basic : Lubie┐nego Okrucha. To okrucie±stwo ponad ludzk▒ miarΩ !
- Nie dyskutuj tylko graj – odezwa│ siΩ Beedo – teraz tw≤j ruch.
    Yarna rzuci│a kostk▒ i przesunΩ│a pionek. Znalaz│a siΩ tu┐ za Tessekiem, kt≤ry wyra╝nie nie mia│ dzi╢ szczΩ╢cia w grze.
- Ech - powiedzia│a.
- Teraz ja – rzek│ Tessek i rzuci│ kostk▒. Przesun▒│ siΩ raptem o trzy pola do przodu. Kiedy przysz│a kolej na Ree Yesa ten wyrzuci│ dwa razy sz≤stkΩ i jedynkΩ, dziΩki czemu uda│o mu siΩ zbiµ pionek Beedo.
- Powiem ci ┐e jeste╢ ╢wini▒ ! – powiedzia│a Yarna. - Jak mo┐na biµ pionki przyjaci≤│ ?
- Jak to ? – zdziwi│ siΩ Beedo – Takie s▒ zasady gry.
- Jakie zasady ? Jakie zasady ? – zaperzy│a siΩ Yarna – Zasady s▒ po to ┐eby je │amaµ. Trzeba mieµ sw≤j kodeks honorowy ! Ja nawet jak wyrzucΩ odpowiedni▒ ilo╢µ oczek nie bΩdΩ nikogo bi│a. Nie po to gram, ┐eby kogo╢ zbijaµ. Ju┐ piΩµ minut gramy razem w Chi±czyka i zd▒┐yli╢my siΩ zaprzyja╝niµ! Kogo╢ obcego, to rozumiem. Ale my jeste╢my przyjaci≤│mi, dociera to do ciebie ?
- W│a╢nie - powiedzia│ Tessek – jak Beedo kogo╢ zbije, to ja odpadam razem z nim. Nie bΩdΩ rywalizowa│ z przyjaci≤│mi. Uwa┐am ┐e powinni╢my dojechaµ do bazy razem.
- W│a╢nie -  powiedzia│a Yarna. -  Niech jeden rzuca kostk▒ a wszyscy bΩd▒ r≤wnocze╢nie przesuwali pionki o tak▒ sam▒ ilo╢µ oczek.
- Tak, to s▒ uczciwe zasady gry ! – powiedzia│ Ree Yes nie zauwa┐ywszy, ┐e Yarna niepostrze┐enie sprz▒tnΩ│a mu z talerza golonkΩ.
    Tymczasem na sali pojawi│ siΩ Fett. Sta│o siΩ to tak szybko, ┐e a┐ stoj▒ce bli┐ej wej╢cia istoty niespodziewanie za│o┐y│y flanelowe koszule.
- Witaj – powiedzia│ │owca do Hana Solo, kt≤ry jakby na przek≤r zdrowemu rozs▒dkowi przechadza│ siΩ po pa│acu.
- Nie odzywam siΩ do ciebie – odpar│ Solo, wzruszaj▒c ramionami niby obra┐ona ksiΩ┐niczka.         
    Jednak Fetta nie │atwo by│o wzruszyµ. Cieszy│ siΩ s│aw▒ najlepszego │owcy nagr≤d nie tylko z uwagi na smyka│kΩ do pos│ugiwania siΩ broni▒. Znajomo╢µ psychologii stanowi│a nie mniej wa┐n▒ przyczynΩ jego s│awy, podobnie zreszt▒  jak umiejΩtno╢µ puszczania baniek mydlanych nosem, czy kl▒skanie lewym uchem.
- Wiem co ci chodzi po g│owie Solo – powiedzia│, a w jego g│osie zabrzmia│a gro╝ba.
    Solo wyczu│, ┐e ┐arty siΩ sko±czy│y.
- Przesta± – powiedzia│.
- Przepraszam, ┐e siΩ wtr▒cam – rzek│a niespodziewanie Yarna, kt≤ra od pewnego czasu przys│uchiwa│a siΩ rozmowie obu mΩ┐czyzn – ale czy pan nie powinien wisieµ na ╢cianie ?
- Od czasu do czasu trzeba trochΩ rozprostowaµ ko╢ci – odrzek│ Solo, co bardzo roz╢mieszy│o Fetta, wiΩc Solo przy│o┐y│ mu w nos. Fett upad│ na stolik przy kt≤rym siedzia│ Ree Yes co z kolei roz╢mieszy│o Beedo.
- I co siΩ g│upio ╢miejesz ? – zapyta│ Ree Yes, po czym upad│, bo Beedo rzuci│ mu prosto w twarz ╢mietankowym tortem.
     Na to tylko czeka│ Fett. Chwyci│ dwa wielkie talerze z bit▒ ╢mietan▒ i rzuci│ nimi w twarze siedz▒cych nieopodal Garindan. Garindanie tymczasem zaczΩli rzucaµ w Fetta krem≤wkami ten jednak uchyla│ siΩ sprawnie przez co s│odkie bomby trafia│y zazwyczaj w zdziwione twarze innych rezydent≤w pa│acu.
    W tym momencie do pomieszczenia wbieg│o oko│o dwudziestu gungan, kt≤rzy r≤wnocze╢nie po╢lizgnΩli siΩ na brudnej pod│odze i wymachuj▒c uszami zaczΩli przewracaµ siΩ robi▒c og≤lny rozgardiasz i wykrzykuj▒c w niebog│osy jakie╢ zabawne s│owa w swoim niesamowitym jΩzyku.
    Obserwuj▒cy ich pe│ne wdziΩcznej niezgrabno╢ci pl▒sy Ree Yes opar│ siΩ przypadkowo o niewielk▒ d╝wigniΩ, kt≤ra uruchomi│a znajduj▒c▒ siΩ w suficie zapadniΩ. Ze znajduj▒cego siΩ piΩtro wy┐ej wiΩzienia zaczΩ│y spadaµ dziesi▒tki sympatycznych, puszystych ewok≤w ╢piewaj▒cych piosenkΩ o tre╢ci „Nio│a, incia nio│a” a przez okno wparowa│o kilkana╢cie zwierz▒t o nazwie eopi, kt≤re zaczΩ│y gwa│townie puszczaµ b▒ki, gdy tymczasem na zewn▒trz da│o siΩ s│yszeµ bekanie zjadaj▒cego ma│e gryzonie drapie┐nika.
    Z podziemnych loch≤w natomiast wybieg│y setki dziewiΩcioletnich klon≤w Anakina Skywalkera, kt≤re zgodnie z zawart▒ z Ool▒ umow▒ przechowywa│ tam Imperator Palpatine. Po│owa Anakin≤w weso│o pokrzykiwa│a „Juuuuupi !” a druga po│owa biega│a dooko│a przewracaj▒cych siΩ gungan co chwila popiskuj▒c dzieciΩcymi g│osikami zabawne „Oooops”
    A gdy wydawa│o siΩ ┐e rozgardiasz siΩgn▒│ zenitu, do pomieszczenia wparowa│ Boss Nass i weso│o poruszaj▒c wargami opryska│ wszystkich ╢lin▒.

Koniec.

Pozna± 2002-04-05