(Przepraszamy za brak polskich czcionek w poni┐szym tek╢cie)
Bylem w piatek wieczor w poznanskiej Multidokarmiaczowni skrzynek
aklezjanskich (bo chyba tylko wiecej jest tam smietnikow niz sal), na
oficjalnej nowatorskiej prezentacji Pana Tadeusza, i mowiac szczerze,
ziebilo mnie i grzalo, ale nade wszystko jesli chodzi o pogode rzeczywista.
Bilety kosztowaly 19 zlotego, a o zlotego przeciez nie tak latwo.
Na sali okazalo sie, ze nie bedzie kompletu, co moglem wczesniej
wywnioskowac, gdy 15 minut przed seansem ze spokojem dostalem biletow na
przedostatni rzad.
No i siedzac wygodnie juz w dziwnym fotelu z otworami na rozne kubly,
oczekiwalem na otwarcie sie motywow orientu. Reklam nie bylo tak duzo, nie
bylo nawet zapowiedzi nowatorskich filmow i znienacka zaczal sie szeroko
oczekiwany fabularyzowany poemat "Wiadomo jaki".
Patrzylem tu, patrzylem tam, w lewy motyw ekranu, w dolny, poczatek byl
ciekawy, lekko wciagajacy, nie nudnawy, Pan Tadeusz przyjechal, rozejrzal
sie, Zosie ujrzal, zauroczyl, no i... wlasnie, widzialem to juz tysiac razy
bez trzech w telewizorze, no i sie opatrzylo. Okazalo sie co gorsza, ze co
kolejna lepsza scena, to byla juz wyeksponowana w TV, a kinowy ekranowy nie
przydawal im dodatkowego blaskowego.
No i tak sobie patrzylem, sluchalem, dumalem, gdy nagle z nad lewego ucha,
ni to gromem trzasnie, ni moskal najezdza, melodyja daje sie slyszec:
- Chrrrrapp..
Tak jegomosc, wieku sedziwego, widz skarany z zona przyodziebna, jal zasnal.
Zona na to:
- Piekna jest, sliczna.... (x18 bez trzech)
Tak, zgoda, oczywiscie, lubie sie zgadzac z rodakami, innymi ludami. Niech
zgoda zapanuje, kochaja sie wszyscy, uniesmy kule w gore, pokoj nam panuje
(nie dotyczy to, rzecz jasna, acz warta przypomnienia, kibicow Paczkowa
Siekierki, na teraz zawsze, wieki wiekow, nigdy!).
Chrapiaco spiacy pan (byc moze Tadeusz), stal sie moim idolem. Nie, nie
dlatego, ze wydawal z siebie dzwieki aklotezjanu, lecz gdy budzil sie,
widzial Gerwazego, lysego zbira wasatego, a ten jak nie warknal, oplul wkolo
mimochodem, to moj idol rzekl do zony:
- Zaraz wyjdziemy, wyjdziemy.
I zasypial dalej. W pewnym momencie wydalo sie mi, ze pan Olbrychski stal
sie wirtualnym budzikiem mojego idola, ktoren budzac oczy szeroko zamkniete,
powtarzal kwestie, juz kultowa:
- Zaraz wyjdziemy, wyjdziemy - a poniekad dalej, rozwijajac kwestionariusz,
rzecze - wiedzialem ze tak bedzie, wiedzialem.
A bylo to tak.
Sklocone dwa rody, przekrzykujace sie i potajemnie milujace, wierszem
mowiace, gdy Moskal na karku, a wokol przyroda, z Wielkopolski Litwa, mila
przygoda. O bzdury sie kloca, choc wokol ni kropli wody ze Bzury.
Wszystko w scenerii teatralnej, muzyce powa┐nej, choµ monotonnej, zielonych
oczach Robaka, twarzy Wojaka, Szwejka brakuje, humoru malo, tzn. za malo.
Duzo Gerwazego, czy za duzo nie wiem przecie, choc jak wiecie, idol moj,
chrapiacy obserwator, nienawidzil go, niczym Protazy. Billy Idol mojego
mozgu, wstapil wiec do nieformalnej skrajnej opozycji, wobec dookolnych
liter uwielbienia nad gra pana Daniela, a ja niewiedzialem, niewidze i
teraz, czy po stronie idola stanac, czy poprzec wieszczow ze swiata.
Swojego zdania nie mam, bo rodzi sie ono w bolach dopiero i gdy dojrzeje,
cal▒ prawde wyjawi chyba na spowiedzi. Bo spowiedz, spowiedz Robaka, ksiedza
na dodatek, wobec wroga swojego najwiekszego, jest kluczowym momentem tej
opowie╢ci, tak mi sie przynajmniej wydaje. Glowy, rozlozone na ekran caly,
sa tym, czym powinny byc: metafor▒ naszej historii.
Czym jest glowa Lindy - Robaka? Czyz nie widac na niej zmagan odwiecznych,
ªwiatowida z krzy┐ami, Popiela z myszami, kibicow Szydlowca z Paczkowymi,
prawicy z Lepperem?
Tam, gdzie bitwa, jak pod Grunwaldem czy ta kapslowa (judo 5 zespolowa), czy
ta spokojniejsza, lezac na wywloczonym materacu, tam zawsze ªwiΩci i robaki,
niejednokrotnie w jednej osobie.
Czym jest g│owa Olbrychskiego - Gerwazego? Tym samym co Lindy - Robaka,
wzbogacona jednak┐e mo┐liwo╢ciami zawodowej lamy.
Plucie Gerwazego zasluguje na osobny komentarz, jest sztuka sama w sobie,
odpychajacym magnesem, hydrozagadka rzeklbym.
Moj idol poszedl by nawet dalej. Jak najdalej od pana Olbrychskiego.
Tymczasem zostal. Podziwial kariere zony, ktora, dyrygujac zbiorowym,
symfonicznym "ach Zosia", stala sie krolowa kibicow-kinomanow.
Trzeba z kolei wiedziec, ze natchnienie - Zosia - wygladala jak krolowa
kibicow Motoru Lublin
(a ze Motor najwieksze wojny prowadzi z Lublinianka Lublin,
takoz wiadomo, gdzie znowoz krolewskie miejsce Grazyny Szapolowskiej -
Telimeny). Lecz to jednak nie krolowe, ani nawet krol, z dawna w Polszcze te
urzedy, lecz obcy cesarz, harmonie zmyslow mial z naszych wygrac. Poslugujac
sie instrumentarium Jankiela, zagral tak pieknie, ze nie pozostalo nic
innego, jak rozwinac tanecznego weza.
To juz koniec tej opowiesci, a szczyt szczytow, moj Idol dotrwal do konca.
Melodia sie skonczyla, tance, hulanki, swawola, wyszedl spokojnie z innymi.
Litwo, ojczyzno moja.
I tylko gdzies w oddali, lub blisko przecie, dano znaµ: "Poloneza czas
zaczac". Made in Korea.
AUTOR RECENZJI:
Jaros│aw Czarnecki - NEBULUS
Plakat oraz fotografia z filmu "Pan Tadeusz", zosta│y zapo┐yczone z zaprzyja╝nionego
serwisu "StopKlatka"
(czyli z oficjalnej strony http://www.pan-tadeusz.pl)