Ujeżdżając Wiatr
Fotografowanie Sahary z powietrza.
Tekst : George Steinmetz
Tłumaczenie : Piotr Tytus Malinowski
Z wysokościomierzem przyczepionym do
jednej i odbiornikiem GPS do drugiej nogi, z sercem w gardle, fotograf George Steinmetz,
latając paralotnią ponad 2000 m nad pustynią, robi zdjęcia wypełnionego piaskiem,
dawno już wyschniętego jeziora. Moje życie wisi na cienkich linkach paralotni. Majstruję przy obiektywie kamery wiszącej mi na karku. Boję się, że gdy go upuszczę, może wpaść w śmigło pracujące za moimi plecami. Na 2300 metrach jestem wyżej niż planowałem, ale to jedyny sposób, żeby zyskać perspektywę pozwalającą ogarnąć wzrokiem ogromny wulkaniczny krater. Koncentracja na wizjerze aparatu pomaga opanować strach. |
Unoszę się nad Saharą na napędzanej paralotni, która wygląda jak huśtawka z kompletu ogrodowego. Wyprodukowana we Francji, składa się z napełniającego się powietrzem spadochronopodobnego skrzydła z 50 funtowym pakunkiem w postaci silnika. Z trzema galonami benzyny mogę pozostać w górze około dwóch godzin, jednak każdy gwałtowniejszy podmuch wiatru może spowodować, że wypełnione powietrzem skrzydło po prostu się złoży. Poza tym zawsze istnieje niebezpieczeństwo, że zostanę zniesiony tak daleko z kursu, że mogę umrzeć z pragnienia lub na udar nim znajdą mnie towarzysze. Decyzja o użyciu paralotni była trudna, ale miałem mały wybór. W kraju, który ma tylko kilka samolotów i ani jednego helikoptera, potrzebowałem czegoś latającego, lecz jednocześnie przenośnego, co mógłbym ciągać ze sobą po bezdrożach pustyni.
![]() |
Ze względów bezpieczeństwa skorzystałem z
pomocy dwóch francuskich pilotów ekspertów : Francois Lagarde, lekarza i entuzjastę
napędzanych paralotni i Alain'a Arnoux, panującego obecnie mistrza sportowego. Obaj
panowie dołączyli do mnie na Saharze. Nauka obsługi maszynerii, która daje nieograniczone 180 stopniowe obrazy tego mało znanego świata, zajęła mi 6 miesięcy. Rady Arnoux'a pozwalały mi na skoncentrowanie się na robieniu zdjęć nawet podczas skomplikowanych manewrów. |
Teraz ryzyko zostało nagrodzone. Kiedy tak wolno i wysoko dryfuję ze swoimi towarzyszami, pustynia jest dziwniejsza i jeszcze piękniejsza niż kiedykolwiek sobie wyobrażałem. Wydaje się, że jeśliby z Ziemi usunąć jej życiodajną powłokę, ukazałoby się coś podobnego do Marsa. Z tej wysokości obserwujemy rzeczy, które będziemy później odkrywać na ziemi pieszo : suche koryta rzek, które kiedyś dawały wodę dinozaurom, szlaki karawan wielbłądów niedostrzegalne z ziemi.
Takie latanie paradoksalnie zbliża nas do
pustyni. Nie mając żadnej ochrony w postaci kadłuba, jesteśmy w pełni wystawieni na
słońce i wiatr, które ukształtowały ten krajobraz. Stajemy się uczniami tych
wiatrów, odczytując ich piętno na wydmach. Nawet moi doświadczeni przyjaciele oceniają warunki lotu jako kapryśne i bardzo wymagające. Czasami okazuje się, że podczas burz piaskowych latamy do tyłu, ale w ciągu trzech miesięcy spędzonych na Saharze przelataliśmy ponad 200 godzin bez wypadku. Pustynia to miejsce, w którym nie można ufać nowoczesnej technologii, więc z ulgą ją opuściłem. Czasem jednak ciągnie mnie jej surowe piękno i wtedy przypomina mi się uwaga bosego Nomada, który oglądał nasze loty. "Chcą umrzeć", powiedział, "ale nie nadszedł jeszcze ich czas." |