![]() |
![]() |
||||
Temat
miesiąca
Spis artykułów Archiwum Kontakty Informacje Strona główna Poczta do redakcji
|
![]() |
Po bankructwie socjalizmu i kompromitacji jego ideologii niezrażona lewica próbuje działać dalej pod zmienionymi nazwami. Szczególnie często przyjmowanym przez socjalistów pseudonimem są „liberałowie”. Szeroko zakrojona akcja propagandowa, prowadzona na całym świecie przedstawia dotychczasowych socjalistów, komunistów, socjaldemokratów, itp. jako obrońców wolności i praw człowieka. W tym celu wymyślono pojęcie wolności pozytywnej, czyli wolności do (czegoś tam). Poprzez obronę własnej wolności do posiadania cudzych pieniędzy socjalista może przeto zostać „liberałem”. Niemało przez to krwi psuje prawdziwym liberałom, którzy znalazłszy się w takim towarzystwie, muszą się tłumaczyć albo zmieniać polityczne szyldy. Odwieczna broń lewicy - kłamstwo, ma jednak krótkie nogi. Nietrudno odróżnić liberała od „liberała”, wystarczy umieć odróżniać swobody od przywilejów. Liberałowie bronią swobód, podczas gdy „liberałowie”domagają się przywilejów. To, że w prasie, radiu i telewizji nazywa się te przywileje wolnościami (najczęściej równymi), sprawiedliwością społeczną czy tolerancją, nie powinno zmylić człowieka samodzielnie myślącego. Kłamstwo widać gołym okiem, kiedy „liberałowie” domagają się „równych praw” dla rozmaitych mniejszości (najczęściej wymyślonych na użytek kampanii wyborczej). Okazuje się bowiem, że te „równe” prawa dotyczą tylko „równiejszych”, czyli przedstawicieli tych mniejszości, a większość obywateli nie tylko zostaje ograniczona w swoich swobodach, ale jeszcze musi ponosić koszta tego „wyrównywania praw”. Niech no tylko jakiś rozsądny człowiek spróbuje to zauważyć i głośno powiedzieć, od razu staje się celem histerycznej nagonki - że to rasizm, nietolerancja, bezduszność, ksenofobia, itp. Bo też zwykle chodzi o pieniądze lub o głosy w wyborach, czyli władzę dającą możliwość zarobienia pieniędzy, i to niemałych. A za takie pieniądze nietrudno o „oburzone głosy”. A i ci, dla których przewidziano przywileje, nie dadzą sobie w kaszę dmuchać. Nie mam nic przeciwko temu, żeby kobiety pracowały (jeżeli chcą, a nie muszą), przedstawiciele mniejszości narodowych zasiadali w parlamencie, a homoseksualiści żyli między normalnymi ludźmi. Ale jeśli „liberałowie”chcą zadekretować np. prawo do pracy dla kobiet, to od razu pytam: kto mianowicie ma tę pracę kobiecie zapewnić? Jeśli ma do niej prawo, to jak to prawo egzekwować? Przecież nie można żadnego pracodawcy zmusić do przyjęcia do pracy kogoś, kogo on sobie nie życzy. A może jednak można? A może to państwo ma zapewnić tę pracę za pieniądze podatników? Tak czy inaczej, koszty takiego absurdalnego prawa poniosą wszyscy, kobiety również, a korzyści odniesie kandydat „liberałów”, szczególnie jeśli jest przystojny (zazwyczaj bywa). Dzielenie ludzi na kategorie „równych” i „równiejszych”, rozdawanie przywilejów kosztem ogółu, pogarda dla jednostki i własności prywatnej pozwala nieomylnie rozpoznać przebranego socjalistę. A jego wroga - liberała, też nietrudno rozpoznać. Kiedy na oczach tłumu „łaskawcy” rozdają nie swoje pieniądze w zamian za głosy, usłyszeć można czasem okrzyki: „nie twoje, żebyś dawał”, „ręce precz od naszych kieszeni”. Bo liberał wie, że prywatna własność jest ostoją wolności, a prawdziwie wolnym człowiek jest na swojej ziemi. Wojciech Główkowski
Historia | Poglądy | Wywiady
| Heraldyka | Religia i polityka
| Polska daleka i bliska
|
Data publikacji
|
|
![]() |
||||
|
|