Marta ma 13 lat, twórczością Tolkiena zaraziła się dwa lata temu, gdy była w czwartej klasie. Od tego czasu raz w miesiącu przychodzi na spotkanie Towarzystwa Hobbitycznego.
Małgorzata Pietkiewicz
Baśniowy świat Marty
Spotykają się w niedziele, w akademiku Politechniki Warszawskiej "Riwiera". Warunki są spartańskie, bo akademik jest w trakcie gigantycznego remontu. W środku straszą surowe tynki, gruz, sterty zbitych cegieł. W powietrzu unosi się pył. Gdyby nie kartki z informacjami, nikomu nie przyszłoby do głowy, że w tak mało baśniowej scenerii spotykają się miłośnicy magicznego świata.
W przeszklonej sali, do której przez brudne okna zagląda wiosenne słońce, zebrali się ludzie ogarnięci pasją. Siedzą w kurtkach, bo budynek jest nie ogrzewany. Zapewne dla równowagi sił zarządowi przewodniczą panie. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to różnica wieku, ale idee zawarte w książce angielskiego pisarza przemawiają do wszystkich, przełamują bariery wiekowe.
Cele stowarzyszenia jest: kultywowanie - według tolkienowskich wzorców i poprzez praktyczną osobistą postawę - ideałów dobra, prawdy, uczciwości i honoru, wytrwałości i odwagi oraz przyjaźni, wierności i bezinteresowności, przy jednoczesnym przeciwstawieniu się w ten sam sposób złu, kłamstwu, przemocy i niesprawiedliwości, chamstwu i głupocie oraz krzywdzie istot słabych i bezbronnych.
Tolkien od kołyski
Uwagę nastoletniej młodzieży przykuwa siwy jegomość, w wysoko zapinanej szaro-czarnej marynarce. Jak wszyscy zwyczajni członkowie siedzi na twardym krzesełku wokół niego tłumek nastolatków. Pociągła twarz, mocno zarysowane bruzdy, krzaczaste brwi, czarne oprawki okularów i ciemny strój nadają mu wygląd guru, mistrza, który posiadł wszystkie arkana Wiedzy. Przypuszczenia po części się sprawdzają. Tadeusz Olszański jest jednym z najwybitniejszych znawców twórczości Tolkiena w Polsce. Młodzi nazywają go chodzącym Autorytetem albo Encyklopedią. - Bakcyla łapałem powoli, ale trwale. Nie pamiętam dokładnie, czy w 1974 czy 75 przeczytałem po raz pierwszy "Władcę Pierścieni" - mówi Tadeusz Olszański. Opowiada o swojej ostatniej pracy - tłumaczonym Atlasie Śródziemia, ze zgrozą stwierdza, że w posiadanym przez niego tłumaczeniu ominięto siedem wierszy. Poza tym doszukał się rażącej pomyłki. - Gonione przez niewidzialnego Bilbo krasnoludy wchodzą do jaskini Thorandnila. W opisie jej położenia tłumaczka pomyliła się i z buków zrobiła brzozy - wyjaśnia z przejęciem. Szczegóły, dla kogoś z zewnątrz nieistotne detale, członkom TH przynoszą radość wzajemnego obcowania. 14-letni Łukasz, który nie przeczytał żadnej książki Tolkiena, jest fanatykiem gier fabularnych (udział biorą minimum trzy osoby, jedna jest Mistrzem Gry, jej rolą jest stawianie kolejnych zadań graczom, a oni idąc przez wyimaginowany świat pokonują je, nie mogą walczyć przeciwko sobie). To nie znaczy, że Łukasz nie zna twórczości pisarza - rodzice od kołyski czytali mu "Hobbita". - Chyba ze trzy razy, ale nigdy nie doszli do końca - wyjaśnia. 17-letni Przemek trzy rzy przeczytał "Władcę Pierścieni". Michał szeryf sekcji lingwistycznej, jest uczniem LO przy ul. Bartyckiej. Liceum słynie z tego, że przyjmuje jednostki nieprzeciętne. Rzucił w szkole hasło utworzenia fakultetu z języków tolkienowskich. Zgłosiło się wielu chętnych, którzy teraz zastanawiają się, czy szkoła zgodzi się na zajęcia i znajdzie salę.
Tolkon - dla kogo?
W maju na zamku w Czersku na dwa dni zakróluje magiczny świat. Ognisko, kiełbaski, pieśni, tolkienowska poezja. Zabawy plebejskie, kostiumowe gry fabularne, stragany. - Kto chce pomóc, niech się zgłosi, ale proszę podejść do sprawy poważnie, żeby potem nie mówić, że się zapomniało, bo wypadł ślub w rodzinie, albo matura. Takie rzeczy można przewidzieć - argumentuje przewodnicząca.
Najgorętsza dyskusja dotyczy kwestii uczestniczenia w Tolkonie tzw. dzieci. Wcześniej zarząd uchwalił prawie na 95 proc, że małolaty - poniżej 16 roku nie pojadą. Choć to właśnie oni najbardziej palą się do wyjazdu. Nikt z "dorosłych" członków nie chce wziąć na siebie odpowiedzialności prawnej. Łukasz zadeklarował, że przyjedzie z opiekunem, wtedy wytyczono drugi równie ważny argument - obyczajowy. Wszak małolaty nie dogadają się ze studentami (nie wiadomo czy zarząd pytał studentów, czy był nadgorliwy i sam uznał porozumienie za niemożliwe). - Pamiętajcie, że jeśli my nie pojedziemy, to sami pozbawiacie się rąk do pracy - wypalił z grubej rury Łukasz. Nie wiadomo, co zadecydowało, widmo krzątających się w pocie czoła bez dodatkowych rąk do pracy studentów, czy zdrowy rozsądek, który nakazywał obalenie sztucznie stworzonej bariery. Po krótkiej, tajnej naradzie zarząd uchwalił, że małolaty mogą pojechać z opiekunami na Tolkon. Dzieci wyraziły radość brawami i okrzykami.
Marta
- Gdybyś pojechała mamo, to nie nudziłabyś się, bo nie byłabyś sama. Łukasz na pewno namówi swoją mamę. Będziecie razem, a my będziemy mieli opiekunów. Zgodzisz się pojechać? - namawia w samochodzie, w drodze do domu, Marta. Pani Iza uśmiecha się ze zrozumieniem i prawie się zgadza.
Marta nie od razu uległa magii Tolkienowskiego świata. Zawsze bardzo lubiła czytać książki. Przed Tolkienem jej ulubionymi pisarzami byli i jak sama zapewnia nadal pozostają Joanna Chmielewska i Edmund Niziurski, Zbigniew Nienacki - seria o Panu Samochodziku, Adam Bahdaj. Nie czyta łzawych romansów, nie pociągają ją także kolorowe pisma dla młodych dziewcząt. Może wyda się to zarozumiałe, ale ma w swoim pokoju na półce historię filozofii, którą naprawdę czyta. Ot, taki dzieciak, który ma trochę inne zainteresowania niż większość rówieśników.
Z Tolkienem zaczęło się od Oli, koleżanki z klasy, która dała Marcie do przeczytania "Hobbita". Nawet do niego nie zajrzała, mino że Ola zarekomendowała książkę jako bardzo fajną. - Nie wiem, dlaczego wtedy wydawała mi się za gruba - wspomina Marta. - Pod koniec roku skończyliśmy wszystkie lektury i pan od polskiego zapytał czy mamy jakieś uzupełniające propozycke. Wtedy Ola opowiedziała o "Hobbicie". Ola jest w klasie osobą wpływową. Potrafi przekonać do swoich racji. Przeczytanie "Hobbita" nie było obowiązkowe, ale chciałam dowiedzieć się o czym jest.
"Hobbit" lektura uzupełniająca dla klasy VII nie okazała się zbyt trudna dla czwartoklasistów. Poszli nawet dalej, bo sięgnęli po trylogię. Marta wciągnęła Ewę, a jeszcze później na obozie narciarskim organizowanym przez uniwersytet obie wciągnęły Igora. - Tak bardzo chciał zagrać z nimi w grę fabularną, że jednego dnia (!) przeczytał pół "Hobbita", żeby wiedzieć o co chodzi - triumfująco oznajmia Marta.
Mama Marty: - Marta po przeczytaniu "Hobbita" i "Władcy Pierścieni" ciągle mi opowiadała o książkach, o tym co się dzieje w tych światach. Po 10 minutach nic nie rozumiałam, ciągle pytałam co jest to a to. W książce jest dużo nowego nazewnictwa, przesunięcia znaczenia wyrazów. Wiedziałam, że chcąc cokolwiek rozumieć, a przede wszystkim rozmawiać z nią o tym, muszę przeczytać którąś książkę. Najpierw "Hobbita", później zaczęłam "Władcę Pierścieni" i jeszcze nie skończyłam...
Panią Izę, wytrawną znawczynię literatury i kina, Tolkien nie urzekła jak jej córkę. Ona i jej mąż Maciek nie mają nic przeciwko temu, że córka ma takie pasje. - To nie jest najgorsze hobby, mogła trafić gorzej - mówi z uśmiechem pan Maciek. - Hobby Marty podoba mi się, bo ona twierdzi, że pobudza jej wyobraźnię - tłumaczy pani Iza. - Chcąc poznać twórczość Tolkiena, Marta sięga do oryginału, co cieszy mnie najbardziej, bo coraz lepiej poznaje angielski. Mam nadzieję, że wytrwałość w zagłębianiu wiedzy, upór w dążeniu do postawionego celu pomoże jej kiedyś w dorosłym życiu - wyznaje tata.
Do stowarzyszenia Marta trafiła dzięki mamie, która znalazła notatkę w gazecie o spotkaniu TH. Początkowo także samo uczestniczyła w spotkaniach, ale potem przestała. - Chciałam wiedzieć, w czym Marta ma uczestniczyć, raz przez ciekawość, a a po drugie ze względów bezpieczeństwa. Jestem spokojna o nią, zresztą samą ją wożę na spotkania. Ojciec zapalony żeglarz i zwolennik książek akcji nie dał przekonać się do baśniowego świata. Mówi, że zostawia to sobie na później. - W książce jedna fabuła wychodzi z drugiej. Tolkien stworzył gotowy świat, w którym można robić wszystko. Na tej podstawie gramy w gry fabularne. W tym są różne stworzenia, które mają swoje języki, a one bardzo regularną morfologię i gramatykę. Można je rozwijać.
Wakacje nad książkami
W Towarzystwie Hobbitycznym Marta należy do sekcji lingwistycznej, elfickiej i małolatów - którą sama założyła. Sama także napisała jest statut.
Punkt trzeci: Członkiem sekcji może zostać każdy członek TH pod warunkiem, że ma poniżej 18 lat, albo czuje się aż tak młodo. Jest to jedyny przywilej pełnoletnich w tej sekcji, bo "przewodniczącym nie może być osoba powyżej 18 lat, nawet jeśli czuje się bardzo młodo". Program Sekcji Małolatów zakłada "bronienie praw nieletnich członków TH oraz zapobieganie powstawanie barier wiekowych w TH". Że nie są to czcze deklaracje, widać było na zebraniu, gdy przeforsowali swoje racje.
Jednak najprężniej działa sekcja lingwistyczna. Jest wizytówką Towarzystwa Hobbitycznego. - Marta całe lato spędziła nad książkami, Wakacje, słońce, a ona siedzi i coś tłumaczy - opowiada mama Marty. - Zapisałam dwa zeszyty 32-kartkowe. Przetłumaczyłam z angielskiego na polski podstawowe wyrazy, z których powstają nowe. To jest mój wkład do słownika języka elfów - wyjaśnia dziwcczynka. Broszurowe wydanie "Quettaparma Quenyanna", czyli słownika polsko-quenejskiego zawierającego blisko 2000 słow, oraz podręcznik gramatyki Quenyi na spotkaniu w akademiku były do kupienia za dwa złote. Tyle samo kosztuje Księga Run - czyli opis i historia run w Śródziemiu. Szeryf sekcji zapowiedział, że niebawem, może za dwa, trzy miesiące, ukaże się słownik polsko-sindariński, GramatykaSindarinu oraz Pisma Śródziemia, czyli opis pism używanych na Ardzie (kto chce wiedzieć o czym mowa, niech sięgnie po Tolkiena).
Pisarz jednej książki
Na całym świecie powstają towarzystwa miłośników twórczości Tolkiena, takie jak te w Warszawie. -Uświadomiłam sobie niedawno, że moja córka i jej koledzy ze stowarzyszenia to tak naprawdę miłośnicy jednego dzieła. Mnie Tolkien nie poruszył, zachwycam się nim z boku, że stworzył niezależny świat. Ma on więcej wspólnego z fantazy niż fantastyką. Podoba mi się, że nie ma tu typowego dla fantastyki bohatera w stylu "zabili go i uciekł" - mówi mama Marty. - U Tolkiena jasno jest pokazana walka dobra ze złem. Bohaterowie nie zabijają dla samej przyjemności zabijania, mają ideały, światłe misje do spełnienia, nie walczą dla władzy. O nią zabiegają źli, którzy w konsekwencji ponoszą karę. Postacie są przejrzyste, jednoznaczne w postępowaniu. To baśń dla dzieci, dorosłych, dla osób starszych.
Małgorzata Pietkiewicz
Baśniowy świat Marty. "Kurier Polski" 1998, 17-19 kwietnia; Małgorzata Pietkiewicz