Gate Internet Services Odwied╝ naszego sponsora!
STRONA Gú╙WNA
BIBLIOGRAFIA
Wg autora
Wg ╝r≤d│a
Wszystkie
 

Andrzej Sapkowski

Pir≤g
albo
Nie ma z│ota w Szarych G≤rach

Gdzie nale┐y szukaµ pocz▒tk≤w gatunku - lub subgatunku - literackiego, kt≤rym przyjdzie nam siΩ oto zaj▒µ? Zdania specjalist≤w s▒ podzielone. Jedni odsy│aj▒ do Walpole'a, Anny Radcliffe i Mary Shelley, inni wol▒ wskazywaµ na Lorda Dunsany, Merrita i Clarka Ashtona Smitha. Jeszcze inni - a zdanie tych ostatnich podziela ni┐ej podpisany - poszukuj▒ ╝r≤de│ Bia│ego Nilu w tak zwanych pulp-magazines. W jednym z takich zeszyt≤w niejaki Windsor McKay zacz▒│ oko│o roku 1905 drukowaµ komiks o Przygodach bohatera, nosz▒cego trywialne imiΩ Nemo. Komiks, wydawany w tygodniowych odstΩpach, ukazywa│ siΩ przez czas d│ugi, a obrazki McKaya wyr≤┐nia│a spo╢r≤d innych komiks≤w jedna, do╢µ charakterystyczna cecha perypetie wzmiankowanego Nemo nie rozgrywa│y siΩ na Dzikim Zachodzie; nie w opanowanym przez gangster≤w Chicago lat prohibicji, nie w g│Ωbi Czarnej Afryki i nie na innej planecie. Rozgrywa│y siΩ w dziwnej krainie, nazwanej przez McKaya Slumberlandem - krainie bogatej w zamki na skale, piΩkne ksiΩ┐niczki, walecznych rycerzy, czarodziej≤w i straszne potwory. Slumberland McKaya stal siΩ pierwsz▒ prawdziwie populistyczn▒ krain▒ Nigdy-Nigdy, Never-Never Landem. Krain▒ Marze±. Komiks McKaya nie m≤g│ byµ zakwalifikowany jako "przygodowy" (adventure), nie byt fantastykΩ naukow▒ (science fiction). By│ - fantazjΩ. Po angielsku - fantasy.

Nieco p≤╝niej, w roku 1930, Rober Howard, maj▒c lat dwadzie╢cia je-den, wymy╢la postaµ osi│ka Cona-na z Cimmerii dla potrzeb pulp-magazynu "Weird Tales". Pierwsz▒ z historyjek o Conanie Ameryka ogl▒da w roku 1932. W roku 1936 Howard odbiera sobie ┐ycie, zostawiaj▒c schedΩ w postaci kilku kr≤tkich opowiada± i noweletek dziej▒cych siΩ w podobnym nieco do naszej Ziemi, ale przecie┐ najzupe│niej fikcyjnym i fantastycznym Never-Never Landzie. Bohaterski Conan robi tam to, czego jego tw≤rca nie potrafi│. Howard zostawia po sobie wy│▒cznie jedn▒ wiΩksz▒ rzec o Conanie, a mianowicie "The Hour of the Dragon". Rzecz tΩ ju┐ po jego ╢mierci publikuje siΩ ponownie pod tytu│em "Conan the Conqueror". Howard le┐y sobie w mogile ciemnej, a ╢wiatek ameryka±skich fan≤w zaczyna siΩ trz▒╢µ od kolejnych "Conan the...", produkowanych przez spryciarzy czuj▒cych biznes. Spryciarze czuj▒ dobrze i wiedz▒ ju┐: Howard stworzy│ nowy, poczytny, dobrze sprzedawalny genre - sword and sorcery, okre╢lany te┐ niekiedy jako heroic fantasy.

Fantasy - wielki wybuch!

Kr≤tko po ╢mierci Howarda, w roku 1937, ma│o znany pan Tolkien, maj▒cy lat czterdzie╢ci piΩµ, publikuje w Anglii ksi▒┐eczkΩ dla dzieci zatytu│owan▒ Hobbit, czyli tam i z powrotem". Tolkienowa koncepcja Never-Never Landu, zwanego ªr≤dziemiem, urodzi│a siΩ w latach dwudziestych naszego stulecia. I dopiero w roku 1954 wydawnictwo Allen i Unwin wydaje "W│adcΩ Pier╢cieni". Tworzenie dzie│a, trylogii, kt≤ra ma wstrz▒sn▒µ ╢wiatem, zajΩ│o autorowi dwana╢cie lat. Wyprzedzi│ go C.S. Lewis ze swoj▒ "Narni▒", wydan▒ w roku 1950, ale mimo tego to nie Lewis, ale Tolkien rzuci│ ╢wiat na kolana. Jako ┐e jednak nikt nie jest prorokiem we w│asnym kraju, owo rzucenie na kolana dokonuje siΩ na dobr▒ sprawΩ dopiero w latach 1965/1966, po wydaniu w Stanach wersji paperbackowej.(1)

Z faktem paperbackowego wydania trylogii zbiega siΩ reedycja (i reredakcja) ca│ej serii "Conan≤w", pope│niona przez L. Sprague de Campa.

Zauwa┐my - dw≤ch autor≤w i dwa dzie│a. Dwa dzie│a tak r≤┐ne, jak r≤┐ni s▒ ich autorzy. M│odziutki neurotyk i dojrza│y, stateczny profesor. Conan z Cimmerii i Frodo Baggins z Hobbitonu. Dwie jak┐e r≤┐ne krainy Nigdy-Nigdy. I wsp≤lny sukces. I stworzony gatunek. RozpoczΩty kult i sza│.

Gdy rozpocz▒│ siΩ kult i sza│, spojrzano wstecz. Oczywi╢cie, dostrze┐ono NarniΩ" Lewisa i tryumfalnie dopisano trzecie nazwisko do listy. Ale dostrze┐ono te┐ starodawny "Las za ╢wiatem" Williama Morrisa, "AlicjΩ w Krainie Czar≤w" Lewisa Carrolla, nawet "Czarodzieja z Oz" Franka Bauma z roku 1900. Dostrze┐ono te┐ "The Once and Future King" T.H. White'a z roku 1958. Owszem, to tak┐e by│a fantasy - znacz▒ca wszak po angielsku tyle co "fantazja". Wszelako┐, jak zauwa┐yli trze╝wi os▒dzacze, owe pretolkienowskie kawa│ki nie mia│y a┐ tak populistycznego charakteru, co "W│adca Pier╢cieni" czy "Conan". A poza tym, dodali trze╝wi os▒dzacze, je╢li a┐ tak nagniemy kryteria, to gdzie miejsce dla Piotrusia Pana i Kubusia Puchatka? To przecie┐ tak┐e fantazja, fantasy. Ukuto wiΩc naprΩdce termin adult fantasy - ani chybi po to, by zagrodziµ Kubusiowi drogΩ na listΩ fantastycznych bestseller≤w.

Fantasy - ekspansja

Gatunek rozwija, siΩ lawinowo, k│adzie kolejne kamienie milowe, szybko zape│nia siΩ portretami autor≤w Aleja Zas│u┐onych, Hall of Fame. W roku 1961 powstaj▒ sagi "Elric" i "Hawkmoon" Michaela Moorcocka. W 1963 pojawia siΩ pierwszy "ªwiat Czarowniµ" Andre Norton. Wznawia siΩ w paperbacku "Fafhrda i Szarego Kocura" Fritza Leibera. Wreszcie, w 1968, z wielkim hukiem - "Wizard of Earthsea" Ursuli Le Guin, a jednocze╢nie "The Last Unicorn" Petera S. Beagle - dwie rzeczy o absolutnie kultowym charakterze. Nastaj▒ lata siedemdziesi▒te - pojawiaj▒ SiΩ i bij▒ rekordy sprzedawalno╢ci ksi▒┐ki Stephena Kinga. WiΩcej tam; co prawda, horroru ni┐ fantasy, ale to praktycznie pierwszy przypadek, by pisarz z "getta" wykosi│ main-streamowc≤w z wszystkich mo┐liwych list bestseller≤w. Kr≤tko po tym pojawia siΩ "Thomas Covenant the Unbeliever" Stephena R. Donaldsona, "Amber" Zelaznego, "Xanth" Piersa Anthony, "Deryni" Katherine Kurtz, "Birthgrave" Tanith Lee, "Mists of Avalon" Marian Zimmer Bradley, "Belgariad" Davida Eddingsa. I nastΩpne. NastΩpne. NastΩpne. Koniunktura nie s│abnie.

Jak powiedziano, sza│, kult, sprzeda┐e bij▒ce rekordy. Ogromna popularno╢µ i ogromny biznes. I jak zwykle - zmarszczone nosy krytyk≤w. Popularne, poczytne, lubiane, dobrze sprzedawalne a zatem guzik warte. Fantasy jaka╢! Wywodz▒ca siΩ, na domiar z│ego, w prostej linii z pulp-magazines i "Weird Tales", wydawanych na nΩdznym papierze prymitywnych czytade│ek dla kretyn≤w. Nikt nie s│ucha│ Tolkiena, gdy stary, u╢miechniΩty hobbit t│umaczy│ spokojnie, ┐e swego ªr≤dziemia nie tworzy│ jako azylu dla dezerter≤w z pracowitej armii realnej rzeczywisto╢ci, a wrΩcz przeciwnie, chcia│ otworzyµ bramy wiΩzienia, pe│nego nieszczΩsnych skaza±c≤w codzienno╢ci. Fantazjowanie - m≤wi│ stary J.R.R. - jest naturaln▒ tendencj▒ w rozwoju psychicznym cz│owieka. Fantazjowanie ani nie obra┐a rozs▒dku, ani nie szkodzi mu, nie zaciemnia prawdy i nie przytΩpia d▒┐enia do poznania. Przeciwnie, im bardziej ┐ywy i przenikliwy rozs▒dek, tym piΩkniejsze fantazje zdolen on tworzyµ. (2)

Prawda, chcia│oby siΩ rzec. I odwrotnie, chcia│oby siΩ dodaµ. Bo gdy zacz▒│ siΩ biznes, za tw≤rcze fantazjowanie wziΩty siΩ r≤┐ne, bardzo r≤┐ne rozs▒dki. I talenty. Ale o tym potem. Pierwej warto by popatrzeµ i zastanowiµ siΩ, czym┐e to owa s│ynna fantasy jest.

Definicje w karecie z dyni

Fantasy - odpowie na to ka┐dy prawdziwy fan - jaka jest, ka┐dy widzi. A wywodzi siΩ owa fantasy z ba╢ni. Ju┐ Lem pisa│ - rzeknie ka┐dy prawdziwy fan - ┐e fantasy to ba╢± pozbawiona optymizmu deterministycznego losu, to opowie╢µ, w kt≤rej determinizm losu podniszczony zostaje przez stochastykΩ traf≤w.

Ha! Brzmi to tak m▒drze, ┐e a┐ zΩby bol▒, a to przecie nie koniec jeszcze. Studiuj▒c klasyka dalej, dowiemy siΩ, ┐e fantasy zasadniczo r≤┐ni siΩ od ba╢ni, bo fantasy jest gr▒ o sumie niezerowej, a zarazem zupe│nie siΩ od ba╢ni nie r≤┐ni, bo jest jednako antywerystyczna pod wzglΩdem zdarzeniowych zniszcze±. ZΩby bol▒ nie do wytrzymania, ale c≤┐, "Fantastyka i futurologia" nie by│a pomy╢lana dla takich jak ja prostaczk≤w, kt≤rym trzeba wy│o┐yµ kawΩ na lawΩ i jeszcze poprzeµ wszystko trywialnym przyk│adem, o tak:

Bajka i fantasy s▒ to┐same, bo antywerystyczne. I w bajce, i w fantasy; Kopciuszek, we╝my, jedzie na bal dyni▒, zaprzΩ┐on▒ w myszy, a trudno o co╢ bardziej antywerystycznego. Determinizm zdarze±, ≤w "homeostat" bajki wymaga, by wydaj▒cy bal kr≤lewicz dozna│ na widok Kopciuszka ataku nag│ej mi│o╢ci, granicz▒cej z obsesj▒, a "zerowa suma gry" ┐▒da, by siΩ pobrali i ┐yli d│ugo i szczΩ╢liwie, ukarawszy wprz≤d z│▒ macochΩ i przyrodnie siostry. W fantasy natomiast m o ┐ e zadzia│aµ "stochastyka traf≤w" - kr≤lewicz, dajmy na to, umiejΩtnie symuluj▒c uczucie zwabi dzieweczkΩ na ciemny kru┐ganek i zdefloruje, po czym ka┐e hajdukom wyrzuciµ za wierzeje. »▒dny, zemsty Kopciuszek skryje siΩ w Szarych G≤rach, gdzie z│ota, jak wiadomo, nie ma. Tam zorganizuje partyzantkΩ, by obaliµ i zdetronizowa│ lubie┐nika. Wkr≤tce, dziΩki starej przepowiedni, wyjdzie na jaw, ┐e to Kopciuszkowi przys│uguj▒. prawa do korony, a wstrΩtny ksi▒┐Ω jest bΩkartem i uzurpatorem, a do tego jeszcze marionetk▒ w rΩku z│ego czarownika. Jasne?

Wr≤µmy jednak do owego "antyweryzmu", stanowi▒cego cechΩ charakterystyczn▒ lub - jak chc▒ inni, a zw│aszcza przeciwnicy gatunku - stygmat fantasy. 1 wr≤µmy do opowie╢ci o Kopciuszku. Niech opowie╢µ nasza rozpocznie siΩ w spos≤b ju┐ lekko podniszczony przez stochastykΩ traf≤w - dajmy na to, na balu. C≤┐ tu mamy? Ano, mamy zamek, kru┐ganki, kr≤lewicza i szlachtΩ, panie w at│asach i koronkach, lokaj≤w w liberiach i kandelabry - wszystko werystyczne a┐ do rzygu. Je╢li dodatkowo przeczytamy fragment dialogu, w kt≤rym go╢cie kr≤lewicza komentuj▒ wyniki obrad Soboru w Konstancji, weryzm bΩdzie ju┐ zupe│ny. Ale mamy z nag│a wr≤┐kΩ, karetΩ z dyni i ci▒gn▒ce j▒ polne myszy. Oj, niedobrze. Antyweryzm! Pozostaje tylko mieµ nadziejΩ, ┐e mo┐e akcja │otry siΩ na innej planecie, tam, gdzie myszy ci▒gaj▒ karety na co dzie±. Mo┐e dobr▒ wr≤┐k▒ oka┐e siΩ kosmonautka z NASA lub te┐ przebrany Mr. Spock. WzglΩdnie, ┐e akcja toczy siΩ na Ziemi, po straszliwym kataklizmie, kt≤ry cofn▒│ ludzko╢µ do feudalizmu i kru┐gank≤w, ale wzbogacili ╢wiat o myszy-mutanty. Bo taki zwrot akcji by│by przecie┐ naukowy, powa┐ny i -ha, ha - werystyczny. Ale magia? Wr≤┐ki? Nie. Wykluczone. Niepowa┐na bzdura. Wyrzuciµ, rytujΩ za Lemem, do kosza.

Ha, kochani, bijcie mnie, ale ja nie widzΩ zbytniej r≤┐nicy pomiΩdzy antyweryzmem magicznej dyni a antyweryzmem odleg│ych galaktyk lub Wielkiego Bangu. A dyskusja o tym, ┐e magicznych dy± nie by│o i nie bΩdzie, za╢ Wielki Bang m≤g│ niegdy╢ mieµ miejsce lub mo┐e kiedy╢ nast▒piµ, jest dla mnie dyskusj▒ czcz▒ i ╢mieszn▒, prowadzon▒ z pozycji owych komiteckich dzia│aczy od kultury, ┐▒daj▒cych niegdy╢ od Teofila Ociepki, by przesta│ malowaµ krasnoludki, a zacz▒│ malowaµ zdobycze komunizmu, bo komunizm jest, a krasnoludk≤w nie ma: I po wiedzmy sobie raz, a do ko±ca - pod wzglΩdem antyweryzmu fantasy jest ani lepsza, ani gorsza od tzw. science fiction. A pasta opowie╢µ o Kopciuszku, by by│a werystyczna, musia│aby w ostatnich akapitach okazaµ siΩ snem sekretarki z biura projekt≤w w Bielsku-Bia│ej, opitej wermutem w noc sylwestrow▒.

MiΩdzy histori▒ i ba╢ni▒

Wracamy jednak do fantasy i jej - jakoby - ba╢niowych korzeni. Fakty s▒, niestety, inne. Niezmiernie ma│o jest klasycznych utwor≤w tego gatunku, kt≤re motyw bajeczny eksploatuj▒, dogrzebuj▒ siΩ do symboliki; postmodernistycznie interpretuj▒ przes│anie; kt≤re wzbogacaj▒ narracjΩ bajki t│em i bawi▒ siΩ wyko╢lawianiem cytowanego wy┐ej determinizmu traf≤w, pr≤buj▒ u│o┐yµ logiczne r≤wnanie matematyczne z owej cytowanej wy┐ej gry o sumie niezerowej. Czego╢ takiego nie ma lub jest bardzo ma│o. Pow≤d jest prosty. Anglosasi, kt≤rzy w fantasy dominuj▒ i kt≤rzy stworzyli gatunek, maj▒ do dyspozycji o wiele lepszy materia│: mitologiΩ celtyck▒. Legenda arturia±ska, podania irlandzkie, breto±skie czy walijski Mabinogion nadaj▒ siΩ na tworzywo do fantasy stokroµ lepiej ni┐ infantylna i prymitywnie skonstruowana bajka.

Mit arturia±ski jest w╢r≤d Anglosas≤w wiecznie ┐ywy, jest mocno wro╢niΩty w kulturΩ swym archetypem. I dlatego archetypem, prawzorem WSZYSTKICH utwor≤w fantasy jest legenda o kr≤lu Arturze i rycerzach Okr▒g│ego Sto│u. (3)

Kto chce, niechaj zamknie oczy i na o╢lep wyci▒gnie rΩkΩ ku p≤│ce z ksi▒┐kami, niechaj wytaszczy z niej na chybi│ - trafi│ jedn▒ powie╢µ fantasy. I niechaj sprawdzi. Ksi▒┐ka opisuje dwa kr≤lestwa (krainy, imperia) - jedno jest Krain▒ Dobra, drugie wrΩcz przeciwnie. Jest Dobry Kr≤l, z tronu i dziedzictwa wyzuty i pr≤buj▒cy je odzyskaµ, przeciw czemu s▒ Si│y Z│a i Chaosu. Dobrego Kr≤la wspiera Dobra Magia i Dobry Czarodziej, jak r≤wnie┐ zgromadzona wok≤│ sprawiedliwego w│adcy Dzielna Dru┐yna Chwat≤w. Do totalnego zwyciΩstwa nad Sitami Ciemno╢ci niezbΩdny jest jednakowo┐ Cudowny Artefakt, przedmiot magiczny o niebywa│ej mocy. Przedmiot ten we w│adzy Dobra i úadu posiada w│a╢ciwo╢ci integruj▒ce i pokojowe, w rΩku Z│a jest si│▒ destrukcyjn▒. Magiczny artefakt trzeba wiΩc odnale╝µ i zaw│adn▒µ nim, zanim wpadnie w Lapy Odwiecznego Wroga...

Sk▒d my to znamy? Znamy to z sir Thomasa Malory, z "La Morte d'Arthur". Dla nas, co prawda, to jedynie cudza kulturowo legenda, jedna z wielu legend, obca nam jak bajki Eskimos≤w czy podania czerwonosk≤rych ze Zwi▒zku Sze╢ciu Plemion. Natomiast w kulturze anglosaskiej mit arturia±ski siedzi mocno a twardo, jest z t▒ kultur▒ absolutnie zintegrowany. I jest - trzeba to stwierdziµ - trochΩ mato ba╢niowy. Jest quasi-historyczny. Do dzi╢ powa┐nie dyskutuje siΩ w Anglii, czy aby Camelot znajdowa│ siΩ na miejscu dzisiejszego Winchesteru, chyba podejmuje siΩ nawet stosowne wykopki. Do dzi╢ Tintagel czy Glastonbury s▒ miejscami. zjazd≤w r≤┐nych maniak≤w, post-druid≤w i psychomediewist≤w.

By│oby zapewne zbyt wielkim uproszczeniem r≤wnoleg│e czytanie "W│adcy Pier╢cieni" i "La Morte d'Arthur", by│oby uproszczeniem odkrywc╝e wo│anie, ┐e Artur to Aragorn, Anduril to Excalibur, ┐e Pier╢cie± to Graal, Frodo to Galahad, Merlin to Gandalf, a Sauron to kombinacja Morgan Le Fay i dzikich Sakson≤w, pokonanych pod Mount Badon (na Polach Pelennoru). Ale nie spos≤b nie zauwa┐yµ podobie±stw w g│Ωbszej warstwie obu tych utwor≤w i faktu, ┐e ca│y gatunek fantasy eksploatuje mit arturia±ski w jednym, podstawowym kanonie, w leit-motivie walki Si│ Dobra i PostΩpu, reprezentowanych przez Artura, Merlina, Excalibur i Okr▒g│y St≤│, a Si│ami Ciemno╢ci i Destrukcji, uosabianymi przez MorganΩ, Mordreda i stoj▒ce za nimi moce.

Legenda o Arturze sta│a siΩ nie tylko archetypem, prawzorem fantasy - by│a te┐ polem do popisu dla 'autor≤w, kt≤rzy woleli tw≤rczo eksploatowaµ sam mit miast opieraµ na nim "w│asne" pomys│y. Przede wszystkim. wymieniµ tu nale┐y T.H. White'a i jego "The Once and Future King", sztandarowe dzie│o fantasy "kamelockiej". NastΩpnym wydarzeniem by│o opublikowanie "The Mists of Avalon", piΩknego i nagrodzonego dzie│a Marion Zimmer Bradley. Spo╢r≤d innych autor≤w tego subgatunku wymieniµ mo┐na -znacznie ciszej, ni┐ dwa poprzednie nazwiska - Gillian Bradshaw, Petera Hanratty i Stephena R: Lawheada. Ostatnio doszlusowa│a Diana L. Paxson z interesuj▒cym, choµ wybitnie wt≤rnym wobec "Mgiei Ava│onu" dzie│em, zatytu│owanym "The White Raven".

Gandalf na prezydenta!

Mamy tedy pierwszy korze±, root fantasy - jest nim archetyp legendy arturia±skiej. Ale fantasy nie jest drzewem o jednym korzeniu. Nie zdobyta popularno╢ci tylko dlatego, ┐e. gra│a na d╝wiΩcznych strunach legendy, splecionej z kultur▒. Zdoby│a popularno╢µ, bo by│a gatunkiem okre╢lonego CZASU.

A dok│adniej - czas≤w. Sposobu, w jaki autorzy fantasy odreagowywali na czasy, w kt≤rych przysz│o im ┐yµ. Przypomnijmy - eksplozja fantasy na prze│omie lat sze╢µdziesi▒tych i siedemdziesi▒tych, gdy literatura ta zosta│a zaakceptowana i podniesiona do rangi symbolu na r≤wni z Beatlesami, dzieµmikwiatami, Woodstock, by│a reakcj▒ na strza│y w Dallas i na Wietnam, na technicyzacjΩ, zatrucie ╢rodowiska, na rozkwit religii welfare stale, lansowanej przez filistersk▒ czΩ╢µ spo│ecze±stwa, na kult leniwej konsumpcji przed ekranem telewizora, z kt≤rego s▒czy siΩ "Bonanza", "Dynastia" czy inny pean na cze╢µ American Way of Life. W tym to czasie rodzi siΩ inny kult - kult buntu. Na murach stacji metra pojawiaj▒ siΩ optymistyczne napisy "FRODO LIVES!" i "GANDALF FOR PRESIDENT!". Notka prasowa o bezmy╢lnym niszczeniu ╢rodowiska zostaje zatytu│owana "Another Bit of Mordor!"

Oczywi╢cie, w tym samym czasie nastΩpuje eksplozja drapie┐nej, buntowniczej lub ostrzegawczej SF, ale daleko jej do popularno╢ci fantasy. Bo czytelnik zaczyna rozumieµ i czuµ tl▒ce siΩ w nim pragnienie ucieczki od ohydnej i przera┐aj▒cej codzienno╢ci, od otaczaj▒cej go bezduszno╢ci i znieczulicy, od alienacji. Chce uciec od "postΩpu", bo to wszak nie jest postΩp, ale "Ruad to Hell", jak za╢piewa wiele lat p≤╝niej Chris Rea. Zej╢µ z tej drogi choµby na kilka chwil, zag│Ωbiµ siΩ w lekturze, uciec do Krainy Nigdy-Nigdy, by razem z bohaterami udaµ siΩ w Szare G≤ry, gdzie z│ota, jak wiadomo, nie ma. By u boku wiernych druh≤w stoczyµ b≤j z Sitami Ciemno╢ci, bo owe Si│y Ciemno╢ci, ≤w Mordor, kt≤ry na kartach powie╢ci zagra┐a fantastycznemu ╢wiatu, symbolizuje i uosabia te si│y, kt≤re w ╢wiecie realnym zagra┐aj▒ indywidualno╢ci i marzeniom.

Promieniuj▒cy z takich pragnie± eskapizm jest jednak eskapizmem melancholijnym. Wszak┐e tego, co siΩ dooko│a nas wyrabia, marzeniami ani po wstrzymaµ, ani zmieniµ siΩ nie da....l tu wracamy ponownie do ,Legendy Okr▒g│ego Sto│u. Bo archetyp arturia±ski przenosi ┐ywcem do fantasy szczeg≤ln▒, poetyck▒ melancholiΩ" w│a╢ciw▒ temu gatunkowi. Bo legenda o Arturze jest przecie┐ legend▒ smutn▒ i melancholijn▒, jest - jak zapewne powiedzia│by Lem - legend▒. o "sumie niezerowej". PamiΩtamy: Arturowi ╢mierµ zadana rΩk▒ Mordreda uniemo┐liwia stworzenie Kr≤lestwa, Dobra, ªwiat│a i Pokoju. Graal, zamiast zintegrowaµ, rozprasza i antagonizuje Rycerzy Okr▒g│ego Sto│u, dzieli ich na godnych i niegodnych dotkniΩcia ªwiΩtego Kielicha. A dla tego, kt≤ry jest najgodniejszy, dla Galahada, zetkniΩcie z Graalem oznacza po┐egnanie tego ╢wiata. Lancelot wariuje, Merlin daje siΩ og│upi│; i uwiΩziµ Nimue. Co╢ siΩ ko±czy, ko±czy siΩ epoka. Starszy Lud Du┐ej i Ma│ej Brytanii, elfy i inne rasy musz▒ odp│yn▒µ na Zach≤d, do Avalonu lub Tir-Nan-Ogu, bo w naszym ╢wiecie nie ma ju┐ dla nich miejsca.

W samej rzeczy, niezbyt czujemy tu "homeostat bajki".

A walka Dobra ze Z│em? W legendzie Z│o nie tryumfuje bezpo╢rednio i w spos≤b oczywisty - Mordred ginie, Morgan Le Fay przegrywa. Ale ╢mierµ Artura musi - wiemy to przecie┐ - spowodowaµ za│amanie siΩ wspania│ych plan≤w kr≤la. Brak nastΩpny musi spowodowaµ chaos, walkΩ o w│adzΩ, anarchiΩ, mrok.

Ale r≤wnocze╢nie Merlin jest wieczny i wr≤ci kiedy╢ - jako Gandalf? A zatem - GANDALF FOR PRESIDENT. Wr≤ci r≤wnie┐ z Avalonu Artur, kt≤ry jest wszak┐e The Once and Future King. A wr≤ci wtedy, gdy z naszym ╢wiatem bΩdzie ju┐ naprawdΩ ╝le, oay╢ci nasz ╢wiat z resztek Mordoru i w≤wczas zapanuj▒ pok≤j, zgoda i szczΩ╢liwo╢µ wieczna, viribus unitis przy boskich (czarodziejskich?) auxiliach.

Wezwany - ╢cigany

I w│a╢nie tΩ liryczn▒. melancholiΩ, smutek mijaj▒cego czasu i przemijaj▒cej ery, z│agodzony optymizmem i nadziej▒, wykorzysta│ piΩknie Tolkien we "W│adcy Pier╢cieni". Ni┐ej podpisanemu │ezka krΩci│a siΩ w oku, gdy Szary Statek zabiera│ Froda z Szarej Przystani i smarka│o siΩ, ech, smarka│o, gdy Sam Gamgee komunikowa│ R≤┐yczce Cotton, ┐e w│a╢nie by│ wr≤ci│. Tak, tak. Z Szarej Przystani. Na Zach≤d. Do Avalonu. Tak, tak. Mistrz Tolkien pojecha│ po arturia±skim archetypie jak du±ski Kozak po stepie, ale c≤┐ - by│ Pierwszy i Wielki. Kto p≤╝niej rusza│ po tym samym, archetypianym ╢ladzie, dostawa│ etykietkΩ na╢ladowcy. A jak nie mia│ dostaµ? Przecie┐ archetyp by│ ten sam. I nadal jest ten sam.

Na plus Mistrza Tolkiena powiedzieµ trzeba, ┐e wykorzysta│ rzeczony archetyp tak znakomicie, w│o┐y│ tyle intensywnego trudu w przetworzenie archetypu w opowie╢µ przyswajaln▒ wsp≤│cze╢nie, ┐e... stworzy│ w│asny archetyp, archetyp Tolkiena. Powt≤rzmy eksperyment, siΩgnijmy znowu po ksi▒┐kΩ fantasy z naszej p≤│ki, zobaczmy, o czym to.

Oto w mniej lub bardziej sielskiej okolicy ┐yje sobie bohater i ma siΩ nie╝le. Nagle pojawia siΩ tajemnica postaµ, zwykle czarodziej, i ten┐e czarodziej komunikuje protagoni╢cie, ┐e ten nie zwlekaj▒c musi wyruszyµ na wielk▒ wyprawΩ, bo od niego, od protagonisty, zale┐y los ╢wiata. Bo oto Z│o zamierza dokonaµ agresji na Dobro, a jedynym, co mo┐na temu Z│u skutecznie przeciwstawiµ, to Magiczne Co╢ Tam. Magiczne Co╢ Tam jest ukryte Gdzie╢ Tam, cholera wie, pewnie w Szarych G≤rach, gdzie z│ota, jak wiadomo, nie ma.

Wezwany robi wielkie oczy, gdy┐ w naj╢mielszych marzeniach nie s▒dzi│, ┐e od niego bΩdzie zale┐a│ los ╢wiata. W▒tpi nieco w s│owa czarodzieja, ale znienacka dopadaj▒ go obowi▒zkowo Czarni Wys│annicy Z│a i musi przed nimi umykaµ. Umyka do Dobrego Miejsca, tam ma chwilΩ spokoju i tam te┐ dowiaduje siΩ o Legendzie i Przeznaczeniu. Ha, trudno, nie ma wyj╢cia. Protagonista musi odbyµ wielk▒ WyprawΩ - Quest, zgodnie z map▒, kt≤r▒ autor przezornie zamie╢ci│ na pocz▒tku ksi▒┐ki. Mapa posiada rozsiane bogato G≤ry, Puszcze, Bagna i Pustynie o Strasznych Nazwach. To nic, ┐e G│≤wna Kwatera Wroga, do kt≤rej trzeba dotrzeµ, znajduje siΩ na p≤│nocnym lub wschodnim skraju mapy. Mo┐emy byµ pewni, ┐e bohater bΩdzie podr≤┐owa│ zygzakiem, bo musi odwiedziµ wszystkie Straszne Miejsca. Chodzenie prost▒ drog▒ jest w fantasy zabronione.

Bohater nie mo┐e podr≤┐owaµ sam, wiΩc szybko montuje mu siΩ Dru┐ynΩ -zesp≤│ malowniczych i charyzmatycznych osobnik≤w. Zaczyna siΩ Quest, zygzakiem, rzec jasna, a mro┐▒ce krew w ┐y│ach przygody w Strasznych Miejscach przeplatane s▒ sielskim odpoczynkiem w Miejscach Przyjaznych. Wreszcie dochodzi do final show-down w Siedzibie Z│a. Tutaj jednego z cz│onk≤w Dru┐yny trafi szlag, ale reszta zwyciΩ┐y. Z│o zostanie pokonane, przynajmniej do czasu, gdy autor nie zechce pisaµ dalszego ci▒gu - bo wtedy Z│o siΩ "odrodzi" i trzeba bΩdzie zaczynaµ da capu al fine.

Powy┐szy, celowo uproszczony i prze╢miewny gl▒jchszalt mia│ za zadanie przenie╢µ nas do nastΩpnego tematu -do faktu, ┐e ca│a potΩ┐na fala fantasy posttolkienowskiej jest gatunkiem ma│o odkrywczym, sztampowym, tandetnym, mizernym i niewartym, by o nim m≤wiµ powa┐nie. Taka bowiem jest opinia krytyk≤w. Taka jest bowiem opinia krytyk≤w, z czym┐e siΩ liczyµ, je╢li nie z opini▒ krytyk≤w. Na opiniΩ powy┐sz▒, poza ob╢mian▒ dopiero co wt≤rno╢ci▒ fabu│ wobec Mistrza Tolkiena i archetypu arturia±skiego w og≤le, sk│adaj▒ siΩ jeszcze dwa elementy - chorobliwa sk│onno╢µ autor≤w fantasy do montowania wielotomowych sag i... ok│adki ksi▒┐ek.

Frontem do zagorza│ego

Zagnijmy od ok│adek. Ok│adka ksi▒┐ki to jej wizyt≤wka. Nie oszukujmy siΩ, krytycy nie s▒ w stanie czytaµ wszystkiego, co siΩ ukazuje - i nie czytaj▒. Czytanie nie jest warunkiem sine qua non pisania recenzji. Wystarczy obejrzeµ ok│adkΩ. Je╢li na niej, dla przyk│adu, mamy tytu│ wymalowany ociekaj▒cymi posok▒ literami, a poni┐ej widzimy wyszczerzon▒ gΩbΩ z wytrzeszczem oczu - wiadomo z miejsca, ┐e to tani splatter-horror, innymi s│owy - pardon my french - przera┐aj▒ce g≤wno. Je╢li za╢ na ok│adce jest p≤│go│a panienka w objΩciach herosa o bicepsach b│yszcz▒cych od Oil of Ulay czy innej Jojoby, i je╢li ten heros ma w d│oni jatagan, a z g≤ry spogl▒da na to wszystko smok o wygl▒dzie wyg│odnia│ego aksolotla, to mamy do czynienia z nΩdzn▒ fantasy, z "pulp▒" i mizeri▒, i tak▒ trzeba napisaµ o tym recenzjΩ: I trafi siΩ, trafi, w samo centro, tak, ┐e pozazdro╢ci│by Kevin Costner z Lasu Sherwood. Dlaczego? Bo nie spos≤b nie trafiµ! Bo centro jest wielkie jak Okr▒g│y St≤│ kr≤la Artura, przy kt≤rym zasiada│o r≤wnocze╢nie stu piΩµdziesiΩciu rycerzy nie licz▒c kr≤lowej Ginewry i jej fraucymeru.

Dlaczego tak siΩ dzieje? Dlaczego, zapyta kto╢, wydawca fantasy sam, w│asn▒ rΩk▒, przylepia swemu produktowi ≤w "jar│yczok", ow▒ etykietkΩ tandety? Odpowied╝ jest prosta. Wydawca celuje w tak zwanego ZAGORZAúEGO. A tak zwany ZAGORZAúY chce na ok│adce Borisa Vallejo; chce go│ych p≤│dupk≤w i biust≤w, kt≤re gro┐▒ wypry╢niΩciem spod pancernych stanik≤w. ZAGORZAúY nie szuka w fantasy sensu, kt≤ry to sens winien g│o╢no krzyczeµ, ┐e w a┐urowej zbroi nie rusza do walki nikt, bo w takiej zbroi nie tylko walczyµ niebezpiecznie, w takiej zbroi nie spos≤b nawet przedzieraµ siΩ przez pokrzywy, gΩsto porastaj▒ce jary Mrocznych Puszce i Szare G≤ry, gdzie z│ota, jak wiadomo, nie ma. A z go│▒ - excusez le moi - dup▒ mo┐na robiµ tylko jedno, to, co nie jest ani "heroic" ani "fantasy". W wiΩkszo╢ci przypadk≤w.

Fantasy jako gatunek sprawiaj wra┐enie, jak gdyby przestraszy│ siΩ krytyk≤w tak bardzo, ┐e w swym rozwoju zaci▒│ uprawiaµ swoist▒ mimikrΩ - porzuci│ jak gdyby wszelkie pretensje i ca│kowicie zaniecha│ walki o miejsce na ╢wieczniku czyli na li╢cie dzie│ nominowanych do Hugo, Nebuli czy chocia┐by Intemational Fantasy Award. Fantasy nie potrzebuje uznania - wystarcz▒ jej tabuny ZAGORZAúYCH, kupuj▒cych w ciemno wszystko, co siΩ ukazuje. Fantasy ma sw▒ pewn▒ i niezawodn▒ grupΩ konsumenck▒ i dba wy│▒cznie o gusta tej┐e. Najlepszym przyk│adem na takie dbanie o gusta s▒ s│ynne cykle, seriale fantasy, potworne koby│y o zatrwa┐aj▒cej liczbie odcink≤w.

Rekord w tym wzglΩdzie nale┐y chyba do niejakiego Alana Burta Akersa, kt≤rego ryki "Scorpio" osi▒gn▒│ ponad czterdzie╢ci tom≤w. Niez│y jest te┐ stary nudziarz Piers Anthony ze swym "Xanth" -na│upa│ r≤wno trzyna╢cie ksi▒┐ek w serii,. a przy okazji kropn▒│ jeszcze siedem sztuk odcink≤w cyklu "Apprentice Adept", cztery "Taroty" i mn≤stwo innych ksi▒┐ek i cykli. John Norman, o kt≤rym jeszcze pom≤wimy, ma na sumieniu co╢ jakby jedena╢cie tom≤w cyklu "Gor". Skromnych autor≤w, ograniczaj▒cych siΩ . do piΩcio-, cztero- lub trzytomowych sag, nie da siΩ zliczyµ, ale imiΩ ich jest legion. Niestety.

Dlaczego niestety, zapyta kto╢. Ano, dlatego, ┐e poza nielicznymi wyj▒tkami wszystkie wzmiankowane koby│y zaczynaj▒ byµ ciΩ┐kie, powtarzaj▒ce siΩ i nudne ju┐ na etapie drugiej, trzeciej, g≤ra czwartej ksi▒┐ki. OpiniΩ tΩ powtarzaj▒ nawet ZAGORZALI, kt≤rzy masowo przecie┐ wykupuj▒ ci▒gn▒ce siΩ jak smr≤d za pospolitym ruszeniem cykle, bo uparli siΩ, ┐e musz▒ wiedzieµ, jak siΩ to sko±czy. Krytycy i jurorzy presti┐owych nagr≤d, jak powiedziano, lekcewa┐▒ owe sagi, bo nie s▒ w stanie ich ╢ledziµ. Ja sam, a mam siΩ za pilnego kontrolera fantastycznych nowo╢ci, rezygnujΩ niekiedy z zakupu ukazuj▒cego siΩ w│a╢nie sz≤stego tomu sagi, bo jako╢ umknΩ│o mojej uwadze poprzednich piΩµ. Znacznie, znacznie czΩ╢ciej rezygnujΩ z nabycia tomu pierwszego, je╢li z ok│adki szczerzy do mnie zΩby ostrze┐enie: "First Book of the Magie Shit Cyde". C≤┐, zdarza mi siΩ, i to nierzadko, kupiµ "Book Three" i byµ szczΩ╢liwym, ┐e nie kupi│em poprzednich dw≤ch, i wiedzieµ z ca│▒ pewno╢ci▒, ┐e nie kupiΩ trzech nastΩpnych. Niestety, nobody's perfect - czekam w│a╢nie, przebieraj▒c nogami, na dziesi▒ty "Amber" Zelaznego. I wiem, ┐e siΩ rozczarujΩ. To trochΩ tak, jak z │adnym dziewczΩciem - do╢wiadczenie uczy, ┐e wszystkie one takie same, ale co z tego, nie strzymasz, cz│owieku, oj, nie strzymasz.

»▒dza pieni▒dza?

Interesuj▒ce jest, ┐e wiΩkszo╢µ z t│uk▒cych owe straszne sagi autor≤w to pisarze zdolni, sprawni i ciekawi. C≤┐ sprawia, ┐e dobrzy pisarze rypi▒ tom po tomie, ci▒gn▒ cykle niczym gumΩ do ┐ucia, miast wykorzystaµ pomys│y do czego╢ zupe│nie nowego, miast popracowaµ nad `.'czym╢. odkrywczym, oryginalnym, piΩknym, nad czym╢, co utar│oby nosa krytykom i wrogom fantasy, etatowym przedrze╝niaczom i prze╢miewcom tego gatunku? Wydaje mi siΩ, ┐e znam odpowied╝. Autorzy zakochuj▒ siΩ w swoich bohaterach i trudno im siΩ z nimi rozstaµ. Nawet gdy czuj▒, ┐e wyeksploatowali protagonist≤w do suchej nitki, wal▒ kolejne tomy o ich dzieciach (Zelazny; Piers Anthony, a czujΩ, ┐e i Eddings nie wytrzyma).

Autorzy zakochuj▒ siΩ w swoich "╢wiatach" i ich mapach. Je┐eli na takiej mapie s▒ SzarΩ G≤ry, a piΩciu tom≤w nie wystarczy│o protagonistom na stwierdzenie, ┐e z│ota tam nie ma, pisze siΩ tom sz≤sty. A w nastΩpnym, si≤dmym, zobaczymy s▒siedni arkusz mapy i dowiemy siΩ, co jest na p≤│noc od Szarych G≤r - a jest to niew▒tpliwie - pardon my french - P│askowy┐ Szarego G≤wna.

I wreszcie - autorzy to lenie i nie chce im siΩ my╢leµ. Autorzy to ograniczone mato│y i choµby pΩkli, nie wykrzesz▒ z siebie niczego oryginalnego, zmuszeni s▒ klepaµ ograny schemat. A nade wszystko autorzy to wyrachowane bestie i idzie im o forsΩ, jaka leci od tomu. Piers Anthony ci▒gnie "Xanth", cykl, przy kt≤rego czytaniu boli z nud≤w otrzewna i hemoroidy, bo bierze a konto ka┐dego nowego odcinka potΩ┐ne zaliczki. Autorry to aroganckie │obuzy, przekonane, ┐e czytelnik kupi wszystko, co zamarkuj▒ jako tako wyrobionym nazwiskiem.

Wszystko to napisa│ facet, produkuj▒cy "Wied╝miny".

Jak do tej pory, facet produkuj▒cy "Wied╝miny" zdaje siΩ przyznawaµ racjΩ przeciwnikom fantasy, kt≤rzy dowodz▒ -┐e powt≤rzΩ za Markiem Oramusem - mizerii gatunku. Zgoda, gatunek w swej masie potwornie siΩ umizerni│. Nie mogΩ natomiast przyznaµ racji tym, kt≤rzy twierdz▒, ┐e o owej mizerii decyduje fakt umieszczania akcji w wyimaginowanych ╢wiatach i uzbrajania bohater≤w w miecze. Nie mogΩ twierdziµ niczego innego poza twierdzeniem, ┐e hard SF, cyber-punk i political fiction s▒ r≤wnie mizerne - w swej masie. Nikt mnie nie przekona, ┐e ╢wiat zniszczony przez wojnΩ lub kataklizm, gdzie ka┐dy walczy z ka┐dym, a wszyscy z mutantami jest lepszy od Krainy Nigdy-Nigdy, ╢wiata quasi-feudalnego, gdzie ka┐dy walety z ka┐dym, a poluje siΩ na gobliny. Choµby mnie bito, nie zauwa┐am wy┐szo╢ci podr≤┐y gwiazdolotem na Tau Ceti nad wypraw▒ w Szare G≤ry, gdzie z│ota, jak wiadomo, nie ma. Zbuntowany komputer pok│adowy nie jest dla mnie wiΩcej wart fabularnie ni┐ zdrajca-czarodziej i ┐aden laser-blaster nie stoi dla mnie automatycznie wy┐ej ni┐ miecz, halabarda czy okuty cep. A wy┐szo╢µ pilota Pirxa lub Endera nad Conanem, kt≤r▒ chΩtnie przyznajΩ, nie wynika dla mnie z faktu, ┐e dwaj pierwsi nosz▒ skafandry, a trzeci przepaskΩ biodrow▒. Co dok│adnie widaµ, je╢li obok postawi siΩ Geda Sparrowhawka lub Thomasa Covenanta Niedowiarka, bohater≤w fantasy, nie nosz▒cych przepasek biodrowych.

Le Guin kontra Tolkien

W nowoczesnej fantasy daje siΩ jednak obserwowaµ pewien trend, chΩµ wy│amania siΩ z arturia±sko-tolkienowskiego schematu, pragnienie przemycenia w╢r≤d "fantastycznych" rekwizyt≤w tre╢ci i prawd og≤lnych i wa┐nych. G│≤wny trend - fety nie powiedzieµ "mutacja" fantasy; jak▒ siΩ zauwa┐a, ma ciekawy charakter - jest prawie wy│▒cznie domen▒ autorek.

W fantasy ostatnich lat panuje zdecydowana przewaga pisz▒cych pa±. Pomijaj▒c niez│omnych autor≤w. sag, jak wspomniany ju┐ Piers Anthony i parodyst≤w, jak Terry Pratchett, po placu boju ko│acze siΩ jeszcze David Eddings, kt≤ry niedawno rzuci│ na rynek ostatni (?) tom cyklu "Malloreon" i ostatni (?) odcinek "Ellenium". Walcz▒ jeszcze Tad Williams i Charles de Lint. Roger Zelazny w ciΩ┐kich b≤lach urodzi│ wreszcie ostatni (?) "Amber", a Terry Brooks - now▒ "ShannarΩ". Reszta - a imiΩ ich jest legion - to kobiety.

Rewolucja zaczΩ│a siΩ za╢ od Ursuli Le Guin, kt≤ra w ca│ej swej bynajmniej nie ubogiej tw≤rczo╢ci pope│ni│a w zasadzie tylko jedn▒ klasyczn▒ fantasy - ale za to tak▒, dziΩki kt≤rej stanΩ│a na podium obok Mistrza Tolkiena. Chodzi o TrylogiΩ Ziemiomorza, Earthsea.(4) Z zatrwa┐aj▒c▒ │atwo╢ci▒ pani Ursula wy│ama│a siΩ z tolkienowskiego prawid│a i zrezygnowa│a z arturia±skiego archetypu. Na rzecz symboliki i alegorii. Ale jakiej? Przyjrzyjmy siΩ uwa┐nie.

Ju┐ sam Archipelag Ziemiomorza to g│Ωboka alegoria - rozsiane po morzu wyspy s▒ jak samotni, wyalienowani ludzie. Mieszka±cy Ziemiomorza s▒ odizolowani, samotni, zamkniΩci w sobie. Ich stan jest taki, a nie inny, bo co╢ utracili -do pe│nej szczΩ╢liwo╢ci i spokoju psychicznego brakuje im utraconej Runy Kr≤l≤w z pΩkniΩtego Pier╢cienia Erreth Akbe.

Samotno╢µ i alienacja mieszka±c≤w Ziemiomorza uzewnΩtrznia siΩ w fakcie ukrywania swych prawdziwych imion -ukrywania uczuµ. Ujawnienie uczuµ, tak jak i ujawnienie imienia, czyni cz│owieka bezbronnym, wydanym na cudz▒ │askΩ. Elita Ziemiomorza, czarodzieje z Roke, pokonuje etapy trudnej, maso±skiej wrΩcz inicjacji, d▒┐▒c do doskona│o╢ci -ta wyra┐a siΩ miΩdzy innymi w tym, ┐e sprawny czarodziej bez wysi│ku umie rozszyfrowaµ prawdziwe, ukryte imiΩ cz│owieka lub rzeczy i tym samym zdobyµ w│adzΩ nad bli╝nim lub materi▒. Ale Z│o - w ksi▒┐ce przybieraj▒ce postaµ gebbetha - bez wysi│ku rozszyfrowuje prawdziwe imiΩ Geda, Czy┐by zatem czarodzieje po╢wiΩcali lata nauki po to tylko, by m≤c dor≤wnaµ Z│u?

W pierwszym tomie trylogii mamy klasyczny problem Dobra i Z│a, mamy te┐ wyprawΩ - quest - bohatera. Ale quest Geda r≤┐ni siΩ od zwyk│ych wypraw w Szare G≤ry - quest Geda to alegoria, to wieczne po┐egnania i rozstania, wieczna samotno╢µ. Ged walczy o doskona│o╢µ w ci▒g│ej walce z samym sob▒ i z samym sob▒ stacza ostatni, finalny b≤j, b≤j symboliczny - zwyciΩ┐a, jednocz▒c siΩ z pierwiastkiem Z│a, akceptuj▒c jak gdyby dwoisto╢µ ludzkiej natury. Osi▒ga doskona│o╢µ, akceptuj▒c fakt, ┐e pe│na doskona│o╢µ jest nieosi▒galna. W▒tpimy nawet w osi▒gniΩt▒ ju┐ doskona│o╢µ Geda, i s│usznie. Po "Wizard of Earthsea" nastΩpuj▒ "Grobowce Atuanu".

"Grobowce Atuanu" prowadz▒ nas jeszcze g│Ωbiej w zakamarki psychiki, prowadz▒ prosto tam, gdzie autorka chce nas mieµ. Oto atua±ski Labirynt, wziΩty ┐ywcem z archetypu, z krete±skiego Labiryntu Minosa. Tak jak Labirynt z Krety, r≤wnie┐ Labirynt Atuanu ma swego Minotaura - ale nie jest to potw≤r w stylu klasycznej sword and sorcery, potw≤r, kt≤ry ryczy, pluje, kopie i obrywa uszy, ╢miej▒c siΩ przy tym z│owieszczo. Na to pani Ursula jest zbyt inteligentna. Minotaur atua±skiego Labiryntu to Z│o czyste i skoncentrowane, Z│o niszcz▒ce psychikΩ -zw│aszcza psychikΩ niepe│n▒, niedoskona│▒, nie przygotowan▒ na takie spotkanie.

I w taki Labirynt wkracza zuchwale Ged, heros, Tezeusz. I jak Tezeusz, Ged zdany jest na AriadnΩ. Tenor jest jego Ariadn▒. Ba Tenor jest tym, czego w herosie brakuje, bez czego jest on niepe│ny, bezradny, zagubiony w symbolicznej pl▒taninie korytarzy, gin▒cy z pragnienia. Ged pragnie alegorycznie - nie chodzi wszak┐e o H20, ale o animΩ - pierwiastek ┐e±ski, bez kt≤rego psychika jest niedoskona│a i niedoko±czona, bezradna wobec Z│a. Ged, s│awny Dragonlord, potΩ┐ny mag, staje siΩ nagle przera┐onym dzieckiem - w skarbcu Labiryntu, w przepokojonych oddechem Z│a ciemno╢ciach, ratuje go dotkniΩcie rΩki Tenor. Ged idzie za sw▒ anim▒ - bo musi. Bo w│a╢nie odnalaz│ utracon▒ runΩ Erreth Akbe. Symbol. Graala. KobietΩ.

Ponownie dzia│a archetyp - tak jak Tezeusz, Ged porzuca AriadnΩ. Teraz Tenor urasta do potΩ┐nego symbolu, do bardzo wsp≤│czesnej i bardzo feministycznej alegorii. Alegorii kobieco╢ci. Strze┐ona klauzur▒, kultowa dziewiczo╢µ i pierwszy mΩ┐czyzna, kt≤ry wywraca pouk│adany ╢wiat. Tenor wyprowadza Geda z Labiryntu - dla siebie, dok│adnie tak, jak uczyni│a to Ariadna z Tezeuszem. A Ged - jak Tezeusz - nie umie tego doceniµ. Ged nie ma czasu na kobietΩ, on musi przecie┐ najpierw osi▒gn▒│ The Farthest Skore. Kobieca anima nie jest mu potrzebna. Rezygnuje wiΩc, Chocia┐ Lubi cieszyµ siΩ my╢l▒, ┐e kto╢ czeka na niego, my╢li o nim i tΩskni na wyspie Gont. Cieszy go to. Jakie┐ to brzydko mΩskie!

Po osiemnastoletniej przerwie pani Ursula pisze "Tehanu", dalsry ci▒g trylogii, dalszy ci▒g swej alegorii kobieco╢ci -tym razem tryumfuj▒cej. Pani Ursula zawsze by│a wojuj▒c▒ feministk▒. Kto nie wierzy, a s▒ tacy, niech przeczyta zbi≤r jej esej≤w pod tytu│em "The Language of the Night". Pani Ursula nigdy nie wybaczy│a swym wydawcom, kt≤rzy na pocz▒tku kariery ┐▒dali, by podpisywa│a siΩ enigmatycznym "U. K. Le Guin". Nigdy nie darowa│a Andre Norton i Julian May ukrywania siΩ za mΩskimi pseudonimami.

W "Tehanu" -jak nale┐a│o oczekiwaµ - z│amany i zniszczony Ged przype│za do swej animy na kolanach, a ona ju┐ tym razem wie, jak go zatrzymaµ, w jakiej roli go ustawiµ, by staµ siΩ dla niego wszystkim, najwa┐niejszym sensem i celem ┐ycia, by ≤w by│y Archmage i Dragonlord zosta│ u jej boku do kresu swych dni, i to kwicz▒c z rado╢ci niby prosiΩ. A zadufanych czarodziej≤w z Roke czeka nieweso│a przysz│o╢µ - praca w firmie z kobiet▒ jako dyrektorem. Ojej-jej-jej-jej!

Synowie Amazonek -
c≤rki Gigant≤w

"Tehanu", jak siΩ rzek│o, przysz│a p≤╝no, w tak zwanym miΩdzyczasie przez p≤│ki ksiΩgarskie przewali│a siΩ lawina feministycznej fantasy. Z jednym, wsp≤lnym tematem - kobieta w ╢wiecie mΩ┐czyzn. Kobieta w ╢wiecie Conan≤w, tak, jak kobieta w ╢wiecie Ford≤w, Rockefeller≤w i laccoc≤w. Nie gorsza, wrΩcz lepsza. Z trudem, w ciΩ┐kiej walce, ale lepsza. Kobieta, bohaterka Morion Zimmer Bradley, C. J. Cherryh, Tanith Lee, Barbary Hambly, Patricii McKillip, Julian May, Diany Paxson, Mercedes Lackey, Jane Yolen, Pauli Volsky, Susan Dexter, Patricii Kennealy, Friedy Warrington, Jane Morris, Sheri Tepper, Jennifer Rbberson, Margaret Weis, Phyllis Eisenstein, Judith Tarr i innych.

"Damska" fantasy to odbicie wojuj▒cego feminizmu prze│omu lat sze╢µdziesi▒tych i siedemdziesi▒tych, walki kobiet o equal rights, kt≤rych jakoby nie chcieli dal kobietom mΩ┐czy╝ni, okre╢lani pod≤wczas jako mΩskie szowinistyczne ╢winie, w skr≤cie MCP, mole chauvinist pigs. Jak to, wrzasnΩ│y ch≤rem autorki, a za nimi czytelniczki, to opr≤cz dyskryminacji na co dzie±, maj▒┐ nas jeszcze MCP dyskryminowaµ w Krainie Marze±, w Never-Never Landzie? Nawet tam nie ma ucieczki?

Ano, okaza│o siΩ, ┐e nie ma, bo wcze╢niej uciekli do Never-Never Landu autorzy "mΩscy". Ju┐ praojciec Conan szala│ po Krainie Marze± z mieczem i... pomi±my milczeniem, z czym. Bo wynalazca Conana i jego spadkobiercy uciekli w marzenia... przed kobietami. Conan i jego bracia byli wy╢nionymi idea│ami autor≤w, uosabiali ich marzenia. Byli herosami, kt≤rych dowcipny Stephen King zdefiniowa│ kr≤tko, ale tak dosadnie, ┐e cytatu muszΩ u┐yµ w oryginale: ... strong-thewed barbarians whose exiraordinary prowess at fighting is only excelled by their extraordinary prowess at fucking.

Opowie╢ci o takich herosach, dowodzi King, przemawiaj▒ wy│▒cznie do impotentnych s│abeuszy, nieudacznik≤w, waginofob≤w, nie╢mia│k≤w i ┐yciowych pierdo│≤w, lubi▒cych identyfikowaµ siΩ z bohaterem wzrostu siedmiu st≤p, wyr▒buj▒cym sobie mieczem drogΩ poprzez hurmΩ nieprzyjaci≤│ na alabastrowych schodach zrujnowanej ╢wi▒tyni, ze sk▒po odzian▒ piΩkno╢ci▒ dyndaj▒c▒ na swobodnym ramieniu.

Rekord w tym wzglΩdzie bije John Norman. Z jego cyklu "Gor" przebijaj▒ potworne a ewidentne kompleksy i problemy, z kt≤rymi autor winien co rychlej biec do seksuologa, zanim nie przejd▒ mu one w stan maniakalny. Prawda, t w innych opowie╢ciach i powie╢ciach fantasy bohaterowie bywaj▒ mΩscy, mΩsko╢ci▒ zgodn▒ z definicj▒ Kinga, Sw▒ archetypow▒ mΩsko╢µ objawiaj▒, rzecz jasna, poprzez t│uczenie wrog≤w po g│owach i zdobywanie bez trudu wszystkich kobiet, poza tymi, kt≤re uciek│y na czubek drzewa. Bohaterowie ci maj▒ wszelako┐ i inne zajΩcia - ratuj▒ od zag│ady ╢wiaty i kr≤lestwa, szukaj▒ magicznych artefakt≤w, zabijaj▒ smoki. U Johna Normana herosi wy│▒cznie gwa│c▒. Za╢ kobieta u Johna Normana przed zgwa│ceniem musi byµ zwi▒zana, zakuta w │a±cuchy, wych│ostana i napiΩtnowana gor▒cym ┐elazem. Kliniczny przypadek fobii waginalnej, wzbogaconej kompleksem ofermy, kt≤ry boi siΩ zbli┐yµ do kobiety maj▒cej wolne rΩce i mog▒cej zdecydowanie odm≤wi│ awans≤w.(5)

W opowie╢ciach fantasy feministycznej kobiety wy│amuj▒ siΩ z conanowsko-gorowskiego schematu. Same potrafi▒ waln▒µ nacha│a mieczem lub zaklΩciem, a je╢li nawet kto╢ je zgwa│ci, to biada mu. Zap│aci za to drogo, najp≤╝niej w pi▒tym tomie sagi. Niekt≤re autorki dosz│y tu ju┐ do pewnej przesady. Bohaterki tyklu "Vows and Honor" Mercedes Lackey, wojowniczkΩ TarmΩ i czarodziejkΩ Kethry gwa│ci siΩ na okr▒g│o, czΩsto-gΩsto zbiorowo, a one sig otrz▒saj▒ i mszcz▒. ParΩ stron tekstu o niczym i da capo. Kilka dalszych stron i mamy TarmΩ i Kethry siedz▒ce sobie pyry ognisku i opowiadaj▒ce o dawnych gwa│tach. Banalny opis przyrody i mamy trzeci▒, ca│kiem przypadkow▒ zgwa│con▒ kobietΩ i TarmΩ z Kethry, mszcz▒ce siΩ przez solidarno╢µ. Jezus Maria.

W trylogii "Last Herald Mage" tej samej autorki bohaterem jest Vanyel, mΩ┐czyzna. Kupi│em, ciekaw, co te┐ autorka ma do powiedzenia o mΩ┐czyznach. Ano, ma wiele. Vanyel ma do╢µ nietypowe dla mΩ┐czyzny sk│onno╢ci erotyczne, a autorka wy│azi ze sk≤ry, aby przekonaµ czytelnika, ┐e to jest w│a╢nie to, co tygrysy powinny lubiµ najbardziej. Zrezygnowa│em z nabycia dw≤ch dalszych tom≤w przera┐ony perspektyw▒ tego, co czeka w nich bohatera. W podobnie typowym cyklu "Lythande" autorstwa s│awnej Marion Zimmer Bradley, bohaterk▒ jest czarodziejka, ukrywaj▒ca p│eµ pod mΩskim przebraniem. Magiczka uko±czy│a czarodziejski uniwerek jako lipny mΩ┐czyzna. Inaczej nie dost▒pi│aby zaszczytu immatrykulacji. Przejrzysta alegoria wyrzecze± kobiety, chc▒cej zrobiµ karierΩ w firmie Rank Xerox. Widzia│em "Yenti". WolΩ Tootsie".

Je╢li ju┐ o Zimmer Bradley mowa, to jest ona promotork▒ znanego cyklu "Sword and Sorceress", czyti - uwaga! - "Mieczem i damsk▒ magi▒" (t│umaczenie moje i nader swobodne). Wchodz▒ce w sk│ad cyklu zbiorki opowiada± osi▒gnΩ│y W│a╢nie numer dziewi▒ty i maja siΩ nie╝le. Jest to - je┐eli chodzi o fantasy - na dobry porz▒dek jedyne dobre i pewne miejsce udanego startu dla debiutant≤w i m│odych pisarzy. A raczej pisarek, zwa┐ywszy leitmotiv. Autor≤w te┐ siΩ tam czasem wprawdzie dopuszcza, ale patrz wy┐ej. Musz▒ schyliµ g│owΩ i ugi▒µ kolana, musi im zwiotczeµ i opa╢µ... mΩska duma.

Przysz│o╢µ gatunku widzΩ wiΩc jak na d│oni.

8:33

Sza│ fantasy nie m≤g│, rzecz jasna, omin▒µ Polski. Pojawienie siΩ fantasy w naszym kraju zbieg│o siΩ jednakowo┐ w czasie z pewnym prze│omem w dziedzinie kultury, polegaj▒cym na ca│kowitym zaniechaniu mozolnego procesu, jakim jest czytanie, na rzecz │atwiejszego w obs│udze i percepcji ogl▒dalnictwa wideo. St▒d te┐ - obok znakomitego sk▒din▒d "Conana barbarzy±cy" w re┐yserii Miliusa i z muzyk▒ Poledourisa - fantasy dotar│a do nas g│≤wnie w postaci przera┐aj▒cego wideo-tajna, pi▒tego sortu prodotto italiano de Cinecitta lub wytw≤rni Cheapo Films z Santa Monica, Kalifornia. Mieli╢my i ksi▒┐ki, a jak┐e. By│ Tolkien, wydany gdzie╢ tam w latach sze╢µdziesi▒tych, by│ "CzarnoksiΩ┐nik z Archipelagu". Zwracam uwagΩ na t│umaczenie tego tytu│u. Po pierwsze - brak znajomo╢ci kanonu i nomenklatury fantasy. "Wizard" nie mo┐e w fantasy byµ t│umaczone jako "czarnoksiΩ┐nik", bo zawsze ten rodzaj paraj▒cego siΩ magi▒ osobnika, o kt≤ry chodzi u Le Guin, w fantasy okre╢la siΩ jako "czarodziej". "CzarnoksiΩ┐nik", wzglΩdnie "czarownik", okre╢lenia lekko pejoratywne, zak│adaj▒ce "z│▒" magiΩ, t│umaczy siΩ jako sorcerer lub necrom▒ncer. Bardzo z│ych czarownik≤w okre╢la siΩ jako warlocks.

Po drugie - "Archipelag". T│umacz przestraszy│ siΩ Ziemiomorza, Earthsea, nie zaakceptowa│ Krainy Nigdy-Nigdy. Wola│ okre╢lenie bardziej - ha, ha - werystyczne.

Popularyzowa│y fantasy r≤wnie┐ amatorskie t│umaczonka w tzw. fanzinach, pisemkach czytanych przez tzw. fan≤w, czyli osobnik≤w zrzeszonych w tzw. excusez le mot - fandomie. Nawet jednak w╢r≤d bywa│ych, otrzaskanych i zagorza│ych fan≤w wiedza na temat fantasy jest znikoma. I nic dziwnego, bo opr≤cz wymienionych wy┐ej Tolkiena i Le Guin, Leibera i White'a nie przet│umaczono na polski »ADNEGO licz▒cego siΩ utworu tego gatunku. Aby unikn▒µ nieporozumie± wyja╢niam, ┐e chodzi o utwory, kt≤re ja uwa┐am za licz▒ce siΩ.(6)

Dla tych, kt≤rzy chcieliby zarzuciµ mi subiektywizm lub wrΩcz niewiedzΩ, podajΩ co nastΩpuje - z opracowanej przez "Locusa" listy 33 bestseller≤w fantasy wszechczas≤w przet│umaczono i wydano w Polsce osiem tytu│≤w. Z opublikowanego w ksi▒┐ce Davida Pringle "Modern Fantasy", zestawienia stu najlepszych dzie│ tego gatunku - dziewiΩµ tytu│≤w, z czego cztery powtarza siΩ za poprzedni▒ list▒. Za ka┐dym razem uwzglΩdniam Tolkiena i Le Guin, a pomijam tytu│y, kt≤re na. obu' listach znalaz│y siΩ ewidentnie przez przypadek, bo nale┐▒ do horroru ("The Shining" Kinga), SF ("Je╝d╝cy smok≤w" Anne McCaffrey) lub fantastyki dzieciΩcej ("Alicja w Krainie Czar≤w").

Wyobra╝my sobie wiΩc per analogiam, ┐e gatunek science fiction reprezentowany jest w Polsce przez "Kroniki marsja±skie" Raya Bradbury i cykl "Perry Rhodan", a "Diuna" Herberta znana jest nam wy│▒cznie z wersji filmowej. Do kolekcji polski mi│o╢nik SF zna jeszcze film "Alien" i widzia│ na ta╢mie wideo dwa lub trzy odcinki "Star Trek - The Next Generation". I na tym, wyobra╝my sobie, koniec - ani czytelnik, ani krytyk, ani autor, kt≤ry chcia│by SF pisaµ nie zna »ADNEGO innego przyk│adu na to, czym jest gatunek. Powtarzam - ┐adnego. Ale co z tego, wszyscy twierdz▒, ┐e uwielbiaj▒ SF, zaczytuj▒ siΩ Perry Rhodanami i po raz setny z rzΩdu ogl▒daj▒ Star Trek. A krytycy krΩc▒ nosami i po raz tysiΩczny dowodz▒ g│Ωbokiej prawdy, ┐e Bradbury, owszem, niczego sobie, ale reszta gatunku to mizeria. Boki zrywaµ, prawda? A przecie┐ dok│adnie taka w│a╢nie sytuacja panuje u nas w odniesieniu do fantasy.

Fantasy, jaka jest, ka┐dy widzi. A poniewa┐ rynek polski jest wyg│odnia│y, wyposzczony na klub≤wkach i sinym powielaczu, wyczuto koniunkturΩ i obecnie wyspecjalizowane w tym kierunku jednostki staraj▒ siΩ zaspokoiµ g│≤d, powetowaµ nam dawne straty - a przy tym zarobiµ. Zasypano stragany ksi▒┐kami o kolorowych ok│adkach, na kt≤rych mamy nasze upragnione miecze, topory, muskularnych heros≤w, gole panienki i aksolotle, udaj▒ce smoki.

Mamy te┐ na straganach mn≤stwo nowych autor≤w - dok│adniej m≤wi▒c -dw≤ch. Bo r▒bie siΩ bez lito╢ci Howarda jego pogrobowcami i Andre Norton. Idzie siΩ szlakiem przetartym przez "FantastykΩ". MiesiΩcznik ma pe│ne podstawy, aby ┐▒daµ od wydawc≤w, owych po┐al siΩ Bo┐e biznesmen≤w, gratyfikacji finansowych za "zrobienie rynku". Czytelnicy i mi│o╢nicy fantasy maj▒ za╢ wszelki podstawy, aby na "FantastykΩ" pluµ i psioczyµ, mog│a wszak┐e wylansowaµ co bardziej warto╢ciowego. Tymczasem je dyna t│umaczona warto╢ciowsza pozycja "Amber" Rogera Zelaznego, zosta│ gdzie╢ zagubiona po wydaniu dw≤r pierwszych tom≤w i kamie± w wody mogi│a. W zamian ruszono "Xanth" Piersa Anthony. Mes felicitations, jakkolwiek de gustibus non est disputandum.

Pir≤g, czyli Polak potrafi!

Panuj▒ca u nas totalna niewiedza co do kanonu gatunku nie powstrzyma│a jednak rodzimych autor≤w przed pr≤bami napisania fantasy made in Poland. W wszystko by│o, o dziwo, w miarΩ dorza dop≤ty, dop≤ki dziabano schemacik howardowsko-tolkienowski, dop≤ki u Jacka Piekary imperia ╢ciera│y siΩ w walce o dominacjΩ nad Never-Never Landem, a Feliksa Kresa mroczni bohaterowie zmagali siΩ z losem i przeznaczeniem. Wszystko rozwija│o siΩ jako╢ normalnie dop≤ty, dop≤ki autorzy choµ w og≤lnym za│o┐eniu wiedzieli, co robi▒ i czego chc▒. Zaczerpuj▒c z terminologii muzycznej mieli nuty, mieli kawa│ek partytury i nieco s│uchu, a ┐e wprawy i wirtuozerii nie by│o kiedy nabraµ, grali moderato cantabile i nawet da│o siΩ tego s│uchaµ. Ale c≤┐, ich nastΩpcom tego by│o ma│o. M│odszym przy╢ni│o siΩ, ┐e ka┐dy z nich Paganini. I zagrzmia│a nam muszla koncertowa od straszliwych fantasy alla polacca fortissimo e molto maestoso e furioso andante doloroso con variazioni.

Komu╢ bowiem przypomnia│o siΩ, ┐e╢my nie gΩsi i nie jacy tacy. Wychodz▒c pozornie s│usznego za│o┐enia, ┐e opiera nie siΩ na archetypach jest wstecznictwem i wt≤rnictwem, autorzy m│odszego pokolenia wziΩli pi≤ra w gar╢µ - i sta│o siΩ.

Nagle zrobi│o siΩ w naszej fantasy s│owia±sko, prza╢nie i kra╢nie, jurnie, ┐urnie, podpiwkowo i lnianie. Swojsko. Z pachnia│o grodziszczem, wsi▒-ulic≤wk▒ i puszcza±skim wyrΩbem, powia│o, jak mawiaj▒ przyjaciele-Moskale - lietom, cwietom i - izwinitie - gawnom. úup! Co tak huknΩ│o? Czy to Bolko wbija s│upy OdrΩ? Czy to mo┐e Czcibor │upi Hodona Zygfryda pod Cedyni▒? Czy te┐ to mo┐e komar ze ╢wiΩtego dΩbu spad│?

Nie. To tylko nasza, rodzima, s│owia±ska fantasy.

Ni z tego, ni z owego zniknΩ│y wampiry, pojawi│y siΩ w▒pierze i strzygaje (sic!), zamiast elf≤w mamy bo┐Ωta i inne niebo┐Ωta, zamiast olbrzym≤w i trolli mamy stoliny. Zamiast czarodziej≤w i mag≤w mamy wieszczych, wo│chw≤w i ┐erc≤w. Zaiste, brakuje jeno chlejc≤w.

I co nam Conan, Ged Sparrowhawk, co nam Fellowship of the Ring. Mamy swojskich woj≤w, zwanych, ma siΩ rozumie r≤wnie swojsko: Zbir≤g, Pir≤g, Kociej, Pociej, Zagraj, Zab≤j, Przyb≤j i Pozamiataj. I ruszyli owi Pirogowie od grodziszcza do grodziszcza, zygzakiem, rzecz jasna, ruszyli przez lasy, bory i welesy, przez tramy i chramy, sk≤rznie, gop│a, m│ski i koto│aki, poprzez tany bujne i stepy, poros│e burzanem i chrzanem, przez ╢wiΩte gaje i ruczaje.

Zaiste. Przy zagaju, przy ruczaju, jecha│ Pir≤g na buhaju. Jam, pry, jest Pir≤g. Ale nie ruski. Nie celtycki. Jestem nasz, swojski, s│owia±ski Pir≤g, przysz│o╢µ i nadzieja fantastyki. 1 jeno kwesti▒ czasu jest, by narodzi│a siΩ nowa, kultowa saga, epicka fantasy, Wielka Pirogiada, S│owo o Wyprawie Wieszczego Piroga na Strzygaj≤w. O, úado, úado, Kupa│o! Przewr≤µ siΩ w grobie, Tolkienie! P│acz, le Guin! Gry╝ bezsilnie wargi z zazdro╢ci, Eddingsie! Dr┐yj z zawi╢ci, Zelazny!

Tych, kt≤rzy na Wielk▒ PirogiadΩ doczekaµ siΩ nie mog▒, uspokojΩ, streszczaj▒c dzie│o. W Szarych Wierchach, dok▒d wyprawi siΩ Pir≤g i jego prza╢na dru┐yna, z│ota nie ma i prawdopodobnie nigdy nie by│o. Ale niecny Strzygaj i wspieraj▒cy go renegaci, ╝li zagraje Wolec i Stolec, zgin▒ od sulicy w Pirogowej prawicy, przy czym chrobremu Pirogowi nawet weles z g│owy nie spadnie. Skradzione ªwiΩte »yto i Wieszcza ªmietana zostan▒ odzyskane i wr≤c▒ do chramu Swantewita, bo tam ich miejsce. Koniec.

Rzecze Marek Oramus, fantasy, pry, jest mizerna. Mizeria tytu│≤w tego gatunku, jakie siΩ nam serwuje, jest, pry, okropna. Dyletanctwo, tΩpota i arogancja dokonuj▒cych przek│ad≤w "t│umaczy" jest, pry, straszliwa. Poczekaj, Marku, na Piroga i PirogiadΩ, dopir≤╝ ci bΩdzie. Dopir≤┐ zawyjesz, niby strzygaj do miesi▒ca w pe│ni, zamiauczysz jak kato│ak na blaszanym dachu. l w≤wczas z │ezk▒ w oku wspomnisz Andre Norton, Howarda i "Xanth".

Mamy ju┐ liczne Pirogi, bΩd▒ce pochodnymi Conana i klasycznej sword and sorcery, mamy co╢ na kszta│t spirogowanego Lovecrafta, mamy pr≤by pirogowatego posttolkienizmu, mamy nawet Czarne Pirogi, udaj▒ce dark fantasy. Nie mog│o zabrakn▒µ i pochodnych "Mists of Avalon", czyli Pirog≤w fantastyczno-historycznych. I oto zamiast Artura, Lancelota i Gawaina mamy Pirog≤w, Ku╢midr≤w i Svensson≤w z Jomsborga. Zamiast Pikt≤w i Sakson≤w mamy Swij≤w, Dun≤w i Pomort≤w. Zamiast Merlina i Morgan Le Fay mamy wo│chw≤w i wspomnianych wy┐ej ┐erc≤w. Wojna i po┐oga, kile norma±skich drakkar≤w zgrzytaj▒ o piach s│owia±skich pla┐, stoliny wyj▒, Jomsborg atakuje, berserkerzy szczerz▒ zΩby, Niemce na gr≤d wal▒, nasi g≤r▒, krew siΩ leje, Swaro┐yc siΩ swaro┐y, a antylopa siΩ gnu. »erce, jak to ┐erce, ┐r▒ i u┐ywaj▒ czar≤w w stosunku. Do wszystkich. I co?

I Pir≤g, Pir≤g, Pir≤g, po trzykroµ Pir≤g.

Postmodernistyczny babol

Dotykaj▒c zjawiska pt. "Polska fantasy" staram siΩ unikaµ nazwisk, albowiem mog│oby to byµ poczytane za bezpardonow▒ walkΩ z konkurencj▒. Jednakowo┐ z samego choµby kronikarskiego obowi▒zku - w ko±cu, m≤wili╢my o Tolkienie i Howardzie - godzi siΩ nadmieniµ, ┐e Praojcem Pirog≤w Polskich w S│owia±skiej ªmietanie jest m│ody i zdolny autor Rafa│ A. Ziemkiewicz, kt≤ry wpierw wstrz▒sn▒│ czytelnikiem komiksem "Wilcza kl▒twa", a nastΩpnie stworzy│ "Skarby stolin≤w", powie╢µ fantasy. Chapeaux bas, mesdames et messieurs! Voila le Grande Pirogue Brillante!

W tym miejscu muszΩ z wielkim hukiem uderzyµ siΩ w w▒t│e piersi. Napisa│em, przyznajΩ ze skruch▒, kilka opowiada± o charakterze, nazwijmy to, antywerystycznym. W tych┐e opowiadaniach, nie bacz▒c na ╢wiΩte prawa i zakony fantasy, co i rusz pope│nia│em - za pewn▒ m│od▒ krytyczk▒ z "Fenixa" - lapsusy. M│oda krytyczka z w│a╢ciw▒ sobie przenikliwo╢ci▒ bezb│Ωdnie mnie rozszyfrowa│a dowodz▒c, ┐e lapsusy owe s▒ zbyt czΩste, by by│y przypadkowe. BijΩ siΩ w piersi po raz wt≤ry. Nie by│y.

Do najstraszliwszych lapsus≤w, kt≤re przy tym nie daty siΩ z tekstu ani wyrzuciµ ani wysubstytuciµ czujnym poprawiaczom z "Fantastyki", nale┐a│y batystowe majtki Renfri z opowiadania "Mniejsze z│o". Tak zwane ╢rodowisko zawrza│o i zaczΩ│o dyskutowaµ. Majtki! W fantasy! Bzdura i brak poszanowania dla konwencji! Grzech i anatema! Tolkiena nie czyta│, czy co? Kanonu nie zna, czy jak? Czy Galadriela nosi majtki? Nie nosi, bo pod≤wczas majtek nie noszono!

Po jakim╢ czasie ╢rodowisko wych│≤d│o nieco i spacyfikowa│o siΩ, a majtki uznano za "oryginalne". Byµ mo┐e i innym poza Maµkiem Parowskim zapachnia│o w tych majtkach postmodernizmem i podr≤┐ami w czasie. Tylko jeden m│ody Pir≤g zareagowa│ na majtki Renfri dumnie, zimno i pogardliwie, opisuj▒c w│asn▒ bohaterkΩ, kt≤ra przystΩpuj▒c do aktu p│ciowego zdejmuje, - : ...przepaskΩ biodrow▒ i zw≤j podtrzymuj▒cy piersi. Efekt zar≤wno zimnej pogardy jak i wiedzy co do tego, co "pod≤wczas" nosi│y niewiasty pod giez│em, zosta│ jednak zepsuty opisem samego aktu p│ciowego, ╢miesznym ponad miarΩ i wyobra┐enie.

Inni Pirogowie zadumali siΩ g│Ωboko, Aha, pomy╢leli, Sapkowskiemu wolno lapsusiµ i to jest postmodernizm. A przecie┐ "lapsus", s│owo obce, na polski t│umaczy siΩ jako "babol". Je┐eli wiΩc, pomy╢leli Pirogowie, zaczniemy strzelaµ lub "sadziµ" straszliwe babole, to i my doszlusujemy do postmodernist≤w.

I posz│o szybko. Pewna m│odziutka Piro┐ka uzbroi│a stra┐ miejsk▒ w kopie. Wolno by│o Renfri nosiµ majtki, ta wolno i piechoci±com kopie, prawda? Owe kopie oburzy│y jednak innego m│odego Piroga, oburzy│y do ┐ywego i dog│Ωbnie. M│ody Pir≤g jest wyczulonym na takie rzeczy puryst▒. Sam wszelako┐ w licznych utworach dat taki popis postmodernizmu, ┐e batystowe majtki opa╢µ mog▒ ze ╢miechu. Przyk│ad pierwszy z brzegu -ustroi│ oto jakiego╢ Piroga czy Pirogsona z Birki, nie pamiΩtam, w kaftan, naszywany │uskami suma-olbrzyma. Wielka sztuka, zwa┐ywszy, ┐e sumy w og≤le │usek nie posiadaj▒, ani te malutkie, ani te olbrzymie. Pr≤ba naszycia za╢ na kaftan czego╢, czego nie ma, wymaga albo silnej magii, albo silnego postmodernizmu. Je╢li mam byµ szczery, uzna│bym za oryginalniejsze i zab≤jczo postmodernistyczne, gdyby kaftan rzeczonego Piroga nabiµ srebrnymi p≤│dolar≤wkami.

Inni Pirogowie nosz▒ napiΩte kusze w jukach. Brakuje tylko, by brali dupy w traki. Jeszcze inni przep│ywaj▒ szerokie i rw▒ce rzeki na uplecionych naprΩdce │≤deczkach z sitowia. Szkoda, ┐e nie na ╢wiΩtoja±skich wiankach; kt≤re wszak┐e maj▒ wyporno╢µ niewiele mniejsz▒, a o ile┐ │atwiej je uple╢µ.

RΩka, noga, m≤zg na ╢cianie!

Do╢µ jednak o tym, revenons a nos moutons, wr≤µmy do rozprawy o metodzie, drobne z│o╢liwo╢ci zostawiwszy sobie na konwenty. Wniosek za╢ postawimy nastΩpuj▒cy: w polskiej fantastyce mamy "postmodernizm" i Pirogi, prawdziwej fantasy nie mamy, poza kilkoma potwierdzaj▒cymi regu│Ω wyj▒tkami. Nie mamy fantasy, bo - po pierwsze - nie mamy archetypu.

Tak, wiem, mamy s│owia±sk▒ mitologiΩ, mamy r≤┐nych Swaro┐yc≤w, Swantewit≤w i innych Weles≤w. Ale mitologia owa nie siΩga nas swym archetypem i nie czujemy jej projekcji na sferΩ marze±. Albowiem zadbano o to skutecznie. Mitologia s│owia±ska to┐sama jest z poga±stwem, a my, jako przedmurze chrze╢cija±stwa, przyjΩli╢my D▒br≤wkΩ z Czech i krzy┐ z Rzymu z rado╢ci▒ i rozkosz▒, z dnia na dzie±, i to jest nasz archetyp. U nas nie by│o elf≤w i Merlina, przed rokiem 966 niczego u nas nie by│o, by│ chaos, czer± i pustka, mrok, kt≤ry rozja╢ni│ nam dopiero rzymski krzy┐. Jedyny kojarz▒cy siΩ archetyp to owe zΩby, kt≤re Mieszko kaza│ wybijaµ za │amanie postu. I to nam zosta│o zreszt▒ do dzi╢: tolerancja, wyrozumia│o╢µ i mi│osierdzie oparte na zasadzie - kto my╢li inaczej, niech my╢li - ale zΩby trzeba mu obowi▒zkowo wybiµ. 1 ca│a pras│owia±ska mitologia wylecia│a z naszej kultury i z naszych marze± niby owe zΩby, wyplute z krwi▒.

Magia i miecz, oparte na polskim archetypie? Jaka magia? Polski archetyp czarodzieja? Magia to diabelstwo, paranie siΩ czarami jest niemo┐liwe bez zaparcia siΩ Boga i podpisania diabelskiego cyrografu. Twardowski, nie Merlin. A r≤┐ne welesy, domowiki, w▒pierze, bo┐Ωta i strzygaje (sic!) to b≤stwa i postaci o charakterze chtonicznym, personifikacja Z│ego, Szatana, Lucyfera. Nasza Kraina Nigdy- Nigdy? Tocz▒cy siΩ tam b≤j, walka Dobrego ze Z│ym, úadu z Chaosem? W polskiej, archetypicznej krainie marze± nie by│o wszak Dobra i Z│a, by│o tam wy│▒cznie Z│o, na szczΩ╢cie Mieszko przyj▒│ chrzest i wybi│ Z│u zΩby, i od tej pory jest ju┐ tylko dobro i úad, i Przedmurze, i co nam tam diabe│ Boruta, wod▒ ╢wiΩcon▒ go, skurwysyna.

Nasze legendy, mity, ba, nawet ba╢nie i bajeczki, na kt≤rych siΩ wychowali╢my, zosta│y odpowiednio skastrowane przez r≤┐nych katechet≤w, w wiΩkszo╢ci zapewne ╢wieckich, bo tary, jak wiadomo, s▒ najgorsi. W zwi▒zku z tym nasze bajki przypominaj▒ do z│udzenia ┐ywoty ╢wiΩtych - anio│y, modlitwy, krzy┐, r≤┐aniec, cnota i grzech - a wszystko zabarwione wysmakowanym sadyzmem. Z naszych bajek mora│ jest jeden - je╢li nie zm≤wimy paciorka, diabe│ porwie nas do piek│a na wid│ach. Na wieczne mΩczarnie. A B≤g jest w polskich bajkach wszΩdzie, wyj▒wszy kom≤rkΩ Kowalskiego, i to wy│▒cznie dlatego, ┐e Kowalski nie ma kom≤rki. Nic tedy dziwnego; ┐e jedyny archetyp, jaki z tych bajek przebija, jest archetypem kruchty. Na czasie, nawiasem m≤wi▒c. Ale nie dla fantasy. Fantasy to eskapizm. To ucieczka do Krainy Marze±. Archetyp przemawia do nas tak┐e tym, ┐e wiemy, PRZED CZYM uciekamy. WΩdruj▒c u boku Froda, Aragorna, Geda, Karrakaz czy Belgariona uciekamy w ╢wiat, w kt≤rym tryumfuje dobro, sprawdza siΩ prryja╝±, liczy siΩ honor i prawo╢µ, zwyciΩ┐a mi│o╢µ. Uciekamy w ╢wiat, w kt≤rym magia, odpowiednik wszechmocnej, ale bezdusznej techniki, nie s│u┐y, jak technika, ka┐demu, niegodziwemu na r≤wni ze sprawiedliwym. Uciekamy w ╢wiat, w kt≤rym okrucie±stwo, nietolerancja, chorobliwa ┐▒dza w│adzy i d▒┐enie, by zielon▒ KrainΩ Nigdy-Nigdy zamieniµ w Mordor, w ZiemiΩ Ja│ow▒, po kt≤rej grasuj▒ hordy ork≤w, zostaj▒ powstrzymane, pokonane i ukarane.

A my, przed czym mamy uciekaµ? Pomijaj▒c przemo┐n▒ chΩµ, aby uciekaµ w og≤le jak najdalej od tego, co obserwujemy dooko│a? Bezduszna technicyzacja nie dotknΩ│a nas jeszcze tak mocno jak Amerykan≤w. U nas kaloryfery wci▒┐ bezdusznie nie grzej▒, poci▒gi siΩ sp≤╝niaj▒, z kran≤w leci zimna i ╢mierdz▒ca woda, nie istnieje co╢ takiego jak ksi▒┐ka bez b│Ωd≤w drukarskich, a i ma│y fiat nie znu┐y luksusem na tyle, by marzyµ o je╝dzie wierzchem przez Las Broceliande. S▒siedzi zza miedzy te┐ znaj▒ ten problem i jego implikacje. Ondrej Neff, pytany, dlaczego nie tworzy tak modnego dzi╢ cyberpunku, odrzek│, ┐e nie znajduje w sobie podniety do straszenia rodak≤w-Czech≤w straszliwymi perspektywami stechnicyzowania i skomputeryzowania ╢wiata, gdy jednocze╢nie we wsp≤│czesnej mu Pradze, cytujΩ, clovek nenajde ani fungujici telefonni budku.

Azali┐ szukamy w fantasy ucieczki w przygodΩ, w quest, w solidarno╢µ i przyja╝± dru┐yny bohaterskiej? Fascynuje nas szlachetno╢µ i prawo╢µ bohater≤w, atrybuty nie do pokonania, przeciwstawiane Z│u? Chcemy marzyµ, ┐e w walce o sprawiedliwo╢µ tryumfuje nie biceps, nie piΩ╢µ i nie zimna stal, ale szlachetno╢µ, tolerancja i umiejΩtno╢µ wybaczania? Czy zachowanie Froda wobec pokonanego Sarumana mie╢ci siΩ w kategorii jakiego╢ polskiego archetypu? Nie, nie mie╢ci siΩ. Bli┐szy i sympatyczniejszy jest nam imµ pan Nowowiejski i Azja Tuhajbejowicz. I Pawluk, w wole miedzianym usma┐on. I taka jest nasza fantasy. RΩka, noga, m≤zg na ╢cianie. Miecz, wbity a┐ po jelec. Prute flaki. Niegodziwiec wziΩty na mΩki, a tam, ┐e zacytujΩ: trysnΩ│a krew i pociek│ szpik. Mniam, mniam. Mi│a, oniryczna wizja. Kraina naszych marze±.

Opr≤cz posoki i szpiku kostnego serwuje nam siΩ szczodrze tak┐e inne p│yny, produkowane przez organizm. Opisy zbli┐e± mΩsko-damskich opisywane s▒ - ponownie skorzystam z terminologii muzycznej - fortissimo appassionato, jΩzykiem i stylem godnym zaiste entuzjastycznych ginekolog≤w ze sk│onno╢ciami do wynaturze±. C≤┐, nihili novi sub sole -przypominam casus Johna Normana i definicjΩ Kinga.

Dziecinada

Sk▒d siΩ to bierze, zapyta kto╢. Odsy│am zainteresowanych do "Wariata z pochodni▒" Jacka Inglota. Trzeba przecie naszym fantastom konkurowaµ z pokupn▒ zagraniczn▒ mizeri▒, a zatem "wiΩcej krwi i spermy!" A gatunek, ┐e cierpi? A fantasy? Przecie┐ i tak nikt nie ma pojΩcia, co to takiego. Nikt nie czyta│. Przecie┐ nawet tary znawcy jak Ko│odziejczak i Szrejter okre╢laj▒ fantasy jako konwencjΩ "rozrywkow▒", zapewne dla odr≤┐nienia od SF, kt≤ra, tuszΩ, w rozumieniu obu pan≤w rozrywkowa nie jest i dlatego stoi wy┐ej. Jest fantasy, twierdz▒ zgodnie obaj panowie, konwencj▒, kt≤rej mi│o╢nicy pragn▒ nieskomplikowanych, ale za to krwawych fabu│. Brawo. Touche. LubiΩ te wspaniale sceny gwa│t≤w na niewiastach u T. H. White'a. Uwielbiam krwaw▒ i nieskomplikowan▒ fabu│kΩ "Thomasa Covenanta" czy "Mists of Avalon". Uszy mi p│on▒, gdy czytam naturalistyczny opis aktu p│ciowego w wykonaniu Eowiny i Aragorna. Podniecam siΩ scenami tortur u Le Guin.

Fantasy jest w Polsce domen▒ autor≤w m│odych - wiekiem i sta┐em: I to, cholera jasna, widaµ. Nasza fantasy to nieskoordynowane i s│abo klej▒ce siΩ ze sob▒ obrazki, tchn▒ce fascynacj▒ przemoc▒ fizyczn▒ i seksem, przy czym obie fascynacje s▒ infantylnie rozumiane i infantylnie opisane. Ale poniewa┐ wycelowane s▒ w infantylnego czytelnika, znajduj▒ poklask i popularno╢µ. I autor, i czytelnik ┐yj▒ sobie w tej niszy ekologicznej w sytej symbiozie.

Kto nie wierzy, niechaj siΩ rozejrzy. Oto autorzy, kt≤rych dokonania na polu klasycznej - lub nieklasycznej SF s▒ interesuj▒ce, odkrywcze i ze wszech miar godne uwagi, tworz▒ zapieraj▒ce dech w piersiach "Pirogi", gdy dotkn▒ fantasy. Symptomatyczne? Oczywi╢cie, ┐e symptomatyczne. Bo inkryminowani autorzy znaj▒ kanon SF, wychowali siΩ na nim, fascynowali siΩ lekturami, dokopywali siΩ w nich przes│ania i g│Ωbszej tre╢ci. Znaj▒ SF jako METOD╩ TW╙RCZí. Znaj▒ wszystkie odcienie i subtelno╢ci gatunku, wiedz▒, ┐e gatunek ten niesie z sob▒ odrobinΩ wiΩcej ni┐ radosne opisywanie przyby│ych z otch│ani Kosmosu Bug Eyed Monsters, pragn▒cych w│adzy nad Ziemi▒, naszej krwi i naszych kobiet.

Niestety - powtarzam - w przypadku fantasy brak znajomo╢ci kanonu. L metody. Nie ma metody: Zosta│ Cyryl. I Pir≤g.

I dlatego nie mamy fantasy mog▒cej konkurowaµ z Tolkienem, Le Guin, Jackiem Vancem, Patrici▒ McKillip, Donaldsonem czy Eddingsem. Mamy tak▒, powiedzmy sobie, splatter-gore-fuck and puke fantasy. Fantasy dla takich, kt≤rym wystarcza marzenie o waleniu adwersarza po g│owie lub po nerkach, nadziewaniu go na sztych lub na pal,, marzenie o wej╢ciu w wybrankΩ i trzepotaniu na niej ca│ym sob▒ d│ugo i zapamiΩtale, podczas gdy rzeczona wybranka wyje z rozkoszy i rysuje plecy pazurami. Fantasy dla tych, kt≤rym ucieczka w takie w│a╢nie, nie inne marzenia pozwala poczuµ siΩ lepiej.

C≤┐, ka┐dy ma tak▒ ucieczkΩ, na jak▒ zas│u┐y│.

Berlin, listopad 1992

Przypisy: 1. Ten spektakularny sukces i rozpΩtana w USA tolkienomania dokona│y siΩ przy sprzeciwie autora i jego agenta, nie wyra┐aj▒cych zgody na popularne kieszonkowe wydanie. Mo┐na zatem ╢mia│o stwierdziµ, ┐e rozkwit fantasy dokona│ siΩ w drodze wydawniczego piractwa. Piratem, nawiasem m≤wi▒c, by│ zas│u┐ony dla bran┐y Donald A. Wollheim. 2. Autor przeprasza, ale pomimo ┐e w niniejszym tek╢cie cytuje co i rusz, nie bΩdzie dawa│ ┐adnych odsy│aczy, bo owe "Tam┐e" i "Op. cit" nudz▒ go ╢miertelnie. 3. Autor rozumie, ┐e pogl▒dy takie a┐ prosz▒ siΩ, by z nimi polemizowa│. Autor przeprasza i uprzedza zarazem, ┐e na ┐adne polemiki nie zareaguje, bo brak mu czasu na g│upstwa. 4. Oczywi╢cie, "Miejsce pocz▒tku" te┐ jest fantasy, podobnie pierwsza nowela w zbiorku "Orsinian Tales , tytu│u nie pamiΩtam. 5. Autor jest ╢wiadom darmowej reklamy, jak▒ robi Johnom Normanowi, a┐ te┐ i faktu, ┐e wszystkie stragany w Polsce zakwitn▒ niebawem od cyklu "Gor". C≤┐, signum temporis. 6. No, dobrze, oto moja lista, moje Prywatne "Top Twelve". Po Tolkienie i Le Guin id▒: Stephen R. Donaldson "Thomas Covenant", T. H. White "The Once and Future King", Peter S. Beagle "The Last Unicorn", Roger Zelazny Amber", Marion Zimmer Bradley "The Mists of Avalon", Jack Vance "Lyonesse", Tanith Lee "Birthgrave", Patricia McKillip "Riddlemaster of Hed" oraz "The Forgotten Beasts of Eld", David Eddings "Belgariad" i Fritz Leiber cykl "Swords of...", czyli Fafhrd i Szary Kocur. Pardon, T.H. White zosta│ przet│umaczony. Niedawno. Jedna jask≤│ka, wiosny nie czyni▒ca.

Andrzej Sapkowski

Pir≤g albo Nie ma z│ota w Szarych G≤rach. "Nowa Fanstastyka" 1995, nr 5; Andrzej Sapkowski


 
      Strona g│≤wna | Wprowadzenie | Bibliografia | Galeria | Download
Teksty | MERP | METW | Film | Linki | Chat | Banery | KsiΩgarnia
Cytaty | Forum
 
      Serwis zaprojektowa│ i prowadzi:
Micha│ Rossa -
barahir@tolkien.art.pl
 
Patronem serwisu jest .: gate internet services
Serwisy sponsorowane: fronteria | impart | konferencja z│d | moda i sztuka | rally.pl | wywrota