|
Historia: as umilk│.
CiszΩ kt≤ra nasta│a mo┐na by por≤wnaµ tylko do tej
, jaka panuje p≤╝n▒ letni▒ noc▒ , kiedy to ca│a
przyroda milknie w oczekiwaniu ╢witu ,a jedynym
miernikiem czasu jest w│asne miarowe bicie serca . Tak
w│a╢nie by│o i teraz milczenie oblepia│o wszystko co
┐ywe , wdziera│o siΩ do ust nawet najmniejszych
stworze± , wiΩksze chwyta│o za gard│o swymi
┐elaznymi mackami . NastΩpnym znakiem nadej╢cia
czego╢ niepojΩtego by│ bezruch . Drzewa pieszczone do
tej pory dotykami wiatru nagle stanΩ│y w nieruchomych
kolumnach ci▒gn▒cych siΩ a┐ po horyzont, ptaki
wykonuj▒ce sw≤j niemy , powietrzny taniec raptem
sfrunΩ│y na ziemiΩ w poszukiwaniu schronienia , przed
tym co by│o nie uniknione , a przepowiedziane na samym
pocz▒tku .
Niepewno╢µ ros│a stopniowo wzbiera│a niczym rzeka
podczas wiosennych roztop≤w , napiΩcie by│o wrΩcz
namacalne , coraz wiΩksze i wiΩksze ,ju┐ niemal
materialne . Nagle wszystko skurczy│o siΩ w sobie jakby
oczekuj▒c na cios...
i sta│o siΩ . Nieoczekiwany powiew wiatru skruszy│ tΩ
barierΩ nie-bytu , uderzy│ z si│▒ huraganu w
najwy┐sze partie drzew , zwierzΩta zawt≤rowa│y mu
jednym zgodnym ch≤ralnym g│osem , g│osem
przepe│nionym strachem i niepewno╢ci▒ w r≤wnym
stopniu co nadziej▒ . Korony drzew poruszane
niewidzialn▒ si│▒ wiatru zaczΩ│y szumieµ w spos≤b
jakiego na tym ╢wiecie jeszcze ┐adna ┐ywa istota nie
s│ysza│a .W ich konarach zaklΩta od wiek≤w pie╢±
zaczΩ│a wyp│ywaµ poprzez ruch ga│Ωzi i z czasem
formuj▒c zwrotki refreny tej niepojΩtej symfonii
narodzin . Ca│a puszcza porusza│a siΩ w rytm
hipnotycznej pie╢ni szumi▒cych drzew coraz g│Ωbiej i
g│Ωbiej odnajduj▒c sens bytu i tajemnicΩ stworzenia ,
wszystko porusza│o siΩ w takt hipnotycznej muzyki ,
wszystko poza jednym , wielkim roz│o┐ystym Jesionem
stoj▒cym na ╢rodku pokrytej rozlicznymi gatunkami
kwitn▒cych kwiat≤w polany . Sta│ on potΩ┐ny wielki i
niewzruszony sta│ tak od wiek≤w . Podobno zasadzi│ go
jeden z bog≤w jako niemego ╢wiatka historii dziej≤w .
Nagle zn≤w zapad│a cisza , ale nie na d│ugo gdy┐
nastΩpny radosny ╢piew puszczy przerwa│ kotarΩ
milczenia . Tak zareagowa│ las na dziwne zjawisko kt≤re
dzia│o siΩ w konarach ╢wiΩtego Jesionu . Spod kory
pnia zaczΩ│a wyp│ywaµ bursztynowa przezroczysta ciecz
, w▒ziutkim strumieniem s▒czy│a siΩ w d≤│ ,
leniwymi │ukami omijaj▒c rozliczne ga│Ωzie . Wkr≤tce
do niej do│▒czy│a nastΩpna i kolejna . Z
poszczeg≤lnych konar≤w wyp│ywa│y coraz to nowe
str≤┐ki cieczy jedne mia│y odcie± bursztynowy , inne
lekko zielonkawy , lub rdzawy czy niebieskawy . Wszystkie
one sw≤j bieg ko±czy│y w jednym punkcie znajduj▒cym
siΩ jakie╢ trzy metry nad ziemi▒ w z│▒czeniu dw≤ch
konar≤w z pniem tworz▒cym naturalne zag│Ωbienie
Stru┐ki ┐yciodajnej cieczy wirowa│y w same w sobie
tworz▒c wewnΩtrzne nurty , splata│y siΩ i rozplata│y
niczym kochankowie oddaj▒cy sobie g│ΩbiΩ w│asnych
uczuµ . Stopniowo poszczeg≤lne kolory zanika│y ,
ustΩpuj▒c miejsca jednemu miodowo brunatnemu . W
nied│ugim czasie niecka wype│ni│a siΩ , a ciecz
wyst▒pi│a z brzeg≤w , ale nie ╢cieka│a w d≤│ pnia
, przeciwnie ros│a ku g≤rze formuj▒c kulΩ o ╢rednicy
p≤│tora metra . Nagle ciecz wype│niaj▒ca kulΩ
zastyg│a i pociemnia│a , tak , i┐ nie mo┐na by│o
zobaczyµ co dzieje siΩ w ╢rodku . Muzyka puszczy
zdawa│a siΩ dobiegaµ do ko±ca
"wy╢piewywano" ju┐ ostatnie sylaby tego
misterium narodzin . Z drzew zaczΩ│y spadaµ li╢cie
│agodnymi │ukami mkn▒c na spotkanie ziemi , coraz
wiΩcej i wiΩcej li╢ci spada│o z drzew tworz▒c
miΩkki dywan u st≤p jesionu . »ywiczna kula zadr┐a│a
... delikatne opalizuj▒ce ╢wiat│o wydobywa│o siΩ
przez male±k▒ dziurkΩ powsta│o niepostrze┐enie . W
nied│ugim czasie przerodzi│a siΩ ona w rysΩ a
nastΩpnie w szczelinΩ kt≤ra powiΩkszaj▒c siΩ
okr▒┐a│a kulΩ . Wreszcie sko±czy│a sw≤j bieg tam
gdzie zaczΩ│a i skorupa pΩk│a . Miodowo brunatny
p│yn wylewa│ siΩ poprzez postrzΩpione krawΩdzie
tworz▒c spor▒ ka│u┐Ω szybko wsi▒kaj▒c▒ w grunt .
Lecz nie to by│o najciekawsze , na dnie kuli co╢ siΩ
poruszy│o ... by│o to dziecko . Ma│e bezbronne dziecko
, kt≤re przebieraj▒c n≤┐kami krzycza│o ,
oznajmiaj▒c ca│emu ╢wiatu swoje przybycie . Jedna z
ga│Ωzi jesionu o┐ywiona magiczn▒ si│▒ w╢liznΩ│a
siΩ do ╢rodka tego specyficznego jajka i delikatnie
oplataj▒c malca w pasie podnios│a go do g≤ry ,
pozwalaj▒c promieniom s│o±ca nama╢ciµ duszΩ malca
... NastΩpne lata minΩ│y bardzo szybko jedno za drugim
, jakby stara│y siΩ nawzajem schwytaµ . Dziecko ros│o
. W wieku trzech ludzkich lat m≤wi│o ju┐ p│ynnie
jΩzykiem puszczy i jΩzykiem ludzi , kt≤rego uczy│o
siΩ od zwierz▒t . Z czasem coraz dobitniej mo┐na by│o
stwierdziµ , i┐ nie jest cz│owiekiem , bynajmniej nie
do ko±ca . Mia│ d│ugie spiczaste uszy kt≤re mo┐e nie
by│yby same w sobie czym╢ strasznie dziwnym , gdy┐
takie anomalie ciΩ zdarzaj▒ ... gdyby ich
nienaturalno╢ci nie potΩgowa│y w│osy koloru ╢wie┐ej
soczystej trawy . Do tego dzieciΩ patrzy│o na ╢wiat
bursztynowymi oczami w kt≤rych zdawa│oby siΩ
kr▒┐y│a miodowo - brunatna substancja , zataczaj▒c
male±kie │uczki i tworz▒c r≤wnie mikroskopijne wirki
. Dziecko konsekwentnie poznawa│o zasady od wiek≤w
obowi▒zuj▒ce w puszczy , coraz g│Ωbiej i g│Ωbiej
pogr▒┐a│o siΩ w tajemnicach , tych zwi▒zanych z
┐yciem zwierz▒t i tych , kt≤rych wiedza dana jest
tylko wybranym . W wieku dwudziestu dw≤ch ludzkich lat w
ko±cu zdoby│ siΩ na to aby zapytaµ ╢wiΩty jesion o
to kim jest .
- Jeste╢ naszym dzieckiem odpowiedzia│o drzewo ,
obiecanym nam przez bog≤w , jeste╢ tym kt≤ry stanie do
walki podczas dni pr≤by kiedy z│o wyst▒pi przeciwko
wszystkiemu co dobre i zaleje swoim jadem ca│y ╢wiat .
Skoro wiesz ju┐ to musisz r≤wnie┐ wiedzieµ jakie jest
twoje imiΩ . Jeste╢ Joandil co w naszym jΩzyku oznacza
: tego kt≤ry niesie pok≤j . No╢ godnie to imiΩ synu
bo przyjdzie czas kiedy tylko ono ci zostanie ... teraz
udaj siΩ no p≤│noc , tam znajdziesz wiedzΩ , kt≤rej
my nie mo┐emy ci daµ . id╝ ju┐ dzieciΩ czas nagli .
Zrobi│ jak mu kazano bez zastanowienia wyruszy│ w
kierunku wskazanym przez Jesion . Prowadzi│y go dzikie
zwierzΩta . Raz by│ to wielki wilk a raz ma│a kuna ,
nie zmienia│a siΩ tylko determinacja i ciekawo╢µ z
jak▒ par│ naprz≤d poprzez puszczΩ bΩd▒c▒ jego
domem . Po wielu godzinach wΩdr≤wki dotar│ w ko±cu do
jej kresu . Przed nim sta│a wielka budowla , niegdy╢
serce d┐ungli teraz zrujnowana z zawalonymi wie┐yczkami
i zapadniΩtymi czΩ╢ciami mur≤w . Wszystko to pokryte
by│o grub▒ warstw▒ rozmaitych pn▒czy i kwiat≤w .
Joandil ╢mia│o wszed│ do ╢rodka . Ciemno╢ci kt≤re
panowa│y we wnΩtrzu , rozja╢nia│a chmara ╢wietlik≤w
nieustannie otaczaj▒ca go swoim blaskiem , jednak on nie
zwraca│ na ni▒ uwagi nie przeszkadza│o mu w
najmniejszym stopniu to , i┐ brzΩcz▒ce owady czΩsto
przysiada│y na jego ramieniu , w swych powietrznych
piruetach delikatnie muskaj▒c jego ods│oniΩt▒ sk≤rΩ
. Ch│opak by│ poch│oniΩty czym╢ innym , czym╢ co go
nieustannie przyci▒ga│o . To co╢ kry│o siΩ w tych
ruinach . Porusza│ siΩ pewnie tak jakby jego stopy nie
raz ju┐ wcze╢niej przemierza│y te korytarze . Nagle
zatrzyma│ siΩ w p≤│ kroku cofn▒│ i przy│o┐y│
ucho do ╢ciany . Zamy╢li│ siΩ chwilΩ i wypowiedzia│
s│owa w jΩzyku dawnych . ªciana lekko zafalowa│a ,
zamigota│a i ... znik│a z ust Joandila wydoby│o siΩ
tylko st│umione sapniΩcie kiedy jego oczom ukaza│a
siΩ komnata , a w niej rega│y na kt≤rych rzΩdami
sta│y ksi▒┐ki ...dziesi▒tki setki ksi▒┐ek . Od tej
chwili czas przesta│ dla niego istnieµ noc miesza│a
siΩ z dniem a dzie± z noc▒ . czas up│ywa│ , lecz
jedynym znakiem jego up│ywu by│y coraz to d│u┐sze
w│osy ch│opaka . liczy│a siΩ tylko wiedza . Pewnej
nocy gdy jego w│osy siΩga│y ju┐ niemal do pasa mia│
dziwny sen . Polana na kt≤rej sta│ ╢wiΩty jesion
sta│a w ogniu a na kamieniu nieopodal siedzia│a postaµ
w ciemnej szacie , tak czarnej , ┐e zdawa│o siΩ jakby
ca│a ciemno╢µ nocy wyp│ywa│a w│a╢nie od niej .
Joandil obudzi│ siΩ gwa│townie . Jedyne co dalej
pamiΩta│ to bieg , miarowe uderzenia st≤p o ziemiΩ .
Setki tysiΩcy uderze± . Nie by│ zmΩczony gdy┐ strach
sparali┐owa│ go w takim stopniu , i┐ nie czu│
zmΩczenia . W ko±cu dotar│ do polany ... z jego ust
wyrwa│ siΩ zwierzΩcy ryk . Nad polan▒ unosi│y siΩ
dymy z dogasaj▒cego po┐aru . w powietrzu czuµ by│o
zapach palonego drewna . Z odwiecznego jesionu pozosta│
jedynie zwΩglony i pomarszczony pie± . Ch│opak
krzycza│ nie wiadomo jak d│ugo , pada│ na ziemiΩ bi│
w ni▒ piΩ╢ciami , lub zrywa│ siΩ na r≤wne nogi
odbiega│ pΩdz▒c przed siebie ... ale zawsze nie
wiadomo w jaki spos≤b wraca│ na polanΩ . W ko±cu
zdesperowany i wycie±czony rzuci│ siΩ na ziemiΩ .
Zasn▒│ . ªni│a mu siΩ wizja w kt≤rej puszcza
krwawi│a b│agaj▒c go o pomoc . Szelest za plecami
...Zerwa│ siΩ na r≤wne nogi i stan▒│ twarz▒ w twarz
z postaci▒ ze sn≤w . " Teraz twoja kolej"
powiedzia│ bardzo spokojnie przybysz otulony w noc .
Wykona│ delikatny ruch d│oni▒ i w stronΩ dziecka
puszczy poszybowa│ ognisty pocisk . Instynkt Joandila
zadzia│a│ automatycznie . Sam wykona│ ruch rΩk▒
wypowiadaj▒c przy tym kr≤tkie zdanie , a przed nim
wyros│a ╢ciana z pn▒czy . Wybuch odrzuci│ obu
walcz▒cych do ty│u . Lecz to nie by│ koniec walki , o
nie wrΩcz przeciwnie , walka dopiero siΩ zaczyna│a .
przeciwnicy runΩli na siebie jak dwa rozw╢cieczone
rysie . Polana zab│ys│a od dziesi▒tk≤w wybuch≤w
ognia i b│yskawic . Joandil ka┐dy atak wroga kontrowa│
wypuszczaj▒c w│asny . Ju┐ w chwili rozpoczΩcia wynik
by│ jasny , ch│opak nie by│ w stanie powstrzymaµ
napastnika . Wiedzia│ ┐e nastΩpny cios bΩdzie
ostatnim . . . Czas zwolni│ , obro±ca lasu przygl▒da│
siΩ jak intruz podnosi rΩce do g≤ry zbieraj▒c
energiΩ , nastΩpnie formuje j▒ w czar i jednym
p│ynnym ruchem wypuszcza w postaci ognistego pocisku .
Zdarzy│ jeszcze wykrzykn▒µ , "nic mnie nie
powstrzyma przed powro..." - upad│ odrzucony fal▒
gor▒ca . Jego krew wsi▒ka│a w ziemiΩ . Ostatkiem si│
wyci▒gn▒│ po co╢ rΩkΩ i zaci╢niΩt▒ piΩ╢µ
przycisn▒│ do piersi . W jego g│owie ko│owa│a tylko
jedna my╢l "nic mnie nie powstrzyma ... nic ....
nie zawiodΩ ..... " Potem nad puszcz▒ zapanowa│a
z│owroga cisza...
Sto dwadzie╢cia lat p≤╝niej w pewnej wiosce narodzi│o
siΩ dziecko . Dziewczynka mia│a zielone w│osy i
bursztynowe oczy a w zaci╢niΩtej pi▒stce trzyma│a
malutkie ziarenko . . .
|