home
***
CD-ROM
|
disk
|
FTP
|
other
***
search
/
Amiga MA Magazine 1997 #3
/
amigamamagazinepolishissue03-1
/
ma_1995
/
06
/
amilisty.txt
< prev
next >
Wrap
Text File
|
1997-04-07
|
12KB
|
240 lines
Jak sië majâ benedyktyni do Amigi, czyli artykuî polemiczny
-----------------------------------------------------------
<txt>Na îamach Magazynu AMIGA moûna byîo na poczâtku roku
zauwaûyê ciekawy spór o to czy przerysowanie rëczne dzieîa Borisa
Vellejo jest plagiatem, czy teû nie. Jest to bardzo waûny i
charakterystyczny spór, który w sensie prawnym mogliby
rozstrzygnâê oczywiôcie tylko prawnicy. Mnie bardziej interesuje
praktyczno-etyczne podejôcie do tego zagadnienia, poniewaû wiâûe
sië z problemami, które sâ typowe dla pracy z komputerem, a dla
Amigi w szczególnoôci.
Jak pamiëtamy, osobnik X narysowaî obrazek, który opublikowaî
jako swoje dzieîo, a Czytelnik zauwaûyî, ûe jest to dzieîo osoby
Y. Osobnik X zareagowaî oburzeniem, twierdzâc, ûe wykonaî kopië
rëcznie, nie uûywajâc skanera, czyli powielania mechanicznego.
Dodaî jeszcze dwie charakterystyczne uwagi:
Po pierwsze, ûe to samo robili ôredniowieczni kopiôci
manuskryptów, po drugie, wedîug X, maîo kto potrafi zrobiê coô
oryginalnego, wiëc o co ten caîy zgieîk.
Wîosy stajâ dëba na gîowie! Te, które mi zostaîy.
Ôredniowieczni kopiôci powielali ksiëgi dlatego, ûe Gutenberg nie
opracowaî jeszcze swojego wynalazku. Zleceniodawcy kopistów byli
zainteresowani przede wszystkim treôciâ kopiowanych materiaîów.
Poza tym o prawie autorskim nikt nie myôlaî z tego prostego
powodu, ûe artysta byî na ogóî osobâ uwaûanâ za coô poôredniego
miëdzy sîuûâcym a rzemieôlnikiem. Dopiero o wiele póúniej, a
praktycznie dopiero w XIX wieku, zdecydowano sië uwaûaê status
artysty za coô cenniejszego od stanowisk politycznych,
majâtkowych i innych. Poza tym twórczoôê artystyczna zaczeîa byê
traktowana jednolicie w sensie historycznym. Moûna powiedzieê,
ûe nastâpiî podziaî na twórczoôê dobrâ i zîâ, niezaleûnie od
czasu jej powstania i formy, w jakiej jest wyraûana. Oczywiôcie
dzieîa artystyczne zawsze byîy towarem i ich wartoôê rynkowa
mogîa byê uzaleûniona od aktualnej mody, podaûy, popytu i tak
dalej. Skoro istnieje wartoôê rynkowa (choêby tylko
potencjalna), to trzeba odróûniaê dzieîa oryginalne od ich kopii.
Do dziô istniejâ problemy z odróûnieniem chiïskich kopii od ich
starszych oryginaîów. Artyôci o skoônych oczach kopiowali dzieîa
swoich poprzedników w tym samym materiale i takâ samâ technikâ.
Poza tym nie przyszîyby im do gîowy jakieô prawa autorskie!
Ale to jest przeszîoôê. Dzisiaj panujâ inne zasady. W komentarzu do
Ustawy o Prawie Autorskim opublikowanym przez Zarzâd Gîówny Zwiâzku
Polskich Artystów Plastyków czytamy:
"Kaûdy przejaw dziaîalnoôci twórczej o indywidualnym charakterze,
utrwalony w jakielkolwiek postaci, niezaleûnie od wartoôci,
przeznaczenia i sposobu wyraûenia jest utworem w rozumieniu (...)
ustawy. Zatem kaûde dziaîanie twórcze, noszâce charakterystyczne
dla twórcy piëtno, ustalone, a wiëc zaistniaîe w jakielkolwiek
postaci (choêby nie ukoïczone) podlega ochronie polskiego prawa
autorskiego bez dopeînienia jakichkolwiek formalnoôci. Takûe
opracowanie cudzego utworu, jego przeróbka lub adaptacja jest
przedmiotem prawa autorskiego...."
W moim rozumieniu nie jest waûne, czy osobnik X wykonaî obrazek
rëcznie czy za pomocâ skanera.
Waûne jest tylko, ûe nie ogîosiî: To jest kopia artysty Y,
wykonana przeze mnie, w wielkim trudzie i znoju, bo chociaû mam
skaner, mëczyîem sië, przerysowujâc rëcznie.
Zamiast tego powiedziaî mniej wiëcej tak: to jest moje dzieîo, bo
chociaû ktoô to stworzyî przede mnâ, to mój wysiîek pracy rëcznej
jest wart tyle samo. A jak ktoô ma jeszcze jakieô uwagi, to
dodam, ûe artysta Y kopiuje naturë i nikt sië go nie czepia.
Otóû zaczâê trzeba od koïca. Natury nie moûna skopiowaê! Moûe
stworzâ to kiedyô genetycy wspólnie z cybernetykami, ale i tak
wâtpië.
Dzieîo sië tworzy mniej wiëcej tak. Bierzemy Naturë i Artystë.
Artysta widzi (czuje, sîyszy, myôli) Naturë i tworzy Dzieîo,
czyli jest rodzajem przekaúnika. W zacytowanym komentarzu jest
mowa o "indywidualnym charakterze" i "charakterystycznym dla
twórcy piëtnie". I tu wîaônie jest istota problemu.
Osobnik X nie umieôciî owego "piëtna". Gdyby postaê, powiedzmy,
herosa, autorstwa Borisa Vallejo zostaîa skopiowana, a nastëpnie
ponabijana gwoúdziami, to juû byîoby coô innego. Oczywiôcie
specjaliôci od rozdzielania wîosa na czworo mogâ zaczâê sië
zastanawiaê, ile gwoúdzi wystarczy do takiego celu. Chodzi jednak
o to, ûe odbiorca dzieîa osobnika X nie musi znaê pierwowzoru
obrazka. On myôli sobie: ale ten goôê umie rysowaê miëônie! Ale
ôwiatîo! Ale faktura skóry! Odbiorca zostaî, krótko mówiâc,
wprowadzony w bîâd, bo ocenia pracë innego autora niû mu sië
wydaje.
Moûna kopiowaê, zawsze sië kopiowaîo i bëdzie kopiowaê. Dobrze
sië uczyê kopiujâc. Ale powinno sië to nazywaê KOPIÂ, a nie
ORYGINAÎEM.
Impresjoniôci malowali czësto (ale oczywiôcie nie zawsze)
uûywajâc nowego wynalazku fotografii. Poniewaû ôwiatîo, które ich
interesowaîo, zmieniaîo sië szybko i nie byliby w stanie malowaê
z takâ szybkoôciâ, aby utrwaliê chwilë. Ale czy ich dzieîa
wyglâdajâ na fotografie? Cezanne malowaî sztuczne kwiaty i
gipsowe jabîka. Teû ze wzglëdu na nieubîagany dla jabîek i
kwiatów czas. To co, kopiowaî gips?
Jest takie powiedzonko: dzieîo sztuki to natura przetworzona
przez twórcë. Szeroko pojëta natura -- nie tylko trawa i wierzby.
Mówiâc bardziej zrozumiale, musi byê PRZETWORZENIE. Odbiorca i
tak nie zna sië na skanerach, akwatintach i moogach. On coô widzi
i sîyszy lub czyta. Jeszcze powinien myôleê, jeôli sië da.
Dokîadni powiedzâ nawet, ûe nie myôleê, ale odczuwaê. Nie moûna
doîâczaê kartki z napisem "Krew, pot i îzy".
To z czego byî dumny osobnik X, to RZEMIOSÎO, a nazwaî to SZTUKÂ.
Nie jest îatwo wiernie skopiowaê cudzy rysunek. To jest duûa
umiejëtnoôê. Posîugiwanie sië pëdzlem czy aerografem teû nie
jest îatwe. To sâ umiejëtnoôci bardzo potrzebne artyôcie, ale
nigdy nie zastâpiâ umiejëtnoôci TWORZENIA. Sâ umiejëtnoôciami
wspomagajâcymi, bardzo waûnymi, ale nigdy nie najwaûniejszymi.
Pora przejôê od kopistów do komputerów. Poszukujâc ksiâûki
traktujâcej o praktyce komputerowej ogólnie i przystëpnie,
trafiîem na pozycjë pod tytuîem "Komputer i Ty", wydanej w
polskim tîumaczeniu przez Intersoftland, 1994. Poniewaû autor,
Joe Kraynak, nie jest Polakiem (a moûe jest?), omawia
sprawiedliwie pracë z IBM PC i Macintoshem. Wspomina teû Amigë i
Atari ST. W takiej kolejnoôci. Ze wzglëdu na przeznaczenie
ksiâûki jest to moim zdaniem absolutnie sîuszne.
Na stronie 267., w rozdziale "Wybór odpowiedniego komputera",
moûemy przeczytaê:
"Commodore Amiga: Jest to doskonaîy komputer do wyôwietlania na
ekranie danych graficznych. Wyôwietla dane z wiëkszâ liczbâ
kolorów oraz z wyûszâ rozdzielczoôciâ niû komputery Macintosh
oraz IBM..."
Autor pisaî te sîowa okoîo roku 1993, ale i tak sâ mniej wiëcej
aktualne. W ksiâûce jest mowa o komputerach osobistych, wiëc
moûna pominâê maszyny specjalnie wyposaûone, w celu wykorzystania
ich do grafiki. Mnie sië zawsze wydawaîo, ûe Amiga to taki Sun
dla kaûdego. Joe nie wspomina o dúwiëku i syntetycznej mowie.
Reklamuje sië teraz szeroko przystawkë do PC, czytajâcâ pliki
tekstowe. Amiga zawsze to mogîa robiê bez ûadnych przystawek.
Wystarczyîo kupiê komputer.
Amiga jednak przeûywa kryzys spowodowany przez producenta.
Uratowaê go moûe nie tylko nowy wîaôciciel, ale i uûytkownicy.
Wiëcej uûytkowników powoduje, ûe opîaca sië pisaê dla nich
programy. Opîaca sië produkowaê wiëcej sprzëtu. Im wiëcej
produkcji sprzëtu, tym niûsza cena. Im niûsza cena, tym wiëcej
uûytkowników. Im wiëcej uûytkowników, tym wiëcej sprzëtu. I tak
dalej.
Nie moûemy produkowaê komputerów. Ale moûemy tworzyê dla nich
programy i dane. Co jest silnâ stronâ Amigi? Zacytowaîem powyûej.
Ale to musi byê coô! Nie kopie obrazków, dúwiëków i algorytmów,
ale rzeczy nowe i oryginalne, czyli jako sië rzekîo TWÓRCZE.
W dawnych czasach dziaîaîem co nieco w klubie studenckim.
Krëciliômy filmy, nagrywaliômy dúwiëk, pisaliômy scenariusze. W
sali obok koledzy pracowali w teatrach i kabaretach. Piëtro wyûej
haîasowali muzycy. Wszyscy coô tworzyli i dyskutowali o tym.
Filmy na festiwalach filmów amatorskich oceniali nie tylko starsi
amatorzy, ale i zaproszeni fachowcy z "zawodowego" filmu.
Nie chciaîbym nikogo niesîusznie obraûaê, ale czymô dziwnym jest
dla mnie tak zwana scena. Czytam o kolejnej scenie. Jest lista
zwyciëzców. Sâ zdjëcia facetów umazanych pizzâ i hamburgerami.
Informacje, kto wybiî szybë i po ile byîo piwo. A co kto zrobiî i
jak, w dziale Demo, Gfx, Compo itd. tylko jako margines
sprawozdania z imprezy w postaci tabelki z punktami. Nikogo to
nie interesuje? Tylko wâskie grono bywalców?
W ten sposób marnuje sië wspaniaîe moûliwoôci naszego komputera.
To samo dzieje sië w dziedzinie programowania. Nowe wersje
Tetrisa, Pac Mana i platformówek. A przecieû maîo kto bëdzie taki
produkt kupowaê, jeûeli moûna to dostaê niemal na wagë na dyskach
kompaktowych.
Tymczasem czytam, ûe czîowiek steruje oôwietleniem i efektami w
teatrze za pomocâ Amigi. Czeka na informacje o pracy innych i
wymianë doôwiadczeï. Obawiam sië, ûe sië nie doczeka.
Obecnie caîa para idzie w wykonanie Dooma lub Wolfsteina dla
Amigi. Oczywiôcie komuô sië uda zakoïczyê pomyôlnie pracë.
Program bëdzie sprzedawany i kupowany. Bëdzie zajmowaî o wiele
mniej pamiëci na maîej Amidze niû to samo na PC. Bëdzie równie
szybki na 7 lub 14 megahercach jak na 33 w PC. No i co z tego? Ja
i tak wiem, ûe Amiga jest lepsza. I koderzy pokonali bariery
techniczne sprzëtu. Ale ci, którzy bëdâ kupowaê program, nie bëdâ
sië nad tym zastanawiaê. Bëdâ w wiëkszoôci kupowaê gry dla PC, bo
majâ w domu PC. Doom byî nowoôciâ, kiedy powstaî. Lemingi byîy
rewelacyjnym pomysîem. Dlaczego nie moûna stworzyê w Polsce
czegoô równie nowatorskiego? W koïcu najlepsze, co mamy, to
(podobno) fantazja.
Kilka lat temu kupowano w Europie Atari ST tylko ze wzglëdu na
Calamusa. W wielu wypadkach jest sîuszne powiedzenie, ûe
najpierw powinniômy wybraê program, a dopiero do niego komputer.
Amiga wyprostuje sië dumnie, jeûeli bëdâ istniaîy dema, programy
i dane do nich inne i lepsze niû dla PC. I bëdzie sië kupowaîo
Amigi ze wzglëdu na programy dla Amigi, która jest, i powinna byê
nadal, popularnym komputerem multimedialnym. Ale do tego
potrzebna jest praca TWÓRCZA, a nie tylko, najlepsze nawet,
rzemiosîo.
Dziëki Magazynowi AMIGA, ksiëdzu Pikulowi i profesorowi
Bruszewskiemu mamy jednolity system polskich czcionek do Amigi.
Mamy polskie Locale. Czas teraz na biblioteki obsîugujâce
programik SAY, tak aby Amiga czytaîa i mówiîa po polsku. Niemcy
zrobili to dla siebie dawno temu i to nawet w Basicu.
Jestem peîen podziwu dla pracy i umiejëtnoôci koderów sceny i
koderów firm amigowskich. Nie umiem tego robiê i pewnie sië nie
nauczë. Ale jak na razie jedynym amigowcem, który poszukuje
twórczo, jest dla mnie profesor Bruszewski. To jest duûo za maîo.
Jeûeli teraz mîodzi ludzie nie bëdâ wiëcej tworzyê na Amidze, to
za parë lat nie bëdâ juû mîodzi i siâdâ za PC w biurach i
firmach. A dzieci nie dostanâ od rodziców Amigi, bo jeûeli nawet
te komputery bëdâ w sklepach, bëdzie ich maîo i w cenie akurat
odpowiedniej dla prywatnych stacji telewizyjnych.
Miaîem zaszczyt uczestniczyê jakiô czas temu w jury konkursu na
amigowskâ grafikë komputerowâ. I co tam widaê? Przewaga tracingów
z krzesîami, budzikami i zamkami ôredniowiecznymi. Trochë grafiki
wzorowanej na znanych ilustracjach. Nawet trafiîa sië kopia ze
mnie samego (z okîadki ksiâûki S-F).
Dobry tracing to dobry (drogi) sprzët i program. Ale czy o to
tylko chodzi? A gdzie atmosfera, ôwiatîo, anegdota i tak dalej?
Nagrodzono na szczëôcie prace moûliwie najlepiej odpowiadajâce
tym warunkom. Gorzej byîo z grafikâ. Wygrali doôwiadczeni
fachowcy. Ûal mi byîo paru prac, wyraúnie mîodych autorów, którzy
nie przepchnëli sië przez demokratyczne sito selekcji. Widaê byîo
tam próby wykonania czegoô wîasnego. Nie zawsze budziîo to
jednakowâ aprobatë jury ze wzglëdu na sîabe rzemiosîo.
Apelujë do amigowych autorów. Eksperymentujcie, unikajcie
naôladownictw, TWÓRZCIE! A rzemiosîo i tak trzeba znaê.