home
***
CD-ROM
|
disk
|
FTP
|
other
***
search
/
Amiga MA Magazine 1997 #3
/
amigamamagazinepolishissue03-1
/
ma_1995
/
09
/
amiwstep.txt
< prev
Wrap
Text File
|
1997-04-07
|
7KB
|
126 lines
POLAK NA ZAGRODZIE
<txt>Z wiadomych powodów muszë doôê czësto korzystaê z usîug PKP.
Pewnego czerwcowego dnia wchodzë na peron i nie wierzë wîasnym
oczom. W miejscu, gdzie spodziewaîem sië ekspresu do Warszawy,
tîum ludzi, a za nim stoi najprawdziwszy francuski TGV. Krótka
konwersacja z kolejarzem (po przedarciu sië przez gapiów)
wyjaônia mi, ûe oto wîaônie w ramach obchodów 150-lecia kolei w
Polsce tenûe superekspres odjedzie wyjâtkowo zamiast "kursowego".
I to za cenë normalnego biletu! Nie dowierzajâc wîasnemu
szczëôciu zajmujë miejsce w luksusowym fotelu. Ruszamy. "Najpierw
powoli, jak ûóîw ociëûale...". Nie szkodzi, myôlë -- na
Magistrali to dopiero bëdzie. Nic z tych rzeczy. Nawet i tam TGV
wlecze sië niemiîosiernie. Przy kontroli biletów pytam, czemu tak
wolno, przecieû francuska rakieta wyciâga ponad 300. "Wie pan,
wzglëdy bezpieczeïstwa...". "Ale przecieû nawet nasze wysîuûone
ekspresiaki jadâ tu znacznie szybciej". "Paaanie, po tych torach
to strach jechaê. A kto zapîaci, jak sië nam to cacko wykolei?".
Poraûony logikâ Pana Konduktora umilkîem. Superekspres przybyî do
Warszawy z kilkunastominutowym opóúnieniem, jak podano -- z
przyczyn technicznych. Jeszcze ciekawiej byîo w dwa tygodnie
póúniej. Ekspres (juû polski) spóúniî sië o godzinë i siedem
minut. Kogoô zaskoczyîo lato...
Co moje przeûycia na kolejowym szlaku majâ wspólnego z Magazynem
AMIGA? Majâ, i to sporo. Ostatnio otrzymujë wiele listów, w
których, nierzadko nie przebierajâc w sîowach krytykuje sië nas
za to, ûe "redaktorzy pokupowali sobie Amigi za grube miliony i
poprzewracaîo im sië w gîowach w miejscu, gdzie znajdowaê sië
powinien mózg, przez co Magazyn nadaje sië tylko do toalet i to
bynajmniej nie do czytania". Wprawdzie w liôcie, z którego
wziâîem powyûszy cytat, niekonsekwencja goni niekonsekwencjë (z
zarzutem, ûe zapominamy o A500, sâsiaduje zarzut, ûe opisujemy
programy "prehistoryczne", jak Deluxe Paint, jest teû krytyka
zapowiedziana jako konstruktywna, jednak bez ûadnego przykîadu na
to, co naleûaîoby zmieniê itp.) -- ale podobnie jak woûenie ludzi
TGV po nie nadajâcych sië do tego torach, list ten jest typowym
przykîadem polskiej zaôciankowoôci i charakteru. Wypisz wymaluj
Polak-katolik z bolszewickimi roszczeniami w jednym. Takie
Polskie Wash&Go.
Wbrew temu, co obiecaîem w poprzednim wstëpniaku nie ustosunkujë
sië do zarzutów z wspomnianego listu, gdyû nieuchronnie musiaîoby
sië to skoïczyê wyjâtkowo przykro dla Czytelnika, który w dobrej
wierze, zgodnie z kanonami, w jakich sië wychowaî, napisaî list
do redakcji -- zwîaszcza ûe wyjâtkowo umiejëtnie we wspomnianym
liôcie sië "podkîada". Dajmy zatem temu spokój.
Po lekturze kilku podobnych listów juû chciaîem palnâê wstëpniak
z ogólnymi rozwaûaniami na temat naszej zaôciankowoôci, gdy nagle
zadzwoniî telefon.
"Co z Commodore?"
"Escom (i dalej to, o czym od pewnego czasu wszyscy czytacie)..."
"O Boûe, to koniec Amigi. Przecieû oni poprzestanâ tylko na tym,
co jest".
Wyprowadziîem mojego rozmówcë z bîëdu, informujâc o tym, ûe Escom
wypuôci takûe i nowe modele a jednoczeônie uspokoiîem sië. Nie
jest jednak tak úle. Sâ jednak w Polsce ludzie, którym zaleûy na
postëpie (nie tylko w dziedzinie nowych Amig). To bardzo dobrze.
Ludzie! Uôwiadomcie sobie, ûe bez postëpu staniemy sië niewielkâ
peryferyjnâ wioseczkâ, z mieszkaïcami tak otumanionymi, ûe kaûdy
dzierûawca zrobi z nami, co chce. Czy na tym Wam zaleûy?
W znacznie gorszych dla Polski czasach grupa mâdrych ludzi doszîa
do wniosku, ûe epoka rozbiorowa kiedyô sië skoïczy i zamiast
nawoîywaê do bezsensownych utarczek zbrojnych -- rozpoczëîa akcjë
tak zwanej "pracy organicznej", która zaowocowaîa tym, ûe po
odzyskaniu niepodlegîoôci mieliômy doskonaîâ kadrë przemysîowców
i bankierów, którzy zaczëli stawiaê kraj na nogi. W zwyciëstwie
"Solidarnoôci" takûe pewnâ czâstkë ma niewidoczna goîym okiem
mrówcza praca kilku ludzi, którzy namawiali robotników, by
przynajmniej czytali dostarczane im ksiâûki i to nie harlekiny
czy ludlumy, a na przykîad "Germinal" -- Zoli. Zarówno ludzie z
krëgu Bolesîawa Prusa (tak, tak, poza tym, ûe coô tam o jakiejô
Barbie napisaî, byî on jednym z animatorów ruchu pracy
organicznej), jak i Aleksandra Halla (który namawiaî robotników
stoczniowych do poszerzania horyzontów) wiedzieli, ûe naîatwiej
steruje sië czîowieczkiem ogîupiaîym, który zatrzymaî sië w
rozwoju, jest zadowolony z tego, co ma, i marzy jedynie o tym,
aby mu dano ôwiëty spokój. Kaûdy rzâdzâcy umiejëtnie podsyca
takie uczucia, bo leûy to w jego interesie.
Nie roszczë sobie pretensji do wkradania sië w towarzystwo B.
Prusa czy innych osób, które zrobiîy dla Polski znacznie wiëcej,
niû mogîoby sië to wydawaê. Rozumiem teû, ûe nietaktem moûe byê
zmuszanie do "postëpu" w czasach, gdy nasze portfele (z przyczyn,
o których obiecaîem przez jakiô czas nie wspominaê) chudnâ coraz
bardziej. Niemniej Magazyn AMIGA, który z definicji jest
magazynem dla wszystkich, nadal bëdzie pisaî zarówno o drogich
przystawkach do nowych modeli Amig, jak i o programach, które
niektórzy z Was dawno wymazali juû z dyskietek, a jednymi ich
zaletami jest to, ûe dziaîajâ na nie rozbudowanej A500 albo ûe sâ
niedrogie. I dopóki jestem naczelnym -- nie zmieniâ tego ûadne
listy, bez wzglëdu na ich treôê i formë. Przecieû kiedyô to, co
mamy w Polsce, musi sië zmieniê. A wtedy klapki na oczach i brak
horyzontów mogâ okazaê sië przeszkodâ trudniejszâ do przejôcia
niû plan Balcerowicza.
Tego (oczywiôcie zmian na lepsze, a nie klapek na oczach), a
takûe nowych i tanich Amig, które juû niedîugo powinny pojawiê
sië w sklepach, ûyczë Wam w tym miesiâcu. Przy okazji: poniewaû
niepostrzeûenie wkroczyliômy w kolejny rok wydawania naszego
pisma -- ûyczë Wam (i sobie takûe), abyômy byli ze sobâ co
najmniej jeszcze tyle samo czasu, co dotâd. Aha -- tym razem
bëdzie najwiëcej o grafice.
Ps. Czytelnicy -- Pan Remigiusz Derenowski i Pan Jerzy Klawiïski
-- z Mîodego Technika jak najbardziej sîusznie wytknëli mi
potwornego kartofla we wstëpniaku do numeru 6/95. Oczywistâ
sprawâ jest, ûe cytowanym przeze mnie filozofem byî Sokrates, a
nie Kartezjusz. Cóû, nie zastosowaîem sië do "Kobito ergo sum"
(to ostatnie to wîaônie Kartezjusz), nie pomyôlaîem, (a zatem
chowam sië ze wstydu pod ziemië) i juû mnie nie ma. Uderzam sië
tylko jeszcze w piersi i przepraszam wszystkich Czytelników za
tego knota. A juû sâdziîem, ûe wstëpniaków nikt nie czyta i mi
sië upiecze. Swojâ drogâ -- jaka to znakomita puenta do
wstëpniaka. Wbrew temu, o czym napisaîem powyûej, sâ, jak widaê,
w Polsce ludzie, którzy (jeszcze) umiejâ Greka. Nie tylko
udawaê...
Marek Pampuch