home
***
CD-ROM
|
disk
|
FTP
|
other
***
search
/
Gambler 36 B
/
GAMBLERCD36B.BIN
/
Kaciki
/
Magic
/
artykuly
/
991001b.txt
< prev
next >
Wrap
Text File
|
1999-10-01
|
12KB
|
200 lines
Prerelease Mercadian Masques - Katowice
(25.09.1999)
[raport po raz pierwszy opublikowany zosta│ na grupie dyskusyjnej
pl.rec.gry.karciane (st╣d te┐ i brak polskich liter) - przyp. White ViZard]
W sobote odbyl sie pre MM. Udalo mi sie tam dotrzec gdzies 9.30, ale
jak sie okazalo byla juz spora gromadka ludzi. Klasery, karty, plecaki
wszystko sie wala przed sklepem na stolkach i przypadkowych krzeslach.
Niestety lepsze deale juz poszly np. Masticora za 7 zl i Mox za 10. Zreszta
pozniej ta sama Masticora podobno poszla za 35 zl ale za jakies rary typu
'pariach' itp. wiec to chyba wystarczy zamiast komentarza. Ja niestety
bylem zbyt slamazarny, poza tym mam zbyt miekkie serce na takie leszczenie
i udalo mi sie dostac tylko 3 Helliony za 21 i Wildfire za 8.
Zszokowalo mnie to, ze gdy przyjechalem to ....... (uwaga) gosc z ISA
juz byl!!!. Qrde pomyslalem turniej sie zaczynal od 7.00? czy co?. Dzieki
temu turniej rozpoczal sie w miare punktualnie.
Tym razem siedzimy w drugim stoliku z Adamem i 2 innymi kumplami. Przy
pierwszym stoliku siedzi 'under-team' - (Lukasz, Megamozg i ..... 2 innych)
- cwaniaki miali taniej pre chyba o 10 zl. Badz co badz, gadamy sobie ze
soba, jedni ryja z drugich. Lukasz znowu biadoli ze dostanie beznadziejne
karty itd. My z Adamem juz sie dzielimy przyszlymi nagrodami - ale chyba
tylko po to, zeby miec lepszy humor i wyladowac nadmiar stresu i adrenaliny
na smiechu. Czuje sie znuzony, nauczony doswiadczeniem wyciagam z
lodoweczki red-bulla i spokojnie go cedze do swojego brzuszka. Rozgladam
sie, pobuje przez dziesiatki glow dojrzec kto siedzi kolo klopa......
hm......tym razem kolo klopa siedza ludzie z Czestochowy. 'To nie fair' -
stwierdzam - to wlasnie od nich mamy tak tanio karty, tym razem to Wroclaw
powienien miec stoliki tam. Ziewam bezwstydnie, dopijam red-bulla i staram
sie nie myslec o niczym.
Po standardowej mowie wstepnej Imperatora otrzymalismy startera i 2
boostery.... Hm.. ladnie wygladaja. Na komende 'juz' 53 dzikusow rzucilo
sie na nie. Co tu duzo mowic, fajne karty bo nowe, ale jak sie dokladnie
wczytac to ... bywa roznie. Odczekuje 10 sekund patrzac jak inni doslowie
pozeraja nowe karty. Usmiecham sie lekko i licze na to ze w srodku beda
kiepskie karty - w koncu szansa na to ze mi wroca wynosi 1/53. Tak wiec
wole zeby ktos inny mial przerabane. Zaczynam standardowo od startera.
Piekne landy - a szczegolnie foil Mountaina. Zapisuje po kolei numery,
czytajac kazda karte - w koncu ktos bedzie tym gral. Generalnie karty
bardzo przecietne - na pewno ktos z tego zrobi czerwony z 'czyms'. Jestem
dosyc zadowolony i licze na to ze karty jakie wylosuje beda lepsze.
Tym razem jednak sedziowie mnie zszokowali - NIE ODDAJEMY KART, GRAMY
TYM CO SIE DOSTALO!!! Na calej sali jek zalamania i zdziwienia. Dziwne -
nie chce mi sie wierzyc ze wszyscy dostali slabe karty. Widocznie caly MM
jest - mowiac dosc oglednie - bez przepakow. No dobra, biore sie w garsc i
czytam tym razem uwaznie wszystkie karty. Oki, wybieram sensowne kolory
czerwony, bialy, czarny. Kierujac sie zasada - 'jedynie gdy masz super
mocne karty to rob trio', zastanawiam sie nad dwoma wariantami
czerwono/bialy albo czerwono/czarny. Po zastanowieniu decyduje sie na
pierwszy wariant, poniewaz mam sporo krit z ciekawymi skillami (bialy),
odrobinke removali i sporo krit (czerwony). Ustalam ze gdy bede gral vs
silny zielony to zamienie caly modul bialy na czarny bo w nim mam co prawda
b. malo krit ale chyba 4 removale. Spisuje decka i oddaje sedziom. Jak na
razie nie jest wesolo ale zobaczymy, wydaje mi sie ze nic lepszego bym nie
zlozyl. Na tym sie konczy teoria MTG a zaczyna praktyka..........
Mortal Kombat
1 gra vs Megamozg
Mega zalamany pamieta nasze ostatnie spotkanie na pre z destiny. Ale ja
wtedy mialem stroke'a, processor, opposition i kupe innych rzezi. A
teraz??? Mam tylko siebie. Zaczynam. W drugiej turze wyrzucam R. Aure. Do 8
tury raczej prowadze, ze wzgledu na ilosc krit (yes, white gora), Mega
wyrzuca Lithophaga, zastanawiam sie 'co on kur.. robi? Chce przegac czy
co?' Ale widac, ze jest przekonany o swojej przewadze. W nastepnej rundzie
rzucil na niego jeszcze dopal +1 z przodu i first strike i.......
zadawolony zaatakowal. Mysle jak ma disenchant-a to bedzie problem ale
zaryzykuje... i posilem go na klate. Mega zadowolony mowi na to za 8 w
ciebie. A ja.... no nie wiem... powiedzmy ze zaplace 2 zycia i wezme to na
aure. To wyraznie go zgasilo. W nastepnej rundzie zdjalem mu gore. W sumie
przez 3 rundy zajezdzal mnie za 2 (aura) w koncu rzucil goscia co niszczy
enchanty i artefacty ale zdjalem mu go od razu thunderclapem. W koncu bez
mountainow Lithophage mu spadl. A on sam niewiele mogl bez czerwonego
zrobic. W sumie sprowadzil mnie do 9 i umarl. :))
Po grze spytalem sie go czemu tak szybko rzucil Lithophaga jak ja
mialem aure, skoro mogl poczekac na krita ktory by aure zdjal. Sam sie z
siebie usmial.
Druga gra: Tym razem to ja rzucilem Lithophage-a, on nie mial
aury...................
2:0 (3pkt.)
2 gra vs Arkadiusz Gac
W pierwszej grze zajechalem go w 10 minut. Zdarzyl mnie sprowadzic do
18.
Druga gra: zaczecie standartowe po obu stronach. Gral 3 kolorami.
Gdzies w piatej rundzie zajeczal ze cos mu swampy nie ida. Co za
idiotyzm...... w nagrode w nastepnej rundzie zniszczylem mu jedynego ktory
byl na stole. :)) Mimo to troche mnie zajechal gdzies do 6 zycia. Ale
przyszly mi ogry i go zastukaly.
2:0 (6pkt.)
3 gra vs OBI
Ten pojedynek przeszedl chyba do historii. Zdazylismy zagrac raz.......
w wlasciwie to OBI sie poddal pod wplywem sugestii sedziego ktory juz ponad
10 minut czekal na zakonczenie jednej z 3 ostatnich rund od aktywnego
gracza. Zaczelo sie calkiem niewinnie.
Zaczalem go zajezdzac swoja banda ogrynow i goboskami i sprowadzilem go
gdzies do....... 1 zycia. Ja sam mialem 12. Poschodzilo nam sporo krit
(oboje gralismy red) i, generalnie, mialem to wygrane, szczegolnie gdy w
nastepnej rundzie rzucilem Lithophanga. Ale on rzucil takiego zielonego
krita ze za kazdy damage, ktory sie mu sie zada dostaje tylke zielony
tokienow 1/1. To spowodowalo ze Litho nie mogl atakowac, buuuuuuuu. Wiec w
nastenej rundzie przyszedl mi gobos z lataniem. Hurra.... Na to on rzucil
jakies zielone paskustwo 1/1 z lataniem. Gdy cos zablokuje to zabija to pod
koniec combatu (taki latajacy bazyliszek)... Ale ma top decking, a
wlasciwie to ja mam top-decking a on ma anty-top-decking :))). Jedyne co
mnie pocieszalo to to, ze mimo, ze specjalnie nie placilem upkeepu za
Lithophage'a (sacrifice a mountain), to on chyba tego nie wiedzial - wiec
Lihto pozyl sobie jakis 7 rund dluzej (wtedy juz zauwazyl) :))). Generalnie
powyrzucalismy chyba po 20 krit, ale nikt nie atakuje bo zginie. Zaczyna
sie extra-czas. W koncu jakos zabijam jego latacza. On w swojej turze
widzac, ze nie ma specjalnie szans, wyciaga 7 czerwonej many do poola i
mowi: 'Nie wiem co to robi ale rzucam'. I wtedy zaczelo sie..... biore do
reki i czytam Thieves' Auction fajna nazwa mysle i czytam dalej: Set aside
all permanents..... hm..... to juz srednio fajnie. Czytam dalej, dalej
karta ksiazka..... im wiecej czytam tym mniej z tego wiem..... SEDZIA!!!
Idzie pierwszy, czyta i po chwili wola 'SEDZIA' przychodzi nastepny w
wyprowadza swoja teorie. Po chwili ..... mowi..... 'nie..... to bez sensu'
i wola 'IMPERARTOR chodz tu'. Przychodza wszyscy sedziowie + ja, OBI,
dochodzi Lukasz i reszta 'under-teamu'. Zaczynamy trawic karte..... ile
zamieszania, po jakis 5 minutach ustalamy dzialanie karty, pozniej
zaczynamy sie ustalac szczegoly np. czy enchantmenty wchodza tez tapped,
kto zaczyna aukcje, jak pozniej bedziemy wiedzieli czyja karta jest czyja.
Generalnie karta powinna IMO sie nazywac Rochester Draft :)) i luzy.
Zaczelismy... gdzies przy 3 karcie przychodzi sedzia i mowi ' sorry gracie
te runde juz 10 minut ile do konca?' 'no jeszcze nam zostalo jakies 35
permamentow, ale nie przejmuj sie pozniej bedzie juz z gorki' :)). Eh... w
koncu przekonalismy z sedzia OBIego, ze i tak on przegra, bo wszystko
wchodzi tapped, a pozniej to ja mam ture i zajezdzam go czymkolwiek...
szczegolnie gdy ma 1 lifa. Poddal sie......uffffff
1:0 (9pkt.)
Luzzzzzzz.......... juz wlasciwie jestem w 1/16
Lukas sie wqrzyl i skonczyl grac. IMO przekombinowal, bo mial fajne
karty ale zrobil 3 kolorowca i z tego co mi powiedzial to chyba 3 pojedynki
przegral przez mane. Szkoda.
4 gra vs Szpiczasty
O, to bedzie niefajne. Mega do mnie przychodzi i mowi "spoko pewnie
szpiczasty i tak wygra turniej wiec sie nie martw'. Nie martwie sie.......
po prostu Szpiczasty stary wyga bierze moja karte i gdy widzi u mnie same W
(z reszta u niego jest wiecej W :) ), to proponuje remis. Biore z checia.
Przez wolny czas zamienilismy sie kartami.
10 pkt.
5 gra vs. Rafal Jankowski (chyba)
Remis.
11pkt.
Jestem w 1/16
1/16
Przeciwnik zaczyna. Gra R/W tak jak ja. Niedobrze. Na poczatku
doslownie mnie miazdzy. Po 10 rundzie sytuacja sie stabilizuje. Jednak w
koncu mnie morduje. Ale sam zostal na 4.
Zaczynam... mam 1 land. Biore mulligana. Tym razem idziemy leb w leb.
Gra przypomina nieco suicide. Jako ze mamy podobne krity wszystkim idziemy
na atak. Mimo to on ma kilka lepszych zabawek np. balista. Na szczescie u
mnie top-decking - arrest uffff. w ostatniej chwili. Wygralem. Zostalem na
2 zycia.
Sytuacja podobna. Tym razem rzuca na kirta enchant ze caly damage
zadany zostaje preventowany. A wlasnie wysajdowalem disenchanta... (wolalem
krita z mountainwalkiem). W dodatku rzuca baliste i nastepny enchatnent
Close Quarter. O do licha, robi sie groznie. Najgorsze jest to ze nie moge
nic zrobic....... poza atakiem (i ginieciem od balisty).
Wszystkie pojedynki sie skonczyly oprocz naszego. Znowu stolik oblegany
przez 20 ludzi a my we dwojke zduszeni jak sardynki w konsterwie. Zaczynamy
popelniac bledy. Tracimy przez to po 2 krity (najpierw on). Potrzebuje
jakiegos directu albo arrestu zeby uwalic jego baliste. Nie dochodzi, a on
ciagle atakuje jednym kritem (5/2 fs, trample) z tym enchantem, a ja go
biore na aure, dzieki temu trace tylko 2 zycia na runde. Ciagle rzucam nowe
krity i atakuje nimi zostawiajac 2 sciany. On mi je masakruje balista i
swoimi kritami, jednak moich zawsze jest wiecej i cos przechodzi mu w
klate. To moja jedyna szansa. Zaczynamy sie oboje pocic, deklaracja ataku,
fast efekty, tapuje krity atakuje, deklaracja obrony, wczesniej balista,
pozniej fast efekty....... wszystko sie miesza w jedno. Oboje zaczynamy
odczuwac zmeczenie i znurzenie. Decki sie koncza, podobnie jak kartki. Mimo
balisty szala sie przechyla na moja strone - ja mam 4 zycia a on 1!!!
Atakuje znowu wszystkim a on rzuca 'Moment of Silence'..... Ale, zaraz,
odtapowuje krity. Znowu rypnal mi za 2. Mam 2 zycia a on 1. No, zobaczymy
licze jego mozliwosci obrony..... nawet jak zablokuje na baliscie to cos
przejdzie. Atakuje..... a on spokojnie rzuca 'Monent of Silence'
aaaaaaaaaaaa!!!! no nie. Jestem dead...................
- Sebastian Lorenz (lighting@polbox.com)
Uwaga: Je£li masz jakie£ uwagi co do tego tekstu i chcia│by£ siΩ
nimi podzieliµ z innymi czytelnikami K╣cika MTG - napisz!