Wszystkim, kt�rzy lubi� mnie czyta�,
oraz tym dzi�ki kt�rym nie musz� pisa� do biurka.
Bractwo Wiruj�cego Miecza
"Widmo zemsty" jest trzecim opowiadaniem z serii historii bractwa miecza. Kontynuowane s� w nim w�tki z poprzednich cz�ci, wprowadzi�em tak�e nowych bohater�w z p�niejszego bractwa. Oczywi�cie ono jeszcze nie istnieje, w opowiadaniach tych przedstawiam wydarzenia kt�re mia�y miejsce przed jego powstaniem i przed g��wn� cz�ci� opowie�ci o BWM.
�ycz� przyjemnej lektury.
"Widmo zemsty"
Mg�a nie opada�a, trzyma�a si� ca�y czas ziemi. Widmowe sylwetki nagich drzew przebija�y gdzieniegdzie swoje powyginane i skar�owacia�e konary poobwieszane sukmanami z porost�w. �aden wietrzyk nie porusza� tych upiornych szmat, zwisa�y tak jakby powieszone, jakby chcia�y owin�� przechodz�cego i na zawsze uwi�zi� pomi�dzy swoimi mackami. Co jaki� czas ponure skrzypniecie rozdziera�o cisz� przestraszaj�c go.
Zadr�a� na ca�ym ciele i spojrza� na trzymany w r�ku miecz. Ku jego przera�eniu pokry� si� on nagle krwi�, czerwon�, mieni�c� si� w nieistniej�cym �wietle.
Przed oczyma przemkn�y mu obrazy: miecz od ojca, krew, gasn�ce �ycie i niepotrzebna �mier�.
Mg�a zg�stnia�a, a z oddali dobieg� cichy i st�umiony j�k. Ten j�k, taki znajomy, ko�acz�cy si� po �wiadomo�ci. Tak bardzo pragn�� o tym zapomnie�, ale to nie chcia�o. Co� tajemniczego - przysi�g�by �e nieistniej�cego - trzyma�o wspomnienia na powierzchni i w chwilach takich jak ta dawa�o im g�os.
Na ramieniu poczu� dotyk, zimny wr�cz lodowaty. Sparali�owa� go strach, tak przejmuj�cy, �e sta� nie mog�c odwr�ci� g�owy. Delikatna, ch�odna d�o� przejecha�a po jego ramieniu, a d�ugie paznokcie zag��bi�y si� w sk�rze szyi. M�czyzna krzykn�� i odwr�ci� si� szybko wystawiaj�c ostrze miecza w stron� tego... czego�.
Zobaczy� j�, m�od� dziewczyn� z pi�knymi rozgwie�d�onymi oczyma i kasztanowymi w�osami rozwiewanymi przez podmuch powietrza, dobiegaj�cy jakby z ich wn�trza. Dziewczyna u�miechn�a si� upiornie, a z jej ust buchn�y k��by pary.
Czu� �mier� wiedzia�, �e d�ugo nie po�yje. Rozpozna� j� niewinn�, ma��, bezbronn�.
Nic bardziej b��dnego.
Ponure, straszne obrazy wystrzeli�y w jego stron�, a �wiadomo�� zawirowa�a. Wydawa�o mu si�, �e rozdziera go tysi�c szpon�w, drobnych d�oni targaj�cych go na strz�py. Czu� si� taki ods�oni�ty, jakby ca�a przesz�o��, wszystkie czyny stan�y przed ni� otworem. �widrowa�y go te b��kitne oczy, takie cudowne, a zarazem tak upiornie, twarde i ostre niczym ostrza mieczy, brzytwy czy sztylety skrytob�jc�w.
Jej g�os zmra�a� wszystkie skrawki jego sk�ry. Przyjemny, spokojny, perlisty �miech dziewczyny w�yna� si� w jego umys� i drapa� powoduj�c b�l wi�kszy ni� rany zadane literaln� broni�.
Posta� p�elfki wyostrzy�a si�, a w jej d�oni pojawi� si� miecz, miecz ociekaj�cy krwi�. Nie wiedzia� sk�d ta my�l, ale by� pewny, �e ta krew jest jego. Jest... a przynajmniej b�dzie. Zjawa podesz�a, zimno od niej bij�ce stawa�o si� nie do zniesienia. Ch��d ten nie zmra�a� ju� teraz cia�a, kt�re jakby oddzieli�o si� od duszy, atakowa� wn�trze. Czu� to, a niepok�j nasili� si� do granic mo�liwo�ci. �cisn�� miecz a� zbiela�y mu knykcie.
Dziewczyna zatacza�a kr�gi, kr��y�a wok� zdobyczy niczym drapie�ny ptak. Miecz w jej r�ce opada� i wznosi� si�, rysowa� �uki i ostre pchni�cia wprawiany w �miertelny taniec przez pe�n� powagi p�elfk�.
Mg�a stawa�a si� jak mleko, jednak�e w miejscu spotkania tych dwojga opad�a ca�kowicie tak i� widzia� to �miertelne spojrzenie, pe�ne nienawi�ci i b�lu.
Nast�pi� atak, atak jak mg�a i znik� jak mg�a o poranku.
Pok�j by� ciemny, jedyne okno przys�oni�te p�acht� koca nie dawa�o wystarczaj�co du�o �wiat�a. Noc zaleg�a ju� na dobre, srebrzysty ksi�yc rzuca� nik�e promyczki, kt�re przeciska�y si� przez szparki i przetarcia w kocu. Ma�e ��eczko zas�ane bia�ymi prze�cierad�ami sta�o przy �cianie naprzeciw okienka.
Akir le�a� ca�y zlany potem w ��ku w pokoju obok. Oddycha� ci�ko, krople zimnego potu sp�ywa�y mu po czole dra�ni�c powieki. To by�o przera�aj�ce, m�czy�o go od tak wielu dni, miesi�cy, lat. Wiedzia�, �e nie uwolni si� od tych upior�w nocy wrzeszcz�cych w jego g�owie gdy tylko zdmuchnie �wiec�. Ale...
Wstrz�sn�� nim p�acz dziecka. Nie, nie p�acz, krzyk pe�en przera�enia i rozpaczliwej pro�by o pomoc.
Zerwa� si� z pos�ania budz�c wzdychaj�c� �on�. Jednak stan�� jak wryty spogl�daj�c na zaparowan� szyb� okna w�asnego pokoju. Zobaczy� za ni� sylwetk�, jej sylwetk�, upiora nocy. Nie widzia� tego, ale czu� �e si� u�miecha do niego poprzez zaparowane szk�o. Jej delikatna d�o� opar�a si� na oknie, ale zaraz cofn�a jak pora�ona pozostawiaj�c niewyra�ny �lad.
Akir j�kn�� i spojrza� w stron� wej�cia do izby Mirelli, jego c�reczki. Drzwi skrzypn�y, tyle razy Catheri m�wi�a mu aby je naoliwi�. Mi�kki dywan st�umi� jego kroki tak i� dziecko nawet si� nie poruszy�o. M�czyzna podszed� do ��eczka przys�aniaj�c jedyne �r�d�o nik�ego �wiat�a. Wzi�� delikatnie wilgotne prze�cierade�ko... wilgotne i lepkie.
Co� jest nie tak.
Akir podbieg� do komody, wygrzeba� krzesiwo i odpali� �wiec�, kt�rej jasny p�omie� ugodzi� w jego przyzwyczajone do ciemno�ci oczy.
To co zobaczy� uderzy�o w niego niczym cios giganta. Szcz�ka mu dr�a�a gdy podchodzi� do ��eczka, a r�ce lata�y chaotycznie.
Nie to niemo�liwe! Nie, nie!!
* * *
By�a pe�nia. Ditri cieszy�a si� z tak wspania�ej pogody, nie przejmowa�a si�, �e jest ods�oni�ta dla potencjalnych przeciwnik�w. Jecha�a spokojnie na swoim Czarnym Gromie przedzieraj�c si� przez chaszcze i krzewy. Bardzo to lubi�a, te przeja�d�ki noc�, gdy mog�a oddawa� si� rozmy�laniom. Samotno�� jej odpowiada�a, przyzwyczai�a si� do tego tak niepo��danego przez innych stanu i uwa�a�a, �e ma nad innymi pod tym wzgl�dem przewag�.
Pop�dzi�a na polan� sk�pan� w srebrzystym �wietle miesi�ca. Ten widok j� urzek�. Nadzwyczajny magnetyzm tej krainy poch�on�� t� elfi� cz�� duszy Ditri, po��czon� z natur� wi�zami krwi. Wi�zy te cho� os�abione przez domieszk� ludzkiej krwi wci�� s� mocne i szarpi� sercem p�elfki.
Zgrabnie zeskoczy�a z siod�a i sta�a przez chwil� urzeczona pi�knem tego miejsca, cieszy�a si� w duchu, �e jest sama. Polana przywo�ywa�a j�, n�ci�a, �piewa�a. �piewa�a t� prastar� pie�� natury i harmonii, kt�r� Ditri ledwie pami�ta�a. P�elfka wiedzia�a gdzie jest na tej trawie jej miejsce. Pobieg�a bezszelestnie na sam �rodek ��ki i spojrza�a w g�r�, na ciemnogranatowy baldachim gwiazd, roz�wietlony jarz�cym si� miesi�cem. Po�o�y�a miecz ukryty w ozdobnej pochwie na traw� i rozpi�a ciemn� tunik�, kt�ra z furkotem opad�a na traw�. Potem odwi�za�a sznureczki koszuli spinaj�ce jej dekolt, podobnie jak tunika koszula tak�e opad�a, za ni� pod��y�y ciemnobr�zowe spodnie. Ostatnie by�y buty, kr�puj�ce jej wolno�� i naturalno��. Sta�a tak naga z roz�o�onymi r�koma przyjmuj�c t� pie�� cich�, subteln�, czyst�. �wiat�o ksi�yca pada�o na jej doskona�e cia�o, na srebrz�ce si� ramiona, dziewcz�ce piersi, pon�tne biodra i g�adziutkie nogi nimfy. P�elfka schyli�a si� w stron� miecza dobywaj�c jego zab�jcz� kling�. Wsta�a, przy�o�y�a zimny metal do nagiego cia�a i zacz�a szepta� z zamkni�tymi oczyma s�owa rozbrzmiewaj�cej w jej g�owie pie�ni. Powia� wiaterek, pieszcz�c lekko mi�kk� sk�r� Ditri, delikatn� jak u dziecka, i rozwiewaj�c kasztanowe w�osy opadaj�ce swobodnie na jej ramiona. Rozpocz�a taniec, wiruj�c, opadaj�c i wznosz�c si�. Elficki miecz wsp�gra� idealnie z roz�wietlonym przez ksi�yc cia�em p�elfki. Ta�czy�a taniec wolno�ci, nieposkromionej si�y, idealnej harmonii i osza�amiaj�cego pi�kna.
Ditri oddycha�a g��boko, spokojnie, wiedz�c, �e tylko tak dosi�gnie idealnej harmonii ta�ca tkwi�cej w jej g��bi, w najdalszym zakamarku duszy. Zmieni�a u�o�enie d�oni na r�koje�ci miecza, unios�a nagie ramiona, zapar�a si� pewnie b�yszcz�cymi od potu nogami i zacz�a wykonywa� idealne p�okr�gi zakre�lane ostrzem ja�niej�cego miecza. Owalne ruchy zacz�y si� zmienia� w ci�cia. Wykona�a ol�niewaj�cy piruet, zag��biaj�c drobne stopy w ch�odnej trawie i wyskoczy�a tn�c w przewrocie powietrze. Opad�a na ziemi� w przykl�ku, jej po�yskuj�ce piersi i ramiona unosi�y si� rytmicznie gdy wci�ga�a przesycone zapachem lata powietrze. Czu�a si� wspaniale, czu�a w sobie moc tak wielk�, �e pragn�a natychmiast wyruszy� w podr�, chcia�a walczy� i przela� sw� werw� w czyn, czyn mog�cy doprowadzi� j� do celu dla jakiego �yje. Wiedzia�a, �e teraz nie mo�e jej si� nie uda�.
Te my�li przygn�bia�y j�, by�a z�a na siebie, �e pozwoli�a takim sprawom zak��ci� jej tak intymn� i osobist� chwil�.
Przymkn�a oczy, ws�uchuj�c si� w �piew swego cia�a zestrojonego z otaczaj�c� j� przyrod� i mistycznym g�osem dobywaj�cym si� z tajemniczych zakamark�w pradawnej puszczy. Jej otwarta natura pomaga�a zwalczy� ska�enie jakie nios�y walki i krew, aby m�c rozkoszowa� si� d�wi�kami przesz�o�ci, radosnymi okrzykami ta�cz�cych tu elf�w i pie�ni� Anovi'uel , legendarnej kr�lowej pradawnego rodu elf�w. Wiedzia�a, �e do nich nie nale�y, jednak�e pragn�a tego z ca�ego serca, wierzy�a, �e kiedy� j� zobaczy, wierzy�a w moc marze�, kt�ra jednak jest strasznie os�abiona przez potworne koszmary jakich by�a uczestniczk�. Te przera�aj�ce okrzyki Fanariel i be�t wdzieraj�cy si� w cia�o Dortana, jej ojca.
Sama zdziwi�a si� tym, �e teraz my�l o nich nie jest tak bolesna. Teraz gdy jest blisko dokonania zemsty ta�czy�a w blasku ksi�yca, jak kiedy� z matk�.
Teraz ta�czy�a, tylko teraz, przesz�o�� - zbyt bolesna - musi by� odrzucona.
Leciutki wietrzyk g�adz�cy rozkoszne cia�o Ditri usta�, do uszu dziewczyny nie dobiega�y ju� �adne d�wi�ki otoczenia, tylko cichutki szmer �wierszczy nie mog�cych z zachwytu usiedzie� cicho.
P�elfka jeszcze raz spojrza�a w morze gwiazd. Jedna oderwa�a si� od swych si�str i pomkn�a w dal zanikaj�c bez �ladu.
�eby uda�o mi si� ich dopa��, prosz�.
Do jej oczu jak g��bia oceanu nap�yn�y �zy i pop�yn�y powolutku b�yskaj�c jak gwiazdeczki niebieskie po policzku, �ciekaj�c z lekko szpiczastej br�dki na unosz�ce si� w g��bokim oddechu i opadaj�ce piersi. Ditri zaszlocha�a cichutko, a Czarny Grom podszed� do swojej pani tr�caj�c j� delikatnie �bem. Dziewczyna u�miechn�a si� poprzez gorzkie �zy i otoczy�a r�koma szyj� swego konika. Grom potrz�sa� �bem i prycha� cicho jakby chc�c j� pocieszy�. Tak szybko jak �zy przysz�y tak pr�dko odesz�y odgonione prze siln� wol� Ditri.
P�elfka podnios�a miecz i ubra�a si� szybko. Kilka chwil p�niej siedzia�a ju� w siodle, a podmuchy powietrza wysuszy�y z potu jej b�yszcz�c� sk�r�. Teraz gna�a z jedn� my�l�, znan� tylko jej i jeszcze jednej osobie.
�wietlista posta� powr�ci�a towarzyszy� m�cicielce.
* * *
Gmach w kt�rym mie�ci�a si� szko�a fechtunku w Alernilli by� przewspania�y. Trudno go by�o nazywa� gmachem, najrozs�dniejsz� nazw� by�by pa�ac kr�lewski. Pi�kne pos�gi walcz�cych szermierzy przy wej�ciu ol�niewa�y swym wygl�dem i precyzj� wykonania ka�dego wchodz�cego na teren akademii. Marmurowe filary pokryte p�askorze�bami, gobeliny z odleg�ej i niebezpiecznej Degali, szczeroz�ote kandelabry wykonane przez najlepszych z�otnik�w Alernilli, Degali i Stohkiru, oraz najdro�sze na Airze - i jedyne - �ywe dywany. Ka�dy kto po nich st�pa� by� �wiadkiem pojedynk�w najlepszych wojownik�w czy mag�w, widzia� jak najlepsi tego �wiata walcz� w obronie dobra i prawo�ci.
Najbardziej ol�niewaj�c� cz�ci� akademii by�a jednak sala treningowa. Sklepienie tego ogromnego pomieszczenia zbudowano ze szk�a i pokryto tyloma malunkami, �e by�y przyczyn� wielu pora�ek pocz�tkuj�cych uczni�w. Przykuwa�y uwag� od samego pocz�tku, a wspania�a kolekcja broni na �cianach tej�e komnaty wzbudza�a porz�dnie nawet w kap�anach Derylarna, boga pow�ci�gliwo�ci i cn�t. To w�a�nie tu walczyli i walcz� najlepsi.
Elfka wykona�a zwrot przez lewe rami� i ci�a praw� r�k�, a jej szabla zaiskrzy�a si� bia�� po�wiat�. M�czyzna unikn�� zdradzieckiego ciosu i pos�a� przeciwniczce skomplikowan� seri� sk�adaj�ca si� z myl�cych fint i chytrych atak�w. Kobieta ta�czy�a, jej uniki oraz harmonijny i lekki ch�d tworzy�y pi�kn� i gro�n� mozaik�, a wiruj�ce szable zderza�y si� ze szcz�kiem z mieczem i sztyletem cz�owieka.
Elfka by�a szybsza, dobrze o tym wiedzia�a, i �miej�c si� chytrze wystawi�a si� na pewne trafienie. Przeciwnik da� si� nabra� i jego ostrze wystrzeli�o do przodu, a sztylet pod��y� zdradziecko za poprzednikiem. Alvanna zakr�ci�a baletowy piruet z idealn� precyzj� unikaj�c miecza. M�czyzna widz�c ten manewr skorygowa� cios sztyletem, jednak za wolno. Ale dla elfki by� to �limaczy ruch podczas kt�rego mog�aby zada� mu trzy ciosy w pier�. Nie zrobi�a tego jednak udaj�c, �e uda�o mu si� j� zaskoczy�. Stan�a w miejscu i unios�a szable, jedn� b��kitno bia�� drug� ognistoczerwon�.
M�czyzna pochyli� si� gotowy do skoku i czeka�. Czeka� kilka chwil po czym uwa�aj�c, �e zn�w zaskoczy przeciwniczk� wyskoczy� do przodu tn�c zamaszy�cie mieczem, a sztylet ustawiaj�c do ewentualnej parady. Alvanny nikt nie by� w stanie zaskoczy�. Wykona�a ponad m�czyzn� osza�amiaj�ce salto i upad�a zgrabnie kilka krok�w za przeciwnikiem. Nast�pnie odwin�a si� b�yskawicznie i ci�a szabl� przez plecy wroga. Ten krzykn�� rozpaczliwie i pad� nieruchomy na wy�o�on� granitowymi p�ytkami posadzk�.
Alvanna nie porusza�a si� przez chwil� analizuj�c jakie b�d� konsekwencje zabicia tego pyskatego ucznia, po chwili dosz�a do wniosku �e �adne, podesz�a do niesfornego studenta, kt�ry �mia� j� wyzwa� i przy�o�y�a ostrze ognistej szabli go karku jeszcze niedawno zadziornego m�okosa.
- Alvi zostaw ju� go - rzek� podchodz�c do fechmistrzyni m�czyzna z mieczem przy boku.
Alvanna tylko mocniej przycisn�a ostrze. Tak lubi�a go denerwowa�.
- Alvi! - zaniepokoi� si� Mooshe i te pozosta�e mu cztery kroki podbieg� - to syn barona van Corrona.
- I co z tego? - zapyta�a zadziornie, a na jej czerwone niczym r�a usta wyp�yn� zawadiacki u�mieszek - nie pami�tasz co ci m�wi�am?
Mooshe wygl�da� na zdziwionego i rzeczywi�cie by�, co mu m�wi�a, o czym?
- Nie udawaj g�upka, przecie� w towarzystwie kaza�am ci na mnie m�wi� Alvanno, czy� nie? - Elfka schowa�a b��kitn� szabl� i zaczesa�a uwolnion� r�k� za ucho niesforne kosmyki kruczych w�os�w.
- No tak, ale co to ma wsp�lnego z Mikartem van Corron?
- Zupe�nie nic - roze�mia�a si� elfka, a w pustej sali jej s�owiczy g�os rozbrzmiewa� jeszcze d�ugo po tym jak spowa�nia�a - no dobra wstawaj Mikart, gdybym chcia�a ci� zabi� zgin��by� od pierwszego ciosu.
Pot�uczony ucze� pozbiera� si� po d�u�szej chwili i na odchodne rzuci� mistrzyni kr�tk� gro�b�:
- M�j ojciec si� o tym dowie!
Alvanna wybuch�a histerycznym �miechem, a Mooshe usi�owa� utrzyma� j� aby nie zacz�a tarza� si� po ziemi. Mikart wykrzywi� si� we w�ciek�o�ci i wyszed� trzaskaj�c masywnymi, i jak wszystko, pokrytymi zdobieniami drzwiami.
Mooshe po wielkich trudach uspokoi� wreszcie prawie ju� p�acz�c� elfk� i spojrza� powa�nie w jej roze�miane oczy.
- Wiesz, �e ten b�kart mo�e spe�ni� gro�b�?
- Oczywi�cie �e to zrobi! - wypali�a Alvanna i zachichota�a jak dziecko szykuj�ce drak� - Ale b�dzie ubaw nie s�dzisz?
- Tak, b�dzie. Nie pami�tasz afery z synem lorda Didervalda, wtedy te� by� ubaw?
- Pami�tam, ale on mi si� naprawd� podoba�. Co na to poradz� jestem kobiet� - dorzuci�a u�miechaj�c si� zalotnie - teraz ty mi si� podobasz.
- Jeste� stukni�ta.
Alvanna nachmurzy�a si�, ale tylko na chwilk�.
- A ty pami�tasz b�jk� z synem lorda?
Mooshe zaczerwieni� si�. Zobaczy� Alvann� z Damonem, tak go to zdenerwowa�o, �e dosz�o do b�jki i o ma�y w�os do pojedynku. Ta elfka zawsze musia�a mu to przypomina� gdy pr�bowa� doprowadza� j� do porz�dku!
- Tak, ale to zupe�nie inna bajka i by�a dawno. A co powiesz na afer� z mistrzem Gildii Mag�w Czerwonego �witu?
Teraz to Alvanna si� zaczerwieni�a. Najpot�niejszy mag Alernilli mieszka� z troch� postrzelon� �on�. Alvanna mia�a si� z nim spotka� w jego sypialni. Okaza�o si� jednak, �e pot�ne iluzje i labirynty korytarzy gmachu gildii skutecznie zmyli�y zd��aj�c� elfk�. W ko�cu dziwnym zbiegiem okoliczno�ci trafi�a do sypialni �ony maga. Rozpozna�a sw�j b��d dopiero gdy obejmowa�a swego kochanka, a w�a�ciwie to jego �on�. Sytuacja by�a beznadziejna. Przez dwa lata fechmistrzyni nie mog�a si� op�dzi� od z�o�liwych uwag i dobrodusznych �art�w innych mistrz�w akademii.
- Pami�tam i co z tego? A tak w�a�ciwie to po co� tu przylaz�?
Teraz to Mooshe si� �mia�.
- Chroni� twoj� moralno�� skarbie.
- Moja moralno�� jest zachwiana odk�d wesz�am ci do ��ka, no m�w!
- Ha, wiedzia�em...
- Co znowu!
- Nic, nic a wi�c przyszed�em tu powiedzie� ci �e go znalaz�em.
- Jeste� taki g�upi, czy tylko udajesz? Kogo?
Mooshe napuszy� si� i z udawan� obraz�, a wychodzi�o mu to ju� coraz lepiej, odwr�ci� si� i zacz�� wychodzi�. Nigdy nie by� pewny gdzie dostanie od nieprzewidywalnej elfki, ale trzeba by�o przyzna�, �e Alvanna by�a nadzwyczaj pomys�owa. Teraz nic si� nie sta�o. M�czyzna stan�� i odwr�ci� si� spogl�daj�c na zniecierpliwion� i oczekuj�c� kobiet�.
- Nie wiesz? Przecie� sama kaza�a� mi si� tym zaj��. O s o b i � c i e jak m�wi�a�, to dla mnie bardzo wa�ne, cho� przypuszczam, �e wa�niejsze dla tej twojej Ditri. Biedne dziecko, takie zagubione...
- Mooshe, zamknij si� ju�. Kiedy ci� prosz� milczysz, ale kiedy nie trzeba to gadasz jak naj�ty.
Wojownik skrzy�owa� ramiona na piersi i z kpin� w g�osie zapyta�:
- Kiedy ty mnie o co� prosi�a�? Nic tylko rozkazujesz, zaczynam mie� tego dosy�.
- Co? Przesta�, przecie� dobrze wiem �e za mn� przepadasz. A co do Ditri, to na pewno nie dziecko. Jest od ciebie starsza i prze�y�a wi�cej ni� ty i twoi rodzice razem wzi�ci. Wi�c m�wisz �e znalaz�e� tego Akira, tak?
- To w�a�nie powiedzia�em, gdyby� nie by�a taka zapatrzona w siebie to by� us�ysza�a dok�adnie.
- Wspania�a wiadomo�� - za�mia�a si� Alvanna i zarzuci�a r�ce na ramiona Mooshe'go, z kt�rego gniew wyparowa� jakby za dotkni�ciem r�d�ki.
- Jutro wyruszamy, przygotuj si�, ale najpierw przyjd� do mojej sypialni.
- Przecie� jest dopiero dziesi�ta rano. A wiesz, �e Akir osiad� sto dwadzie�cia mil st�d?
Elfka zastanowi�a si� chwileczk� po czym szepn�a mu na ucho:
- Wi�c nie marnujmy czasu na drog� do sypialni.
Pas z magicznymi szablami stukn�� o kamienn� posadzk�, zaraz przykry�a go ulubiona, bia�a koszula Alvanny.
- Ale� ten marmur zimny...
* * *
Akir zerwa� si� z ��ka i z przera�eniem w oczach spojrza� w stron� okna. By�o zaparowane jak zawsze po upojnej nocy z Catheri. Jednak pewien znajomy szczeg� przyku� jego uwag� i zasia� �mierteln� trwog� w sercu. Tak, odcisk d�oni m�odej dziewczyny.
- A wi�c to nie sen - szepn�� sam do siebie, a �ona obr�ci�a si� na drugi bok.
Krople zimnego potu zala�y mu twarz. To przecie� niemo�liwe, wiedzia� o tym, a jednak zerwa� si� ze zmi�tego prze�cierad�a i jak burza wpad� do sypialni c�reczki.
Pad� na ziemi� jak �ci�ty, widok kt�ry zobaczy� by� o stokro� gorszy od koszmar�w. Przez kr�tk� potworn� chwil� nie by� w stanie wydoby� najmniejszego d�wi�ku. Usta mu si� porusza�y jednak �adne s�owo ich nie opu�ci�o.
Nieeeee! Mirella!
Dziewczynka w wieku mo�e sze�ciu lat, le�a�a w ��eczku ociekaj�cym czerwon� krwi� po�yskuj�c� w �wietle wstaj�cego dnia. Jej malutka szyja by�a rozci�ta idealnym ci�ciem miecza, a g��wka zmia�d�ona ciosem g�owni.
Akir dr�a� kl�cz�c na pod�odze, zaraz potem zwymiotowa�, a przed oczami zacz�y mu ta�czy� czarne zjawy. W g�owie pulsowa�o w �o��dku pali� ogie�, a serce p�ka�o. Tego strasznego widoku nie spos�b opisa�.
Do za�mionego umys�u m�czyzny wdar� si� rozpaczliwy krzyk Catheri. Ten krzyk zaprzeczaj�cy jawnej prawdzie, pr�buj�cy cofn�� czas i ponownie przywo�a� dusz� c�reczki, kt�ra odesz�a i nigdy nie powr�ci.
* * *
Osada nie by�a du�a, ma�e miasteczko nad rzek� Oriska maj�c� swe �r�d�a prawdopodobnie w G�rach Rycz�cej Rzeki . To dziki i niezbadany tren, a przypuszczenia co do tego c� jest za nimi zmieniaj� si� tak cz�sto jak wielu by�o kr�lewskich kartograf�w i nadwornych uczonych. Swym kamienistym korytem Oriska prze naprz�d przez setki mil docieraj�c do Alernilli i potem dalej na zach�d a� do Morza Bez Nazwy.
Miasteczko utrzymuj�ce si� z po�owu pstr�g�w i uprawy roli nie by�o ani bogate, ani biedne, ale Nina kocha�a je. By� to jej dom od urodzenia, a wspania�a rzeka tak wiele razy dawa�a po�ywienie rozrywk� i och�od� w upalny dzie�. Teraz to si� ko�czy�o, szkoda b�dzie tych dni pe�nych zabawy i radosnego �miechu, koniec beztroski i s�odkiego braku odpowiedzialno�ci. Teraz nasta� czas, na kt�ry m�oda, bo zaledwie szesnastoletnia Nina, wcale si� nie cieszy�a. My�l o Akademii Alchemicznej w Alernilli od pocz�tku nie przypad�a jej do gustu. Ciotka Felicja mia�a jednak inne zdanie. Od kiedy Nina, kt�ra zawsze mia�a poci�g do mieszania r�nych rzeczy, wla�a jej do zupy sw�j - jak to nazwa�a wywar - po kt�rym biedna ciotka wymiotowa�a tydzie�, a przez nast�pny mia�a strasznie odra�aj�ce wiatry, od tego czasu postanowi�a wys�a� j� tam.
Niech si� uczy leczy�, a nie zabija� - mawia�a. Nigdy te� Nina nie mia�a ju� wej�� do kuchni, co bardzo jej odpowiada�o, nienawidzi�a my� garnk�w, a szczeg�lnie po wizycie wujka Ginaka.
Teraz gdy nasta� dzie� wyjazdu ba�a si� swej przysz�o�ci, w jej oczach tak niepewnej. Patrzy�a w pieni�cy si� nurt, kt�ry prawnie zna�a na pami�� i szybko zdj�a sukienk� podarowan� przez babci� Nun�. Zaraz potem wskoczy�a do zimnej wody piszcz�c gdy ch�odny pr�d porwa� j� ze sob�. Okrzyki rado�ci i przejmuj�cej satysfakcji rozleg�y si� w kamienistym korycie. W ko�cu, dr��ca z podniecenia i zimna, wyczo�ga�a si� na brzeg.
- Oj cioteczka b�dzie w�ciek�a - mrukn�a sama do siebie i u�miechn�a si� na sam� my�l o zdenerwowaniu zrz�dliwej Felicji.
Us�ysza�a wo�anie, ponury g�os babki Nuny. W�a�nie sobie przypomnia�a, �e sukienk� zostawi�a kilkana�cie metr�w w g�r� rzeki. Zerwa�a si� do biegu, a jej bose stopy zgrabnie omija�y ostre kamienie i �liskie mchy. Zna�a to wszystko prawie na pami��.
Wieczorem tego samego dnia spakowa�a swoje rzeczy. Zabra�a troch� ubra�, jej ulubione zio�a syssyklli , kt�re rozpylone przy twarzy gwarantowa�y delikwentowi dobr� drzemk�, trzy "wybuchowe puszeczki" - jej w�asnej produkcji, no�yk otrzymany od ojca zanim wyruszy� na wojn� i opask� na czo�o, kt�r� otrzyma�a od pewnej elfiej dziewczynki i w tajemnicy przed ciotk� przechowywa�a na stryszku. Po�egna�a si� ze swoim pokoikiem, ma�ym ale jej w�asnym. Nikt jej tu nie niepokoi�, wiedzia�a dobrze, �e tu wraz z przyjaci�k� Nel, mog�a spokojnie porozmawia� nie obawiaj�c si� w�cibskich i niedojrza�ych ch�opak�w z wioski. Niestety Nel wyjecha�a jeszcze wcze�niej. Rodzice wys�ali j� do szko�y aby nauczy�a si� pisa� i czyta� i aby mog�a utrzymywa� ich gdy b�d� starzy. W tajemnicy Nel zwierzy�a si� Ninie, �e postanowi�a ju� nie wraca�. Biedna, osamotniona Nina chodzi�a teraz sama nad rzek� i sama te� przesiadywa�a w swoim pokoiku, ale i to mia�o si� ju� jutro sko�czy�.
Posz�a spa� z niepokojem, niepewna jak to b�dzie jutro.
Nast�pnego dnia, pod chatk� zajecha� powozik kuzyna pracuj�cego u rz�dcy i zabra� podenerwowan� Nin� w drog� ku przeznaczeniu. Wiatr wia� okrutnie, targaj�c z�ote w�osy dziewczyny i dra�ni�c oczka zalewaj�ce si� �zami. Oko�o po�udnia spad� lekki deszczyk zwil�aj�c drog� i tworz�c ma�e ka�u�e w kt�rych przegl�da�o si� zagniewane niebo.
* * *
Ditri podjecha�a do roz�o�ystego d�bu i zsiad�a z konia przywi�zuj�c go do suchej ga��zki krzewu. Odpi�a przemoczony p�aszcz i powiesi�a go na konarze wiekowego drzewa dotykaj�c jego chropowatej kory i wyobra�aj�c sobie co on widzia� i gdyby potrafi� m�wi� o czym opowiedzia�by m�odej dziewczynie. Odpi�a pas przerzucony przez plecy, na kt�rym wisia� miecz, pi�kny elficki miecz i opar�a o drzewo. Potem przyjrza�a si� dok�adnie grupce krzew�w i trawek rosn�cych niedaleko. Po uwa�nych ogl�dzinach Ditri dosz�a do wniosku, �e kto� t�dy przechodzi�, a rzut okiem na inne, otaczaj�ce to miejsce ro�liny wyra�nie wskazywa� na kilka os�b, z pewno�ci� ludzi. Gdy� tylko oni byli takimi ignorantami aby niszczy� przyrod� daj�c� im schronienie, no mo�na tu jeszcze wspomnie� krasnoludy, ale one nie lubi�y las�w, z pewno�ci� �aden by si� tu nie zapu�ci�.
P�elfka wdrapa�a si� na ociekaj�cy deszcz�wk� d�b i roz�o�y�a si� na rozleg�ych ga��ziach tak jak pokazywa�a jej matka. Siedz�c tu i nas�uchuj�c szumu deszczu czu�a si� jakby by�a razem z ni�, czu�a obecno�� Fanariel, jej szept, prawie dotyk. �ni�a o domku przy lesie otoczonym choineczkami i ca�ym poro�ni�tym winoro�l� i bluszczem. Czu�a zapach igliwia i kwiat�w z pobliskiego zagajnika, ulubionego miejsca Fanariel. To tam elfka ta�czy�a o wschodzie s�o�ca i wita�a rodz�cy si� dzie�, tam te� �egna�a s�o�ce, tam �piewa�a maj�c za akompaniament ch�ralny �piew �wierszczy i wiatr nios�cy jej s�owa daleko, daleko w dal. W tym ogrodzie Dortan podziwia� pi�kno swej ukochanej Fanariel i �a�owa�, �e nie zna s��w pie�ni przez ni� �piewanych, wierzy� w szcz�cie, czu� pi�kno ofiarowane przez cudown� ma��onk�, kocha� j� ca�ym sercem, ca�� dusz� i umys�em.
Wszystko to widzia�a Ditri drzemi�c na ga��ziach d�bu przez miejscowych nazywanym "M�drcem", a niewielu go widzia�o, niewielu tu trafia�o, a jeszcze mniej prze�ywa�o.
Nagle us�ysza�a �wist. Gdzie� w oddali zabrzmia�y g�osy, w czym jeden najdonio�lejszy, charcz�cy. P�elfka zeskoczy�a zwinnie, zabra�a miecz i kaza�a Gromowi si� skry�. Ko� jakby rozumiej�c ka�de jej s�owo cichutko odszed� w zaro�la opodal. Ditri wspi�a si� ponownie na drzewo i nas�uchiwa�a. G�osy si� zbli�a�y, by�y coraz bardziej podekscytowane, jakby �cigali kogo�, albo polowali.
- Tam jest - rozdar� si� jeden tak gwa�townie, �e Ditri mimowolnie zadr�a�a. Zna�a ten g�os, a przynajmniej tak jej si� wydawa�o. Gdy w pe�ni u�wiadomi�a sobie implikacje wynikaj�ce z tego faktu o ma�y w�os nie spad�a z drzewa.
Zna�a ten g�os, ten charcz�cy, szpetny i znienawidzony �miech, kt�ry s�ysza�a tylko raz, ale kt�ry zary� si� g��boko w jej umys�. Nie mog�a go pomyli� z �adnym innym.
Wn�trze Ditri p�on�o ogniem. Gdyby kto� si� jej teraz przyjrza� widzia�by w oczach �mier�, potworn�, nieuniknion�. Miecz opu�ci� pochw� i pokry� si� natychmiast wod� �ciekaj�c� z ka�dej �ody�ki i najmniejszego listka.
Pod d�bem pojawi�o si� nagle siedmiu ros�ych m�czyzn id�cych pod sam pie� starego d�bu.
- Patrzcie co za gigant! - krzykn�� jeden wskazuj�c r�k� trzymaj�c� �uk w stron� drzewa.
- Zabalujemy gdy sko�czymy z Anorivelnimi. Chod�my ich wyko�czy�, po co szlaja� si� po tym ponurym lesie, ach pieprzone komary!
- Direkat, zamknij si� g�upku! Zapomnia�e�, �e jeste�my na polowaniu? - rykn�� ten potworny, szpetny, znienawidzony...
Drab zwany Direkatem za�mia� si�.
- Przecie� ten zasrany elfik pewnie sika teraz ze strachu po krzakach i ...
Nagle zach�ysn� si� i pad�, a z jego plec�w wystawa�o kilka cali drzewca zako�czonego ��tym pierzem.
- Theris erim daveri. Mollier'ed vie dsillemi shuver ! Ha, ha! - rozleg� si� melodyjny g�os, a wszyscy my�liwi stan�li w gotowo�ci.
Ditri rozumia�a te s�owa tylko w nik�ej cz�ci. By�y z pewno�ci� po elficku, wielokrotnie s�ysza�a ten dialekt w ustach swojej matki, ale nigdzie p�niej przez te dwana�cie lat. Elf m�wi� co� o g�upkach i m�dro�ci, nie rozumia�a dok�adnie co.
Najwi�kszy zbir rozgl�da� si� nerwowo. Nikogo tu nie ma, przecie� tak dobry tropiciel od razu by go dopad�. Ten kto tak my�la� strasznie si� myli�. Nast�pna strza�a rozwali�a g�ow� najbardziej wysuni�tego z grupy, kt�ry pad� zanim zauwa�y� co si� sta�o.
Ukryty za drzewem m�czyzna za�adowa� kusz� i czeka�. Elf w pewnym momencie, na u�amki sekundy wychyli� si� aby wystrzeli�, i ten b��d kosztowa� go be�t. Z�o�liwy pocisk zag��bi� si� w jego ramieniu. Elf j�kn�� i upu�ci� luk, kt�ry spad� niedaleko zbir�w.
- Skurczybyk podszed� tak blisko! - krzykn�� jeden z my�liwych, zaraz potem wszyscy dobyli broni i ruszyli dobi� rannego elfa.
Ditri widzia�a teraz wyra�nie sytuacj�. Widzia�a jak biedny, ranny przyjaciel zwija si� usi�uj�c przezwyci�y� potworny b�l i stawi� czo�a brutalnym napastnikom. Wiedzia�a, �e biedak nie ma szans... sam.
P�elfka zapad�a w siebie odnajduj�c spok�j i harmoni� niezb�dn� do walki z takimi przeciwnikami. Wiedzia�a, �e cz�� jej umrze dzi�, aby narodzi� si� od nowa w innej postaci. Czu�a w sobie si�� i moc. Przyjrza�a si� osaczaj�cym elfa my�liwym i nawet u�miechn�a si� delikatnie. Miecz w jej r�ku zawirowa�, a ona zeskoczy�a z drzewa wprost na kusznika, pr�buj�cego prze�adowa� bro�. Zaskoczony m�czyzna krzykn�, jednak jego wrzask zmieni� si� w bulgocz�cy charkot gdy ostra klinga Ditri przemkn�a mu przez gard�o. Pad� zalewaj�c si� krwi� z rozci�tych arterii. Dziewczyna odskoczy�a i stan�a pewnie, a jej buty z czarnej sk�ry zag��bi�y si� nieznacznie w rozmi�kczonej przez deszcz ziemi. Zmieni�a uk�ad st�p i zaszar�owa�a.
- Zirkah! Tam kto� jest!
Ditri nie pozwoli�a mu powiedzie� nic wi�cej, jej mglista sylwetka w mgnieniu oka pojawi�a si� przy nim. My�liwy odwin�� si� na odlew sw� toporn� pa�k�. Nie zna� jednak natury przeciwniczki. P�elfka kucn�a unikaj�c ciosu mog�cego pos�a� j� trzy metry dalej z rozbit� g�ow� i ci�a przez ods�oni�ty brzuch wroga. Sekund� p�niej wykonywa�a ju� salto ponad umieraj�cy drabem i opad�a zgrabnie tu� przed zaskoczonym Zirkahem. Dwaj pozostali m�czy�ni do��czyli do swego dow�dcy.
- Kto jeste� smarkata! - krzykn�� herszt grupy i zamacha� mieczem.
Ditri milcza�a, jak milczy �mier� zachodz�ca ofiar�.
- J�zyk w g�bie �e� straci�a?
Dziewczyna zbli�a�a si� powolutku, z�owrogo, ca�y czas wpatruj�c si� w br�zowe oczy z�oczy�cy. Pami�ta�a je dobrze, cho� pragn�a na zawsze zapomnie�, zakopa� w odm�tach pami�ci.
Dw�ch my�liwych zaatakowa�o tn�c przez boki p�elfki, Zirkah uderzy� od przodu. Dla cz�owieka uderzenia te nast�pi�y jednocze�nie, nie dla wy�wiczonej przez Alvann� Ditri. Jej bystre oko wypatrzy�o r�nic� u�amk�w sekundy. To wystarczy�o. Miecze zbir�w zderzy�y si� z elfi� stal� raz i dwa. W momencie gdy jej miecz odbi� si� od klingi bandyty wykorzysta�a impet zderzenia aby wykona� b�yskawiczny p�obr�t i sparowa� paskudne pchni�cie wymierzone w jej brzuch. Zirkah zawaha� si� b�d�c pewnym, �e nikt nie mo�e sparowa� jego pchni�cia, a w szczeg�lno�ci b�d�c zaj�tym walk� z dwoma innymi przeciwnikami. Ten moment kosztowa� go bolesne trafienie w nog� b�d�ce wynikiem kontynuowania przez Ditri skomplikowanego manewru.
Dwaj pozostali wyprowadzili kolejne ci�cia z lewa na prawo, z prawa na lewo atakuj�c z furi� i frustracj�. Dziewczyna wykona�a ol�niewaj�cy piruet op�dzaj�c si� od b�yszcz�cych od deszcz�wki mieczy, jej ostrze trzasn�o w miecz tego po lewej, zaraz potem przebi�o si� robi�c� wra�enie kombinacj� przez niezdarn� obron� i zag��bi�o w piersi zbira, kt�ry nie wydaj�c najmniejszego d�wi�ku opad� z chlapni�ciem w b�oto. T� chwil� wykorzysta� drugi z ludzi Zirkaha aby zaatakowa� odwr�con� do niego plecami p�elfk�. Staraj�c si� nie ha�asowa� podbieg� i... pad� z rozprut� szyj�. Dla Ditri te kroki by�y rycz�cym smokiem. Odwr�ci�a si� w stron� gdzie spodziewa�a si� zobaczy� rannego Zirkaha, jednak ju� go tam nie by�o.
Sta�a tak przez chwil� ca�a przemoczona, czekaj�c a� deszcz zmyje krew z jej klingi. W sercu Ditri panowa� wszechw�adny b�l. Chcia�a go goni�, przecie� nie ucieknie daleko ze zranion� nog�, nie potrafi�a si� jednak poruszy�. Co� j� trzyma�o, co� czego nie zna�a. Gdy tak patrzy�a na cia�a zb�jc�w, kt�rych po�o�y� jej miecz, my�la�a o tych kt�rzy oczekuj� na ich powr�t, o rodzinie, dzieciach. W g�owie rozbrzmiewa� g�os Alvanny pr�buj�cy odwie�� j� od tego strasznego zamiaru. Ale ona nie wiedzia�a co Ditri czuje, jak bardzo jest skrzywdzona.
B�d� ich �ciga�a a� do �mierci.
P�elfka wypu�ci�a miecz, pad�a na kolana i zupe�nie zapominaj�c o rannym elfie, skry�a twarz w d�oniach. Jej ramiona zadr�a�y gdy z piersi doby� si� szloch.
- Diqirme deil sollari? - rozleg� si� spokojny wsp�czuj�cy g�os.
Ditri drgn�a i spojrza�a w stron� sk�d dobiega� przyjemny g�os. Zobaczy�a wysokiego elfa trzymaj�cego si� za ranione rami�. Jego mokre w�osy mia�y kolor lasu, a b�yszcz�ce oczy kolor morza.
- Diqirme deil? - zapyta� ponownie i podszed� powoli. Ditri podnios�a miecz i wsta�a szybko zwracaj�c si� przodem do nieznajomego. Nie by�a pewna co ma na my�li, wiedzia�a �e pyta si� jej o zdrowie, a mo�e raczej czy nic si� jej nie sta�o. Ciekawe co znaczy to ostatnie s��wko, zastanawia�a si� Ditri gdy elf podszed� bli�ej.
- Widz�, �e nie bardzo rozumiesz sw� rodzim� mow� - u�miechn�� si� czaruj�co i doda� - Jestem Tergaliel, i dzi�kuj� ci za ratunek.
Ditri nie wiedzia�a co powiedzie� wi�c sta�a cicho.
- Mog� wiedzie� komu sk�adam podzi�kowania?
Tak bardzo ten elf przypomina� Fanariel, jego g�os, akcent i ten u�miech. Do oczu zacz�y nap�ywa� jej �zy i tylko si�� woli powstrzymywa�a si� przed wybuchem p�aczu.
Tergaliel zauwa�y� jej niezdecydowanie, i emocje maluj�ce si� na twarzy.
- Dobrze, je�li nie chcesz, nie musisz nic m�wi�, ale pozw�l �e zaprosz� ci� do moich przyjaci�, aby� mog�a si� ogrza� i spo�y� z nami wsp�lny posi�ek.
Ditri chcia�a jecha�, goni� tego Zirkaha. Nie wiedzia�a te�, �e w�r�d elf�w nie przyj�cie zaproszenia by�o nietaktem i poni�eniem zapraszaj�cego. Odetchn�a g��boko i rzek�a spokojnie:
- Jestem Ditri Casirim i z ch�ci� bym przyj�a twoj� propozycj�, jednak sam s�ysza�e� co ten cz�owiek chce zrobi� jakim� ludziom.
Elf spochmurnia� wyra�nie, jednak zaraz smutno si� u�miechn�� i skin�� g�ow�.
- Twoja decyzja sollari, nie wiem jednak czy ci ludzie wyra�� wdzi�czno�� za twoje po�wi�cenie. Widzia�a� co oni robi� z istotami, kt�re nie chc� si� podporz�dkowa� ich ograniczonej woli. W ich kulturze nie ma miejsca dla kogo� kto wytkn��by im b��dy, s� na to zbyt g�upi.
- Ja mimo to nie mog� pozwoli� na t� zbrodni� - �le si� czu�a tak jawnie ok�amuj�c tego elfa, dobrze wiedzia�a, �e idzie tam przede wszystkim dla g�owy Zirkaha.
Tergaliel zn�w si� u�miechn��.
- Ciesz� si�, �e jest jeszcze w�r�d naszego ludu wsp�czucie dla tych arogant�w.
- Dlaczego tak m�wisz, przecie� wiesz, �e do was nie nale��? - zapyta�a z wyra�nym gniewem w g�osie.
- Och droga Ditri, nale�ysz bardziej ni� ktokolwiek - powiedzia� i wyci�gn�� z sakiewki ma�y pier�cionek - we� go na znak mojej wdzi�czno�ci i przyja�ni. Jakikolwiek elf go zobaczy, udzieli ci pomocy. �egnaj Ditri, niechaj bogowie ci� prowadz� i prostuj� twoje �cie�ki.
Po tych s�owach znikn��, a ma�y pier�cionek pojawi� si� w d�oni p�elfki. Przygl�da�a si� wspania�emu przedmiotowi, tak idealnie wykonany i tak pi�kny. Widzia�a ju� gdzie� taki pier�cie�, jednak�e nie pami�ta�a teraz gdzie. Jej umys� zaprz�ta�y inne my�li i zanim si� zastanowi�a wsun�a pier�cionek na palec i gwizdn�a na Czarny Grom.
Miecz znalaz� si� w pochwie, a minut� p�niej Ditri w siodle. Ruszy�a przez deszcz zmierzaj�c po wyra�nych jeszcze �ladach krwi w stron� ma�ego miasteczka nad rzek� Oriska.
* * *
Przeczytaj W�drowcze cz�� drug�...